• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72 1.09 Hanibal & Lauretta] Bo do tanga trzeba dwojga

[Jesień 72 1.09 Hanibal & Lauretta] Bo do tanga trzeba dwojga
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#1
16.04.2025, 14:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.07.2025, 16:38 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Bajarz IV

1.09.72
godziny wieczorne

Teatr The Globe - sala prób

Miała być muzą.

Na samo wspomnienie słowa MUZA dostawała gęsiej skórki. Kilka dni temu miał być idealny wieczór, szansa na pozyskanie wystarczająco bogatego mecenasa, aby w końcu się wybić, w końcu być kimś. Zegar tykał. Miała już dwadzieścia sześć lat. Oczywiście czarodzieje żyli dłużej niż pospolite, pozbawione magii robactwo, ale w dalszym ciągu przeklęte trzy z przodu mogło wskazywać, że już nie jest młoda i zdolna. Boleśnie przekonała się po dwudziestych trzecich urodzinach, że przestała być obiecująca, utrata kolejnego epitetu mogła być zbyt bolesna...

Ekstaza Merlina

O tym miało być to przedstawienie, chociaż kobieta nie wnikała w jego treść. Była tancerką. Miała przede wszystkim przyjść i swoim ciałem wyrazić to wszystko, czego nie mogły wyrazić słowa. Choreografię dostała od tej starej raszpli swojej ciotki, primabaleriny z ubiegłego wieku. Drażniło ją to. Czuła, że odgrzewając sobą stare kotlety, nie zabłyśnie.

Poprawiła pasek pointy i spojrzała na Hana, jej Merlina.

– Jeszcze raz – rzuciła twardo, choć widziała pot roszący jego czoło. Nie mieli miejsca na brak perfekcji. ONA nie miała miejsca, szczególnie że scen w których się pojawiała jako jego muza i ekstaza było ledwie garść na cała dwugodzinną tyradę o ekscesach młodego czarodzieja. Mężczyźni mieli łatwiej, oni dojrzewali jak wino. Wygładziła idealnie przylizane włosy i zignorowała ból w kolanie.

W sali ćwiczeniowej panowała cisza. Nie chciała z zaklętego gramofonu odtwarzać muzyki, jeszcze nie. Raz, dwa, trzy, cztery... aby liczyć nie potrzebowała rozpraszających dźwięków. Kotlet... nie mogła... bała się wpłynąć na jego kształt. Dlatego musiała dopracować go do ostatniego ruchu palców.

Powinni skończyć dwie godziny temu.

Przekrzywiła głowę to w prawo to w lewo, pozwalając kościom i stawom wypełnić przestrzeń dźwiękową. Trzeba było zmyć z siebie ten blamaż Muzy, którą zafundowała jej ta piekielna pizda Avery. A już rozmawiała z byłym Ministrem Magii. Już szczęście było tak blisko...

– Gotowy? – przynagliła go ostro pytaniem, w jej sylwetce próżno było szukać łagodności łabędzia. Chyba że tego czarnego...

lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#2
16.04.2025, 17:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.04.2025, 18:28 przez Hannibal Selwyn.)  
Hannibal siedział płasko na podłodze, rozciągając zmęczone mięśnie. Powinni skończyć trening dwie godziny temu, ale Lauretta była dzisiaj nieubłagana, tańczyła, jakby sam szatan następował jej na pięty. Han kochał tańczyć i kochał ten moment, kiedy wyczerpanie i ból mięśni przeganiały wszystkie trudne myśli i emocje z jego głowy, a jeszcze bardziej kochał dzielić z kimś te chwile. Był szczęśliwy w nieco histeryczny, podlany adrenaliną sposób.
Westchnął, niezgrabnie podniósł tyłek z podłogi i przyklęknął na jedno kolano.
- Będziesz cisnąć, aż zacznę błagać o litość? - zapytał z uśmiechem, spoglądając spod wilgotnej czupryny na partnerkę. Zdeterminowana, spocona tak, jak on, ale niemal doskonale ukrywająca własne wyczerpanie. Piękna.
Podniósł się ciężko. Jego uda drżały i groziły, że po prostu się poddadzą - nie mógł sobie na to pozwolić. Zwłaszcza nie teraz, kiedy Lori patrzyła na niego z zawziętą miną i jakby wyzwaniem w oczach. Napiął i rozluźnił jedną, potem drugą nogę.
Cofnął się na miejsce, z którego powinien zacząć pierwszą sekwencję. Z każdym krokiem jego ruchy nabierały na nowo tanecznej gracji.
Brakowało mu muzyki. Zawsze, kiedy jego ciało wydawało się być na skraju wytrzymałości, to ona odwracała uwagę, niosła i pozwalała wycisnąć z siebie jeszcze trochę.
- Jeszcze jeden raz z naliczeniem, potem chcę spróbować z muzyką.- oznajmił, dając jednocześnie znać, że ma w sobie przynajmniej jeszcze ze dwie próby Stanął na pozycji, przestąpił z nogi na nogę i ruszył.
- I raz, i dwa i piruet, i raz, dwa, trzy i w dół i ty - mamrotał pod nosem, jedna sylaba na każdy bit wyimaginowanej muzyki. Na “w dół i ty” opadł na kolano, nieco gwałtowniej, niż zamierzał - jego kolano boleśnie uderzyło o parkiet, ale sapnął i skrzywił się tylko na sekundę. Z zaciśniętymi zębami zastygł w oczekiwanej pozycji z głową i ramionami odrzuconymi w tył, czarodziej oddający się całkowicie we władanie muzy.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#3
17.04.2025, 21:36  ✶  
Zaczepne pytanie skomentowała li tylko wysokim uniesieniem brwi. Jej ostre rysy, wyraziste kości policzkowe i lodowate szare oczy zdawały się epatować pogarda. A może profesjonalizmem? Oba leżały zbyt blisko siebie, a w półmroku ćwiczebnej sali nie musiała silić się na kokieteryjne uśmieszki. Nie wobec swojego współwykonawcy.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to błąd. z politycznego punktu widzenia bliski kontakt z główną częścią drzewa, z syneczkiem dyrektora powinien być korzystny dla dalszego wspinania się po szczeblach artystycznej kariery. Lauretta wiedziała jednak, że to ślepy zaułek. Jesli kogokolwiek powinna tu uwodzić, to był to jej wuj, a nie kuzyn. Nie żeby zamierzała. Obecnie w głowie miała tylko układ, wykuty na blachę, ćwiczony na sucho bez Merlina, ćwiczony wieczorami, wizualizowany w drodze do i z teatru.

Musiała być doskonała.

Ale owej doskonałości nie była w stanie osiągnąć sama niestety.

Lekko wydęte wargi nie obdarzyły Hannibala choćby cieniem kojącego uśmiechu i niepotrzebnego, marnującego czas i energię współczucia. Drażnił ją swoją nieudolnością, zdecydowanie nie należała do grona jego fanek. Głupi szczeniak - nawet jeśli tylko kilka lat młodszy od niej - nic nie wiedział o tykającym zegarze prawdziwych artystów. O jej zegarze. Urodzenie, zestaw genitaliów - to wszystko warunkowało jego sukces.

Głupi kutas.

Skinęła głową i przyjęła właściwą pozę. Zaczął odliczać, niczym droga na ścięcie, krok za krokiem...
i raz i dwa i piruet

Bladolica maska będąca jej twarzą przybrała adekwatny wyraz zaprojektowany przez reżyserskie dłuto. Muzyka nie musiała grać, bo słyszała ją każdą cząstką siebie, żelazne poddawały się żelaznej woli artystki. Gwiazdy.

Utwór płynął, scena miała sens, miała swój dobry czas. Praca wkońcu zaczęła przynosić efekty. Ale oboje byli zmęczeni.

Gdy gruchnął kolanem, potworny grymas wykrzywił piękną twarz. Zniesmaczenie? Wściekłość? Spodziewane "solo" nie pojawiło się. Zamiast muzy, na scenę wkroczyła wprost Furia.

- Co Ty sobie wyobrażasz gówniarzu! To nie jest takie trudne, ja NIE JESTEM w stanie zatańczyć tego za Ciebie! - wybuchła, ale w jej zaciśniętym gardle znać było bezsilność i strach. Presja była zbyt wielka. - Co za pierdolona amatorszczyzna - wypluła z siebie odchodząc od klęczącego mężczyzny do swojej torby w której miała poza różdżką i ręcznikiem butelkę wody. Pustą butelkę.

Z gruchnięciem cisnęła ją w widownie, a potem opadła na deski drążcymi dłońmi wygładzając sobie włosy, mimowolnie wcierając pot zamist pomady. Była na granicy wytrzymałości.

- To nie może się znowu wydarzyć, tym razem musi... musi być idealnie... - Powieki miała szeroko rozwarte, jej pierś falowała urwanym oddechem. Nie mówiła do niego, choć mantra zamiast ukojenia raczej przydawała jej napięcia. - Musimy to po prostu powtózyć, jeszcze raz i jeszcze... - Wciąż drżąc schyliła się do torby aby sięgnąć po różdżkę. Drugą dłonią potrawiła getrę skrywającą łydkę. Mięśnie błagały o litość. Jej partner przed momentem błagał o litość. Ale sztuka nie znała litości. Sztuka wymagała poświęceń.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#4
17.04.2025, 22:33  ✶  
Otworzył jedno oko, gdy zamiast tańczyć, zaczęła krzyczeć i spojrzał na nią. Dobry humor, który jeszcze przed chwilą bąbelkował w nim, jak szampan, uleciał. Po co te wrzaski, czy przerwał taniec? Czy choćby zachwiał się po uderzeniu? Nie! A ona, zamiast docenić jego gotowość do cierpienia w imię Sztuki, śmie go obrażać! Przekrzywił głowę, spoglądając  na nią tym razem wprost.

- Amatorszczyzna, to jest pozwolenie, żeby błąd wybijał cię z rytmu - syknął w jej stronę z jadem godnym samego Slytherina. Tego uczyli go instruktorzy tańca i starsi aktorzy - krzywo stanąłeś? Pominąłeś linijkę tekstu? Kiedy jesteś na scenie, ignorujesz to i jedziesz dalej! Doskonale pamiętał słowa Carlosa, choreografa z którym robił swój pierwszy balet: "Nawet, jak ci gacie jajca przyszczypią, to masz tańczyć, do cholery!" Carlos groził, że każe mu wsadzić w gacie papier ścierny i pozwoli wyjąć dopiero, gdy widownia się zapełni.

- Zamiast skupiać się na pierdołach, których żaden widz nie wyłapie, powinniśmy puścić muzykę i przetańczyć to od początku do końca! - Podniósł się, widząc, że Lauretta nie zamierza kontynuować tańca - Ale widzę, że dla Ciebie priorytetem jest pilnowanie, żeby  postawić stopę co do centymetra! To ma być ekstaza, do kurwy, a nie mechaniczne odtwórstwo! - krzyknął w jej stronę gdy odchodziła, robiąc krok za nią. Jej gniew udzielał mu się, karmiony przez własną frustrację, zmęczenie i ból kolana, który jeszcze chwilę temu był gotów ignorować. Który byłby w stanie ignorować, gdyby Lori, wściekła nie wiadomo na co, nie przerwała próby.

Miał ochotę powiedzieć coś jeszcze, coś krzywdzącego, uderzyć w miękkie - może o tym, co jej obsesyjne skupienie na wspomnianych centymetrach mówi o jej życiu seksualnym, albo może coś o tym, że z takim podejściem, to nie dziwota, że Ekstaza to pierwsza duża rola, jaką dostała w tym roku. Już nabrał powietrza, by obrazić ją tak samo, jak ona jego, ale powstrzymał się w ostatniej chwili i sapnął tylko, odwracając wzrok od mamroczącej  tancerki. Jej wytrzymałość po prostu pękła tak, jak jego groziła, że pęknie już od pół godziny. Spychał to uczucie głęboko w głąb siebie, ale nie mógł zaprzeczyć jego istnieniu. Miał ochotę rzucić butami i wyjść.

- Popełniamy błędy ze zmęczenia. Ochłońmy, potem próba z muzyką i koniec na dziś - zaproponował pojednawczo. Jeżeli Lauretta dalej będzie robić takie popisy, to może trzeba będzie porozmawiać z reżyserem na jej temat? Miał w końcu krwawić i jęczeć przed setkami czarodziejów, czy musi do tego jeszcze znosić jej fochy?...
Westchnął z rezygnacją, myśląc o tym. Lori była dobra, trudno będzie znaleźć kogoś, kto dorówna jej technicznie. Sztuka wymagała poświęceń.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#5
23.04.2025, 15:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2025, 16:00 przez Dearg Dur.)  
Prychnęła na jego odbicie piłeczki. To nie ona była tu problemem, byłaby w stanie bez najmniejszego zawahania zatańczyć swoją część i jego część i każdą część, którą otrzymałaby od losu.

– Całościowe przebieżki i czekanie aż to się samo wygładzi, wyczesze, to jest właśnie amatorskie podejście! Nic dziwnego, że tego nie rozumiesz, w końcu jesteś tylko aktorem. Aktorom tak się mówi, bo wiadomo, że nie wycisną nic więcej z siebie. Perfekcja zaś wymaga skupienia się na detalu i kontroli! Perfekcja wymaga odrobiny mózgu, żeby zapanować nad swoim ciałem... – wyrzucała z siebie, wściekła na to bezczelne oskarżenie z ust kogoś, kto nie musiał się jako syn dyrektora martwić absolutnie o nic. – Ile razy byśmy tego nie powtarzali, to TY źle opadasz na kolano. Masz za słabe mięśnie, to TY jesteś za słaby. Ja nie potrzebuję włączyć muzyki i pląsać do niej, mam ten układ wryty w swoje mięśnie. Choćby i miał podczas Ekstazy spłonąć cały teatr zatańczę go, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą w życiu zrobię gówniarzu, więc nie wycieraj mi w oczy, że to ja zgubiłam rytm! – Uniosła różdżkę i energicznie zamachnęła się z nadgarstka, aby uruchomić magiczny gramofon ustawiony w miejscu z którego będzie docierać do nich muzyka. Była jednak w silnych emocjach, a te nie sprzyjały poddawaniu magii swojej woli.

Translokacja II - uruchomienie z dystansu gramofonu.
Rzut N 1d100 - 71
Sukces!

Mimo wewnętrznej furii, która czyniła z jej bladolicej skóry połacie jeszcze bardziej blade, muzyka rozbrzmiała.
– Większość publiczności tego nie zobaczy. Wystarczy, że będzie tam jedna, dwie osoby, które wiedzą na co patrzeć. Gdzie patrzeć. Kiedy patrzeć. I one zostaną ocenione. Dalej – pogoniła go chłodno, puszczając mimo uszu jego propozycję odpoczynku i ostatniej próby przed opuszczeniem tego dnia kurtyny na ich artystyczne zmagania. Wciąż stała w miejscu, kontrolując oddech, nie pozwalając na to by pierś unosiła się zbyt szybko. Dystansując się do siebie, do własnych uczuć i nęcącego ataku paniki, przeszła w ofensywę, w której to bananowy dzieciak, gwiazda wieczoru był winny całemu złu tego świata. – Pokaż mi, że się mylę i jesteś w stanie zatańczyć tak, by nie łupać sceny własną rzepką. – Sama nie zamierzała najwidoczniej się ruszać. Obserwowała go krytycznie, czekając niecierpliwie, nie będąc pewną, czy wolałaby czuć ulgę kiedy chłopakowi w końcu się uda, czy falę agresji, która zalałaby ją przy kolejnej porażce.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#6
23.04.2025, 17:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2025, 17:10 przez Hannibal Selwyn.)  
Gdyby ten pierdolony teatr spłonął, wreszcie byś do niego pasowała, artystko ze spalonego teatru!

Zatrząsł się ze złości i już-już miał oznajmić, że nie ona tu jest od oceniania, że on jest tancerzem nie mniej, niż aktorem, a tak w ogóle, to dopiero pierwszy raz dzisiaj przywalił kolanem, ale jej uwaga o za słabych mięśniach obudziła w nim ducha współzawodnictwa. Prychnął tylko - obelgi mogły poczekać. Tymczasem, pozwolił swoim kipiącym emocjom przegonić zmęczenie z ciała, a resztę zwinął ciasno, jak nić na szpuli, by stały się paliwem.

Nienawidził jej podejścia. Nienawidził kompleksu niższości, jaki prezentowali niektórzy tancerze. Tak, jakby ich sztuka była gorsza od aktorstwa - a to przecież nieprawda. Han był aktorem, ale był również zakochany w tańcu. Może nie uważał, żeby taniec był generalnie lepszy, niż seks, ale z pewnością był lepszy, niż niektóre przygody, jakie zdarzyło mu się przeżyć.
Ale nie taki taniec, nie skupione na atletyce, frustracji i snobiźmie dreptanie kroczków. Loretta tańczyłaby te same, wyuczone kroki do ciszy, do marsza ślubnego i do muzyki z Benny Hilla. Robiłaby to perfekcyjnie, ale czy podobałoby się to widowni? Czy byłyby w tym emocje? Czy byłaby to sztuka?

Wrócił na miejsce na skraju parkietu. Skupił się na płynącej z gramofonu muzyce i na tym, żeby przestać myśleć.

Pierdolone kolano.

I zatańczył.

Aktywność fizyczna + powyżej oczekiwań - odtańczenie układu
Rzut PO 1d100 - 95
Sukces!

Gniew, jeszcze przed chwilą wprawiający w drżenie jego dłonie, nakazujący krzyczeć i rzucać przedmiotami, teraz - zaprzęgnięty do konstruktywnej pracy - płynął przez jego mięśnie jak drugi krwiobieg. Han nawet nie wiedział, kiedy emocja stopiła się w jedno z muzyką i przestała palić żywym ogniem w klatce piersiowej, dławić w gardle. Opadnięcie na kolano było tym razem doskonale łagodne, kontrolowane, bezgłośne. Han nie zamierzał przerywać, niezależnie od tego, czy Lauretta łaskawie ruszy tyłek, by do niego dołączyć. Odczekał na podłodze czas przeznaczony na jej sekwencję i zerwał się z nową energią, rozgrzany, gotowy, jeżeli partnerki nie będzie na miejscu, to odtańczy cały utwór sam. Nie ona jest gwiazdą tego przedstawienia. Tego teatru!

Ten układ był piękny, pełen pasji. Opowiadał o strachu przed odrzuceniem, o gotowości poddania się miłości, nawet, jeżeli to miałoby się wiązać z bólem. O słodkim, nieznośnym cierpieniu oczekiwania. O potrzebie. O tęsknocie.
Można go było zatańczyć tak, żeby widownia miała po nim ochotę zapalić przysłowiowego papierosa.
Ale do tego trzeba było nie tylko żelaznej kondycji i dyscypliny, ale też poczucia tego wszystkiego, o czym mówił i woli oddania odrobiny tych przeżyć widowni.
I Hannibal był gotów oddać tyle, ile tylko widownia pomieści.

Muzyka ucichła, a tancerz zatrzymał się - zdyszany, zarumieniony, nie mający siły na swój firmowy triumfalny uśmiech, ale czujący go w środku. Otworzył oczy, mentalnie przygotowując się na powrót na ziemię, na spotkanie z wściekłą Laurettą.

- Zadowolona? - zapytał, z odrobiną tylko przekąsu w głosie.
Ściągnął z siebie obcisłą czarną koszulkę i wytarł nią pot z twarzy i klatki piersiowej - z żadnym skutkiem, bo była już tak przemoczona, że możnaby ją wyżymać.
- Starczy na dzisiaj! - oznajmił kategorycznie. Ruszył w stronę własnej torby - Naprawdę uważam, że na tym etapie tylko powielamy błędy ze zmęczenia. - wreszcie osiągnięty sukces nastroił go łaskawie i był gotów jeszcze raz wyciągnąć rękę do tancerki, dać jej możliwość zgodzenia się z nim i zakończenia dnia jeżeli nie w przyjaznej, to przynajmniej nie w otwarcie wrogiej atmosferze.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#7
28.04.2025, 09:26  ✶  
Jego twarz była bardzo ekspresyjna i niekłamaną przyjemność sprawiał każdy męski grymas utwierdzający Laurettę, że w końcu utarła temu zarozumiałemu dupkowi nosa. Napawanie się sukcesem nie trwało jednak długo: Hannibal zaczął tańczyć, dał się porwać muzyce i och, jak on zatańczył... Chłodne oczy śledziły każdy jego ruch, umysł poddawał surowej ocenie każde wychylenie, każdy gest nie tylko nóg, ale też dłoni, sylwetki, każdy oddech, każde przymknięcie powiek, rozchylenie warg.

Stała niewzruszona jak posąg, z założonymi rękoma, z nogami w pozie absolutnie niewygodnej dla zwykłego śmiertelnika, ale pozwalającej jej nieznacznie rozciągać stężałe łydki. Fala sprzecznych emocji tymczasem obmywała analityczny umysł wysycony obecnie zazdrością nie tylko o zamożność i możliwości chłopaka udostępnione mu od wczesnego dzieciństwa, ale też niekłamany talent, który teraz odnajdywała w jego samotnym popisie.

Powiadali, że każdy jest kowalem swojego losu, ale niektórzy mogli urodzić się w pełni wysposażonej kuźni, otoczeni najlepszymi młotami, piecami i mistrzami nakierowującymi ich narzędzia na odpowiednie tory. Choć Hannibal i Lauretta należeli do tej samej rodziny, dwie gałęzie tego samego drzewa łatwo dało się odróżnić. Mężczyźnie łatwo było mówić o poddaniu się nastrojowi, o "ekstazie bez mechanicznego odtwórstwa". Jego los - w perspektywie tancerki, która nie miała większego pojęcia o tym z jakimi demonami musiał mierzyć się jej młodszy krewniak - był usłany różami, pozbawiony walki, wydzierania dla siebie sceny dzień po dniu. Uwielbiała jego taniec, lecz nienawiść w sercu urosła do niebotycznych rozmiarów.

Pierdolony człowiek pierdolonego renesansu...

Muzyka ucichła, choć przyjemnie wyobrażać było sobie dźwięk kapiącego potu z jego czoła prosto na deski. Kącik ust zadrgał jej, gdy spytał czy jest zadowolona. Nie była zadowolona, ale też miała w sobie na tyle artystycznej uczciwości, by nie wmawiać mu błędów w wykonaniu niemal doskonałym.
– Dobrze – przystała na propozycję zakończenia treningu. Jej obliczenie nie złagodniało, ale za sukces można było odebrać fakt, że jej oblicze również przestało z każdą minutą chmurzyć się bardziej. Selwynówna przeszła w stan profesjonalnego dystansu, aby odciąć się zarówno od niechęci do swojego partnera, ale też... ulgi którą czuła na myśl o tym, że chłopak mimo wszystko opanował układ i potrafił nie walić kolanem w podłogę, jak drwal siekierą w pieniek. – Jutro będziemy ćwiczyć z muzyką – dodała pojednawczo pochylając się ku ziemi by zgarnąć swoje rzeczy i przetrzeć ręcznikiem własne czoło. Zdradliwe ciało drżało. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo jest zmęczona... – Melodia służy Ci o wiele bardziej niż odliczanie – przyznała absolutnie obojętnym tonem i najwidoczniej był to absolutny sufit uprzejmości i uznania, na który było ją stać, zaraz potem zwilżyła usta resztką wody z butelki, o której dawno zapomniała podczas intensywnego wieczoru. Widmo zbliżającej się migreny stało się nieznośne. – Możemy zacząć godzinę po głównej próbie, tak żeby... nie powtarzać ze zmęczenia błędów.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#8
30.04.2025, 18:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.04.2025, 18:44 przez Hannibal Selwyn.)  
O szczęście niepojęte, jego wysiłki znalazły uznanie w oczach gniewnej Muzy!

Skinął głową w podziękowaniu za słowa uznania. Usiadł na podłodze w miejscu, gdzie zostawił swoje rzeczy, zdjął pointy i poruszył najpierw oswobodzonymi palcami stóp, a potem ramionami, rozkoszując się lekką bolesnością przetrenowanych pleców. Emocje opuściły go, przekute w ruch  zastąpione przyjemnym uczuciem pustki, czystego, spokojnego umysłu.

On również nie miał już nic do picia. Obrzucił bezradnym spojrzeniem widownię, w którą Lauretta cisnęła pustą butelkę i sięgnął po różdżkę. Rozłożył nogi szeroko, rozciągając ścięgna pod kolanami i mięśnie ud i odwrócony plecami do Lauretty, by nie widziała jego ewentualnej porażki, machnął różdżką.

Kształtowanie III - stworzenie dwóch butelek zimnej wody
Rzut Z 1d100 - 3
Akcja nieudana

Zmęczenie czterema godzinami pracy z tekstem “Ekstazy” i kolejnymi czterema wymagającego treningu okazało się jednak zbyt silne dla jego magicznych zdolności. Zaklęcie nie zadziałało, a on wzruszył zrezygnowany ramionami. Wstał i zeskakując ze sceny, zawołał do partnerki:
- Gdzie wywaliłaś tamtą butelkę? Przyniosę wody!
Rozejrzał się po widowni, poszukując flaszki - wolał nie ryzykować kolejnego nieudanego zaklęcia. Jego ego było już wystarczająco obolałe.
Kucnął niezgrabnie, zaglądając pod fotele tak, jak zrobiłby to pierwszy lepszy czarodziej, bez swojej zwykłej kokieterii. Teraz, w tym krótkim momencie wyczerpania i spokoju, kiedy jego ciało nie wołało już o nic poza odpoczynkiem, mógł się zdobyć na porzucenie pozy, na bycie przez chwilę po prostu zmęczonym, obolałym tancerzem. Jak ona - a więc było ich dwoje. Drużyna.

Taniec to sport zespołowy, pomyślał głosem Carlosa, ty i pozostali tancerze na scenie musicie współpracować, a nie udowadniać własną wyższość.

Hannibal nigdy nie wiedział, czy się zgadza. Kiedyś próbował kłócić się, że niekoniecznie, że przecież każdy tancerz pracuje na własną karierę… “Zatańcz ze mną, skoro tak!” - mówił wtedy Carlos. I sprowadzał Hannibala do parteru swoim doświadczeniem. Zmuszał go do piruetów, wyskoków i niemal akrobacji leżących tuż poza granicą umiejętności ucznia, na tyle blisko, by Hannibal, pełen młodzieńczej buńczuczności i przekonania o własnej wszechmocy podejmował wyzwanie, ale na tyle daleko, by błąd kosztował go upadek. Carlos nigdy wtedy nie łagodził tego upadku, nie kompensował tego błędu. “Rozumiesz teraz?” - pytał, patrząc obojętnie, jak Selwyn zbiera się z podłogi.

Zaryzykował spojrzenie na Laurettę, zastanawiając się, czy bezpiecznie jest w ogóle się odzywać.
- Z muzyką nie muszę wyobrażać sobie rytmu i nie zastanawiam się nad tempem. Obiecuję, że do premiery będę klękał lekko, jak piórko. Dźwigniemy to, nie martw się! - rzucił w jej stronę zanim zanurkował między fotele. Wynurzył się ze stęknięciem i zwycięskim gestem uniósł cudownie ocaloną od stłuczenia butelkę w górę.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#9
10.05.2025, 08:59  ✶  
Oblicze Lauretty bynajmniej nie było uśmiechnięte. Jej twarz pozostała posągowa, niezmienna, zacięta w dążeniu do perfekcji, której wymagał od niej świat, której wymagała od niej jej własna duma i ambicja. Niemniej jednak Hannibal - pomijając wszystkie uprzedzenia, które miała wobec kuzyna w swoim sercu - zatańczył przed momentem pięknie. Zatańczył wybitnie. Oczywiście mogłaby na niego denerwować się dalej, zasypywać wyimaginowanymi oskarżeniami, uchybieniami, które nie miały miejsca. A jednak - cieszyła się, bo jego dokładne wykonanie układu dawało jej nadzieję na rozbłyśnięcie tego wieczoru. Ostatecznie też nie był kobietą, nie był drugą baleriną z którą musiałby konkurować. Merlin i jego Ekstaza, jego Muza. Przez moment mile połechtała ją myśl, że jest w gruncie rzeczy tytułową bohaterką sztuki.

Skinęła głową zamiast słów podziękowania, co na nią i tak było całkiem sporo i wzięła butelkę.
- Dobrze. Będziemy zatem ćwiczyć z muzyką - ofiarowała mu oszczędne słowa, komplement który zaistniał w powietrzu między nimi tylko dlatego, że nie padła żadna uszczypliwość o jego amatorskim podejściu i niemożności usłyszenia muzyki w swojej głowie, gdy była taka konieczność. Była wyczerpana, ale to zmęczenie kładło się przyjemnym okładem satysfakcji. Selwyn doprowadzony pod ścianę wykrzesał z siebie bardzo dużo i mimowolnie Lauretta zaczęła przypisywać sobie zasługi jego katorżniczego wysiłku i naturalnego talentu. Jakiekolwiek jednak egocentryczne myśli zaczęły się kłębić w tym umyśle ściągniętym perfekcyjnie zaciągniętymi do ciasnego koka włosami jedno było pewne:

Po dzisiejszej próbie, cieszyła się, że tańczą razem, a perspektywa tak premiery jak i kolejnych spektakli repertuarowych, zamiast niekończącej się walki, zdała się całkiem przyjemną wizją na nadchodzące miesiące.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Hannibal Selwyn (1695), Dearg Dur (1896)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa