01.04.2024, 01:23 ✶
- Uważaj na żyrandol! - oznajmiła zza drugiego końca grubego, materiałowego rulonu, kiedy pchnęła otworzone drzwi biodrem i te z impetem uderzyły klamką w ścianę korytarza. Drzwi odskoczyły, znowu rzucając się na nią uporczywie, bo chyba od tego częstego trzaskania im się trochę zawiasy poprzestawiały i były trochę krzywe, a może i zostały tak zamontowane. Tego nie pamiętali nawet już najstarsi, ale jękliwe skrzypnięcie, zwiastujące że wracają po raz trzeci (bo blondynka znowu odepchnęła je zirytowana biodrem), sprawiło że Rosie zrzuciła z ramienia ciężar i kopnęła je nogą, tym razem przytrzymując stopą na swoim miejscu. I w ten sposób, zwinięty szczelnie gobelin znalazł się tylko i wyłącznie na łasce Maeve. Gobelin, o którym McKinnon niby przebąkiwała i listownie i w rozmowach na żywo od czerwca, początkowo jedynie w żartach, ale potem już całkiem na poważnie, szczególnie kiedy zrozpaczony Francis, stęskniony jej lipcową nieobecnością, opowiedział jej wszyściutkie ploteczki z Głębiny, a w szczególności ten jeden moment, kiedy to Stanley parę dni temu postanowił się spić i zagłębić w chińską kulturę. - I na Flądrę! - rzuciła jeszcze, zauważając parę wpatrzonych w nią, opalizujących oczu, utkwionych na komodzie ustawionej w korytarzu. Zmrużyła podejrzliwie oczy i pokazała kotu gestem, że go obserwuje i niech nawet nie próbuje.
W życiu nie kupiła chyba niczego tak kiczowego, ale doszła do wniosku, że Stanleyowi należą się najlepsze od życia rzeczy, nawet jeśli on niekoniecznie mógł je za takie uważać. I przede wszystkim, gobelin był ogromny. Wymierzyła go sobie, żeby ładnie zapełniał jedną ze ścian, niemal całym swoim jestestwem. Jego motywem przewodnim było natomiast morze, oczywiście, i na jego środku, pod morskimi falami, kołysał się Latający Holender, ale to co działo się dookoła to była już zupełnie inna historia. W zamówieniu udało jej się tam jeszcze wcisnąć terakotową armię, która kryła się na obramowaniu całego widoczku; dwa czarne koty - Flądrę i szanownego Czarnego Kota; pana Kapitana, który dziwnie przypominał Stanleya; parę pozbawionych ciała głów, bo przecież był Borginem; trzy kobiety ustawione dookoła Kapitana, dwie blondynki jedna szatynka - jego aniołki; był też jeszcze typ, który do złudzenia przypominał Francisa i w sumie Ambrosia mogłaby tak wyliczać i wyliczać te wszystkie głupotki, jakie przyszło jej podesłać do gobeliniarza w chinatown, ale szkoda jej było w sumie czasu. Ważne, że było.
- Do salonu go dawaj - zakomunikowała, kiedy Chang przecisnęła się przez drzwi wejściowe, a ona zamknęła je za nią niedbale, drepcząc za nią, ukontentowana że udało im się dotrzeć na miejsce. - Chcesz zobaczyć jak wyszło? Jestem pewna że jest okropnie przepiękny. Nie, mam nadzieję, że taki jest - zaszczebiotała wesolutko, pochylając się nad zawiniątkiem, kiedy padło wreszcie na ziemię i rozcinając trzymające je sznurki, żeby móc go rozwinąć i zaprezentować w pełnej krasie.
!przestępstwa
W życiu nie kupiła chyba niczego tak kiczowego, ale doszła do wniosku, że Stanleyowi należą się najlepsze od życia rzeczy, nawet jeśli on niekoniecznie mógł je za takie uważać. I przede wszystkim, gobelin był ogromny. Wymierzyła go sobie, żeby ładnie zapełniał jedną ze ścian, niemal całym swoim jestestwem. Jego motywem przewodnim było natomiast morze, oczywiście, i na jego środku, pod morskimi falami, kołysał się Latający Holender, ale to co działo się dookoła to była już zupełnie inna historia. W zamówieniu udało jej się tam jeszcze wcisnąć terakotową armię, która kryła się na obramowaniu całego widoczku; dwa czarne koty - Flądrę i szanownego Czarnego Kota; pana Kapitana, który dziwnie przypominał Stanleya; parę pozbawionych ciała głów, bo przecież był Borginem; trzy kobiety ustawione dookoła Kapitana, dwie blondynki jedna szatynka - jego aniołki; był też jeszcze typ, który do złudzenia przypominał Francisa i w sumie Ambrosia mogłaby tak wyliczać i wyliczać te wszystkie głupotki, jakie przyszło jej podesłać do gobeliniarza w chinatown, ale szkoda jej było w sumie czasu. Ważne, że było.
- Do salonu go dawaj - zakomunikowała, kiedy Chang przecisnęła się przez drzwi wejściowe, a ona zamknęła je za nią niedbale, drepcząc za nią, ukontentowana że udało im się dotrzeć na miejsce. - Chcesz zobaczyć jak wyszło? Jestem pewna że jest okropnie przepiękny. Nie, mam nadzieję, że taki jest - zaszczebiotała wesolutko, pochylając się nad zawiniątkiem, kiedy padło wreszcie na ziemię i rozcinając trzymające je sznurki, żeby móc go rozwinąć i zaprezentować w pełnej krasie.
!przestępstwa
she was a gentle
sort of horror
sort of horror