30.08.2024, 21:50 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.09.2024, 21:24 przez Icarus Prewett.)
Przyjęcia u profesora Slughorna miały w sobie pewien dualizm. Z jednej strony było się dumnym z zaproszenia, bo przecież znaczyło to, że zasłużyło się na to miejsce. Z drugiej, jednak, były to bardzo niezręczne imprezy. Nagle, bowiem, człowiek, musiał być w stanie powiedzieć coś ciekawego przed szkolną śmietanką towarzyską, która lubiła czasem naśmiewać się z niektórych po kątach. A święta... one były jeszcze gorsze. To dlatego, że otrzymywało się przy zaproszeniu mały dopisek, że istniała możliwość wzięcia ze sobą kogoś spoza Klubu Ślimaka. A możliwość oznaczała, że wypadało kogoś zabrać.
Dla Icarusa zaproszenie Mony Rowle powinno było być czymś naturalnym, jak wzięcie oddechu. W końcu kolegowali się od pierwszej klasy. Jednak... kiedy to robił, serce, nie wiedzieć czemu, waliło mu jak oszalałe, dłonie pociły się, w żołądku zaciskał się węzeł, a policzki niemal płonęły. Od czego właściwie? Zażenowania?
Cóż, teraz to już na pewno czuł się zażenowany. Miał spotkać się z nią przed wejściem do komnat, w których miała odbywać się świąteczna zabawa. Icarus czuł się jak idiota, kiedy inni zaproszeni przechodzili obok niego. Niektórzy coś szeptali, ale nie mógł wiedzieć, czy było to o nim, czy nie.
Jeszcze odruchowo przeczesał palcami włosy. Użył do nich kosmetyku od Potterów, lakieru. Przez to były dziwne w dotyku, ale ładnie układały się do tyłu. Były co prawda trochę przydługie, jego ojciec by powiedział, że nawet nieporządne, ale nie wyglądały źle. Miał też na sobie szatę wyjściową, którą oddał mu kiedyś Basil. Leżała całkiem nieźle, szczególnie, że udało się ją nieco skrócić.
Icarus i teraz się stresował. Mona miała przyjść za chwilę. Przecież często normalnie rozmawiali na korytarzu. Czemu zjadały go nerwy właśnie teraz? A jednak, wydawało mu się, nie wiedzieć czemu, że tragedią by było, gdyby uznała, że źle wygląda. Dlaczego mu na tym zależało? Przecież to była zupełna głupota. A jednak, działał dziwnie irracjonalnie. Na przykład zjadł przed wyjściem ze cztery miętówki, żeby jego oddech na pewno dobrze pachniał. Wystarczyłaby przecież jedna! Do czego mu była ta pewność? No i były też te głupie myśli o tym, że mógłby na przykład odgarnąć rudy kosmyk włosów z czoła Mony. Wyobrażenie jej uśmiechu, natomiast, wywoływało automatycznie jego własny uśmiech, taki lekki, połączony z dziwaczną falą ciepła.
Cóż, nie było teraz odwrotu. Nie mógł uciec, więc pozostawało mu po prostu czekać.
Dla Icarusa zaproszenie Mony Rowle powinno było być czymś naturalnym, jak wzięcie oddechu. W końcu kolegowali się od pierwszej klasy. Jednak... kiedy to robił, serce, nie wiedzieć czemu, waliło mu jak oszalałe, dłonie pociły się, w żołądku zaciskał się węzeł, a policzki niemal płonęły. Od czego właściwie? Zażenowania?
Cóż, teraz to już na pewno czuł się zażenowany. Miał spotkać się z nią przed wejściem do komnat, w których miała odbywać się świąteczna zabawa. Icarus czuł się jak idiota, kiedy inni zaproszeni przechodzili obok niego. Niektórzy coś szeptali, ale nie mógł wiedzieć, czy było to o nim, czy nie.
Jeszcze odruchowo przeczesał palcami włosy. Użył do nich kosmetyku od Potterów, lakieru. Przez to były dziwne w dotyku, ale ładnie układały się do tyłu. Były co prawda trochę przydługie, jego ojciec by powiedział, że nawet nieporządne, ale nie wyglądały źle. Miał też na sobie szatę wyjściową, którą oddał mu kiedyś Basil. Leżała całkiem nieźle, szczególnie, że udało się ją nieco skrócić.
Icarus i teraz się stresował. Mona miała przyjść za chwilę. Przecież często normalnie rozmawiali na korytarzu. Czemu zjadały go nerwy właśnie teraz? A jednak, wydawało mu się, nie wiedzieć czemu, że tragedią by było, gdyby uznała, że źle wygląda. Dlaczego mu na tym zależało? Przecież to była zupełna głupota. A jednak, działał dziwnie irracjonalnie. Na przykład zjadł przed wyjściem ze cztery miętówki, żeby jego oddech na pewno dobrze pachniał. Wystarczyłaby przecież jedna! Do czego mu była ta pewność? No i były też te głupie myśli o tym, że mógłby na przykład odgarnąć rudy kosmyk włosów z czoła Mony. Wyobrażenie jej uśmiechu, natomiast, wywoływało automatycznie jego własny uśmiech, taki lekki, połączony z dziwaczną falą ciepła.
Cóż, nie było teraz odwrotu. Nie mógł uciec, więc pozostawało mu po prostu czekać.