• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[18.06 | Annaleight & Anthony] there's a stripe of prussian blue

[18.06 | Annaleight & Anthony] there's a stripe of prussian blue
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
31.05.2024, 23:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:43 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—18/06/1972—
Anglia, Londyn
Annaleight Dolohov & Anthony Shafiq
[Obrazek: LIAru7g.png]

you have a habit of
licking your paintbrush.
there's a stripe of prussian blue
on your lower lip.
does it taste like
a bloodstained



Zaproszenie na Aleję Horyzontalną zostało wystosowane na bardzo eleganckim czerpanym papierze. Godzina, data oraz zapytanie czy gość miałby ochotę również na wspólny posiłek. Nie było w tym nic niezwykłego. Znając niechęć Annaleight do tłumów, Shafiq niejednokrotnie zapraszał ją właśnie do swojego londyńskiego mieszkania usytuowanego nad księgozbiorem Parkinsonów. Gustowna klatka schodowa pachnąca subtelnie mieszaniną białych kwiatów osadzonych na cedrowo-piżmowej kołdrze otulała świeżością odwiedzających, a od progu mieszkania biło czystością i świeżością, oraz swoistym monochromatyzmem. Hol przechodził w otwarty pokój dzienny, skąpany w jasnym świetle i bieli przebitej nieznacznie zielenią.

Niski skrzat ubrany w miniaturowy strój lokaja skłonił się przed gościem i zachęcił by wejść dalej w głąb korytarzem, do pierwszych drzwi po lewej, które z reszta uchylił przed kobietą, kłaniając się przy tym z szacunkiem. Pomieszczenie było również dobrze doświetlone, tym razem biały pozostał sufit oraz dywanik pod szerokim dębowym biurkiem. Reszta pokoju była czarna, z dekoracyjnymi pilastrami o złoconych głowicach. Książki znajdowały się za szklaną gablotą, stojąc tam wraz z kilkoma figurkami smoków. Czujne jubilerskie oko mogło rozpoznać z jakich kamieni szlachetnych były to figury. Czujne złodziejskie oko mogło rozpoznać, że rubinowy smok był najwięcej wart. Na białym krześle siedział zaś ten, który ją tu zaprosił. Wysoki, elegancki, w ministerialnej oficjalnej szacie. Na małym palcu lśnił mu złoty sygnet – insygnium przynależności do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Przeglądał korespondencję, ale podniósł od razu znad niej głowę i momentalnie podniósł się by podejść do kobiety i powitać ją z ukłonem, całując jej dłoń.

– Jak dobrze Cię widzieć, proszę spocznij– wskazał jej jeden z foteli, ustawiony na przeciwko drugiego, bliźniaczego, pod kątem do katedry. Oczywiście nie zamierzał z nią rozmawiać jak z petentem, czy pracownikiem. Sprawa co prawda była służbowa, ale... – Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, wino? Jest spore prawdopodobieństwo, że miałbym na podorędziu rocznik, który mógłby Ci odpowiadać. – zaproponował, samemu zajmując miejsce na drugim fotelu, tym którego oparcie nie było skierowane w stronę drzwi. – Co powiesz, żebyśmy zaczęli od interesów, tak aby jak najszybciej mieć je z głowy? – zapytał, nim sięgnął po teczkę z dokumentami.
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#2
02.06.2024, 17:28  ✶  
Zaproszenie od Shafiq’a wzbudziło w niej pewne zainteresowanie. A to wystarczyło, by zgodzić się na odwiedziny w jego kamienicy, która swoją drogą była całkiem gustownie urządzona. Annaleigh lubiła stonowane kolory, choć sama często wolała ich połączenie ze zgrabnym minimalizmem, tak wszelkie egzotyczne ozdoby zdawały się pasować do osoby Anthonego, jakby ich otoczenie wybijało charakter gospodarza.
Cieszyła się, że może sobie pozwolić tego dnia na małą, planową odskocznię od jej gabinetu, domu i św. Munga, gdzie spędzała większość czasu.
Nie, żeby wychodziło jej to na zdrowie. Ostatnio trochę schudła, stała się jeszcze bledsza, a pod oczami widniały nikłe, przykryte makijażem sińce, które były oznaką małej ilości snu, na którą mogła sobie pozwolić. Pracowała, pracowała i udawała, że jej życie nie zaczęło się od jakiegoś czasu sypać jak mały domek z kart.
Mimo to publicznie, wraz ze swoim mężem udawała, że wszystko jest w porządku.
Choć nie lubiła kłamać.
Uśmiechnęła się jednak do Shafiqa, wchodząc do gabinetu, nie ukrywając, że jej spojrzenie co i rusz uciekało do półek i gablot wypełnionych jego kolekcją. Miał zauważalną pasję. Uwielbiała osoby z pasją.
- Dzień dobry - przywitała się, pozwalając na ucałowanie wierzchu jej dłoni.
Nie ubierała się tak naprawdę jak dama. W szarych, luźnych acz eleganckich spodniach, białej koszuli i granatowej szacie spiętej przez dwa srebrne kruki na piersi, oraz w swoich krótkich włosach prezentowała się szlachetnie, ale nie zmysłowo. Choć ciągną się za nią zapach kobiecych perfum, miała w sobie coś niezaprzeczalnie silnego, mimo słabego ciała. A jednak mało kto potrafił zaprzeczyć, że była damą. I to z potężnego rodu czarodziejskiego.
- Mi też miło cię widzieć - odpowiedziała, siadając we wskazanym fotelu. - Twoja kolekcja jak zwykle zachwyca. Udało ci się ostatnio zdobyć coś nowego? - zapytała, szczerze ciekawa. Lubiła opowieści Anthonego, choć nie leżały kompletnie w kręgu jej prywatnych zainteresowań. Lubiła, gdy inni po prostu mówili o czymś wartościowym.
Zastanowiła się nad wyborem napojów. Kawy nie pijała, herbata zdawała się więc  oczywistością, patrząc, że alkoholu, ze względów zdrowotnych, zwykle nie pijała. Czasami jednak pozwalała sobie na lampkę wina, która raczej nie mogła w całej skali jej ostrożności zaszkodzić. Dziś mógł być ten dzień.
- Jeśli masz jakiś dobry rocznik czerwonego wina, najlepiej półwytrawnego, chętnie skosztuję. - Nie bała się stawiać konkretnych wymagań gdy była gościem, na pewno nie u Anthony'ego, który wiedział, jak być hojnym gospodarzem.
Sam przecież zawsze mógł liczyć na to samo, gdy nawiedział jej progi.
Uśmiechnęła się na jego bezpośredniość. Widać znał ją dość dobrze by wiedzieć, jak z nią najlepiej rozmawiać. Skinęła więc głową i założyła nogę na nogę, opierając ręce wygodnie na kolanie.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko. Cóż więc ciekawego zaplanowałeś? - W końcu po byle zlecenie na eliksir mógł wysłać kogoś do jej gabinetu.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
10.06.2024, 14:56  ✶  
Nieświadom zupełnie dramatu rodziny Dolohov, poza oczywistą dla niego wiedzą dotyczącą drgnień serca pana domu, lubił gościć Annaleight w swoim domu. Lubił swobodne largamento ich rozmów, przenikanie światów zawodowego z może nie tyle prywatnym, co salonowym. Ich tematy najbliższe sercu, pozostawały skryte, lecz te, które drgały niezobowiązującą rozmową, czasem pokrywały się intensywnością współdzielonych zainteresowań, zawsze jednak w promieniu wzajemnego szacunku do spowinowaconej z nim magimedyczki. Edith odeszła, wciąż jednak Anthony dbał, żeby jego wżenienie się w rodzinę Lestrange nie słabło na sile. Ta nić nie mogła osłabnąć, nie kiedy nestorka rodu była jednocześnie dyrektorką Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Św. Munga.

A jednak, ponad pragmatyczny cel, nie sposób było zaprzeczyć, że coś w stonowanej osobowości pani Dolohov mu odpowiadało.
– Niestety, posucha moja droga... Od rozpoczęcia tej naszej małej domowej wojny nie wyjeżdżałem dalej niż do Hiszpanii czy Francji. Czuję, że muszę być w kraju, trzymać rękę na pulsie – nawet nie chciał wymieniać ile ingerencji musiał zrobić na samym początku tej całej "imprezy" ze śmierciożercami, którzy na ślepo atakowali też różnych zagranicznych oficjeli, którzy incognito chcieli przejść się do zwykłego mugolackiego baru. Może i nie leżało to w jego jurysdykcji, ale jako inicjator Międzynarodowej Unii Magicznej leżało mu na sercu utrzymanie tej struktury przy życiu, gdy Voldemort walił na ślepo, niczym karykaturalny czarnoksiężnik z mugolskich opowieści dla dzieci, niepomny na to, że trzeba mieć czym rządzić i za co.

Ale to nie o polityce mieli dziś rozmawiać, przynajmniej nie takiej. Gdy powiedziała o winie natychmiast podszedł do jednej z szafek, która okazała się całkiem niezłą biblioteką win. Po krótkim zastanowieniu wyciągnął zalakowaną butelkę, która o dziwo nie nosiła na sobie znaku jego winnicy.
– To sąsiadów. Szczepy z XVIII wieku, idealne na Twoje delikatne podniebienie. Jest co prawda wytrawne, ale nosi aromat konfitury, toffi i kawy z odrobiną gałki muszkatołowej i czarnego pieprzu. – wprawnie pozbył się korka i dał winu chwilę wytchnienia, gdy sięgał po kryształowe kieliszki, które między wysoką nóżką a czarą nosiły na sobie srebrzystego smoka. – Jestem bardzo ciekaw jak będzie smakować teraz, bo co roku bukiet zyskuje tonów. – Uśmiechnął się do niej serdecznie i podzielił się swoim skarbem.

– Plany widzisz... Wiem o trwającym kryzysie. Po ostatnim sabacie ludzie na gwałt oczyszczają magazyny z leków, szykują się do zimy w sposób bardzo, energiczny żeby nie powiedzieć histeryczny. Niestety ta rosnąca paranoja przenosi się na naszych partnerów w Europie, którzy nie odpuszczają ustalonych w 68 liczb. Pojawiła się okazja, żeby z południowej Azji ściągnąć zamienniki i w ogóle...– umilkł na moment siadają na fotelu na przeciwko niej, nie oddzielając się bynajmniej katedrą, jakby była na jakimś przesłuchaniu. W tej rozmowie byliby partnerami biznesowymi, oczywiście, gdyby nie to, że była to rozmowa z oczywistych względów nieoficjalna. – ...nawiązać współpracę na gruncie farmacji, czy leczenie ogólnie. Nie mamy z Kambodżą jeszcze umowy handlowej, ale robię wszystko, by doprowadzić do jej podpisania. Twoje poparcie dla sprawy byłoby bardzo cenne w kontakcie z Dorindą. Potrzebowałbym też zespół, który przeanalizowałby propozycje drugiej strony co do zakresu działania specyfików, ale też ilości, która jest nam potrzebna. – Nie sięgał jeszcze po kieliszek, jakby był to przygotowany tost, gdy dobiją targu. Jeśli dobiją. Tak na prawdę, wino jeszcze potrzebowało pooddychać teraz, uwolnione dla świata, nęcące swoim zapachem co wrażliwsze na wrażenia zmysłowe ciała.
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#4
16.06.2024, 16:44  ✶  
Nie była tak naprawdę wielką miłośniczką grzecznościowych spotkań, w których wszyscy musieli udawać że się lubią i uśmiechać, mimo iż uczyła się funkcjonować w podobnym środowisku niemal od urodzenia. A jednak czasem zdarzały się rozmowy na tyle podszyte intelektem, ostrym dowcipem i cenną informacją, mimo ukrycia ich za znienawidzonymi grzecznościowymi formułkami, że Annaleigh nie potrafiła się im oprzeć. Nie każdy potrafił je prowadzić.
Anthony nie był zwykłą personą. Wiedziała, że umiał poruszać się wśród towarzystwa tak, by zjednywać sobie ludzi, nawet takich jak Annie. Potrafił utrzymywać więź z rodziną zmarłej małżonki, zapewne nie tylko dlatego, że nadal myślał o nich jak o swojej rodzinie, a bardziej z pobudek czysto polityczno-socjalnych. I póki im to nie szkodziło, Annie patrzyła na to z pewnym zrozumieniem i szacunkiem. Sama zapewne postąpiłaby w podobny sposób. Zresztą, powiązania z Shafiqami i im służyły.
Jej powieki drgnęły gdy wspomniał o wojnie. Wiedziała, że nie każdy był jeszcze na tyle radykalny, by zrozumieć, o co walczyli. Choć rozumiała też jego niepokój. Nie było jednak konfliktu bez ofiar. Na stanowisku Anthonego również pewnie bardziej by ją martwiły stosunki międzynarodowe. Choć pewnie gdy reszta świata zrozumie o co walczą, nie będzie to już problemem.
- Przykro mi to słyszeć, choć mam nadzieję, że niedługo będziesz mógł spokojnie wyjechać gdziekolwiek twoja dusza zapragnie, bez martwienia się o los tutejszych spraw. - Szczególnie, gdy uda się wprowadzić właściwy ład. Mogliby przestać martwić się również mugolami, którzy przecież nieświadomie potrafili zamykać i niszczyć czarodziejskie artefakty. Prawdziwa zaraza ich świata.
Tych słów jednak nie wypowiedziała na głos, skupiając się na proponowanym przez Anthonego trunku.
Choć znała się na winie, matka o to zadbała, tak wiedza Shafiqa była zdecydowanie większa i zawsze ją trochę onieśmielała ale i fascynowała.
- Twoja troska o moje kubki smakowe jest niezwykle ujmująca. Chętnie spróbuję tego co dla mnie wybrałeś. - Uśmiechnęła się, sięgając po piękny kieliszek. Kolejny element kolekcji zapewne. Krzykliwy, ale zapewne taki był jego cel. Oznajmić światu, że jego właściciel nie jest nikim zwykłym.
Zamieszała burgundową zawartością kieliszka, po czym powąchała ją, starając się wyczuć nuty, o których wspominał gospodarz. Zdecydowanie wybijała się dla niej nuta kawy, pieprzu i może konfitury wiśniowej. Upiła łyk, czując niemal od razu, że Anthony jak zwykle jej nie zawiódł.
- I dlatego tobie nigdy nie odmówię lampki wina. Jak zwykle doskonałe - stwierdziła szczerze, zatrzymując spojrzenie na kieliszku. Nie oznaczało to jednak, że nie słuchała dalszych słów Shafiqa. Zmarszczyła brwi w skupieniu, jedną z rąk uderzając palcem o kolano.
Cóż, nie dziwiła się, że wzrosło na zapotrzebowanie na medykamenty, aktualnie na każdym Sabacie działo się coś, co sprawiało, że stawały się potrzebne, do tego nastroje wcale się nie polepszały, a ataki śmierciożerców może trochę zmiejszyła na intensywności, co nie zmieniało faktu, że działali. Wojna choć na razie była jedynie cichymi szumami na tafli jeziora w każdej chwili mogła przybrać na sile. Niektórzy na to liczyli, inni się tego bali. Annie oczekiwała. Nie wątpiła, że warto podjąć pewne środki przygotowywacze. Szczególnie, jeśli pierwsza mogła mieć dostęp do egzotycznych składników z Kambodży. I jeśli miała dostać w ręce dośc wrażliwe informacje.
Spojrzała na Anthonego, po czym wyjrzała przez okno.
- Rozsądne posunięcie, nasi dotychczasowi dostawcy zapewne nie zaczną interweniować, póki nie będziemy prowadzić wojny na pełną skalę, szczególnie, że ataki terroru wewnątrz naszych granic nic ich nie obchodzą - a może niedługo powinny zacząć, pomyślała. - Chętnie porozmawiam o tym z moją szanowną babcią. Najlepiej wie, jak ważne jest właściwe zaopatrzenie Munga, myślę więc, że zainteresuje ją twoja propozycja. Co do grupy badawczej, jeśli zechcesz możesz wysunąć prośbę właśnie do Św. Munga o stworzenie grupy na moim oddziale, do której z chęcią dołączę, lub, jeśli taka twoja wola, możesz też stworzyć zespół prywatnie, a i w tym przypadku wykazuję zainteresowanie by w nim pracować. Jestem ciekawa tego, co Kambodża może nam zaproponować poza standardowymi składnikami. Tak egzotyczne kraje kryją na swych terenach wytwory, które czasami mogą rozwiązać nasze problemy, z którymi teraz sobie nie radzimy. Myślę, że potrzebowałbyś w zespole kogoś kto specjalizuje się więc także w zielarstwie i składnikach odzwierzęcych. - Zmieniła lekko pozycję na krześle, znów wystukując palcem rytm, tym razem na kieliszku.
Nowe możliwości przeprowadzania badań bardzo ją interesowały. I lekko ekscytowały.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
17.06.2024, 10:41  ✶  
Anthony Shafiq miał wszelkie predyspozycje do tego, żeby zostać potężnym, wysoko-funkcjonującym czarnoksiężnikiem. Dostęp do informacji, dostęp do transportu, dostęp do wiedzy i oczywiście pieniędzy. Czysta krew, rodzina o dość ugruntowanych poglądach skonstruowanych na poczuciu wyższości wobec każdego, kto nie pochodził z rodu czystej krwi. Nawet jego różdżka, smok zamknięty w cisowym drewnie... Anthony Shafiq mógł, ale nie poszedł tą drogą, oportunistycznie ceniąc sobie zastany porządek, wyciskając z systemu ile mógł, balansując na granicy prawa, ale z niesmakiem patrząc na przemoc, którą niósł na swoich sztandarach Voldemort. Był trochę jak demon, który musi ukrywać się przed swoim rodzajem, aby przypadkiem nikt nie dowiedział się, że lubi od czasu do czasu zamiast kuszenia, pozwolić sobie na małe błogosławieństwo.

Ta postawa tylko umacniała przekonanie, żeby zakładać, że każdy jego rozmówca z wysokiego rodu jest śmierciożercą, że co jakiś czas zakłada dziwaczną maskę i wychodzi na ulicę by postrzelać do niewinnych rzemieślników, bo sprzątanie "elementu" z ulicy potraktował zbyt dosłownie. Nieświadomość była definicją szczęścia, łatwiej mu było jednak zakładać, że obraca się w wężowisku, niż domniemywać niewinności swoich rozmówców. Cały czas liczył, że ów koronki dystyngowanej rozmowy pozwolą mu uniknąć bezpośredniego wciągnięcia w tą całą kabałę. Cały czas liczył, że jeśli – nie daj bogowie – porządek świata rzeczywiście się zmieni, uda mu się uchronić własną skórę takimi o, pośrednimi działaniami. Działał tak od lat, nie mając pojęcia jak wszystko wywróci mu się do góry nogami za dwa miesiące. Ale wciąż był czerwiec, wciąż stare koleiny wyznaczały tor jego słowom.

– Bardzo liczyłem na to, że zechcesz zostać głową tego projektu! – zadeklarował szczerze, z emfazą i wyraźną ulgą. – Nie wyobrażam sobie lepszej osoby na tym stanowisku! Oczywiście będę pomagał przy tłumaczeniach, na dniach mają przypłynąć sadzonki z częścią opisowa po francusku i wietnamsku z proponowanym użyciem. Nasz Inspektor do spraw ziół i innych ingrediencji Bumfuzzle będzie się tym zajmował od strony legislacyjnej, ale wiadomo, że działanie Twojego zespołu będzie nieodzowne do wypracowania wszystkich detali. Niezbędna do tego, aby umowa w ogóle doszła do skutku. – Łechtał jej ego, ale też komplementy były w pełni zasłużone i zasadne. Lubił profesjonalistów w działaniu. – A zatem toast na nadchodzącą współpracę... – może wzniósł kielich nieco przedwcześnie, w końcu dyrektorka szpitala jeszcze się nie zgodziła. Czy jednak mogła odmówić parze tak uroczych i diabloskutecznych ludzi? – Nic prywatnie, wszystko w świetle reflektorów. Nie może być tak, że opinia publiczna nie będzie dobre poinformowana. Nie wiem czy czytałaś ten paskudny paszkwil który wyszedł na mój temat... Nie mogę pozwolić sobie na więcej tego typu pomyłek wizerunkowych. Prywatnie... mmm... prywatnie mogę poprosić Cię o maść na ból mięśni i stawów, ostatnio zacząłem dbać o moje ciało i ono odpowiada mi strajkiem gorszym niż narzekania moich pracowników. – przyznał rozbawiony własną słabością, czyniąc z niej wyborną anegdotkę salonową.
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#6
23.06.2024, 15:00  ✶  
Samo odpowiednie pochodzenie i zaplecze wcale nie wystarczało by wpaść w tą mroczną otchłań, z której potem już nigdy miało się nie wywlec. Potrzeba było czegoś więcej, mrocznej iskry, zakorzenionej gdzieś w sercu, odrobiny szaleństwa, albo chociaż strachu, które pchnęły o ten jeden krok dalej.
Annie posiadała chyba obie te rzeczy. Bała się o przyszłość rodziny, coraz bardziej spychanej przez czarodziei półkrwi, a co gorsze mugolaków, panoszących się coraz swobodniej, zajmujących stanowiska, do których w porównaniu do czarodziei czystokrwistych nie mieli nawet kwalifikacji. Władza i przywileje powinny pozostać w rękach rodzin czystokrwistych, które są na to przygotowane od pokoleń. Których członkowie od najmłodszych lat uczeni byli nie tylko rodzinnego fachu, ale także czarodziejskich tradycji, wartości i zasad. Zwykli czarodzieje nawet nie rozumieli, jak wiele trzeba było poświęcić, by żyć tu, gdzie Annaleigh.
Czasami zastanawiała się, czy w dążeniu do ideału pozostała gdzieś tam prawdziwa cząstka jej jestestwa.
Może. Tylko czym ona była? Zahartowanym spokojem w obliczu kolejnego beznadziejnego przypadku, którego wiedziała, że nie uleczy? Beznamiętnością w chwili wymierzenia różdżki, by unieszkodliwić kolejnego wroga sprawy, w którą podobno wierzyła? Może tym kawałkiem, który z pasją podchodził do uzdrowicielstwa, pozwalając zapomnieć o całym świecie, gdy wciągnęła się w ciekawy przypadek podczas swojej pracy? A może było to ten skrawek, który miał tego wszystkiego dość i chciał zwinąć się na łóżku i wylać wszystkie łzy, które zdarzało jej się przełykać, udając, że przecież nie ma co przeżywać tego, do czego sama doprowadziła?
Czasami dopadały ją podobne rozważania, które jednak w końcu porzucała, nie potrafiąc znaleźć na nie odpowiedzi. Choć może bardziej bojąc się je poznać.
Bo czy gdyby w końcu je poznała, nie pożałowałaby może oddania swojego człowieczeństwa śmierciożercom i Czarnemu Panu? A może straciłaby coś, co powstrzymywało ją od osiągnięcia kompletnego spaczenia?
Na razie jednak miała sprawdzić się w nowym zajęciu, które mogła w tej chwili wykorzystać w różnoraki sposób.
- Jest mi więc niezwykle miło, że postanowiłeś zaufać mi w tej sprawie i obiecuję, że nie zawiodę jako kierowniczka tej grupy - mówiła z uprzejmym uśmiechem, choć ton jej był całkowicie poważny. - Francuski nie będzie dla mnie problemem, biegle posługuję się tym językiem, więc mogę i w tej kwestii pomóc. Umowa myślę że będzie jedynie formalnością - przekazała, choć rozumiała, czemu Anthony zwraca na to tak dużą uwagę.
Wzniosła toast, następnie przytaknęła na jego kolejne słowa.
- Rozumiem cię, w takich wypadkach nigdy za wiele ostrożności, oraz dokumentów, które potwierdzają, że masz uczciwe intencje. Będąc żoną Vakela nauczyłam się, jak bezwzględnie okrutna potrafi być prasa. - Skrzywiła się, i zapatrzyła w kieliszek, widocznie wspominając co gorsze spotkania z przedstawicielami czarodziejskich mediów.
- Maść oczywiście dostarczę. Muszę ze swojej lekarskiej strony pochwalić za chęć utrzymania ciała w odpowiedniej kondycji, pamiętaj jednak, by ruch wprowadzać stopniowo i z rozmysłem. Tak, by właśnie się nie nadwyrężyć. Podobno aktywność fizyczna dostosowana do naszych możliwości potrafi wydłużyć życie. Z naciskiem na pierwszą część tego zdania. - Sama wiedziała aż za dobrze, przy swojej chorobie serca, że zwykły dłuższy trucht może czasem zabić. Może nie w przypadku Anthony'ego, ale miała nadzieję, że nie będzie za bardzo się przeciążał.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
24.06.2024, 13:36  ✶  
Mieli już okazję rozmawiać o tym wielokrotnie i oboje posiadali consensus w tym, że aby sprawować władzę potrzebne były odpowiednie predyspozycje, ale też zaplecze. Krew to nie tylko geny, ale też wychowanie, to od najmłodszych lat warunkowanie po temu, aby mieć świadomość jak świat działa. Władza w rękach osób, które nie były do tego szkolone była pomyłką. Z drugiej strony jednak - o czym Voldemort i jego poplecznicy zapominali Ci zwyczajni człecy mogli stać się groźni, kiedy w ich głowach zrodzi się myśl o wyrzynaniu lordów i bohaterów. A Anthony wiedział doskonale, że snobistycznym przyjaciołom byłoby nie w smak siedzieć na polu czy przy rzemieślniczym stole. Byłoby nie w smak produkować jedzenie i picie, sprzątać brudy produkowane przez samych siebie. Statystycznie niedopuszczanie mugolaków do pracy było dramatycznym wręcz błędem i zamykaniem się na rozwój. No ale cóż zrobić, że zaślepieni zagrożeniem stołka, byli tak krótkowzroczni. Nieświadomi tego, że w obecnym kształcie, w ułudzie równości i braterstwa, maluczcy tego świata byli banalni wręcz do kierowania, nieświadomi manipulacji, tego jak łatwo ulegali wpływom Proroka codziennego czy chociażby Czarownicy. Zdecydowanie było to prostsze do sterowania, niż rozwiązania przemocowe, w których bunt i ruch oporu wobec śmierci i okrucieństwa był naturalnym przejawem człowieczeństwa. Oczywiście były państwa, które radziły sobie z tym w ten sposób, ale one przynajmniej mogły pochwalić się wielowiekową tradycją, eugenicznym wręcz formowaniem poszczególnych kast, czego o środowisku angielskim powiedzieć nie można było. Kluczem był Hogwart i podział narzucony w jedenastym roku życia przez zawszony artefakt. Na cóż było teraz to wywracać, skoro mimo wszystkich wad system działał? Na cóż było ostrzyć nóż na własne gardło, gdyby jednak butowani półkrwiści i mugolacy ruszyli z nożami pewnej nocy na wszystkich czystokrwistych z hasłem na ustach, że Matka swoich znajdzie w niebie?

– Doskonale! W moim oddziale jest jedna dusza związana mocno z Mungiem. Aurélie Delacour, była kilka lat temu u Was na stażu. Będzie pilnować ograniczeń jakie narzucił na nas departament, ale jestem przekonany, że szybko znajdziecie wspólny język. – uśmiechał się kontent, jak zgodni są. Trudno żeby nie byli, ten układ nie miał wad. – Kto pierwszy odezwie się do babki Lestrange? Mogę w sumie napisać do niej od razu prośbę o sprawne działanie w tej materii i gwarancje tego, że się zajmiemy tym z należytą pieczołowitością. Jeśli potrzebowałabyś czegokolwiek z technicznych spraw... panna Delacour będzie mieć dostęp do tej części budżetu, nie chcemy przecież obciążać szpitala bardziej, niż czasem wybranych przez Ciebie jego pracowników. Chyb, że już teraz coś Ci przychodzi do głowy?– z uśmiechem sięgnął po kalendarz, przywołując do siebie czarne pióro aby zanotować ewentualne uwagi.

Reszta spotkania upłynęła im na zabawnych anegdotkach, w których Anthony zabawiał Annę historiami o tym, jak próbował poprawić własną kondycję. Oczywiście przemilczał, że celem tego nie była masa mięśniowa sama w sobie, a wyraźne polecenie dyplomatki z Kambodży, która sprawność fizyczną utożsamiała holistycznie ze sprawnością człowieka, przez co był to według niej niezbędny krok do opanowania magii bezróżdżkowej. Pod tym względem Anthony planował wszystkim zrobić niespodziankę, toteż skupił się na oczywistym wieku, na napotkanym boginie, który przedstawił mu siebie samego na wózku (Jakże miałem to obśmiać kochana? Koniec końców doczepiłem mu miotłę, ubrałem w strój szkolnej drużyny i kazałem jeździć za piłką toczącą się po ziemi). A potem roztaczał wizje dziwacznych gimnastyk, truchtu, który już po dziesięciu metrach wypychał mu powietrze z piersi i treningu szermierki na który był umówiony za parę dni.

Ostatecznie, dla zdrowotności zdecydowali się na jeszcze jeden kieliszek wina, a potem rozstali w obopólnym poczuciu owocnie zapowiadającej się współpracy.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Annaleigh Dolohov (1656), Anthony Shafiq (1970)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa