• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[06/06/1972] Zaświadczenie A38, czyli biurokracja w praktyce || erik & sauriel

[06/06/1972] Zaświadczenie A38, czyli biurokracja w praktyce || erik & sauriel
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
20.03.2024, 22:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 15:53 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

—06/06/1972—
Poczekalnia dla petentów w DKnMS, Ministerstwo Magii
Erik Longbottom & Sauriel Rookwood



Mugolscy wierzący zwykli mówić, że każdy ma swój krzyż, który musi dźwigać przez całe swoje życie. Im więcej Erik miał do czynienia z biurokratyczną stroną Ministerstwa Magii jako zwykły petent, tym bardziej odnosił wrażenie, że każdy czarodziej i czarownica w tym kraju powinni dźwigać na co dzień na plecach zabezpieczoną szafę na dokumenty, aby tylko spełnić żądania tych przebrzydłych urzędników, którzy na co dzień pewnie nawet nie wyściubiali nosa poza swoje gabinety.

A pewnie zarabiają lepiej ode mnie, pomyślał z przekąsem Longbottom, bawiąc się gumką od teczki na dokumenty, zawijając ją co chwilę wokół palca. Rozejrzał się na prawo i lewo. Chociaż przybył na miejsce dosyć szybko, tak nie zdążył przed chmarą podstarzałych czarodziejów, którzy postawili sobie za punkt honoru, aby tkwić od rana w tej kolejce. A jej długość za parę godzin zacznie śmiało dorównywać tej, jaka panowała na co dzień w Szpitalu św. Munga.

Westchnął cicho. A to przecież nawet nie były jego papiery. Rozbieżność w starych raportach, proszę skonsultować z Departamentem Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Tak mu powiedzieli, kiedy odnosił najnowsze raporty do archiwistów. Chodziło o jakieś śledztwo sprzed paru lat dotyczące wypadku związanego z nielegalnym przewozem mantikor. Zazwyczaj odznaka Brygadzisty i dobre słowo na recepcji, otworzyłoby przed nim drzwi gabinetu odpowiedniego specjalisty. Tym razem tak się jednak nie stało.

— Czysta komedia — pomyślał, odstawiając swoją teczkę na siedzenie obok i sięgnął po broszurę na temat wilkołaków.

Jakże tematycznie, skomentował bezgłośnie, z nietęgą miną przyswajając kolejne informacje. Połowę z nich znał z własnego życia, a druga połowa to były bajki, jakie Ministerstwo Magii próbowało zdementować. Najwyraźniej niektórzy dalej wierzyli w to, że likantropią można było się zarazić poprzez wypicie wody z kałuży, w której odciśnięta była wilcza łapa. Nic dziwnego, że badania dotyczące lekarstwa ledwo ruszyły się do przodu.

— Niedługo wymyślą, że jak się włoży futro z wilkołaka, to człowiek zmieni się w wilka bez ćwiczenia animagii — rzucił nieco głośniej, niezbyt zwracając uwagę na to, że ktokolwiek mógł nasłuchiwać. — O! Albo okaże się, że noszenie biżuterii z wilczych zębów zwiększa powodzenie u kobiet.

Na co dzień nie żartował z wilkołactwa, głównie przez to, że sam musiał się bujać z konsekwencjami ugryzienia, jednak dni takie jak ten... Gdy zamiast robić to, co miał w umowie, siedział w poczekalni, wręcz wymagały tego, aby dać upust podirytowaniu. A z kogo żartowało się lepiej jak nie z siebie samego? U Erika zawsze działało. To było takie pójście na ugodę, gdy przez przypadek uraził Norę czy Brennę. Sam robił sobie przytyki, żeby udowodnić, że nie jest taki super, jak się wydawało na pierwszy rzut oka.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
31.03.2024, 00:43  ✶  

Stanie tutaj od bladego poranka było dla słabych. Sauriel był sprytniejszy - zaczynał tu stać już w nocy. Potem samemu sobie gratulował sprytu i celowo robił sztuczny tłum, żeby moherowe berety denerwowały się bardziej. Nie, nie, zgoda, z tym ostatnim to akurat żartowałam, nie był na tyle odważny. Alastor Moody mu świadkiem, że był ofiarą pobicia przez starą babcię i od tamtej pory traktował te niezwykłe istoty z szacunkiem. Byle jakim, ale szacunkiem.

Były jednak takie dni, kiedy od świtu jednak NIE można było czekać. Z wielu powodów. Na przykład to, że świt był całkiem zabójczy dla wampirów, kiedy świeciło słońce. Albo to, że masz kurwa dobre spanko i chcesz kopytami poleżeć do góry. Nawet jeśli sypiać to nie sypiasz też normalnie, bo jak tu mówić o zmianie funkcji życiowych i odpoczywaniu, skoro się NIE męczysz? Każdy fakt potrafił napędzać abstrakcję życia Rookwooda, a on jedyny komentarz, jaki na to miał to kciuk w górę. Ewentualnie wiekopomne "ok", którym z chęcią częstował każdego bez względu na to, czy wykazał się odpowiednią dozą sympatii, czy był zwykłym chujem.

To był więc jeden z tych dni, w których lądujesz w Ministerstwie Magii i wiesz, że będzie chujowo. O jak bardzo chujowo będzie to w sumie jednak nawet nie wiesz! Pewnie jakiś dziadek zakaszle się na ciebie na śmierć, jakiś przypadkowy gej zacznie przebąkiwać coś o mugolskiej paradzie równości albo o wilkołakach, tam jakieś dziecko zacznie drzeć pizde, a zaraz za nim w końcu jakiś młokos wydrze pizde, żeby to dziecko pizde zamknęło albo on sam mu ją zamknie, potem zdenerwuje się matka tego dziecka, a następnie zacznie się awanturować ktoś z okienka numer 2, że on to prosi o ciszę, bo on nie może w takich warunkach niepracować. Właśnie taki argagamedon widział Sauriel Rookwood stając w progu tego przerażającego miejsca. I jak nigdy dotąd wiedział, że Beltane przy tym to był spacerek. Bo był. Nawet mu wróżki zaklaskały. Tylko Chester to pizda i dał się wyruchać Harper Moody. No ale kto by pomyślał, że przecież w świętym Ministerstwie zatrudniali Śmierciożerców. Nie wiem, ale się domyślam.

[Obrazek: 200w.gif?cid=6c09b952k8urmovmux528205vgy...w.gif&ct=g]

- Co? Pierwszy raz? - Zapytał na pewniaczka, uśmiechając się pod nosem, patrząc z taką wyrozumiałością na Erica, kiwając głową ze swoimi papierami pod pachą. Dosłownie pod pachą tylko dlatego, że zaplótł ręce na klatce piersiowej, bo jak wiadomo - wtedy wygląd się bardziej cool. A Sauriel był bardzo cool, bo był wampirem. - To drugie to nie wiem, ale podobno jak utrzesz wilkołaczy ząb, natrzesz sobie fiuta i potem zatańczysz dwa razy przy jeziorze o pełni księżyca to ci go powiększy. - Aż się prosiło dodać "spróbuj, u mnie zadziałało!" - ale jednak nie. Sauriel był głupi, ale nie aż tak. - Dobrze wiedzieć, że bohaterów z gazet też dotyczy biurokracja. Od razu mnie mniej dupa piecze. - Klapnął sobie obok stoliczka wcale nie czekając na zaproszenie i sam wziął jedną z tych śmiesznych ulotek, marszcząc przy tym brwi.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
05.04.2024, 00:19  ✶  
Spędzanie w budynku Ministerstwa Magii całych nocy było zarezerwowanych dla określonych grup ludzi: tych, którzy pracowali na nocną zmianę i tym, którzy nie musieli zaspokajać swoich codziennych potrzeb związanych z odpoczynkiem czy snem. Chociaż po Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów mogły chodzić plotki, że Longbottomowie byli jak maszyny, sądząc po tym, że Brenna zdawała się mieć kalendarz wypełniony po brzegi, tak Erik niestety nie był, jak siostra. A już na pewno nie był, jak Sauriel, który z oczywistych względów nie musiał przejmować się takimi sprawami jak sen czy inne potrzeby fizjologiczne.

Tym, co jednak łączyło obu mężczyzn, było to, że oboje zdawali się wiedzieć, na co się piszą, odwiedzając biura Ministerstwa Magii w roli petentów. Hałas, zgiełk, miejsce zderzenia charakterów, humorków i pokoleń; wszystko to, a nawet więcej można było dostrzec właśnie w oficjalnych urzędach lub poczekalniach magicznych klinik. Tutaj przynajmniej była mniejsza szansa na to, że zarazi się od kogoś magiczną anomalią albo inną chorobą zakaźną. Chociaż piszczące dzieci były - niestety - wszędzie takie same i zdawały się nie rozumieć, że w pewnych miejscach wypada być cicho. Nic dziwnego, że rodzice tak chętnie wysyłali swoje pociechy na cały rok do Hogwartu.

— Nie, ale na pewno nie ostatni — odparł cierpko, lustrując wzrokiem Sauriela.

Uśmiechnął się kwaśno, widząc plik dokumentów schowany pod pachą. No tak, papier papierem papiery poganiał. Ministerialna rzeczywistość w pełnej krasie. Już miał coś dodać, gdy chłopak kontynuował, co sprawiło, że Erik na moment stracił wątek, nie wiedząc, jak odpowiedzieć na tę... Teorię?

— Szczerze? Nie brzmi to, jak sprawdzona kuracja — sarknął, kręcąc z niedowierzaniem głową na te cudowne rewelacje. Skąd to w ogóle wytrzasnął? — Mam nadzieję, że to wiedza wyniesiona z plotek, a nie własnego doświadczenia. W przeciwnym razie polecałbym wizytę w świętym Mungu. Tak na wszelki wypadek.

Jakby tak się nad tym zastanowić, to możliwe, że po mieście i różnych bazarach chodziły gorsze pogłoski. Wyrwanie zębów to był pikuś przy próbie zdarcia skóry z wilka, żeby rozłożyć ją w salonie przed kominkiem, bo ponoć futro zmiennokształtnego stabilizuje zaklęcia zabezpieczające. Skrzywił się na tę myśl. Jakby nie wystarczyło, że na dzikie wilkołaki mogły polować ekipy z Ministerstwa Magii, to jeszcze trzeba było uważać na to, żeby nie zostać ofiarą gawiedzi. Co za czasy.

— To prawda — zgodził się z ciemnowłosym, gdy ten się do niego dosiadł. — Lubię wierzyć, że nawet Ministra Magii nie jest obojętna wobec machiny, jaką współtworzy. Może niekoniecznie wystaje tutaj osobiście, ale jakiś asystent czy zastępca... — Zawiesił głos, rozglądając się na boki, jakby oczekiwał, że rozpozna w tłumku kogoś ze świty Eugenii. — Chociaż może przydałoby się jej małe zderzenie z rzeczywistością.

Im wyżej człowiek zachodził w hierarchii władzy, tym łatwiej było mu zapomnieć o problemach, jakie trawiły fundamenty, sprawiając, że te kruszały coraz bardziej z każdym dniem. Kto wie, może Ministra wychodziła z założenia, że skoro podpisuje ledwie kilka świstków dziennie, to problem nadmiernej biurokracji w Ministerstwie nie istnieje, a media tylko robią dramę z niczego?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
22.04.2024, 08:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.04.2024, 08:53 przez Sauriel Rookwood.)  

Rodzeństwo Longbottom. Sauriel by się nie przyznał, że Erikowi dawałby okejki na ulicy za jego bycie istną ikoną współczesnego pojęcia bohatera, tak samo Brennie. Tylko Brennie dodatkowo wysyłał psie chrupki, jako że był z niej pies bardzo dobry i uczynny. To znaczy - policjant. Znaczy - brygadzista. Ach, jeden pies. Brenna była na tyle uczynna i użyteczna, że nawet posprzątała za niego czasem bałagan, którego chciał się pozbyć, tylko ona sama niekoniecznie wiedziała, że skorzystał z jej poczucia prawości i potrzeby dobrego wykonywania obowiązków. Kto powiedział, że gliny nie były mile widziane na Nokturnie? Były, jeszcze jak! Tylko nie mogły węszyć tam, gdzie nie potrzeba, bo potem trafiało się w kajdankach do ciupy, kradziono ci twoją ramoneskę i jeszcze musiałeś być sobie samemu prawnikiem. Szkoda, że nie zdołał tym nadmiernie zirytować panny Longbottom, które, swoją drogą, ewidentnie przydałby się seks. Jak każdej kobiecie, która albo miała kij w dupie, albo z drugiej strony za bardzo miotała się na prawo i lewo i ewidentnie nie wiedziała, co to znaczy "odpocząć". I o tym wszystkim w życiu by nie powiedział panu Longbottomowi! Można być odważnym, no ale Sauriel to był odważny na 95%. Albo nie - na 70. Skoro Stanley zawsze dawał z siebie całe 30% to on mógł dawać jakieś... nie, to się dalej nie kalkulowało. Nigdy nie był wybitny z numerologii. O ile to miało cokolwiek wspólnego z numerologią. W każdym razie! Nigdy nie mów nigdy, ale zdecydowanie większość z tego, co przechodziło przez jego mózg nie wypowiedziałby przy tym człowieku z prostej przyczyny - mógł wkurwiać każdego, no ale brygadzistę? Żeby potem przykleił ci się jak rzep do kociego futra? Nie, nie! Wbrew obiegowej opinii miał jakiś instynkt samozachowawczy. Jakiś.

- Zajebiście. Zawsze lepiej, jak ktoś cierpi razem z tobą. - Zgodnie z zasadą, że czujesz ulgę, no bo "inni mają gorzej". Nie mówił tego w żadnym wypadku poważnie, ale niekoniecznie dowcip mógł być wyłapany przez wszystkich, bo mówił to tak samo, jak wszystko inne - tonem brzmiącym na znudzony. W gruncie rzeczy - był cyniczny. - Nie, właśnie to wymyśliłem, a za eliksiry miałem Trolla. - Z prawą jak z dupą - każdy miał własną. Z humorem bywało gorzej, bo niektórzy osiągali poziom mułu, a inni jeszcze niżej i odnajdowali w mule podłogę. Tym nie mniej uśmiechnął się tak, żeby potwierdzić, że własny żart bawi najbardziej.

- Wohooo..! Zatrzymaj się, bracie. - Uniósł brwi i w jego głosie teraz pobrzmiał wręcz śmiech, kiedy spojrzał czarnymi oczami na mężczyznę. - Z ciepłego fotelika na szczycie nie schodzi się do plebsu. - Zdarzały się takie ewenementy, ale było ich mało. Nigdy nie poznał bezpośrednio Minister Magii, ale nie było mu też do niej śpieszno. Nic go nie obchodziła. - To nic złego. Siedząc na górze masz większe zmartwienia i odpowiedzialność, żeby musieć jeszcze zawracać sobie głowę takim gównem. - Zwrócił swój wzrok na ludzi kręcących się po tym miejscu, kiedy wspomniał o zderzeniu się z rzeczywistością. Tutaj... tu było spokojnie. W porównaniu z miejscach i rzeczami, które Rookwood widział - zbyt spokojnie. - 200 samochodów kończy w wielkim wypadku na drodze do Cheshire, dziesiątki rannych, kilkunastu zabitych. Rozpierdol na Beltane i chuje muje dzikie węże z jakimś Czarnym Dzbanem... a ty kurwa mówisz o zderzeniu z codziennością tego? - Nie powiedział tego z wyrzutem - powiedział to z rozbawionym uśmieszkiem na ustach, pokazując rękoma te kolejki. - Już cię lubię.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
18.05.2024, 02:28  ✶  
Posiadanie instynktu samozachowawczą było w tych czasach ogromną zaletą. Erik każdego dnia ubolewał, że jego siostra najwidoczniej urodziła się z wybrakowanymi odruchami w tej dziedzinie, a wiele wskazywało na to, że jeszcze minie sporo czasu, zanim nadrobi zaległości. Może to ta rodzinna brawura Longbottomów przeszła na nią w nadmiarze? Eh, pewnie nigdy nie pozna odpowiedzi na ot pytanie.

— Na syf w atrium też możemy ponarzekać — rzucił rozbawiony. — Zdecydowanie za rzadko tam sprzątają, biorąc pod uwagę te tabuny pracowników i petentów, które tamtędy codziennie przechodzą. Czasem kilka razy w ciągu doby. — Skinął powoli głową. — W pełni się zgadzam. Te wszystkie kociołki, fiolki i proporcje. Koszmar.

Akurat z Trollem z Eliksirów potrafił się utożsamić. Gdyby nie pomoc ze strony Nory, która była zdecydowanie bardziej utalentowana pod tym względem (zapewne przez doświadczenie w kuchni) pewnie miałby problem z podstawowymi miksturami. Nawet teraz nie czuł się zbyt pewnie w sztuce eliksirowarstwa. Jakoś nigdy nie przepadał za kuchnią czy pracowniami alchemików... Wymagało to bardzo konkretnych rodzajów opanowania i cierpliwości, które były zgoła inne od tych, w których otoczeniu wychowywał się Erik w Warowni.

— Im dłużej ktoś siedzi na szczycie, tym rzadziej przypomina sobie o tym, że wypadałoby zerknąć od czasu do czasu w dół — skomentował z nutką niezadowolenia w głosie. — Gdybym chciał być bardzo krytyczny, powiedziałbym też, że ryba psuje się od głowy, więc wypadałoby, żeby zwróciła uwagę na własną kuwetę. — Wbił w Sauriela tylko z pozoru poważne spojrzenie. — Ale tego nie zrobię. I dziękuję. Twój humor też ma... pewien urok.

Szanował Jenkins za to, że zdecydowała się wziąć na swoje barki ciężar opieki nad Ministerstwem Magii po kadencjach poprzednich Ministrów Magii, tak nie był pewny, czy kobieta nadawała się do swojej roboty. Jeszcze parę miesięcy temu jej zachowania szło zrzucić na karb tego, że wszędzie czaiły się znaki zapytania. Nawet Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie zdołał przewidzieć wszystkich zagrożeń wynikających z działalności Śmierciożerców czy Voldemorta na ziemiach Wielkiej Brytanii.

Teraz sytuacja była zgoła inna. Beltane jawiło się raczej jak przywalenie Ministerstwu Magii pięścią w nos niźli zwykły prztyczek. Czy Erikowi nagle marzyło się państwo, które kontrolowało każdy krok obywateli? Czy drżał na myśl o wprowadzeniu godziny policyjnej na terenie magicznych dzielnic Londynu? Nie. Nie gwarantowało to żadnego sukcesu. Chciałby jednak wiedzieć, że Eugenia Jenkins faktycznie miała jakiś plan i że próby powstrzymania działań czarnoksiężników faktycznie prowadziły do czegoś więcej. Jak na razie tego nie widział. A może po prostu nie widział pełnego obrazu, skupiając się tylko na jednym jego fragmencie?

— A mugolskie wypadki do chyba działka mugoli? — Zmarszczył czoło. Nie miał nic przeciwko mugolom i wychodził z założenia, że obie strony mogły się od siebie wiele nauczyć, tak niektóre ich koncepcje wydawały mu się zupełnie nielogiczne. Było to dosyć irytujące, biorąc pod uwagę, że z tego co kojarzył niektórzy niemagiczni mieli całkiem niezłe pomysły na to w jaką stronę popchnąć swój rozwój. — Poniekąd sami sobie utrudnili sprawę. Te ciasne zabudowania w mieście, kręte wąskie drogi... Gdyby po prostu zbudowali sobie latające auta na wzór naszych mioteł, dużo lepiej by im się żyło. W powietrzu jest dużo więcej miejsca niż na ziemi.

Niby niemagiczni tak bardzo się rozwinęli w ostatnich dziesięcioleciach, a jednak w niektórych kwestiach byli głupsi od dzieci. Ewidentnie kryły się w nich spore pokłady kreatywności i innowacji technologicznej, więc czemu nie wdrożyli podobnych pomysłów w życie? Przysięgam, że moment, w którym odwzorują naszą teleportację, będzie szczytem ich możliwości, pomyślał przelotnie Longbottom.

— Wprawdzie mamy swoje zagrożenia typu kraksy miotlarskie czy rozszczepienie, ale jak ktoś walnie miotłą w budynek, to prędzej sam sobie zrobi krzywdę niż rozwali jakiś lokal — dodał po chwili.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#6
20.05.2024, 23:28  ✶  

Brenna! Wspaniały temat dla 90% społeczeństwa. No dobra, dla mniejszego procentu, ale Sauriel zmieniał skalę, bo brał pod uwagę tylko te jednostki, które miały coś do powiedzenia. W tym ujęciu wcale nie chodzi o problematykę istotności politycznej czy też branżowej, skąd. Znał osoby, które miały więcej do powiedzenia i przekazaniu światu, co nie posiadały dachu nad własną głową (wybacz, Lorraine, może i dach jakiś posiadach, ale na pewno nie swój). Osoby takie jak Minister Magii miały nie raz i nie dwa bardziej związane ręce, niż się wydawało. Ale Brenna? Nie znał jej nawet w połowie tak dobrze, jak chciałby ją poznać, ale wystarczająco, żeby wysłać tej suni kosteczkę. Chyba była pierwszą osobą, która prawie złamała mu kark i wyłożyła jednym dobrym ciosem. Fakt, było ciemno, wcześniej zasłużył wjebała się na niego z drzwiami (dosłownie), a potem... no trochę się tam działo, ale JAK ZAWSZE został fałszywie oskarżony o bycie tym złym! Było to skandaliczne i oburzające, na szczęście zostało szybko wyjaśnione. Teraz nic tylko czekać na kolejną dogrywkę... ale tego też na głos nie powie. Stanley by na pewno nie powiedział.

Miał tylko szczerą nadzieję, że to wszystko utrzyma się na tym zabawnym poziomie żartów i nie przejdzie w prawdziwą rozgrywkę, kiedy staną naprzeciwko siebie.

- Poważnie? - Aż mu te czarne ślepia błysnęły na hasło, że teraz czas na komentatorkę brudu. - Kurwa, teraz mam ochotę zrobić jak ta Megan Gesser w restauracjach test białej rękawiczki. Ale pewnie i czarna by się nadała. - Jakby dobrze przejechał... ciekawe co tam można było znaleźć po kątach Ministerstwa. - Ale pomyśl, ile sekretów tych pracowników odkryjesz, jak pogrzebiesz w ich koszach. - Nachylił się nad stolikiem z diabelskim uśmiechem na ustach i poruszył brewkami sugestywnie w górę. - Może jeszcze odkryjesz, że Nott dobiera się do majtek Samanthy Crouch. - Nie miał najmniejszego pojęcia, jakie panowały relacje w Ministerstwie, ale byłoby kłamstwem, gdyby powiedział, że nie miał pojęcia, jakie osoby obsadzają tutaj najważniejsze stanowiska. Miał pojęcie - i to całkiem spore. Tylko po co zawracać sobie tym głowę, skoro można pogadać o majtkach Naczelnej Wizengamotu i turlających się kłębkach brudu po korytarzach. Prychnął i cofnął się na poprzednią pozycję. - Ja pierdole, sory, ale wielki Erik Longbottom mówi mi, że gapi się na kąty i kłębki brudu w Ministerstwie Magii... naprawdę chujem tu musi wiać, czego ty na tej podłodze szukasz? Zagubionych galeonów, bo za mało ci płacą? Niby wiem, psie pieniądze, ale kurwa... - Wyciągnął kąciki ust znów ku górze, uhahany i rozbawiony tym zagadnieniem... no dobra, żarcikiem z psów też. Przysięgam, kiedyś wydorośleję i mi się to znudzi, ale to nie jest ten dzień.

- Możemy zawrzeć dżentelmeńską umowę, bo widzę, że kurewsko ciąży ci temat. - Sauriel wyciągnął papierosa z wewnętrznej kieszeni skóry. Obrócił go zręcznie między palcami w zastanowieniu, zanim wsunął go za ucho, w którym wisiał jeden srebrny kolczyk. - Jak kiedyś sodówka uderzy ci do głowy i poprzewraca ci się w dupie od tego szczytu to przyjdę do ciebie i zajebie ci w ryj. Co ty na to? - Nie miał takiego problemu jak co poniektórzy z graniem va bank, z bawieniem się w kasyno, ale mógł się o coś takiego założyć. Mógł na to pójść. Chyba po prostu miał słabość do tej Longbottomowej parki, tak jak miał słabość do Robercika Mulcibera i Stanleya. Musiała być jakaś przeciwwaga na tym świecie. - Za co dziękujesz? - Śmiechnął krótko z tego komentarza, że jego humor miał urok. Jakiś miał - kloaczny. Niektórzy by powiedzieli, że its funny cause its true, ale musieliby najpierw oglądać taki jeden serial, którego nie zdążyli nakręcić, więc... więc może nikt jednak by tak nie powiedział. Z jeszcze innej strony niedługo miała do niego dotrzeć poczta z hasłami o maśle Delma, więc już ciężko było powiedzieć, jak ten świat Rookwooda się kręcił i funkcjonował. Bylejak? Bylejak.

Na te latające auta to już wybuchnął śmiechem, zwracając na siebie parę oburzonych spojrzeń i kilka "ciii" w dodatku do komentarza "co za brak kultury". Uniósł dłoń, jakby pozdrawiał swoich fanów, a chciał tylko gestem przeprosić.

- Najbardziej podoba mi się to, że mówisz na serio. I to, że kurwa masz rację. No nie da się zaprzeczyć, że... ahahaha... w powietrzu jest więcej... phahaha... - Spotkanie nowych ludzi, z zupełnie nowego środowiska, potrafiło być szokująco odświeżające. - Ale słuchaj, to ma sens - ich jest więcej, więc potrzebują większych katastrof, proste. - Ciężko było mówić o tym, żeby łapał oddech po śmiechu. Nie łapał, nie potrzebował, nie ocierał też łezek, bo ich nie było. W końcu jego płuca nawet nie pracowały w normalnym, ludzkim rozumowaniu. - Natura dąży do równowagi... czy coś, nie wiem... wiedziałeś, że ogórki wykluwają się z jajeczek?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
26.05.2024, 21:42  ✶  
Nie trzeba było mu tłumaczyć, czemu Brenna pośród ich wspólnych znajomych okryła się wręcz legendarną sławą. Chociaż zarzekała się, że dużo przyjemniej żyło jej się w cieniu dużo popularniejszego brata, którego kochały obiektywy reporterskich aparatów i zaklęte notatniki dziennikarzy, tak nie ulegało wątpliwości, że młodsza Longbottomówna... Potrafiła zostawić po sobie ślad. I nie potrzebowała do tego pięknych słów czy szałowych kreacji.

Wystarczyła jej zapalczywość i determinacja, z jaką przechodziła z punktu A do punktu B, dopinając wszystkie swoje sprawy na ostatni guzik. Gdyby Longbottom był poetą, to porównałby ją do żywiołu: można było z nią walczyć i próbować okiełznać, jednak w znacznej większości przypadków człowiek wychodził na tym gorzej niż gdyby po prostu pozwolił jej robić, to co chciała. Bo kiedy faktycznie uwzięła się na osiągnięcia danego celu, to potrafiła iść do niego po trupach.

— Znam dobrze tylko jednego Notta — napomknął nieśmiało, mierząc Sauriela uważnym spojrzenia. Czasem brał udział w treningach Klubu Pojedynkach, na których również zjawiał się Philip, więc zdążyli się trochę poznać w ciągu ostatnich paru lat. Do tego dochodziły też informacje z osmozy, gdyż mężczyzna był stosunkowo dobrze znany socjecie przez swoją karierę w quidditchu. — Chociaż wątpię, aby ten konkretny obrał sobie za cel akurat pannę Crouch.

Naczelna magini Wizengamotu. Huh. Trójpodział władzy panujący w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie był niczym dziwnym: był to jeden z największych oddziałów Ministerstwa Magii, a przy tym był okryty sporym prestiżem. W teorii nikt poza Departamentem Tajemnic nie mógł równać się ich wpływom wewnątrz placówki. Z wielką władzą przychodziła jednak wielka odpowiedzialność... I tutaj pojawiała się Moody, Crouch i Bones. Gdyby nie ta trójka niezliczone biura już dawno by się ze sobą pozagryzały. Mimo to, z całej tej grupy to właśnie Samantha wydawała się najbardziej... Wycofana?

W obliczu działań Ministerstwa Magii związanych z Beltane Erik nie potrafił sobie przypomnieć, aby Crouch odegrała jakkolwiek ważną rolę w tym, co się działo w rządzie. A może to po prostu nie była jej broszka? Doglądanie prac Wizengamotu było pracą, która znacznie różniła się od prowadzenia potyczek w terenie. Inne priorytety? Inne zadania? A może po prostu nie widziała się w roli kogoś, kto wychodzi bezpośrednio do ludzi? Wymyślona przez Sauriela plotka tym bardziej pobudziła wyobraźnię Erika.

— Szukam przede wszystkim porządku — wyjaśnił, celowo ingerując co bardziej wulgarne wstawki, jakie wplatał między słowa Rookwood. — Wiem, jak to wygląda od kuchni, ale nie uważam, żeby to zwalniało mnie z posiadania jakichkolwiek oczekiwań względem rządu czy Ministerstwa Magii. Rządy się zmieniają, ale co poniektóre dekrety urzędników są wieczne. Ciężko pokładać nadzieje w rządzących, kiedy w co drugim kącie panuje syf. Dosłownie i w przenośni.

Rozchylił usta, słuchając zapewnień kolegi. On jest jak Mills, napomniał się bezgłośnie. Musiał po prostu przetłumaczyć pewne frazy na ''tradycyjny'' angielski. ''Sodówka uderzy ci do głowy'' i ''poprzewraca ci się w dupie'' ewidentnie nawiązywały do sytuacji, gdzie nagle przestałby myśleć logicznie i zaczął odwalać jakąś manianę. Całkiem słuszne założenie: w tych czasach trudno było być w pełni normalnym. A to ''zajebie ci w ryj''... Hmm... Doprowadzenie do porządku? Tak, to brzmiało dużo lepiej.

— Zapraszam do Klubu Pojedynków na Pokątnej — zaoferował po dłuższej chwili milczenia. — Zobaczylibysmy, czy faktycznie byłbyś w stanie trafić w ten hmm ryj, jak to powiedziałeś.

Mały sparing jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził, prawda? Wystarczyło spytać Derwina. Poza tym dobrze by było faktycznie odwiedzić sale pojedynkowe i przypomnieć o tym, że dalej był członkiem klubu. Jeśli dobrze kojarzył, to ostatnim razem, gdy tam się zjawił, postanowił spróbować obić Geraldine tyłek podczas sparingu szermierczego. Po sali zdecydowanie latało wówczas za mało zaklęć, jak na budynek, który nosił nazwę kwatery głównej Klubu Pojedynków.

— Ogórki z jajeczek? — Uniósł wysoko brew. — Czy to jakaś wariacja na temat historii o pszczółkach i kwiatkach? — Uśmiechnął się krzywo, połowicznie szczerze wierząc w to, że Sauriel za chwilę uraczy go długą i szczegółową historią o zapylaniu i otym, jak odpowiedzialni czarodzieje powinni się zabezpieczać przed takimi wpadkami. — A nawet jeśli... Proszę, mów dalej. Chętnie się dowiem, co miałeś na myśli.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#8
08.06.2024, 22:02  ✶  

- Mówię o Francisie Nottcie. - Wolał uściślić, żeby nie mieli tutaj nieporozumienia, że chodzi o drugą osobę, która dopiero z opóźnieniem trafiła do mózgu Sauriela - Philip Nott. Niekoniecznie kręciły go sporty, ale czasami nawet dobrze było popatrzeć, jak się ludzie napierdalają tymi tłuczkami. O dziwo z o wiele większym wyczuciem niż w Hogwarcie, gdzie za granie nie fair play co najwyżej traciłeś punkty dla domu, a nie byłeś od razu zdyskwalifikowany z zawodów. Więc nie, nie mówił o tej gwiazdce świata sportu, a o Szefie Departamentu Sportów Wszelakich (i nie, nie tak się ten dział nazywał, ale brzmiało krócej w głowie Kota). Co go jednak zdziwiło i trochę wybiło, a co też sprawiło, że tylko lepiej mu grał humorek, to fakt, że Erik wydawał się zamyślony nad tematem. Nie, moment, zamyślony to źle brzmiało. Rybka złapała przynętę? Sauriel nie był tutaj wędkarzem, skąd! On sam był rybką, co przynętę ciągnęła, bo sam był bajecznie ciekaw, co takiego mogłoby się znaleźć w brudach ich wspaniałych Szefów Departamentów. I to niekoniecznie chodzi o dosłowne kosze na śmieci, a bardziej metaforyczne ujęcie tematu. Gdyby znał go lepiej to może by nawet pokusił, żeby spróbować. Dlaczego? Bo kurwa można. Bo coś takiego jak ochrona życia osobistego istniała tylko wtedy, kiedy przejrzałeś je całe i upewniłeś się, że rząd w chuja cię nie robi. Innymi słowy - nie istniało wcale. Każdy czarodziej próbował bronić swojej fasady, żeby ludzie go nie zalali - jak sobie w zasadzie z tym całym fejmem radził pan Longbottom? Zaciekawiło go to dopiero teraz, kiedy powędrował swoimi myślami do tego, że razem z nim grzebałby w koszu Pani Crouch. Absolutnie pojebana wizja, szczególnie, kiedy dodasz do tego, że jeden był Śmierciożercą, drugi z Zakonu, ten jeden zajebał mu wujka, a ten drugi chciał złapać tego, co mu wujka zajebał... ten świat jest taki kurwa mały, prawda? Biurokracja i zaświadczenia A38 definitywnie łączyły ludzi.

Zrobił mądrą minę i z uznaniem pokiwał głową gapiąc się na Erika. Ten dokument, który wziął do łapy i miał go wypełniać miał status "to se kurwa jeszcze poczeka". I mean - nie na co dzień miałeś okazję rozmawiać z kimś pokroju Erik Longbottom. I Sauriel nie mógł powiedzieć, że go nie lubi, ale nagle rozumiał, że Brenna i Erik to brat i siostra. Ona była jebanym chaose, a on jej ładem. Pierdoloen ying i yang - Sauriel jej wysyłał chrupki dla psów, to jemu pewnie musiał wysyłać dla kotów, żeby wszystko w naturze się zgadzało.

- Gazety nie przekłamują, a wręcz ujmują. - Tylko niech nie pyta czego, bo kurwa nie mam pomysłu na żadne mądre słowo. - No, nigdy nie sądziłem, że pobranie zaświadczenia A38 da mi darmową pogawędkę z człowiekiem takiego polotu. Mądre słowa, panie Longbottom. Bardzo mądre słowa. Szczególnie, że żyjemy w takiej pierdolonej konserwie paniczy błękitnej krwi. - Sauriel sam był powolny i oporny na zmiany, ale nie próbował wypierać ich jako zbędnego elementu środowiska, jak robiło to większość ludzi. Nawet byłby się nad tym felernym dokumentem pochylił, gdyby nie to niespodziewane zaproszenie, które w końcu go na moment przytkało. I nawet otworzył trochę szerzej czarne oczy. Jak ciekawski kot. - Zgoda. - Uśmiechnął się szeroko. - Wybierz od razu datę, co się będziemy ograniczać. - Czemu nie? Sauriela zawsze nosiło, więc równie dobrze, skoro już Erik uraczył go pogawędką, mógł się przekonać, co ten potrafi na parkiecie.

- Nieee, o co ty mnie posądzasz. - Nie brzmiał na ani trochę niewinnego przy tych słowach, bo parsknął, że od razu przeszło to w skojarzenia seksu tylko z udziałem kwiatków i pszczółek. - Słuchaj, bo to jest tak, że kwiatki są w takich jajeczkach. Ogórki też. I one są prawie jak wysiadywane, tylko nie przez kurę, tylko przez ziemię... nadążasz? - Spojrzał kontrolnie na Erika, no bo może się pogubił? Stanley by się pogubił. - Najlepsze jest to, że można je podlewać whiskey i rosną nadal wyśmienicie. Małe skurwiele wiedzą, co dobre. - Jak bardzo to było irracjonalne - zdawał sobie sprawę - ale poczuwał się do mistrzostwa randomowych i nikomu niepotrzebnych historii. Chociaż raczej rzeczywiście opowiadał o historii, a nie o takich bzdurach... ach, dobra. W sumie kogo on chciał oszukiwać! No zdarzała się bzdurka czy dwie, no! - Ale jak one to skubane robią to ja nie wiem. Niby magia, a jednak nie. - Pokręcił głową z przejęciem.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
11.06.2024, 00:02  ✶  
Praca z mediami nie była łatwa. Czasem wystarczała szczerość, ale niektórzy nie lubili otwierać serca przed obcymi osobami z obawy, że zanadto się odsłonią i przez to wystawią na potencjalny atak. Kłamstwa były łatwe, jeśli nie składały się na nie pojedyncze nici, a cała siatka, która uniemożliwiła co sprytniejszym reporterom dokopanie się do rzeczywistej wersji zdarzeń. Oczywiście, była też kwestia wizerunku, jaki chciało się tworzyć, a jaki był kreowany przez media.

Redakcja Proroka Codziennego czy Czarownicy zapewne piałaby z radości, gdyby celebryci robiliby wszystko pod najnowszy numer, zwiększając tym samym sprzedaż. Tylko, czy wtedy człowiek nie stawał się po prostu marionetką? Chociaż Longbottom już nie raz gościł na zdjęciach w prasie i udzielił wielu wywiadów, tak jego popularność zazwyczaj wiązała się z innymi czynnikami: pracą, rodziną, znajomościami. Teraz jednak powoli dochodził do punktu, kiedy to jego osoba była marką. Pytanie, jak długo będzie mu dane pozostać w tym miejscu.

— Cóż mogę rzec: uważam, że w obecnych czasach mamy wręcz obowiązek kwestionować otaczający nas świat. Czy to w sprawach rządowych, naukowych czy społecznych. — Wzruszył sztywno ramionami. — Bezrefleksyjne akceptowanie tego, co się dzieje tylko dlatego, że tak ''wypada'' albo ''zawsze tak było'' tylko ogranicza perspektywę człowieka. A jeśli faktycznie nam zależy na jakiejś idei czy dobrobycie instytucji, to poniekąd... Trzeba być gotowym zdradzić takie koncepcje, jeśli zobaczymy, że zaczynają się psuć. Odrzucić, aby naprostować rzeczywistość.

Czyż nie były to fundamenty, na jakich powstała idea wyborów i zmian w rządzie? Stanowisko Ministra Magii nie było dziedziczone, bo to społeczność wybierała komu można było w danym momencie powierzyć odpowiedzialność, jaka ciążyła na tej funkcji. Jednakże, jak już udowodniła historia, jeśli taki wybraniec wypadał z łask, bardzo szybko go usuwano. Zdradzano go, zamieniając na kogoś innego, zanim narobił zbyt dużych szkód. Czy zawsze kończyło się to tym, że na fotelu Ministra lądował lepszy kandydat? Leach pewnie by się nie zgodził, pomyślał przelotnie Erik, kręcąc powoli głową.

— 28 czerwca, jakoś niedługo po zachodzie słońca? — rzucił pierwszą datą jaka przyszła mu do głowy. Uśmiechnął się krzywo, w pełni zdając sobie sprawę, że tak dokładne określenie czasu ich następnego spotkania mogłoby wydać się nieco dziwne. Zupełnie jakby był zajętym człowiekiem i miał kalendarz wypełniony po brzegi... — Chyba że w międzyczasie okaże się, że nie możesz, to po prostu dasz znać. Jakoś się zgadamy.

Bądź co bądź, nie potrzebowali na takie spotkanie całego dnia. Longbottom poświęcał na treningi całkiem sporo czasu i wiedział, że większość sparingów trwała od kilku minut do maksymalnie godziny. A i wtedy zazwyczaj wynikało to z tego, że spotkanie nie należało do zbyt oficjalnych i osoby trenujące pozwalały sobie na prowadzenie podczas pojedynku niezobowiązującej rozmowy. Zdecydowanie nie musiał zajmować Saurielowi całego dnia tylko po to, aby sprawdzić, który z nich wyląduje na deskach Klubu Pojedynku jako pierwszy.

— Aha. No... Nadążam? — Pochylił niepewnie czoło, wbijając spojrzenie w posadzkę korytarza, jakby w ten sposób łatwiej było mu się skupić na słowach drugiego czarodzieja. — A więc podlewasz grządki z ogórkami butelkami whiskey? Dobrze rozumiem?

Przekrzywił głowę. Nie znał się ani trochę na ogrodnictwie, więc nawet gdyby Rookwood robił sobie z niego żarty, to i tak trudno byłoby mu to wyłapać. W końcu woda była płynem i alkohol też był płynem. Jakiś tam punkt wspólny był. Może powinien dopytać Menodorę o to, czy drogie alkohole miały jeszcze jakieś zastosowanie w pracach w ogrodzie? Bądź co bądź, alkohol stanowił bazę niektórych eliksirów, więc może przy niektórych uprawach magicznych było podobnie?

— I co, chcesz powiedzieć, że one potem nabierają smaku drogiej whiskey? — Uniósł brew. Jeśli tak było, to otwierało to całkiem szerokie pole do eksperymentów. Pierwsze słyszał o alkoholowych ogórkach, jednak łatwo wyobraził sobie, jak dużą furorę takie przekąski mogły zrobić na nakrapianych imprezach. — Próbowałeś ich już? One są... bezpieczne?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#10
14.06.2024, 09:08  ✶  

Czy Erik przybierał jakąś maskę, grał? Jeśli to było przedstawienie na rzecz budowania marki, jak ładnie zostało to ujęte, to robił to cholernie dobrze. Tak się składało, że zgodnie z jego słowami - Sauriel podważał go. Podważał autentyczność tego, co słucha i co widzi. W tym świecie rycerze na białych koniach nie mieli szansy istnieć, z drugiej strony mówiliśmy o Longbottomach - posranej rodzince walczącej o sprawiedliwość dla tego świata. Sęk w tym, że Erik wydawał się niemal idealny w tym wszystkim i tym bardziej błyszczał, im dalej stała ta rozmowa. W zasadzie nie wiedział, czego to wpływ, ale tym bardziej go słuchał i nawet miał wrażenie, że się uspakaja. Czemu? Mówił z sensem, polotem, przepadał za takimi ludźmi. Była to całkiem szalona odmiana od tego, że ze Stanleyem zazwyczaj zastanawiali się, czy jak po dwóch stronach kuli ziemskiej ktoś jednocześnie upuści kromkę chleba z masłem, to czy Ziemia staje się wtedy wielką kanapką. I nie, przy Staszku nie brakowało mu niczego innego, ale przy ludziach takich jak Erik przypominał sobie, jaki był, zanim świat powiedział mu, jaki powinien się stać. Zastukał parę razy palcem w blat w zamyśleniu, słuchając z uwagą tego, co ma do powiedzenia rozmówca, którego autentyczność istnienia podważał. Szczerość. Ideały. A może on mu po prostu zazdrościł. Nawet Brenna ze swoim "walczę ze złem" nie była taka górnolotna. Absolutnie pojebana w swoim funkcjonowaniu przynajmniej wydawała się absolutnie niedoskonałą istotą... więc co on teraz przed sobą widzi? Gdzieś w dole był haczyk, na pewno. Ale on nie był Stanleyem, który miał gadane, żeby przekonywać ludzi, by zdradzili mu swoje najgłębsze tajemnice. Na pewno nie w urzędzie Ministerstwa Magii...

- Ay... - Zgodził się cicho, z namysłem. - Idea jest jak rak, jeśli pozwolisz się jej zalęgnąć. - Cwany uśmieszek pojawił się na jego twarzy, rozbawiony w zasadzie tym, że przecież problem Śmierciożerców by nie istniał, gdyby nie idea. Nie w takiej skali. - 27 wieczorem. - Zaproponował, bo bardzo pechowo Erik trafił w datę, która w kalendarzu jest zajęta, chociaż on takiego kalendarza wypchanego nie ma. - Czy tam też trzeba wypełnić jakieś zaświadczenie? B38 na przykład? - Uniósł brwi i uniósł znacząco rąbek kartki leżącej przed nim. W sumie nigdy nie pomyślał o klubie pojedynków... ale to pewnie dlatego, że wystarczająco się pojedynkował bez tego. Tylko... czy to na pewno był dobry pomysł? Teraz dopiero do niego dotarło. Czy to dobra myśl pokazywać swoje umiejętności? Każdy czarodziej miał specyficzną manierę trzymania różdżki, ulubione zaklęcia, sposób walki... ooo, no on na pewno miał sposób walki specyficzny, skoro opierał się na okładaniu czarodziei po mordach. Z drugiej strony to była okazja do tego, żeby poznać Erika i jego umiejętności... cóż, zawsze mógł zgrywać debila i wysilić się na coś kreatywnego... chociaż siebie za osobę kreatywną nie uważał.

- Od razu podlewam... podlałem dla próby, zobaczymy jakie dokładnie wyjdą. A rosną zajebiście, to im się chyba podoba. - Teraz to on wzruszył ramionami, bo tak się składało, że na ogrodnictwie to się znał tyle, ile Victoria mu powiedziała. - Mój kumpel siedział nad doniczkami, bo się bał, że uciekną. Spoiler: nie uciekły. - Akurat do tego sprowokował celowo Stanleya, przecież warzywa nie chodził... bo nie chodziły, prawda? Mogło mu się przespać parę lekcji zielarstwa. - Jeszcze nie próbowałem. Sam jestem ciekaw, czy naprawdę będą dawały whiskey... ALE! Jak tylko urosną do końca - czyli kurwa nie wiem kiedy - to podeślę ci słoik. Chcesz? -



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3307), Sauriel Rookwood (3666)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa