• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[01.08.72] W tych czterech ścianach | Annaleigh i Vakel

[01.08.72] W tych czterech ścianach | Annaleigh i Vakel
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#1
20.07.2024, 15:52  ✶  
01.08.1972
Kamienica Dolohovów przy Alei Horyzontalnej

Mało kto mógł pomyśleć, że Annaleigh Dolohov przykładała własną rękę do urządzania domu, a nie zlecała jedynie wszystkiego innym czarodziejom i skrzatom. A jednak, lubiła czasem zrobić coś własnoręcznie, choćby było to zwykłe włożenie pięknych słoneczników do porcelanowej i zapewne niezwykle starej wazy, która stała na stoliku kawowym w salonie jej domu. Choć czy był jej nie do końca ostatnimi czasy była pewna.
A jednak wracała praktycznie co noc, wracając po dniach spędzanych w swoim gabinecie czy szpitalu, gdzie pracowała zarówno na etacie jak i w grupie konsultantów do spraw sprowadzania składników z Kambodży - jej ostatni funkcja, którą przyjęła z pewną wdzięcznością.
Kolejna wymówka, by pojawiać się tutaj coraz mniej.
Bo nie wiedziała tak, naprawdę, co ma zrobić. Nie była pewna gruntu, po którym stąpała. W domu ona i Vakel praktycznie nie rozmawiali, poza nim udawali, że nic się nie zmieniło i byli zgranym małżeństwem, którym kiedyś byli. Za sprawką amortencji.
Westchnęła. Zdecydowanie wolała skupić się na słonecznikach.
W końcu to, że jej pozycja u Dolohovów była zagrożona nie oznaczało, że nie miała zamiaru spełniać obowiązków pani tego domu.
Większość dekoracji było już rozwieszonych. Stanowiły je eleganckie, złote wieńce z kłosów, poustawiane w wazonach kwiaty oraz zmienione w kolory święta zasłony, poduszki i tapicerki - kamienica wydawała się jakaś żywsza i radośniejsza.
A jednocześnie Annie kompletnie tego nie czuła.
Szkoda, bo całkiem lubiła to święto. Wiedziała, że czasem by chronić tych, na którym jej zależało, a było kilka takich osób, trzeba było jakiegoś boskiego wsparcia. Czasem nie dało się utrzymać wszystkiego na własnych barkach. Nie ważne, że z roku na rok coraz bardziej czuła, jakby w końcu miało się to przydarzyć.
Słyszała głośną gwarę święta, czując, że nie ma ochoty wychodzić dziś na zewnątrz. Nie w ten tłum, który zgromadził się przed ich domem, zabierając trochę spokoju, który zwykle udawało się tu znaleźć. Przynajmniej za czasów, gdy nikt nie wiedział, jak biegła jest w warzeniu amortencji.
Chwyciła różdżkę, po czym jednym z zaklęć wprawiła w ruch miotłę, która zamiatała resztki pozostałe po jej florystycznych zapędach. A potem spięła się, słysząc odgłos kroków, wyczekując, z kim miała tym razem stoczyć starcie.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#2
22.07.2024, 15:29  ✶  
Z nikim. Dolohov kompletnie nie był w nastroju do walki z kimkolwiek, nawet jeżeli była to Annaleigh. Dla niego to jedynie kolejny dzień w potrzasku własnych myśli. Oczywiście, że przeżywał strasznie ten list wysłany przed Lammas. Później jeszcze wieczór w tej obrzydliwej łaźni... Dla kogoś z tak silną potrzebą czystości, przebywanie w takim miejscu przynosiło odwrotny skutek - zamiast poczuć się odprężony, zrobił się jeszcze mocniej zestresowany i żałował tej wizyty. Jedynym co mogło uspokoić jego myśli, było dokładne umycie siebie i swojego otoczenia, więc nie tylko Annaleigh paradowała po ich mieszkaniu, trzymając miotłę. Oczywiście, można było zaprzęgać do tej pracy służbę, skrzaty. Zatrudnić kogoś nowego do pastowania podłogi, tego typu działania pozwalały jednak jego pokręconemu umysłowi skupić się na czymkolwiek innym niż użalanie się nad sobą.

Spotkali się więc w tym salonie, ponieważ on też, po zamieceniu korytarza, chciał zamieść podłogę tutaj. Widząc zmiany w dekoracjach i brak czegokolwiek, co mógłby tutaj zrobić, zatrzymał się w miejscu i milczał. Jego żona była tym dziwacznym przypadkiem, kiedy najbardziej nie cierpiałeś w sobie tego, że nie potrafiłeś znajdować w sobie powodów do nienawidzenia jej. Jako znawca ludzkich charakterów, Dolohov szczerze wierzył w to jak dobrze byli do siebie dobrani. Nie w sensie romantycznym - nie było żadnych szans na to, aby zechciał na poważnie związać się z kobietą, nie dało się jednak nie zauważyć szeregu wspólnych cech, czyniących ich dwójkę całkiem kompatybilną parą... parą czego? Na takie rzeczy jak przyjaźnie było o kilka lat pojenia amortencją za późno. Do teraz, kiedy herbatę robił mu ktokolwiek inny niż Peregrin, wróżbita odczuwał lęk przed napiciem się choćby łyka.

Lammas. Złote dekoracje i słoneczniki. Z jakiegoś powodu strasznie mu do niej pasowały i nie chodziło tylko kwiat. Gdyby miał ją sobie wyobrazić, nie mając narzuconej scenerii, siedziałaby tutaj, z książką, skubiąc ten słonecznik właśnie i oddając się lekturze, którą większość ludzi uznałaby za drętwą.

Odetchnął. Ich spotkania nie mogły tak wyglądać. Nie mogli wiecznie się unikać. Powinni się pogryźć raz a dobrze, albo ustalić cokolwiek, co pozwoli im opuścić gardę.

Machnął różdżką, odsyłając trzymaną przez siebie miotłę do schowka i rzucił chłoszczyść na swoje dłonie. Potrzebował je umyć, dzisiaj jednak odnalazł w sobie zadziwiająco dużo siły na przerwanie wiszącej pomiędzy nimi ciszy. Lepsze to było niż ciągłe wracanie wspomnieniami do Hogwartu, kiedy się miało czterdzieści lat.

- Nie spodziewałem się tego, że będziesz dbała o to miejsce. W pierwszej chwili wydawało mi się, że wyniesiesz się stąd prędko, nie chcąc czuć się jak w potrzasku. A jednak... zostałaś i też próbujesz czuć się tutaj dobrze. Dlaczego właściwie?


with all due respect, which is none
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#3
22.07.2024, 18:42  ✶  
Widząc przed sobą Vakela spięła się jeszcze bardziej, czekając… Tak naprawdę nie wiedziała na co. Wcześniej starali się po prostu unikać nawzajem, odgrywając teatrzyki jedynie pod publikę, przed którą zdarzało im się wyjść. Poza nimi? Nie wiedziała, czy wymienili więcej niż kilka słów, suchych i koniecznych do egzystencji, którą teraz prowadzili.
Nie czuła się z tym dobrze.
Może byłoby jej łatwiej, gdyby Vakel był kimś, kogo nie zdążyłaby po tych wszystkich latach zaakceptować z wszystkimi jego dziwactwami, a nawet, zwyczajnie polubić. Nie pokochać, bo jeśli miała być przed sobą szczera, wątpiła coraz bardziej, że była w stanie czuć coś podobnego do kogokolwiek, czego uświadomienie sobie nie przychodziło jej wcale tak łatwo. Była jednak pomiędzy nią a Dolohovem pewna nić zrozumienia, akceptacji i gdzieś w oddali cel, do którego potrafili razem dążyć. Dawało jej to kiedyś poczucie bezpieczeństwa i spokoju ducha.
Teraz jednak wszystko popadło w ruinę.
I musiała jakoś się w tym odnaleźć, ze świadomością, że to właśnie ona stworzyła jak i zniszczyła ich dwójkę. Czy jednak bez amortencji miałaby szansę na takie życie? Czy znalazłaby się bez niej przy boku kogokolwiek godnego?
Jej matka wątpiła tak mocno, że wręczyła jej eliksir w rękę, próbując zabezpieczyć przyszłość najstarszej córki. Annie uwierzyła, że to jedyna nadzieja.
Teraz nie była pewna, a jednocześnie było już kilka lat za późno, by cokolwiek z tym zrobić.
Nie wiedziała, co ze sobą w tej chwili zrobić. Cisza, która wisiała nad nimi stawała się coraz bardziej dusząca, a słoneczniki już dawno leżały w wazonie idealnie. Założyła dłonie na piersi, czując większy komfort.
A potem padły pytania, które kompletnie ją zaskoczyły.
Patrzyła na Vakela z lekko otwartymi ustami i zmarszczonymi brwiami. Powoli przeniosła wzrok na kwiaty w wazonie, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
Bo tak naprawdę sama nie była pewna, czemu tu nadal była. Próbowała na szybko znaleźć odpowiedź, zrozumieć się w przyśpieszonym tempie, to nie było jednak takie proste. Znów zaległa cisza, ścisnęła się rękami mocniej, czując się niemal jak pod ostrzałem. A potem pierwsze słowa, wypełnione niewinną szczerością opuściły jej usta.
- Lubię to miejsce. Ten dom. - Spojrzała na eleganckie tapety, które sama wybierała, zastanawiając się, jak przekazać resztę tego, co rodziło się gdzieś w jej wnętrzu. - Od lat o niego dbam, aż weszło mi to w nawyk. - Rozluźniła trochę ręce i zacisnęła usta.
Bała się stracić tego, co stało się jej rutyną, w której czuła się bezpiecznie i pewnie. Już tyle z jej elementów przepadło. Broniła się więc przed porzuceniem całej reszty. Tylko wcale nie musiała nawet o to wszystko walczyć. Co ją samą też nurtowało.
- Dlaczego mi na to pozwalasz? - zapytała sama. Wcześniej, gdy prawda wyszła na jaw, szykowała się na wszystkie najgorsze konsekwencję, łącznie z wyrzuceniem z tego domu. A jednak, nadal tu była. Nadal stroiła posiadłość na Lammas i nikt nie podważył jej prawa do tego.
Czuła się przez to jeszcze gorzej niepewnie.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#4
25.07.2024, 16:52  ✶  
- Myślałem, że to oczywiste - odparł, bez dłuższego namysłu. Dla Dolohova jednak oczywistą była każda sprawa, na którą znalazł już odpowiedź, nawet jeżeli inni potrzebowali wielu dni, miesięcy lub nawet lat, aby dojść do podobnych wniosków. - Stworzyłaś człowieka, który kreował swoją karierę jako kogoś, dla kogo związek z tobą jest jednym z najważniejszych elementów jego życia. Nie da się czegoś takiego tak po prostu zakończyć. - Stworzyła go. To był sztuczny twór, a nie on, nie żywy człowiek. Zlepek tego, kim był wcześniej oraz jej oczekiwań - kompletne dziwactwo, wykreowane tak, jakby ktoś na siłę ścisnął ze sobą kompletnie niepasujące do siebie elementy układanki. - W tym mieście jest tak wielu mężczyzn, którzy daliby ci to samo bez otoczki bycia żoną gwiazdy. - Przez to samo miał oczywiście na myśli pieniądze i wygody. - Pomyślałem sobie: pewnie jest jedną z moich zaborczych fanek. Ale nie jesteś. Nie mamy dzieci. Nie marnujesz moich pieniędzy. Nie korzystasz ze swojej popularności. Nie wysłał cię też mój ojciec. Tak po prostu przejechałaś palcem po książce adresów i wypadło na mnie? Na kogoś, kogo stać na to, żeby zamiatał za ciebie szereg służących, próbujących jednocześnie dobrać kolor tych kotar do twojego gustu, żeby tylko zadowolić panią Dolohov?

Mężczyzna powoli podszedł do jednej z okiennic i stanął przy niej, wyglądając na pełną ludzi ulicę. Wyprostowany, z rękoma złożonymi za plecami, stał tak dłuższy moment i milczał. Milczenie było czymś, na co pozwalał sobie tylko przy osobach, którym ufał. Na co dzień wahał się lub tracił wątek niezwykle rzadko.

- Chyba na próżno doszukuję się w tym sensu.

Ale on tak już miał, że instynktownie doszukiwał się go... wszędzie. Tylko po to, żeby życie zawodziło go raz za razem, w przykry sposób udowadniając mu, jak bardzo nieboskim bytem był - a chciał być czymś więcej. Czymś, co ludzie wyznawaliby z taką intensywnością, aby stało się tak istotnym elementem ich codzienności jak bogowie, ku czci którym nazwano niegdyś święta Koła Roku. Wędrowała tam pod nimi masa maleńkich mrówek i wszystkie zmierzały na plac, gdzie mieli oddać się kolejnej formie oddawania czci czemuś znajdującemu się ponad nimi. Najwyraźniej nie powstrzymywały ich coraz to gorsze i mrożące krew w żyłach ataki i próby morderstw.


with all due respect, which is none
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#5
21.08.2024, 15:44  ✶  
Poczuła jak coś nieprzyjemnie zaciska się w jej wnętrznościach, gdy usłyszała odpowiedź. A przecież powinna się jej spodziewać. Vakel nie miał żadnego innego powodu by w ogóle jeszcze patrzeć na jej twarz i tolerować jej obecność w swoim życiu. A jednak gdzieś do tej pory żyło w niej kłamstwo, którym karmiła się od lat. Że twór który powstał przez jej przebiegłe działania był choć trochę prawdziwy.
Wiedziała, że nigdy nie pokochała Vakela tak jak żona kochała męża, przynajmniej w teorii, bo praktyka związków czystokrwistych czarodziejów rzadko przedstawiała się tak, jak opisywano ją w tych wszystkich pięknych i ckliwych powieściach. Przynajmniej to zdążyła zrozumieć w swoim życiu. A jednak w dość prosty sposób przez tą dekadę go polubiła.
Miała wrażenie, że się rozumieli i zaprzyjaźnili.
Żyła jednak złudzeniem, które sama na siebie zesłała.
Kolejne pytania, które zmuszały ją do odkrycia wszystkich sekretów, które zatrzymywała dla siebie. Mogła oczywiście skłamać. Usnuć historyjkę, która może przedstawiłaby sprawę w innym świetle.
Ale o ile Vakelowi łatwo było pewnie odgrodzić życie przed i po wyjawieniu tajemnicy amortencji, tak Annaleigh ciągle łapała się na tym, że chciała coś mu powiedzieć, na coś poskarżyć, albo wejść do salonu i przysiąść się na sąsiednim fotelu, w ciszy spędzając czas nad swoimi lekturami.
A do tej pory była z nim wyjątkowo szczera.
- To nie ja wybrałam - zaczęła, siadając na sofie, sprawiając nieświadomie, że nad nią górował. - Moja matka wyczuła okazję. - Westchnęła, wracając myślami do przeszłości i tych kilku dni, które w ogóle ich do tej sytuacji doprowadziły. - Wiedziała, że nie spieszyło mi się wtedy do szukania szansy na ustatkowanie się, jak na porządną czarownicę według niej przystało, po czym wzięła sprawę w swoje ręce. W moje wsadziła eliksir, jasno stwierdzając, że to pewnie moja jedyna szansa, by spełnić swoją rolę jako córka szanowanego rodu. - Patrzyła w bok, na te zasłony, które wcześniej wydawały jej się całkiem ładne. Teraz na ich widok ściskało ją w żołądku. Chciała dodać, że nigdy nie żałowała, że to do jego filiżanki dolała amortencji, odpowiednio szybko jednak ugryzła się w język. Próbowała ubrać swoje myśli w jakieś inne słowa, ale było jej w tej chwili niesamowicie trudno. Dlatego ostatecznie milczała, dalej nie unosząc na niego spojrzenia. Czuła, że to co zobaczy jej się nie spodoba.
Nie wiedziała, czy Vakel mógł w tym znaleźć sens. Kiedyś w jej głowie to wszystko było takie oczywiste, z czasem jednak coraz bardziej wątpiła, że to co robiła mogło zaprowadzić ją ostatecznie do czegoś dobrego. I miała ostatecznie rację. Zanim jednak Vakel miał wyjść, trzaskając zapewne drzwiami, chciała dodać tylko jedno.
- Zanim się dowiedziałeś o wszystkim, zaczęłam powoli zmniejszać dawkę dodawanego eliksiru - przerwała ciszę.
Sama nie wiedziała, czy próbowała się bronić, czy po prostu musiała zrzucić z siebie i ten ciężar, patrzyła jednak na swojego męża, próbując ocenić, jak na tę wieść zareaguje.
Jej ramiona znów oplotły ją ciaśniej. Serce zaczęło nieprzyjemnie się zaciskać. Nie wiedziała, czy przez emocje, czy przez jej przeklętą chorobę, a może przez jedno i drugie.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#6
27.09.2024, 09:38  ✶  
Dolohov, mimo na ten moment szczerych chęci zrozumienia tego, co właściwie ich połączyło i dosyć bezpośredniej odpowiedzi (chociaż też zapewne niepełną, bo zrzucała całość winy na matkę, a on jeszcze nie był tak naiwnym, żeby w to uwierzyć), wciąż nie rozumiał. Za co właściwie otrzymywał od losu te kary? Za sprzeciwianie się woli ojca? Za niegodne upodobania? Za co?

Był tym coraz bardziej zirytowany. Nie wybrała go, nie było w tym nawet większego planu - tak po prostu ktoś wyczuł okazję do zniszczenia mu życia i zrealizował to jej rękoma. Wspaniale.

- Po co? - Zacisnął usta w wąską linię, wplepiając w nią pełne skonsternowania spojrzenie, które nie uciekało na boki, nie traciło na intensywności mimo upływu ciężkich, długich jak diabli sekund. - Sześć pieprzonych lat życia, Annaleigh. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, gdzie bym teraz był, gdybym nie marnował czasu na przygotowywanie jakichś durnych stroików na twoje urodziny. - Jeżeli czegoś nauczyła go ponura przeszłość to zapewne faktu, że miłość i zaangażowanie nie przynosiły nic dobrego. - I ty tak nagle po tych sześciu latach oprzytomniałaś? Na litość wszechświata: po co ty to zrobiłaś, zabrakło ci rozumu, żeby załapać, że nie trzeba nikogo truć, wystarczy iść na jakieś układy?

Ich historie rezonowały ze sobą. Też się wielokrotnie stał ofiarą ojcowskich wymagań i musiał ulec jego okrucieństwu, ale pomijając już nawet fakt, że się nigdy nie poddawał bez walki - jemu się wydawało, że ona musi znać jego historię i poddawała go teraz niecnej manipulacji, bo naprawdę rzadko takie opowieści zazębiały się ze sobą tak precyzyjnie, jakby napisano je w ten sposób celowo.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mogę pociągnąć cię na dno, a samemu uciec przed skandalem w objęcia jakiegoś Departamentu Tajemnic, do którego przyjmą mnie z pocałowaniem ręki, prawda? - Zapytał wprost. I tak, był chwalipiętą i to w tym jak zawsze wybrzmiewało, ale to nie były słowa bez pokrycia.


with all due respect, which is none
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#7
04.11.2024, 22:30  ✶  
Wiele znaków zapytania, mało odpowiedzi. Annaleigh milczała, Dolohov zaś tracił cierpliwość. Za oknem coraz mocniej wrzało, przyjęcie na Pokątnej musiało być o wiele popularniejsze, niż się tego spodziewano, ale kim musiałby być Dolohov, żeby tego nie przewidzieć? Dzisiaj nie czekali na niego żadni klienci. Drzwi Praw Czasu były zamknięte, a on nie zamierzał opuszczać bezpiecznej kamienicy.

Święto żniw poświęcił na sprzątanie i próbę zamknięcia męczących go wątków. Niestety najważniejszy z nich - ten dotyczący jego przyszłości z żoną, wciąż nie dawał mu spokoju. Co dokładnie miał zrobić z Annaleigh? Nie mógł się z nią tak po prostu dogadać, zaufać... nie, to nie wchodziło w grę, jej obecność napawała go obrzydzeniem, ale ważniejszy niż to obrzydzenie był brak poczucia komfortu. Kiedy miał nastać dzień, w którym się już nie obudzi? Kiedy alchemiczka doleje mu coś do herbaty albo wbije mu w ciało igłę z trucizną, a śladu po tym nikt nie odkryje na oględzinach zwłok? Sytuacja z panem Yaxleyem uświadomiła go, że ludzie podstępni potrafili knuć w naprawdę wymagających warunkach, a ktoś mądry powiedział kiedyś, że najciemniej jest pod latarnią i Vakel dostrzegał w tym przynajmniej ziarno prawdy. Miałby jej grozić, nastraszyć ją, gnębić...? Cokolwiek by jej powiedział, do jakichkolwiek słów by jej nie zmusił, wciąż nie mógłby zasnąć we własnym łóżku. Bo wobec takich kobiet jak Anneleigh słowa były co najwyżej strachem na wróble, do którego z czasem się przywykało, nawet jeżeli zrobiły pierwsze, mocne wrażenie. Zbyt analityczny umysł.

- Jest tylko jedna rzecz, jaką zaakceptuję jako rozwiązanie tej sytuacji - zapowiedział wreszcie i pierwszy raz w tej rozmowie ruszył się w miejsca, aby obejść pomieszczenie w poszukiwaniu komody ze świecami. Wyciągnął dwie z nich, ale zapalił tylko jedną, żeby umieścić ją w pozłacanym świeczniku stojącym na środku dębowego, bejcowanego na ciemny, chłodny brąz blatu. - Złożysz mi wieczystą przysięgę, że nie wymierzysz świadomie żadnych działań przeciwko instytucji, jaką zmierzam tu zbudować, przeciwko moim pracownikom, przeciwko osobom, które tu żyją i mi pomagają. I nie chodzi mi tylko o to, że nie poderżniesz nam w nocy gardeł. Nie ośmieszysz nas też. - Mówił, pozwalając wystającej ponad wosk części knota zająć się ogniem.

I faktycznie, Annaleigh Dolohov zgodziła się na to przystać.

Tym razem nie zapytał dlaczego.

Wziął to, co mu obiecała, zdmuchnął świecę, a później zapalił drugą z nich.

- Nie obchodzi mnie to, czy jesteś wierząca, szalona kobieto, ale to jest dzień, w którym przyjdzie nam się razem pomodlić o to miejsce i porozmawiać, bo moje ostatnie wizje mówią wyraźnie, że nie chcesz iść przez to wszystko sama.

Wskazał głową na jedno z krzeseł wsuniętych teraz pod blat.

- Siadaj.

W jej milczeniu było coś wymownego, ale kłaniając się słońcu i Matce, oboje pomyśleli o swoim domu.

Koniec sesji


with all due respect, which is none
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (1553), Annaleigh Dolohov (1331)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa