• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[12.08.1972] kłopoty w raju | Heather & Cameron

[12.08.1972] kłopoty w raju | Heather & Cameron
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#1
30.04.2024, 12:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:17 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

—12/08/1972—
Dolina Godryka, okolice sadu Abbotów
Cameron Lupin & Heather Wood



Wyjazd narzeczeństwa na wczasy okazał się być przykrym zderzeniem z rzeczywistością. Z ust Camerona padło wiele słów, słów, którymi ranił ją dosyć boleśnie. Najgorsze było to, że miał rację w tym co mówił, a ona zdawała sobie z tego sprawę. Wiecznie obiecywała mu, że się zmieni, że zacznie myśleć, ale jej to raczej średnio wychodziło. Nie do końca potrafiła analizować, zazwyczaj kierowała się po prostu swoimi przeczuciami, co cóż, kończyło się różnie. Zawsze miała dobre zamiary, ale czyż dobrymi zamiarami nie jest wybrukowane piekło?

Na całe szczęście nie zostawił jej jeszcze. Wyjaśnili sobie wszystko, przynajmniej tak się jej wydawało. Obiecała mu, że go już więcej nie zawiedzie, że nie da mu kolejnych powodów do tego, by w nią wątpił.

Nie widzieli się jeszcze od kiedy opuścili Windermere, nieco bała się tego spotkania, nie wiedziała, czy Lupin będzie w lepszym humorze, chociaż liczyła na to, że może faktycznie będzie trochę lepiej niż ostatnio.

Umówili się na spacer do Dolinie Godryka, Londyn był w tym czasie bardzo tłoczny, a dobrze było czasem odetchnąć świeżym, czystym powietrzem. Z dala od fotografów, czy ludzi, którzy byli ciekawi jej życia. Tutaj mogli odpocząć bez zastanawiania się nad tym, czy spotkają kogoś, kto będzie liczył na kolejny skandal z udziałem Rudej.

Przyleciała do Doliny na miotle, nie mogło być inaczej, szczególnie, że pogoda dopisywała. Zostawiła ją na parkingu dla mioteł i udała się w okolice sadu Abbotów, a raczej jego skraju, mogli chociaż z dala popodziwiać te wyjątkowe drzewa.

Wood wyglądała zwyczajnie. Miała na sobie krótkie jeansowe spodnie, zielony t-shirt, na który narzuciła luźną koszulę z krótkim rękawem, z materiału w kolorowe kwiatki. Włosy spięła wysoko w kucyk, można by pomyśleć patrząc nadal, że jest jeszcze uczennicą. Czekała na Camerona pełna obaw.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#2
30.04.2024, 23:57  ✶  
Wyjazd do mugolskiego środku Windermere był jednym wielkim koszmarem. A przynajmniej tak postrzegał tę wycieczkę Cameron, bo gdy tylko magiczna aura tamtego miejsca przestała na nich wpływać, wróciły mu zmysły i zdał sobie sprawę, jakie głupoty i po prostu... okrutne rzeczy wygadywał. Czuł do siebie obrzydzenie. Nigdy nie powiedziałby czegoś takiego Heather. Może gdzieś w jego głowie kwitły czasem takie myśli, jednak z uporem maniaka przystrzygał je, aby nie sprawiały problemów.

Ruda nie zasługiwała na coś takiego, a to jak się zachowywał na plaży... To nie był on. To była jakaś mroczniejsza, pozbawiona skrupułów wersja jego osobowości. Ta, którą każdy człowiek tłumił w sobie każdego dnia, bo inaczej napytałby sobie biedy. Czy gdzieś w jego słowach kryła się prawda? Może było tam parę okruchów jego skrytych uczuć i dostrzeżeń, ale sposób, w jakie przekazał je Heather... Nigdy by czegoś takiego nie zrobił. A jednak tak się stało. Więc może jednak byłby do tego zdolny?

To nie jestem ja, powtarzał sobie niczym mantrę, przemierzając wydeptaną ścieżkę, aby dostać się na miejsce spotkania z Heather. Nie wiedział, czy powinien cieszyć się z tego, że mieli porozmawiać bez świadków czy też martwić tym, że na dobrą sprawę będą ''skazani'' na swoje towarzystwo. Wszystko wskazywało na to, że to będzie szczera rozmowa. Prywatna. Bez postronnych, którzy mogliby się wtrącić, gdyby sprawy zaszły za daleko. Powinien przeprosić. Musiał przeprosić. Zrobi to.

Co mogła ujrzeć Heather, gdy zza skrytej za krzewami dróżki wyszedł Lupin? Cóż, dalej towarzyszyła mu bujna fryzura; brązowe pasma włosów coraz bardziej się kręciły, dostosowując się do trendów panujących obecnie na ulicach mugolskiego Londynu, ale też wskazywały na to, że nie maił czasu - lub pieniędzy - żeby wybrać się do fryzjera z prawdziwego zdarzenia. A koniec końców i tak pewnie skończyłoby się na tym, że ścięłaby go matka lub starsza siostra.

Na spotkanie przyszedł ubrany w jasną koszulą z krótkim rękawem w ciemne pionowe pasy i ledwie sięgające do koron brązowe szorty. Buty... Jak to buty. Znoszone tenisówki, w których chodził już drugi lub trzeci sezon. Kolor zdążył nieco wyblaknąć, a sznurówki utraciły dawną biel pod wpływem brudu i kurzu, jaki przetaczał się na co dzień przez magiczne dzielnice Londynu. Tym, co jednak wyróżniało dziś Camerona ,był... bukiet siedmiu czerwonych i pomarańczowych róż, które ściskał w dłoni. Chciał kupić więcej, ale po prostu nie było go na to obecnie stać. Marna wypłata za staż, jeszcze nie zdążyła przyjść.

— Cześć — rzucił niemrawo, przystając jakieś pół metra od Rudej. Otaksował ją uważnym wzrokiem od stóp do głów, krzywiąc się lekko, gdy w jego głowie rozbrzmiały wspomnienia z ich małego urlopu. — To dla ciebie... Ja... Jeszcze raz przepraszam. Za wszystko. Nie mam pojęcia, co tam się stało. J-ja n-nigdy bym c-ci cz-czegoś t-takiego n-nie p-powiedział. — Zagryzł dolną wargę, biorąc głęboki oddech. — Przepraszam. — Podał jej niezdarnie bukiet. — I kocham.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
01.05.2024, 23:19  ✶  

Przyglądała się jabłoniom, które robiły ogromne wrażenie nawet na takiej osobie, jak ona, która znała się tyle, co wcale na roślinach. Drzewa były ogromne, ich owoce wyglądały naprawdę wspaniale, jakby były najlepsze na świecie, w sklepie nie można było znaleźć podobnych jabłek, wyróżniał się wielkością i kolorem, prosiły się o to, żeby ich skosztować, niczym jakiś zakazany owoc.

Dostrzegła Camerona dopiero, gdy wyłonił się z ścieżki skrytej za krzewami, nie usłyszała wcześniej, że się zbliża, zapatrzona w te wspaniałe drzewa.

Przeniosła wzrok w jego stronę, przyglądała się mu, kiedy zmierzał w jej kierunku. Nie do końca wiedziała, czego się spodziewać. Serce zaczęło bić jej szybciej, w końcu to był Lupin. Tak wiele dla niej znaczył, a ona najwyraźniej nie do końca to doceniała. Nadal czuła spore wyrzuty sumienia po tym, o czym wspominał jej na plaży. Niepewność była uczuciem rzadko kiedy jej towarzyszącym, od kiedy jednak opuścili Windermere jej nie opuszczała. Nie mogła przewidzieć, co się stanie, nie po tym, co jej wtedy powiedział. Była pewna jedynie tego, że nie chce go stracić, bo tak wiele dla niej znaczył, więcej, niż każdy inny. Szkoda by było, żeby zniszczyła przez swoje zachowanie to, co udało im się razem osiągnąć. Tym bardziej, że naprawdę aktualnie nie umiała wyobrazić sobie swojego życia bez Camerona. Przywiązała się do niego bardzo mocno.

Ruszyła mu naprzeciw, żeby nie stać w miejscu, nie tkwić w tej niepewności i natłoku myśli. Dostrzegła bukiet w jego dłoni, co spowodowało uśmiech na jej twarzy. Doceniała każdy, taki drobny gest. Zatrzymała się też w końcu, bo znaleźli się wreszcie odpowiednio blisko siebie.

Przywitała go uśmiechem, jak miała w zwyczaju. Widziała, że jest w kiepskim nastroju. Czyżby znowu przez nią. Znowu poczuła się mniej pewnie, zaczęła szukać w myślach powodu przez który mógł być na nią zły, jednak nie wydawało się jej, żeby ostatnio zrobiła coś głupiego. - No hej. - Ton jej głosu jednak również nie brzmiał specjalnie pewnie, jakby trochę się bała, że zrobiła coś nie tak.

Ulżyło jej, gdy się odezwał. Kamień z serca, jednak nie musiała się martwić. Wzięła od niego ten bukiet, przy czym uśmiechnęła się zupełnie naturalnie. - Nie masz za co mnie przepraszać, w sumie przecież to, co mi tam powiedziałeś to prawda, znaczy częściowo na pewno to prawda, może nawet w większości. - To co mówił miało sens, bo przecież nie kłamał, przedstawił jakby nie patrzeć fakty, w dosyć brutalny sposób, ale przez to bardziej do niej dotarło, jak on widzi jej zachowanie.

Dostrzegła, że się denerwuje, zareagowała więc odruchowo i po prostu się do niego przytuliła, jakby nigdy nic. Chciała, żeby się uspokoił, najlepiej, jakby w ogóle nie wracali do tego tematu, chociaż chyba jednak musieli to wyjaśnić, co wcale nie wzbudzało w niej entuzjazmu. - Też cię kocham Camiś. - Dodała lekko, nadal się do niego przytulając. - Nie przejmuj się tym wszystkim.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#4
10.05.2024, 00:51  ✶  
Uśmiechnął się minimalnie, gdy Heather ruszyła w jego stronę. Nie wyglądała na wściekłą ani smutną, chociaż podejrzewał, że mogła być nim zawiedziony. Cameron z plaży to nie był chlopak, jakiego znała. A przynajmniej nie taki, jakiego widywała na co dzień. Cokolwiek sprawiło, że te przemyślenia wypłynęły na wierzch, musiały sięgnąć bardzo głęboko, aby wyciągnąć z Lupina taki szajs.

— Nie, nie jest! — zaprzeczył kategorycznie nieco podłamanym głosem. — W-wcale nie nawalasz i wiem, że to nie jest tak, że robisz mi t-tym na złość. To, co ci tam p-p-powiedziałem było okrutne. Nie wiem, c-co we m-mnie wstąpiło. Nie zasłużyłaś na takie t-t-traktowanie.

Ostatnie czego chciał to to, aby Ruda teraz wmawiała sobie, że jest okropną osobą, tylko dlatego, że zachowuje się tak, jak ma w zwyczaju. Każdy miał jakieś wady i zobowiązania, z których nie było łatwo się wyplątać. W końcu zmiana nie przychodziła za machnięciem różdżki, jak to lubili sobie wmawiać mugole za sprawą swoich książeczek dla dzieci.

A po tym wszystkim, czego doświadczyła Heather, aby zapewnić bezpieczeństwo innym ludziom nie powinna słuchać o swojego narzeczonego o tym, jak bardzo powinna się dopasować do jego wizji, do jego planów i wyimaginowanych oczekiwań, które na co dzień były pogrzebane w ciemnych zakamarkach jego podświadomości.

— M-miałem być dla ciebie wsparciem — wyrzucił z siebie z żalem. Nie potrafił wyjaśnić, czemu zachowywał się tak wobec niej podczas wspólnej wycieczki.

Przytulił ją bezwiednie, całując ją lekko nad uchem. Nie tak sobie wyobrażał pierwsze tygodnie ich narzeczeństwa. Z drugiej strony, plany co do oświadczyn też miał z początku nieco inne, a wyszło, jak wyszło. A przecież w teorii było jak z bajki: wielka impreza, mnóstwo gości, całkiem sporo prasy... Wprawdzie pierścionek był denny i zemdlał na środku parkietu, ale to były szczegóły.

Tusz Proroka Codziennego zapamiętał to, co najlepsze: ekstrawaganckie przyjęcie, na którym znana w całym kraju brygadzistka wkroczyła w nowy etap życia. Chciał, żeby mogła się tym cieszyć. Chciał się tym cieszyć razem z nią. A zamiast tego zepsuli sobie tę bajkę, jakby dodali do świeżego napoju kilku kropelek trucizny, rujnując własne doznania. Może jednak nie wszystko stracone? A w końcu pierścionek planował zamienić na lepszy, więc może i resztę dało się naprawić?

— Następnym razem zdam się w całości na ciebie z miejscem wyjazdu, hmm? — Przejechał delikatnie dłonią po jej plecach. — Ten parodniowy rejs z Crouchami chyba bardziej nam wyszedł na zdrowie niż te wczasy nad jeziorem. — Skrzywił się lekko, po czym westchnął cicho. — Ferie świąteczne spędzimy gdzieś indziej. Masz jakąś bogatą przyjaciółkę z dobrym lokum? Albo... Znasz jakieś schronisko... Nie, nie. Resort? Resort narciarski? Tak to się nazywa?
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#5
10.05.2024, 21:26  ✶  

Pogłaskała go delikatnie dłonią po policzku, widziała, że nadal się denerwuje, nie chciała, żeby tak na nią reagował. To nie wróżyło im nic dobrego. - Hej, spokojnie, nic się nie stało. - Powiedziała bardzo pewnym tonem głosu, można było uwierzyć w jej słowa. Nie chciała, żeby obwiniał siebie o ten chwilowy moment szczerości, najwyraźniej tego wtedy potrzebował. Nie miała do niego wyrzutów, przecież też powinien głośno mówić, co mu przeszkadza, dzięki temu będą mogli dojść do porozumienia. - Może faktycznie dosyć ostro mnie potraktowałeś, ale chyba właśnie tego potrzebowałam, jak mówiłam nie będę ci dawać powodów do niepokoju. - To nie tak, że zamierzała zrezygnować ze swojej dotychczasowej działalności, bo przecież Brenna jej zaufała, wciągnęła ją w Zakon Feniksa, musiała się angażować, ale mogła mniej mówić Cameronowi, w końcu jeśli nie wiedział, że będzie ryzykować, to nie powinien się o nią martwić. Ukrywanie przed nim prawdy wydawało jej się być najprostszym rozwiązaniem. Najmniej inwazyjnym.

Nie chciała zresztą przestać wspierać Zakon, wiedziała, że może im się przydać podczas walki ze śmierciożercami, chciała działać, chciała walczyć ze złem. Nie usiedziałaby bezczynnie na tyłku, strasznie była dumna z tego, że chcieli, żeby z nimi działała. Wydawało jej się, że dotychczasowo szło jej całkiem nieźle, może poza tym okropnym Beltane, ale tam była na służbie, to było ryzyko zawodowe, jej praca wiązała się z tym, że wydarzą się podobne sytuacje. W końcu była BUMowcem. Miała ganiać przestępców, jak przystało na magipolicjantkę, to, że teraz roiło ich się od groma wszędzie, to nie była jej wina.

- Jesteś dla mnie wsparciem, ogromnym. - Powiedziała cicho. Tkwili w uścisku, cieszyła się, że tym razem nie gardzi jej dotykiem, nie odsuwa się od niej. Obawiała się nieco, że może być inaczej, szczególnie po tym krótkim wypadzie nad jezioro Windermere. Cameron pomógł jej się otrząsnąć po tym najgorszym okresie w jej życiu, kiedy została przykuta na niemalże miesiąc do łóżka, uwięziona w domu. Gdyby nie on, to pewnie by się załamała, pomagał jej wrócić do pełnej sprawności, znał się na tym jak nikt inny i poświęcał jej czas, był jej wsparciem, ogromnym.

- Czyli nie masz nic przeciwko kolejnemu wypadowi dla bogaczy? Myślałam, że się tam źle bawiłeś. - Dodała z uśmiechem. Miała wrażenie, że jej pomysły nie zawsze przypadały mu do gustu, może jednak było inaczej? - Myślałam, że możemy wybrać się do tej Hiszpanii, pamiętasz, moja matka ma tam dom. - Mogliby zniknąć na tydzień, czy dwa, zamknąć się tam i nie kontaktować ze światem, uciec od wszystkiego. - Muszę ci się przyznać, że nie jestem dobra w jeździe na nartach, nigdy nie byłam. - Pewnie, gdyby poświęciła temu dłuższą chwilę, to szybko by się nauczyła, bo wszelkie aktywności fizyczne przychodziły jej bardzo łatwo, ale zdecydowanie wolała latanie na miotle. - Jeśli jednak chcesz narty, to mogę coś zorganizować. - Czego tylko Cameron sobie zażyczy. - Idziemy się przejść, czy będziemy tak tu stać? - Pogoda była piękna, zachęcała do spaceru, znajdowali się w tak pięknej okolicy, że szkoda by było, żeby tutaj tkwili. Szczególnie, że drzewa Abbottów zachęcały do tego, żeby podejść bliżej i się im przyjrzeć.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#6
16.05.2024, 01:49  ✶  
Chciał wierzyć, że faktycznie to był tylko jeden incydent, kiedy nagle zebrało mu się na brutalną szczerość. Nie wyobrażał sobie funkcjonować tak na co dzień. Wprawdzie było coś ekscytującego w tym, jak na ten jeden dzień poniekąd przejął stery w ich relacji i samodzielnie wyznaczał jego kurs, jednak to po prostu nie był on. To był Cameron pozbawiony empatii. Zrozumienia. Łagodności, z jaką odnosił się na co dzień do Heather. Jakby nagle stracił cały filtr, a na piedestale nagle znalazł się on, a nie oni.

— Powinienem ci bardziej ufać, co? — zagadnął z krzywym uśmiechem, jak gdyby było to pytanie retoryczne. — W końcu z naszej dwójki, to ty jesteś tą bardziej obytą z niebezpieczeństwem. — Przez długi czas w jego oczach na podium królował Charlie po tych wszystkich perypetiach związanych ze Śmierciożercami, jednak teraz, gdy większość czasu spędzał w Warowni, Heather zdecydowanie zaczęła wdrapywać się na pierwsze miejsce w tym konkursie. — Chyba po prostu trochę mi się to nie mieści w głowie.

Chociaż tak wiele zmieniło się od czasu, gdy po raz ostatni przebywali razem w szkolnych murach, tak Lupin dalej miał wrażenie, że jedną nogą tkwił w Hogwarcie. Nie tęsknił za lekcjami, a przynajmniej nie wszystkimi. Niezbyt też tęsknił za gronem rówieśników, bo w sumie miał dosyć kameralną grupę przyjaciół przez cały swój okres nauki. Akademia zawsze jednak jawiła się jako miejsce bezpieczne od trosk świata na zewnątrz. Może to przez rutynę związaną z edukacją albo zabezpieczeniami Hogwartu, które tak dobrze izolowały uczniów od tego, co działo się w Londynie. Teraz jednak mógł jedynie marzyć o takim poczuciu bezpieczeństwa.

— Ty dla mnie też — zapewnił gorąco, wodząc wargami po jej skórze. — Gdyby nie ty... Chyba nie miałbym za bardzo, z czego się cieszyć w tym życiu. — Skrzywił się lekko na brzmienie tych słów, chociaż nie mógł zaprzeczyć, że były prawdziwe. Praca w Szpitalu św. Munga była absorbująca i poniekąd satysfakcjonująca, ale nie była jego całym życiem. A ostatnie czego chciał, to wylądować w sytuacji, gdzie czas wolny byłby jedynie przerwą przed kolejnym dyżurem. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.

Och, to nie pomysły Rudej były złe. Po prostu cała ta otaczka była czymś, co nie do końca zgrywało się z tym, jak został wychowany Cameron. Biorąc jednak pod uwagę to, że w ostatnich miesiącach dosyć chętnie zaakceptował swoją rolę jako ''narzeczonego panny Wood'', wiele wskazywało na to, że coraz lepiej radził sobie z tym, że w przyszłości wizyty na tych przyjęciach staną się swego rodzaju rutyną.

— Te wypady do nich możemy potraktować jako moją próbę zarażenia ich biedą i pustym portfelem — sarknął, prawie zanosząc się przy tym gromkim śmiechem. — Wprawdzie wolałbym, aby zapamiętano mnie jako kogoś, kto wyleczył jakąś fikuśną chorobę, ale sprowadzenie jakiejś zarazy na tych nadętych ważniaków, to też dobry układ.

Pokiwał głową i pozwolił Heather wytyczyć dalszą drogę przez sady.

— Może tym razem nie napotkamy na żadnego... Ducha? — Zmarszczył czoło, przypominając sobie, kiedy jakiś czas temu natknęli się na widmowego krewnego Florence. To było bardzo dziwne. — Chociaż... To chyba inna strona Doliny, prawda? — Podrapał się po głowie. Nie bywał tu zbyt często, toteż nie był zbytnio rozeznany w terenie.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#7
16.05.2024, 11:54  ✶  

Nie przywykła do tego, że Cameron był taki zaborczy, jak podczas ich wypadu do Windermere, jednak powinna miec na uwadze to, że nie zawsze będzie się na wszystko zgadzał, nie będzie obojętny, szczególnie, że teraz mieli iść przez świat razem, musiała mieć na uwadze to, że coś może mu nie odpowiadać, nie mogła myśleć tylko o sobie. To na pewno będzie miała z tyłu głowy po ich małej sprzeczce.

- Tak, ale to ty jesteś tym rozsądniejszym Cami, nie przesadzałabym z tym zaufaniem, jesteś moim sumieniem i pewnego rodzaju kotwicą. - Miała nadzieję, że zrozumie analogię, gdyby nie on, to pewnie nad niczym by się nie zastanawiała, co mogłoby się skończyć różnie, bo Ruda była narwana, uwielbiała adrenalinę i rzadko kiedy myślała o konsekwencjach swoich czynów, w przypadku walki ze śmierciożercami mogło to być bardzo nieodpowiedzialne i przynieść najgorsze z możliwych zakończeń - śmierć. - Tak naprawdę to dobrze, że nie mieści ci się to w głowie, przecież to nie jest normalna sytuacja, mam nadzieję, że kiedyś minie. - Póki jednak tak wiele się działo, to na pewno nie miała zamiaru rezygnować z pomocy, którą mogła im dać. Czuła, że to jest to, co musi robić, nie umiałaby siedzieć bezczynnie mając świadomość, że w tej chwili ktoś może umierać.

Wood nie brakowało Hogwartu, często dusiła się w szkole, przeszkadzały jej ograniczenia, jakie wynikały z życia za jej murami. Zdecydowanie lepiej czuła się, kiedy mogła robić wszystko na co miała ochotę, nawet jeśli niosło to ze sobą zagrożenie.

- Nie przesadzaj, na pewno znalazłbyś coś takiego. Przeze mnie też masz same zmartwienia. - Ciągle miała świadomość, że nieco komplikowała jego życie, bo gdyby to on ryzykował zdrowiem, pewnie też by się martwiła i zastanawiała, czy na pewno wróci do domu. Tak to już było, jeśli na kimś nam zależało.

Do tego wszystkiego dochodził fakt, że Heather nie była anonimowa, wiele osób się ją interesowało z racji na to, że przecież została spadającą gwiazdą, chcąc nie chcąć Cameron został wciągnięty do tego świata. Mogło to być dla niego bardzo niekomfortowe, przecież był to skok na głęboką wodę, prosto w paszczę rekina, jakimi byli fotoreporterzy, którzy z ogromnym zaangażowaniem wypatrywali ich na ulicach. Nie uciekł jednak, przynajmniej jak na razie, zapytał ją, czy za niego wyjdzie, to by oznaczało, że jest sobie w stanie poradzić z tym zainteresowaniem, dla niej. Naprawdę wiele to dla niej znaczyło, bo przecież to trochę wywracało jego życie do góry nogami. Nie mógł być przy niej anonimowy, a wiedziała, że raczej nie lubi się wychylać. Przy niej to było niemożliwe.

- Wiesz, że niedługo wspólnie będziemy bogaci? - W końcu jeśli wezmą ten ślub wszystko co jej będzie i jego. - Musisz się przyzwyczaić do tej myśli. - Miała świadomość, że może to być dla niego nieco kłopotliwe, ale musiał się pogodzić z tym, że wraz z Rudą dostanie też jej majątek.

- Na pewno będziesz w ten sposób zapamiętany, z twoim zaangażowaniem prędzej, czy później odkryjesz jakąś chorobę, ale remendium na którąś z istniejących. - Wierzyła w to, że Cameron osiągnie sukces zawodowy.

- Tak, to było z drugiej strony, może tym razem nas nikt nie nawiedzi. - Złapała go pod rękę, mogli wreszcie się ruszyć, żeby obejrzeć te wspaniałe drzewa. - Ponoć jabłka z upraw Abbottów mają jakieś niesamowite moce, jestem ciekawa, czy to prawda. - Tak gdzieś, kiedyś słyszała.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#8
19.05.2024, 00:12  ✶  
Myliła się. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu świadomie mógł to stwierdzić z całą pewność. Gdyby nie miał Rudej czy do niedawna nawet Charliego, jego życia wyglądałoby kompletnie inaczej. I wątpił, aby było lepsze. To zawsze ta dwójka go wszędzie wyciągała. Dbała o niego jak nikt inny. Bez nich zakopałby się w książkach i notatkach, aż w końcu stałby się kompletnym odludkiem. Ruda go uratowała. Może to był jakiś plus jej popularności. To też działało na niego pozytywnie, bo poniekąd musiał przez to wychodzić do ludzi.

— A moja bieda będzie twoją biedą — odparł bez zawahania, uśmiechając się przekornie pod nosem. Zaraz jednak zmarszczył brwi i wbił w Heather nieco skonfundowane spojrzenie. — Właśnie zdałem sobie sprawę, że kiedyś przyjdzie taki dzień, że zobaczę cię za ladą w rodzinnej aptece. Wiesz, bądź co bądź, będziesz panią Lupin. Tradycji musi stać się zadość. Upchniesz w kalendarzu jakiś przyspieszony kurs aptekarstwa?

Cameron miał odpowiednie wykształcenie, aby legalnie pracować w aptece. Wykazywał się też odpowiednią wiedzą i umiejętnościami. Jednak przecież nie zawsze tak było. Już nawet jako dziecko spędzał dałe popołudnia na zapleczu, pomagając w rozlewaniu eliksirów z kotłów do mniejszych fiolek i buteleczek. Kroił składniki na eliksiry, segregował produkty rzemieślnicze, które przynosili im dostawcy...

Skoro mogło to robić dziecko to Heather na pewno też! Swoboda, z jaką zarządzono rodzinnym dobytkiem, mogła wynikać z tego, że mieli w dużej mierze monopol w magicznym Londynie. No i ludzie ich lubili za przystępne ceny i za to, że nie sprzedali się żadnej większej organizacji. A było paru takich bogaczy, którym marzyło się stworzenie własnej sieci patek rozsianych po całej Wielkiej Brytanii!

— Myślę, że w fartuchu apteki wyglądałabyś jeszcze lepiej niż w mundurze — napomknął niewinnie, obejmując Heather w talii, kiedy ruszyli w stronę sadów Abbottów.

Kamień spadł mu z serca, gdy Ruda nieco się rozgadała. Martwił się, że faktycznie może być na niego zła o ten wybryk w Windermere. Skrzywił się, gdy wspomnienia z tego miejsca ponownie naparały na jego świadomość. Chociaż z pozoru to miejsce wydawało się dosyć spokojne, tak wiedział, że nie będzie w stanie spojrzeć na ten ośrodek tak samo. Już zawsze będzie mu się kojarzył z tym, jak potraktował Heather i jak łatwo było... przestać być sobą.

W pewnym momencie ich spaceru zwykłe drzewa pokroju gruszy, jabłoni i wiśni zaczęły ustępować tym, których miejsca znajdowały się stricte na podwórkach czarodziejów. Lewitujące między dwoma gruszami drzewo sprawiło, że Cameron zatrzymał się zszokowany. Nawet korzenie unosiły się w powietrzu, poruszając się nieznacznie, gdy drzewo obracało się powoli wokół własnej osi zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Uścisk Camerona stał się mocniejszy.

— Masz ochotę na coś magicznego czy bardziej ekhm normalnego? — rzucił niezbyt elokwentnie.

Stanął za Heather i całując delikatnie jej ramię, aby zaraz przejść do szyi, czekając, aż ta podejmie decyzje. Zbliżeni do siebie, dla ludzi z daleka, mogli przypominać starożytny marmurowy posąg wykonany ku czci kochanków, którzy pozwolili uwiecznić się w chwili swych czułości. To nie tak, że zachęcał ją do czegoś złego... A raczej kusił. Minimalnie. Badał teren. Bądź co bądź, w ostatnim czasie pracował nie tylko nad swoimi pocałunkami (w asyście Wood, oczywiście), ale też nad tężyzną fizyczną. Wspinanie się na majowe pale okazało się punktem przełomowym: nieco się podciągnął, jeśli chodzi o aktywność fizyczną. Takie magiczne drzewo to pikuś. Wszedłby na nie bez trudu. Gorzej z zejściem na ziemię.

Zastanawiał się, jak by to było, gdyby ich teraz spetryfikował jakiś potwór albo ktoś rzucił na nich zaklęcie przez co tkwili by tak zawieszeni w czasie. Bolałoby? A może przez całe lata znajdowali pocieszenie w tym, że utknęli w momencie pocałunku, gdzie jedno udowadniało drugiemu jak bardzo im sobie nawzajem zależy? Co myśleliby o nich medycy i klątwołamacze, którym prędzej czy później polecono by, aby ich odczarować?
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#9
19.05.2024, 00:30  ✶  

Cóż, potrzebowali siebie w swoich życiach, żeby osiągnąć równowagę. Gdyby nie Cameron, już dawno mogłaby zatracić siebie. Był jej kotwicą, pomagał jej znaleźć złoty środek. Nie miała swojego sumienia, najchętniej ciągle pakowałaby się w kłopoty i robiłaby wszystko, aby tylko poczuć adrenalinę. Dzięki niemu jednak, chociaż czasami zastanawiała się nad tym, czy to faktycznie jest potrzebne. Idealnie się uzupełniali, ona również nie wyobrażała sobie swojego życia bez niego, zresztą tyle lat był obok, teraz miała pewność, że będzie w nim już na zawsze. Strasznie ją to cieszyło.

- Moje bogactwo plus twoja bieda, to daje klasę średnią? - Rzuciła jeszcze śmiejąc się przy tym w głos. - Mogło być gorzej mój drogi. - Musiała jakoś wybić mu z głowy te myśli o różniącym ich statusie materialnym, powinien wiedzieć, że to się dla niej nie liczy, to nie było nic ważnego. Może i była przyzwyczajona do luksusu, ale bez niego również by sobie poradziła, a przynajmniej tak się jej wydawało. - Myślę, że jakbym stanęła za ladą, to po kilku dniach moglibyście nie mieć klientów, chyba lepiej będzie, jak zostanę przy miotłach. - Lupin wiedział, że nie miała żadnych umiejętności związanych z aptekarstwem, no, może umiałaby rozmawiać z klientami, to nie mogło być jakoś szczególnie skomplikowane, skoro potrafiła wcisnąć klientom miotłę.

Heather wolałaby uniknąć dotykania eliksirów, bałaby się, że popsuje każdą fiolkę, nigdy jej to nie wychodziło, do tego zupełnie nie znała się na roślinach. Z jej szczęściem, to jeszcze doprowadziłaby ich aptekę do zniszczenia, a tego zdecydowanie wolałaby uniknąć. Oczywiście mogłaby im pomóc przerzucać kartony z towarem, ale nic więcej.

- Dla ciebie mogę ubrać nawet i fartuch, tyle, że lepiej, żeby się to stało poza murami apteki. - Uśmiechnęła się do niego, nadal próbowała wybić chłopakowi ten pomysł z głowy, bo naprawdę bała się, że go zawiedzie.

Delikatnie drgnęła, kiedy Lupin ją objął. To było przyjemne, szczególnie po tym nieszczęsnym wypadzie do Windermere, kiedy wydawało jej się, że go brzydzi, że nie chce mieć z nią nic wspólnego - całkiem miła odmiana.

Poczuła, że jego uścisk stał się silniejszy, rozejrzała się wokół, żeby spróbować odgadnąć, czym było to spowodowane. Wtedy dostrzegła te magiczne drzewa - były fascynujące, to jakiś cud, że ludziom udało się wyhodować coś podobnego, magia jednak nie znała granic. Wpatrywała się w te rośliny nie ukrywając swojego zainteresowania.

- Oczywiście, że magicznego, nie bez powodu jesteśmy czarodziejami. - Oczywiście nie zamierzała go zmuszać do szabru, sama mogłaby wdrapać się na płot, i sięgnąć po zakazany owoc.

Poczuła jego ciepłe usta na swoim ramieniu, było to całkiem przyjemne, zachęcało do złego, później dotknął równie delikatnie jej szyi, co spowodowało, że chyba podjęła decyzję. Cameron potrafił przekonywać.

Postanowiła skorzystać z okazji i odwróciła się, żeby złożyć krótki pocałunek na jego ustach, później odsunęła się o krok. - Kto ostatni na drzewie ten trąba! - Krzyknęła, po czym ruszyła w stronę magicznego drzewa, które znajdowało się najbliżej niej.


!sumaowoca
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
19.05.2024, 22:51  ✶  
!sumaowoca

rzucam bo nie działało
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Heather Wood (3807), Cameron Lupin (4027), Pan Losu (20)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa