11.09.2024, 11:57 ✶
—28/08/1972—
Prawa Czasu, Aleja Horyzontalna
Scylla Greyback & Peregrinus Trelawney
Za oknem powoli szarzało, dzień pracy miał się ku końcowi, lecz na samo jego uwieńczenie w ręce Peregrinusa trafiło jeszcze jedno zadanie. Nie byłby sobą, gdyby ot tak zostawił je na jutro: każdy bowiem powód, aby jeszcze nie wracać do domu, jest dobry. Kilka godzin spędzonych już tego poniedziałku w pracy ciążyło jednak na karku wróżbity, pochylając stopniowo jego sylwetkę coraz niżej. Półleżał więc na biurku, wsparty na łokciu, komponując trzecią już wersję pewnego listu, który miał trafić do Necronomiconu.
Pozwalał sobie na podobnie niedbałe pozy, nieprzystające reprezentantowi tak zacnego przybytku, gdy wiedział, że i tak nikt go na tym nie przydybie. Prawa Czasu były o tej porze zamknięte na klientów, Vakel siedział u siebie, Lyssa chadzała własnymi ścieżkami, a czego miałaby tu niby szukać Annaleigh? Do niedawna to wyliczenie zamykałoby listę potencjalnych nachodźcow, lecz Trelawney wciąż zapominał o dwóch nowych bywalcach kamienicy…
Wróżbita ziewnął przeciągle, przymknął oczy, po czym otworzył je nader szeroko, jakby chciał dobitnie przypomnieć powiekom, jakie jest ich zadanie. Nie dało się ukryć: wszystko w jego postawie wyrażało tęsknotę za poduszką. Oczy go piekły, głowa zdawała się ważyć dwa razy tyle co zwykle, a myśli niekoniecznie chciały układać się w tak błyskotliwe spostrzeżenia, na jakie było go stać jeszcze rano.
Postawił toteż zamaszysty podpis pod ostateczną wersją listu do Lorraine, zgiął karteczkę w pół i odstawił pióro na stojak. Oprócz tego na jego biurku dostrzec można było dwa wcześniejsze szkice wiadomości, w których bełkotał coś o sprawdzaniu jakichś zwłok. Nie do końca kleiło mu się taktowne układanie treści swojej prośby, więc pogodził się z tym, że będzie brzmiała z deka… durnie. Oprócz tego miał pod ręką również list od Alexandra Mulcibera do Vakela oraz notatkę od samego pracodawcy.
Notatkę w tonie… dramatycznym? Peregrinus — choć nie miał najlepszego zdania o Alexandrze — niekoniecznie widział powód, dla którego ten miałby chcieć przerobić jego pracodawcę na mielonkę. W głupi żart prędzej byłby w stanie uwierzyć, choć zapoznawszy się z listem od Mulcibera… nie bardzo widział, co miało być puentą dowcipu. O tym, że Robert istnieje, w przeciwieństwie do szefa pamiętał; postanowił dla świętego spokoju upewnić się jeszcze, czy na pewno przyszło nieszczęśnikowi dokonać żywota, a następnie sprawdzić przyszłość wokół okoliczności pogrzebu.
Nawet gdy niekoniecznie przekonywały go pomysły i teorie Vakela, nigdy nie zbywał ich lekceważeniem. Robił zawsze, co w jego mocy, aby z wyczuciem sprowadzić Dolohova z krainy dramatycznego egotyzmu z powrotem na ziemię: do świata, w którym nie wszystko orbitowało wokół niego i nie wszystko miało sprowadzić na niego zagładę.
źródło?
objawiono mi to we śnie
objawiono mi to we śnie