• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[09.46 Morpheus & Anthony] Jest polem, które obsiewasz z miłością

[09.46 Morpheus & Anthony] Jest polem, które obsiewasz z miłością
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
02.09.2024, 20:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:39 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—09/1946—
Szkocja, Hogwart
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: WEpm5VR.png]

Przyjaciel jest twoim zaspokojonym pragnieniem.
Jest polem, które obsiewasz z miłością
i z którego zbierasz z modlitwą dziękczynną.
On twoją mocą i schronieniem,
odczuwając głód uciekasz się do niego
i szukasz go, by zaznać ukojenia.
Gdy on się zwierza, otwórz przed nim swoją duszę.
Kiedy on milczy, niech twoje serce nie przestaje go słuchać,
ponieważ w przyjaźni każda myśl, pragnienie, nadzieja
budzi się w ciszy, a jest dzielona w radości.



– Całowałeś się z nim chociaż? – pytanie zawisło w swojej bezczelności, w chłodnym, jeszcze nocnym, szkockim powietrzu. Nie mogli tu być, ale z oczywistych, prefeckich przywilejów, tylko oni sami mogli się ukarać i z oczywistych prefeckich przywilejów korzystając, nie mieli najmniejszego zamiaru tego zrobić.

Umęczone nastoletnie ciała wspięły się na krukońską wieżę, a potem jeszcze kolejne trzy piętra w górę. Schody nie kończyły się wcale, napinając ich i tak po siedmiu latach wybornie rzeźbione łydki. Wbrew poleceniu pan Dolohov nie przygotował zagadek dla dziatwy ze swojego domu, ale Anthony szczęśliwie zorientował się na tyle szybko, by zdjąć część zmartwień z barków swojego przyjaciela. W ramach wdzięczności jednak zamierzał go wyciągnąć tam, gdzie nigdy wcześniej Longbottom nie zaglądał - do niewielkiego ogrodu znajdującego się na szczycie wieży. Zamknięta zwykle gródź prowadziła na szczyt szczytów, pomagając nadambitnym uczniom prowadzić dodatkowe obserwacje nieba. I odpoczywać. Dotknąć czasem trawy bez konieczności opuszczania swojego bezpiecznego przytułku. Dostępu do tego miejsca mieli strzec prefektowie. Cóż, trudno jest tego typu miejsca chronić przed samym sobą.

Mieli jeszcze godzinę, może dwie do świtu. Gwiazdy lśniły, a Morpheus nie miał wyboru. Był mu dłużny.

Nie wymagał wiele. Czołgał się razem z nim, głowy mieli tuż przy wyjściu, absolutnie nie wymagała wyglądania przez barierki. Lęk wysokości był obrzydliwym utrudnieniem w życiu każdego Krukona, ale cieplarniane warunki dla zdolnych umysłów, które dawała wieża nie mogły się równać z niczym innym co oferował ten zamek. Shafiq próbował czasem trenować swoją empatię i wyobrażać sobie, co by było gdyby jednak trafił do Slytherinu, w ścieki, gdyby musiał za każdym razem patrząc w okna widzieć toń jeziora... I wzdrygał się na samą myśl o tym. Teraz jednak zależało mu na tym, by choć raz, jeden raz móc spędzić czas tutaj z Longbottomem.

Gdy już leżeli, nie patrząc na nocne kwiecie wkoło, a na gwiazdy w górze, pytanie wysmyknęło się samo i momentalnie go pożałował. Poczuł jak jego uszy czerwienią się i dziękował bogom za otulinę nocy, która chłodziła ten ogień jaki spowił jego twarz. Był zły na siebie, za to że nie zagryzł warg, nie powstrzymał ciekawości. Był zły na Vakela, że w tak oczywisty sposób buchał agresją, w której on zobaczył coś więcej. Czerwoną iskrę, pragnienie, które rozpoznał bo znał je z autopsji. Nie był pewien. Ale chciał, tak bardzo chciał nie być w tym sam.

Może gdyby był mniej zmęczony tymi całymi przygotowaniami, może wymyśliłby jak zapytać subtelniej. Cóż, nie zamierzał się rakiem z tego wycofywać. Było już za późno.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
03.09.2024, 07:29  ✶  

— A ty już pocałowałeś Jonathana? — zapytał pół śniącym, nieco wyzywającym tonem Morpheus, który od kilku chwil nie pamiętał, że znajdują się na powietrznym ogrodzie, na gloryfikowanym balkonie. Daleko było do brzegu, leżeli na plecach, na jeszcze miękkiej trawie i patrzyli w gwiazdy. Z łatwością odnajdywał jesienne konstelacje, wschodzące na niebo, zapowiadające szarugę i deszcze. Perseusz, Pegaz, Cassiopeia, na granicy widzenia galaktyka Andromedy.

Czyste niebo świtało już na brzegach fioletami i różem, zapowiadając piękny dzień, idealny na świętowanie dnia, w którym umiera bóg. Rzeź, zaczynająca się na żniwach, podczas Lithy, teraz miała swój kres. On to wiedział, będąc synem Doliny Godryka, jego rodzina w posiadaniu bezkresnych pól pszenicy, kukurydzy, pastwisk ze swoimi stadami, wydzierżawionymi rolnikom. Nie parał się ciężką pracą, nie w fizycznym rozumieniu, zresztą nikt z jego famili nie sięgał po pług.

Uczestniczyli jednak w rytmie społeczności. W dożynkach i wiejskich zabawach. Morpheus uczył się sam kroków rock'n'rolla i walczyka na klepiskach, z dziewczynami, które mały bardziej szorstkie dłonie niż on i nazywały go paniczykiem. Przaśne dzieciństwo, które zostawało odcięte, jak wstążki majowego słupa, po zakończonych celebracjach, gdy nadchodził czas edukacji, niejako oficjalnego dołączenia do socjety czarodziejów. Był czas w domu i czas w towarzystwie śmietanki. Morpheus znacznie preferował akademickie grono ale rozpoznawalność znaków naturalnego cyklu pozostała w nim. Niewielka, ale obecna.

Z rękoma podpierającymi głowę, w samym podkoszulku i spodniach na szelkach, żeby nie wybudzić mundurka (ten był dla niego jak mundur rodzeństwa, należało przynosić mu honor), wypatrywał jakichś zagubionych komet, lecz nie mógł wypowiedzieć życzenia.

Złoty łańcuszek z harfą Apolla zaczął wżynać mu się w skórę, gdy obrócił głowę, aby popatrzeć na przyjaciela. Nie kładł się bo i tak by nie zasnął. Myślał tylko o jednym i miał wrażenie, że było to wieki temu, nie kilka godzin wstecz. Nadal czuł na policzku piekący ból uderzenia, bardziej przez zaskoczenie, ale przede wszystkim miał wrażenie, że nadal czuje zapach Dolohova na skórze, nawet jeśli, wiedział to, nie zrobili niczego aż tak zdrożnego, aby na nim to pozostało. W głębi coś mu kazało być obrzydzonym swoimi czynami ale taki był przecież Anthony, a jego najlepszy przyjaciel nigdy by go nie obrzydzał, bez względu na to co robił. W końcu to był Anthony. I Dolohov, pieprzony Dolohov, z przemądrzałą miną. Najgorsze było to, że to przyszło jak grom z nieba. Chciał po prostu go zdemaskować, a zmył oszustwo z własnej twarzy.

Ściskało go w żołądku, gdy o nim myślał. Nigdy o nikim tak nie myślał. Nigdy konkretnie. Teraz fantazje nastoletniego umysłu miały konkretną twarz. Konkretną budowę ciała. I z tym Morpheus nie mógł sobie poradzić.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
03.09.2024, 10:12  ✶  
Ciało kłamało. Mówiło, że przed chwilą rumieniec niósł ze sobą dyskomfort ale TERAZ och, jakże piekła go twarz, a wszystko w środku wywinęło się na drugą stronę. Morpheus rzadko kiedy się hamował, rzadko kiedy w rozpędzeniu, w szarży, w ogniu, który stanowił rdzeń jego istoty, rzadko kiedy był w stanie zatrzymać się. To można było obrócić w żart, można było pośmiać się z głupich, miękkich pedałków i ich zamiłowania do latania na twardym trzonku miotły. Żeby to raz słyszał takie żarty, żeby to sam ich nie mówił, aby szczekać jak hałastra, nie wyróżniać się z tłumu, przechwalać swoją dziewczynką, która no niestety, odwiedzi go dopiero w wakacje, ale patrzcie to jest jej piękny pukiel czarnych włosów pachnących pustynią.

Ale to był Morpheus. Jego Morpheus. Ten który doskonale wie gdzie przycelować i użądlić żeby bolało najbardziej. Dobrze, że Anthony leżał, bo pewnie zatoczyłby się od kołowrotka emocjonalnego, który zafundował mu Longbottom. Zaraz świtało, a jemu w ogóle nie chciało się spać. Mógł kłamać. Mógł się wypierać. Mógł też milczeć, albo po prostu sobie pójść. Tyle ścieżek, każda gorsza od drugiej.

Cudowna nagroda za pomoc i skrzydłowanie dupka o przerośniętym ego.

Mógł się wściec bardziej i przywalić mu, choć pewnie byłoby to z podobnie żałosnym efektem co cios wymierzony przez Dolohova. Intelektualiści z założenia szczycili się wagą piórkową, a wszyscy wiedzieli, że Longbottom powinien być w innej wieży. Tak samo jak Shafiq powinien być w podziemiach...

Ale byli tutaj, a oba pytania wisiały w powietrzu, czyniąc je parzącym doświadczeniem.

Odetchnął głęboko, panując nad ciałem na tyle na ile to było możliwe. Nie patrzył na niego, tylko w niebo, wyrzucając sobie i punktując wszystkie momenty w których mógł popełnić błąd. Oklumencja wystarczała, by osłonić się przed trzecim okiem, ale przecież ludzie mają parę zwykłych oczu i mózgi. W większości przypadków.

– Aż tak widać? – zapytał matowo, dając tyle słów ile udało mu się wycisnąć przez gardło, pogrążony we wstydzie i braku zrozumienia dla własnej natury.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
03.09.2024, 13:08  ✶  

Odszukał w pamięci wszystkie przesłanki, które miał w głowie, które sprawiły, że połączył nitki zauroczenia Anthony'ego w stronę Jonathana. Pierwszą, najbardziej widoczną, było absurdalne zablokowanie jego możliwości jasnowidza. Oklumenckie mury wzniesione jak bastiony, śliskie, lodowe bariery, na które wspięcie było albo przypadkiem albo bardzo mozolną walką z żywiołem. Drugą były ucieczki. Unikanie Jonathana, zwłaszcza podczas propozycji nasiadówek w łaźni.

Po trzecie, z Jeźdźców, Morpheus był tym, który zauważał najwięcej. Potrafił dostrzec, gdy Jonathan sprawdza nici, widział ruch jego oczu. Nauczony od maleńkości, że wszystko ma znaczenie, liczył ilość psiknięć, ptaków na gałęzi czy że kamienie ułożyły się w konkretny sposób, tworząc znak. Dostrzegał wzorce w chmurach i opadających liściach. Musiał. Był wieszczem. Więc nie, to co wiedział nie pochodziło z oczywistych źródeł.

— Tak ogólnie? Nie. Ale ja widzę, bo cię znam, znam ten wyraz twarzy, to drgnięcie mięśni. I widzę ścieżki wyborów. Dobrze się kryjesz, ale czasami nadal je widzę. A one bazują na intencjach, nie arbitralnych możliwościach —  powiedział, przypominając mu rozmowę sprzed wielu lat, gdy ułomnie starał się wytłumaczyć, jak wygląda z jego perspektywy możliwość zaglądania za zasłonę teraźniejszości, ku nadchodzącym minutom.

Nie patrzył na Anthony'ego. Ciemność pozwała na pewnego rodzaju szczerość, która nie istniała przy świetle dnia. Podniósł się na chwilę do siadu i wyciągnął z kieszeni papierosy. Nadal wmawiał sobie, że nie ma problemu, że to nie nałóg, tylko na uspokojenie. Zapalił papierosa od różdżki i zaproponował jednego Antoniuszowi. Czerwień rozjażyła się na końcu bibułki, siny dym zabielił się dookoła Morpheusa, jak zaklęcie. Mocne papierosy podebrane któremuś z braci. Prefekt, psia jego mać.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
04.09.2024, 08:32  ✶  
Prychnął tylko, gdy usłyszał o intencjach a nie arbitralnych możliwościach, bo go to wszystko strasznie irytowało – jak wiele energii trzeba było włożyć w to, by udawać kogoś, kim się nie jest. Jak wiele energii trzeba było włożyć w to, by udawać kogoś kogo świat mógłby pokochać. Anthony miał o sobie bardzo skrajne mniemanie. Z jednej strony otoczony od maleńkości książkami, tresowany przez ciotki Parkinson i rzesze guwernerów o przeróżnych specjalizacji, zdawał sobie sprawę ze swojej przewagi i wyższości nad dzieciakami, które przed Hogwartem ledwie nauczyły się pisać. Z drugiej strony emocjonalny chłód większości jego otoczenia, oraz zdradliwe ciało, które nie dość, że nie krzesało energii, jak robił to reaktor w sercu Morpheusa, to jeszcze zdecydowanie chętniej reagowało i tęskniło za ciałem drugiego mężczyzny, zamiast tak jak bogowie przykazali, za ciałem dziewcząt i kobiet. Z resztą, od roku przestał się oszukiwać - reagowało wyłącznie na myśli i fantazje skierowane w niewłaściwą społecznie stronę.

Przyjął papierosa z wdzięcznością, zaciągając się nim delikatnie, nie mając wcale wprawy w używce, choć lubiąc uczucie dymu wypuszczanego nosem. Tak to było między nimi - on dawał Morpheusowi słowa i ogładę, a Longbottom dbał, żeby choć trochę zasmakował nastoletniego życia, wyszedł z pozy starego malutkiego, tak pieczołowicie ukształtowanej przez rodzinę bibliofili.

– Odpowiadając więc na Twoje pytanie. Nie i zapewne nigdy. On... – westchnął, zdając sobie sprawę, że pierwszy raz w sumie ma okazję w ogóle o tym z kimkolwiek porozmawiać. Czuł z oczywistych względów napięcie, ale rozmowa płynęła w dość pokojowym tonie, miał taką myśl w głowie, że jeśli z Morpheusem to w sumie z nikim nie miałby szans pomówić o tym w ogóle. – ...on na pewno nie jest taki jak ja. – Szczęśliwie Anthony wiedział, że jego "przypadłość" nie jest klątwą ani chorobą. Zbyt wiele książek, zbyt wiele starożytnej myśli, zbyt wiele tropów w literaturze nawet późniejszej, która choć była represjonowana przez purytan i dewotów, to jednak jeśli kto wiedział jak czytać i gdzie patrzeć... Wciąż jednak była to odmienność, która wykluczała. Chociaż nie tu i nie teraz. Nie na szczycie krukońskiej wieży.
– A... a wy? – zapytał niepewnie, skupiając się na papierosie, by nie dać zbytnio wybrzmieć pragnieniu człowieka osamotnionego, marzącego o grupie, o ludziach podobnych sobie, którzy będą w stanie zrozumieć go bardziej niż wyobrażeniem o problemie. To nie było tak, że grupa prefektów, że kochani Jeźdźcy nie byli dla niego bezpieczną przystanią kontaktów społecznych. Chodziło jednak o seks, który niósł za sobą tonę emocji, najczęściej określanych mianem grzesznych i złych. To nie był temat, który poważnie można byłoby poruszyć w łazience prefektów.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
04.09.2024, 20:36  ✶  

— Też mi się tak wydaje. Przykro mi, że tak jest — szczerze wyraził swoją skruchę i smutek z tego powodu. Uważał, że Jonathan i Anthony stanowiliby dobraną parę, gdyby tylko

Gdyby teraz rozmawiał o tym z Jonathanem, powiedziałby z arogancją w głosie, że przeleciał Dolohova dokładnie w tym miejscu, gdzie prefekt Gryfonów je codziennie śniadanie i zrobiłby to po tym, jak już wspomniane śniadanie zjadł. Nie rozmawiał jednak z Selwynem, a z Anthonym, z którym szczerość nie była tak niewygodna, żeby zbywać ją ordynarnym zachowaniem podobnym do tego z rozmów jego rodzonych braci. Z bratem z krukońskiej wieży nie potrzebował zasłony żartu, aby czuć się pewniej. Wystarczyła otulająca ich ciemność.

Pauza ciążyła mu na ramionach. Podciągnął kolana pod brodę i objął nogi rękoma. Papieros tlił się, jak mroczny ognik, jak świetlik bez celu, który zabłądził zbyt wysoko w górę, zwabiony zapachem przekwitłej koniczyny, która od dawna była już skoszona z kwiecia i zapadała w zimowy sen, w przeciwieństwie do dwójki nastolatków. W końcu przyłożył usta do końcówki, zaciągnął się mocno, aż piekło go w jego wątłych płucach i strzepnął na bok popiół, byle gdzie, na glebę. Ciężko było mu pojąć, że jeszcze przed chwilą całował kogoś i to było proste, w całym natłoku emocji, tak ludzko proste.

— Nie powinienem tego mówić na głos, prawda? To nie jest mój sekret do opowiedzenia. — To zdecydowanie wystarczyło na potwierdzenie, tak jak palce wieszcza na dolnej wardze, gdy już wypuścił z nozdrzy i ust dym. — To głupie. Nie rozumiem tego. Wszystko się popieprzyło. Powinienem wyjść za Charlotte, a ty siedzieć gdzieś... Nie wiem gdzie, z Jonathanem. Tymczasem Charlotte ma Neda, a my siedzimy w tym razem. I ja... Ja nawet tego nie wiedziałem, aż do teraz!

Ostatnie burknął niemal, sfrustrowany, energicznie, z gniewem, zgniatając resztę papierosa o ziemię, robiąc w niej aż dołek. Schował twarz w dłoniach, przesunął je we włosy i złapał je u nasady, burząc trzymający się głównie dzięki magii porządek na głowie. Rwał sobie włosy z głowy.

— I ze wszystkich ludzi! Ze wszystkich! — Zażenowany samym sobą wrócił do leżenia na plecach.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
06.09.2024, 15:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.09.2024, 17:46 przez Anthony Shafiq.)  
Dziwnie było znaleźć się w takiej niezwykłej bańce łagodności. Dziwnie i kojąco, kiedy świat nie odrzucał Cię za to kim jesteś, w tą jedną wyjątkową noc, w której to Twój przyjaciel był całym Twoim światem.

Nie zmieniało to wszystkiego, co działo się poza wieżą, nie rozniosła się przez bezkresne zielenie szkockich pól kosmiczna energia, która odmieniała serca i umysły tych, którzy uważali go za abominację i wynaturzenie. Nasłuchał się w różnych miejscach, nasłuchał się od swoich guwernerów, którzy obficie komentowali nieśmiałe pytania o powiązania między Gligameszem a Enkidu, czy rolę Patroklosa w wojnie Trojańskiej. Znał historie w świecie czarodziejów, znał te w świecie mugoli, trafiał na nie i pielęgnował swój strach, ze pewnego dnia ci, których wybrał na swoją rodzinę, odwrócą się od niego w obrzydzeniu wobec faktu, że kobiety nie wzbudzały w jego nastoletnim ciele nic poza ewentualną sympatią lub wrażeniem estetycznym.

Reakcja Morpheusa sprawiła, i niech niebiosa błogosławią mu za świadomy dobór słów i narzędzi porozumiewania się, sprawiła, że z piersi zniknęły tony niepokoju, których nie dopuszczał do siebie. Kolejne jednak jego słowa wprawiły go w zdumienie.
– Jak to... dzisiaj? W sensie, nie zastanawiałeś się nigdy jak to jest? Czemu sny wyglądają tak a nie inaczej, czemu myśli uciekają do twarzy kolegi zamiast koleżanki? – Pytań było więcej, siedemnastolatek miał cały pakiet poszlak, które jemu zdradziły dożywotni los kogoś, kto będzie musiał się ukrywać. Rzeźby przyciągające oko, książki w których jeśli chciałeś się utożsamiać z bohaterem zbyt często widziałeś się w roli heroiny. Lub heroina stawała się mężczyzną o łagodnym usposobieniu i miękkiej skórze. Oddech mu lekko przyspieszył na te rewelacje, że Morpheus, który przed chwilą przyznał się nie przyznając, teraz kluczył. Jak to... dziś? Może trwał w zaprzeczeniu, może poszedł za etosem "tej jedynej" która rozpali jego serce i lędźwia?

Mimo wszystko Anthony powstrzymał impuls odwrócenia się na bok, by próbować w mroku odnaleźć wyraz twarzy. Treść była nazbyt krucha, by choćby najdrobniejszym ruchem ciała rozpraszać to dziwne oniryczne doświadczenie. Zamiast tego sięgnął po różdżkę, cisową, białą w prążkowanym zdobieniu, która skrywała w sobie włókno smoczego serca. Wiedział, że jego narzędzie nie lubi tej zabawy, nie dbał jednak o to. Z końcówki różdżki, z bezgłośnie wypowiedzianego zaklęcia, wzbił się nad nimi eteryczny złocisty motyl, który po krótkim, chaotycznym locie przysiadł na dłoni Morpheusa. Kod który wymyślili dwa lata temu sprawdzał się w wielu przypadkach, a tego motyla nigdy nie używali, gdy byli tuż obok siebie. Sami. Teraz jednak był właściwy po temu moment.

jestem obok

szeptały ciszą złociste skrzydła powołanego do życia tylko na moment stworzonka, całującego swoim istnieniem dłoń tego, który dopiero poczuł ciężar na swoim sercu.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
16.09.2024, 11:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.09.2024, 11:59 przez Morpheus Longbottom.)  

— Bo... — nie zaczyna się zdania od bo, skrytykował sam siebie, aby uciec myślami na chwilę od szczerości. Szukał odpowiednich słów, które wyraziłyby to, co odczuwał. Zwykle rozmowy Krukonów stanowiły sympatyczne, towarzyskie finty w fincie, lecz to nie był moment na mózgowe rozgrzewki. Po części dlatego, że Morpheus nie spał od dawna, a po części dlatego, że nie miał ochoty na kolejne maskarady, gdy okazuje się, że jego życie będzie samo w sobie musiało tak wyglądać. — Reaguję tak samo na dziewczyny, Tony. Myślałem cały czas, że tylko dostrzegam... Estetyczne walory, jak podziwianie w ten sam sposób posągu Dawida i Trzech Gracji. A wtedy on powiedział, że odgryzie mi palec i wyobraźnia popłynęła nie tam, gdzie trzeba i...

Wzruszył ramionami, jakby nie miało to znaczenia, ale miało. Patrzył intensywnie na świetlistego motyla,  Bliźnięta Słoneczne w całej swojej okazałości. Silna reprezentacja tego znaku w jego kosmogramie.

— Obawiam się, że to jakiś podstęp, gdzieś w środku. Nie wiem dlaczego, wydawał mi się aż arogancko szczery. Czy to powinno tak wyglądać? Taki strach? Jak sobie z tym radzisz?
[a] Wypytywał przyjaciela, nie mając nikogo innego, komu mógłby się zwierzyć z tej tajemnicy. Tego poczucia mrowienia w podbrzuszu, tych pragnień, głębokich i żenujących, pierwotnych, aby być z kimś tak blisko, że chce się go zjeść.

— Może... I tak mam umrzeć młodo, czy to cokolwiek zmienia? Nie marzyłem o niczym, bo myślę o moim nagrobku... — Kiedy Morpheus czuł się pewnie, lubił rzucać niezobowiązująco o tym, że nic nie ma znaczenia, bo umrze młodo. Opowiedział Antoniuszowi w tym znamiennym roku, w którym zginęła również Marta, co wypowiedziała głuchym echem głosu bogów. I wierzył, że to fakt.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
17.09.2024, 12:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2024, 12:08 przez Anthony Shafiq.)  
Zazwyczaj rozmowy Krukonów na temat uczuć były zgoła odmienne. Nieliczni mugolacy, lub osoby z mugolakami w rodzinie potrafili wprowadzać mugolskie badania nad psychika i mózgiem w formie ciekawostek, rozprawiano o chemii ludzkiego ciała i jak operowanie i kształtowanie magią może ją zmieniać. Młodość oznaczała horyzonty, które jeszcze nie były okrojone prozą biurowej pracy, a dom Roweny Ravenclaw bardzo dbał o to, by siatka godzin w zamku nie przeszkadzała tym istnieniom się rozwijać.

Anthony leżąc i patrząc znów w niebo, czując chłód marmuru od strony na której leżał i palące policzki od strony przeciwnej, nie miał pojęcia co czuł. Powinien czuć ulgę - świadomość, że może z kimś o tym porozmawiać, bez drwin, bez docinek, bez punktowania dewiacji był kojący i winien nieść ulgę. Zaufanie, którym obdarzał Morpheusa było największym darem, który otrzymał od pierwszych chwil ich wspólnej rozmowy. Czuł pod skórą, że być może tej przyjaźni starczy na całe życie, ilość wspólnych rozmów, hektolitrów godzin wspólnie spędzonych nad niemal każdym aspektem życia...

Niemal, aż do dziś.

Ucisk w żołądku, nerwowe stukanie nieproporcjonalnie długimi palcami o drugą dłoń złożoną na brzuchu i próba kontrolowania oddechu. Było mu przykro. Było mu cholernie przykro, że nie są tacy sami.

– A więc powiedział Ci wprost. Ciekawe. Podejrzewam, że każdy reaguje inaczej, wiesz... temperament, pragnienia. Jesteśmy starymi duszami uwięzionymi w ciele dzieci. W ciele, któremu jeszcze nie wszyscy narzucili rygor woli – był w tym cień przygany dla Dolohova, samokontrola była bardzo wysoko cenioną cechą przez Shafiqa, nawet jeśli przyjaźnił się z Longbottomem, który z powodu samego miejsca urodzenia mógł mieć jej szalony deficyt. Puścił mimo uszu wzmiankę o "gryzieniu". Anthony nie miał pojęcia i nie chciał nawet wiedzieć, jak umysł kompana mógł w ogóle połączyć to z aktywnościami seksualnymi. – Cóż, ja... em... nie radzę sobie. To znaczy... – zmieszał się wyraźnie zawstydzony wcale nie Morpheusem, ale własnymi myślami, tym, że trzeba wypowiedzieć je na głos. W końcu, nie czytali sobie w myślach:
– Udaję, że tego nie ma. Że nic nie ma. Gram swoją rolę, którą dał mi los, ale w taki sposób by wiesz... ee... nie łamać prawa. Pewnie... znajdę sobie żonę, może... może dziewczyny też niektóre mają tak, że nie interesują ich chłopacy? Nie chciałbym udawać wiesz no... tam w tej ee... w sypialni. – Kolejna fala wstydu zalała go zupełnie bez sensu. Sapnął zirytowany, przymykając zaschnięte od wgapiania się w sklepienie nieba powieki. – Poszukam takiej, co nie chce mieć dzieci, albo lepiej - takiej co nie powinna mieć dzieci. Najlepiej z jakąś klątwą dziedziczną. A Ty mój drogi, przestań pierdolić o tej śmierci dobrze? – Przepowiednia Morpheusa powracała co jakiś czas, jak Longbottom wpadał w tony, które w głowie młodocianego Shafiqa były zbyt egzaltowane i dramatyczne. Oczywiście, ów egzaltacja i dramatyzm wibrowały na strunach jego duszy z szaloną łatwością, ale narzucone wychowanie i domowa edukacja skłaniała go bardzo ku pragmatycznej postawie.

– Mamy plan. – upomniał go, nadając własnemu głosowi może nieco zbyt wiele twardości, a może przez kontrast do błąkania się po własnych odczuciach, teraz gdy mówili o tym nad czym Anthony miał kontrolę. – Musimy odciąć po szkole pępowinę, musimy zbudować własne zasoby, żeby nikt nie mógł nas zaszantażować i zmusić do swojej woli. Bez Ciebie tego nie zrobię, poza tym proszę Cię... czy to nie Macbeth miał być zabity przez człowieka co się nie urodził? I las podszedł pod okna... Tak, tak... Przepowiednie mają to do siebie, że mogą być zinterpretowane na wiele sposobów. Zawsze możesz umrzeć, Twoje serce stanie, a potem boginii Matka zejdzie z nieboskłonu żeby Cię zmartwychwstać. Usta usta z bogiem, czy mogłoby być coś bardziej... widowiskowego? Wiele bym dał, żeby móc to zobaczyć i potem Ci opowiedzieć Somnia.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
26.09.2024, 07:33  ✶  

Motyl, w kulturze anglosaskiej, był symbolem przeobrażenia – delikatną, lecz potężną istotą, która uosabia tajemniczy proces przemiany. Tak jak gąsienica, która opuszcza swoje ziemskie ciało, by wznieść się ku światłu, każdy z nas ma w sobie ukrytą zdolność do odrodzenia, do odkrycia swojego prawdziwego ja. Motyl przypomina, że przemiana jest bolesnym, ale koniecznym procesem. Musimy porzucić to, co znamy, nawet jeśli daje nam to poczucie bezpieczeństwa, aby zyskać skrzydła. W okultystycznej tradycji motyl staje się nie tylko oznaką piękna, ale także ulotności życia – przypomnieniem, że każdy dzień jest kruchy i cenny. Czas, jak pył na skrzydłach motyla, jest niemal niewidoczny, ale jego strata jest nieodwracalna.

Przynajmniej na ten moment dla Morpheusa. W tamtym momencie jeszcze nie spotkał czasozmieniacza w swoim życiu i na złotym łańcuszku nosił maleńką, złotą harfę, emblemat Apollina.

— Rzucam więc życzenie ku zasypiającym gwiazdom, żebyś znalazł kogoś, kto będzie cię kochał prawdziwie i nie będziesz musiał ograniczać niczego w swojej osobie — powiedział szeptem ze szczerością, która mogła pochodzić tylko od drugiej połowy duszy, od zmęczonego nastolatka, który wypije rano do śniadania czarną kawę i będzie udawał, że nic się nie stało, że jego serce nadal jest na właściwym miejscu.

— Przygotuję się na to, że może ta opowieść skończy się inaczej, ale jakoś nie wierzę, że któregoś dnia obudzę się z pełną skrytką na tylko moje imię i siwymi włosami — Nawet jeżeli mówili o sobie, że mają stare dusze, to przy obecnych ograniczeniach młodego ciała, próba projekcji starszej wersji, ze zmarszczkami, była mocno pokraczna i nierealistyczna. Morpheusowi brakowało wyobraźni, aby zobaczyć ich obu w wieku późniejszym niż dwadzieścia-kilka, gdy gubią całkowicie okrągłość dzieci i wyglądają kompletnie, jak dorośli mężczyźni.

— Mamy plan. I celowo nigdzie się wybieram. Łamiemy łańcuch i żyjemy.

I gwiazdy były świadkami ich planów i nie powiedziały nic. Cześć uśmiechało się przyjaźnie z firmamentu, a część złośliwie, kształtując ich los w najbardziej niespodziewane formy, przekraczając zupełnie wyobrażenia obojga.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1636), Anthony Shafiq (2312)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa