• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[28/08/1972] Metodyka oceny rigor mortis w praktyce tarocisty

[28/08/1972] Metodyka oceny rigor mortis w praktyce tarocisty
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#1
11.09.2024, 11:57  ✶  

—28/08/1972—
Prawa Czasu, Aleja Horyzontalna
Scylla Greyback & Peregrinus Trelawney



Za oknem powoli szarzało, dzień pracy miał się ku końcowi, lecz na samo jego uwieńczenie w ręce Peregrinusa trafiło jeszcze jedno zadanie. Nie byłby sobą, gdyby ot tak zostawił je na jutro: każdy bowiem powód, aby jeszcze nie wracać do domu, jest dobry. Kilka godzin spędzonych już tego poniedziałku w pracy ciążyło jednak na karku wróżbity, pochylając stopniowo jego sylwetkę coraz niżej. Półleżał więc na biurku, wsparty na łokciu, komponując trzecią już wersję pewnego listu, który miał trafić do Necronomiconu.
Pozwalał sobie na podobnie niedbałe pozy, nieprzystające reprezentantowi tak zacnego przybytku, gdy wiedział, że i tak nikt go na tym nie przydybie. Prawa Czasu były o tej porze zamknięte na klientów, Vakel siedział u siebie, Lyssa chadzała własnymi ścieżkami, a czego miałaby tu niby szukać Annaleigh? Do niedawna to wyliczenie zamykałoby listę potencjalnych nachodźcow, lecz Trelawney wciąż zapominał o dwóch nowych bywalcach kamienicy…
Wróżbita ziewnął przeciągle, przymknął oczy, po czym otworzył je nader szeroko, jakby chciał dobitnie przypomnieć powiekom, jakie jest ich zadanie. Nie dało się ukryć: wszystko w jego postawie wyrażało tęsknotę za poduszką. Oczy go piekły, głowa zdawała się ważyć dwa razy tyle co zwykle, a myśli niekoniecznie chciały układać się w tak błyskotliwe spostrzeżenia, na jakie było go stać jeszcze rano.
Postawił toteż zamaszysty podpis pod ostateczną wersją listu do Lorraine, zgiął karteczkę w pół i odstawił pióro na stojak. Oprócz tego na jego biurku dostrzec można było dwa wcześniejsze szkice wiadomości, w których bełkotał coś o sprawdzaniu jakichś zwłok. Nie do końca kleiło mu się taktowne układanie treści swojej prośby, więc pogodził się z tym, że będzie brzmiała z deka… durnie. Oprócz tego miał pod ręką również list od Alexandra Mulcibera do Vakela oraz notatkę od samego pracodawcy.
Notatkę w tonie… dramatycznym? Peregrinus — choć nie miał najlepszego zdania o Alexandrze — niekoniecznie widział powód, dla którego ten miałby chcieć przerobić jego pracodawcę na mielonkę. W głupi żart prędzej byłby w stanie uwierzyć, choć zapoznawszy się z listem od Mulcibera… nie bardzo widział, co miało być puentą dowcipu. O tym, że Robert istnieje, w przeciwieństwie do szefa pamiętał; postanowił dla świętego spokoju upewnić się jeszcze, czy na pewno przyszło nieszczęśnikowi dokonać żywota, a następnie sprawdzić przyszłość wokół okoliczności pogrzebu.
Nawet gdy niekoniecznie przekonywały go pomysły i teorie Vakela, nigdy nie zbywał ich lekceważeniem. Robił zawsze, co w jego mocy, aby z wyczuciem sprowadzić Dolohova z krainy dramatycznego egotyzmu z powrotem na ziemię: do świata, w którym nie wszystko orbitowało wokół niego i nie wszystko miało sprowadzić na niego zagładę.


źródło?
objawiono mi to we śnie
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#2
11.09.2024, 22:53  ✶  
Miała pójść do domu już godzinę temu, ale łapała ćmę.
Pochwycenie ciem jest bardzo trudne, kiedy nie ma się do tego siatki. Odbijały się od ścian, jakby miały drgawki, lgnęły do swojej zguby w płomieniu świec. Scylla zgasiła całe światło, żeby ta ćma nie popełniła samobójstwa, a potem w tym półmroku nie mogła znaleźć swojej różdżki. W pełnym skupieniu i z zacięciem łowcy mierzyła się na nią kilkadziesiąt minut, ale w końcu ją złapała. Zamknęła ją w dłoniach, licząc, że doniesie ją do mieszkania, choć miała jakieś takie... przeczucie, że to się nie powiedzie.
Wyszła z pokoju i docelowo ruszyła w kierunku wyjścia, ale ku swojemu zdziwieniu spostrzegła, że to nie ona dzisiaj wyjdzie z Praw Czasu ostatnia. Była przekonana, że spędziła pół wieczności na łapaniu swojego nocnego motylka, ale chyba nie było tak źle, skoro Peregrinus nadal tu siedział. Chyba, bo w sumie była możliwość, że tutaj nocował. Często wychodził ostatni, a potem i tak był tutaj pierwszy.
Miała tylko nadzieję, że nie robił tego przy biurku. Na starość będzie wyglądał jak dzwonnik z Notre Damme.
Stanęła w bezpiecznej odległości za nim, chcąc rzucić okiem, co robi. Nie gapiła mu się na kulę, zerknęła tylko. Stała tak chwilę, nadal dzielnie trzymając ćmę w rękach - czuła, jak próbuje się wydostać, jak uderza skrzydłami o wnętrze jej palców. Nieco łaskotało, musiała przyznać. Niemniej dosyć szybko zapomniała o swoim jeńcu, kiedy doszła do wniosku, że chce zobaczyć to samo, co Trelawney.
Stanęła nad nim i też zapuściła żurawia do kuli. W tym momencie Peregrinus mógł już poczuć smyrające go po głowie kosmyki włosów, bo Scylla sokolego wzroku nie miała i musiała się nieźle nachylić, żeby dojrzeć cokolwiek. Greyback bez pardonu gapiła się na tę kulę, stojąc obok niego w bardzo dziwnym stanie - ręce złożone jak do klaskania lub nieumiejętnej modlitwy, sweterek założony na tylko jedno ramię. Nie zdążyła założyć na drugie, bo zaczęła ścigać ćmę, a teraz nie może rozłożyć dłoni, bo jej zwieje.
- Wygląda podobnie do Charliego - odezwała się wreszcie, nie będąc nawet pewna, czy widzi w kuli to samo co Peregrinus i czy wróżbita wie, o czym ona do niego mówi. Nie odwróciła jednak wzroku od kuli, a nawet posmutniała nieco. - O nie, on już nie wstanie... - jęknęła, a jej usta obróciły się w smutną podkówkę.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#3
22.09.2024, 12:49  ✶  
Peregrinus nie sypiał tutaj, chociaż ciężko powiedzieć, aby i w domu sypiał. Przypominało to zwykle półprzytomne przewracanie się z boku na bok, miotanie się między jawą a snem. Ten wieczny, nocny stan czuwania pozbawiał go pewności, do którego ze światów należy to, co widzi i słyszy w mroku, mimo że kiedyś oddzielała mu te światy wyraźna granica. Prawdziwie spał jedynie tuż przed świtem, gdy noc zaczynała się cofać, a zmęczenie dominować nad wszystkim innym.
Kryształowa kula — jak wszystko w Prawach Czasu — była elegancka, osadzona na zdobionym stojaczku skonstruowanym z trzech sierpów księżyca. I co do zasady Trelawney nie lubił, jak mu się ktoś gapił w tę kulę. W kulę, karty, wosk, fusy, a także generalnie gapił na niego, a szczególnie gapił przy pracy. Lista osób, które tolerował w swojej przestrzeni była ograniczona.
Nie odegnał jednak Scylli. Nie zareagował nawet na włosy, które na niego opadły ani na wścibskie spojrzenie nad ramieniem. Nie wypadało okazywać zaskoczenia, będąc jasnowidzem, nawet gdy ktoś zachodził od tyłu w momencie skupienia. Konwencja nakazywała mieć oczy dookoła głowy (dysponowali w końcu trzema), nie dać się podejść ani zbić z tropu… albo przynajmniej udawać, że wszystko wcześniej wymienione, jest prawdą.
A więc to, ale nie tylko to. Było w Greyback coś takiego, co sprawiło, że ze wszystkich nowych osobistości w Prawach Czasu, ta najmniej zaburzyła jego wewnętrzną równowagę. Jej obecność była niemal neutralna, choć dziewczyna wymagała od niego w teorii najwięcej bezpośredniego zaangażowania jako uczennica Dolohova. Mulciberowie nie byli w przeciwieństwie do niej częścią pracy i gdyby chciał, to mógłby obojga z przyzwoitym skutkiem unikać, a choć lubił Lyssę, to energie jej i Charlesa były… intensywne. W Scylli zaś czasami dostrzegał coś wręcz znajomego. Może to coś niedosięgnionego w spojrzeniu, kojarzącego mu się z tym, co widział niekiedy u dwóch najważniejszych dla niego kobiet: szalonookiej Moody i widmookiej matki. Może dlatego tak szybko Peregrinus zaakceptował obecność wałęsającej się po Prawach Czasu Scylli i nie podskakiwał, gdy pojawiała się za jego plecami.
— Masz dobre oko — skomentował uwagę o Charlesie. Sam uważniej przyjrzał się sylwetce mężczyzny, próbując dostrzec podobieństwo, które uchwyciła Greyback, a na które on wcześniej nie zwrócił uwagi. — Robert Mulciber, jego wuj.
Oderwał się od kuli i odwrócił do świeżej adeptki. Na moment z ciekawością zawiesił oko na jej złożonych dłoniach, ale nie skomentował ich w żaden sposób. Wychylił się ze swojego miejsca, chwycił połę scyllowego sweterka i zarzucił go jej na ramię.
— Nie wstanie. Nie tutaj. — Przytaknął. — Ale będzie się snuł po zaświatach, a może wróci jako duch; tak czy inaczej nie zaprzątaj sobie nim głowy — dodał, widząc tę smutną podkuwkę, po czym zerknął raz jeszcze przelotnie na listy i kulę. — Vakel dostał zaproszenie na pogrzeb.

i sprawdźmy, czy kula pokazuje coś jeszcze o pogrzebie
Rzut Symbol 1d258 - 140
Mrówka (sukces poprzez wytrwałość)


źródło?
objawiono mi to we śnie
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#4
24.09.2024, 22:58  ✶  
Co prawda nikt jej nie poinformował zawczasu, że jasnowidzom zaskoczenie nie przystoi, ale podświadomie wpasowała się w kanon. Nie wydawała z siebie okrzyków zdziwienia, nie rozrzucała przedmiotów w przestrachu; jeśli coś działo się bez jej wcześniejszej wiedzy lub podejrzeń, stała jak spetryfikowana łania na środku jezdni i czekała, aż zostanie potrącona, zamiast ruszyć się z miejsca i ratować swoją skórę. Może nie dawała po sobie poznać, że coś ją zaskoczyło, bo tak naprawdę od urodzenia wyglądała, jakby była w wiecznym szoku?
Gapiła się więc w kulę swoimi sarnimi oczyma, próbując zrozumieć, co właściwie widzi. Uśmiechnęła się odruchowo, gdy Peregrinus pochwalił jej oko - zawsze reagowała tak na komplementy, nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadzała. Jak miała mieć dobry wzrok, kiedy dosłownie zawisła nad kulą jak sęp, żeby cokolwiek dojrzeć? Przecież nos miała tak blisko, że niewiele brakowało, a zrobiłaby eskimoskie przywitanie z trupem Mulcibera.
Im więcej o tym myślała, tym klarowniej zarysowała się również myśl, że pewnie i przestrzeń osobistą Peregrinusa za bardzo narusza, więc odsunęła się prawie jak poparzona, drobnymi, acz szybkimi kroczkami stwarzając między nimi bezpieczny dystans. Spojrzała przepraszająco na mężczyznę, choć ten pewnie nie zauważył tego zbolałego wyrazu twarzy, bo był skupiony na ważniejszych rzeczach. Doszła do wniosku, że nie musiał - nie wydawał się być człowiekiem, który miałby jej to za złe tak czy siak. Nie nazwałaby ich dwójki bratnimi duszami, ale odkąd stała się częścią Praw Czasu, miała wrażenie, że razem z Peregrinusem nadają na podobnych falach. Niektórzy pewnie powiedzieliby, że należy im współczuć, choć ciężko określić, któremu bardziej.
- Jego wuj - powtórzyła po Trelawneyu, mamrocząc te słowa tak, jakby rozłożyła ze smutnym skutkiem zły omen na części pierwsze. Na moment uciekła spojrzeniem gdzieś na ścianę, chyba potrzebując czystej przestrzeni do ułożenia mentalnych puzzli, po czym spojrzała ponownie na współpracownika. - A więc to dlatego złożyłam mu wczoraj kondolencje - oświadczyła z dźwiękiem doznanego chwileczkę temu objawienia. Minę miała dziwaczną, twarz nie mogła się zdecydować, czy być zadowoloną, czy przejętą. Z jednej strony Scylla cieszyła się, że to nie był ojciec Charlesa, z drugiej zaś nadal bolało ją, że przepowiedziała śmierć w jego rodzinie tak celnie. No i nie sądziła, że wróżba ziści się tak błyskawicznie.
- Och, dziękuję - odezwała się cicho, czując, że brakująca część swetra wraca na jej barki. Powiodła za nią wzrokiem; była wdzięczna za pomoc, ale niestety nadal wyglądała dziwnie, kiedy jedno ramię spoczywało w rękawie, a drugie nie. - Czy potrzymasz moją ćmę? Tylko na chwileczkę, ubiorę się porządnie - zapytała bardzo uprzejmie, po czym wysunęła ku Peregrinusowi swoje złożone skrupulatnie dłonie, licząc, że przejmie od niej zdobycz.
- Czy wiesz, czemu będzie się snuł? Coś nie daje mu spokoju? - Zagaiła, przechylając głowę. - I czy był kimś bliskim dla Pana Dolohova? - Pozwoliła sobie na kolejne pytanie, pijąc do zaproszenia na pogrzeb. Nie była pewna, czy zapraszali Vakela tak z grzeczności, czy faktycznie był przyjacielem rodziny.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#5
28.09.2024, 20:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2024, 13:46 przez Peregrinus Trelawney.)  
Oboje widzieli od małego. Peregrinus przeglądał się nie tylko w tym, co przed łanią o wielkich oczach, ale i tym, co czekało ją po drugiej stronie, gdy zderzy się ze swoim końcem. Widział gęste mgły Limba, między którymi będzie już zawsze spacerować, martwe drzewa, którymi będzie się karmić, i zamarzniętą ziemię, na której będzie sypiać.
To, jak nisko Scylla musiała się pochylić nad kulą, nie definiowało z kolei tego, jak dobrze widziała przyszłość. Jasnowidzenie nie wymagało sokolego wzroku i oka do detalu; historia znała i ślepe wyrocznie. Czasami chodziło jedynie o wyłuskanie esencji, wykorzystanie tego niezrozumiałego szóstego zmysłu, aby uchwycić przyszłość, która niekoniecznie malowała się standardowym obrazem czy słowem, lecz nimi tylko mogła być przełożona na rzeczywistość.
Wycofanie Scylli nie umknęło uwadze Trelawneya, ale rzeczywiście nie miał jej za złe naruszenia swojej przestrzeni, więc przeszedł nad tym gładko dalej.
— Zapewne — mruknął mechanicznie, nie poświęcając jej przedwczesnym kondolencjom tyle uwagi, ile można byłoby się spodziewać. Odnotował oczywiście, że dobrze to świadczyło o dziewczynie, którą wybrali na uczennicę, ale jego myśli zdążyło zaprzątnąć już coś innego. Coś, czym swoje zainteresowanie dla odmiany wolał w jej oczach umniejszyć, stąd zapytał niby równie od niechcenia: — Wpadłaś na Charlesa przypadkiem czy czegoś od ciebie chciał?
Mulciber mógł sprawiać wrażenie zupełnie niewinnego i naiwnego, ale Peregrinus wolał zachować… rozsądną dozę czujności? Nie chodziło zresztą o samego chłopaka, a o Annaleigh, z którą pracował i która mogła użyć tego niczego niepodejrzewającego, błogo nieświadomego czeladnika przeciwko nim. Trelawney nie potrafił się tak ostatecznie zdecydować, czy Dolohova była przebiegłą mistrzynią podstępu knującą zemstę, czy żałosną, złamaną kobietą, którą można wypędzić mocniejszym kopniakiem. Niezależnie od stanu faktycznego, ostrożności nigdy za wiele; paranoi jeszcze się przecież nie zbliżał.
— Nie wiem, czy na kogokolwiek z nas czeka coś innego niż dalsza tułaczka. — Jego wzrok tkwił uparcie w kuli, której wnętrze oblazły mrówki. Czy tym było Limbo? Czy tym staną się oni? Rojem krążących w bezładzie robaczków, które nie zaznają spokoju nawet po śmierci? Cóż, wiedział na pewno, że żadna z jego wizji zaświatów nie należała do szczególnie przyjemnych. — Robert? Skądże. Był mu nikim. — Oprzytomniał i obrócił się do czarownicy z cieniem bladego, pokrzepiającego uśmiechu na zmęczonej twarzy. — Vakel ledwo go kojarzy. Zaproszenie przyszło zapewne ze względu na Lyssę. I jej matkę. Mulciber.
Bezwiednie podniósł list od Alexandra i przeleciał wzrokiem kilka przypadkowych słów, jakby chciał się przekonać, że rzeczywiście nie ma tam niczego ponad to, o czym jej powiedział. I co miał zamiar powiedzieć Dolohovowi. Żadnego spisku, żadnego drugiego dna. Matka Lyssy była z Mulciberów, cała historia.
Gdy padła osobliwa dość prośba, odłożył wiadomość na stół i wyciągnął ręce w stronę złożonych rąk Scylli.
— Ach. Chyba mogę spróbować. — Zmarszczył lekko brwi, skupiając się na zadaniu.

percepcja jasnowidzenie/wykaz intencji ćmy
Rzut PO 1d100 - 45
Sukces!


Ćma rozwinęła skrzydła przed jego trzecim okiem momenty przed tym, nim Greyback otworzyła dłonie. Gdy wyfrunęła w chwilę obecną, miękko trafiła na czekające już jej palce Trelawneya, ustawione niemalże bezbłędnie na trasie lotu, gotowe zamknąć ją w nowym więzieniu.


źródło?
objawiono mi to we śnie
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#6
03.10.2024, 23:05  ✶  
Scylla postrzegała Peregrinusa jako człowieka, który tak samo jak ona zaglądał w przyszłość, ale z zupełnie innym podejściem. Gdzie Trelawney wydawał się szukać konkretów, trzymać się rzeczywistości, Greyback płynęła wśród mglistych obrazów, nie próbując ich wyjaśnić ani zrozumieć. Nie potrzeba było tu wielkich słów, by między nimi nawiązała się nić subtelnego porozumienia. Byli jak dwa różne aspekty tej samej zdolności - on szukał odpowiedzi, ona w niepewności czekała na jej nadejście.

Gdy zbliżyła się do kuli, jej wzrok rozmywał się, jakby patrzyła daleko poza nią, widząc więcej, niż mógł dostrzec ktokolwiek inny, choć nikt by tego nie powiedział, patrząc na jej niepozorną postać. Scylla zawsze wydawała się zamyślona, a jednocześnie obecna - jakby była tu i gdzieś indziej jednocześnie. Wybiegała w przyszłość tak głęboko, że niejednokrotnie traciła z oczu to, co jeszcze miało miejsce w teraźniejszości.

Kiedy Peregrinus zwrócił się do niej, jego pytania odbiły się echem w jej myślach, ale nie zbudziły w niej natychmiastowej reakcji. Jej głowa powoli uniosła się, a oczy, wciąż delikatnie zamglone, spojrzały na niego. Jej twarz wyrażała cichy spokój, niemal jak dziecko, które wciąż nie zrozumiało wszystkich tajemnic świata, ale wcale nie pragnęło tego zrozumienia.
- Charles... - powtórzyła jego imię, brzmiąc jakby próbowała sobie przypomnieć, czy w ogóle kojarzy taką osobę. W rzeczywistości jednak doskonale wiedziała, o kogo chodzi, była wręcz podekscytowana na myśl o nim, ale w momencie gdy Trelawney o nim wspomniał, Scylla była duchem przy nieżyjącym Mulciberze i nie mogła się od ręki otrząsnąć. Zupełnie jakby musiała się upewnić, że oczy Roberta na pewno pozostaną zamknięte. - Uhm... Sama do niego poszłam. Wiesz, przywitać się. Przyniosłam mu też ciastka - oznajmiła zupełnie szczerze, teraz już nieskrępowana ani widmami przeszłości, ani spotkaniem z Charlesem. Głową skinęła w kierunku słodyczy, które leżały na stole nieopodal, by dać znać, że nowy narybek dostał dokładnie to samo co reszta.
- Zaprosił mnie na kawę - oznajmiła nagle niepytana, ale nie patrzyła wtedy na Peregrinusa. Ba, powiedziała to tak, jakby podawała mu prognozę pogody, nieco niezręcznie i bez większych emocji. Nie oznaczało to jednak, że nie cieszyła się na prawdopodobnie randkę z Charliem, wręcz przeciwnie - po prostu nigdy wcześniej nie była na żadnej i nie wiedziała, jak wyrazić swoje nerwowe zadowolenie, dlatego na jej twarzy widać było jedynie jeszcze większe zagubienie niż zazwyczaj.

- Och - wydała z siebie dźwięk zrozumienia, gdy spowinowacenie Dolohovów i Mulciberów zostało jej trochę lepiej zobrazowane, ale nadal miała w głowie wiele pytań. Nie chciała zadawać ich wszystkich, wściubianie nosa w nieswoje sprawy nigdy nie wyszło jej na dobre, a ponadto zwykle okazywało się niegrzeczne. Poza tym Peregrinus nie wydawał się być człowiekiem, który lubił dużo mówić, więc nie chciała go do tego zmuszać. - Myślisz, że Lyssa będzie smutna z tego powodu? - Zapytała, ale wisiał nad tym pytaniem jedynie cień dobrych intencji. Oczywiście nie chciała, aby dziewczyna cierpiała zbytnio, bo przecież mimo swoich wielu kilku... wad nie była złą osobą, ale Scylla przeczuwała, że w złym humorze Lyssa będzie się im jeszcze bardziej naprzykrzać niż zwykle. Gorąco więc liczyła, że Peregrinus odpowie przecząco. 

Trelawney, zgadzając się na pomoc z ćmą, miał okazję na ujrzenie czegoś niecodziennego; Scylla uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając zęby, uradowana wręcz, że chce owada dla niej potrzymać. Włożyła w transfer całe swoje skupienie, więc Peregrinus znowu mógł dojrzeć coś nowego - w pełni obecne spojrzenie wieszczki, która poświęcała chyba całą moc przerobową swojego mózgu, aby ćma nie wyleciała im spomiędzy palców.
Kiedy ją wypuściła, patrzyła na gwałtownie trzepotanie drobnych skrzydełek z zapartym tchem. Peregrinus na szczęście bezbłędnie przewidział trajektorię lotu i bezbłędnie przejął opiekę nad stworzeniem. Gdy Scylla w końcu wzięła oddech, brzmiała tak, jakby miała się zapowietrzyć z zachwytu.
- Ta ćma przyleciała do ciebie jak do ognia - pochwaliła go, a potem stała niezręcznie z głupim uśmiechem, aż nie przypomniała sobie, że miała założyć sweter. Zabrała się za to, ale potrzebowała chwili, aby odnaleźć się w obecnym układzie i zlokalizować frywolnie dyndający rękaw. Obróciła się kilkukrotnie wokół własnej osi, jak pies próbujący złapać własny ogon, ale w końcu się udało.
- Dziękuję! Możesz mi ją oddać - oświadczyła i wystawiła ręce, ale zawahała się na moment, bo przypomniała sobie, że kiedy ona łapała ją w dłonie, nie szło jej tak zgrabnie jak Peregrinusowi. - A co jeśli ja ją wypuszczę? Nie jestem w tym tak dobra jak ty - Zapytała na głos, nawet niekoniecznie mężczyznę, ale samą siebie.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#7
23.10.2024, 15:15  ✶  
Peregrinusowi zależało na tym, aby mimo swego daru mocno trzymać się rzeczywistości, nie pogubić granic, nie pomieszać zmysłów. Wszystko ze strachu o to, że codziennie po powrocie do domu widzi swój własny los ucieleśniony w osobie matki, która pobłądziła dawno temu w rzeczywistości i nie pozostało po niej nic. Tak, Trelawney rozpaczliwie potrzebował stale czuć chwilę obecną. Potrzebował znaleźć w tym, co widzi trzecim okiem, sens oraz logikę. Zredukować ten szósty zmysł, jasnowidzenie, do li tylko narzędzia: uporządkować wizje, okiełznać sny, posortować widzenia. Nawet jeśli nie mógł mieć nad tym kontroli, pragnął dostać jej ułudę. Nie pozwolić sobie na zgubienie się w czasie.
Zafascynowany patrzył z boku na nieobecne, wieszczące oczy Scylli. Przyglądał się, jakby mógł z nich wyczytać, czy w kuli dziewczyna widzi to samo co on. Czy te zamglone oczy mogły widzieć więcej, niż on widział?
Gdy rozmowa na dobre przeniosła się na temat Charlesa, Peregrinus odwrócił się w pełni do Greyback, zasłaniając plecami kulę, odcinając ich oboje od hipnotyzujących mgieł fortuny. Mężczyzna splótł palce przed sobą i słuchał odpowiedzi, krążąc wzrokiem po jej twarzy. Omijał przy tym instynktownie te półprzytomne oczy, jakby bał się, że Scylla przeniknie przez jego źrenice, jak przenikała przez kryształ kuli.
— Uprzejmie z twojej strony. Są pyszne; mam nadzieję, że docenił. — Bo i Peregrinus próbował wypieku, mimo że po słodycze sięgał sporadycznie. Nie ciągnęło go samego z siebie do słodkości, ale częstowany, nie odmawiał i zjadał ze smakiem. — Zatem wygląda na to, że go zainteresowałaś. Co o nim sądzisz? Polubiłaś go? — Zagubienie na jej twarzy było trudne do przeoczenia i zignorowania. — Wiesz, że nie musisz czuć się zobowiązana do wychodzenia z nim, prawda? — upewnił się możliwie najłagodniejszym tonem, coby nie zasugerować jej, że mógłby negatywnie takie wyjście oceniać i będą na to krzywo w pracy patrzeć. Wychodził jednak z założenia, że czasami zdobycie się na asertywność bywa problematyczne, a wtedy trzeba kogoś, kto nakieruje myśli na opcję odmowy.
Wątpił również, czy w kimkolwiek po tej stronie kamienicy nieboszczyk Robert wywoływał smutek. Nic Peregrinowi nie było wiadome o relacjach Charlie’ego z wujem, ale dowody obojętności Vakela trzymał niedawno w rękach, a i reakcji Lyssy mógł być niemal zupełnie pewien: nikogo tu nie obejdzie ów zgon.
— Wątpię. Wprost przeciwinie. Mam teorię, że dla Lyssy ten pogrzeb ma potencjał być w jakimś sensie rozrywką — stwierdził i gdyby natura obdarzyła go krztą poczucia humoru, może dałoby się tę teorię przedstawić żartobliwie i z przymrużeniem oka. Wyszło zamiast tego nieco niezręcznie. — Mam na myśli… to jakaś sytuacja społeczna — zaczął się tłumaczyć, zorientowawszy się, jak mogło to zabrzmieć. — A Lyssa chyba… nudzi się?
Lyssa ewidentnie się nudziła i oni padali tego ofiarą. Wspomnieć choćby niedawne wesele Blacków, na które go zaciągnęła jako osobę towarzyszącą, czy przesiadywanie w Prawach Czasu, gdy oni pracowali. Wyglądało na to, że wydarzenia towarzysko-kulturalne z życia magicznego Londynu są jedną z rzeczy, które pomagają jej rozpraszać tę monotonię życia przyjezdnej, pozbawionej znajomości nastolatki. Czemu więc z pogrzebem miałoby być inaczej?
Głupotka, jaką było schwytanie motylka, ucieszyła i jego, choć może nie w aż takim oszałamiającym stopniu jak Scyllę. Wykorzystanie jasnowidzenia do miłego drobiazgu było przyjemną odmianą od krążenia wokół intencji klientów Vakela, prac badawczych, zawiłych snów proroczych i niespodziewanych wizji. Wyrzucił w przyszłość cieniutką, lśniącą nić skupioną na tym jednym punkciku, wyprzedził ledwie kilka sekund, parę uderzeń skrzydełek i ot, po wszystkim.
— Nie ona przyleciała do mnie, a ja stanąłem na jej drodze.
Obserwowanie, jak Scylla nieporadnie walczy ze swetrem, jedynie przydało sytuacji uroku. Odczuł wtedy chyba po raz pierwszy w pełni, że cieszy się, że trafiła do Praw Czasu. Na tle wszystkich rozgrywających się tu ostatnimi czasy dramatów, stanowiła jeden z niewielu pozytywnych akcentów i trudno było się — choćby w duchu — nie uśmiechnąć w jej towarzystwie.
Gdy nadeszła pora, aby oddać ćmę, Peregrinus wstał w końcu z fotela. Choć był od Scylli wyższy, więc logistycznie to nie do końca mogło mieć sens, to takie ułożenie wydawało się odpowiedniejsze do zrealizowania poważnej operacji.
— A co jeśli ją złapiesz? Czemu chcesz ją zatrzymać? — Czuł skrzydełka łaskoczące wnętrza jego dłoni, cieniutkie życie bijące w miękkie opuszki. Tym razem to Trelawney wyciągnął ku Scylli ręce. — Bzdury, nie jestem dobry w chwytaniu ciem. To tylko widzenie. I ty możesz widzieć, dokąd zmierza, jeszcze nim poderwie się do lotu, Scyllo. Spróbuj ją wyprzedzić.


źródło?
objawiono mi to we śnie
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#8
05.11.2024, 01:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.11.2024, 01:54 przez Scylla Greyback.)  
Scylla przez chwilę patrzyła na Peregrinusa, ledwie uchwytna na granicy rzeczywistości. Wciąż w myślach błądziła wśród mgieł przepowiedni, a głos Trelawneya przyciągał ją tylko na chwilę z powrotem. Skinęła delikatnie głową, słysząc jego słowa o Charlesie i zarumieniła się nieco, niepewna, jak odpowiedzieć na pytanie o tym, co sądzi o chłopcu. Przytaknęła wpierw bez słów, bardziej skupiona na miękkim, niemalże ojcowskim tonie Peregrinusa, niż na rzeczywistym znaczeniu jego słów. Charles… czy go lubiła? Zrobił na niej dobre wrażenie, ale sęk w tym, że Scylla zawsze miała odwieczny problem ze zmaterializowaniem emocji w coś, co można było nazwać. Krystalizowały się ślamazarnie, jak krew z nosa, po której tylko boli cię głowa, a na dodatek zostawia dookoła rozbryzganą babraninę.
Kiedy nie umiała jeszcze nazywać kiełkujących uczuć, pozostawały jej już tylko przeczucia. A wobec Mulcibera miała same dobre.
- Jest w nim coś... znajomego - nie wiedziała, jak ubrać w słowa wrażenie, jakie w niej wywołał, ale podczas rozmowy z chłopakiem nie miała ani razu wrażenia, że rozmawia z kimś obcym. Zupełnie jakby o kimś jej przypominał, może nawet o niej samej. - Jest bardzo miły. I nie wziął mnie za zmorę do przegnania, gdy zamiast powitania złożyłam mu kondolencje. - Przyznała się do wyszeptania przepowiedni wbrew własnej woli, a potem, podejrzewając - bezpodstawnie - nadchodzący nagle zawód Peregrinusa, zaczęła śpieszyć z wyjaśnieniami. - Przysięgam ci, Peregrinusie, serce mi opadło aż do żołądka, kiedy dotarło do mnie, że straciłam panowanie nad językiem. Naprawdę nie chciałam i jest mi wstyd tak samo dziś, jak i wtedy. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale to nie pierwszy raz i ja już jestem definitywnie zmęczona tymi opętaniami - westchnęła teatralnie, prawdopodobnie z powodu przebywania zbyt dużo w pobliżu Lyssy i nieświadomie przejmując jej mały nawyk. Scylla wyglądała na skruszoną, ale też w tych zaskakująco zakotwiczonych w zasmucającej ją rzeczywistości oczach, tliła się jakaś iskierka nadziei.
- Wiem, że nie muszę nigdzie iść - odparła, ale obydwoje też wiedzieli, że tak czy tak pewnie poszłaby na ten obiad z grzeczności. - Ale tym razem chcę. Naprawdę. Nie mam zbyt wielu przyjaciół w moim wieku, więc Charlie chyba mi się trafił jak ślepej kurze ziarno... - mruknęła z nutą melancholii w głosie, ale nie wydawała się smutna. Bardziej pogodzona, choć ciężko było poznać z czym.

Kiedy wspomniał o Lyssie, jego niezgrabne próby wyjaśnienia przywołały na jej twarz lekki uśmiech. Oczami wyobraźni widziała ją na pogrzebie - fascynującą się smutkiem otoczenia, niczym wampir energetyczny czerpiącą energię z tego, co dla innych mogło być trudnym, bolesnym przeżyciem. Peregrinus dostrzegał w niej coś, co Scylla widziała w ludziach tylko jako zabawne, przelotne wspomnienie - tęsknotę za dramatami i emocjami, których nie była w stanie wyczuć, a które dla innych były nieodłącznym elementem życia.

Czemu chciała złapać ćmę? Bo miała dosyć czasu, który przemykał jej przez palce. Zamykania oczu na chwilę, która wydawała się ulotna i karygodnie krótka, tylko po to, by spojrzeć na świat przesunięty o krok stomilowy do przodu. Zawsze szukała znajomych obrazów, gdy wizje rozmywały się i wracała do krainy żywych, szukała uziemienia. Owady zamknięte za szkłem były zawieszone w wieczności, uwięzione w teraźniejszości. Nie zmieniały się, na zawsze zachowywały swoją formę.
- Zamierzam ją zabić - oznajmiła bezpardonowo, bez znamion żartu. - Ewentualnie poczekać, aż sama umrze. Nie egzystują zbyt długo, nawet wtedy, kiedy nie próbują desperacko posmakować ognia. Potem włożę ją między strony dziennika i poczekam aż zaschnie. - Mówiła to tak neutralnie, jak ktoś opowiadający kolejne kroki przygotowania swojego śniadania. Nie widziała nic złego w tym, co robiła tym owadom. Jeśli już, wyświadczała im przysługę, nie pozwalając im obrócić się w pył, z którego powstały. - Zamienię ją w eksponat. Mogę ci ją potem podarować - zaproponowała lekkim tonem, prawie jakby miało to zniwelować ciężar całego wyznania. Ciężar, którego na swoich barkach wcale nie czuła.

Wreszcie podjęła jego grę, próbując przewidzieć ruchy ćmy i złapać ją najpierw umysłem, a potem, jego śladem, uchwycić ją rękoma.

Trzeciookuję ćmę
Rzut PO 1d100 - 35
Slaby sukces...


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#9
14.12.2024, 12:50  ✶  
Z problemem klasyfikowania swoich emocji Peregrinus mógł się poniekąd utożsamić, mimo że nie miał problemu ze zmaterializowaniem pojęć mogących je opisać. Wręcz przeciwnie: były momenty, gdy po głowie chodziło mu zbyt wiele słów na to, co odczuwał, a on nie potrafił zdecydować, które stanowi poprawną odpowiedź. Nie zdarzało się to szczęśliwie ani wybitnie często, ani w wybitnym nasileniu, lecz wystarczało, aby potrafił zrozumieć istotę problemu.
Ostatnim zaś, czego spodziewał się po pytaniu o Charlesa, był rumieniec na twarzy Scylli. Do tej pory myślał o Mulciberze głównie w kategoriach kłopotów, które ten może potencjalnie wygenerować. Co sam chłopak może zrobić nie tak, co Annaleigh może zrobić z nim. W międzyczasie dowiedział się, że nie było możliwości, aby Dolohova coś knuła, co nieco zderadykalizowało jego spojrzenie na nowego bywalca kamienicy. Jako że jednak Peregrin zdanie zmieniał wyjątkowo opornie i niechętnie, na Charlie’ego wciąż patrzył raczej nieufnie. Nie przyszło mu do głowy, że dla dziewczyn może on stanowić miły dodatek towarzyski, skoro, jak się okazało, obu im brakowało rówieśników. Nie pomyślał o tym, gdy przy pierwszym spotkaniu zasugerował Charlesowi, aby nie robił sobie nadziei na wielkie znajomości, gdyż Trelawney sam ich nie szukał. Tymczasem Greyback wydawała się autentycznie uradowana perspektywami tej relacji, na co Peregrinusowi po raz pierwszy przemknęło przez myśl, że Mulciber może okazać się mimo wszystko czymś pozytywnym.
— Chyba rozumiem. Mi również wydał się… sympatyczny. Mam nadzieję, że będziecie się w takim razie dobrze bawić. — Wbrew obawom czarownicy, rzeczywiście nie był w żaden sposób rozczarowany jej wyznaniem o kondolencjach. W zasadzie nawet go to ubawiło. — Zrobiłaś tylko unikalne pierwsze wrażenie. Jestem niemal pewien, że jeszcze żadna dziewczyna nie zaczęła z nim znajomości w ten sposób. Gdyby okoliczności były inne, powiedziałbym, że mogłaś dużo zyskać w jego oczach, gdy wróżba się spełniła, ale nie jestem pewien, czy to było pierwsze, o czym pomyślał. Sama wiesz. — Wskazał kciukiem kulę za swoimi plecami. — Wieszczenie śmierci, imponujące, tylko niekoniecznie dla adresata.
Ale w nim wzbudziło to tylko uznanie, którego nie krył. Jak już ustalono, nic go nie obchodził zgon Roberta Mulcibera, więc mógł skupić się nad tym, że Scylli udało się wypatrzyć jego widmo, jeszcze zanim nadszedł. Cóż, bratanek nieboszczyka mógł mieć inną hierarchię priorytetów.
Bez większego żalu Peregrin patrzył również za ćmą, która wyfrunęła spomiędzy jego palców na śmierć, w ręce Scylli. Dziwaczny i upiorny mogłoby być dewizą rodziny Trelawney, więc i kolejne wyznanie czarownicy przyjął bez należnego mu być może poruszenia.
— Większość ludzi między stronami książek suszy płatki kwiatów i zielniki. Ty zbierasz motyle i jako jedyna zwróciłaś uwagę na te żuczki na Polanie. Jestem ciekaw, co aż tak przyciąga cię akurat w owadach. — Bo gdyby nie Scylla, wróciliby z zupełnie pustymi rękoma. Nie zajmowali się może w Prawach Czasu robakami, ale jeśli dziewczyna potrafiła wywnioskować na ich podstawie coś, co mogłoby im rozjaśnić więcej niż Ministerstwu, było zdecydowanie warto. — Jeśli to nie będzie obciążeniem dla twojej kolekcji, bardzo chętnie przyjmę tę ćmę. — Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej propozycję.


źródło?
objawiono mi to we śnie
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#10
22.12.2024, 22:34  ✶  
Scylla słuchała Peregrinusa z uprzejmym zainteresowaniem, choć część jego słów zdawała się spływać po niej niczym woda po kaczce. Nie dlatego, że nie były ważne - wprost przeciwnie - ale dlatego, że jej myśli wciąż wracały do Charlesa Mulcibera. Tego, jak na początku wydawał jej się tylko kolejnym cichym elementem chaosu, a później - kimś więcej. Peregrinus miał swoje racje, sceptycznie podchodząc do obecności chłopaka, ale Scylla widziała w nim coś, co przypominało jej błysk światła w mroku.

Odnalezienie rówieśnika, który nie drażnił jej swoją obecnością (lub vice versa), było nie lada osiągnięciem. Może to dlatego tak łatwo przychodziło jej ignorowanie sceptycyzmu Trelawneya. Mulciber był dla niej czymś nowym, czymś, co łamało monotonię życia wśród ludzi, których zbyt często oceniano przez pryzmat ich nazwisk i decyzji przodków. Lubiła go. Nie próbowała nawet tego ukrywać.

- Charles jest... - zaczęła, lecz urwała, jakby nie chciała zdradzać zbyt wiele. W końcu spojrzała na Peregrinusa z lekkim uśmiechem. - Jest w porządku. - Rzadko dzieliła się swoimi opiniami, zwłaszcza tymi pozytywnymi, ale teraz, z ćmą w palcach, czuła, że to nie ma znaczenia. Niezależnie od tego, co Peregrinus myślał o Mulciberze, Scylla była pewna swojego zdania. - Może masz rację. Może zrobiłam na nim takie wrażenie, że już nigdy nie zniknę mu w tłumie. Czy właśnie w takich momentach używa się powiedzenia, że nieważne, jak o tobie mówią, ale ważne, aby mówili? - Uniosła spojrzenie znad ćmy, na którą cały ten czas patrzyła poprzez lekko rozchylone palce. Chciała wiedzieć, bo nigdy nie szukała rozgłosu, robiła wszystko, aby nie być zapamiętaną. Rzucanie się w oczy zawsze przynosiło jej pecha, bo nie przyciągała łaskawych spojrzeń.

Ponownie spuściła spojrzenie; ćma, która delikatnie wierzgała w jej dłoniach, zdawała się pochłaniać całe jej skupienie. Maleńka i pozornie nieistotna, była czymś więcej niż zwykłym owadem. Była jedyną żywą istotą, nad którą obecnie miała kontrolę.

- Utożsamiam się z nimi - oznajmiła w końcu, nie odrywając wzroku od stworzenia. Jej głos był spokojny, niemal łagodny, ale niósł w sobie nutę stanowczości. - Są małe, niepozorne i zwykle umykają innym ludziom. Niemniej, kiedy już zostaną zauważone, wpierw zwykle wywołują kilka sekund trwogi i zdziwienia - ot, zwyczajna reakcja człowieka na nieznane. - Uśmiechnęła się łagodnie, jakby miała takie zachowanie za nieco urocze. Strach przed czymś tak niewielkim i zwykle niestanowiącym zagrożenia. - Oczywiście potem zwykle ci ludzie próbują się ich pozbyć, często są deptane i rozgniatane, ale to już naturalna kolej rzeczy. Silniejsi zawsze będą mieli kontrolę nad słabszymi. - Wzruszyła ramionami, zaskakująco nieprzejęta faktem, że najpierw postawiła się w roli robaczka, a potem pogodziła się z jego tragiczną śmiercią.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Peregrinus Trelawney (2988), Scylla Greyback (2672)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa