Chodzisz po brzegu jeziora, otoczonego przez drzewa, rosnące tak gęsto, że ciężko byłoby się między nimi przedrzeć. Brzegi porastają rośliny, których nie rozpoznajesz, ale nie masz wątpliwości – przynajmniej niektóre z nich są magiczne, wilgotne od niedawnego deszczu.
Księżyc odbija się w powietrzu jeziora.
Odbija się w nim też twoja twarz.
Tylko to już nie jest twoja twarz.
Z wody spogląda na ciebie Cassandra Blackwood.
*
To był tylko sen.
Wracał czasem, ilekroć Ginewra sypiała w obozie w pobliżu wykopalisk, i przypominała sobie o nim w niespodziewanych momentach – kiedy krążyła po wrzosowiskach, kiedy poddawali oględzinom przedmioty, znalezione w jednym z domów, gdy znaleźli ścianę, na której uwieczniono kiedyś drzewo genealogiczne Blackwoodów, tak zniszczone, że wymagało prac, aby w ogóle coś z niego odczytać. Utkwił w pamięci niby drzazga pod paznokciem. Kolejne szkice wyłaniały się pod ołówka, każdy kolejny coraz bardziej udany, przedstawiając miejsce – które przecież nie istniało, prawda? Nic dziwnego, że sprawa Cassandry poruszała wyobraźnię.
Aż Thomas Figg, ściągnięty, by sprawdzić jeden z przedmiotów, znalezionych na wykopaliskach, pod kątem klątw, zauważył któryś ze szkiców i stwierdził, że znał to miejsce. Jezioro znajdowało się w lesie, w którym kiedyś zdejmował jakąś klątwę – w pobliżu znajdowała się wioska, obecnie mugolska, ale w pobliżu której żyło także paru czarodziejów.
*
– Chcecie podpytać najpierw w wiosce i rozejrzeć się w pobliżu, czy od razu wchodzimy do lasu? – spytał Cathal Shafiq, gdy Thomas teleportował ich na zalesione wzgórze, górujące nad wioską, gdzie nikt nie powinien zauważyć nagłego pojawienia się o świcie trzech postaci. Niemal natychmiast wyciągnął papierosa i odpalił go różdżką. Zaciągnął się dymem i spojrzał w dół, ku rozsianym po okolicy zabudowaniom – trochę domów, trochę budynków, które wyglądały na opuszczone i niszczejące, w oddali nieduży cmentarz, pewnie stary, sądząc po stanie ogrodzenia. Pogrążył się w zamyśleniu, przez moment skupiony tylko na tym widoku, zapisującym się w pamięci i na porównywaniu go z setkami innych, brytyjskich wsi.
Cathal niezbyt wierzył w symbole, omeny i wróżbiarstwo. Jednocześnie jednak nie miał zamiaru przegapić niczego, co mogło odnosić się do Blackwoodów. Wolał to sprawdzić niż potem pluć sobie w brodę.