16.04.2025, 14:50 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.07.2025, 16:38 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Bajarz IV
1.09.72
godziny wieczorne
Teatr The Globe - sala prób
godziny wieczorne
Teatr The Globe - sala prób
Miała być muzą.
Na samo wspomnienie słowa MUZA dostawała gęsiej skórki. Kilka dni temu miał być idealny wieczór, szansa na pozyskanie wystarczająco bogatego mecenasa, aby w końcu się wybić, w końcu być kimś. Zegar tykał. Miała już dwadzieścia sześć lat. Oczywiście czarodzieje żyli dłużej niż pospolite, pozbawione magii robactwo, ale w dalszym ciągu przeklęte trzy z przodu mogło wskazywać, że już nie jest młoda i zdolna. Boleśnie przekonała się po dwudziestych trzecich urodzinach, że przestała być obiecująca, utrata kolejnego epitetu mogła być zbyt bolesna...
Ekstaza Merlina
O tym miało być to przedstawienie, chociaż kobieta nie wnikała w jego treść. Była tancerką. Miała przede wszystkim przyjść i swoim ciałem wyrazić to wszystko, czego nie mogły wyrazić słowa. Choreografię dostała od tej starej raszpli swojej ciotki, primabaleriny z ubiegłego wieku. Drażniło ją to. Czuła, że odgrzewając sobą stare kotlety, nie zabłyśnie.
Poprawiła pasek pointy i spojrzała na Hana, jej Merlina.
– Jeszcze raz – rzuciła twardo, choć widziała pot roszący jego czoło. Nie mieli miejsca na brak perfekcji. ONA nie miała miejsca, szczególnie że scen w których się pojawiała jako jego muza i ekstaza było ledwie garść na cała dwugodzinną tyradę o ekscesach młodego czarodzieja. Mężczyźni mieli łatwiej, oni dojrzewali jak wino. Wygładziła idealnie przylizane włosy i zignorowała ból w kolanie.
W sali ćwiczeniowej panowała cisza. Nie chciała z zaklętego gramofonu odtwarzać muzyki, jeszcze nie. Raz, dwa, trzy, cztery... aby liczyć nie potrzebowała rozpraszających dźwięków. Kotlet... nie mogła... bała się wpłynąć na jego kształt. Dlatego musiała dopracować go do ostatniego ruchu palców.
Powinni skończyć dwie godziny temu.
Przekrzywiła głowę to w prawo to w lewo, pozwalając kościom i stawom wypełnić przestrzeń dźwiękową. Trzeba było zmyć z siebie ten blamaż Muzy, którą zafundowała jej ta piekielna pizda Avery. A już rozmawiała z byłym Ministrem Magii. Już szczęście było tak blisko...
– Gotowy? – przynagliła go ostro pytaniem, w jej sylwetce próżno było szukać łagodności łabędzia. Chyba że tego czarnego...