Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Ten dzień okazał się być bardzo popierdolony. Zapowiadał się naprawdę wspaniale. Miała jednak wrażenie, że od tego jakże urocze poranka, i południa minęło wiele dni, chociaż przecież były to tylko godziny. Sytuacja się odwróciła, może nie do końca, ale no nie zakładała takiego zakończenia tego dnia. Pożary zaczęły pochłaniać Londyn zupełnie znienacka, ciemne chmury okryły niebo, a oni znaleźli się w piekle na ziemi. Nikt chyba tego nie przewidział, szkoda, bo powinni być gotowi na wszystko. Tylko, czy na pewno? Czy ktoś był w stanie przewidzieć to, że ci popierdoleńcy postanowią podpalić całe miasto? No nie, zdecydowanie nie. Najwyraźniej chcieli udowodnić to, że aktualnie zaczynali przejmować władzę nad całym czarodziejskim światem. Tyle, że nie robili tego w odpowiedni sposób, ludzie będą się ich bali, a strach nie był odpowiednią metodą do wzbudzania szacunku.
Voldemort postanowił pokazać swoją siłę, tyle, czy faktycznie atakowanie zupełnie znienacka niewinnych było demonstracją siły? Yaxleyówna byłaby skłonna się z tym kłócić, no, ona zawsze miała coś do powiedzenia, więc nie było to nic nowego. Gdyby był faktycznie taki odważny, to wypowiedziałby oficjalną wojnę, nie chował się chuj wie gdzie, a jego fanatycy nie popierdalaliby po mieście w maskach. Na pewno nadejdzie moment, gdy poznają ich twarze, nie mogła się go doczekać, wtedy będą mogli zobaczyć, kto był taki wspaniałomyślny.
Geraldine naprawdę rozumiała to, że czysta krew miała znaczenie, tradycje i ta cała reszta, dzięki temu ten świat jakoś funkcjonował od lat. Nigdy jednak nie potrafiła zaakceptować mordowania ludzi tylko przez to, że urodzili się w nieodpowiedniej rodzinie, dla każdego było miejsce w magicznym świecie. Nie było potrzeby do sięgania po takie metody, aby coś zmieniać. Ci ludzie nie mieli wpływu na to, że obudziła się w nich magia, dla nich to też było coś zupełnie nowego, nie prosili się o to, więc zabijanie ich w imię jakichś popierdolonych poglądów było pojebane. Przy okazji najwyraźniej Czarny Dzban przestał dbać o tych dla niego najważniejszych, bo przecież tacy jak ona, czystokrwiści również mieszkali w Londynie, oni na pewno też odczują skutki tych pożarów.
Kiedy jej brat chodził i stukał od drzwi do drzwi, aby spełnić polecenie Roisa ona oparła się o ścianę i czekała. Sprawdziła, czy ma przy sobie swoją wsiąkiewkę, którą skrupulatnie spakowała w swoim mieszkaniu, musiała się upewnić, że jej nie zgubiła, wszak była pełna skarbów, które mogły się im przydać. Zsunęła szalik, którym miała okrytą twarz na brodę, chciała w pełni odetchnąć, bo czuła, że te ograniczone oddychanie powoli zaczynało ją wykańczać. Jasne - musieli chronić się przed dymem, tyle, że tutaj póki co jeszcze go nie było. Mogła na chwilę opuścić gardę.
Była nieco zmęczona, ta przeprawa kosztowała ją sporo sił, bo przecież to nie było zwyczajne bieganie między drzewami, wiele by dała, aby znaleźć się teraz w lesie, z dala od tego chaosu, wiedziała jednak, że nie może sobie jeszcze póki co na to pozwolić.
Czekała, aż Ambroise i Astaroth wrócą do niej, z tymi kluczami, a być może z kolejnymi osobami, które były obecne w kamienicy, w końcu jej brat miał sprawdzić, czy ktoś jeszcze jest w środku. Tak właściwie to nie wiedziała, jak wyglądają ich dalsze plany, mieli zobaczyć co z Fabianem, a co później? Pewnie dopiero się okaże. Ta noc mogłaby się już skończyć, tak, chociaż jeszcze lepiej by było gdyby się nigdy nie wydarzyła.
Ich spokój został zaburzony dość szybko, wiedziała, że czeka ją kolejna poważna rozmowa z Greengrassem na temat jej lekkomyślności, chociaż nie uważała, aby postąpiła niewłaściwie, widziała jego wzrok jeszcze kilka minut temu - nie wróżył niczego dobrego. Wydawało jej się, że już będzie w porządku, ale mogli nacieszyć się tym względnym spokojem przez ledwie kilka godzin. To było przytłaczające, tak samo jak to, co działo się na zewnątrz.