02.01.2025, 23:58 ✶
Pomimo temperamentności swojego charakteru, Perseus potrafił chować dumę do kieszeni. Nie spodziewał się jednak, że równie łatwo przyjdzie mu to z własnym sumieniem. Oto jednak był; ubrany w odświętną koszulę czekał na przybycie kochanka. Właściwie, to czekał jawiło mu się tutaj jako niewłaściwe słowo; w jego osobistym słowników czekanie implikowało wykazywanie się pewną dozą cierpliwości, a tej zdecydowanie mu brakowało. Kręcił się niespokojnie po własnym salonie, nadwyrężając przy tym niepotrzebnie schorowaną nogę, a gdy tylko próbował usiąść, czuł jak coś kotłuje się w jego żołądku, a później pulsuje na całe jego ciało. Motyle w brzuchu? Raczej stado ciem.
Postarał się. Nie tylko jeśli chodzi o aparycję (podczas ich poprzedniego spotkania prezentował sobą wszak nędzny widok - teraz jego odzienie było idealnie wyprasowane, włosy starannie ułożone, a on sam wyglądał na mniej zmarnowanego), lecz także i kolację. Wprawdzie daleko mu było do szefów kuchni, ale niezwykle był dumny z tego, co dla nich przygotował. Na przystawkę sałatka z kozim serem - tego w żaden sposób na szczęście nie zepsuł, choć krzywo pokrojone warzywa wołały o pomstę do nieba. Jako danie główne upiekł kaczkę z gruszkami - wyszła mu trochę za sucho, a gruszki odrobinę się przypaliły, ale całość w jego opinii prezentowała się całkiem apetycznie. I wreszcie deser - tutaj akurat nie wykazał się specjalnymi umiejętnościami, gotowe lody czekały na nałożenie do pucharków. Nie spodziewał się zresztą, że dotrwają aż do deseru; miał bowiem na ten wieczór nieco inne plany. A wszystko to miało zostać podane przy okrągłym stole w jadalni, tym razem pozbawionym dodatkowych krzeseł. Tylko oni dwoje naprzeciwko siebie. Najlepsza zastawa, bukiet krwistoczerwonych róż i bezalkoholowe białe wino chłodzące się we wiaderku z lodem.
Pośpiesznie zerknął na zegarek na nadgarstku; Rodolphus miał być u niego lada moment, dlatego drżącymi dłońmi odpalił świece umieszone w srebrnym kandelabrze (Merlin jeden wiedział, która żona przyniosła go w posagu - ale był ładny i wreszcie mógł zrobić z niego użytek). Wygładził jeszcze raz koszulę, a potem przesunął palcem po swoim jedynym mankamencie - podłużnym czarnym strupku na linii żuchwy, pamiątki po ranie odniesionej w walce z zarostem - jakby upewniając się, że wciąż tam jest i wciąż szpeci go tak samo.
Wzdrygnął się słysząc pukanie; poczuł, jak narastająca w nim ekscytacja miesza się z paniką. Czy Rodolphusowi spodoba się to, co dla nich przygotował? Czy może od razu zechce przejść do rzeczy? Nie miałby nic przeciwko obu scenariuszom; po prostu szkoda by mu było czasu spędzonego na pieczołowitym studiowaniu książki kucharskiej. Ale kiedy go zobaczył w drzwiach mieszkania, wszystkie te myśli gdzieś uleciały. Był piękniejszy, niż w jego wspomnieniach, oczy miał drapieżniejsze niż zapamiętał, sam jego zapach wydawał się intensywniejszy i... och, kręciło mu się w głowie.
— Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas — wyuczona uprzejmość rzucona z uśmiechem; nie tylko dla samego Lestrange, lecz także potencjalnych widzów ich spektaklu, bo gdy tylko zamknęły się drzwi, Perseus wspiął się na palce i pocałował go w policzek, tuż powyżej kącika ust. Zaraz też zsunął się niżej i musnął jego wargi - zapraszał go nie tylko do swojego domu.
Postarał się. Nie tylko jeśli chodzi o aparycję (podczas ich poprzedniego spotkania prezentował sobą wszak nędzny widok - teraz jego odzienie było idealnie wyprasowane, włosy starannie ułożone, a on sam wyglądał na mniej zmarnowanego), lecz także i kolację. Wprawdzie daleko mu było do szefów kuchni, ale niezwykle był dumny z tego, co dla nich przygotował. Na przystawkę sałatka z kozim serem - tego w żaden sposób na szczęście nie zepsuł, choć krzywo pokrojone warzywa wołały o pomstę do nieba. Jako danie główne upiekł kaczkę z gruszkami - wyszła mu trochę za sucho, a gruszki odrobinę się przypaliły, ale całość w jego opinii prezentowała się całkiem apetycznie. I wreszcie deser - tutaj akurat nie wykazał się specjalnymi umiejętnościami, gotowe lody czekały na nałożenie do pucharków. Nie spodziewał się zresztą, że dotrwają aż do deseru; miał bowiem na ten wieczór nieco inne plany. A wszystko to miało zostać podane przy okrągłym stole w jadalni, tym razem pozbawionym dodatkowych krzeseł. Tylko oni dwoje naprzeciwko siebie. Najlepsza zastawa, bukiet krwistoczerwonych róż i bezalkoholowe białe wino chłodzące się we wiaderku z lodem.
Pośpiesznie zerknął na zegarek na nadgarstku; Rodolphus miał być u niego lada moment, dlatego drżącymi dłońmi odpalił świece umieszone w srebrnym kandelabrze (Merlin jeden wiedział, która żona przyniosła go w posagu - ale był ładny i wreszcie mógł zrobić z niego użytek). Wygładził jeszcze raz koszulę, a potem przesunął palcem po swoim jedynym mankamencie - podłużnym czarnym strupku na linii żuchwy, pamiątki po ranie odniesionej w walce z zarostem - jakby upewniając się, że wciąż tam jest i wciąż szpeci go tak samo.
Wzdrygnął się słysząc pukanie; poczuł, jak narastająca w nim ekscytacja miesza się z paniką. Czy Rodolphusowi spodoba się to, co dla nich przygotował? Czy może od razu zechce przejść do rzeczy? Nie miałby nic przeciwko obu scenariuszom; po prostu szkoda by mu było czasu spędzonego na pieczołowitym studiowaniu książki kucharskiej. Ale kiedy go zobaczył w drzwiach mieszkania, wszystkie te myśli gdzieś uleciały. Był piękniejszy, niż w jego wspomnieniach, oczy miał drapieżniejsze niż zapamiętał, sam jego zapach wydawał się intensywniejszy i... och, kręciło mu się w głowie.
— Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas — wyuczona uprzejmość rzucona z uśmiechem; nie tylko dla samego Lestrange, lecz także potencjalnych widzów ich spektaklu, bo gdy tylko zamknęły się drzwi, Perseus wspiął się na palce i pocałował go w policzek, tuż powyżej kącika ust. Zaraz też zsunął się niżej i musnął jego wargi - zapraszał go nie tylko do swojego domu.
![[Obrazek: 2eLtgy5.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=2eLtgy5.png)
if i can't find peace, give me a bitter glory