• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[15.07.1972] Couldn't help myself

[15.07.1972] Couldn't help myself
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#1
01.04.2024, 01:23  ✶  
- Uważaj na żyrandol! - oznajmiła zza drugiego końca grubego, materiałowego rulonu, kiedy pchnęła otworzone drzwi biodrem i te z impetem uderzyły klamką w ścianę korytarza. Drzwi odskoczyły, znowu rzucając się na nią uporczywie, bo chyba od tego częstego trzaskania im się trochę zawiasy poprzestawiały i były trochę krzywe, a może i zostały tak zamontowane. Tego nie pamiętali nawet już najstarsi, ale jękliwe skrzypnięcie, zwiastujące że wracają po raz trzeci (bo blondynka znowu odepchnęła je zirytowana biodrem), sprawiło że Rosie zrzuciła z ramienia ciężar i kopnęła je nogą, tym razem przytrzymując stopą na swoim miejscu. I w ten sposób, zwinięty szczelnie gobelin znalazł się tylko i wyłącznie na łasce Maeve. Gobelin, o którym McKinnon niby przebąkiwała i listownie i w rozmowach na żywo od czerwca, początkowo jedynie w żartach, ale potem już całkiem na poważnie, szczególnie kiedy zrozpaczony Francis, stęskniony jej lipcową nieobecnością, opowiedział jej wszyściutkie ploteczki z Głębiny, a w szczególności ten jeden moment, kiedy to Stanley parę dni temu postanowił się spić i zagłębić w chińską kulturę. - I na Flądrę! - rzuciła jeszcze, zauważając parę wpatrzonych w nią, opalizujących oczu, utkwionych na komodzie ustawionej w korytarzu. Zmrużyła podejrzliwie oczy i pokazała kotu gestem, że go obserwuje i niech nawet nie próbuje.

W życiu nie kupiła chyba niczego tak kiczowego, ale doszła do wniosku, że Stanleyowi należą się najlepsze od życia rzeczy, nawet jeśli on niekoniecznie mógł je za takie uważać. I przede wszystkim, gobelin był ogromny. Wymierzyła go sobie, żeby ładnie zapełniał jedną ze ścian, niemal całym swoim jestestwem. Jego motywem przewodnim było natomiast morze, oczywiście, i na jego środku, pod morskimi falami, kołysał się Latający Holender, ale to co działo się dookoła to była już zupełnie inna historia. W zamówieniu udało jej się tam jeszcze wcisnąć terakotową armię, która kryła się na obramowaniu całego widoczku; dwa czarne koty - Flądrę i szanownego Czarnego Kota; pana Kapitana, który dziwnie przypominał Stanleya; parę pozbawionych ciała głów, bo przecież był Borginem; trzy kobiety ustawione dookoła Kapitana, dwie blondynki jedna szatynka - jego aniołki; był też jeszcze typ, który do złudzenia przypominał Francisa i w sumie Ambrosia mogłaby tak wyliczać i wyliczać te wszystkie głupotki, jakie przyszło jej podesłać do gobeliniarza w chinatown, ale szkoda jej było w sumie czasu. Ważne, że było.

- Do salonu go dawaj - zakomunikowała, kiedy Chang przecisnęła się przez drzwi wejściowe, a ona zamknęła je za nią niedbale, drepcząc za nią, ukontentowana że udało im się dotrzeć na miejsce. - Chcesz zobaczyć jak wyszło? Jestem pewna że jest okropnie przepiękny. Nie, mam nadzieję, że taki jest - zaszczebiotała wesolutko, pochylając się nad zawiniątkiem, kiedy padło wreszcie na ziemię i rozcinając trzymające je sznurki, żeby móc go rozwinąć i zaprezentować w pełnej krasie.

!przestępstwa


she was a gentle
sort of horror
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
01.04.2024, 01:23  ✶  
Twoja lokacja została odwiedzona przez drobnego złodziejaszka, który ukradł niewiele warty przedmiot. Ubrany w łachmany, młody chłopak najwyraźniej uznał, że nie zauważyłeś tego co zrobił, więc jak gdyby nigdy nic przebywał nadal w pobliżu, starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#3
02.04.2024, 22:00  ✶  
Niektóre ludowe porzekadła jednak niosły ze sobą pewne mądrości, wiecie? W tym wypadku chodziło o z kim się zadajesz, takim się stajesz, gdyż Mewa niechybnie odnosiła w tym momencie wrażenie, że ta dysleksja Stanleya się na niej z lekka odbija.
Owszem, zakup był wspominany wielokrotnie i przebąkiwany w rozmowach, nawet takich, których Maeve akurat nie słuchała jednym uchem. A i tak, przez ten calutki czas, była przekonana, że kupowany będzie nie gobelin, a goblin.
Zdziwiła się trochę, że Rosie chce się bawić w handel żywym towarem, ale kim była Mewa, żeby oceniać biznes na Nokturnie. Musiałaby mieć marzenia stricte samobójcze, żeby się ludziom w interesy tutaj wpieprzać nieproszona, nawet jeśli były kompletnie niemoralne i cokolwiek martwiące. Zapytała nawet, po ile taki goblin chodzi na rynku, ale chyba niedosłyszeli jej pomyłki fleksyjnej, bo odpowiedzieli całkiem szczerze. A Mewa pomyślała wtedy, że całkiem w sumie tanio takie gobliny skórę sprzedają, ale chyba raczej nie z własnej woli.
Natomiast chyba nie muszę przedkładać jak się podekscytowała, kiedy usłyszała, że ten goblin będzie bardzo duży. Zwykle w swoim życiu widziała tylko takie karłowate, może jakoś do pasa, więc to prawie jakby cyrk Bellów do miasta przyjechał. Zawód na widok właściwego gobelinu był więc wymierny.
Markotna była trochę tachając ten dywan. Nie powiedziała na głos, że właśnie wygląda trochę jak coś, co wisiało na ścianie w mieszkaniu tego ruskiego dealera, za którym uganiała się ostatnio Lorraine, bo odnosiła wrażenie, że żart nie zostanie dobrze odebrany i McKinnon jej zwyczajnie przyfasoli. Wydała na prezent ciężkie, zarobione nieuczciwie pieniądze, a ponadto wzór wydziergany podobno był całkiem misterny. Niektórzy mogliby to nazwać kiczowatym, ale Stachowi się na pewno spodoba. Jak nie na trzeźwo, to po kilku głębszych.
- Flądra ma kilka żyć w zanadrzu - wydusiła zza obiektu kaźni, przez który ewidentnie będzie miała problemy z plecami cały tydzień. Gdyby wiedziała, że to diabelstwo będzie takie ciężkie, zapłaciłaby kilka knutów menelom z okolicy, żeby się wykazali w jej imieniu. - Ja nie - dodała cicho, po czym wydała z siebie dźwięk wyduszanego z płuc powietrza, kiedy cała waga spadła w jej ramiona. Pomyślała, że Stachu lepiej niech się posika ze szczęścia na jego widok, bo inaczej to wszystko nie będzie tego wysiłku zwyczajnie warte.
Przecisnęła się przez drzwi z trudem, ale dała radę. Usłyszała, że ma to dotargać do salonu, a jak kobieta coś mówi, to usłyszeć znaczy wykonać. Resztką pary z płuc dociągnęła to do wskazanego pomieszczenia i cisnęła to na ziemię jak niechciany worek z trupem.
W sumie można byłoby w takim zwiniętym gobelinie schować truchło całkiem zgrabnie.
- Chcę, no przecież, że chcę - odparła, oddychając ciężko. W tym momencie przysiadła na oparciu stojącego nieopodal fotela, wspierając dłonie na rozłożonych kolanach. Jak twój stary po wejściu na czwarte piętro i jęknięciu, że "do was tutaj wyjść".
- Ale potem do Stacha już tego nie targam, nie ma opcji. Już wolę zapłacić temu zmarnowanemu chłopakowi, co ci koczował pod wejściem, niech zarobi na chleb - oświadczyła, odgarniając z twarzy włosy.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#4
02.04.2024, 23:58  ✶  
Z ręką na sercu to Ambrosii nawet powieka nie drgnęła, kiedy Maeve wystrzeliła z tym goblinem, kiedy jeszcze stały w sklepie z dywanami. Nie była to nawet kwestia wprawy czy tego, że obcowanie z Borginem ją na tego typu rzeczy uodporniło. Raczej fakt, że zdążyła już z nim ten temat przerobić w czerwcu, kiedy ten jakże uroczy element wystroju był tylko i wyłącznie w sferze żartów.

- Spokojnie. Zrzucę go po schodach na dół i Francis zaraz przybiegnie, sprawdzić czy przypadkiem sobie znowu karku nie skręciłam. On to tam przetarga dalej.

Trzymające całą konstrukcję postronki opadły na podłogę, uwalniając całą konstrukcę i McKinnon wyprostowała się, żeby stopą kopnąć w rozluźniony rulon. Gobelin potoczył się nieco leniwie, ale parę szturchnięć i jedno potknięcie potem, leżał cały rozwinięty w saloniku Ataraxii.

Ale nie tylko misterną sztukę gobeliniarstwa, mogła teraz Maeve podziwiać w pełnej krasie, bo te wszystkie językowe żarty i pomyłki musiały chyba mocno zainspirować blondynkę. Bo okazało się, że w środku był goblin.

Kiedy tylko spojrzenie Ambrosii spadło na wcześniej uwięzioną w fałdach dywanu sylwetkę, wyszczerzyła się szeroko i zatarła ręce z ekscytacją.
- Powiedzieli, że za takie pieniądze to mi dorzucą skrzata ogrodowego w pakiecie, a ja zapytałam czy mają goblina - zarechotała właściwie, stając nad podobizną, wykonaną chyba w rozmiarze jeden do jednego, ale ona sama nigdy nie była specjalistką w tym jak wysokie właściwie gobliny były. Złapała go oburącz i z pewnym trudem ustawiła go w pozycji pionowej, na sam koniec klepiąc go zadowolona po głowie. - Stanley więc dostanie i gobelin, i goblina. Myślałam, żeby mu skołować jakiś kapelusz piracki i opaskę na oko. Ooo, może mu dokleić jeszcze papugę na ramię? Może da się gdzieś znaleźć taką, co gada jakimś pirackim slangiem, śpiewa szanty, albo klnie jak marynarz?? - uniosła na Azjatkę spojrzenie, wyraźnie zadowolona z własnej propozycji. Podniosła się też wreszcie, stając teraz obok Mewy, żeby ta mogła o wiele lepiej przyjrzeć się całemu dziełu, które się przed nią rozpościerało. - Patrz tam - wskazała palcem na trzy kobiety. - Ty, Lorraine i ja - klasnęła w dłonie zachwycona. - A tutaj masz Flądrę, a tutaj Sauriela, o a tutaj jest Francis. - pewnie dla jakiegoś wybitnego konesera i znawcy sztuki cały ten obrazek był wątpliwej jakości, ale Rosie o to w tym wszystkim chodziło i była zachwycona. Z resztą... liczył się gest.


she was a gentle
sort of horror
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#5
05.06.2024, 00:26  ✶  
Musiała kilkukrotnie zamrugać, żeby się upewnić, że ten goblin faktycznie tam był, że sobie go nie wymanifestowała siłą woli wiedziona pragnieniem ujrzenia takowego. Aż wstała z tego oparcia fotela, mimo iż docelowo miała tam siedzieć i jedynie rzucać raz po raz okiem na gobelin, bo się posiąść z wrażenia nie mogła.
- O kurwa, goblin - wydusiła uśmiechnięta, chyba przede wszystkim po to, żeby nie tylko wzrok, ale i słuch zrozumiał sytuację. Zawtórowała Rosie i też zarechotała, reagując na to wszystko tak, jakby spotkała randomowego bobra na ulicach Nokturnu. Niby wziął się znikąd, niby nie powinien tu być, a ile radości sprawiał.
Koncept przerobienia goblina na pirackiego kamrata brzmiał fenomenalnie, jeśli chodziło o prezent dla Stanleya. Przecież on się ucieszy jak dziecko; postawi typa przy wejściu, żeby witał gości, ewentualnie gdzieś w rogu sali, co by przygrywał odwiedzającym szanty jak maszyna grająca. Choć po trochu liczyła, że na to drugie nie wpadnie, bo jeśli Francis będzie musiał słuchać przez całą zmianę Morskich Opowieści, to go zwyczajnie pogibie.
- A nie możemy tego goblina nauczyć przeklinać zamiast papugi? - Zagaiła, chcąc ułatwić im obydwu sytuację. Miała wrażenie, że łatwiej będzie wyszkolić tego gostka w jeden księżyc, niż znaleźć papugę spełniającą te wszystkie wymagania. Poza tym, nawet jeśli taka istniała, nie brzmiała jak coś, co poszłoby za półdarmo. - Ej, mały - odezwała się ponownie, tym razem kucając przed goblinem. - Powtórz za mną: na pohybel skurwysynom - dokładnie wyartykułowała każde słowo, biorąc się za naukę słownictwa bardzo poważnie. Przecież nie chciała, żeby goblin stał w Głębinie i seplenił do ludzi, bo ceniła sobie Stasia na tyle, że nie miała zamiaru mu wstydu przynosić niepoprawnych wychowaniem nowego członka ekipy.
Po chwili wstała, żeby obejrzeć haft. Szczególnie skupiła swoją uwagę na trzech kobietach, które miały zostać wykonane na podobieństwo jej samej i dwóch pozostałych blondwłosych wiedźm, z którymi tworzyła trio upośledzonych Mojr.
- No całkiem niezły - oświadczyła bez większego przekonania, ewidentnie chcąc powiedzieć coś jeszcze. Walczyła chwilę ze sobą, czy faktycznie to z siebie wydusić; podparła się pod boki, raz jeszcze spojrzała na gobelin, potem na Rosie. Nawet otworzyła usta, a potem zamknęła je z powrotem, jedynie połykając powietrze. Aż w końcu przełknęła ślinę i zebrała w sobie odwagę. - Ale w rzeczywistości Lorraine tak nie wygląda, jest o wiele ładniejsza. No popatrz, jaki wielki nos jej dorobili, kulfon dosłownie. Wcale takiego nie ma, ona ma taki uroczy. Znaczy... zgrabny - wylała z siebie gorzkie żale, niezręcznie drapiąc się po głowie i patrząc się wszędzie, tylko nie na Ambrosię. O ile początek uleciał z niej błyskawicznie, to końcówkę już tylko wymamrotała niezręcznie. Po wszystkim kucnęła z powrotem przy goblinie i wróciła do uczenia go przeklinać jak marynarz, choć sama pojęcie o żegludze miała mierne. Najważniejszym w każdym razie było, żeby nauczyć go poprawnej dykcji, żeby rolował tę głoskę r, bo to na pewno odwróci uwagę od prawienia peanów na cześć twarzy Lorraine.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#6
07.09.2024, 04:52  ✶  
- Może go jakoś nazwiemy? Może Boblin? Albo Głębin, bo wiesz... Głębina - rzuciła blondynka niby to niezobowiązująco, ale było widać po jej twarzy jak zadowolona była z samego wrażenia, jakie wywarła obecność goblina, którego nikt się nie spodziewał. - Wiesz co ja nie do końca jestem pewna, czy to się tak da. W sensie... czy go nie trzeba jakoś zaprogramować? To się jakieś runy klepie czy może trzeba to jakoś nagrać? Bo najlepsze co mogę zrobić to wepchnąć w to może jakiegoś ducha, ale też ciężko bo trzeba by go jakoś usiedzieć w tym goblinie - pokręciła głowa odrobinę zrezygnowana, bo w sumie nie przemyślała tego, a pomysł Maeve był jeszcze lepszy od jej własnego.

- Nna ohyel skurysynoo - wymruczał goblin.

- CO! - McKinnon uniosła ręce do góry, kiedy rzeźba się odezwała. Czy to w sumie wciąż się kategoryzowało jako rzeźba? Kot zafuczał gdzieś z rogu pokoju, najwyraźniej również wzięty z zaskoczenia. Jeśli Maeve myślała że bóbr na Nokturnie cieszył to teraz powinna się chyba poczuć, jakby właśnie gwiazda do niej przyszła, bo Ambrosia nie mogła się posiąść z radości, która zaraz się zmieniła w lekką panikę, bo to był chyba handel żywym towarem, a ona się nie na takie rzeczy pisała. - Maeve! CZY TY TO SŁYSZYSZ? On mówi. On coś powiedział. Sprzedali mi żywego goblina, który nie może się ruszać!! - potrząsnęła rozemocjonowana rękoma, a potem dopadła do goblina i potrząsnęła nim. A przynajmniej spróbowała bo był cholernie ciężki. - Jest do ciebie jakaś instrukcja? - zagaiła, niby to po przyjacielsku, ale gdzieś tam pod spodem kryła się jawna desperacja. Kulfon Lorraine nagle nie miał najmniejszego znaczenia, bo powiedzmy sobie szczerze, no nie zamawiała tego u najwyższej klasy rzemieślników i mogła się spodziewać tego typu obrotu spraw. Goblina jednak... goblina nikt się nie spodziewał.


she was a gentle
sort of horror
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#7
26.09.2024, 22:49  ✶  
- Boblin - powtórzyła, jakby najpierw musiała poczuć smak słowa na języku, żeby ocenić jakość. - Fajne, niezłe. Rymuje się z goblin, więc dodatkowe plusy. Głębin też spoko, ale znasz Staszka, będzie mu się mieszać. Nie dosłyszy, pomyli jedno z drugim, zacznie krzyczeć, Francis się zestresuje, a i po co nam to? - Pokręciła głową, nie chcąc biednego barmana na to skazywać. Już podejrzewała, że nie będzie zadowolony z kolejnego takiego nabytku na terenie Głębiny, ale tego się nie dało odkręcić, to był zbyt dobry prezent. Musiała więc niwelować wpływ na nerwy w innych miejscach.

Zaczęła się zastanawiać, czy Rosie nie ma racji z tym programowaniem goblińskiego aparatu mowy, ale wtem sprawa rozwiązała się sama i narzędzie rozkminy przemówiło. Mewa była pozytywnie zaskoczona, aż odchyliła tułów pełna podziwu. Posiąść się nie mogła z zachwytu, że to tak łatwo poszło.
- Pojebana akcja - mruknęła, podpierając się pod boki. No prędzej spodziewała się, że żaby zaczną bić z nieba. - No słyszę, słyszę, choć ciężko uwierzyć własnym uszom - odpowiedziała Ambrosii, która chyba była w jeszcze większych skowronkach niż Maeve. Co tu się dziwić; przecież ona zapłaciła za to wszystko, a tu się okazało, że zrobiła interes wszech czasów.

Mewa nachyliła się na moment nad goblinem, aby poklepać go po ramieniu. Przecież jemu też należały się gratulacje, bo trafił w znakomite ręce. Co prawda nie wiedziała, jakie zadania bojowe będzie znajdywać mu Stanley, ale tym będą się martwić w przyszłości.
- Dobra robota, mały, ale musimy popracować nad twoją dykcją - oświadczyła zadowolona, acz musząc przyznać, że troszkę niestety seplenił. Nie było tragicznie, ale było tutaj pole do pracy i udoskonalenia.

- Nie może się ruszać? - Zagadnęła, bo jej to wcześniej przez myśl nie przeszło. No tak, był posągiem przecież. Czy to znaczyło, że... - Ej, on jest spetryfikowany? - Zapytała Ambrosię, licząc, że jeśli nie zna odpowiedzi, to poprze jej teorię. Albo chociaż zna kogoś, kto im będzie w stanie jednoznacznie sytuacje ocenić. - A co jak mu ten bezruch minie jakoś w środku nocy niespodziewanie, a potem z zawiści okradnie Staszkowi gabinet? Przecież się biedak zapłacze - podniosła ważną kwestię, pokazując na unieruchomionego goblina. No bo co jeśli to była klątwa i to czasowa? Ktoś to chyba musiał obczaić?


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#8
21.01.2025, 03:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.05.2025, 17:40 przez Ambrosia McKinnon.)  
- Hm, coś w tym jest. No to niech będzie Boblin - pokiwała głową, bo w sumie to Maeve miała bardzo dużo racji w tym co mówiła. Ostatnie czego chciały to nie tyle Stanley, któremu wszystko by się mieszało, co biedny Francis który by się tym wszystkim niepotrzebnie stresował. A on był skałą na tym burzliwym oceanie zwanym Głębiną - należała mu się więc odrobina spokoju.

Cuda to był rarytas, nawet w świecie czarodziejskim, który przecież buchał magią z każdego niemal przedmiotu codziennego użytku. Co więcej, był to jeszcze rzadszy fenomen tutaj u nich, na Nokturnie, bo o wiele częściej jak cud można było tu znaleźć zagubioną klątwę albo nóż między żebrami. A mimo tego oto im się trafił - mówiący goblin Boblin, którego nawet nie musiały uczyć kolejnych pirackich formułek, aczkolwiek Rosie wciąż była za tym, żeby dokleić mu papugę. Nad czym powinny jednak popracować, to dykcja Boblina.

Goblin, jeśli miał coś więcej do dodania na temat sytuacji w której się znalazł, to niewiele miał na ten temat do powiedzenia. Przynajmniej nie więcej niż dotychczas, bo wydał z siebie parę charchotnięć, które można było odebrać dowolnie - czyli dokładnie tak, jak najbardziej pasowało odbiorcy. Ambrosia dlatego się uśmiechnęła, uważając że jej nowy nabytek właśnie zgadza się na wszystko co go czekało w świetliście malującej się przed nim przyszłości. Innej opcji w sumie nie miał.

- No, tak myślę - kiwnęła głowa, nie zamierzają poddawać w wątpliwość domysłów Changówny. - Ewentualnie, jeśli nie, to jest to jakaś pokrętna wersja posągu. Taki żart może? Wiesz, jakiś czas temu byłam w lesie i znalazłam tam taką pannę, w sensie posąg, na który jak się rzuciło zaklęcie rozpraszające to biegła sobie dalej, totalnie przerażona, ale potem znowu się zamieniała w kamień. Możemy spróbować go odczarować, ale nie sądzę by to cokolwiek pomogło, gdyż ponieważ dlatego że... eee... no taki goblin piechotą nie chodzi po prostu - uśmiechnęła się niewinnie. - Nie bój się, to co mówisz brzmi jak coś, o co można by się martwić, ale wcale nawet nie trzeba, bo zanim damy go Staszkowi, to ja bym oddała do preparacji - była prawie pewna, że kamiennie spojrzenie goblina wodzi rozpaczliwie od niej do azjatki. A nawet jeśli nie, to pewnie by tak robiło gdyby tylko mogło. McKinnon jednak nic sobie nie robiła i dalej wesołym tonem głosiła swoje propozycje na rozwiązanie stojącego przed nimi problemu. - Znam taki zakład rzemieślniczy, nazywa się Kościany Zamtuz i oni go tam wezmą i w środku wysuszą, żeby niepotrzebnie nie fikał i nie robił niespodzianek. A do gadania można go potem odpowiednio zakląć, zamiast zdawać się na ślepy los. Co ty na to?

To była propozycja wręcz idealna i wcale nie dlatego, że sama to zaproponowała - świadczyła o tym dość szybka zgoda Maeve, więc nie pozostawało im nic innego jak złapać na nowo goblina i zawinąć go w gobelin. Bo przecież nie mogły pozwolić, żeby Stanley zauważył co tam sobie nosiły, a na Podziemne najlepiej było zejść schodkami w piwnicy, a potem to już była prosta długa do Zamtuza. Znaczy może nie prosta, ale obie znały ścieżki na tyle dobrze, by nie musieć zastanawiać się w który zaułek skręcić.

Koniec sesji


she was a gentle
sort of horror
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Maeve Chang (1345), Pan Losu (42), Ambrosia McKinnon (1664)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa