• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[29 VIII 1972] Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją

[29 VIII 1972] Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
16.11.2024, 11:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2024, 15:59 przez Morpheus Longbottom.)  

—29/08/1972—
Anglia, Londyn
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: GdxFQnI.png]

Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze, piękne dni, marzenia, plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta która w przepaść rwie
Jeszcze nie, długo nie
Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nie raz już w dół runął
"Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął"
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej co się skończy źle
Jeszcze nie, długo nie



Apartament Anthony'ego Shafiq'a miał w sobie coś z przestrzeni liminalnej. Nie do końca zamieszkany, pełniący głównie funkcje służbowe i reprezentacjne, aby trzymać emocjonalnie nic nie znaczących gości daleko od Little Hangleton, bardzo łatwo sprawiał wrażenie nieadekwatności, gdy nie trwało tam przyjęcie lub spotkanie, gdy nie było słychać muzyki z magicznych instrumentów, wysokich tonów dźwięcznych damskich śmiechów i barytonowych toastów mężczyzn. Gdy światła były stłumione. Zupełnie jak korytarze w Mungu, opustoszałe z personelu, bez zapachu środków dezynfekujących i szwędających się pacjentów w tę i w tamtą. W tym mieszkaniu był niepasujący puzzel, drzwi, które prowadziły do ciemnej jaskini objawień. Tam ściany miały ciemne kolory, a meble mahoniowy, przestarzały ciężar. Łóżko, jeden regał i biurko z dwoma fotelami obok siebie. Nic więcej, niemal spartańskie warunki gdyby nie unoszące się przy suficie planetarium, mosiężne, lśniące planety, opisane łacińskimi inskrypcjami, poruszające się dookoła migoczącego słońca, wskazujące zawsze ten układ planet, który właśnie trwał w kosmosie. Morpheus siedział na jednym z foteli, z nogami wyprostowanymi i wyciągniętymi przed siebie, opartymi o łóżko, paląc papierosy i patrząc na powolne pulsowanie kuli światła, złotego Solaris, jedynego źródła jasności. Najbardziej w tym pokoju lubił to, że jego okno wychodziło w stronę,z której nie było możliwości dojrzeć Praw Czasu.

Potrzebował przestrzeni od Warowni, więc zawitał w progi przyjaciela.

Cuchnął papierosami, a w popielniczce piętrzyła się kupka niedopałków, zgniecionych w szary popiół. Objawiał się w prawdzie, jak rzadko przez ostatnie kilka lat. Opuścił szelki spodni na boki, skórę torsu zasłaniał jedynie biały podkoszulek, a zaklęcie nie ukrywało znaków wybrzuszająch gładki karmel opalenizny blizn. Na przedramieniu miał nowy krąg, na ręce w której dzierżył swoją różdżkę, jeszcze nie bliznę, ale już czytelną ranę, która utworzy piękny, biały wzór. Jeden znajdował się już na jego plecach, inny na żebrach. Kręgi pieczęci, zupełnie jakby miały zaraz zostać umagicznione. Runy były takim pstryczkiem w nos dla Anthony'ego, którego dar nie pozwalał na ich odczytanie, milczące litery, skomplikowane linie, tworzące język nieznany dla mężczyzny. ᛟᛃᛊᚺᚠᛗᛚᛜᛒᛏᚨᚾᚦ. Ciąg znaczków dla każdego, kto nie umiał ich czytać.

— I właśnie dlatego musimy zacząć działać— kontynuował, nieco zacietwierzonym głosem do przyjaciele, wlewając do dwóch filiżanek ciepłej herbaty, a następnie eliksiru z fiolki, żeby zabić nieco jego paskudny smak. Co prawda w przeciwieństwie do Morpheusa, Antoniusz nie cierpiał na bezsenność, ale po dzisiejszych rewelacjach oboje będą potrzebowali odpowiedniej dawki, aby zasnąć. Aby ciało odpłynęło w słodki niebyt, zwłaszcza że Morpheus wyglądał jak śmierć zdjęta z krzyża.

— Bez znajomości skomplikowanej sieci, bez znajomości, nie ma to racji bytu. Oni wszyscy zginą — zgniótł jednego papierosa i od razu odpalił kolejnego. Dookoła niego unosił się dym, gęsta szata obaw, dym tworzył drogę mleczną dookoła gwiazdozbiru nad ich głowami. — Władza nad prawem, to klucz!  Nad tymi którzy rządzą. Wpływy. Przecież nikt nie musi wiedzieć tylko być odpowiednio... Przekupiony. Lub winny przysługę.

Nerwowo potarł małym palcem, na którym lśnił sygnet z kosą, brew. Niby siedział, ale zdawał się drgać w obrzydliwym, lepkim niepokoju niewiadomych.

— I jeszcze sprawa widm, knei. Liście zaczynają robić się żółte. Jesień przyjdzie wcześniej.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#2
19.11.2024, 16:36  ✶  
Anthony okrzepły już nieco z wieściami, które w połowie przyniósł mu Morpheus. Okrzepł z myślą, że jest w klubie do którego nie został zaproszony. Okrzepł z wertowaniem listy swoich najbliższych i rozdzielaniem ich to w prawo to w lewo, ze względu na przekonania, te, którymi dzielili się z nimi szczerze. Okrzepł z paranoją skrzącą się na końcówkach neuronów, która kalkulowała potencjalne plany Śmierciożerców i możliwe kontry do nich. Jedna po drugiej, co sam by zrobił, żeby skrzywdzić swoich bliskich i jak można było temu przeciwdziałać. Okrzepł z myślą, że może nikt nie chciałby go słuchać, wiedząc przecież lepiej od niego.

Okrzepł z myślą, że Erik nie mówi mu wszystkiego. Nie znali się tak na prawdę zbyt dobrze, dopiero od początku sierpnia budowali tę relację "jak należy" a też nie udawało im się uniknąć cieni spędzania czasu takiego prawdziwego, bez złocistej posypki przygody.

Okrzepł z myślą, że Quintessa nie mówi mu wszystkiego. Był dość stanowczy podczas ich ostatniej kłótni. Zbyt dumny na śmierciożercę. Zbyt leniwy, zbyt wygodny na Bohatera z Doliny.

Najtrudniej było okrzepnąć mu z myślą, że Jonathan uznał go za niegodnego tej tajemnicy. Zbyt słabego.

Bolało go to, ale przecież nie wiedział w stu procentach. Morpheus nie podawał mu imion, lawirował w lojalności, która nie była kryształowa, ale wciąż istniała. Te trzy imiona przychodziły mu na myśl z oczywistych względów. Clemens również przewijał się na potencjalnej liście, głównie przez wzgląd na wycieczkę w Polsce, on był jednak ostatnią osobą ze wspólną historią, którą podejrzewałby o tego typu zwierzenia w jego kierunku.

Oni wszyscy umrą

Co musiało się stać, żeby Morpheus powrócił do tej rozmowy? O wiele bardziej wylewny, o wiele bardziej przestraszony. Pomagaj bez zadawania pytań - to była ostatnia dyrektywa i tak robił. A teraz? Czegoż oczekiwał od niego jego przyjaciel? Czego oczekiwał jego anam cara?

– Nie może być tak źle – zaczął, ale głos mu ugrzązł w głowie. Zawsze był tym, który tonował Longbottoma, łagodził płomień wizji, roztaczał chłód wody tam, gdzie był potrzebny, roztaczał łagodną linię, rozlewy możliwości. Ale teraz miał za mało danych. Był otoczony mgłą.

Oblizał wargi, stał w pewnej odległości od Morpheusa i nie patrzył się na niego, choć doskonale wiedział jaki grymas wątpliwie zdobi twarz przyjaciela. Zaciskał i rozluźniał palce, stalowe oczy zatrzymały się na stali celtyckiego symbolu.

Nie obchodzili go oni. Nie wszyscy, to pewne. Bezimienne sylwetki podziemia, umorusane kanałami, biegające po polanie i oddające życie w imię idei. Bezimienni bohaterowie. Somnia nie musiał dorzucać drwa do jego lęku.

Erik

To imię rozbrzmiewało w nim jasnym słonecznym światłem. Poczucie odpowiedzialności za niego, nieuzasadnione niczym, przecież nawet nie byli razem, wciąż mogło się okazać, że dla Longbottoma to przelotny romans, na zaleczenie ran przebrzmiałej miłości, do której wysłał list i z którą spotkał się lipcowego poranka. Quintessa, Morpheus i Jonathan byli starsi, bardziej doświadczeni, szczwani latami spędzonymi na ministerialnych korytarzach. Byli czujni... Ale Erik? Kochał prostotę jego spojrzenia, kochał tak bardzo łagodność sądów. Tylko, że to była wojna. Anthony w swojej głowie miał już dziesięć potencjalnych scenariuszy, jak można byłoby doprowadzić do ruiny jego ukochanego. Plotką, czy bezpośrednim atakiem, celując w niego, czy w jego najbliższych. Młody Longbottom zbyt łatwo odsłaniał swoje karty, był łatwym i tłustym kąskiem.

Jeśli Warownia upadnie, zapanuje chaos.

Przełknął ślinę.

– Co mogę zrobić? – Wesparł się o parapet, czując jak osuwa mu się grunt spod nóg. – Ja... mam za sobą już dwie rozmowy wiesz... mmm... szukam dla nas sojuszników, ale to wymaga czasu, mam... mam półtora roku w plecy Morpheus. Nie wiedziałem... nigdy nie sądziłem, że będę musiał to robić. – cichy szept drżał jak płomień w kominku, a łzy same napłynęły do oczu. Oni wszyscy umrą, on umrze... Strach o Erika zatrząsł jego ciałem, nie był w stanie udawać, nie potrafił osłonić grą tego, jak bardzo jest przerażony wizją, którą roztoczył przed nim Morpheus. Ześlizgnął się niczym wąż na podłogę i podciągnął kolana do twarzy obejmując je ciasno, jak przed dwoma tygodniami, gdy zawodził na podłodze prowansalskiej sypialni. Teraz jego łzy jednak płynęły bezgłośnie, w słabości, która została dopuszczona do głosu.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
28.11.2024, 08:36  ✶  

Wbrew pozorom to Morpheus dużo lepiej odcinał się od swoich emocji. Nie dlatego, że potrafił je rozsupłać, ale dla tego, że zgniótł je w środku, dusił je w sobie, pozwalając im się kumulować w czarną dziurę, która wybuchnie mu w twarz. Dlatego też wydawał się być spokojniejszy, bardziej skrupulatny.

— To dzieci, które myślą, że pokonają smoka. Że jeśli padnie Sam-Wiesz-Kto, problem się zakończy. Tylko, że to nie prawda. Grindewald jest doskonałym przykładem. Ekstremiści są jak hydra, utniesz głowę i na jej miejsce wyrosną kolejne trzy. Że wystarczy zabić jego, zdobyć mroczny artefakt, że to takie proste. Ale nie jest. Ani trochę. Brenna ostatnio zniszczyła zmieniacz czasu... Nie mój — wyjaśnił pośpiesznie, dotykając odruchowo złotego łańcuszka i zaczynając się nim bawić. Klepsydra lśniła nieruchomo na jego piersi, gdzie trwała na straży od jakichś piętnastu lat.

Moment śmierci matki Morpheusa zmienił bardzo wiele, nie tylko z perspektywy utraty kogoś bardzo bliskiego, kogo kochał mężczyzna szczerze. Po pierwsze pewne sekrety wypłynęły na wierzch, niczym oka oliwy, po drugie biochemia mózgu Morpheusa zmieniła się diametralnie, odmieniając jego osobę. Z dziwaka nawiedzonego przez wizję stał się niemal wizjonerem.

— To co robisz najlepiej, sięgnij po swoje sznurki i wprawiaj marionetki w ruch. Potrzebujemy przeskanować Fortinbrasa Malfoya, zdaje się coś knuć, jest zdecydowanie antymugolski. Mogę planować drobne kroki, ale nie mam twojej siły przebicia. Ja muszę lepiej ujrzeć splot. Zagłębić się w magię. Poprosiłem Thomasa, żeby stworzył dla mnie pieczęcie wzmacniające dary jasnowidza. Królowi co krolewskie, bogu co boskie —  wstał i przesiadł się obok przyjaciela, w tak młodzieńczym geście współodczuwania, stykając się z nim na linii ramienia, ciepła skóra, która zamazywała przerwę pomiędzy połówkami duszy. Z Anthonym u boku zawsze wszystko było prostsze. Świat prostował się pod batutą Shafiq'a. Teraz nie mogło być inaczej.

— Żeby pokonać ideę, trzeba płomienia innej idei, aby spaliła tamtą, jak papier, na której jest zapisany.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#4
28.11.2024, 16:50  ✶  
Anam cara.

To brzmiało tak zabawnie, w kontekście dawnych przekonań, że jedna dusza powinna dążyć do tego, żeby być jednym ciałem. Z perspektywy biologii nie miało to żadnego sensu - nie żeby miał pojęcie o świecie natury, ale był świadom tego jak ludzkie atawizmy wynikające bezpośrednio w z kultury wpływały na późniejszy kształt kultury. I tak... rozmnażanie wymagało różnorodności.

A oni dzielili jedną duszę, nie musieli być bardziej razem.

Gdy tylko Morpheus przysiadł koło niego, Anthony przechylił się w podobnym pochyleniu, oparł głowę na barku, wciąż roztrzęsiony, ale momentalnie spokojniejszy jego obecnością. Tą rozmowę powinni odbyć dwa tygodnie temu, w murach prowansalskiej winnicy, niedługo po cichym wyznaniu.
– Tak bardzo boję się, że Twoja wizja spełni się dosłownie. Tak bardzo boję się, że Twoi wrogowie, będą próbowali dobrać się do Ciebie, do was przeze mnie. Somnia tak bardzo się boję... że nie będę umiał sobie bez Ciebie poradzić. Byłeś w moim życiu od zawsze, byłeś w nim, nim się poznaliśmy. I ja byłem, kiedy żarliwie przekonywałeś mnie, że umrzesz w młodym wieku, ale teraz... – nawet nie zauważył kiedy go objął, kiedy wtulił się w ciało przesiąknięte wonią tytoniu, w materiał zbierający jego łzy z twarzy – Znam kilka opowieści, znam kilka sztuczek, ale jestem oszustem Somnia, jestem nikim... nie dam sobie rady, nie wiem... nie wiem czy zdążę pomóc... – tak mało czasu, tik tak tik tak sekundy uciekały.

Zabawne, że kilka dni temu to on trzymał w objęciu roztrzęsionego Jonathana. Jonathana, który potrzebował spokojnej introspekcji, zimnej wody chłodzącej trawione gorączką ciało. Teraz były inne role, inne składowe. Anthony potrzebował płomienia czynu, potrzebował ognia, który z wodą wytworzy niemożliwą do zatrzymania parę.

– Królowi co królewskie, bogu co boskie, ale pycha kroczy przed upadkiem pamiętaj– mruknął w ubranie przyjaciela, zdając sobie sprawę z tego że zaciska na nim swoje dłonie. – Trzeba przejąć media. Wzmocnić morale i umiejętności cywilów. Podjąć decyzje w które departamenty uderzymy najpierw. – Ciepło, ciepło, coraz cieplej. Dłoń rozsupłała palce. Działanie. Musiał działać, aby nie utonąć. – Muszę wiedzieć czego nie robić, aby nie wchodzić wam w drogę.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
01.12.2024, 23:15  ✶  

Morpheus pstryknął Antoniusza w nos, jakby tamten był małym dzieciakiem, marszcząc przy tym brwi w poważnym grymasie niemal niedowierzania. Zaraz jednak poklepał go wierzchem dłoni po policzku, zdejmując swoją skórą słoną wilgoć z jego twarzy. Łzy były tak potężne. Szkoda, że ronili je często nie dla tych, których warto.

— Skończ pierdolić. — Morpheus tak dbał o słowa. Układał je w pejzaże poezji i opowieści, liryczne układanki, jak przystało na kogoś, kto słyszy dźwięk magii i pieśń czasu. — Nadal mamy przewagę niewiedzy. My bardzo dokładnie wiemy, gdzie szukać, gdzie leży ich lojalność. Oni nie wiedzą nawet, że oprócz systemu, na ich drodze stoi coś innego. Wiesz, zawsze wierzyłem, że twój totem potrzebuje tylko trochę więcej odwagi, aby przemienić się w smoka. Wiem, że masz to w sobie, Antonoiszu. Nie odwagę wojownika, tylko pradawnego mędrca, który nie obawia się zakusów młodzieńczego buntu.

Wyciągnął swoje przedramię, tam gdzie czerwienił się nowy runiczny krąg. Wziął rękę Antoniusza i poprowadził po runach, wymawiając słowa, które tworzyły. Anthony Shafiq Morpheus Longbottom. Świeża pieczęć ich duszy.

— Wystarczy, że zajmiemy się ministerstwem. Jest tam szalony niedostatek szpiegów i przekonanych do naszej racji. Niepewnych. Nie wiemy jak daleko sięgają macki. I zostaw Departament Tajemnic. To moja działka.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#6
05.12.2024, 10:02  ✶  
Ze wszystkich ludzi na świecie absolutnie tylko jedna mogła powiedzieć "Skończ pierdolić" do Anthony'ego Shafiqa i spotkać się z reakcją rozbawienia i wygodniejszego ułożenia na przedramieniu.
– Od dwóch tygodni musze trzymać fason, daj mi kurwa spokój – burknął w odpowiedzi, a owa "kurwa" w jego ustach brzmiała tak soczyście nienaturalnie, jakby był zdecydowanie gorszym aktorem niż w rzeczywistości, który nie tyle wyćwiczył tę kwestię, a odważył się podczas spektaklu "poimprowizować" ku zgrozie reżysera i scenarzysty. Mimo łez i zgryzot szarpiących Shafiq'ową duszę, był on jednak rozbawiony sposobem, który wybrał przyjaciel na pocieszenie go. Kijem przez łeb, a potem marchewka obietnic smoczego patronusa.

– Obaj wiemy, że to wąż, zupełnie jakby tiara przydziału się pomyliła, a ja zupełnym przypadkiem spędziłem siedem lat w miejscu, do którego nie należała moja natura. – Nie było w tym złości, ani urażonej dumy. Mógł wyzywać jego kukułkę od feniksów, a swojego tłustego pytona nazywać wyrmem, ale dalej były to tylko zwierzęta - "zwykłe", można by powiedzieć "mugolskie", pozbawione magii i patosu.

– Wątpię aby przekonanie do racji cokolwiek dało. Myślałem o tym, ha! Myślę o tym bez przerwy od czasu naszej rozmowy wiesz której. Myślę, że nawracanie powinniśmy zostawić prorokom. Ludzie, szczególnie ludzie ministerstwa ruszą tam, gdzie upatrzą swój interes. – Nieświadom zupełnie odtwarzania zarzutów jakie postawiono wobec niego ledwie kilka dni temu, dywagował dalej: – Więc trzeba sprawić, żeby obecny stan rzeczy wybitnie się im nie opłacał. Nikomu. Żadnej ze stron. – To nie było oczywiste, wiele osób narzekało na to, że Ministerstwo kuleje, ale Anthony dostrzegał w tej sytuacji pewien wybieg dla Jenkins, która mogła jeszcze ukręcić na tym swoje lody, znaleźć sposób na gwarancje utrzymania władzy. Szczególnie, że tak zwany Lord zdawał się Anthony'emu graczem o innych zapotrzebowaniach niż władza. Po władzę nie szło się w ten sposób. Oczywiście było to wciąż - nomen omen - wróżenie z kryształowej kuli, a jednak.

– Sądzisz, że możemy wtajemniczyć w plan Jonathana? Źle się czuje z tym, że nie mogę z nim o tym mówić otwarcie, a jeszcze ten francuz miesza, gdy potrzebujemy wszystkich rąk na pokładzie... – westchnął ciężko. – Królowa Matka raczej nie będzie chciała ryzykować swojego życia tak długo, jak dzieci nie są odchowane, choć i tak ryzykuje tak wiele obstając przy dziedzictwie Kelly'ego. Theodor będzie jechał z nami do Egiptu – poinformował łapiąc się na myśli, że zapomniał o tym powiedzieć wcześniej. Opuszkami wodził po świeżej skaryfikacji, dziwnie kontent tą stałością wyrażoną w zapisie na ciele, chcąc ją bardziej poczuć niż zobaczyć. Było w tym geście coś bezpiecznego. Coś kotwiczącego go w obecnej chwili. Czy będzie mógł tak wesprzeć Morpheusa, gdy on się zapadnie w swojej głowie? Utonie w swoich emocjach? Nie odsuwał się, nie zmieniał swojej pozycji, zupełnie jakby tak jak teraz siedzieli mieli siedzieć już zawsze.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
05.12.2024, 17:29  ✶  

— Nie przypadek. Nie pomyłka. Przeznaczenie, Antoniuszu — wskazał dłonią na lewitujące przy suficie planetarium, po czym machnął różdżką i niczym demiurg, zaczął przestawiać niebiosa, kręcił ziemią i słońcem, do dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy, w ich pierwszym kosmogramie, który rozpoczął ich przyjaźń. Chociaż padło to kiedyś dla żartów, nie pamiętał z czyich ust, że gdyby jedno z nich było kobietą, byliby świetnym małżeństwem, Morpheus wiedział, że swoista tragedia ich obojga jest następująca: nigdy nie było w nich tej iskry. Byli więcej niż najlepszymi przyjaciółmi, byli w pewnym sensie tą samą osobą, dwiema stronami tej samej monety, dopełnieniem, a to nigdy się nie sprawdzało.

W swoim kosmogramie była to relacja niezaprzeczalnie pełna ziemi, pozbawiona powietrza i niemal całkowicie wody, jedynie ze szczyptą ognia. Uziemiona, stabilna. Działanie. Słońce w dziesiątym domu, chęć dążenia do celu, osiągnięcia sukcesu i spełnienia lub zdobycia władzy to część ich natury. Księżyc w dziesiątym domu. Martwi się starzeniem lub poczuciem zbytniej zależności od innych, skłonny do wspominania przeszłości. Silne wpływy figury ojca. Pomoc ze strony rodziny lub kobiet na poziomie zawodowym. Ta pozycja Księżyca wskazuje na emocjonalną potrzebę uznania, popularności, docenienia i osiągnięć. Jaki piękny ich portret.

— Theodorowi przyda się trochę ogłady i oddalenia od matki. Mam wrażenie, że ciągle trzyma się jej spódnicy.

Znów zakręcił planetarium, przywracając je do tu i teraz, jakby prawdziwie był władcą czasu. Antoniusz i tak nie umiał tego odczytać, nieboskłon stanowił dla niego tajemnicę tak jak dla Morpheusa języki. Gdyby Morpheus był rzeczywiście panem czasu, cofnąłby się do innego momentu, nieoczywistego. Poranek w wakacje przed piątym rokiem, gdy przyszła lista podręczników oraz nominacja na prefekta. Odmówiłby. I wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.

— Skrót myślowy. Musimy powiedzieć Jonathanowi, on wie więcej o działaniach klubu. Lepiej nas nakieruje... Francuzem trzeba się zająć i myślę, że Charlie to dobra osoba do tego. Aby nie mieszać jej bezpośrednio. Musimy sprawić, aby czystokrwiści dojrzeli, że to nie jest ich zbawiciel, tylko ich przyszły tyran. Muszą poznać cenę... Myślę, że powinniśmy podpalić Abbottów i zrzucić to na Śmierciożercóww.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#8
06.12.2024, 10:06  ✶  
Morpheus patrzył w przyszłość, Anthony pogrążony w przeszłości poddawał analizie ścieżki i sploty, poszukując wzorów, którymi teraz podążali, którymi mogli podążyć. Ile śniegów ile rozstań, ile mieli jeszcze czasu, ile czasu stracili. Jak przekuć to w sukces, jak wykorzystać element zaskoczenia, wcześniejszą pasywnością okryć obecne działania. Siedział na podłodze i wody było w tym tyle co jego i tylko jego łez, potrzebnych, niezbędnych, za pamięci - że wciąż jest człowiekiem. Tylko człowiekiem. Aż człowiekiem. Oddał więc swoją wodę, choć w piersi brakło jeszcze powietrza. I ziemia, tylko ziemia i krew tętniąca pod naznaczoną skalpelem skórą. Anthony i Morpheus. jakże było to pożyteczne mieć jedną duszę w dwóch osobnych ciałach, dwóch umysłach, dwóch perspektywach. Jak posiadanie pary oczu nadawało głębi i trójwymiaru widzenia, tak posiadanie czterech...

...wie o działaniach klubu... Czy gdyby nie było hrabiego, udałoby mu się to usłyszeć z innych ust? Zobaczyć pod płaszczykiem troski wygodne kłamstwa? Czy mógł podejrzewać, że jest inaczej? Bolało, bo w przeciwieństwie do Erika, który miał wszelkie podstawy by zachować takie sprawy dla siebie (jak chociażby fakt, że przez pierwsze długie cztery lata ich znajomość opierała się na okazjonalnym braku zobowiązań, a dopiero teraz od miesiąca uczyli się ze sobą rozmawiać, jakby musieli uczyć się chodzić po bolesnej kontuzji), o tyle Jonathan... Erikowi z resztą, wciąż upojony duchotą i zamroczeniem zakochanego człowieka, potrafił wybaczyć bardzo wiele. Z Jonathanem znał się ponad 30 lat. Powinien się wściec. Na niego, na Morpheusa, że tak łatwo było mu tego wieczoru odsłonić nie swoją tajemnicę, swoją drogą jak bardzo musiało być źle skoro to zrobił wcześniej zarzekając się, że nie piśnie ani słówka na temat tożsamości kogokolwiek innego z kim dzielił swoje... hobby?

Nie był zły.

Był rozczarowany.

Nie było to jednak uczucie, z którym nie potrafił sobie poradzić.

– Rozmawialiśmy ze sobą o tej kwestii ostatnio i wydaje mi się, że jednak powinniśmy skłonić się ku ostrożnemu działaniu i lepszemu zorientowaniu się w sytuacji, niż sięganiu po broń ostateczną. – Gdy ich Wojna dzierżyła miecz, on wciąż bawił się szalką. Bilans zysków i strat. Nigdy by nie prosił Jonathana o poświęcenie swojego życia, dla zapewnienia im bezpieczeństwa, wciąż było to ekstremum na pełnej skali rozwiązań kupujących im czas lub, kto wie, może pozyskanie dość nieoczywistego sojusznika. – Jest tam bardzo dużo emocji, bardzo mało kalkulacji, ale liczę że w najbliższych dniach to się zmieni i Jonathan znajdzie sposób na to by poeksplorować podstawy niektórych odcieni łączących ich nici – westchnął nie chcąc za bardzo wchodzić w detale, z drugiej strony głowa buzowała mu od pytań o detale, o które sam nie mógł pytać.

Pomysł Morpheusa przyjął z milczącym zastanowieniem.
– No o tym mu nie powiemy. – Uśmiechnął się nieoczekiwanie, choć nie sięgnął ten uśmiech oczu. – Cel musi być odpowiednio wykalkulowany. Muszę przyjrzeć się od nowa liście sędziów Wizengamotu, na wypadek, jakby wprowadzili stan kryzysowy. Nie przeglądałem jej pod kątem... ewentualnych porządków w państwie, raczej niezapowiedzianych kontrol i inwentaryzacji... – Odchylił głowę, przymykając oczy i bezmyślnie przygryzając wargę. – Od jutra uczysz się oklumencji Morpheus – nie pytał. Oznajmił.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
09.12.2024, 20:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2024, 20:13 przez Morpheus Longbottom.)  

— Mam dość bycia ostrożnym, Antoniuszu, w tym sensie że... Im dłużej będziemy stąpać na palcach, tym większa szansa, że potwora zauważy, że w ogóle istniejemy. Ale ty wiesz lepiej, gdzie nacisnąć, aby rozluźnić punkty ciśnienia. Ja mogę próbować rozeznać się w nadchodzących poczynaniach, ale wszystko, co wiem, to pożary. I cierpienie — wstał ze swojego miejsca, by otworzyć okno, oprzeć się na łokciach i zapalić kolejnego papierosa. Ciąg palenia zdawał się nie kończyć. Nie patrzył w dół, aby nie dać się złapać się pomiędzy vertigo i L'appel du vide. Nie był pieprzowym Ikarem, żeby liczyć na skrzydła z wosku. Zresztą, raz już spalił się o jaśniejące słońce, wystarczy. Teraz nie zamierzał się utopić.

Jego pusty śmiech zagrzmiał, trochę na ulicy, trochę w pomieszczeniu. Gorzki dźwięk, napięty, jak struny źle nastrojonego instrumentu, zbyt wysoki. Uczyć się oklumencji.

— Jakbym od piętnastu lat nie próbował, Antoniuszu — żachnąl się. — Jestem człowiekiem jednego talentu. Czasu. A nawet w tej kwestii... Nie wiem, jak długo będzie można na mnie polegać, przeszłość i przyszłość zaczynają płynąć zbyt swobodnie, czasami brak mi kontroli nad tym,  dzieje się tutaj.

Zgarbił się i ukrył głowie w ramionach. Napięcie widoczne w splotach mięśni jeszcze się uwydatniło, wypukłe, nienaturalne. Kręgosłup wystawał, obco wyglądające guzy. Morpheus od lat nie wyglądał tak staro. Morpheus od lat nie wyglądał tak dziecinnie.

— Chciałbym wrócić do czasu, gdy miałem piętnaście lat i nic nie miało znaczenia. Ale czas tak nie działa. Podpisujemy Kambodżę, zamykamy sprawę i działamy lokalnie. Kogo przekonać, kogo zaciągnąć do łóżka dla profitów. Wskaż palcem.

A świat się kręci, kręci, kręci...



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#10
09.12.2024, 21:17  ✶  
Parsknął całkiem swobodnie, jak na to co mówił Morpheus. Byli przyjaciółmi od lat, chociaż dopiero w niedawnym liście Anthony zdradził się, że nie chce więcej ukrywać przed światem ich znajomości, a Morpheus w odpowiedzi całkiem niedawno przystał na tę prośbę. Byli przyjaciółmi od lat, wiedzieli więc kiedy należy komuś powiedzieć, żeby skończył pierdolić, kiedy należało cisnąć stołem przez cały pokój (żaden z nich jeszcze nigdy), a kiedy zwyczajnie wyśmiać to biadolenie w które wpadli.

Anthony zapłakał już nad losem swoim, nad lękiem, nad smutkiem, nad żałobą za zdarzeniami, które jeszcze się nie zdarzyły. Teraz jednak spojrzał na swojego przebrzmiałego Bachusa, pana męki i boleści, niedorobionego wina zmienionego w ocet.

- Och... jak to ciężko być mną... Panem Niewymownym, o ugruntowanej pozycji w środowisku, który może dla kaprysu i chęci przelecenia dwóch więcej osób cofnąć się w czasie z gwarantem wiecznego alibi. Och... - oparł się o ścianę. Jego twarz wciąż mokra była od łez, które teraz przecierał rękawem, gdy z zaangażowaniem przykładał do policzków mankiet wykrzywiając groteskowo twarz. - Mam tak kochającą rodzinę, tylu przyjaciół, uczniów i protegowanych, powszechny szacunek, jak mam to dźwignąć? Och, jak mam to dźwignąć, gdy wszyscy się nade mną trzęsą, doglądają, skąpią cukru i używek, jak mam to dźwignąć kiedy przytłacza mnie ciężar mojego jakże ogromnego talentu, gdy bogowie ze mną rozmawiają, a ja już sam nie wiem czy patrzeć w przyszłość czy przeszłość. Przeszłość? Przyszłośc? Wciąż nie dalej od czubka własnego złamanego nosa. - Jak szmaciana lalka Anthony opadł na podłogę, kontynuując swoje rzewne dąsy, które w sumie można było sprowadzić do "skończ pierdolić", ale Shafiq najwidoczniej za bardzo lubił brzmienie swojego głosu i okazjonalne tarzanie się po podłodze. Jego przyjaciel chciał mieć znów 15 lat? Kim był, żeby nie spełnić tego życzenia? Co prawda NIGDY nie zachowywał się tak gdy był nastolatkiem, szczęśliwie wyrósł już z tego mrocznego okresu zaprzeczania i nienawidzenia własnej natury.

- Na wszystkich bogów żywych i martwych, pomodlę się dzisiaj do Wenus, żeby znowu Twój konik pohasał, gdzie Cię wiatr poniesie. Chcesz wiedzieć kogo masz przelecieć dla sprawy? Sugerowałbym mojego lekarza. Wyjazdy służbowe bardzo, o czym nie muszę Ci mówić, sprzyjają, a pan Prewett jest moim zdaniem dostatecznie blady i pochudły, dostatecznie skryty i profesjonalny, by podpadać pod Twoje łowcze gusta. - Anam cara w najczystszej postaci. Ileż razy to Morpheus podsuwał na handrę mężczyzn Anthony'emu, kusił w hedonistycznym szale, wyśmiewał, punktował przedłużającą się żałobę po Alcuinie, ogólną niechęć do romansów per se. Teraz jednak, gdy tak Anthony leżał obok niego na ziemi opierając się łokciami o podłogę, gdy na moment ucichli, a wraz z nim wszelka nadwyżka płynących nadwrażliwych emocji, wszelki ogień nadpobudliwych działań...

- Mówię poważnie. Nic tak Cię nie osadza w rzeczywistości jak seks. To zawsze była Twoja domena, nie moja. - przypomniał życzliwie, choć wcale nie musiał. - I nawet nie proponuje, że cokolwiek zaaranżuję. Wystarczy, że wciągnąłem go dla Ciebie do delegacji. Spróbuj chociaż, jest ładny i mądry.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2298), Anthony Shafiq (3601)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa