• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[30.07.1972] Feather | Vakel & Victoria

[30.07.1972] Feather | Vakel & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
22.03.2024, 23:18  ✶  

„Dust, not feathers
I'm prayin' on my knees, 'cause I want to fly”
♫
30 lipca 1972, południe
– Vakel & Victoria –



Już dłuższy czas myślała o tym, by udać się do Praw Czasu. Natrafiła na ścianę, a choć kiedyś może nie do końca wierzyła w sprawy wróżb, nici przeznaczenia i całej tej otoczki astronomii i liczb, to… co właściwie miała do stracenia? Kończyły jej się opcje, miała wrażenie, że te wszystkie rzeczy, jakie przyszły jej do głowy, wszystkie tropy – że one urywały się w jakiejś ślepej uliczce… Nie była żadnym wprawnym nekromantą, choć jakieś tam podstawy znała, musiała więc polegać na innych; nie była spirytystą, nie pracowała w Departamencie Tajemnic, nie znała się na żadnej magii rytualnej, nie była kałpanką, ani nie zamierzała być… Był plan, by w sierpniu udać się do Afryki i poszukać tam jakiegoś szamana, ale na pozwolenia się czekało, więc…?

Tonący brzytwy się chwyta. Tą brzytwą miał być Vakel Dolohov. Nigdy nie byli jakoś bardzo blisko, ale szanowała mężczyznę za jego pracę i poświęcenie sprawie. Jej myśli krążyły w jego stronę coraz częściej, ale chyba spotkanie na pojedynku Louvaina z tym drugim bucem było tym przełomowym momentem, popchnięciem, które sprawiło, że w końcu się zdecydowała. Przez ostatnie kilka miesięcy przeszła przez cały kalejdoskop zmian, emocji, kwestionowała już chyba wszystko co dało się kwestionować – z własną poczytalnością na czele. Była obojętność do wróżb, później wściekłość, że Szeptucha bez słowa zapytania wcisnęła im swoją wizję na relację, choć byli zaręczeni dopiero od kilku godzin i wszystko było tak delikatne jak muśnięcia motylich skrzydeł… później przyszedł moment na akceptację, a w końcu na zwątpienie ile z tego, co jasnowidz wyczyta, faktycznie musi się spełniać? Czy życie ludzkie zapisane jest w gwiazdach jeszcze przed tym, nim się urodzi? Czy cała ich egzystencja już gdzieś była przewidziana, a oni tylko odgrywali swoje role? Czy nie mieli ani krzty wolnej woli? Chciała być panią swojego losu, nie żeby ktoś kierował nim za nią.

A wróżba Vasilija, którą podesłał jej jeszcze w maju – ach, spełniła się co do joty, choć nie było trudno wywróżyć co może się z nią w najbliższym czasie dziać, to mimo wszystko był jedną z nielicznych osób w tej rodzinie, która w jakikolwiek sposób się nią w tym czasie zainteresowała – to już coś znaczyło, niezależnie zresztą od jego pobudek…

Zastanawiała się nawet czy jej stan jest dla niego cokolwiek fascynujący? Czy mógł cokolwiek pomóc, rzucić jakieś inne spojrzenie i światło na tę dość dziwaczną sytuację, jaka się w jej życiu przytrafiła? On – naukowiec z krwi i kości, i ona – prawdziwy wybryk natury.

Umówiła się z wyprzedzeniem, tak by mieć pewność, że Vakel na pewno znajdzie dla niej swój Czas (a przecież miał wszelkie Prawo odmówić… ale tego nie zrobił). Zjawiła się na Horyzontalnej nie w sukience, jak zwykła się pokazywać, a w materiałowych, eleganckich spodniach, koronkowej koszuli i pantofelkach na szpilce – a wszystko to utrzymane jakże monochromatycznie, bo w czerni; jedynym akcentem koloru były pociągnięte czerwienią usta, bo oczy też miała zaznaczone delikatnie ciemną kreską. Asystent Dolohova wpuścił ją do środka, a ona przywitała się grzecznie i kiwnęła głową, gdy zaproponował jej herbatę. Poprawiła tylko włosy, rozpuszczone, niemalże czarne, gdy czekała na gwiazdę tego spektaklu.

– Dzień dobry – w normalnych warunkach pewnie przytuliłaby go do siebie, jak to wypadało, i wycałowałaby powietrze przy jego uchu raz albo i dwa razy, ale odkąd z Limbo wylazła w połowie z tarczą, a w połowie na tarczy – była znacznie oszczędna w takich gestach. Zbyt wiele razy nasłuchała się o tym, że jest lodowata jak trup, dlatego tylko uśmiechnęła się do niego. – Cieszę się, że znalazłeś dla mnie czas… Wybacz, daruję sobie formułki i te wszystkie obrządki, ale naprawdę jestem dokładnie tak zimna jak mówią.

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#2
07.04.2024, 20:08  ✶  
Ostatnio powiedział komuś, że nie wierzy w przeznaczenie. Zobaczył wtedy tę samą minę, jaką widział zawsze, kiedy zaprzeczał czemuś, co ludzie uważali za oczywistość. No bo przecież tak wiele informacji o Vakelu Dolohovie było oczywistych - że był zza granicy (nieprawda), że posiadał piękną i zdolną żonę, którą kochał bezgranicznie (nieprawda), że zajmował się głównie wróżeniem z fusów i kart (bzdura), że wierzył w ścieżkę, jaką każdy człowiek miał z góry przypisaną od urodzenia (gdyby to było takie proste...), że... jak długo jeszcze miałby wymieniać? Kiedy twoja twarz była kojarzona tak dobrze jak twarz Vakela Dolohova, musiałeś mierzyć się z tym, jak wielu ludzi uważało się za znawcę ciebie i twoich dokonań, kiedy w rzeczywistości nie wiedzieli absolutnie nic. Snuli przeróżne domysły, bo nawet jeżeli wczytali się w jego biografię nieco lepiej, to co tak na dobrą sprawę można było wyczytać o tym, kim był naprawdę? Nikt nie śmiał ująć w niej niczego, co byłoby w pełni prawdziwe - bo całe jego życie było jednym, wielkim kłamstwem. Dolohov od lat drwił sobie z właściwie każdego, kto wchodził z nim jakąkolwiek relację. Jego kariera posiadała oczywiście fundament szerokiej wiedzy, ale wszystko inne było fałszywe - kłamał, zmyślał, podsycał echo o sobie kompletnie zmyślonymi historiami. Jeżeli nie mógł dostać tego, czego chciał, zaczynał manipulować. Nie czuł też szczególnego poczucia winy, bo do innych zwykł podchodzić wyjątkowo pogardliwie. Większość ludzi poznając kogoś nowego, podchodziła do niego neutralnie - trzeba było w jakiś sposób zaskarbić sobie ich sympatię lub osunąć się gdzieś na dno, dusze rezonowały ze sobą mniej lub bardziej. On natomiast każdego na start umieszczał dokładnie tam, gdzie zasługiwał - na samym dnie tej studni, gdzie albo liczyli na cud, albo powoli zapadali się w mule, kończyli dokładnie tak, jak powinni kończyć ci nudni, bezbarwni i bez polotu.

Istniały jednak cechy, które sobie cenił. Najważniejszymi z nich były inteligencja i mądrość. Rozróżniał bycie oczytanym od zdolności łączenia faktów, dostrzegania zależności... Zaraz za nimi - czystość. Nie czystość krwi, gdzieś miał te bzdury, szczególnie jako astrolog i numerolog z tak szerokim doświadczeniem. Czystość ciała, niekoniecznie duszy, bo przecież w cenieniu tej listy cech chodziło o dążenie do ideału (czyli Dolohova). Elegancja, szyk, dobry gust - coś co pewnie chciałby posiadać przyjaciel Victorii, z którym przybyła na Arenę. Elokwencja, retoryka. Tylko to wciąż nie wystarczało. Można było zmieszać te wszystkie rzeczy w kotle i stworzyć parodię człowieka, która nie była ani trochę interesująca, od której obecności musiałby zrobić sobie przerwę na konferencji, żeby opłukać twarz zimną wodą i nie zasnąć. To smutne, ale niektórzy nie posiadali w sobie tej iskry. Albo zamiast iskry posiadali w sobie całe ognisko i kończyli tak szaleni jak Loretta, która mimo wpisywania się we wszystkie te cechy, pozostawała kimś odrzucającym. Wychodziło na to, że aby wpisać się w jego gust, trzeba było być nie tylko kimś naprawdę wyjątkowym, ale przy okazji mieć niebywałe szczęście, aby spojrzał na ciebie przychylnym okiem.

Victoria Lestrange, chociaż była idealnym przykładem kogoś spełniającego wszystkie te wymagania, tego szczęścia nie miała.

Wchodzący do swojego gabinetu Dolohov wpierw uśmiechnął się do niej w sposób szczery. I oczywiście, że w jego podejściu była jakaś interesowność - bo sprawa Beltane była ciekawa. Chciałby przeprowadzić na jej temat więcej badań, dowiedzieć się więcej o tym, czy miała jakikolwiek związek z jego dziedzinami zainteresowań. Ale uśmiechnął się też dlatego, że Victoria Lestrange była kobietą, która niewątpliwie dążyła do ideału, jaki postawił na piedestale. Co prawda Aurorstwo... nie, to nie było coś, czym chciałby się parać, ale wciąż plasowało ją całkiem wysoko w rankingu zawodów. Obu dżentelmenów walczących na honorowym pojedynku posiadał na liście pogardy za granie w ten absurdalny sport polegający na lataniu kilkanaście metrów nad ziemią na kiju wbijającym się w jaja. Szczerość uśmiechu utrzymała się zaledwie kilka sekund, bo nagle zauważył lekkie podobieństwo do tego, w jaki sposób siedziała Annaleigh i cały pieprzony czar prysł. W studni jego relacji Victoria osunęła się znów kilka metrów w głąb ziemi i zaraz miała dotknąć tymi pantoflami mułu, w którym topił się bliźniak Loretty po tym, jak żartował sobie z podrywania jego jedynej córeczki. Oczywiście Dolohov wciąż się uśmiechał - tym razem nieszczerze, ale uśmiechem wciąż pięknym, wytrenowanym, sięgającym oczu, mającym w sobie idealną dawkę serdeczności.

- Victorio - przywitał się z nią tak samo jak przywitała się z nim ona - wychowany staroświecko był w końcu nauczony, że to kobiety narzucały sposób, w jaki się z nimi witano. - Żal słyszeć, że Ministerstwo przez trzy miesiące nie odnalazło sposobu na to, aby wyciągnąć was z tego stanu. Czytałem i słyszałem, że doskwiera wam wewnętrzny chłód - powiedział spokojnie, siadając na swoim miejscu. Wcale nie było mu jej żal. Wręcz przeciwnie, każdy kolejny dzień jej cierpienia był kolejnym dniem dowodu na to, jacy nieudacznicy pracowali w Departamencie Tajemnic. I to wcale nie było personalne. - Mam nadzieję, iż przeszkadza ci to, że to Peregrin powitał cię dzisiaj przy wejściu, nie mogłem jednak uciąć poprzedniego spotkania.


with all due respect, which is none
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
16.04.2024, 22:53  ✶  

Konia z rzędem dla tego, kto zawsze i wszędzie pokazuje się prawdziwy, z ani gramem fałszu. Kto nie przyodziewa masek, nawet tych najlżejszych. Victoria doskonale zdawała sobie sprawę, że to, jaki Vasilij jest przed aparatami, pismakami i fleszami, to nie jest ta sama osoba, która przyjmuje klientów w Prawach Czasu, i nie jest to ta sama osoba, która zasiada przy rodzinnym stole na wspólnym obiedzie, ani nie jest to ta sama osoba, która spogląda każdego poranka w lustro. Nie zamierzała dochodzić tego, co jest dokładnie prawdą, a co kłamstwem, sama nie była pewna, które informacje na jego temat są tymi całkowicie wyssanymi z palca, a które tylko trochę naginają rzeczywistość – bo nie interesowała się tym zanadto. Wystarczyło jej wiedzieć, że Vakel Dolohov jest Osobistością przez duże O. Był sławny, popularny, miał swoje naukowe dokonania, był autorytetem i jednocześnie celebrytą, od dawna będącym na świeczniku. Był obrzydliwie bogaty. I był mężem jej drogiej kuzynki – więcej ponad to się nie liczyło. Był członkiem tej jakże popierdolonej rodziny, która nawet się nie zająknęła, gdy uznano, że idealnym kandydatem dla panny na wydaniu, tak dobrze prosperującej, będzie nomen omen… wampir. Każda rodzina miała swoje problemy, brudy i… trupy w szafie. Victoria też nosiła maski – czy raczej maseczki i jedną maskę, bardzo konkretną. Gdy chowała się za woalką oklumencji, wyciszała też swoje emocje, była jak niezmącona tafla, nieprzenikniona, chłodna, zdystansowana… Zimna. Jakże to miano idealnie do niej pasowało – to była największa w tym wszystkim ironia.

Victoria nie próbowała się wpisać w gust Dolohova. W głębokim poważaniu to miała, może nie powinna, ale po tym, co działo się w jej życiu w ostatnich trzech miesiącach, a zwłaszcza w ostatnim miesiącu, jak wszystkie cegły po kolei obrywały się z fundamentów życia, jakie postawiła, jak to wszystko się waliło, po jednym trzęsieniu ziemi za drugim, to… nie potrafiła znaleźć w sobie sił, by nie mieć tego wszystkiego w dupie. Nawet jej cierpliwość, jej granice zostały naruszone tak wielce, jedna katastrofa za drugą, a wisienką na torcie było to, że prawdopodobnie, jeśli szybko czegoś nie zrobią, to i ze swoim życiem się dokumentnie pożegna. Z takimi perspektywami, w głowie rodziły się najczarniejsze myśli i obojętność. Brawura, gdy przestawało się patrzeć na własne bezpieczeństwo, złość i gniew. Te negatywy póki co zostały ugłaskane przez obecność małego kociak w jej domu, w życiu – bo miała czym się zająć, dla kogo wracać do domu, bo ktoś czekał. Ale to nie tak, że te emocje zniknęły, o nie. One wciąż były. I nie potrafiły się przejąć jakimiś ideałami, o których nawet nie miało się pojęcia. Była zaś całe mile odległa od Annaleigh – zupełnie nie przypominała jej urodą; gdy Ann była bladą, wysoką i chudą blondynką o jasnych oczach, zaś skóra Victorii przyjmowała oliwkowe tony, włosy tylko o ton różniły się od hebanu, oczy miała ciemne, była też średniego wzrostu i choć szczupła, to sylwetkę miała iście kobiecą; nie mogła się bardziej różnić od ukochanej żony Vasilija.

Coś w jej nieidealnej masce drgnęło, gdy Dolohov wspomniał o Ministerstwie i żalu. Drgnęło i odbiło się jednym kącikiem ust wyciągniętym w górę. Powinna się tym przejąć bardziej – Ministerstwem, ale już dawno położyła na nich kreskę. Powinna dorysować jeszcze pionową i kopnąć ich w rzyć na drogę. Nie powinno ją to śmieszyć, ale śmieszyło, bo wiedziała, że Ministerstwo nie zrobi dla nich nic, póki panowało do durnowate prawo zakazujące nekromancji, a nawet jeśli zostałoby zniesione… to wcale nie było powiedziane, że choćby kiwną w ich stronę palcem.

– Zimno, którego nie da się żadnym sposobem zniwelować – potwierdziła za to, ale ten uśmieszek ciągle błąkał się po tych czerwonych ustach. Jakby nie mogła się powstrzymać od zakpienia ze stanu, w którym się znalazła. – Wydaje mi się, że próbowałam już wszystkiego, ale jeśli tylko masz jakiś pomysł, to nie wahaj się powiedzieć – najbardziej radykalne było wejście pod strumień smoczego ognia, czego nie przeżyły jej ubrania, ale fakt był faktem – nadal było jej dojmująco zimno. Jeśli smoczy ogień sobie nie poradził, to co miałoby? – Skąd, ani trochę. Biznes to biznes – pieniądze wszak same się nie zarabiały. – Bardzo dobra herbata – skomplementowała, a jej spojrzenie nie uciekało po pokoju. Skupione było na Vakelu. – Mogę być z tobą szczera, Vasilij? – mogła na tyle, na ile chciała, była tu przecież z własnej i nieprzymuszonej woli. Ale to była zagrywka, taka sama, jakie i on stosował. – Mnie wcale nie dziwi, że Ministerstwo nic przez trzy miesiące nie wymyśliło. I nie wymyślą, nie martwiłabym się o to – swój żal, prawdziwy, bądź nie, mógł więc zachować dla siebie, bo Lestrange nie potrzebowała, by się nad nią użalać. Potrzebowała… czegokolwiek innego, jakiejkolwiek wskazówki, spojrzenia z innej strony, ale nie litości. Na litość i żal była zbyt dumna. Po tym upiła łyk herbaty, jaką przygotował dla niej Peregrin nieco wcześniej. – Gdyby coś na to poradzili przy swoich zasobach, to byłoby bardzo niepokojące, nie uważasz? – niepokojące dlatego, że kilka różnych źródeł kierowało ją do nekromentów, a nekromancja i prawo nie chodziły ze sobą póki co w parze. Co było głupotą, bo sami skazywali się na porażkę w grze przeciwko Czarnemu Panu.

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#4
07.05.2024, 17:26  ✶  
Tak, to była prawda, że Victoria wyglądała inaczej. Tę narrację potwierdziłby absolutnie każdy amator sztuki obserwacji - bo dla takich ludzi oczywiste było jakie żywioły do nich pasowały. Lubująca się w ciszy, oślizgła i cięta Annaleigh nie mogła być niczym innym niż spokojną wodą. Taką, spod której nagle wynurzał się twój koniec, burząca się pod wpływem działań innych i wciągają ich w bezkres swojej toni. Gorąca, opalona ślicznotka, jaką była panienka Lestrange musiała nieodłącznie kojarzyć się z ogniem. Ogniem, który jednych rozpalał do czerwoności, a innych trawił bezdusznie, ale pozwalał im na późniejsze odrodzenie się w nich nowego życia. Potwierdziliby to, bo oni patrzyli, ale nie widzieli. A może bardziej - widzieli to co chcieli, potwierdzenia własnych obserwacji i oczekiwań, często (przez wzgląd na atrakcyjność tychże kobiet) niespełnionych fantazji. Dolohov był od tego wolny. Nie szukał w niczym potwierdzenia swojego geniuszu, wszak wszystko, co mógł w tej materii udowodnić już udowodnił - pojedyncze skuchy nie naruszały jego wizerunku geniusza, a jedynie nadawało wykreowanej przez niego personie ludzkiej strony. Pewny swoich umiejętności oczekiwań nie miał żadnych. A atrakcyjność... Cóż, Victoria nie mogła zaoferować mu absolutnie nic. Wlepiać średnio uważne spojrzenie lubił wlepiać w ładnych, delikatnych chłoptasiów chcących napić się z nim wina - chociaż potrafił ocenić kobiety jako atrakcyjne lub nie, sama koncepcja ich dotyku odrzucała go na tyle, żeby Victoria wcale nie musiała być zimna. Spoglądał więc na nią całkowicie trzeźwo, z całym bagażem doświadczeń, z ogromem wiedzy zebranej na przestrzeni tych czterdziestu lat aktywnego naukowo życia i zaśmiałby się gorzko z każdego, absolutnie każdego, kto przypisałby Victorii lub Annaleigh jakikolwiek inny żywioł niż ziemia. Były podobne. Ten jeden gest - to jak usiadły. To, w jaki sposób Victoria mówiła...

- Nie - odpowiedział jej spokojnie. - Nie niepokoiłoby mnie to wcale, a jedynie rozzłościło, że istnieje wiedza, do której nie mam dostępu, a która pomogła rozwiązać waszą zagadkę. Poznałem zbyt wielu naukowców z życiorysem zahaczających o Departament Tajemnic, żeby nie uwzględniać w tym, co mówię potencjalnego morza informacji trzymanego w zamykanej na klucz piwnicy. Podobno dla naszego dobra. - Dolohov mówiąc to, wyglądał spokojnie. Jedynie szereg tykających w tle zegarów przypominał, jak wiele człowiek jego pokroju musiał myśleć, przeżywać w środku. Opanowanie, jakie prezentował, było w istocie wyuczone - to wiedział każdy, kto znał go z szalonej i rozbieganej młodości. Z biegiem czasu się do niego przyzwyczaił. - Ale nie trzeba od razu znajdować rozwiązań całości, czasami wystarczy coś doraźnego, co pozwala czuć się jak żywy człowiek, a nie chodzące zwłoki. - Nie, Victoria nie była ogniem. Ona obcowała z ogniem, a sama w sobie była ziemią. Chodzącą stabilizacją, personifikacją ciężkiej pracy i opanowania prowadzących człowieka do osiągalnych celów wymagających wytrwałości. - Komfort. - Gdzieś jej było do niego, do wiatru. Do ludzkiej ciekawości zamkniętej w pojemniku ciała, do stałego poszukiwania sensu i podważania cudzych argumentów. Momentami mogło zaskakiwać, że to znaki powietrza najbardziej polegały na swojej głowie. - Jak bardzo żadnym sposobem? Potrafimy rzucić na człowieka klątwę, przez którą jest w stanie zabić swojego najlepszego przyjaciela, a w całej Anglii nie znaleźli jednego dobrego hipnotyzera, co by chociaż zniwelował skutki tego pieruństwa oszukując twój umysł? - Już doszukiwał się detali, chociaż nie dała mu przyzwolenia, aby wchodzić w to tak głęboko. On jednak uznał, że skoro dawała wywiady gazetom, nie miała nic przeciwko, tak jak i on rzadko reagował źle na słowo nie, o ile nie mówił mu tego ktoś, kto wcześniej wymusił na nim jakieś poważniejsze deklaracje. - Czy po prostu nie pozwoliłabyś nikomu do niego zajrzeć?


with all due respect, which is none
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
19.05.2024, 20:09  ✶  

Może niektórym faktycznie kojarzyła się z ogniem, ale sama siebie określała ziemią – Dolohov w swoim osądzie się więc nie pomylił. Ziemia: stateczna, spokojna, życiodajna. Donikąd się nie spiesząca, ale odnajdująca swoją drogę, mocno i głęboko wpuszczająca korzenie roślin, które utrzymywała. Victoria kochała kwiaty, otaczała się nimi najpierw w domu rodzinnym, gdzie zajmowała się ogrodem zamiast ogrodnika – nie dlatego, że nie było ich na to stać, przez jakiś czas dla nich pracował, zwłaszcza gdy Lestrange chodziła jeszcze do szkoły, ale później to ona przejęła opiekę nad domowym ogrodem, twierdząc, że zrobi to lepiej. Tak samo w swoim mieszkaniu na Pokątnej, gdzie się w końcu przeniosła, po miesiącach trzymania go „a na wszelki wypadek” (cóż, kto bogatemu zabroni…), również otaczała się roślinami – we wszystkich pomieszczeniach stały przeróżne donice z kwiatami, przez co wytwarzały swój specyficzny klimat w całej kamienicy. Tak, była ziemią dla wszystkich, którzy znali ją odrobinkę lepiej. Ale ogień też tam był, krył się w jej żyłach, w jej sercu, w spojrzeniu… Ostatnio częściej, niż kiedykolwiek, gdy pozwalała sobie na te wszystkie negatywne emocje. Czaił się i czekał na moment, aż Victoria straci cierpliwość, którą niosła do tego świata. Aż ta stateczna, twarda ziemia w końcu skruszeje pod jego naporem, aż te wszystkie rośliny strawi szaleńczy ogień. Póki co jednak jeszcze wygrywała ta ziemia. Nic jednak dziwnego, że pod tym względem dla Vasilija ona i Annaleigh wydawały się być podobne – bo abstrahując od ewidentnej różnicy w urodzie, ich zainteresowania przynajmniej częściowo się pokrywały: i była to miłość do eliksirów, o której Vakel z pewnością wiedział, skoro jak szaleniec kochał swoją żonę. Że na spędach rodzinnych Ann i dużo młodsza Victoria nieraz siedziały gdzieś w kącie i dywagowały na temat różnych składników używanych do tworzenia przeróżnych mikstur, ich właściwości, ilości i tak dalej. Zapewne wiedział lub tylko się domyślał, że Victoria czasami korzystała z usług Annaleigh w jej prywatnej praktyce medycznej. Dogadywały się – nic więc dziwnego, że nienawidził jej już od wstępu, chociaż poza tym szły zupełnie innymi drogami i były kompletnie inne z charakteru. Tak, gdzie Annaleigh poiła Dolohova cholernie silną amortencją, tam Victoria nie zamierzała do niczego zmuszać mężczyzny, którego pokochała.

– Na pewno coś trzymają w tajemnicy i tylko udają niewiniątka. Niedawno jeden z nich biegał bez spodni po korytarzu na naszym piętrze Ministerstwa. Co prawda na szczęście nie musiałam tego oglądać, ale moje zaufane źródło było nad wyraz wzburzone – odłożyła filiżankę herbaty na spodek z cichym stuknięciem, po czym talerzyk odstawiła na stolik i splotła ze sobą palce dłoni, kładąc je luźno na swoje podbrzusze. – Myślę, że wielu rzeczy nie mogą też nawet ogłosić, bo zamknięto by ich w więzieniu – uśmiechnęła się jak taki mały chochlik i zamrugała powoli. Nie próbowała oczarować Vakela, ani trochę. Zwyczajnie bawiła ją ta sytuacja – z początku ją denerwowała, wkurwiała, bolała, a teraz pozostał już tylko żart. Żart, bo nie wątpiła, że w Departamencie Tajemnic pracowały jednostki, które parały się nekromancją. Dałaby sobie paznokcia za to uciąć, że niektórzy prowadzili tam bardzo nielegalne badania i zasłaniali się „bezpieczeństwem obywateli”, kiedy tak naprawdę to bali się o własne dupska, gdyby się wydało do szerszej publiczności, że robili coś wbrew prawu. I przy tym nie wątpiła, że więcej osób miało podobne teorie spiskowe, co ona. – Mój umysł to moja twierdza, Vasilij – odparła spokojnie i nie, nie pozwoliłaby się zahipnotyzować. – Poza tym, o ile faktycznie by to zadziałało, że myślałabym, że jest inaczej, to nie zmieniłoby to niestety stanu faktycznego. A próbowałam różnych rzeczy, żeby się ogrzać, spanie pod kilkunastoma kołdrami, gorącą wodę, eliksiry rozgrzewające, heh… Nawet zionął we mnie smok, wiesz? Spalił moje ubrania i to by było tyle, ciągle zimno. Ale można do tego przywyknąć, po czasie człowiek się nawet przestaje trząść – tylko dla otoczenia było to bardzo nieprzyjemne, prawie jak obcowanie z trupem. Żywym trupem, któremu nawet biło serce i który wcale nie miał chętki na cudzą krew. – Dałam się obejrzeć tym milczkom z Departamentu Tajemnic i nic. Szukałam w różnych książkach, nie ma nic, a przynajmniej nie po angielsku. Poszłam do Kowenu, rozmawiałam z kapłanką, ona twierdzi, że to robota dla nekromanty, a nie spirytysty, ale spirytysta też mnie oglądał – pokiwała głową na boki w zamyśleniu, ani myśląc przyznawać się, że ten spirytysta to blondasek Prewettów, z którym Vakel widział ją przed kilkoma dniami podczas pojedynku Louvaina z tym drugim nadętym. – Lekarze oczywiście rozkładają ręce i tak się to kręci. Trochę kończą mi się opcje, a jeśli wierzyć specjaliście zza granicy, to czas też może mi się kończyć – uśmiechnęła się do mężczyzny spokojnie, uprzejmie. Ale gdzieś w tle tego wszystkiego pobrzmiewał też ledwie dostrzegalny smutek.

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#6
23.06.2024, 21:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.06.2024, 12:43 przez Vakel Dolohov.)  
Dolohov nie chciał tego słyszeć, nie chciał widzieć w głowie tego, co podsuwała mu teraz wyobraźnia - wszystko to działo się mimo jego woli, wbrew jego potrzebie zachowania na twarzy łagodnego uśmiechu, zamiast marszczenia brwi. Musiał skupić bardzo wiele energii na tym, żeby jego twarz nie drgnęła nieznacznie - na jego szczęście nie był wyszukanym kłamcą od wczoraj - udało mu się to, nawet mimo wciąż gotujących się w nim emocji.

Nie skomentował tej opowieści.

- A więc to wybór - podsumował jej wypowiedź. To było dla niego całkowicie zrozumiałe - uczucie ulgi nie kompensowało przecież naruszenia poczucia bezpieczeństwa. Od zawsze uważał, że hipnotyzerzy nosili w swoich wahadłach zbyt wielką moc, aby potrafił im w pełni zaufać. Kilka ruchów kamieniem na żyłce, a człowiek mógł zapomnieć o własnym ojcu, nawet jeżeli byli umówieni na herbatę w najbliższy piątek - czy przed czymś takim dało się w pełni ochronić?

- Skoro można do tego przywyknąć - zaczął, wysłuchawszy jej wywodu - zakładam, że nie masz innych objawów niż wyczerpujące cię zimno. Kapłanka powiedziała ci, że to zadanie dla nekromanty - na jakiej więc podstawie? Ja twierdzę - a z nekromancją może nie był blisko, ale zdecydowanie nie była to dziedzina magii, w której byłby najuboższy w wiedzę - że gdyby to było zadanie dla nekromanty, a brak odpowiedzi zbliżałby cię do śmierci, czułabyś się słabo. To by znaczyło, że Limbo odebrało ci jakąś energię, a to, co odczuwasz, jest efektem jej braku, czyż nie? Tak jak wampiry muszą poić się krwią, żeby uzupełnić braki, tak i ty potrzebowałabyś jakiegoś zastrzyku mocy. Ale ja nie jestem ani nekromantą, ani spirytystą, po prostu lubię gdybać nad nierozwiązywalnymi zagadkami.

Szczególnie udowadniać światu, że stawały się rozwiązywalnymi, kiedy on się za nie zabierał. Lubił być geniuszem. Dokonywać przełomowych odkryć, uwielbiał moment oh, tę sekundę, w której docierałeś do odpowiedzi i wpierw spinały, a później rozluźniały ci się wszystkie mięśnie i dusza. Dla Dolohova to było wręcz sensem istnienia. Był bardzo samotny, odkrywanie zagadek, jakie stawiał przed nim wszechświat, czasami stanowiło jedyną rzecz osadzającą go w tej rzeczywistości, dzięki temu nie czuł się jak oderwany od niej dodatek.

- Czujesz, żeby czegokolwiek ci brakowało?

Kiedy zadawał to pytanie, smukłe palce wróżbity tasowały talię grubych, eleganckich kart, z jakich korzystał. Komu więc zadawał to pytanie - Victorii, której spoglądał teraz w oczy, czy Tarotowi wyjętemu spomiędzy stosu kamieni szlachetnych leżących na pozłacanej paterze?

- Każda kultura, jaką znam, ma swoją własną wizję zaświatów. - Rzucił tę myśl, ale nie rozwinął jej jeszcze.


with all due respect, which is none
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#7
30.06.2024, 11:59  ✶  

Wybór, tak. Jeden z nielicznych, jaki pozwolono jej podjąć względem własnego życia, dobierania jej partnerów, przez co tak naprawdę całe życie nie pozwoliła się sobie zakochać, bojąc się, że doprowadzi to tylko i wyłącznie do smutku i bólu, bo rodzina powie nie. Ostatnio tych wyborów podejmowała więcej. Nabrała na to odwagi i pewności, bo co miała już do stracenia? Jeśli to właśnie była końcówka jej życia, to chciała je przeżyć na własnych zasadach, całkowicie własnych. I tak od kilku dni miała w domu malutkiego, dwumiesięcznego kotka, czarnego jak sama noc i już całkowicie wyniosła się z domu, dała o tym nawet znać w Ministerstwie, że zmieniła miejsce zamieszkania, a jej rodzice musieli się z tym po prostu pogodzić.

– Nie, nie mam. Jest mi zimno, dla innych jestem lodowata, ale nie mam żadnych… chętek na krew, albo surowe mięso. Jem całkowicie normalnie, potrzebuję oddychać i tak dalej. Nic więcej się nie zmieniło, oprócz tego zimna. No a przynajmniej nie fizycznie – uśmiechnęła się uprzejmie do Vakela. – Na podstawie tego, co miało miejsce w Limbo – wysłuchała go do końca, ale i tak zamierzała się z nim wymienić myślami i tym, co wiedziała, a tę dziwaczną podróż do krainy… powiedzmy, że duchów, pamiętała bardzo dobrze. Czy jej czegoś brakowało… – Prócz ciepła? Jest mi trudno powiedzieć… – i było to trudne z kilku powodów… Ale może powinna mu po prostu opowiedzieć od początku jak wygląda sytuacja.

– W Limbo… Opowiedzieć ci jak było w Limbo? – i tak była pewna, że jest ciekawy, mogła mu więc sprawić tę przyjemność i powiedzieć więcej niż zdecydowała się zdradzić w wywiadzie, jaki przeprowadziła z dziennikarzem Proroka Codziennego w maju. Opowiedziała mu więc o dziwnej wizji jaką miała podczas ataku Śmierciożerców na Beltane (a była pewna, że samo otrzymanie wizji go zainteresuje, wszak Victoria nie była naznaczona Trzecim Okiem), o tym, jak była przekonana, że rytualne ognisko jest przejściem… portalem do miejsca, gdzie był Voldemort  choć wtedy nie miała bladego pojęcia, że to przejście do Limbo. Opowiedziała mu o spadaniu, o wodze i o pięknym lesie, w którym szlak drogi Śmierciożerców znaczyły martwe rośliny. I o kobiecie, którą tak chciała chronić, którą widziała w tamtej… wizji, a którą spotkali leżącą rozpłataną w strumyku, na ich oczach rozkładającą się, porastającą mchem, niby martwą cieleśnie, a rozmawiającą z nimi. I o błękitnym ogniu, wokół wszystko się… kręciło, mówiąc tak w przenośni jak i całkowicie dosłownie. O wichurze, ściągającej wszystko do ognia, kamieniu zataczającym kręgi wokół niego. O duszach, które próbowały ich tam zatrzymać… – Obecność tych dusz popchała mnie do tego, żeby kontaktować się z kowenem i spirytystą. Widzisz… Jakaś część jednej z tych osób zagnieździła się we mnie i kilka razy doznawałam retrospekcji tak mocnej, jakby to była moja własna jaźń, moje życie i moje wspomnienia, wszystko było zmieszane ze sobą i z początku nawet nie wiedziałam, co dokładnie jest nie tak. Spirytysta skontaktował się z duszą, którą spotkałam i miała ewidentne hmm… dziury w pamięci. Trochę tak, jakbym te wspomnienia jej po prostu zabrała – dlatego powiedziała mu, że fizycznie nic prócz zimna się nie zmieniło. Psychicznie zaś… To była całkowicie inna sprawa. Victoria miała przez jakiś czas wrażenie, że naprawdę traci rozum. – A czemu kapłanka twierdziła, że to sprawa dla nekromanty? Przez ten niebieski ogień. Tłumaczyła mi, że ogień to energia, a jeśli w Limbo doszło do manipulacji tą energią, przez co my obecni tam skończyliśmy, jak skończyliśmy, to jedynie nekromanta może pomóc, jako że to dziedzina zajmująca się zmianą tej energii. Kapłanka, z którą rozmawiałam, była spirytystą, mówiła, że spirytyści przywołują i odwołują tę energię, ale nie manipulują nią. Że z duchami się jedynie rozmawia, ale niczego im nie odbiera. A ja… Ewidentnie coś duchowi odebrałam – zakończyła. – Nie chwalę się na lewo i prawo, że mam w głowie wspomnienia, które do mnie nie należą – dodała jeszcze, pewna, że Vakel zrozumie, co mu powiedziała: że podzieliła się z nim tajemnicą, którą znali tak naprawdę nieliczni.


@Vakel Dolohov
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#8
30.06.2024, 14:33  ✶  
- Na podstawie tego co mówisz, temu specjaliście zza granicy należy się co najwyżej order imbecyla, a pewnie wziął za to krocie. A mówię to jako teoretyk i astronom, a nie nekromanta.

Dolohov bardzo lubił się wymądrzać, ale jak widać, potrafił też słuchać. Nie przerwał Victorii ani razu, siedział wygodnie w swoim fotelu, popijając herbatę i dając jej wygłosić swoją opowieść, wyraźnie wczuty w to co mówiła - mogła poczuć się przez Dolohova wysłuchana, może nawet lepiej niż ci, którym zależało na tym o wiele bardziej.

- Był w moim gabinecie jeden z Brygadzistów, jeden z tych, którzy nie weszli do tego ogniska, ale doświadczyli anomalii, patrząc w płomienie. Zapytany o to co czuł, powiedział mi tak: „Obezwładniające uczucie, coś, z czym człowiek nie jest w stanie sobie poradzić. Przeładowanie emocjonalne? Chciałem płakać, zanosić się śmiechem i być w ciągłym ruchu, jakbym chciał spożytkować energię, w jakikolwiek sposób tylko się dało”. - Zacytował to co do słowa, opis wyrył mu się bowiem w pamięci, nie potrzebował do tego choroby Milforda. Obracał je w głowie wielokrotnie, oglądając z każdej strony i dochodził do wniosku, że doświadczenie tego, co stało się na Beltane, faktycznie miało związek z manipulacją energią. - Dostrzegł w tych płomieniach swoje życie - dodał coś, co musiało być dla niej oczywiste. Odstawił swoją filiżankę na spodeczek i ułożył się na fotelu nieco inaczej, trochę jakby nie potrafił znaleźć pozycji, w której poczuje się dobrze, dzieląc się następnymi słowami. - Mugole mają takie określenie. Na to, co widzą przed śmiercią... Mówią, że całe życie przelatuje im przed oczami, jakby oglądali taśmę filmu o samych sobie. Na podstawie tego co nam powiedział, zakwalifikowałem to zdarzenie do doświadczeń z pogranicza śmierci. Istnieje ich dokładnie czternaście, szczegółowo opisanych w dziele, które mogę ci pożyczyć, jeśli taka twoja wola - ale mógł też po tym po prostu odpowiedzieć. - Trzymam je jednak w domowej bibliotece, musielibyśmy zmienić piętro. - Nie wydawał się być tym wymogiem szczególnie przejęty. - Cóż, podobnie jak przy doświadczeniach pogranicza śmierci, istnieją spoiwa łączące ze sobą wszystkie znane mi religie i koncepcje dotyczące śmierci i zaświatów. Wszystkie odnoszą się albo do innych miejsc, w których spotyka się ponownie swoich bliskich lub do zamkniętego obiegu energii w przyrodzie. Na to się mówi reinkarnacja, po śmierci masz wrócić do życia i rodzisz się na nowo i... faktycznie nie znajdziesz w księgozbiorach żadnej biblioteki nic o tym, czego doświadczyłaś pod hasłami takimi jak Limbo, Tir Nan Og, Valhalla, czy jakkolwiek chcesz to nazwać, ale twoje doświadczenia można powiązać z innymi zdarzeniami związanymi ze śmiercią. Wyobraź sobie Victorio, że na przestrzeni historii świata - w czego odkryciu pomógł mu nie kto inny jak Peregrinus - rodziły się dzieci, które pamiętały swoje poprzednie wcielenie. Nie mówię tutaj o tym, że wgryzły się w ciastko i przywołało im to we łbie jakieś uczucie nostalgii za czymś, czego nie pamiętają. Dokładne zdarzenia, Victorio. Rodzisz się w Szkocji, masz pięć lat i zaczynasz opowiadać rodzicom o swoim poprzednim życiu, o twojej żonie, o twojej śmierci we wraku samolotu zestrzelonego w konkretnej bitwie, oni zabierają cię tam dla świętego spokoju, żeby zakończyć tę farsę, ale na miejscu okazuje się, że kojarzysz wszystko i wszystkich. Historia, zamiast zostać zduszoną w zarodku, nabiera coraz większego rozpędu, a potem - wykonał ruch ręką, jakby coś ścierał - nic. Nagle o tym zapominasz i jesteś znów sobą. Jakby coś dającego ci te wspomnienia się wyczerpało. - Zamilkł na moment, ale widać było od razu, że to nie koniec jego monologu. Zastukał palcami o blat. - Nie znam mugolskich legend, opowieści i książek na tyle dokładnie, aby się nad tym głęboko rozwodzić i doszukiwać więcej takich przykładów z ich świata, ale i u nas posiadanie nie swoich wspomnień, albo interpretowanie głosu słyszanego w głowie jako mądrości przodków to nie jest nic niespotykanego. - Nie dokończył tego. Miał z tego płynąć jakiś głębszy wniosek, którym się jeszcze nie podzielił, ale czuć go było w tym jak budował tempo i nastrój. To nie był punkt kulminacyjny.


with all due respect, which is none
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
02.07.2024, 23:41  ✶  

Nie ona spotykała się z tym nekromantą, więc mogła tylko wzruszyć ramionami. Nie zamierzała na tym poprzestać zresztą, razem z Brenną miały zaplanowaną podróż do Afryki w połowie sierpnia, by zasięgnąć opinii innego eksperta, zobaczyć co ma do powiedzenia.

– W Limbo stało się coś podobnego. Spojrzałam w ogień, ale niebieski, może upiorny, a może tak gorący, że nie był już czerwony. A w ogniu zobaczyłam koniec. Sceny z mojego życia, moich bliskich, moje emocje. Przypomnienie kim byłam i kim jestem – powiedziała w zamyśleniu, po uważnym wysłuchaniu Vasilija. – To z ognia wyszły postaci, uformowały się w ludzi i chcieli nas tam zatrzymać. Jedna z nich mnie złapała i wtedy zaczęło się robić dziwnie. Widziałam… – Victoria zawiesiła się w zastanowieniu nad kolejnymi słowami. Co właściwie widziała? Przypomniała sobie szczęście jakie czuła, trzymając czerwony kamień w dłoniach. Czerwony kamień… Lestrange zmarszczyła brwi. To nie mogło być jej własne wspomnienie, prawda? – Chyba wspomnienie tamtej osoby i potem… wszystko zaczęło się zlewać w jedno. Jakby moja osoba nie miała już żadnych granic, tylko była wszystkim i wszystkimi – krąg życia, cykl… ciągłe, uporczywe wręcz, powtarzanie o cyklu. – Nie wiedziałam gdzie kończę się ją, a zaczyna ona, ale miałam z tyłu głowy, że… że mam jeszcze coś do zrobienia, że to nie jest czas na odpoczynek i czekanie, aż dołączą do mnie inni – jej słowa i mysly mogły być trochę nieskładne, bo cofała się pamięcią do wydarzenia szalonego, absurdalnego wręcz, wymykającego się zmysłom, ale miała nadzieję, że Vasilij jej to wybaczy – tę chaotyczność wypowiedzi. – Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale wtedy zapragnęłam to wszystko… odwrócić? Trochę jakby siłą woli, albo… całym moim istnieniem. Żeby zachować hmm… siebie? Integralność? – przekrzywia głowę, nie patrząc w tym momencie na Vakela; patrzyła tam, gdzie jego wzrok wspomagany Trzecim Okiem nie mógł sięgnąć – w echa wspomnień wyrytych wyraźnie przed jej oczyma. Wciąż widziała ten pląsający, niebieski ogień. – Cykl… Ta kobieta mówiła, że nie nadszedł jeszcze nasz czas, żebyśmy zawrócili i że jeśli zbyt dobrze przejdziemy próby, to… już nie będzie powrotu do tego, co nas łączy z innymi? Coś w ten deseń – nie pamiętała tego już tak dokładnie, ale sam sens w niej pozostał. Czy więc jej słowa potwierdzały to, co powiedział mu jeden z brygadzistów? A może rozwijały ten obszar badań? Victorii niełatwo było to odpowiednio ocenić, obiektywnie, bo siedziała zanurzona w tym po sam czubek głowy.

– Być może to wszystko się ze sobą zazębia. Zaświaty, które są zakrzywieniem naszego świata i cykl jako zamknięty obieg? Nigdy nie byłam przesadnie religijna, ale to zdarzenie wiele zmieniło – była przekonana, że spotkali tam Matkę, a jeśli tak – to istniała, i te wszystkie sabaty i wierzenia nabierały dla niej zupełnie inny wydźwięk. Bo skoro istniała ona, to inni też mogli, tak? Victoria zawsze była z tych, którzy niekoniecznie wierzyli na słowo, musieli coś doświadczyć, zobaczyć, teoretyzowanie nie było pełnym doświadczeniem. Ale wejście w rytualne ogniska, co rozpoczęło tę szaleńczą przygodę jej życia, wywróciło jej światopogląd… może nie do góry nogami, ale o jakieś ostre 45 stopni. – Wspomnienia, które ja widziałam, całkowicie mieszały się z moimi. Nie umiałam odróżnić co przeżyłam ja, czego nie, doszło nawet do tego, że pilnie udałam się na Nokturn, bo sobie coś przypomniałam, a kiedy już tam byłam, to przypomniało mi się, że to wszystko już przecież dawno załatwione i zupełnie nie mogłam rozpoznać budynków – to było to zdarzenie, które mocno nią wstrząsnęło. Kiedy uświadomiła sobie, że traci rozum i nic nie może na to poradzić. – Nie wiem czy to reinkarnacja. Reszta tej osoby nadal znajduje się w Limbo i można z nią porozmawiać, była do tego nawet bardzo chętna – pokręciła głową, lecz to nie było w zaprzeczeniu, a raczej jakby chciała tym gestem poukładać sobie część rzeczy w głowie na odpowiednie miejsca. – Ale chętnie przeczytałabym tę książkę – być może dostrzegalny tam więcej, a być może jedynie okazałaby się lekturą poszerzającą wiedzę.

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#10
07.07.2024, 22:44  ✶  
Wiecie, co potrafiło być najgorsze? Jak już ktoś zrobi na tobie bardzo złe wrażenie przez jakąś kompletną pierdołę - w tym przypadku Dolohov instynktownie przeniósł nienawiść do żony na Victorię, bo ta wykonała kilka podobnych gestów i urodziła się w nie takim miesiącu jak powinna - i już sobie urąbiesz w głowie, że tej osoby nie lubisz, więc nieważne co zrobi, ciebie to już będzie dogłębnie irytowało. Czy była piękna, wymuskana, pachnąca, mądra? Czy pięknie opowiadała o swoich przeżyciach, jednocześnie nie budując wokół siebie wrażenia bycia nadmiernie i niepotrzebnie wylewną? Tak, tak, tak. Ale nie tego jego umysł szukał - pragnął jedynie potwierdzenia, że coś było z nią nie tak. Miała zrzucić na niego jakąś klątwę, a on wtedy klepnie się w udo i krzyknie: a nie mówiłem?! Zawsze mam rację! Nie myślę się co do ludzi, nigdy!

I cholernie, dogłębnie chciał tę rację trzymać w swoich paskudnych, kościstych paluchach. Chciał tę rację zgnieść, nadać jej dokładnie taki kształt, jakiego od niej oczekiwał. To była jego racja. Nawet gdyby kończyła jego myśli, cały czas miał z tyłu głowy rzeczy stawiające ją w tragicznej pozycji.

- Zabawne - stwierdził nagle, w reakcji na kolejną falę słów, jaka wydobyła się z ust Victorii. - Bardzo dużo osób powiedziało mi, że w reakcji na to, co wydarzyło się podczas Beltane, stali się bardziej religijni. Jakby te zdarzenia przybliżyły ich do bogów, którzy wcześniej niekoniecznie ich interesowali. Sporadyczne rytuały, kojarzące się z wyjazdem na Yule do staroświeckiej babci... Wiesz, co mnie w tym zastanawia, Victorio?

Najwyraźniej ciekawiło go to do tego stopnia, aby przerwać poprzedni ciąg myśli, ponieważ zmienił mu się ton.

- Dlaczego nie jest odwrotnie? - Najwyraźniej wciąż był wobec tego bardzo sceptyczny. - Zostałaś wciągnięta w rytualny ogień, gdzie nie widziałaś rzeczywistości uporządkowanej pod myślenie czegoś mającego nad nami jakąś władzę. To był bardziej zlepek wspomnień ludzkich. Misz-masz tego co przeżyliśmy my i nasi przodkowie. Nawet by mnie nie zdziwiło, gdyby to nie musiało wyglądać w ten sposób, ale nasze ludzkie mózgi musiały nadać temu kształt czegokolwiek, co jest dla nas zrozumiałe, żebyśmy nie oszaleli. Trochę z tym jest jak z gwiazdami i odległymi planetami. Jak je sobie wyobrażasz? Jak mugole. Planety suche jak nasze pustynie, pełne wody, skaliste. Z formami życia będącymi wariacjami tego, z czym mamy do czynienia obok siebie. A co jeżeli tam jest coś innego? Coś niespotykanego w tych okolicach, będące potwierdzeniem tego, że w istocie Kosmos jest bezkresny? - Na moment zawiesił spojrzenie na zasłonie wiszącej po lewej stronie okiennicy, szybko jednak powrócił do mówienia i wpatrywania się w twarz siedzącej naprzeciwko niego kobiety. - Religie tego świata uwielbiają nadawać bogom i innym boskim istotom kształt ludzki. Ale co właściwie każe nam myśleć, że bogowie to powinni być ludzie? Gdyby bogowie, jakich wyznaje Kowen byli chociaż trochę podobni do ludzi, byliby chciwi i zawistni, mścili się na swoich wyznawcach, zgnietliby Lorda Voldemorta jak robaka za złamanie ustalonych przez siebie zasad, robiliby tak wiele rzeczy pod wpływem emocji... Większość ludzi nie potrafi pozostawać bierna wobec tego, co dzieje się wokół nich. - Ale mógłby tak gadać, gadać i gadać... Pokręcił głową. - Zawsze sądziłem, że ludzie powinni zakładać po takich zdarzeniach, że nawet jeżeli bogowie istnieją, to już dawno nas opuścili.

Ale nie do tego chciał przecież zmierzać.

- Pomyśl o tym tak. Maaasz, zamknięty obieg energii, tak? Umierasz, wracasz do cyklu, oddajesz coś naturze. - Nakręcił się już na to i gestykulował rękoma. - Rodzisz się na tym świecie. Skąd bierzesz energię? Dobrze, masz dwoje rodziców, załóżmy więc, że od nich. Ale przecież oni nie tracą jej permanentnie, oddając ci ją. Matki po porodzie mimo straszliwej męki wracają do stanu, w którym czują się dobrze. A ty... rośniesz. Zbierasz jej coraz więcej, prawda? Jeżeli ktoś dźgnie cię nożem, tracisz ją, słabniesz, ta energia się z ciebie wylewa, ale wróci, kiedy nabierzesz sił. Wampir pije energię razem z krwią, a ghoul? Dlaczego one nadal się poruszają? Skąd ta energia się bierze? Religie kochają tworzyć te swoje mitologie, opowieści o innych światach, o bogach strzegących bram niebios... - A szalony Dolohov uwielbiający podawać się za kogoś lepszego zagłębił ten temat tak dobrze jak tylko mógł. - Żaden bóg tam na ciebie nie czekał i nad tobą nie czuwał, bo ty nigdy nie przeniosłaś się do innego miejsca. Ty na określony czas zyskałaś umiejętność widzenia czegoś, czego my normalnie nie widzimy. Limbo to nie jest inny wymiar ani odległa wyspa, to jest wszystko to, co widzisz wokół, ale jednocześnie tego nie widzisz. Nie jestem ani kapłanem Whitecroft, ani nekromantą, jestem teoretykiem magii wierzącym w Absolut i strumień świadomości, z którego czytam o wszystkim, co ma się dopiero wydarzyć, zupełnie jakby mój umysł mógł przebywać wszędzie naraz. I ja ci mówię: zabrałaś stamtąd nie swoją energię. Tak jak te dzieci, zamiast zassać z Limbo czystą energię będącą budulcem tego świata, wchłonęły cudze wspomnienia i myślą, że to ich wspomnienia, tak i ty uczyniłaś to, wchodząc w te płomienie.


with all due respect, which is none
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (4093), Victoria Lestrange (5290)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa