• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[8.09.72, Spalona Noc] Obowiązkowy tytuł ze słowem pożar w nazwie

[8.09.72, Spalona Noc] Obowiązkowy tytuł ze słowem pożar w nazwie
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#1
13.04.2025, 14:38  ✶  
Jonathan miał nadzieję, że dorastanie w dość teatralnej rodzinie, jak i długi staż na politycznym placu boju sprawią, że jego zdenerwowanie nie będzie, aż tak widoczne. W końcu czy udawanie, że wszystko było pod kontrolą w obliczu pożaru, nie było tym samym, co opanowanie się przed publicznością? Oczywiście Rita mogła zobaczyć, że jej wujek był w zdecydowanie mniej pogodnym nastroju, skupiony i skoncentrowany na szybkim odnalezieniu jej brata, ale prawdę mówiąc w momencie, kiedy tylko teleportowali się w okolicę domu Kellych, Jonathana dopadło prawdziwe przerażenie.

Pożar ogarnął Londyn. Dym od razu oblepił ich ubrania, wgryzając się w tkwninu, a ogień już ogarnął niektóre budynki w tym... Strach ścisnął serce Selwyna, gdy dotarło do niego, że doskonale znana mu kamienica, w której przecież bywał wielokrotnie, również zajęła się ogniem, a zwłaszcza jej najwyższe piętra.

Może Jessie wyszedł wtedy z Benjim na spacer? Nie mieli dzisiaj jakiejś randki, na którą Charlotte wypchnęła i syna i psa? Może była na tyle udana, że dalej na niej byli? Albo może szybko uciekli. Może...
– Widzisz go gdzieś? Może jest gdzieś w tłumie – powiedział do Rity zaskakująco opanowanym głosem. Jeśli tutaj go nie znajdą... Był gotów szybko wypić jeden z eliksirów od Charlotte, tylko po to, aby wbiec do płonącego się mieszkania i upewnić się, czy nikt tam przypadkiem nie został. – Rozejrzyjmy się. Daj też znać, jeśli zauważysz kogoś podejrzanego. Obawiam się, że możecie być celem tych parszywców, moja droga.

Szybko zaczął rozglądać się za znajoma czupryną włosów. Ludzie stali przed budynkami przerażeni, kaszlący, ktoś płakał i z każdą sekundą Jonathan coraz bardziej szykował się, aby naprawdę wejść do kamienicy, kiedy...
– Tam. Jessie! – wykrzyknął w sumie zarówno do Rity, jak i chrześniaka, ruszając w stronę stojącego nieco z boku młodego czarodzieja i jego psa. Żyli. Na Merlina żyli!

Szybkim krokiem dopadł do chłopaka, upewniając się, że Rita nie została w tyle i po prostu objął go z ulgi. Benji zamachał ogonem na widok swojej drugiej pani i podszedł do niej, ale psiak ewidentnie najadał się sporo stresu. Zapewne podobnie jak on wszyscy.

– Nic ci nie jest? – spytał Jonathan, wciąż nie wypuszczając Jessiego z uścisku, a jedynie odsuwając go na wysokość swoich ramion, aby przyjrzeć się lepiej chrześniakowi. – Jesteś ranny? Ktoś ci coś zrobił? Możesz dobrze oddychać? Krawisz? Nie, chyba nie krwawisz. Potrzebujesz pomocy? W Ministerstwie Magii pewnie będą jacyś uzdrowiciele.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#2
15.04.2025, 11:13  ✶  

Decyzja, którą podjęła nie należała do najprostszych, musiała wybierać między rodzonymi braćmi, nie spodziewała się, że kiedyś nadejdzie taki moment, jak widać trzeba było spodziewać się niespodziewanego, czy coś. Stwierdziła, że pójdzie poszukać Jaspera tylko dlatego, że on jako jedyny z ich trójki nie posiadał tej umiejętności związanej z wchodzeniem w ogień. Theo na pewno miał większe szanse na przetrwanie od niego zważając na to, że Londyn się palił.

Nie przejmowała się zbyt mocno ogniem, wiedziała, że nie może zrobić jej krzywdy, to znaczy mógłby być magiczny, wtedy pewnie zaczęłaby się tym martwić, póki co - wolała jednak nie panikować.

Z nieba sypiał się popiół, dym uderzał ją w nozdrza, ogień trawił kamienice. Znaleźli się z wujkiem w samym sercu wydarzeń, chociaż, czy na pewno, dostrzegła łunę unoszącą się nad horyzontem, najwyraźniej płonęło całe miasto.

Nie miała pojęcia, gdzie jest jej brat. Czy w ogóle uda im się go odnaleźć? Trudno było stwierdzić, pośród tego tłumu ludzi, to mogłoby być niczym szukanie igły w stogu siana. Musiała wierzyć w to, że fortuna będzie im sprzyjać, że jeszcze trochę, a ich rodzina będzie bezpieczna w ministerstwie, nastawienie było przecież istotne.

- Próbuję go wypatrzyć, ale jest tutaj tak dużo ludzi... - Że nie musiała chyba kontynuować. Obawiała się najgorszego, mimo wszystko nie przestawała rozglądać się wokół. Musieli do go odnaleźć.

- Jakoś mnie to nie dziwi, niech spróbują po nas przyjść. - Odezwała się w niej najwyraźniej wola walki. Nie, żeby należała do osób, które potrafiły to robić, ale chętnie się zmierzy z kimś, kto postanowiłby skrzywdzić jej najbliższych. Rodzina była dla Kelly najważniejszą wartością.

Wujek miał chyba więcej szczęścia od niej, bo dosyć szybko zauważył znajomą sylwetkę. Ulżyło jej, naprawdę jej ulżyło, że Jessie znajdował się w tym tłumie. To oznaczało, że żył, nie, żeby zakładała inaczej, ale wiadomo, że mogło być różnie.

- Jessie! - Krzyknęła ile miała sił w płucach, musiał ich usłyszeć, musiał się odwrócić, musieli się stąd zmywać.

Ruszyła za Jonathanem, żeby jak najszybciej znaleźć się przy swoim bliźniaku. Nie mogli teraz go zgubić. Na szczęście, jakoś udało im się przepchnąć ku niemu.

- Chyba nigdy nie cieszyłam się na Twój widok tak jak teraz. - Postawiła na szczerość, bo czemu by nie. Naprawdę cieszyło ją to, że brat był w całym kawałku. Pochyliła się, aby pogłaskać psa za uchem, dobrze było widzieć ich całych i zdrowych - przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#3
16.04.2025, 18:31  ✶  

Londyn płonął. Ich kamienica płonęła. Ich mieszkanie. Wszystko, co posiadali, poza tym, co mieli aktualnie przy sobie. Płonęły ulice. Z pewnością płonęli też ludzie. Ogień pochłonął również ich poczucie bezpieczeństwa. Krzyki, płacze, kaszel, trzask płomieni i huk walących się budynków mieszały się w koszmarną symfonię, która ściskała serce i krtań, wpijając się w pamięć, by później dręczyć ocalałych koszmarami.

Stał nieco oddalony od powoli rozchodzącego się tłumu lokatorów kamienicy, nieco osmolony i poparzony, ale żywy. Prawie nie czuł pieczenia w zaczerwienionej dłoni, wcześniej oblanej gorącą herbatą. Dym, który wżarł się w ubrania, drażnił nozdrza i gardło, zmuszając do kaszlu. Nie potrafił odwrócić wzroku od płomieni, górujących nad kamienicą.

Wszystko pochłonięte przez czerwień, której o ironio, nie widział.

Nie usłyszał szczekania Benjiego. Nie usłyszał Jonathana, wołającego jego imię. Dopiero krzyk Rity wyrwał go z tego odrętwienia, a gdy odwrócił się w ich stronę, otoczyły go ramiona jego ojca chrzestnego.

Nie odwzajemnił uścisku, nie zapewniał, że wszystko było z nim w porządku. Że żył. Że ogień go nie sięgnął. Nie mówił nic nawet wtedy, gdy Jonathan odsunął go na wysokość ramion i zadał pytania. Patrzył na wuja, potem na siostrę. Znów na wuja. Znów na siostrę.

-Wy... Tutaj... Co wy tu robicie? - wymamrotał bez namysłu. -Tu nie jest... Wszystko płonie...

Biedny Benji kulił się u stóp Rity, nieśmiałym kołysaniem ogona pokazując, że cieszył się na ich widok.

-Mama była... Była w pracy... Prawda? - głos zaczynał mu wracać. -Theo... Nie pamiętam, gdzie miał być... W pracy?... Był z wami?... Jest tu? - rozejrzał się, szukając wzrokiem młodszego brata.

Dym wciąż drażnił płuca.


!Strach przed imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
16.04.2025, 18:31  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#5
17.04.2025, 17:40  ✶  
Jessie żył, ale rzeczywiście nie wyglądał najlepiej i Jonathan nie był w stanie stwierdzić, czy była to kwestia szoku, czy jednak wszechobecny pożar i dym postanowiły w jakiś sposób odcisnąć się na zdrowiu młodego czarodzieja, przynajmniej tymczasowo. Może jednak powinni pójść z nim do Munga? Tam chyba powinno być bezpiecznie. Albo właśnie jeszcze groźniej, bo kto wie, co tym szaleńcom chodziło po głowie?

– Byliśmy w Ministerstwie, kiedy wszystko się zaczęło – wyjaśnił, wciąż trzymając Jessiego za ramiona, chociaż nieco luźniej, jakby powoli przekonywał się do misji, że nikt nagle nie podbiegnie i nie porwie im czarodzieja sprzed nosa. Zmusił się do lekkiego uśmiechu, udając, że wszystko było pod kontrolą, wszystko przebiegnie zgodnie z planem i ani trochę nie obawiał się, że zaraz stanie się coś jeszcze gorszego. – Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteś, więc zaczęliśmy cię szukać. Theo powinien być w bibliotece Parkinsonów, ogień nie powinien tam atakować, ale wujek Anthony i tak po niego poszedł. Twoja mama natomiast postanowiła sprawdzić, czy nie ma cię u Gringotta, więc jedyne co to należy bać się, że zrobi z goblinów parasolkę na popiół. Na pewno zaraz zobaczysz się z nimi w Ministerstwie Magii. Tam będzie bezpiecznie. Nic nie płonie. – Mówiąc to, rzucił spojrzenie w stronę Rity, tak aby czarownica potwierdziła jego słowa, a potem, po chwili zastanowienia, jeszcze dodał. – Rito, nie masz może jakiejś wody? Jessie, czy... Jak mieszkanie?

Chwilę wcześniej, zanim znaleźli jeszcze jego chrześniaka, Rita powiedziała: niech spróbują po nas przyjść. Miała racja. Niech tylko spróbują przyjść po kogokolwiek z rodziny Kelly, a Jonathan zadba o to, aby w życiu nawet nie spróbowali pomyśleć, by zrobić to ponownie i Merlin mu świadkiem, że gdyby zobaczył to jego były wampirzy kochanek, przeraziłby się, że to nie on był tą brutalniejszą stroną związku.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#6
19.04.2025, 22:36  ✶  

Ricie ulżyło, naprawdę jej ulżyło, kiedy zobaczyła w tłumie swojego brata. Był bezpieczny, nie wyglądał może najlepiej, ale nie ma się co dziwić, w końcu był tutaj, zupełnie sam kiedy wszystko się zaczęło. Ona miała więcej szczęścia, bo przecież była z częścią urodziny, wiedziała, że jest bezpieczna. On nie miał tego poczucia, przeżywał to wszystko samotnie. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak musiało to w niego uderzyć. Nie wiedział na pewno co się dzieje, spanikowani ludzie biegali ulicami miasta, a on między nimi, zupełnie sam. To było przytłaczające, ta myśl, że nie było jej przy swoim bliźniaku, w końcu łączyła ich ta wyjątkowa więź. Na szczęście nic strasznego mu się nie przytrafiło. Wydawał się może być nieco zagubiony w tym wszystkim, ale chyba każdy był. To była zupełnie niespodziewana sytuacja, pożary zaczęły się nagle, nie można było tego przewidzieć.

- Przyszliśmy po Ciebie. - Miała świadomość, że nie było tu bezpiecznie, ale czy ją to obchodziło jakoś szczególnie? No nie, nie kiedy jej brat nie znajdował się z nimi w ministerstwie, nie kiedy nie miała pewności, że i jemu nie stała się krzywda. Rodzina od zawsze była jej priorytetem, nie mogłaby siedzieć w Ministerstwie ze świadomością, że Jessie jest sam pośród tego chaosu.

- Mama też Cię szukała. - O Charlotte można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że miała gdzieś swoje dzieci, może bywała nieco zaborcza i lubiła narzucać swoje zdanie, jednak dzieci były zawsze dla niej najważniejsze. Rita miała tego świadomość.

- Rozdzieliliśmy się, żeby Was znaleźć. - Tak było zdecydowanie szybciej, mogli szukać w dwóch miejscach równocześnie, zamiast iść po braci pojedynczo, większe szanse na to, że dotrą do każdego z nich na czas. Zresztą czuła, że Theo sobie poradzi, miał te samą umiejętność co ona, ogień nie mógł go skrzywdzić, to Jessie wydawał się być w największym niebezpieczeństwie.

Spojrzała na wujka mrużąc oczy. Wyszła z ministerstwa tak jak stała, poza różdżką nie miała przy sobie niczego, nie miała pojęcia dlaczego zakładał, że ma przy sobie wodę, mogłaby ją ewentualnie wyczarować? Tylko po co, musieli spadać stąd jak najszybciej, przegrupować się i pomyśleć o tym, co mieli robić dalej.

- Nie mam. - Odpowiedziała jeszcze, bo wymagała tego kultura, chociaż odpowiedź na jego pytanie wydawała się być oczywista.

Nie wydawało jej się, aby stan mieszkania, był aktualnie najbardziej palącą sprawą, była to tylko rzecz materialna, która nie miała większego znaczenia patrząc na tę tragedię, która działa się na ich oczach, nie zdziwiłoby jej wcale, jeśli rankiem nie mieliby dokąd wrócić, obawiała się, że może to spotkać wiele kamienic w Londynie.

Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#7
20.04.2025, 19:51  ✶  

Z Jessiem nie było najlepiej tak samo przez szok, jak i pożar i dym, wdzierający się wszędzie, gdzie tylko sięgnął. Jasper miał rozbiegane myśli. Myślał o ogniu. Wspominał wybuch, który to wszystko rozpoczął. Myślał o panice ludzi. Zastanawiał się, ilu z lokatorów nie zdołało się uratować. Myślał o tym cholernym krześle, które jako jedyne nie zostało zniszczone przez pożar. Myślał o rodzinie, której nie było przy nim i nie wiedział, czy na pewno byli bezpieczni. Charlotte, Rita i Theo może byli odporni na ogień - coś, czego geny poskąpiły jemu - ale nie byli odporni na zaklęcia, gdyby doszło do bezpośredniego ataku. Myślał o Jonathanie. O Anthonym. O Morpheusu. I to wszystko na raz, tworząc w jego głowie chaos.

Jonathan i Rita byli tutaj. Przy nim. Cali i zdrowi. W Ministerstwie było bezpiecznie. Mama... Mama też była w Ministerstwie... Poszła do Gringotta? Powinno... Tam również powinno być bezpiecznie... Biedne gobliny, pomyślałby, gdyby był spokojniejszy. Theo w bibliotece, gdzie ogień nie dotarł. Anthony poszedł po niego. Dobrze... Wszystko powinno być w porządku...

-...A Morpheus?... Był w Ministerstwie?

Nie mówili tylko o nim...

Jessie przez dłuższą chwilę bez słowa wpatrywał się w siostrę, podczas gdy jego myśli wróciły do tej cholernej chwili, gdy rozpoczęła się tragedia. Popiół spadający z nieba, huk na górnych piętrach i strach Benjiego. Gdyby nie wyprowadził go z pokoju... Gdyby nie zamknął wtedy drzwi... Gdyby był w pokoju, gdy zaklęcie uderzyło...

-...Wszystko spłonęło - powiedział powoli, odwracając się do wuja. -Próbowałem... Zgasiłem ogień i... Wydaje mi się, że... Że damy radę je odnowić, ale... Teraz... Nie nadaje się... - spłonęło wszystko, poza tym cholernym krzesłem.

Mroczny Znak wisiał nad nimi, patrząc z góry i rozkoszując się strachem i zamętem, który wzbudził jego kreator. Vol-

Volde-

Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać...

Nawet w myślach nie potrafił wypowiedzieć jego imienia, przy każdej próbie czując, jakby język skamieniał mu w ustach.

-Powinniśmy... Powinniśmy stąd zniknąć... ONI wciąż mogą tu być.

Do tej pory Śmierciożercy nie napawali go strachem. Oczywiście, nie był na tyle głupi, by ich lekceważyć - z pewnością w szeregach Sami-Wiecie-Kogo byli czarodzieje od niego starsi, bardziej doświadczeni w pojedynkach i znający o wiele więcej zaklęć od niego. I z pewnością nie powstrzymywali się przed używaniem czarnomagicznych zaklęć.

Jessie byłby w stanie stanąć do pojedynku ze Śmierciożercą, świadomy, że z takiego pojedynku mógłby nie wyjść cały. Może nawet mógłby go nie przeżyć, ale zrobiłby to, bo chciał chronić rodzinę. Teraz jednak wolał nie kusić losu i nie czekać, aż któryś ze Śmierciożerców pokaże się przed nimi. Nie teraz, gdy z nim nie było najlepiej. Nie teraz, gdy była tu Rita, która, oczywiście, nie była słaba i bezbronna, ale Jessie wolałby, nigdy nie musiała walczyć o swoje życie.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#8
22.04.2025, 23:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.04.2025, 23:36 przez Jonathan Selwyn.)  
Nie wiedział w sumie czego się spodziewał się usłyszeć, gdy zapytał Ritę o to czy miała jakąś wodę. Prawdopodobnie po cichu liczył, że może czarownica miała przy sobie woreczek, na które zostało nałożone zaklęcie pomniejszajaco-powiększające. No cóż, w każdym razie nie zaszkodziło zapytać.

– Wujek Morpheus – Jonathan zawahał się nie do końca wiedząc jak najlepiej odpowiedzieć na pytanie chrześniaka czym pewnie już i tak się zdradził, że nie miał pojęcia, co się działo z Morpheusem. – Nie widzieliśmy go w Ministerstwie. Najwyraźniej dzisiaj nie pracował, ale jestem pewien, że nic mu nie jest. Longbottomowie są pod tym względem dość specyficzni, a co dopiero wasz wujek. Może to lepiej. Może nie był w Londynie, więc jest bezpieczniejszy. – Czy było to naginanie prawdy, kiedy on sam szczerze w to wierzył i innej wersji nie zakładał? Morpheus był przecież jasnowidzem. Posiadał zmieniacz czasu. Nie było jakiekolwiek szansy, aby już nie żył. Nie i koniec. O tym, że przyjaciel też był w Zakonie na razie nie chciał myśleć.

Niby mógł się spodziewać, że jeśli płonie kamienica, to spłonęło też mieszkanie Kelly, ale jednak zrobiło mu się trochę przykro. Całe mieszkanie spłonęło. A przecież niedawno kupił do niego nowe meble! Taki piękny salon! Przepadł! Zamach na życie ludzkie i piękno!
– Wszystko się odbuduje. Grunt, że nic wam nie jest. Przekażcie mamie, że na razie możecie spokojnie zamieszkać u mnie w Brighton. Nie mam pojecia w jakim stanie jest mój dom w Londynie.

Rozejrzał się po okolicy. Na razie nic się nie działo, poza pożarem rzecz jasna, ale nie chciał ryzykować, aby Rita i Jessie teleportowali się do Ministerstwa w takich warunkach. Przejście do schronienia na piechotę też rzecz jasna odpadało, a niestety nie była to kiepska sztuka teatralna, aby nagle, jako deus ex machina, pojawiła się przed nimi karoca z testralami. Przy okazji, wśród tego chaosu, dostrzegł coś, co nagle zwróciło jego uwagę. Chmury. Ciemne chmury przesłaniające niebo, tak nieodłoczny element krajobrazu tragedi, a jednak... Nie padało. Nie. Czyżby... Chmury nie były normalne? Czy to z nich nie opadał ten przeklęty popiół?

Jonathan szybko rozejrzał się, aby zobaczyć czy gdzie przypadkiem nie zbierało się ich wiecej.

Rzucam na Percepcję III, aby wypatrzyć czy gdzieś nie zbiera się więcej chmur. Pod edycję

Rzut Z 1d100 - 52
Sukces!


Jonathan zamarła widząc jak rzeczywiście nad jednym z budynków, zbiera się więcej chmur, a potem wszystko staje w płomieniach. Selwyn zerknął na rodzeństwo Kelly.
– Nie możemy tutaj zostać. Dacie radę przejść sami do Biblioteki Parkinsonów? To niedaleko, a powinniście móc się stamtąd bezpiecznie teleportować. Spróbuję potem do was dołączyć. Chcę sie upewnić, czy ktoś jeszcze jest bezpieczny.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#9
23.04.2025, 08:28  ✶  

Rita wyszła z ministerstwa tak jak stała, z różdżką w dłoni, nie zabierała ze sobą niepotrzebnych rzeczy, bo liczył się przecież czas, musieli znaleźć jak najszybciej jej brata. Nie zastanawiała się nad tym, czy powinna brać ze sobą cokolwiek innego. Mieli dotrzeć do Jessiego, tyle, później będą martwić się co dalej, właściwie to wiedziała, że jak wrócą do ministerstwa to będą bezpieczni i tylko to miała znaczenie. Mama tam była, teraz udało im się zlokalizować jej bliźniaka, pozostawał tylko Theo - wierzyła, że Anthony będzie miał tyle szczęścia co oni i dotrze do niego dość szybko. Wtedy będą mogli ustalić jakiś plan działania, albo po prostu to przeczekać.

Okolica nie wyglądała najlepiej, płomienie rozprzestrzeniały się w bardzo szybkim tempie, nie miała zielonego pojęcia, jak długo świat będzie wyglądał w ten sposób, nie sądziła jednak, że ten pożar zostanie szybko ugaszony. Wielu ludzi straci dach nad głową, ale również życia. Jeśli nie przez płomienie, to przez inne czynniki, które one powodowały. Budynki będą się zawalać, szyby pękać, a tłum panikować, tak właściwie to powoli zaczynało się dziać. Piekło na ziemi.

- Longbottomowie też są ludźmi, każdemu może się coś stać. - Najwyraźniej nie miała w sobie tyle optymizmu, co Jonathan. Nie mogli zakładać, że nikomu nic się nie stanie, nie zamierzała ignorować zagrożenia, które było ogromne, bo to było nieco lekkomyślne.

- Nie ma sensu przejmować się mieszkaniem Jessie, to rzecz nabyta, najważniejsze, że Wam się nic nie stało. Mama jest bezpieczna, jeszcze Theo, i reszta wujków i będziemy mogli odetchnąć. - Tak, miała z tyłu głowy to, że musiała zobaczyć wszystkich w komplecie, aby faktycznie poczuć, że są bezpieczni. Nie wiedziała, jak szybko do tego dojdzie, zresztą znając swoich wujów - wiedziała, że nie będą siedzili w ministerstwie, gdy świat pochłaniał ogień. Będą mogli odetchnąć dopiero rano, gdy będzie po wszystkim, o ile w ogóle do rana się to uspokoi.

- Na pewno tutaj są, i szukają okazji, aby skrzwydzić kogoś jeszcze. - Nie miała co do tego najmniejszej wątpliwości. Faktycznie był to odpowiedni powód do tego, aby się stąd ewakuować jak najszybciej. Nie sądziła, aby istniał jakikolwiek sens, aby tkwili tutaj dalej i niepotrzebnie ryzykowali.

- Tak, damy radę się tam dostać. - Przemierzyła wzrokiem jeszcze okolicę, na Horyzontalnej znajdowało się sporo spanikowanych osób, jednak nie powinni mieć problemu z tym, aby jakoś przepchać się przez tłum. Biblioteka nie znajdowała się daleko, to nie było chyba, aż tak bardzo trudne do zrealizowania. Rita potrafiła być bardzo zawzięta, gdy jej na czymś zależało, miała to po matce. To raczej inni, którzy staną jej na drodze powinni się o siebie martwić. Gdy chodziło o bezpieczeństwo jej własnej rodziny, potrafiła być naprawdę podłym człowiekiem, była ona bowiem dla niej największą wartością. Nie liczyło się nic więcej, tylko to, czy jej najbliższym nie działa się krzywda.

- Gotowy? - Przeniosła wzrok w kierunku brata. Widziała, że dosyć mocno przeżywał to, co działo się wokół nich, był trochę nieswój, na pewno to, że znajdował się sam tutaj, pośród tego chaosu odcisnęło na nim swoje piętno. Musieli jednak się ruszyć i jak najszybciej dotrzeć najpierw do biblioteki, a później do ministerstwa, gdzie faktycznie będą bezpieczni, bo gmach budynku był chroniony całą masą specjalistycznych zaklęć.

Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#10
23.04.2025, 21:52  ✶  

Woda faktycznie by mu się przydała, ale to mogło poczekać, aż dotrą do bezpiecznego miejsca. Z pewnością również przydałyby się opatrunki na oparzenia. W tym momencie niejednej osobie przydałoby się wiele rzeczy, ale w tym konkretnym momencie należało zadbać o to, by znaleźć się jak najdalej ognia i jeszcze gorszego zagrożenia, na które w tym momencie byli odkryci.

Tak, Longbottomowie byli dość specyficzną rodziną. Tak, wuj Morpheus był bardzo specyficzny i nie była to wcale zła cecha. Wuj Morpheus nie był słaby. Wuj Morpheus nie dałby się tak łatwo zabić. Nawet IM. Może wuja Morpheusa faktycznie nie było w Londynie? Może był gdzieś daleko, zajęty swoimi sprawami? Może faktycznie go tu nie ma? A nawet jeśli jest, to może zdążył się schronić? Tak, w to powinien wierzyć. W to chciał wierzyć. Naprawdę chciał.

Wtedy odezwała się Rita i niepokój do niego wrócił. Bo, racja, Longbottomowie też byli ludźmi. Ludźmi, których można był zranić. Zabić. Zwabić w pułapkę. Wuj Morpheus też był człowiekiem, nie był odporny na ból i śmierć i tylko jego miejsce pobytu było niewiadomą. Tylko o nim ani Jonathan, ani Rita nie mogli powiedzieć "Tak, jest bezpieczny".

-Tak... nabyta - powtórzył po bliźniaczce.

No właśnie... Mieszkanie można było odnowić... Meble - nieważne, jak przykre to było, że zakupione przez Jonathana meble zostały zniszczone - można było kupić nowe. Wraz z meblami, dekoracjami, ścianami i jego samochodem spłonęły również rzeczy, których odkupić nie mogli. Jessie nie był nawet pewien, czy byliby w stanie je odnowić. Wrzesień znów odbierał mu coś cennego. Wcześniej było to w Egipcie. Teraz w Anglii.

Przejście do Biblioteki Parkinsonów brzmiało jak dobry plan. Tak nie sięgnął ogień, jak mówił wcześniej Jonathan. Było tam bezpiecznie i można było stamtąd teleportować się do Ministerstwa Magii. Powinni tam być Anthony i Theo. Odetchnął powoli, bo wiedział, co miał robić. Cała treść planu dotarła do niego w pełni dopiero po jakiejś sekundzie i jeszcze zanim Rita odpowiedziała jego chrzestnemu, otworzył usta, by zaprotestować. "Nie idziesz z nami?" chciał spytać, ale powstrzymała go jego bliźniaczka.

Jonathan nie mógłby zostawić kogoś w potrzebie i była to jedna z cech, które Jessie podziwiał w swoim chrzestnym, ale w tym momencie wolałby, by Selwyn ich nie opuszczał. Za bardzo się martwił, że Jonathan mógłby zostać poważnie ranny, albo, co gorsza, mógłby nie wrócić.

-... Uważaj na siebie - powiedział w końcu, w myślach powtarzając "Jest silny. Jest sprytny. Nie dałby się pokonać. Wróci." jak mantrę.

Drżącego u stóp Benjiego wziął na ręce i skinął głową siostrze.

-Gotowy.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (29), Jonathan Selwyn (1546), Rita Kelly (1672), Jessie Kelly (1535)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa