- Brawo, ty też zaczynasz łapać - nie zamierzał mówić, że nie - był raczej świadomy własnej wartości.
Poza tym z cieniem satysfakcji przy pierwszej możliwości odgryzł się za tamten komentarz odnośnie bystrości. Co prawda darował sobie cisnące mu się na usta słowa o tym, że stosunkowo długo zajęło jej dojście do takiego a nie innego wniosku, więc była światła, ale raczej jak dogasająca świeca. Niby coś tam świeciło, ale niezbyt mocno. To nie wyrokowało zbyt dobrze na następne lata.
Nie, żeby go to jakoś specjalnie obchodziło, jednakże warto byłoby, żeby dziewczę stosunkowo szybko nauczyło się wyciągać wnioski ze społecznych interakcji. Najlepiej już na samym początku oceniając rozmówcę i wiedząc, na co może sobie pozwolić. To miało jej znacząco ułatwić życie. Zarówno w szkole, jak i poza Hogwartem.
Nie wszyscy podchodzili do tego z równym wyjebaniem, co on. Szczególnie Ślizgoni potrafili być bardzo nieprzyjemni w obyciu, nie wahając się przed naprawdę żałosnymi zagrywkami. Szczególnie w stosunku do znienawidzonych Gryfonów. Nie to, żeby ludzie z domu Ambroisa godzili się na to i nie odpowiadali czasem równie niskim poziomem. To była rywalizacja stara jak świat.
Dobrze było mieć taką świadomość zanim zaczynało się prowokować ludzi i skakać do gardeł przypadkowych uczniów. Może była wyrośnięta jak na swój wiek, ale wzrost a siła albo spryt to były naprawdę różne rzeczy. A starsi uczniowie potrafili znaleźć odpowiednie miejscówki, żeby w kilku krótkich słowach wyjaśnić młodziakom, kto tu rządzi.
Później ci sami ludzie wyrastali i stawali się górą, odbijając sobie przeszłe doświadczenia na kolejnych rocznikach. Tak to się kręciło. Wieczny życia krąg.
- Jasne, bo na pewno wymyślisz coś nowego i odkrywczego - parsknął głową z politowaniem.
A to on był tu niby mało skromny. W takim wypadku dziewczę całkowicie minęło się z jakimikolwiek pokładami samoświadomości. Kiedy inni stali w kolejce po rozsądek i zrównoważenie, ona wybrała krótszy ogonek po trajkotanie bez ładu i składu. Z pewnością miała olbrzymi zasób słownictwa, ale zero jakiejkolwiek wiedzy, co należy z tym dalej zrobić.
Mogła nauczyć się sprawiać wrażenie, ale wystarczyło, żeby otworzyła usta i cały czar pryskał. Była dzieciuchem. Zachowywała się jak dzieciuch. Paliła papierosy jak niemowlę. Zaciągała się dymem, jakby chciała wessać fajkę i wypuścić dym dupą. Niby to była jedna długa rurka, ale cholera - to było tak żenująco amatorskie, że nie mógł na to patrzeć. A że chciał w spokoju dopalić własnego peta to musiał podjąć się demonstracji.
- Niby gdybyś wykitowała? - Nie do końca łapał, z czego miałby mieć tę pożywkę: z małolaty mdlejącej na podłodze z niedotlenienia czy z tego, że blondynka traktowała jaranie jak kontest ciągnięcia fiuta.
W każdym razie z żadnego z tych przypadków nie miał mieć pożywki. Musiałby ją zaciągnąć do skrzydła szpitalnego, gdzie pewnie dostałby zjebę za to, że nie powinien targać ze sobą omdlałych uczennic tylko wezwać dorosłych na pomoc (żenada).
Natomiast, jeśli chodzi o to drugie to raczej nie obchodziło go to jakoś specjalnie, bo to nie o jego fiuta miała dbać w przyszłości. Niewiele mu brakowało, żeby skończyć szkołę i choć nigdy nie był przesadnie powściągliwy to małolat nie ruszał. Szczególnie chłopczyc o mniemaniu o swojej wyjątkowości. Mogła sobie w dalszym ciągu robić to w taki sposób albo posłuchać porady.
- Słuszny wybór - kiwnął głową, kiedy całkiem poprawnie zaciągnęła się papierosem.
Praktyka czyni mistrza, ale nie było z nią aż tak fatalnie. Miała niezłe predyspozycje, żeby karmić nałóg we właściwy sposób. Ani przez chwilę nie poczuł wyrzutów sumienia z powodu dawania instruktażu w czymś, co nie było właściwe młodej panience. Zachowywała się tak, jakby to miało być najmniejsze niegodne panny zachowanie.
- Marta Warren umarła i teraz nawiedza damski kibel, bo nie potrafi odejść za zasłonę. Pewnie brzydzi się kurzu albo co - streścił zgodnie z tym, czego oczekiwała panienka.
To była najbardziej do sedna wersja, ale nie po to tworzono mrożące w żyłach historię, żeby potem sprowadzać je w opowieściach do dwóch zwięzłych zdań. Mało kto nie umiał docenić dobrego dreszczyku.
Blondynka była w tym wyjątkowa. Pewnie całkiem celowo, bo przecież zdążył zauważyć, że dziewczyna zachowuje się ostentacyjnie oryginalnie. We własnych oczach musiała być naprawdę nietuzinkowa i nie taka jak inne dziewczyny.
Roise aż za dobrze znał ten typ dziewcząt. W przeciwieństwie do wesołych i energicznych dzierlatek, z którymi można było pożartować i miło spędzić czas, takie jak ta tutaj promyczki smolistej czerni były po prostu odpychające. Zawsze znajdowały jakiś powód, żeby się przyjebać. Ponadto zawsze musiały być ważniejsze i najbardziej wyjątkowe.
Nie żywił wątpliwości, że Marta Warren za życia była dokładnie taka sama jak ta tutaj gówniara. Duchy raczej odzwierciedlały swój charakter z czasów sprzed zgonu. Co prawda chuja o nich wiedział ponad to, co mówił im Prawie Bezgłowy Nick, ale nie trudno było się domyślić, że pokutnica z łazienki została zabita właśnie za całokształt.
Ciekawe czy ktoś wcześniej próbował jej podpalić włosy. Historia lubiła się powtarzać.
- Jesteś większą? - Spytał gładko bez chwili zastanowienia, przy okazji stwierdzając, że całkiem klimatycznie wychodziło z tym posraniem, bo dogodnie byli w damskim kiblu.
Gdzie indziej było tak właściwe się posrać? Oczywiście, jak dla niego to ona to zrobiła. Teraz dalej wyrzygiwała z siebie wpienione słowa, co już ogólnie go bawiło.
- Ano wam - powiedziałby coś więcej wyłącznie po to, żeby zobaczyć jak mała jeszcze bardziej się pulta, gdyby nie nagły wtórujący jej wrzask ze strony Marty.
Jak zwykle uaktywniła się w najlepszym możliwym momencie. Wyjąc jak syrena przeciwmgielna i wyrzucając z siebie wpierw jeden długi zlepek słów nie do zrozumienia, a potem już znacznie wyraźniejsze i nie mniej rozkrzyczane:
- JAKIM PRAWEM MACIE CZELNOŚĆ ROBIĆ SOBIE ZE MNIE REKWIZYT, MEBEL, ELEMENT TŁA, JAKBY MNIE TU NIE BYŁO?! ZAWSZE TO SAMO! ZŁAŻĄ SIĘ TU JAK STADO GUMOCHŁONÓW! A POTEM O MNIE! BEZE MNIE, JAKBY MNIE TU NIE BYŁO! W MOJEJ TOALECIE! ZERO ŚWIĘTOŚCI! ZAWSZE TYLKO TA ONA I TAMTA ONA! BRZYDKA, ŻAŁOSNA, NIEWIDZIALNA MARTA! MARTA OKULARNICA! TA, CO NAWET NIE POTRAFIŁA WYZIONĄĆ DUCHA WE WŁAŚCIWY SPOSÓB! NIKT NIGDY NIE PATRZY NA TO, CO JA CZUJĘ! BO DUCHY NIE MAJĄ UCZUĆ, CO?! NIE MAJĄ CIAŁA TO NIE MAJĄ UCZUĆ! MOGĄ TYLKO JĘCZEĆ I ZAWODZIĆ, ALE ROBIĄ TO DLA KREACJI! ZAWSZE TYLKO W TLE!
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down