• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
lato 1972 // kocie sekrety

lato 1972 // kocie sekrety
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#1
16.10.2024, 23:27  ✶  
Koty chodzą własnymi drogami.

Tesso, gdy spoglądałaś w stronę Kniei, twoje serce zaczynało trzepotać niczym uwięziony w klatce ptak. Czułaś dziwny, narastający niepokój gdy tylko myślałaś o tajemniczym lesie i o tym, co może się w nim kryć. Próbowałaś wszystkiego: uspokajających ziół, herbat i magicznych kadzideł, lecz twoje myśli wciąż podążały w kierunku Kniei Godryka. Przecież mieszkaliście tak blisko niej... Nie dało się od niej uciec. Nie mogłaś uciec od niepokoju, który powoli zawładnął całą tobą. Twoja dusza i twój umysł były jak przerażone pisklę, które podskakuje na każdy szelest liści. Chciałaś... nie: musiałaś uciekać.

Ostatniego dnia sierpnia Brenno dostałaś zmieniacz czasu od swojej rodziny. Miałaś tyle obowiązków, że twój stan i nieobecność nie przeszły niezauważone przez najbliższych. Wszyscy martwili się o ciebie i o to, czy dasz radę. Wiedzieli jednocześnie, że nic nie byłoby w stanie zmienić twojej decyzji i sposobu życia. Byłaś wolną duszą, która rwała się do pomocy innym i teraz również musiałaś komuś pomóc. Przekazano ci złoty, maleńki zegareczek z klepsydrą w środku. Mienił się w twoich dłoniach, a w uszach dźwięczało ostrzeżenie. Trzy dni w tył, musisz cofnąć się o trzy doby, bo inaczej Quintessa umrze. Jak mogłaś nie zauważyć, że coś było nie tak? Jak mogłaś to przeoczyć...? Ale dostałaś szansę - możesz to naprawić. Jeden obrót, dwa... Wykonałaś ich tyle, ile musiałaś. Stałaś w tym samym miejscu trzy dni wcześniej, lecz gdy zmieniacz czasu przestał się obracać, nagle pękł w twoich dłoniach. Złoty piasek wysypał się z klepsydry, a ty wciąż pamiętałaś ostrzeżenie. Trzy dni w tył, musisz cofnąć się o trzy doby, bo inaczej Quintessa umrze. Musiałaś śledzić własną ciotkę, jednocześnie unikając własnej obecności.

Morpheus, który właśnie obudził się z niespokojnego snu, a na stoliku nocnym znalazł list, napisany własnym pismem. Co się tu działo?

zadanie od mistrza gry
Na Quintessę nic nie działa! Co robić, jak jej pomóc... Może wycieczka dobrze by jej zrobiła? Opuśćcie to miejsce i udajcie się w jakimś kierunku. Po podjęciu fabularnie decyzji rzućcie jedną z dwóch kostek: !Wolność w przypadku gdy chcecie opuścić Dolinę w dowolnym kierunku, kostka !Koty, gdy chcecie udać się do Kociego Azylu Figgów w Little Whinging. Scenariusz jest dedykowany @Brenna Longbottom, @Morpheus Longbottom, @Quintessa Longbottom. Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
18.10.2024, 08:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.11.2024, 10:02 przez Brenna Longbottom.)  
28 sierpnia, druga linia czasowa.

Jej dłonie wypełniły się piaskiem i szkłem.
Przypatrywała się złotym drobinkom, sypiącym się z rąk na podłogę, bez cienia zdziwienia, może tylko z odrobiną żalu – wiedziała, że cofa się za daleko i że prawdopodobnie zmieniacz się rozpadnie. Właściwie jego zniszczenie i tak było łagodną opcją, bo mogło być gorzej, znacznie gorzej. Nie była dokładnie pewna „jak”, ale zdawała sobie sprawę z tego, że zabawy czasem nigdy nie były w pełni bezpieczne.
W tym spojrzeniu był też pewien namysł, bardziej nad samą sobą niż nad pękniętym zmieniaczem, czy nad tym, że będzie trzeba przyznać wujkowi Slughornowi, że znowu spierdoliła i zniszczyła jeden z jego cennych mechanizmów.
Nie była jasnowidzem.
Skąd myśl, że Tessa umrze, na tyle mocno zakorzeniona w głowie, że bez namysłu użyła zmieniacza w taki sposób?
Może po prostu oszalała wreszcie kompletnie. Chyba tym też nie byłaby zaskoczona.
Nie musiała na razie szczególnie przejmować się unikaniem samej siebie. Wiedziała, że widząc drugą Brennę, zareagowałaby nerwowo, ale tego dnia przez większość czasu nie było jej w domu – a na pewno nie było jej w domu Tessy. Zajmowała się pracą. Jutro też cały dzień spędzi w Stawie. Potem będzie gorzej, ale nad tym zastanowi się później, gdzie spędzić dodatkowe godziny, parę nowych dni lata, przypadkiem jej ofiarowanych. Za trzy dni ta Brenna, która teraz tkwiła w Biurze, zniknie, cofając się w czasie, a ona będzie mogła wrócić. Nie chciała się nad tym zastanawiać: tylko rozbolałaby ją głowa.
Owinęła resztki szkła, srebrzystych, delikatnych części, złotego piasku, w chusteczkę i wsunęła tę do kieszeni Nie mogła ich tutaj zostawić. Wyciągnęła z szafy torbę, wrzuciła do niej parę rzeczy, których nieobecności nie powinna zauważyć - nie zauważyła przecież – a które mogły być jej potrzebne, jeśli miała przez trzy dni trzymać się z dala od wszystkich miejsc, w których bywała zwykle i od ludzi, którzy mogliby zauważyć, że coś jest nie tak. Na korytarzu pogłaskała psa, bo on nie mógł się zdziwić, że ledwo co odprowadził ją do drzwi wyjściowych, a oto znowu wychodziła ze swojej sypialni.
Nie była pewna, co miało się stać i czy cokolwiek, ale faktycznie nie widziała w ostatnich dniach Tessy. Ta nie przyszła nie tylko do Stawu, ale i nie pojawiła się na obiedzie w Warowni. Zerkała z niepokojem na Knieję, a w Kniei działy się dziwne rzeczy, znikali ludzie, podążający za wezwaniem lasu. I jeśli już w głowie Brenny wciąż dźwięczało ostrzeżenie, że Tessa umrze: że coś przegapiła, że było źle, że ciotce groziło niebezpieczeństwo, jeżeli przegapiła, że Knieja ją wzywała, przyciągała do siebie – musiała to sprawdzić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
20.10.2024, 17:57  ✶  

— Widziałem, jak wychodzisz przed chwilą z Warowni — przywitał ją wujek ściszonym głosem. — I zostawiłem sobie wiadomość, żeby cię przypilnować.

Pomachał w jej stronę kawałkiem pergaminu, na którym wypisano runy.

Morpheus poprzedniego wieczoru zażył eliksiru nasennego. Jego bezsenność dawała mu się we znaki, a on nadużywał ostatnimi czasy czasozmieniacza bardzo znacznie. Miał wiele gorzkich słów do siebie samego, ale nie zanotował ich nawet w dzienniku, szkoda było atramentu. Wypił porcję leków przepisaną mu przez doktora Blacka i ułożył się do snu. Znów śnił o płomieniach, o cierpiącej kniei, aż leki nie zaczęły w pełni działać, osuwając go w mokrą lepkość niebytu i zapomnienia, gdzie sny i wspomnienia nie nakładały się na siebie. Gdzie mózg przetwarzał wszystko na innym planie świadomości, pozwalając ciału zregenerować się i odpocząć.

Nad ranem, gdy działanie eleksiru się skończyło, znów poczuł niepokój, znów rzucał się w pościeli, nogi zaplątały się w poszewkę, przebudzał się, za każdym razem widząc inne światło, początkowo szarość świtu, później różowe promienie, a na końcu błękit poranka. Nie wiedział, co go obudziło, zdawało się mu, że ktoś go szturchnął, ale w pomieszczeniu nikogo nie było. Pozostała jednak kartka. I ona nie zdziwiła Morpheusa, bo przy trybie życia Longbottomów, często karteczki zostawianie pod drzwiami były najskuteczniejszym sposobem komunikacji.

Przetarł zaspane oczy i zmrużył je, aby przeczytać wiadomość, zapisaną jego pismem, runami. Świetnie, to nie wróżyło niczego dobrego. Jestem twoją duszą. Quintessa jest kotem. Ucieczka nic nie da. Koty Figgów znają magię rytualną. Oni silniejsi. Nie pozwól Brennie zniszczyć Strumienia Czasu.

Zapowiadało się urocze przedpołudnie.

Morpheus obserwował życie w Warowni i czekał na moment, gdy czas podpowie mu, by ruszyć. Był w połowie tosta z fasolą, gdy zobaczył przez okno wychodzącą bratanicę, a później usłyszał, jak drzwi jej pokoju się otwierają. A więc to teraz.

— Jest kilka zasad. Przede wszystkim, nie zmieniamy biegu czasu, sprawiamy, aby prawidłowo przebiegł. Po drugie, ty z tej czasoprzestrzeni nie może cię zobaczyć. Po trzecie, jak najmniejsza ingerencja w rzeczywistość, bo możesz kogoś zamordować albo wymazać z istnienia i będziesz nosić w sobie ciężar ich nie-życia. Ile czasu się cofnęłaś?  — zapytał, stając blisko bratanicy.  — I czy ma to związek z Quintessą?

Szereg pytań, mało odpowiedzi, bardzo wrażliwa magia w ich rękach. Opowiedział jej o liście, własnej przestrodze i skąpej informacji.

— Musimy udać się do Figgów i dowiedzieć coś więcej na temat tego rytuału.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#4
21.10.2024, 00:06  ✶  

Kilka ostatnich dni Tessy Longbottom było przepełnione całą gamą kolorów.
Wszystko zaczęło się pewnego ranka, gdy nagłe, gorejące ognisko CZERWIENI wybudziło ją z urywanego, krótkiego snu. Ból przelewał się małym strumieniem, torując sobie drogę przez umęczone zwoje, aby zaraz potem, wraz z tokiem dnia, przemienić się we wdzięczną, acz bezlitosną migrenę.
Przykuła kobietę do łóżka — sprawiła, że nawet najmniejszy ruch lub promień słońca, skradający się przez zaciągnięte zasłony, zmuszały do zaciskania oczu i masowania skroni.
Ale nie uciszyła głosu, nie wymazała potrzeby i podskórnego przeświadczenia, że coś było nie tak. Dołożyło to tylko i wyłącznie ciężaru do towarzyskiej bezsenności, która nie opuszczała jej już od ponad kilku lat.
Potem rozlała się PURPURA, której barwa witała ją na przegubach po każdej kolejnej nocy. Siniaki zdobiły nadgarstki, a sama Tessa łapała się na coraz częstszym rozmasowywaniu dłoni i tym, że kiedy już zasypiała, zawsze trzymała palce mocno na własnym pulsie. Od wtorku nieprzerwanie nosiła bluzki z długimi rękawami. Miała tylko nadzieję, że do sobotniego obiadu w warowni wszystko zejdzie.
Modliła się o zniknięcie tego strasznie kuriozalnego uczucia, którego nawet nie potrafiła ubrać w słowa. Czuła się obnażona, obserwowana, wyciągnięta na scenę i zmuszona do grania w jakimś popieprzonym spektaklu, gdzie jej jedyną rolą i zadaniem była ucieczka.
Nie chciała wyjeżdżać, ale coś mówiło jej, że powinna wyjechać. Może powinna w końcu odwiedzić Wiedeń na więcej niż dwa dni? Nie… Nie mogła.
Walczyła z chęcią spakowania najpotrzebniejszych rzeczy i wyniesienia się na ten zasrany Nokturn. Starała się, żeby nie napisać dramatycznego listu do Woody’ego, w którym zobrazowałaby mu groteskowy komizm całej sytuacji; opisania każdego lęku, by w ramach wiadomości zwrotnej otrzymać tylko i wyłącznie kilka prześmiewczych słów. To ją bardzo skutecznie powstrzymywało.
Ostatecznie nadeszła ZIELEŃ. Przyduszony szmaragd drzew Kniei. Ciszy szept, muskający ucho niczym usta kochanka, przesuwające się subtelnie od płatka do kącika ust. Widmowe pieszczoty sprawiały, że trudniej było jej zasnąć. Maści na skronie przyprawiały o jeszcze większy ból głowy, kadzidła zmuszały do wietrzenia całego domu, a napary, którymi płukała gardło i robiła sobie okłady pod oczy były tylko fundamentem placebo, które i tak prędko zaczęło kruszeć.
— Cholera jasna… — warknęła cicho, pod nosem, kiedy zapalniczka przestała współpracować. Przed chwilą wpadła jej do pełnego zlewu, bo z nerwów zaczęła zmywać naczynia. Czyste. W Warowni.
Dosłownie pięć minut wcześniej wybiegła z domu dokładnie tak, jak stała. W zwiewnej, wrzosowej sukience za kostki i atłasowej, kwiecistej narzutce, którą spięła srebrnymi guzikami. Nie zabrała nawet szalu z wieszaka, a po przekroczeniu progu domu rodzinnego Longbottomów zapomniała kompletnie o zdjęciu butów.
Stała zatem teraz w kuchni z mokrymi rękami, starając się odpalić pomiętego papierosa. Trzęsące dłonie ani trochę nie pomagały, ale nie zamierzała rozglądać za kimkolwiek innym, kto mógłby być właśnie w domu. Nie chciała, żeby widzieli ją w tym stanie.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
21.10.2024, 07:52  ✶  
Brenna przystanęła na słowa Morpheusa, obracając się ku niemu, z kłamstwem na krańcu języka – musiałam po coś się wrócić, nie przejmuj się. Nie była podróżnikiem w czasie, ale naczytała się dość książek, by wiedzieć, że jeżeli zmieni za wiele, może zniszczyć przyszłość, z której tu skoczyła. Kolejne słowa Longbottoma sprawiły jednak, że zmilkła. Wysłuchała, co miał do powiedzenia, a potem wsunęła dłoń do kieszeni, pokazując chusteczkę, wypełnioną złocistym piaskiem.

– Nie jest twój – uspokoiła, bo mogła wyobrazić sobie, jak bardzo byłby zły, gdyby zniszczyła coś, co było częścią jego codziennej egzystencji. Sama nie pozwoliła, aby żal za wszystkimi możliwościami, jakie mógł dać jej zmieniacz czasu, zyskał do niej dostęp: jeżeli zamieniała go na życie Tessy, a wspomnienie o niej z ust Morpheusa mogło na to wskazywać, to była to wymiana i tak bardzo nierówna. Bo Tessa była warta więcej. Brenna powinna chyba się bać o nią, ale w tej chwili czuła głównie dziwny chłód i determinację, mieszającą się ze zmęczeniem, które dotyczyło bardziej umysłu niż ciała. Może przez to wrażenie nierealności, gdy była tutaj i jednocześnie tam, poza domem. Gdy wiedziała, co ma się stać – i wiedziała, że Morpheus ma rację. Nie wolno jej było pewnych rzeczy zmienić, nawet jeżeli miała na to ochotę.

– Trzy dni.

Nie wyjaśniała nic więcej, wiedząc, że wuj łatwo domyśli się, że to ta podróż rozbiła zmieniacz. Trzy dni, gdy ograniczeniem w przypadku zmieniaczy Slughornów była doba. Nad tym, czy mówić coś więcej, wahała się zaledwie przez mgnienie: miała nie pokazywać się i ogólnie rzecz biorąc uważać. Ale najwyraźniej wuj i tak albo spojrzał w przyszłość i coś zobaczył, albo skoczył w przeszłość, i sam sobie zostawił wskazówkę.

– Nie wiem, co mają z tym wspólnego Figgowie, ale muszę znaleźć Tessę – powiedziała, chowając chusteczkę z powrotem do kieszeni. Wolała oddać krewnym te szczątki niż by uznali, że zgubiła zmieniacz. Przesunęła spojrzeniem po kartce w rękach wuja, nie umiała jednak czytać run, dla niej były to jedynie niezrozumiałe znaki. – Inaczej umrze.

Nie był to wesoły komunikat, coś, co powinno się rzucać tak beztrosko o poranku, ale Morpheus oglądał już płonącą Dolinę Godryka, własną śmierć i widywał rożne rzeczy w mroku Departamentu Tajemnic.

– Nie martw się, nie widziałam ciała. Znikła.

Gdyby zobaczyła ciało, powstrzymując to, prawdopodobnie nie miałaby dokąd wracać. A może to ona by znikła?

Nie żeby to mogło powstrzymać Brennę. Pewnie i tak by spróbowała. Ostrzeżenie od Morpheusa dla Morpheusa nie było bezpodstawne.

Nie musiała jednak szukać długo czy nawet iść do domu Tessy. Ktoś był w kuchni - i zamierzała przejść obok pomieszczenia bez słowa, bo wolała nie zaczepiać domowników, ale kątem oka dostrzegła postać przy zlewie i zamarła.

W poprzedniej linii czasu musiały się minąć.

- Ciociu? - spytała. Zerknęła na Morpheusa, a potem weszła do kuchni, lustrując Tessę spojrzeniem.

Ucieczka nic nie da, ostrzegał Morpheus Morpheusa. Wiedeń chyba nie mógł załatwić problemu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
22.10.2024, 21:18  ✶  

Morpheus dołączył do bratanicy w kuchni z cichą wdzięcznością wobec bogów, którzy pozwolili im znaleźć Tessę pod własnym dachem, w kuchni, najbardziej uczęszczanej części domu Longbottomów. Przesuwając palcami po blacie stołu, wypolerowanym na błysk, ściernym nieco co kilka lat, aby pozbyć się przebarwień drewna i uszkodzeń, myślał o tych wszystkich latach, zmieniających się duszach, siadających przy stole. Myślał też o tym, czy któregoś roku było ich trzynastu i Aurora wstała jako pierwsza. Czy któregoś roku było ich trzynastu i pierwszy powstał Derwin. Czy któregoś roku było ich dwunastu, ale Tessa wstała jako pierwsza.

Wyjął z połów oberżynowej szaty paczkę papierosów, suchych i zapalniczkę. Włożył jednego do ust, odpalił i bez słowa podał go byłej szwagierce między palcami, później zapalił drugiego. Jak zwykle zaproponował też jednego Brennie, nawet jeżeli spodziewał się odmowy, w ramach kurtuazji.

— Będziemy robić coś bardzo nielegalnego z Brenną i będziesz nam do tego potrzeba. Lepsze zajęcie dla rąk. Idziemy głaskać kotki... Och i Brenno, mam sugestię. Zmień twarz. Będzie nam łatwiej.

Mówił z radością kogoś, kto na prawdę planował złamać kilka równych praw w ten zabawny sposób, w jaki opisują skoki na bogatych ludzi książki, z perspektywy złodziei oczywiście. Z werwą, ekscytacją i obietnicą dobrej zabawy. Mówił tak, aby Tessa nie zauważyła, że strategicznie zablokował swoim ciałem z lekką nadwagą swobodne wyjście drzwiami kuchennymi, a Brenna osłaniała przejście w głąb domu. Quintessa jest kotem, brzmiała jego wiadomość do siebie samego, a koty ostatnio znikają, więc trzeba ją mieć na oku.

Jak zwykle, jak za każdym razem, Morpheus nienawidził siebie po trochu, za to, że jego własne wskazówki są tak bardzo nieczytelne i miałkie, zagmatwane, po co ja to sobie robię, ale wiedział, po co. Aby zachować czasoprzestrzeń, aby nie zniszczyć kontinuum, dzięki wiedzy o tym, co się wydarzy. Tak to jest, gdy w dłoniach trzyma się ognistą kulę o mocy tysiąca słońc, zdolną otworzyć świat i wywinąć go podszewką na wierzch.

Oczywiście później zamierzał elegancko wyjaśnić Tessie, że głaskanie w tym wypadku jest opcjonalne, chyba że stanowi walutę przetargową i tak na prawdę potrzebują wiedzy i mądrości kociej części rodziny Figg, aby czegoś się dowiedzieć. Miał złe przeczucia.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#7
23.10.2024, 00:18  ✶  
Tak bardzo nie chciała, żeby ktokolwiek ją zobaczył, że w kuchni, jak na złość, zebrała się aż dwójka innych Longbottomów.
Tak bardzo nie chciała, tak bardzo nie mogła pokazać się z tej strony, akurat teraz.
Dla Brenny zawsze starała się pozorować na wzór niezależnej kobiety; kogoś, dzięki komu dziewczyna mogła śmiało uwierzyć, że tak, owszem, można sobie samemu poradzić bez ingerencji drugiej płci w życiu. Trzymała fason, nie okazywała zbyt wiele emocji po rozwodzie, płakała w poduszkę, w starą koszulę Clemensa, w rękaw płaszcza, w futro Piernika, w perfumowane chusteczki w—
Dla Morpheusa jawiła się jako starsza siostra — ktoś, komu szwagier mógł się teraz zwierzyć, a kiedyś ktoś, kogo męczył za dzieciaka i z kim rozwiązywał zadania z Numerologii pod jabłonią, w ogrodach Warowni.
— Nielegalnego? — wymamrotała najpierw niemrawo, jakby dopiero teraz powróciła do świata materialnego. Głosy tej dwójki pomagały, pozwalały zakotwiczyć się w jednym momencie i nie oddać się w pełni szeptu, który dobiegał z Kniei.
Przyjęła papierosa z nieukrywaną chęcią, zaciągnęła się dymem z ofiarowanego daru niczym narkoman po nieudanym odwyku. Zaraz, jednak, otworzyła okno w kuchni, nie chcąc okadzić drewna śmierdzącym dymem. Matka zawsze powtarzała jej, że…
Dlaczego teraz nagle zaczynała ją wspominać?
Drgnęła nagle, jakby tknięta niewidzialną siłą i postąpiła niepewny krok w stronę bocznego wyjścia z kuchni. Tam stał Morpheus, skutecznie zagradzający drzwi całym swoim ciałem. Nie chciała doszukiwać się tutaj postępu, ale jednak coś drapało ją nieprzyjemnie w potylicę. Przeczucie.
Szept stawał się coraz głośniejszy.
— Kochany, o czym ty pieprzysz? — wypaliła w końcu, wyczuwając niebezpiecznie tańczenie pomiędzy wybuchu nagłego śmiechu, a popadnięcia w stan czystej histerii. Przejechała palcami po czole, a zmarszczki na nim podpowiedziały jej, że marszczy się już od kilku minut. Rozluźniła się, możliwie pod wpływem papierosa.
— Przepraszam… Przepraszam, nie jestem sobą. Nie wiem, co się dzieje, ale — urwała. Wiedziała, że jeśli pójdzie w to dalej, to wpadnie w spiralę. I już z niej nie wyjdzie.
Zaciągnęła się dymem.
— Tak, proszę, chodźmy. Proszę.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
23.10.2024, 07:56  ✶  
Sięgnęła ku ciotce niemal odruchowo, wsuwając palce w mokrą dłoń, tę bez papierosa. Nie tylko by dodać otuchy, ale i w nagłej obawie, że ta inaczej im umknie. Z Tessą było źle: widziała to na pierwszy rzut oka. Och. Jasne, ciocia była silną kobietą, która dobrze radziła sobie w życiu, ale silne osoby też miewały momenty zwątpienia. A udawanie, ze wszystko dobrze, byleby nie obciążyć sobą innych, nie było Brennie obce.

Teraz Quintessa ewidentnie nie miała siły udawać.

Brenna rzuciła Morpheusowi szybkie spojrzenie. Ona sama, patrząc na ciotkę, myślała raczej o klątwołamaczu – albo o zebraniu Tessy do Hogsmeade i posłaniu wiadomości do Dumbledore’a. A jeżeli to by nie zadziałało, o zaprowadzeniu jej w mrok Departamentu Tajemnic, bo tam przecież zajmowali się badaniem właśnie takich przypadków. Chciała szukać pomocy u kogoś, kto mógł być do tego dostatecznie kompetentny i na pewno nie wpadłaby na Azyl Figgów, zwłaszcza że nie miała pojęcia, że Tessa jest kotem. Nie wiedziała, że „ucieczka nic nie da”.

Morpheus był jednak człowiekiem, który widział więcej i spoglądał poprzez czas. I chyba cieszyła się, że ją przyłapał, skoro najwyraźniej mogło istnieć jakieś lepsze rozwiązanie. Postanowiła więc zaufać mu w tym względzie. Azyl Figgów więc, kotki, cokolwiek miało to dać, a jeżeli nie pojawią się rezultaty, dopiero klątwołamacze, Albus, który tkwił za ścianami szkoły, gdy oni walczyli i żyli w cieniu lasu widm, Niewymowni, którzy nie lubili dzielić się tajemnicami. Cokolwiek, byleby nie spełniła się wyszeptana do niej przepowiednia, słowa, które odbijały się w jej głowie.

Inaczej Quintessa umrze.

Wyciągnęła różdżkę. Zmieniła swoją twarz w ten sam sposób, co zwykle, parę drobnych poprawek, które sprawiały, że trudniej było ją rozpoznać, nakładanych na tyle często, że ich tworzenie i zdejmowanie nie nastręczało już Brennie trudności.

Chociaż później zamierzała ten czar zdjąć. Choćby dlatego, że będzie doskonałym alibi na czas pewnego włamania, sama dla siebie.

– W takim razie Azyl Figgów. Teleportujesz się z Tessą? – poprosiła. Nie chciała, by Quintessa deportowała się, gdy była w takim stanie: za duże ryzyko, że by się rozszczepiła… bądź że skoczyłaby wcale nie tam, gdzie chcieli ją zabrać. A Morpheus był w translokacji i teleportacji znacznie lepszy niż Brenna. - Będę zaraz za wami.

Była gotowa wyjść przed dom – poczekać aż znikną. I wtedy też teleportować się z cichym trzaskiem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
25.10.2024, 07:37  ✶  

Nie co, tylko kogo pewnie zażartowałby z Tessą jeszcze miesiąc temu, ale to nie był dobry miesiąc dla niego. To był miesiąc obsesji i pokuty.

— Podobno kocie futro wytwarza cząsteczki, które realnie działają na nasze samopoczucie, poprawiając je. Nie zaszkodzi sprawdzić — powiedział teoretyk. Jego spojrzenie emanowało troską, nawet jeżeli udawał, że to normalne, że pani Longbottom przechodzi jakiś kryzys w ich kuchni i można rozwiązać to wolontariatem na rzecz puszystych pupili.

Zasalutował Brennie palcami dołożonymi na chwilę do czoła, tymi samymi, które trzymały papierosa.

To nie tak, że Morpheus się nie bał. Morpheus żył w lęku każdego swojego dnia, tyle rzeczy mogło pójść nie po jego myśli, tyle błędów popełnić. Mógł zapomnieć lub zbić fiolkę z insuliną, sprawiając że zapadnie w śpiączkę i zostanie śpiącą królewną, której nie obudzi pocałunek prawdziwie miłości, bo jej nie miał.  I oczywistym było, że obie kobiety obok niego kochały go na swój sposób, wiele osób to robiło, nic z tego nie było jednak w tradycyjnym znaczeniu, a tak jak magia lubiła być przewrotna i kapryśna, w takich zazwyczaj nie dało się jej przechytrzyć. Morpheus od dziecka bał się, że powie coś bardzo, bardzo złego, pod wpływem swojego daru i zniszczy komuś życie zanim ono samo z siebie się rozsypie lub zrobi to niepotrzebnie przez nadinterpretację jego słów. Bał się za każdym razem, gdy cofał się w czasie, gdy wchodził do Departamentu Tajemnic, gdy ćwiczył nowych uczniów. Morpheus nie był odważny, na pewnym etapie po prostu zadusił strach tytoniem, alkoholem i wątpliwej jakości rozrywkami, jak chodzenie na przyjęcia z inną twarzą, w obroży, jako zwierzątko Antoniusza.

Wystawił łokieć w stronę szwagierki. Nigdy nie zaakceptował jej rozwodu z Clemensem. Quintessa była Longbottom i koniec. Zresztą, zdawało się, że cała rodzina wymieniła członka rodziny, gdy wydziedziczono jego brata. W rzeczywistości jednak była to kolejna rana na ciele, jak śmierć Derwina i Aurory. Śmiech jego starszego brata był tak samo częścią tych murów, jak zapach perfum Tessy, jego dziwne wędrówki po korytarzach, jak zawsze pospieszne kroki Brenny czy parabole nastrojów Erika.

— Mam pewne informacje, że na to, co cię trawi rozwiązanie mają koty Figgów i ich rytuał — objaśnił, nie wyjaśniając niczego, a następnie zabrali się teleportem w ramiona miedzywymiaru i w okolice Azylu.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#10
25.10.2024, 22:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.10.2024, 17:25 przez Eutierria.)  
Mieszczący się w Little Whinging azyl był domem tak dużej ilości kotów, że po wejściu do środka ciężko było postawić gdziekolwiek nogę. Czworonogów była tutaj masa, gromadziły się na podłodze wokół świeżo napełnionych misek jak czerw i... potrafiliście dostrzec wśród nich hierarchię. Niektóre z nich musiały być ważniejsze, a przynajmniej czuły się ważniejsze. Leżały na wysokich domkach i drapakach, oglądały wszystko z góry i miały takie mądre, niesamowicie mądre oczy. Jeden z nich, czarny, puszysty kocurek zeskoczył na dół, a inne koty rozstąpiły się, kiedy podążał w waszym kierunku.

-Miau - powiedział elokwentnie, z gracją siadając na boczku.

zadanie od mistrza gry
Czy to pora się przywitać? !Dzień dobry panie kocie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (1068), Brenna Longbottom (3232), Pan Losu (107), Morpheus Longbottom (2358), Mirabella Plunkett (365), Quintessa Longbottom (3008)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa