• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Klinika magicznych chorób i urazów v
1 2 Dalej »
[07/08/1972] Idąc w ślady starszego brata || cameron & cedric

[07/08/1972] Idąc w ślady starszego brata || cameron & cedric
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
13.03.2024, 21:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.03.2024, 21:49 przez Cameron Lupin.)  

—07/08/1972—
Kafeteria, Szpital św. Munga
Cameron Lupin & Cedric Lupin



Minęły trzy długie dni odkąd Cameron oświadczył się dla Heather Wood podczas balu na jaki się wprosili. Nagła utrata przytomności tuż po tym, jak Ruda się zgodziła, okazała się nie być wybitnie poważna... A przynajmniej tak sobie wmawiał, bo sam nie wiedział, czy ufać lekarzom, których poprosił o opinię, gdy wrócił z wolnego do stażu w szpitalu. Dalej miał mętlik w głowie, po tym, co się wydarzyło. Nie, żeby żałował swojej decyzji, bo akurat tutaj nie miał nad czym się zastanawiać.

Chciał tego i był to logiczny krok w dalszym rozwoju ich związku, jednak nie do końca spodziewał się, że będzie miał narzeczoną w tak młodym wieku. Po prawdzie to do niedawna wątpił, aby miało to nastąpić przed trzydziestką, o ile w ogóle. Bądź co bądź, jeszcze parę miesięcy temu nie potrafiłby nawet określić, czy mógłby wziąć ślub, biorąc pod uwagę relację, jaka łączyła go z Charliem i Heather. Rytuał majowy z Beltane wiele wyklarował, pomimo tego, że jemu i Heather nie do końca udało mu się go zaliczyć.

Chłopak westchnął ciężko, uśmiechając się markotnie do pracownicy kafeterii, która rozdawała stażystom posiłki. Sałatka z trzech składników, pajda suchego chleba, zamarznięty jogurt i herbata. Typowo. Trzeba było iść po tego kebaba, pomyślał, odbierając swój posiłek i rozglądając się po sali. Zazwycaj jadł razem ze swoją grupą, jednak teraz wyjątkowo nigdzie ich nie widział. Jego uwagę przykuł jednak ktoś inny... Jego własny brat!

— No proszę, kogo wypuścili z sali operacyjnej — rzucił na powitanie, wsuwając się bez zaproszenia na jedno z miejsc przy stoliku Cedrica. Uśmiechnął się pod nosem. — Ostatnio wątpiłem, czy w ogóle jadasz z resztą ludzi. Myślałem, że tylko cię prowadzą od jednego zabiegu do drugiego, póki jako tako trzymasz się na nogach.

Starszy Lupin zdecydowanie się przepracowywał, co Cameron rozumiał, jednak tylko po części. Sam miał nad głową dosyć wymagającą opiekunkę w formie Florence Bulstrode, toteż wiedział, ile obowiązków na raz może wylądować na barkach jednej osoby. Znał też swojego brata, więc wiedział, że ten dawał sobie wsadzić w ręce więcej, niż potrafił unieść. A potem spędzał całe dnie w szpitalu, zamiast trochę odpocząć.

— Słuchaj... Jak ty się czułeś, kiedy planowałeś się oświadczyć? — spytał niepewnie, rwąc kromkę chleba na mniejsze kawałki, żeby zająć czymś ręce. — Miałeś jakieś plany odnośnie do tego, co będzie ''później'' czy skupiałeś się tylko na tym, aby doszło do wręczenia pierścionka?

Skrzywił się lekko, obserwując uważnie brata. Jak dotąd nie odbyli poważnej rozmowy na temat tego, że Cameron zdecydował się oświadczyć, jednak ta informacja na pewno do Cedrica dotarła. Bądź co bądź, po mieście już krążyły plotki z balu, a personel szpitala lubował się w plotkach. Zwłaszcza pielęgniarki, a te to pewnie bardzo chętnie obskakiwały czarodzieja.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#2
15.04.2024, 21:13  ✶  
Praca zazwyczaj pochłaniała większość jego czasu i uwagi, zarówno w trakcie zmiany jak i po niej. Mało co potrafiło go wybić z rytmu, który wyrobił w sobie poprzez kilka lat nie do końca legalnych nadmiarowych nadgodzin. Skupiał się na pomaganiu innym, własne troski odkładając na bok, co było dość wygodną ucieczką od wszystkiego, z czym akurat się zmagał prywatnie. Tym razem było jednak inaczej. Nieco przypadkiem zasłyszał od znajomego, że jego brat był na wizytach kontrolnych w sprawie jakiegoś omdlenia. Niby nic takiego, ale nie wspomniał mu o tym nawet słowem. Czemu? To pytanie nie dawało mu spokoju. Lupinowie zazwyczaj nie mieli przed sobą sekretów, zwłaszcza jeśli chodziło o zdrowie. W końcu większość z nich siedziała mniej lub bardziej w branży medycznej. Świadomość zdrowia była u nich bardzo powszechna. W sporej mierze właśnie dlatego dziwiło go takie zachowanie Camerona. Czyżby coś przed nim ukrywał? Jeśli tak, to co? Dlaczego uznał, że nie chce o tym wspominać Cedricowi.
Zmartwienia były istną pożywką dla jego naturalnych skłonności do nadinterpretacji, także dzisiejszy dzień był dla niego wyjątkowo nieprzyjemny. Każda kolejna myśl była bardziej absurdalna od kolejnej, ale jego mózg zdawał się tego nie wyłapywać. Skupiał się jedynie na pogłębianiu jego lęków.Z tego zamyślenia wyrwał go nagle znajomy głos. O ironio, był to nie kto inny jak jego brat.
Wzdrygnął się lekko, wracając na powierzchnię, posyłając mu lekki, choć zmęczony uśmiech. Zaaferowanie dość skutecznie pomagało mu zapomnieć o zmęczeniu, ale ciała nie dało się tak łatwo oszukać.
— Cameron, miło cię widzieć! — rzucił w końcu, mimowolnie lustrując go wzrokiem. Szukał jakichkolwiek oznak choroby czy gorszego samopoczucia. Z ulgą odnotował brak symptomów, ale w głowie zaraz pojawił się nowy głosik. Bo co, jeśli działo się z nim coś, co nie dawało zewnętrznych objawów? — Niedługo kończę przerwę, także korzystaj z mojego towarzystwa, póki możesz. W innym przypadku zobaczymy się w domu o... pewnie późnym wieczorem — dodał jeszcze, skubiąc powoli sałatkę, którą miał przed sobą.
Czekając na odpowiedź, zastanawiał się, czy powinien dopytywać o te wizyty. Nie chciał w końcu naruszać jego prywatności, ale ostatecznie troska wygrała. Otworzył usta, chcąc poruszyć ten drażliwy (dla niego samego) temat, ale nim cokolwiek powiedział, brat całkowicie zbił go z tropu. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Z Dan rozstali się już jakiś czas temu, ale dla niego temat i tak był dość świeży. Oraz bolesny. Tak, rozważał oświadczyny, ale wszystko się rozsypało, nim do tego doszło. Niektórzy mówili, że to lepiej, ale pocieszenia tego typu nie do końca do niego trafiały. Próbował o tym zapomnieć i nawet jako tako mu szło, ale w tej chwili wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Przez chwilę milczał, na nowo procesując wydarzenia ostatnich tygodni. Był tym wszystkim tak pochłonięty, że dopiero po chwili dotarł do niego inny, znacznie istotniejszy sens tego pytania.
— Cameronie Lupin. Czy Ty planujesz się oświadczyć Heather? — rzucił, nieco głośniej niż chciał, a oczy rozszerzyły mu się niczym galeony. — Czy rodzice o tym wiedzą? Czy ktokolwiek o tym wie? — dodał jeszcze, nieco ciszej, wciąż procesując zaistniałą sytuację. Jego malutki brat miał zamiar się żenić? To... wspaniałe. Przerażające. Przede wszystkim wspaniałe.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
21.04.2024, 20:27  ✶  
Walczył z całych sił o to, aby zachować w miarę rozsądny balans między życiem prywatnym a zawodowym, jednak nie było to wyjątkowo łatwe. Szpital chyba dalej dochodził do siebie po tym, jak musiał w maju oddelegować część pracowników do pomocy rannym po Beltane, więc starali się trzymać wielu medyków w gotowości na wypadek kolejnego ataku. A to oznaczało dłuższe dyżury i więcej pracy.

Zwłaszcza dla stażystów, którzy mieli w gruncie rzeczy bardzo mało praw, a całą masę obowiązków, jeśli faktycznie chcieli utrzymać swoją pozycję. U Camerona ograniczony czas objawił się między innymi tym, że zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, czy nie powinien opuścić szeregów klubu podróżniczego. I tak w ostatnim czasie nie miał czasu na udzielenie się na spotkaniach. A te kilka dodatkowych godzin w tygodniu mogłoby mu się obecnie bardzo przydać.

— W twoim wypadku to może oznaczać wczesny poranek — obruszył się.

Przy obecnym trybie życia nawet przez myśl by mu nie przeszło, żeby wyczekiwać na brata do czwartej nad ranem. On też musiał odpocząć. Cameron sięgnął po mrożony jogurt, jednak po zaledwie dwóch łyżeczkach odłożył go na bok. Pytanie brata nieco zbiło z tropu, jednak... Był w stanie mu to wybaczyć. Rodzice chyba też nie byli pewni, jak interpretować jego zachowanie w domu i dyskretne komentarze na temat ostatniego balu, na jaki wybrał się z panną Wood.

— Już się oświadczyłem. Parę dni temu. Na imprezie — odparł z ciężkim westchnieniem, przerzucając przy tym zwiniętą serwetkę z jednej dłoni do drugiej. — Rodzice... Chyba wiedzą? My... Ja... Coś tam powiedzieliśmy, ale nie wiem, czy wzięli to na poważnie. Albo nie chcą sobie robić nadziei. — Uśmiechnął się krzywo pod nosem. — Za to gazety od razu zrozumiały, bo zrobiłem to publicznie. — Na jego twarz wstąpił grymas, jakby niedawna trauma próbowała wedrzeć mu się do głowy. — Na imprezie, na której nie powinno mnie być. Wśród nadzianych czarodziejów. A potem zemdlałem.

To dopiero musiało być przerażające i wspaniałe. W tej kolejności. Zarówno dla niego, jak i Heather. Nigdy się tak nie bał, jak wtedy gdy padł przed Rudą na kolana, aby zadać jej to znamienne pytanie. Uratował niegdyś znajomą przed Śmierciożercami, walczył z dziką wiedźmą w lasach Doliny Godryka podczas Beltane, na co dzień pracował w szpitalu, widząc najróżniejsze dramaty, a i tak bał się tego, czy nie zostanie odrzucony. Nic dziwnego, że akceptacja wywarła na nim tak duże wrażenie. Cameron pokręcił powoli głowę, odcinając się od swoich wewnętrznych rozważań.

— Nie wiem, co mam robić dalej. Powaga — rzucił do brata, odkładając serwetkę na tacę ze swoim posiłkiem. — O-ona... Ona nawet nie dostała ode mnie prawdziwego pierścionka, t-tylko drewnianą n-n-nakrętkę. Chciałem, żeby było bardziej kameralniej, ale myślałem, że nas w-w-wyrzucą... — Wziął głęboki oddech, co by się nie zapowietrzyć. — I w sumie, to nie wiem, co pary robią dalej. A ty... Masz chyba większe doświadczenie? Przynajmniej życiowe.

Kłamstwo. Z całego rodzeństwa Cedric był najprawdopodobniej najspokojniejszy, a Cameron najdzikszy. Ich ścieżki życiowe, chociaż podobne pod względem zawodowym, dalej były zupełnie inne, jednak starszy Lupin zdawał się lepiej zorientowany w tym, jak powinno wyglądać ''dorosłe'' i ''poważne'' życie. Jaki miałby być teraz następny krok?
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#4
01.06.2024, 20:45  ✶  
Gdy dotarła do niego informacja, że kolejny Lupin zdecydował się wystąpić o praktyki w Mungu, czuł się niezwykle podekscytowany. Uwielbiał swoją pracę, pomaganie innym było po prostu świetne. Był przekonany, że Cameron podzieli jego pasję. W głowie wyobrażał sobie wspólne dyżury i rozwiązywanie zagadek medycznych, ale prawda była nieco bardziej szarobura. Niekończące się kolejki pacjentów skutecznie zajmowały grafik mężczyzny, a gdyby tego było mało — godziny ich dyżurów oraz obowiązki często się różniły, przez co najczęściej się mijali. Cedric nie był tym faktem pocieszony, bo naprawdę zależało mu na młodszym bracie. Chciał mu pomagać, a finalnie skończyło się na tym, że podpytywał znajomych o jego progres. Fakt, że mogli spędzić razem przerwę obiadową, był niezwykle przyjemnym zaskoczeniem.
— Wiem, że ostatnimi czasy pracuję więcej, ale mamy problemy z personelem. Nie chcę zostawić tych wszystkich chorych na lodzie — odparł, próbując się jakoś wytłumaczyć. Do tej pory przez myśl mu nie przyszło, że Cameron może być na niego zły, przynajmniej z tego powodu. — Dzisiaj kończymy o tej samej godzinie, także możemy nawet wrócić razem do domu. No ale, póki siedzimy tutaj. Jak tam pracowanie pod Florence? Słyszałem, że daje Wam mały wycisk? — dodał jeszcze, obrzucając go troskliwym spojrzeniem.
Początkowo zakładał, że ich rozmowa skupi się na pracy. Nie wiedział jeszcze wtedy, w jak dużym był błędzie. Tyle dobrego, że nie chodziło o nic złego. Zaręczyny? Wiedział, że dobrze im się układa, ale taki krok brzmiał poważnie, nawet bardzo. Cieszył się szczęściem brata, ale do tej pory traktował go chyba jak dziecko, co nagle gwałtownie się zmieniło. Cameron dawno temu przestał być dzieckiem. Był ambitnym stażystą w Szpitalu Świętego Munga, a gdyby tego, Heather Wood była jego narzeczoną. Tak, to zdecydowanie były pozytywne wiadomości.
— Coś tam mówiłeś? Jeśli mama dowie się o tym z gazet, urwie ci głowę. Sugeruję przegadać z nią temat jeszcze dzisiaj wieczorem, najlepiej z Heather. Będzie przeszczęśliwa. Z minusów, pewnie zacznie od razu planować Wasze wesele — Pokręcił lekko głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. W końcu wydarzyło się coś, co skutecznie oderwało go od myślenia o tym, co zaszło kilka dni temu. Felerny wyjazd nad jezioro z Vior. Dalej nie potrafił w pełni zrozumieć rzeczy, do których tam doszło. Czyżby za bardzo się starał? Był nachalny? Co, jeśli pomyślała, że chciał ją po prosty wykorzystać? Każda z tych opcji wiązała nieprzyjemny supeł w jego żołądku.
Nie skomentował wzmianki o zemdleniu. Chyba dlatego, że sam zachowałby się pewnie identycznie. — Oświadczasz się młodym damom na imprezach dla dzianych ludzi? Czy Ty na pewno jesteś moim bratem? Nie poznaję cię — zaśmiał się, po czym lekko rozczochrał włosy Camerona. Tak, miło było oderwać się od ponurej rzeczywistości, a z nikim nie wychodziło to tak dobrze, jak z rodziną.
Zaraz jednak spoważniał, widząc że temat robi się nieco bardziej poważny. Był chyba najgorszą opcją, jeśli chodziło o rady życiowe, ale nie chciał go zostawić na lodzie, zwłaszcza w takim momencie. — Może i żyję dłużej, ale w relacjach damsko-męskich zdecydowanie ze mną wygrywasz — zażartował, mając nadzieję, że dzięki temu nieco rozluźni atmosferę. — Słuchaj. To, że nie dałeś jej złotej biżuterii z gigantycznym brylantem nic nie znaczy. To tylko gest. Liczy się to, co idzie za nim. Heather wie, że ją kochasz i czuje dokładnie to samo — Mówiąc to, przysunął się nieco do brata, podsuwając mu nieruszoną szklankę gorącej czekolady. — Co pary robią dalej? W teorii kolejnym etapem jest ślub, ale myślę, że z tym możecie jeszcze chwilę poczekać. Możecie być narzeczeństwem przez jakiś czas, okey? Oswój się w tej nowej roli, ułóż myśli. Liczy się to, co masz tutaj — dokończył, palcem wskazując klatkę piersiową brata. — Co podpowiada ci serce?
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
07.06.2024, 21:41  ✶  
— Mamy '72 roku, drogi bracie. Ten twój stan trwa od baaaardzo długiego czasu — odparł uroczyście Cameron, dusząc w sobie śmiech na wzmiankę o ''ostatnich czasach''. Cedryk mógł wmawiać współpracownikom, że to po prostu taki okres w pracy, że musi spędzać więcej czasu w gabinecie i na salach zabiegowych, ale nie własnej rodzinie. A już na pewno nie własnemu bratu, który pracował w tym samym budynku. — Czaję, ale... Wiesz, że nikomu nie pomożesz, jak w końcu zemdlejesz i sam wylądujesz na kozetce, c'nie?

Może poczucie obowiązku względem pacjentów było czymś, co przychodziło z wiekiem i większym doświadczeniem zawodowym? Oczywiście, Cameronowi zależało na dobru pacjentów i starał się traktować swoją pracę tak poważnie, jak tylko się dało, jednak... Nie widział w tym misji. Medycyna, eliksirowarstwo i zaklęcia lecznicze były po prostu czymś, do czego miał dryg. Wyzwaniem, któremu udawało mu się sprostać w czasach szkolnych.

Ciekawostką, która przerodziła się w jedyną rzecz, w jakiej faktycznie był dobry. Po prostu nie widział dla siebie innej drogi. Owszem, istniały rozwidlenia: mógł porzucić szpital i przenieść się do apteki czy leczyć ludzi ''na wpół oficjalnie''. Ale znalezienie zajęcia w zupełnie innej dziedzinie wydawało mu się czymś niewyobrażalnym. To byłoby zbyt duże wyjście ze stefy komfortu, ae w ostatnim czasie i tak był zmuszony do aż nader częstego wyściubiania nosa poza jej granice.

— Ekhm... Cóż... B-boję się jej? — rzucił Lupin, dłubiąc widelcem w swoim jedzeniu, starając się nie podnosić wzroku na krewniaka. — I to tak na serio. Jakoś z miesiąc temu pomogłem jej pozbyć się bogina, który zrobił sobie leże w magazynku i... Noo... Gdy przed nim stanąłem, to zmienił się w nią. — Skrzywił się na to wspomnienie. Starał się nie dawać po sobie poznać, że ma skomplikowaną relację z czarownicą, jednak starcie z boginem obwieściło to jej dosyć... bezpośrednio. — Czasem m-mam wątpliwości czy dożyje do końca tego stażu, w-wiesz?

Gdyby miał na głowie tylko i wyłącznie utrzymanie się w Szpitalu św. Munga, to może nie byłoby tak źle. Ale przecież teraz na każdym kroku czaiły się jakieś problemy lub zagrożenia! Śmierciożercy, którzy coraz śmielej sobie poczynali. Charlie, który musiał się ukrywać pod fałszywym nazwiskiem i zmienioną facjatą. Rytuał miłości, który wszystko... tak bardzo przyspieszył w kwestii jego relacji z Heather. A kto wie, co czeka ich na jesień? Znając życie, będzie tylko gorzej.

— Nie będzie żadnego wesela — zapowiedział, kręcąc gwałtownie głową. — Na pewno nie w tym roku. Nie mam nawet pierścionka. O-oświadczyłem się drewnianą zakrętką zerwaną z balustrady w rezydencji jakichś bogoli. Chcę jej dać coś super. Wesele to nie jest... Tani interes, co nie? — Westchnął przeciągle. — Nie mam na to pieniędzy. Czasem wątpię, żeby stać mnie było na wynajęcie czegokolwiek w Londynie. A nie chcę też, żeby starzy Heather za wszystko płacili.

Nawet jeśli by to proponowali, pomyślał przelotnie, starając się nie ulec swym wątpliwościom. Podejrzewał, że gdyby faktycznie przyszło co do czego, to Woodowie wyłożyliby pieniądze na tę imprezę, kwitując to czymś w stylu ''no skoro uwolnisz nas o Heather hehe'' czy ''zasługujecie na to, co najlepsze''. Ba, jakby się tak nad tym zastanowić, to Ruda pewnie mogła spokojnie opłacić wszystko z własnej kieszeni. Bądź co bądź, jej skrytka nie należała do pustych, biorąc pod uwagę jej karierę w Harpiach.

— Coś musiałem zrobić! — Wyrzucił dłonie w górę, czerwieniąc się na komentarz Cedrica. — Ludzie zaczęli już do mnie wypisywać, co właściwie mnie łączy z Heather, bo wersja prasy nie zgadzała się z tym, co krążyło wśród naszych znajomych. Jakoś to musiałem naprostować. No i... Ona lubi, jak o niej gadają. Więc... Chyba było jej nawet miło?

Podrapał się po głowie, po czym zaśmiał się na pytanie, co mówi mu serce.

— Kilka rzeczy: że nie powinienem robić nic bo wtedy sytuacja będzie ''zawieszona'' i nie będzie mi groził żaden stres. Podpowiada mi też, że powinienem ją wywieźć do jednej z rezydencji jej matki, bo Brygada ją w pewnym momencie wykończy zanim mi się to uda. Z trzeciej strony... Że powinniśmy sami oswoić się z sytuacją i wspólnie zdecydować, co zrobić dalej?
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#6
30.06.2024, 18:50  ✶  
Poczuł się nieco niezręcznie, gdy Cameron postanowił ciągnąć dalej temat pracy. Jasne, w przeciągu ostatniego roku poświęcał na dyżury nieco zbyt dużo czasu, ale w ostatnim miesiącu sytuacja zdecydowanie się poprawiła. Przynajmniej na tę chwilę. Spędzanie z Vior coraz więcej czasu poprawiało nie tylko stan jego samopoczucia, ale także zmniejszało liczbę godzin, które spędzał w Mungu. W finalnym rozrachunku nawet rodzice mieli okazję widywać go nieco częściej, chociaż z Cameronem było nieco gorzej. Przez różne godziny dyżurów, mimowolnie się mijali. Normalnie nawet się nad tym nie zastanawiał, ale gdy zdarzały się momenty takie jak ten, gdy mogli razem posiedzieć, czuł rosnące w nim poczucie winy. Zdecydowanie słabo radził sobie w roli brata, skoro nawet nie próbował nic z tym zrobić.
— Ostatni rok minął mi wyjątkowo szybko. Nawet nie wiem, kiedy przeminęły ostatnie miesiące, szczególnie ostatni — zaczął, z uśmiechem wspominając czas, który spędzał z przyjaciółką. Mina szybko mu jednak zrzedła, gdy przypomniał sobie o wydarzeniach, do których doszło na Windermere. Dzisiaj mijał pierwszy dzień w pracy od tych wydarzeń i chociaż z rana było ciężko, dość szybko zauważył, że skupianie się na kolejnych pacjentach pozwalało mu się wyłączyć. Przechodził w wyuczony już, automatyczny tryb rozwiązywania problemów, który nie dopuszczał do niego nieprzyjemnych myśli. Wszystko wskazywało na to, że znowu zacznie spędzać tutaj niemal każde wolne popołudnie. — Mimo wszystko doceniam i szanuję pańską opinię, panie Lupin. Postaram się nieco więcej wypoczywać, żeby nie dokładać kolegom dodatkowych zmartwień — dokończył w końcu, siląc się przy tym na lekki uśmiech. Przed oczami wciąż miał zapłakaną twarz Vior, więc nie było to szczególnie łatwe. Ostatecznie jedynie się skrzywił. Nie chciał jednak martwić brata, także nachylił się nad jedzeniem, przez chwilę spożywając obiad w ciszy, próbując przy tym wziąć się w garść. Naprawdę nie chciał robić scen, zwłaszcza przed Cameronem. Mimowolnie czuł przymus pokazywania mu się jako silny, zdecydowany człowiek. Ktoś, z kogo mógłby brać przykład. W tej chwili było to wyjątkowo trudne, ale starał się robić dobrą minę do złej gry, na miarę swoich wątłych możliwości.
Ulżyło mu, gdy rozmowa przeszła na tematy związane z Cameronem. Z jednej strony wciąż był cholernie zdumiony, ale przede wszystkim po prostu cieszył się z tego, że brat się zaręczył. Zwłaszcza że Heather była naprawdę sympatyczna. Stanowili wręcz idealną parę.
— Hmmm. Niech to zostanie między nami, ale tak po prawdzie to też czuję się przy niej nieco niepewnie — Naprawdę lubił pracować z Florence, ale jej profesjonalizm onieśmielał nawet jego. Nie licząc Vior, była jedyną osobą, która potrafiła wyciągnąć go ze szpitala o czasie, nie korzystając przy tym z poleceń służbowych.
— Nie powinieneś się przejmować tym boginem. W trakcie mojego stażu byłem nawet bardziej przerażony. Stres wzmiacnia w nas poczucie niepewności. Florence może się wydawać surowa, ale po prostu stara się przekazać wam jak najwięcej wiedzy. Zdecydowanie przeżyjesz ten staż — odparł, posyłając bratu ciepłe spojrzenie. Chcąc nieco podnieść go na duchu, przesunął w jego stronę miseczkę z czekoladowym puddingiem. — Przyda ci się nieco więcej cukru, smacznego — dorzucił tylko, lekko czochrając przy tym jego czuprynę.
Gdy brat zaczął opowiadać mu o zaręczynach, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Brzmiał to tak prosto, a jednocześnie naprawdę romantycznie. Jego myśli mimowolnie chciały uciec w pewną stronę, ale w porę się zatrzymał. Przynajmniej teraz nie chciał się dodatkowo dołować. Poza tym — przecież byli tylko przyjaciółmi, chyba. W sumie to nawet nie wiedział, czy miała zamiar utrzymać z nim kontakt. To, w jaki sposób go pożegnała... nie napawało go to optymizmem.
— Dorzucę się do Waszego wesela. Rodzice z pewnością zrobią to samo. W końcu doczekali się momentu, gdy któreś z ich trojga dzieci postanowiło się ustatkować — O tak, był przekonany, że ich mama będzie zachwycona. Gdy Cedric był jeszcze z Dandelion, co kilka miesięcy dopytywała, czy nie planują już może ślubu.
— Po prostu powiedziałeś prawdę. Nie ma i nigdy nie będzie nic złego w kochaniu drugiej osoby. Naprawdę jestem z ciebie dumny, braciszku — skwitował, patrząc na niego z czułością. Chociaż jeden z nich potrafił czegoś nie spieprzyć.
— Nie wiem, czy zabieranie jej możliwości pracowania to dobry pomysł. W ostateczności pewnie weźmie cię pod pachę i pójdziecie do Ministerstwa razem. Poza tym... naprawdę powinieneś pogadać o tym z mamą przed jakimikolwiek wyjazdami. Mogę pójść z Tobą, jako wsparcie. Wezmę na siebie wszelkie pytania — dodał jeszcze i chociaż był teraz naprawdę szczęśliwy, w środku czuł się jeszcze bardziej osamotniony. Kto by pomyślał, że jeden głupi wyjazd mógł wszystko tak koncertowo zepsuć.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
16.07.2024, 00:24  ✶  
— Jak nie będziesz mnie słuchał, to wyślę cię z Heather i jej koleżankami na jakąś imprezę w Londynie — ostrzegł, chociaż nie był pewny, czy Ruda ma jakiekolwiek koleżanki poza Brenną Longbottom. Jej mentorka wydawała się na tyle aktywna, że mogłaby upchnąć w sobie co najmniej kilka osobowości. Zwłaszcza sądząc po historiach, jakie opowiadała o niej Heather. — One nie będą takie miłe jak twój brat. Czy nawet panna Zamfir, której ostatnio tak pomagałeś ne festynie.

Mrugnął do niego porozumiewawczo. Może i nie spędził przy stoisku Viorici za dużo czasu, ale obecność Cedrica na obchodach Lammas nie uszła jego uwadze. Zwłaszcza że zaangażował się w pomoc dziewczynie na tyle, aby osobiście stawić się na jej stanowisku pracy. Uśmiechnął się pod nosem. Cieszył się, że brat nie żył cały czas przeszłością. Chociaż cała rodzina miała spore nadzieje względem jego związku z Dandy, tak... Plany po prostu ulegały zmianie.

Ludzie się zmieniali, szli do przodu i szukali swojego miejsca na świecie. Dandelion mogła zniknąć z obrazka, ale nie oznaczało to od razu, że Ced był skazany na życie w samotności i ciągłe robienie nadgodzin w Szpitalu św. Munga. W końcu pojawi się ktoś, kto zmusi go do wyrabiania standardowych godzin. I dzień ten pewnie będzie świętowany nawet huczniej niż wesela Camerona.

— Co nie?! — ucieszył się, że ktoś go w końcu rozumie. — Mam wrażenie, że taka trochę z niej sadystka. Jakby wypracowała sobie fchuj wysoki poziom pracy i wszystko, co jest poniżej niego, jest o kant dupy obić. Kompletnie nie ma tolerancji na takie rzeczy. Czaisz, że nawet sobie powybierała zioła z kwiatów, które dostałem i przekazała je do magazynu?

Uniósł wymownie czoło, kręcąc delikatnie głową. Gdyby nie to, że rozmawiał teraz właśnie ze swoim bratem, to pewnie wypowiadałby się na ten temat z przestrachem, jednak towarzystwo znajomej twarzy i to, że Cedric zdawał się w pełni rozumieć jego sytuację, wyzwoliło w nim małą iskierkę odwagi. Skoro on miał takie przygody, to co musiał tutaj przeżywać jego rodzony brat?

— Nie odczuwam przy niej niczego poza niepewnością — odparł, przyjmując bez większego wahania podarek w formie słodkiej przekąski.

Może Hogwart nie miał w swojej kadrze jakiejś zajebistej ilości nauczycieli, jednak czasem zdarzały się rotacje; ktoś odchodził z pracy, ktoś przychodził, jedna profesorka lądowała na urlopie macierzyńskim. Cameron podczas swojej siedmioletniej edukacji napotkał sporo różnych typów nauczycieli. Niektórzy byli ostrzy jak brzytwa, inni do rany przyłóż, a co poniektórzy podchodzili do tego, jak do zwykłej pracy.

Florence jednak była wyjątkowo, bo raczej nie dawała studentom na co dzień odczuć, że kiedykolwiek może stać się milsza. To nie była umowa na zasadzie ''im lepiej będziecie się spisywać, tym milsza dla was będę''. To było ostrzeżenie ''jeśli nie doskoczycie do mojego poziomu, to pożałujecie''. Można było się pokusić, że w tym wszystkim chodziło o dobro pacjenta, jak i samego szpitala, jednak można było tego robić bez tego agresywnego błysku w oku i syczenia na nich (czyt. zwracaniu uwagi na błędy).

— Doceniam gest, Ced, naprawdę — przyznał Cameron, uśmiechając się niemrawo na propozycję brata. — Gdyby to była kasa na wakacje czy imprezę, to pewnie bym się nawet nie zastanawiał, ale wesele... — Pokręcił powoli głową, mieszając łyżeczką w puddingu. — Nie chcę, żebyście pakowali w to kasę. Zwłaszcza dużą. To powinno wyjść od nas, zwłaszcza, że nawet nie mamy swojego lokum. A organizacja imprezy przed wynajęciem czegokolwiek, to trochę jak Bombarda w kolano.

Zdusił w sobie ciężkie westchnienie. Bądź co bądź, tuż po tym, jak opuścił mury Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jego plany na życie po dostaniu dyplomu były nieco inne. Owszem, tak czy siak zamierzał składać papiery do Akademii Munga, ale sądził, że uda mu się coś wynająć razem z Heather i Charlesem. A w międzyczasie Ruda zdążyła się przekwalifikować, aby dostać fuchę w Brygadzie Uderzeniowej, co samo w sobie przyniosło spore zmiany, a do tego jeszcze Charles i to wszystko, co się wydarzyło w związku z konfliktem. Nawet ostatnie miesiące namieszały im w życiu. Teraz trzeba było to składać wszystko do kupy krok po kroku jak jakąś cholerną zdobioną misę.

— Nie chcę jej odbierać możliwości pracy! — oburzył się Cameron. Nie był kompletnym idiotą. Wiedział, że za swoją nędzną pensję stażysty z trudem utrzymałby pokój do wynajęcia, nie mówiąc już o mieszkaniu i codziennych zakupach dla dwóch osób. — Poza tym, mamy aptekę. Alchemia to nie jest żadna filozofia, a ona jest sprytna. Szybko by załapała. W ostateczności... Jej rodzice też mają biznes. Sprzedają miotły na Pokątnej.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#8
22.07.2024, 23:39  ✶  
Uśmiechnął się tylko lekko, chociaż reszta twarzy zdradzała, że wizja takiego wypadu nie przypadła mu zbytnio do gustu. Nie, żeby miał coś względem Heather, ale szczerze wątpił w to, czy odnalazłby się w takim gronie. Jasne, ostatnimi czasy nieco wyszedł ze swojej standardowej pozy odludka, ale przebywanie z ludźmi wciąż bywało wyzwaniem. Bo z całą sympatią względem narzeczonej brata, nie mógł przecież stwierdzić, że znali się jakoś wybitnie dobrze. Nie, żeby musieli. W końcu najważniejsze było to, co łączyło ją z Cameronem. Jeszcze do niedawna nie pomyślałby jednak, że będzie to narzeczeństwo. No, przynajmniej nie tak szybko. Na samą myśl, że niedługo mieliby brać ślub, czuł się odczuwalnie starzej. Cholera, kiedy ten chłopak tak bardzo dorósł?
— Nie chcę wchodzić w Twoje kompetencje lekarskie, ale jeśli mam odpoczywać to wypad na imprezę nie brzmi jak najlepszy pomysł — zagaił lekko, chociaż oczywiście sobie żartował. Bo przecież jego brat nie mógł mówić poważnie, prawda?
Mina mu jednak zrzedła, gdy nagle pojawił się temat Vior. Przez twarz mimowolnie przeszedł mu grymas bólu, ale szybko doszedł do siebie, o ile aktualny stan można określić jakąkolwiek normą. Nigdy nie lubił się nad sobą użalać. Zazwyczaj wychodził z założenia, że jego problemy raczej nie interesują innych ludzi. Zwłaszcza że przeważnie mierzył się z raczej trywialnymi wyzwaniami. Pracując w Mungu, spotkał naprawdę wielu chorych ludzi i wiedział, z czym mierzą się na co dzień. Zapewne większość z nich bez wahania zamieniłaby się z nim miejscami. Zawsze starał się robić dobrą minę do złej gry, ale tym razem szło mu zdecydowanie gorzej. Już od kilku dni próbował dojść do siebie po tym felernym wyjeździe, ale w głowie wciąż słyszał rozmowę, którą odbył z Vior. Próbował zrozumieć, do czego tam w ogóle doszło, ale po prostu nie miał pojęcia. Przynajmniej z początku. Gdy zastanowił się nad tym nieco mocniej, zrozumiał, że po prostu zbyt wiele od niej oczekiwał. Ciągle chciał się z nią spotykać, męcząc swoim towarzystwem. Nie dawał jej spokoju nawet na Lammas, gdzie z uparciem godnym osła przesiedział z nią cały dzień. Na końcu zaprosił ją nad to cholerne jezioro. Nie wiedział nawet kiedy, ale ewidentnie zaczął sobie wyobrażać, że między nimi może dojść do czegoś więcej. Teraz doskonale wiedział, jak bardzo było to niemożliwe. Szkoda tylko, że zdążył już wszystko zaprzepaścić.
Na szczęście powrót do pracy pomógł mu zapomnieć o tym wszystkim, nawet jeśli tylko na chwilę. Tutaj był po prostu doktorem Lupinem, który zajmował się pacjentami. Doskonale znał zakres swoich obowiązków i nie musiał się martwić, że coś zepsuje. Przynajmniej w tym jednym aspekcie życia radził sobie jakkolwiek dobrze.
— Na Twoim miejscu nie mówiłbym o tym tak głośno — odparł, nie mogąc się powstrzymać od lekkiego śmiechu. Jasne, profesjonalizm Florence go onieśmielał, ale Cameron miał z nią zdecydowanie inne przeżycia. Może warto byłoby się temu nieco lepiej przyjrzeć? — Jest surowa i wymagająca, ale spróbuj patrzeć na pozytywne aspekty tej sytuacji — nieco spoważniał, nie chcąc się skupić na plotkowaniu o znajomej z pracy. — W tej chwili jest może ciężko, ale dzięki jej podejściu uda ci się znacznie więcej nauczyć, a to z kolegi ułatwi ci dalszą naukę — dokończył z lekkim uśmiechem, mając nadzieję, że uda mu się przekonać Camerona do nieco większego optymizmu. To, że robił to akurat on, było nieco ironiczne, ale nie miał zamiaru przedkładać swoich problemów nad dobro innych, szczególnie rodziny. Wizja wesela brata była na tyle surrealistyczna i radosna, że na chwilę faktycznie zapomniał o Vior i tym cholernym Windermere. Zapewne wszystko do niego wróci, gdy tylko postawi stopę w swoim pokoju, ale do tego mieli jeszcze co najmniej kilka godzin.
— Gdyby chodziło o kasę na wakacje albo imprezę to dałbym ci co najwyżej kilka galeonów. Nie mam drugiego brata, którego mógłbym pomóc, także musisz się pogodzić ze swoim losem. Nie czuję się zmuszony. Po prostu chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę cię widzieć szczęśliwego — odparł łagodnie, stojąc mocno przy swoim stanowisku. Cedric był naprawdę skromnym człowiekiem i rzadko kiedy wydawał większe sumy pieniędzy. Wizja użycia ich w takim celu była naprawdę przyjemna.
— Nie muszę dawać wam pieniędzy teraz, ale daj znać, gdy ustalicie coś więcej. Jeśli zaś chodzi o rodziców... naprawdę myślisz, że mama zgodzi się na nie branie udziału w planowaniu tego wszystkiego? Któreś z jej dzieci w końcu bierze ślub — dodał jeszcze, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jej Cameron nie zdoła przegadać, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał.
— Słyszałem o jej rodzicach, ale w sumie nigdy ich nie spotkałem. Jacy są? Bo zakładam, że ich spotkałeś? — rzucił, w głowie odnotowując z ulgą, że Cameron nie był na tyle szalony, żeby zakazywać Heather swojej pracy. Im więcej o niej słyszał, tym bardziej kojarzyła mu się z Brenną, a doskonale wiedział, że jej nie udałoby się przegadać nikomu.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
29.07.2024, 21:05  ✶  
Z początku Cameron wcale nie miał zamiaru dorastać. Praktycznie do samego końca nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zakładał, że to po opuszczeniu po raz ostatni szkolnych murów zacznie się prawdziwa zabawa. Zapisze się na wstępne kursy, żeby nieco podrasować swoje CV, a po kilku miesiącach wyprowadzi się do jakiegoś wynajmowanego lokum razem z Heather oraz Charliem i całą trójką będą doświadczać wszelkiego rodzaju cudów związanych z wolnym życiem dorosłych czarodziejów i czarownic. Mało co się z tego spełniło, a i wszelkie nadzieje na to, że faktycznie doświadczą życia po szkole w pełnej krasie, obróciło się w niebyt.

Aż do balu Longbottomów żyli poniekąd ułudą, że być może uda im się jakoś wyjść z tego wszystkiego cało, ale śmierć dziewczyna młodego Rookwooda i nagła zmiana tożsamości, która poskutkowała ''zamknięciem'' w Warowni Longbottomów skutecznie uniemożliwiła im wybitnie częsty kontakt. A potem działania Śmierciożerców nasiliły się w formie ataku na Beltane, a Cameron czuł się tak potwornie bezsilny, że... Chyba nie miał innego wyboru jak tylko dorosnąć. I stać się użytecznym. A że innego fachu w rękach niż lecznictwo i tworzenie eliksirów nie miał, to na tym spędzał większość swojego czasu, czy to podczas stażu, czy też w czasie wolnym. Jakoś musiał się przydać. Jakoś musiał powstrzymać bliskich przed kontuzjami.

— Niektórzy odpoczywają właśnie przez kontakt z ludźmi. Ekstrawertycy w ten sposób ładują swoją energię, bo mogą spędzić czas ze swoimi bliskimi i eee chłonąć ''klimat'' — wytłumaczył bratu, walcząc o to, aby nie przyznać mu racji. — a co jak co, ale trochę dodatkowej energii by ci się przydało. A Heather ma jej w nadmiarze. Powaga.

Wbił na niego na dłużej wzrok, próbując domyślić się, co też mogło chować się pod tymi pełnymi zmartwienia zmarszczkami mimicznymi. Równie dobrze mógł się martwić o odkażenie sali zabiegowej, jak i o coś związanego z panną Zamfir. Może nie podobało mu się to, że ktoś zauważył go z nią? Może się wstydził związku po tym, jak Dandy niespodziewanie zniknęła z jego życia? On się zawsze tak wszystkim martwi, pomyślał bezgłośnie, wycierając usta papierową chusteczką. Chrząknął znacząco.

— Nie rób min, bo ci tak zostanie — upomniał go, biorąc do ust łyżeczkę puddingu. — Wiesz... Skoro już nawet mi się układa w życiu, to tobie tym bardziej powinno. To ty jesteś tym bardziej ogarniętym z naszej trójki, co nie? Wprawdzie Cecylka wyprzedza nas obu, ale ty naprawdę nie jesteś daleko za nią.

Poza tym nie był ślepy. Cedric był naprawdę przystojnym facetem. Jak na jego brata. Na pewno oglądało się za nim pół oddziału, więc gdyby tylko zebrał się w sobie, to na pewno znalazłby sobie kogoś fajnego. Byle tylko nie była to lekarka, która ma takiego samego hopla na punkcie nadgodzin, skomentował w myślach Cameron, nabierając kolejną porcję puddingu na łyżeczkę. Mmm… Dobre.

— Nie lubię tego podejścia — stwierdził Cameron z nutą dziecięcego rozdrażnienia w głosie. Zupełnie, jakby Florence była przedszkolanką, która nie przypadła mu pierwszego dnia do gustu i doszukiwał się w każdym jej geście jakieś oszustwa i próby dania mu za coś nauczki. — Praca pod presją to jedno i wiem, że obchodzimy się z ludzkim życiem i zdrowiem, a-ale... Umpf, po prostu mogłaby być milsza.

Zająknął się, zdając sobie sprawę, że brakuje mu argumentów. Aż za dobrze pamiętał, jak Bulstrode zaciągnęła go półprzytomnego po całej nocy spędzonej w lesie do namiotu medyków w obozie wolontariuszy na Polanie Ognisk. Tuż po ataku Śmierciożerców po Beltane, kiedy czarodzieje i czarownice z całego kraju sprowadzali z Kniei Godryka kolejne ofiary czarnoksiężników, jak i natury. To była praca pod presją. I obchodzenie się z ludzkim życiem. W tamtych warunkach nie było miejsca na błąd. Ograniczone zasoby. Wyzwanie. Nauczka. Lekcja. Pokręcił powoli głową.

— Jej ojciec jest chyba bardziej przyziemny niż matka. Prowadzi sklep z wyposażeniem miotlarskim na Pokątnej. A Matka... Wiesz, ona też była zawodniczką quidditcha. Ma kupę medali i jakichś pucharków. Bardzo dobra szukająca. Przynajmniej tak mówią jej osiągnięcia i Heather — przyznał, bo sam o rozgrywkach czarodziejów nie wiedział za wiele. Lęk wysokości i złe wspomnienia z lekcji latania w akademii magia skutecznie trzymały go z daleka od tych zaklętych kijków i kamieni rozwalających ludziom głowy i kolana. Cholerne tłuczki. — W sumie to trochę straszne. — Cameron zamrugał parokrotnie. — Wiesz, jej stary robi w wytwórstwie... Ja siedzę w wytwórstwie przez eliksiry... Jej matka była wielką gwiazdą... Heather też jest wielką gwiazdą...

Wbił pytający wzrok w brata, bo w sumie nie wiedział, co o tym myśleć.

— A co do kasy...Jeśli mam być szczery, to dzisiaj wystarczy mi parę mniejszych nominałów — rzucił z szerokim uśmiechem, starając się przekierować rozmowę na mniej poważne tory. Do ślubu i wesela jeszcze daleka droga. — Może po dyżurze skoczę do dzielnicy mugoli na jakiegoś kebaba. Będę musiał przy okazji rozmienić gdzieś naszą walutę.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#10
02.09.2024, 21:21  ✶  
Zazwyczaj lubił pochłaniać się pracą. Nieustanne zajmowanie się kolejnymi pacjentami oraz ich problemami było satysfakcjonujące, a jednocześnie pozwalało mu się odciąć od towarzyszących mu trosk i zmartwień. O ile takowe akurat miał, co wcale nie było jakoś częste. Ciężko się temu dziwić, bo przecież trudno o posiadanie problemów, gdy większość czasu, także tego wolnego, spędzasz w pracy. Od czasu rozstania z Dandelion przesiadywanie z Mungiem pomagało mu odciąć się od smutku i pustki. Z pewnością nie było to rozwiązanie idealne, ale tak było po prostu łatwiej. Nigdy nie był najlepszy w rozwiązywanie sytuacji, gdy w grę wchodziły emocje.
Zdawać by się mogło, że wcześniejsze sytuacje nauczyły go, że po prostu nie nadaje się do relacji, ale gdy na horyzoncie pojawiła się Viorica, logika została odłożona na bok. Może nie od razu, ale starczyło wyjście do baru, żeby się w niej zauroczył. Oczywiście ciągle się stresował, ale postanowił zaryzykować. Skończyło się tak, jak zwykle. Znowu coś zepsuł. Tym razem jednak nawet nie wiedział, o co konkretnie może się winić, także czuł się źle "tak po prostu". Dla zasady.
Słysząc o Heather i jej energii, jego myśli mimowolnie poleciały do Vior. Uśmiechnął się nieco boleśnie, po czym lekko pokręcił głową.
— Jeśli mogę być z Tobą szczery, to starczy mi już tej dodatkowej energii. Zdecydowanie lepiej czuję się, gdy siedzę w pracy przez większość dnia. Przynajmniej wiem, czego mogę się spodziewać — westchnął, ze smutkiem. Wspomnienia z Windermere wciąż były żywe i cholernie bolesne. Zapewne będzie tak jeszcze przez dłuższy czas.
Liczył na to, że szybsze skończenie i tak nieudanego już urlopu mu pomoże, ale jak do tej pory jego samopoczucie nie uległo większym zmianom, przynajmniej na lepsze. Ciągły stres i niepewność wpłynęły bowiem na jego zdecydowanie, gdy chodziło o medyczne rzeczy, co z kolei spowodowało kilka nieprzyjemnych rozmów z pacjentami oraz personelem szpitala.
W tej chwili czuł się niczym zbity, mokry pies, któremu właściciel kazał spać pod gołym niebem. Fakt, że przerwę mógł spędzić w towarzystwie brata, był chyba jedynym pozytywnym aspektem tego dnia. Starał się zachować w sobie wszystkie te emocje, ale nigdy nie był w tym dobry. Jeśli tylko Cameron poświęcił nieco czasu, mógł zauważyć, że z jego bratem ewidentnie coś jest nie tak. Bardziej niż zazwyczaj.
Z tego ponurego zamyślenia wyrwała go nagła uwaga Camerona. Zaskoczyła go na tyle, że mimowolnie parsknął, a w oczach na krótką chwilę pojawiła się wesoła iskierka. Co prawda nie została tam jakoś szczególnie długo, ale w tej sytuacji i tak było to całkiem sporym krokiem do przodu.
— Masz rację, nie mogę się tak zachowywać. W końcu jesteśmy w pracy — zaczął, zastanawiając się nad dalszymi słowami brata. Był tym najbardziej ogarniętym? Och, poprzeczka zdecydowanie nie była ustawiona aż tak nisko. — Doceniam komplementy, ale do Cecylki mi daleko. Nie powinieneś też ujmować sobie. Tylko jeden z nas ma problemy ze zrozumieniem pojęcia posiadania czasu wolnego — dorzucił jeszcze, zerkając przy tym na rozmówcę. Tak, przesiadywanie z w takim towarzystwie zdecydowanie mu pomagało. Szkoda, że ich czas powoli się kończył.
— Hmmm, może z nią porozmawiam? W sensie — nie będę wspominał, że chcę się za Tobą wstawić. Mogę po prostu porozmawiać, podpytać o jej podopiecznych i ewentualnie coś zasugerować? Co o tym sądzisz? — Co prawda wizja dyskutowania z Florence przyprawiała go o dreszcze, ale nie chciał zostawić brata w potrzebie. Może nie będzie tak źle?
— No dobra, w takim razie wiemy, że jej rodzice są bogaci i znani. Jak z charakterami? Jak przyjęli Wasze zaręczyny? Bo wiesz, jeśli do tej pory nie dzieje się nic złego to podejrzewam, że po prostu cię lubią — w trakcie mówienia sięgnął po sakiewkę i przesunął w stronę brata kilka galeonów. — W takim razie miłej zabawy na mieście, Cam. O której kończysz? Pracę. Chociaż... przerwy zostało ci ile? Ja będe musiał się niedługo zbierać. Pacjenci czekają — W normalnych warunkach czułby ekscytację wizją dziesiątek potrzebujących, ale tym razem czuł się zmęczony. Dziwne.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cedric Lupin (3303), Cameron Lupin (4248)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa