• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[09/08/1972] Szaleństwo Windermere. Narzeczeńskie perypetie || cameron & heather

[09/08/1972] Szaleństwo Windermere. Narzeczeńskie perypetie || cameron & heather
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#1
06.04.2024, 16:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:17 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

—09/08/1972—
Plaża przy Ośrodku Windermere
Cameron Lupin & Heather Wood



Od wiekopomnych zręczyn Camerona Lupina i Heather Wood minęło zaledwie kilka dni. Co poniektórzy mogliby pomyśleć, że narzeczeństwo spędzi najbliższe dni, świętując szczęśliwe wieści pośród rodziny i znajomych, próbując przy okazji wytłumaczyć się z zaistniałej sytuacji. Bądź co bądź, chociaż po mieście krążyły najróżniejsze plotki na ich temat, podsycone dodatkowo przez media, tak oficjalnie nie wydali konkretnego oświadczenia. To jest, dopóki Lupin nie uklęknął na sali balowej pośród czarodziejskiej socjety, aby publicznie oświadczyć się swojej dziewczynie.

Para sama do końca nie wiedziała, co powinna teraz zrobić, jednak dosyć nieoczekiwanie nadarzyła się okazja ku temu, aby wyrwać się z Londynu i spędzić trochę czasu w kameralnym miejscu. Wszelkie czarodziejskie przybytki w okolicy stolicy nie wchodziły w grę z prostych przyczyn - Heather była zbyt rozpoznawalna, a Cameron za biedny na to, aby sponsorować taki wyjazd. A skoro mieli spędzić trochę czasu sam na sam, to wypadałoby, żeby pod pokojem hotelowym nie czyhały na nich bandy reporterów i fanów Rudej z czasów, gdy jeszcze grała w quidditcha. Skreślając kolejne ośrodki z listy, koniec końców zdecydowali się na mugolski ośrodek Windermere. Co mogło pójść nie tak w tak urokliwym miejscu?

— Nie wiedziałem, że jak jest się zaręczonym, to łatwiej dostać wolne w szpitalu, wiesz? — mruknął do Rudej, kiedy zamknęli za sobą drzwi od przydzielonego im domku i ruszyli w stronę plaży.

Rzadko kiedy udawało mu się wyłuskać ten dodatkowy czas, aby przyjść na późniejszą godzinę, nie mówiąc dopiero o pełnym wolnym dniu lub dwóch. Chociaż sierpień ledwie się zaczął, chłopak aż za dobrze wiedział, że na następny dłuższy urlop będzie w stanie pozwolić sobie dopiero o okolicy grudnia tuż po Yule. Tutaj może uda im się spędzić następne... trzy, góra cztery dni, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, a Florence Bulstrode nie wezwie swojego ulubionego studenta na dywanik.

— Ale jest bardzo miło — napomknął, zarzucając nonszalancko rękę na ramię dziewczyny. — Moja droga narzeczono.

Parsknął cichym śmiechem, czując lekki dreszcz na plecach. Dalej przyzwyczajał się do tej myśli, że poniekąd sformalizowali swoją relację. Może nie byli jeszcze mężem i żoną, jednak wydostali się z etapu, gdzie co najwyżej można było ich nazwać parą, a to już było coś. Droga do tego punktu w ich życiu była długa, kręta i nadzwyczaj dramatyczna biorąc pod uwagę, że rytuał z Beltane również odegrał tu dużą rolę, jednak... Udało się. Mieli cholernie dużo szczęścia.

Wyglądali zaskakująco zwyczajnie, a przynajmniej Cameron. Rozpięta do połowy niebieska koszula z podwiniętymi rękawami, krótkie brązowe spodenki i znoszone trampki, które już dawno powinien wymienić na nową parę. W gruncie rzeczy praktycznie w ogóle nie różnił się od niemagicznych sąsiadów, którzy osiedlili się parę domków obok. Chłopak skręcił gwałtownie w bok, aby mogli po schodkach przejść prosto na plażę.

!szaleństwoWindermere
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
06.04.2024, 16:48  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: czy on/a zawsze wszystko robił/a nie tak jak trzeba?
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza czujesz narastającą do niego niechęć.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
06.04.2024, 17:50  ✶  

Nie mieli czasu na odpowiednie świętowanie swoich zaręczyn. Taki to już był moment, nie do końca odpowiedni na huczne celebrowanie tej częściowej zmiany jaka zaszła w ich życiu. Nie miała o to żalu. Wiedziała, że sytuacja jest jaka jest, musieli pracować, a ona poza pracą miała jeszcze dodatkowe obowiązki, jakimi było pomaganie Zakonowi Feniksa. Nie opowiedziała Lupinowi o tym, co przydarzyło się wczoraj, nie wspominała, że może znalazła nadzieję na to, żeby pozbyć się klątwy, bo sama nie do końca wierzyła, że to się uda. Oczywiście, że się nie udało, dobrze więc, że ukryła przed nim ten fakt. Nie powiedziała mu również o tym dziwnym śnie, na wyspie, gdzie znalazła się w białej sukni, gotowa do ich ślubu, który zakończył się dosyć dramatycznie. Czasem po prostu lepiej było nie mówić, milczeć, żeby niepotrzebnie się o nią nie martwił. Szczególnie, że miał swoje obowiązki, od niego zależało życie innych osób, nie powinien zaprzątać sobie głowy jej bezpieczeństwem.

Udało im się wyrwać na krótką chwilę, jakimś cudem załatwili sobie wspólne wolne, żeby odetchnąć i nacieszyć się tym, co ich spotkało. Strasznie, ale to strasznie była z tego powodu zadowolona. Rano odwiedziła jeszcze Brennę, która oberwała wczoraj najmocniej, musiała sprawdzić jak się miewa, żeby spokojnie wyjechać.

Miejsce, które wybrali nie było do końca przypadkowe, bo znajdowało się z dala od magicznego świata, tutaj nikt nie czaił się na kolejne rewelacje z ich życia, zresztą po balu chyba wszyscy wiedzieli, że oficjalnie są już narzeczeństwem.

- Mam nadzieję, że wolne w szpitalu nie będzie powodem do kolejnych zaręczyn. - Dodała głupi żart, kiedy Cameron zamykał drzwi. Nie przyjechali tu przecież po to, żeby kisić się w domku, czas skorzystać z pięknej pogody i swojej obecności. Wydawało jej się to idealną odskocznią od szarej codzienności.

Uśmiechnęła się promiennie, kiedy nazwał ją swoją narzeczoną nadal nie do końca się z tym oswoiła, mimo tego, że ogromnie cieszył ją ten stan rzeczy. Kto by się spodziewał, że w tak młodym wieku będzie miała prawdziwego narzeczonego, na pewno nie ona. Życie potrafiło jednak płatać figle, ale nawet całkiem przyjemne. Cmoknęła go odruchowo w policzek z tej radości. - Teraz już się ode mnie nie uwolnisz. - Póki nie było ślubu, to może i jeszcze mógł, jednak jak dla niej było to już dosyć mocne zaznaczenie, jakie mają plany co do siebie, nie, żeby pierścionek coś zmienił, chociaż spowodował, że ta relacja była też dużo bardziej oficjalna również dla innych. Beltane zbliżyło ich do siebie, mimo tego, że nie wszystko wtedy poszło po ich myśli. Dzięki temu miała czas na przemyślenia i docenienie tego, co naprawdę jest ważne w życiu.

Heather tak jak i Cameron zlewała się z tłumem, można ją było wziąć za mugolkę w tej zwiewnej sukience, którą wybrała, niebieski był jej kolorem, zdecydowanie. Ramiona miała obsypane piegami, tak jak i twarz, a rude włosy splątane wiatrem, powoli zaczęły jej już odrastać po tym, jak większa ich część spłonęła.

Zmierzali w kierunku plaży, powoli, bo przecież wyjątkowo nigdzie im się nie spieszyło. Zeszli krętymi schodami na plażę, gdzie usiedli na ciepłym piasku. - Ależ tu pięknie. - Rzuciła jeszcze spoglądając na wodę.


!szaleństwoWindermere
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
06.04.2024, 17:50  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: ma ładne oczy. Czemu nigdy wcześniej nie wydawało ci się to tak oczywiste? Ładne oczy i ciepły uśmiech. Takim ludziom można ufać w ciemno. A to jak mówi? A jak się porusza? Musicie się trzymać razem. Zawsze razem. Na zawsze.
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza, ogarnia cię obsesja na jego punkcie.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
06.04.2024, 23:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.04.2024, 00:00 przez Cameron Lupin.)  
Jeśli była jedna rzecz, jakiej żałował Cameron w związku z ich nagłymi zaręczynami, to była to właśnie kwestia tego, jak oderwane od ich rodzin i przyjaciół było to wydarzenie. Zamiast rzucić się przed nią na kolana podczas imprezy w gronie bliskich, zrobił to pośród obcych. Niejako odebrał ich rodzicom czy własnemu rodzeństwu szansę na to, aby zobaczyli to na własne oczy. Może dlatego matka nie do końca mu z początku uwierzyła, gdy zaczął jej opowiadać o tym, co się stało tamtego wieczora? Na pewno trzeba będzie z nimi porozmawiać jeszcze raz, obiecał sobie Lupin.

Na pewno czekała ich dyskusja w większym gronie, aby przedstawili, jakie właściwie są ich plany na najbliższą przyszłość. Bądź co bądź, jakieś istotne decyzje będą musieli podjąć, chociażby w związku z tym, jak będzie wyglądała ich sytuacja mieszkaniowa. Ale to był temat na inny dzień, gdy dyskusja o takich kwestiach będzie odpoczynkiem od ich codziennych obowiązków służbowych. Na razie powinni się cieszyć cichą okolicą, urokliwą pogodą i anonimowością zapewnianą przez niemagiczny ośrodek turystyczny.

— Na razie nie planuję powtórki z rozrywki — rzucił ostrożnie, mrużąc podejrzliwie oczy, zastanawiając się, czy w żarciku Rudej na kryło się drugie dno. To stres? Próba rozładowania napięcia? Czyżby miała coś do ukrycia, skoro rzucała takimi dowcipami? — No chyba, że znowu coś sknociłaś i boisz się powiedzieć. Tak jak tego jednego razu, gdy nie dokończyłaś obiadu przed rehabilitacją. Myślisz, że nie zauważyłem?

Zmarszczył lekko czoło. Zazwyczaj nie wytykał jej takich błędów. Aż za dobrze wiedział, do czego była zdolna Ruda, kiedy naprawdę się ją rozjuszyło. Jednak bywały takie chwile, gdy... Po prostu trzeba było się jej postawić. Inaczej by go nie szanowało, a on też nie mógł non stop robić wszystkiego pod jej dyktando. Czasem miał wrażenie, że łatka celebrytki aż za mocno w nią wrosła, stając się poniekąd drugą skórą. Jeszcze im się to odbije kiedyś czkawką.

— Tak mi się właśnie wydawało. Jak raz się kogoś zaobrączkuje, to nie tak łatwo uciec, co nie? Kuli u nogi też ciężko się pozbyć — sarknął, prawie krztusząc się ze śmiechu. — Ale nie martw się, Rudziu, jak będziesz dalej taka grzeszna, jak dotychczas to na pewno nie stanie się nic złego.

Wywrócił oczami, nie zauważając nawet, że popełnił drobną gafę, myląc ze sobą dwa kompletnie różne od siebie słowa, które niestety różniły się tylko jedną, drobną literką. Cieszył się, że Heather zdecydowała się na prostą sukienkę. W końcu trochę normalności. Gdyby zaczęła tutaj paradować w czymś z czarodziejskich domów mody, to zaraz zwrócono by na nich uwagę. Może nie powiązaliby jej z gwiazdą quidditcha, ale z mugolską modelką albo aktorką? To już byłoby całkiem prawdopodobne.

— Przesuń cię trochę, okej? Zasłaniasz mi słońce — rzucił bez uśmiechu, gdy legli na piasku, a Ruda usadowiła się w najgorszym możliwym miejscu. Co za kobieta.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
07.04.2024, 18:11  ✶  

Heather nie do końca tego żałowała, w sensie, że ich bliskich nie było wtedy z nimi. Pewnie przy bliskich czułaby większe skrępowanie spowodowane tą sytuacją, a tak naprawdę to jej zdaniem mogliby to zrobić z dala od jakichkolwiek oczu. Zabawne, Heather która od lat uwielbiała wzrok obcych skierowany w swoją stronę wolałaby przeżyć mniej pompatyczne zaręczyny. Nie, żeby jakoś specjalnie nad tym rozmyślała, bo po prostu cieszyła się, że mają to już za sobą, że Lupin się zdecydował, sposób w jaki to zrobił był mniej istotny.

Lizzy nie zareagowała jakoś specjalnie na wieść, że Ruda niebawem wyjdzie za mąż, pewnie wydawało jej się, że to jedna z jej chwilowych zachcianek, że jej minie. Oczywiście, nie komentowała tego głośno, przyjęła to do wiadomości i zaakceptowała. Przywykła do tego, że Heath lubiła podejmować spontanicznie decyzje, nie miała innego wyjścia jak po prostu się z tym pogodzić. Zresztą matka Wood nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak wyglądało aktualnie życie jej córki, nie wiedziała, że sporo się zmieniło i Heath zaczęła patrzeć na świat zupełnie inaczej, przez to co działo się w Wielkiej Brytanii. Zmieniła swoje podejście o sto osiemdziesiąt stopni.

Kiedyś na pewno będą musieli porozmawiać o tym wszystkim w większym gronie, jednak nie był to czas na rozważanie tego wszystkiego, bo dzisiaj nie mieli się martwić przyszłością, tylko cieszyć teraźniejszością.

Wpatrywała się w Lupina niczym zaczarowana. Miał coś w tych swoich oczach, co wzbudzało jej zaufanie. Czuła, że się w nich topi, tak bardzo była pewna tego, że podjęła dobrą decyzję. Zawsze, na zawsze będą razem. Nie mogła lepiej trafić, docierało to do niej jeszcze bardziej. Ten jego nieśmiały, ciepły uśmiech, nie wyobrażała sobie swojego życia bez Camerona Lupina.

- Jak to na razie? Myślałam, że będziemy już zawsze, całe życie razem. - Powiedziała nieco nieśmiałym głosem, głupi to był żart, ale nie spodziewała się takiej odpowiedzi. - Przepraszam, nie chciałam tego zrobić, ale wiesz, że to żarcie było obrzydliwe, gdybym wiedziała, że tak cię to wkurzy, to bym to zjadła. Nie chciałam sprawić ci przykrości Camiś, wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy. - Och, nie powinna go niepotrzebnie denerwować, bo przecież tak bardzo chciała, żeby mu na niej zależało, nie daj Merlinie, aby kiedykolwiek spojrzał na jakąś inną dziewczynę. Już ona o to zadba, a jeśli spojrzy, to wydrapie oczy, tej dziewczynie oczywiście, czy chłopakowi.

- Myślisz, że byłabym twoją kulą u nogi? No coś ty, zrobię wszystko, wszystko, żebyś wzniósł się na wyżyny, bo jesteś dla mnie najważniejszy, nikt dla mnie tyle nie znaczy co ty. - Musiał o tym wiedzieć, że stawia go na piedestale, nikt, ani nic się dla niej bardziej nie liczyło.

- Nie dam ci powodu do zwątpienia, nigdy. - Powiedziała jeszcze do narzeczonego, musiała go przy sobie zatrzymać na zawsze, nie było innej opcji, mogła przy tym nawet zatracić siebie, ważne, żeby on był ciągle obok niej.

- Och, przepraszam, już się przesuwam, następnym razem będę uważniejsza. - Normalnie by pewnie powiedziała mu, że chyba go posrało i że przecież słońce z każdej strony świeci tak samo, ale teraz bez najmniejszego zawahania, przesunęła się do tyłu, żeby nie zasłaniać Lupinowi słońca.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
07.04.2024, 18:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.04.2024, 18:55 przez Cameron Lupin.)  
Kręciło go to, jak na niego patrzyła; jakby w tej chwili istniał tylko on i poza tym, nikt inny nie zaprzątał jej głowy. Żadna praca, żadna mentorka, żadni koledzy z roboty. Był tylko on... I ona. I może w tym problem, może powinna nauczyć się robić więcej niż jedną rzecz na raz, pomyślał z przekąsem, sugerując się obcą wizją, która zrodziła się w jego głowie. Może wtedy nie wpadałaby ciągłe w jakieś kłopoty? A ona przecież zawsze musiała coś odwalić. Jak nie koszula wrzucona za komodę, to gubiła jego skarpetki przy praniu i musiał chodzić w dwóch różnych.

— Na zawsze...? To się wydaje jakoś tak okropnie długo — mruknął, jakby celowo podjudzał ją do tego, aby jeszcze bardziej zabiegała o jego uwagę.

Położył się na piasku, podpierając się lekko łokciami, chłonąc słońce. Jej tłumaczenia wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim. Zawsze to samo: najpierw jakiś szajs w jej wykonaniu, a potem przeprosiny, które koniec końców do niczego nie prowadziły. Zero wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków z własnego zachowania. Zero poprawy. Zacmokał cicho z niezadowoleniem.

— Kariera w Brygadzie uderzyła ci do głowy. Ty i te twoje ego — wywrócił teatralnie oczami. — Sądzisz, że wszyscy ludzie w twoim życiu nie są w stanie poradzić bez wielkiego wsparcia od wielkiej Heather Wood? Otóż rzeczywistość dzwoni na różdżkę! Wcale tak nie jest. — Parsknął z aroganckim uśmieszkiem na ustach. — Naprawdę potrafimy coś osiągnąć na własną rękę, dziękujemy bardzo.

Odwrócił się od niej, karząc ją poniekąd brakiem bezpośredniej uwagi przez tę kilkanaście sekund.

— No ja myślę — rzucił, jakby było to dla niego coś oczywistego. Skoro zwracał jej uwagę, to przecież nie po to, żeby powtarzać się przy kolejnej podobnej okazji. Skinął głową, gdy odzyskał dostęp do światła słonecznego. — Widzisz? jak chcesz, to potrafisz. — Uśmiechnął się minimalnie, jednak jego oczy pociemniały, jakby nawet ten komplement miał jakieś drugie dno. — Grzeczna dziewczynka.

Poklepał ją z aprobatą po policzku, jednak zaraz się nachmurzył i zaczął sprawdzać swoje kieszenie. Jedna, druga, tylne... Sprawdził nawet kieszonkę na koszuli, chociaż wiedział aż nazbyt dobrze, że była zbyt mała, aby pomieścić jego zgubę. Przeklął siarczyście, nie zważając na to, że po okolicy mogli się kręcić inni goście ośrodka. W dupie ich miał. Podniósł się z piasku, aby jeszcze raz poklepać się po kieszeniach; prawie jakby robił sobie inspekcję w biurach Brygady Uderzeniowej.

— Ja pierdole — Zacisnął pięści, przypadkowo wbijając lekko paznokcie w swoją skórę. Spojrzał dziko na Heather, jakby to ona była główną podejrzaną w sprawie jego pogorszonego nagle humoru. — Nie wzięłaś moich fajek, co nie? — Nawet nie musiał czekać na jej odpowiedź. W końcu była w sukience. Codziennie latała w spodniach, a teraz wymyśliła, że panienkę z siebie zrobi. — Wiedziałem! Po prostu, kurwa, wiedziałem. Jaki ja mam mieć z ciebie pożytek, co? — Pochylił się nad nią i był to zapewne pierwszy raz w życiu Heather, gdy widziała go z tak zaciętą miną i faktycznie mogła instynktownie się od niego odsunąć. — Zawsze coś nie tak.

Pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę brzegu jeziora, mamrocząc pod nosem, coraz to gorsze komentarze pod adresem swojej narzeczonej. Narzeczonej, phi. Co to za narzeczona, skoro nawet o papierosach swojego faceta nie pamięta?
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
08.04.2024, 06:11  ✶  

Faktem było to, że Cameron musiał się dzielić z Heather z różnymi osobami, a raczej to ona musiała być bardzo elastyczna, aby odnajdywać się w tej sporej ilości obowiązków. Traciły na tym różne strony, w zależności od tego, w co akurat angażowała się bardziej, bo nie dało się tego dzielić po równo. Tym razem ważny był tylko Lupin, jego zdanie, bo przecież był taki wspaniały, dlaczego dopiero teraz to zauważyła? To nie tak, że wcześniej nie znaczył dla niej wiele, bo przecież go kochała, bardzo mocno, ale umiała znaleźć w tym równowagę, teraz jednak ona zniknęła, stała się zaślepiona, wręcz obsesyjnie. Zależało jej na tym, aby Cameron ją docenił, żeby zdawał sobie sprawę z tego, że jest da niej wszystkim. Gdzieś zgubiła w tym siebie.

- Okropnie długo? - Głos jej zadrżał, bo przecież jeszcze kilka dni temu wspominał o tym, że ją kocha, że wiele dla niego znaczy, poprosił ją o rękę, czy już mu się zdążyła znudzić? Jak to możliwe, że tak szybko? Czy nie będą jednak żyli długo i szczęśliwie? Przecież śniła o ich ślubie, czyżby faktycznie miało pozostać to tylko marzeniem sennym. Odruchowo potarła ten prowizoryczny pierścionek zaręczynowy, który od niego dostała, jakby chciała sprawdzić, czy faktycznie nadal ma go na palcu.

Kolejne słowa, które wypowiadał przynosiły coraz większą rozpacz. Dlaczego był dla niej taki niemiły? Czy faktycznie dzisiaj znowu przegięła? Nie wydawało jej się, że zrobiła coś, co mogło go rozjuszyć, on nigdy się tak nie zachowywał, ale może małe ziarnko piasku wystarczyło, żeby obudzić w nim gniew, może trzymał go w sobie, a ona zupełnie nieświadomie spowodowała tę lawinę. Było jej przykro, że tak na nią reagował, bo naprawdę robiła wszystko, aby go uszczęśliwić, bo jej na nim zależało, bardzo mocno.

- Może faktycznie mojego ego jest zbyt wielkie. - Nigdy w życiu podobne słowa nie padły z jej ust, teraz jednak czuła, że Cameron ma rację. Musiała się zmienić, żeby nie patrzył na nią w ten sposób. Musiał wiedzieć, że jej na nim zależy, jedyną opcją, która wydawała się jej słuszna w tej chwili było dostosowanie się do jego oczekiwań. - To prawda, wiele osiągnąłeś, beze mnie, jestem dla ciebie raczej ciężarem. - Bardzo ciężko jej się było do tego przyznać, ale wiedziała, że tak jest.

- To już się więcej nie powtórzy. - Dodała jeszcze i gwałtownie się wyprostowała, sprawdziła, czy przypadkiem znowu mu nie przeszkadza, bo nie chciała w żaden sposób go zdenerwować, zależało jej na tym, żeby był szczęśliwy. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze, wreszcie to do niej dotarło, nareszcie to zrozumiała i zamierzała zadbać o to, żeby rzeczywiście tak było.

Dostała nagrodę, dotknął jej. Oczy zaświeciły jej się momentalnie, bo właśnie tego potrzebowała, docenienia jej prób. Nareszcie zauważył, że naprawdę się stara. Trwało to jednak krótko, bo po chwili znowu pojawiło się zmieszanie. Widziała, że Cameron czegoś szukał, najwyraźniej nie mógł tego znaleźć. Temu chyba też była winna...

- Nn-ie wzięłam. - Zająknęła się, a nigdy się jej to nie zdarzało. Czuła się bardzo niepewnie, nie miała pojęcia, czego powinna się po nim spodziewać, bo Lupin zdecydowanie nie był sobą. Zbliżył się do niej gwałtownie, w jego oczach było coś dziwnego, odsunęła się więc do tyłu, wystraszona, znowu go zawiodła. Dlaczego była taka beznadziejna? - Mogę ci je przynieść. - Dodała od siebie, ale chłopak ruszył w kierunku jeziora, nie miała pojęcia, czy powinna pójść za nim, znaczy bardzo, ale bardzo chciała być blisko niego, ale nie była pewna, czego on oczekiwał, a to jego szczęście było dla niej najważniejsze.

Nie mogła jednak tkwić na tej plaży, go on sam ruszył w stronę brzegu, podniosła się z ziemi i poszła za nim, mając nadzieję, że jej wybaczy te wszystkie niepowodzenia. Szła cicho, a kiedy znalazła się odpowiednio blisko niego spróbowała go złapać za rękę. - Wynagrodzę ci to wszystko Cameron. - Wyszeptała cicho, widać było po niej, że jest bardzo skruszona.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
08.04.2024, 22:12  ✶  
— Pomyśl o ostatnim razie, kiedy mi to powiedziałaś — mruknął, lekceważąc jej obietnice.

Ciągłe zapewnienia, gwarancje nieraz doprawiane błaganiami, tłumaczeniami i prośbami... A jednak sama Heather zbytnio się nie zmieniała, czyż nie? Ciągle te same błędy, pomyłki i, co najbardziej frustrujące, brak chęci zmiany. Tylko ciągłe powtarzanie tych samych czynności z nadzieją na inny efekt. Jakby sama nadzieja w jej wypadku miała cokolwiek dać. A przecież sama powinna najlepiej wiedzieć, że aby się przed czymś ochronić, to trzeba było tego chcieć i mocno nad tym pracować.

— Tak, idź! — rzucił przez ramię prześmiewczym, acz dalej pełnym napięcia głosem. — Może po drodze zjebiesz coś jeszcze.

Wiedział, że Ruda idzie za nim, chociaż nie zwrócił się ponownie w jej stronę. Trudno byłoby nie wyczuć tej desperacji; czaiła się w tym, jak szybko zerwała się z ziemi i jak przyspieszyła kroku, aby tylko znaleźć się bliżej niego. W pewien sposób go to uspokoiło, jak gdyby sama wiedza o tym, jak bardzo go w tej chwili potrzebowała, sprawiała, że czuł się pewniej. Utwierdzało go to w przekonaniu, że dobrze robił. Skoro zależało jej na nim, to musiało jej też zależeć na tym, aby naprawić własne błędy, czyż nie? Pomagał jej, leczył ją, chociaż nie w taki sposób, jak przy zwykłych urazach i ułomnościach ludzkiego ciała.

Nie zatrzymał się, nawet gdy znalazł się przy linii brzegowej. Przystanął na niej na chwilę, poniekąd pozwalając Heather skrócić dystans między nimi, po czym skręcił gwałtownie w bok, idąc wzdłuż plaży. Testował jej oddanie, sprawdzał, jak daleko jest w stanie zajść, gdy wymachiwał jej metaforyczną marchewką przed nosem tuż po tym, jak zbił ją rózgą. W końcu zatrzymał się przy zbiorze krzaków, które porosły fragment wybrzeża. Dłonie dalej miał zaciśnięte tak, że jego kłykcie pobielały, jednak pozwolił Rudej na to, aby w końcu dopadła do jego ręki.

— Wiem — odparł sucho, dalej nie patrząc jej w twarz. — A przynajmniej wiem, że spróbujesz. Jak zawsze zresztą.

Skrzywił się, walcząc z tym, aby nie wyrwać ręki z jej uścisku. W końcu wydał z siebie przeciągłe westchnienie i odwrócił się ku niej. W dalszym ciągu był podminowany, jego mina również nie należały do najprzyjemniejszych, jednak to oczy były najbardziej konfundujące: jakby sam przeżywał jakiś wewnętrzny konflikt, jak poradzić sobie z pomyłkami Rudej. Pogłaskał jej szyję wierzchem dłoni.

— Wiesz, dlaczego mówię ci to wszystko? — spytał cichym, acz ostrym głosem, jakby chciał przez sam ton swoich słów wbić je do głowy dziewczyny. — Bo cię kocham. — Przejechał niespiesznie kciukiem po jej policzku. Z niesmakiem zauważył czułość w tym geście, a przecież tak go denerwowała. Każdy jej błąd rozpalał jego niechęć, ale pod powierzchnią czaiły się też inne emocje. Pragnienie, poniekąd łagodne, młodzieńcze... A nawet romantyczne. Zatrzymał kciuk na kąciku ust Rudej. — Kocham cię najbardziej na świecie, rozumiesz? — Pochylił głową, opierając ją lekko o czoło Heather. — I dlatego nikt inny nie powie ci tego wszystkiego wprost. Na mnie możesz liczyć, nawet jeśli moja prawda jest bolesna.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
09.04.2024, 06:38  ✶  

Faktycznie wiele razy obiecywała mu, że się zmieni, że będzie ostrożniejsza, że będzie uważać. Nie musiała szukać daleko, wczoraj przecież znalazła się na tej wyspie, gdzie po raz kolejny ryzykowała życie, ale musiała to robić. Może niepotrzebnie się angażowała, bo przecież nie chciała go krzywdzić, nie chciała, go rozczarować. Zależało jej na tym, żeby Cameron był szczęśliwy, a ona mu trochę uniemożliwiała to szczęście, bo ciągle pakowała się w kłopoty, może nie do końca była to jej wina, albo wręcz przeciwnie, nie powinna rzucać odpowiedzialności na działania Zakonu Feniksa, bo przecież miała swoje sumienie, mogła odmówić wsparcia, tylko, że jak zawsze chciała poczuć się choć trochę ważna, chciała pomagać, ratować innych, bo ta odwaga, która w niej siedziała nie pozwalała jej być bierną, może czas najwyższy nieco dorosnąć, przestać pakować się w kłopoty, szczególnie, kiedy najwyraźniej rozczarowywało to Lupina, który był dla niej przecież najważniejszy. Na pewno miał rację, przecież był taki rozsądny i mądry, nie to co ona. Musiała się poprawić, musiała udowodnić mu że się myli, żeby nie daj Merlinie nie zostawił jej samej, bo nie wyobrażała sobie, że mógłby ją zostawić, tak bardzo chciała jego uwagi, że była w stanie zrobić dla niego wszystko, nawet zrezygnować ze swoich ideałów.

Może powinna ruszyć po te fajki, bała się, że jeśli zobaczy ją za sobą to znowu się zdenerwuje, jednak musiała sobie z nim wszystko wyjaśnić, nie chciała dawać mu kolejnego powodu do rozczarowania, najpierw go odpowiednio przeprosi, a później pójdzie po te szlugi, taką drogę wybrała, oby nie miał nic przeciwko temu, oby znowu go nie rozczarowała. Zaczynała zapętlać się na tej myśli, że nie chce ponownie go zawieść, bo przecież Cameron był najlepszym, co przytrafiło się jej w życiu, musiała się skupić na tym, żeby go uszczęśliwiać, to powinien być jej życiowy cel.

Nie odpuszczał łatwo, nadal szedł przed siebie, ale ona podążała za nim. Czuła, że musi to zrobić, że musi teraz o niego zawalczyć, bo przecież tak bardzo jej na nim zależało, zdawała sobie sprawę, że do tej pory mogło to być niezauważalne, musiała się bardziej starać.

Udało jej się wreszcie złapać go za dłoń, czuła jednak, że coś się zmieniło, że chłopak zaczął bardziej stawiać na swoim, no i dobrze, był przecież takim wartościowym człowiekiem, a ona nieodpowiednio go traktowała, ciągle go zawodziła, czas najwyższy z tym skończyć.

- Tym razem nie będę próbować, obiecuję ci, że tak będzie. - Nie mogła ciągle próbować, musiała wreszcie dać mu tego, czego oczekiwał, bo te próbowanie kończyło się różnie, musiała mu obiecać, musiała spełnić te obietnice, dać mu to, czego od niej oczekiwał. Spełnienie jego próśb było dla niej teraz najbardziej istotne, nic innego nie miało sensu, tylko to, aby on był szczęśliwy, mogła przy tym zatracić siebie, ale nie mogła sobie pozwolić na to, żeby znowu poczuł się zawiedziony.

Bolało ją to, że na nią nie patrzył, jeszcze bardziej czuła, że go zawodzi, ciągle go rozczarowywała, nie była pewna ile jeszcze wytrzyma, a zdecydowanie nie chciała, żeby to tak wyglądało, musiała go uszczęśliwić.

Wreszcie na nią spojrzał, nie wyglądał na szczególnie zadowolonego, ale miał do tego prawo, mógł czuć rozgoryczenie, przecież ciągle go zawodziła, czekała aż się odezwie, na szczęście postanowił ją dotknąć, może wcale nie było tak źle. Kamień z serca, musiała się postarać, musiała dać z siebie więcej, żeby był zadowolony.

Kochał ją, te słowa ją uspokoiły, bo bała się, że jego uczucie zdążyło się już wypalić przez te błędy, które ciągle popełniała. Miał rację, nikt nie miał tyle odwagi, żeby mówić jej w podobny sposób, to musiał być objaw miłości, że mówił jej to wszystko, dzięki niemu mogła być lepszym człowiekiem. Wpatrywała się w niego z iskrą w oku, była taki idealny, wspaniały, ogromne miała szczęście, że ich życia się skrzyżowały, co ona by właściwie bez niego zrobiła? Byłaby nikim. Przymknęła oczy, kiedy ich czoła się spotkały, starała się uspokoić nerwy, bo naprawdę jeszcze chwilę temu okropnie się bała, że czara goryczy się przelała, że nie da jej kolejnej szansy. - Dziękuję ci za to, że pokazujesz mi, że mogę być lepszym człowiekiem, twoja miłość jest najlepszą rzeczą, która spotkała mnie w życiu, też cię kocham Cameron. - Jej głos był łagodny, zdecydowanie różnił się od tego codziennego. Postanowiła przytulić się do niego, była mu wdzięczna, okropnie wdzięczna, że mówił jej to wszystko, że jej nie zostawił, nadal z nią był mimo tego, że wcale nie było mu łatwo, bo to ona sprawiała problemy, ciągle.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Heather Wood (3186), Cameron Lupin (2621), Pan Losu (93)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa