05.05.2025, 11:09 ✶
Brenna nie cierpiała na przypadłość, dotykającą niektórych czarodziejów, sprawiającą, że wymiotowali po teleportacji, ale tym razem omal nie zwymiotowała prosto na podłogę w Rejwachu, gdy aportowała się w jednym z pomieszczeń. Nie była pewna, czy to efekt naparu, czy może gdzieś po drodze uderzyła się w głowę za mocno. Albo było jej niedobrze od tego całego dymu i popiołów, których zapach przeniknął jej włosy i ubrania. Zamrugała, powstrzymując odruch przetarcia pieczących oczu. To by nie pomogło, a wręcz mogło zaszkodzić, biorąc pod uwagę, jak brudne miała ręce.
Zdarzało się jej już pojawiać właśnie w tym schowku w ten sposób wcześniej – i tak jak przy tych okazjach, miała trochę zmienioną twarz, bo zadbała o to u Nory. Zwykle na te wizyty korzystała też z jednego specyfiku Potterów, przyciemniającego barwę włosów, ale teraz jej włosy były tu i ówdzie nadpalone, przypominały gniazdo, jednak inne niż zwykła fryzura Brenny i zmieniły zupełnie naturalny kolor pod wpływem sadzy i popiołów. Pozbyła się u Nory marynarki Brygady, i tak częściowo zwęglonej, a że poza nią wybiegła z domu w cywilnych ciuchach, nic teraz nie zdradzało, że jest funkcjonariuszką. Jej buty w tej chwili wyglądały tak, że pogardziłby nimi nawet największy żul na Nokturnie, odmieniona twarz była tu i ówdzie posiniaczona – nie warto było z tym walczyć, zresztą sadza skutecznie te obrażenia przysłaniała – a spodnie pokrwawione na kolanach po tym, jak dwa razy wywaliła się próbując ugasić jeden z budynków. Czyli prezentowała się… cóż, jak dzisiaj prezentował się przeciętny czarodziej z Londynu, który nie ewakuował się z miasta, a w nim został, czy to by pomagać innym, czy by szukać rodziny, czy by szkodzić.
Gdy Brenna podparła się o ścianę, walcząc ze słabością i mdłościami, wywołanymi przez teleportację, przyszło jej do głowy, że chyba nigdy nie zdoła zmyć z siebie zapachu spalenizny. Jakby to było teraz jej największe zmartwienie.
Przynajmniej woń spalenizny nie była tutaj silniejsza niż gdziekolwiek indziej. Rejwach przetrwał.
Pozostawało sprawdzić, czy jej wuj i jego druga rodzina też byli żywi. I jak w ogóle sytuacja wyglądała na Nokturnie.
– Woody?! – zawołała, popychając drzwi i wyglądając na zewnątrz. Żołądek podchodził jej do gardła, i to nie tylko dlatego, że teleportowała się może nie w pośpiechu i nie w sytuacji zagrożenia, ale kiedy oparzenia, żebra i kolano zaczynały dawać o sobie znać. Bała się, czy usłyszy odpowiedź. – To ja, Anne!
Zakasłała, a potem zaklęła. Przeklinała dosyć rzadko, ale że miała wrażenie, jakby wciąż dusił ją dym, a poza tym pół Londynu poszło z dymem, czuła się usprawiedliwiona.
Użyto umiejętności Potterów, by trochę zmodyfikować twarz.
Rzucę kością Nokturnu potem, bo chyba nie zadziałają mi dwie komendy w jednym poście.
!Trauma Ognia
Zdarzało się jej już pojawiać właśnie w tym schowku w ten sposób wcześniej – i tak jak przy tych okazjach, miała trochę zmienioną twarz, bo zadbała o to u Nory. Zwykle na te wizyty korzystała też z jednego specyfiku Potterów, przyciemniającego barwę włosów, ale teraz jej włosy były tu i ówdzie nadpalone, przypominały gniazdo, jednak inne niż zwykła fryzura Brenny i zmieniły zupełnie naturalny kolor pod wpływem sadzy i popiołów. Pozbyła się u Nory marynarki Brygady, i tak częściowo zwęglonej, a że poza nią wybiegła z domu w cywilnych ciuchach, nic teraz nie zdradzało, że jest funkcjonariuszką. Jej buty w tej chwili wyglądały tak, że pogardziłby nimi nawet największy żul na Nokturnie, odmieniona twarz była tu i ówdzie posiniaczona – nie warto było z tym walczyć, zresztą sadza skutecznie te obrażenia przysłaniała – a spodnie pokrwawione na kolanach po tym, jak dwa razy wywaliła się próbując ugasić jeden z budynków. Czyli prezentowała się… cóż, jak dzisiaj prezentował się przeciętny czarodziej z Londynu, który nie ewakuował się z miasta, a w nim został, czy to by pomagać innym, czy by szukać rodziny, czy by szkodzić.
Gdy Brenna podparła się o ścianę, walcząc ze słabością i mdłościami, wywołanymi przez teleportację, przyszło jej do głowy, że chyba nigdy nie zdoła zmyć z siebie zapachu spalenizny. Jakby to było teraz jej największe zmartwienie.
Przynajmniej woń spalenizny nie była tutaj silniejsza niż gdziekolwiek indziej. Rejwach przetrwał.
Pozostawało sprawdzić, czy jej wuj i jego druga rodzina też byli żywi. I jak w ogóle sytuacja wyglądała na Nokturnie.
– Woody?! – zawołała, popychając drzwi i wyglądając na zewnątrz. Żołądek podchodził jej do gardła, i to nie tylko dlatego, że teleportowała się może nie w pośpiechu i nie w sytuacji zagrożenia, ale kiedy oparzenia, żebra i kolano zaczynały dawać o sobie znać. Bała się, czy usłyszy odpowiedź. – To ja, Anne!
Zakasłała, a potem zaklęła. Przeklinała dosyć rzadko, ale że miała wrażenie, jakby wciąż dusił ją dym, a poza tym pół Londynu poszło z dymem, czuła się usprawiedliwiona.
Użyto umiejętności Potterów, by trochę zmodyfikować twarz.
Rzucę kością Nokturnu potem, bo chyba nie zadziałają mi dwie komendy w jednym poście.
!Trauma Ognia
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.