18.06.2024, 14:27 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.06.2024, 14:28 przez Eden Lestrange.)
10 sierpnia 1972
Eden Lestrange & Alastor Moody
Szkocja, środek jeziora Loch Ness, późny wieczór
- Myślisz, że to było wredne z mojej strony? - Zapytała całkiem szczerze, kończąc swoją relację z wesela akurat na historii o amnezji Perseusa Blacka. Nadal uważała cały pomysł z wmówieniem mu, że jest Fortinbrasem za nader zabawny, jednak po przespaniu się z tym wszystkim doszła do wniosku, że końcowa wstawka o Eunice rzekomo odbitej przez Elliotta mogła mimo wszystko być przerostem formy nad treścią. Eden nie posunęłaby się tak daleko, aby nazwać to wyrzutami sumienia (Percy'emu jakaś zemsta się przecież należała), ale miała lekkie przeczucia, że ostatni krok był już nieco zbyt dziecinny.
Usprawiedliwienie miała jednak takie, że mogła zachować się jeszcze gorzej. Mogła go wysłać do prawdziwego Fortinbrasa i zrobić mu jeszcze większy wstyd na jego własnym weselu.
Nie było w niej żadnego żalu za grzechy; jedynie żal, że nie mogła tam zabrać Alastora. Mieli mało okazji do spędzania ze sobą czasu, a ostatnimi czasy Eden ze zdziwieniem dochodziła do wniosku, że najbardziej chciałaby, aby towarzyszył przy tych, które ciężko jej przeboleć. Wszelkie wesela, nieważne czyje i jak wesołe, odbijały się jej czkawką. Miała złe skojarzenia; podczas każdego czuła się, jakby ktoś sypał jej sól na rany i intencjonalne przypominał o dniu, w którym popełniła największy błąd swojego życia. Wiedziała, że nikt nie miał takich planów, choć ciężko było przełknąć jej koncept, że świat nie kręci się wokół niej. Nie zmieniało to jednak faktu, że łatwiej zniosłaby tamten wieczór, gdyby przetańczyła go z Moodym. Choćby i kosztem deptania po palcach.
Usadowiła się wygodniej na łódce. Ta zachybotała mocniej, na co Eden zareagowała zmarszczeniem brwi - maciupki okaz strachu, którego nie sposób było znaleźć w żadnym innym zakamarku twarzy. Miejsce schadzki było klimatyczne, a środek jeziora doskonale dyskretny i odosobniony. Unoszące się na wodzie lampiony również umniejszały wieczornemu mrokowi, bijąc ciepłym światłem. Nie mogła jednak pozbyć się z tyłu głowy wspomnienia plucia wodą, kiedy obydwoje przelecieli przez obraz prosto do bajora w krainie czarnoksiężnika, a ona prawie się utopiła, bo nigdy nie nauczyła się pływać. Jeśli ktoś się kiedyś zastanawiał, jak w obliczu takiego stanu rzeczy przeszła testy aurorskie, odpowiedzią był nepotyzm.
- Jeśli wpadnę do tego jeziora i się utopię, to będzie z tego jakiś pozytyw - wyrwała się nagle, przenosząc wzrok z chyboczącej się łódki oraz nieznacznych fal, które się wokół niej podniosły, na Alastora. - Nie będę musiała więcej iść na żadne wesele i udawać, że lubię kogokolwiek z gości - oświadczyła tonem obfitym w cynizm, ale na końcu uśmiechnęła się zupełnie szczerze. Naprawdę widziała takie wyjście jako plus, choć pewnie znalazłby się ktoś, kto kazałby jej przestać życzyć sobie śmierci. Dla Eden nie miało to znaczenia; wiedziała, że to tylko żart, bo Alastor ją uratuje. Gdyby w niego nie wierzyła, nigdy nie postawiłaby nogi na tej szalupie.
I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show
~♦~
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show
~♦~