• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[8.09.72] Where have all the good men gone? (Hannibal & Henry)

[8.09.72] Where have all the good men gone? (Hannibal & Henry)
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#1
15.05.2025, 09:30  ✶  
W takich momentach, jak ten, Henry nie znosił swojej pracy. Wiedział, że robił coś ważnego: wiedza o tym, co działo się tej nocy musiała być przekazana wszystkim czarodziejom, bez żadnego wyjątku. Nic nie pokazywało tej prawdy lepiej niż zdjęcia prosto z miejsca zdarzenia. Henry fotografował szyldy znanych sklepów, spustoszone przez pożar, tłumy ludzi miotających się na ulicach. Panikę, której on sam nie mógł doświadczać jako obserwator wydarzeń.

Nie spotkał dotąd żadnego dziennikarza z Proroka, co poniekąd go dziwiło. Nie było gazety, która by bardziej poszukiwała sensacji. Brak dziennikarzy pozostawał więc niepokojącym faktem, podpowiadającym, że być może w redakcji mogło stać się coś złego. Henry uznał, że nie będzie ryzykował przychodzeniem tam. Zamierzał robić tylko i wyłącznie to, co mu kazali. A już i tak miał co do tego pewne poważne etyczne wątpliwości. Z jednej strony zapewniał tym wydarzeniom świadectwo, a z drugiej wydawało mu się, że robienie zdjęć osobom, które traciły dobytek, zdrowie, a nawet bliskich, było czymś kompletnie nie na miejscu. Nie szukał więc wzruszających obrazków płaczących dzieci ani osób poważnie rannych. Chciał ująć to, co się działo, starał się to robić. Wciąż oznaczało to pewną... bierność. Jakim prawem stawiał się na pozycji obserwatora? Jasne, tak było łatwiej, człowiek odsuwał się trochę emocjonalnie od tego wszystkiego. Tyle, że dziadkowie nauczyli go zasady, że na zło trzeba reagować. Czy robienie zdjęć było reakcją? A co jeśli Prorok przeinaczy wydarzenia z jego fotografii? Wszystkiemu potrzebny był odpowiedni kontekst, a niektórzy dziennikarze lubili go omijać, najlepiej szerokim łukiem.


Idąc, a raczej przedzierając się, przez tłum na Pokątnej, Henry dostrzegł gdzieś na boku znajomą sylwetkę. Widokowi kogoś, kogo kojarzył, towarzyszyła pewna ulga. Można było na chwilę wyjść z roli. Przepchnął się więc w stronę znanego powszechnie aktora, który obecnie wydawał się w podobnie wrażliwym stanie jak wszyscy zwyczajni ludzie. Sława wcale przecież nie chroniła przed trwogą towarzyszącą temu koszmarowi.

— Han... Hej, wszystko u ciebie w porządku? — proste pytanie, podobne treścią do kształtu ich rozmów przy sesjach w The Globe. Zawsze to nędzne „jak tam?”, typowa formułka konwersacyjna. A jednak było w tym coś ważnego, układającego rzeczywistość dookoła w ramach, które znał. Jego ton jednak był zaniepokojony. Roztrzęsienie po wydarzeniach w klubie karate trochę już mu minęło, ale wciąż miał na kołnierzu koszuli i dżinsach plamy ze krwi swojego kolegi. Poza tym, ten paskudny popiół osadził mu się we włosach, a smród spalenizny przerodził się w dziwny suchy posmak w ustach. Jakby to wszystko starało się zatruć zarówno jego duszę, jak i ciało.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#2
15.05.2025, 13:12  ✶  
Hannibal stał na wpół ukryty w zaułku, niepewnie wyglądając na Pokątną, jakby obawiał się wmieszać w tłum. Dziwnie było widzieć obawę na jego twarzy - przystojnej, mimo pokrywających ją smug popiołu zmieszanego z potem. Ciemne, zmierzwione włosy były również obsypane popiołem. Gdy dostrzegł postać znajomego fotografa, widocznie nabrał otuchy.
- Henry! Henry Lockhart! - zrobił krok w je stronę i gdy wyszedł z cienia okazało się, że przód jego koszuli właściwie nie istnieje. Henry'emu, podobnie jak każdemu, kto choć trochę zaznajomiony był z postacią młodego aktora, nieobcy był prowokacyjny styl Selwyna, ale bieganie po ulicy niemal całkiem półnago było odważną decyzją nawet jak na niego… jeżeli to w ogóle była decyzja, bo czujny obserwator mógł dostrzec, że te strzępy ubrania, które nadal pozostały przyczepione do ciała Hannibala były nadpalone, a odsłonięta lewa połowa klatki piersiowej i przedramię - pokryte oparzeniami. Skóra, choć napięta i pokryta bąblami, nie miała już tak wściekle czerwonego koloru, jak możnaby się spodziewać i błyszczała tłusto od jakiejś maści - oczywiście obecnie z wklejoną w nią toną popiołu i innego śmiecia. Mężczyzna najwyraźniej otrzymał jakąś pomoc w związku ze swoimi obrażeniami.

- Bywało lepiej, jak widzisz - uśmiechnął się lekko - ale wygląda na to, że u nikogo dzisiaj nie jest “wszystko w porządku” - spoważniał, dostrzegając plamy krwi na ubraniu Henry'ego - A ty? Jesteś cały? Miałem tu gdzieś uzdrowicielkę, nie mogła odejść daleko… - rozejrzał się, jakby spodziewał się, że wspomniana uzdrowicielka będzie czekać cierpliwie na jego skinienie.

Prawda była taka, że po rozstaniu z Guinevere nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Odwaga, jaką czuł do tej chwili, opuściła go, gdy został sam wśród pożogi i biegnących w różne strony, ogarniętych gniewem i przerażeniem ludzi. Selwyn nigdy nie czuł się szczególnie dobrze bez towarzystwa, a w tej chwili dodatkowo jego popularność okazywała się być bardziej ciężarem, niż zaletą. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu uczciwie bał się bycia rozpoznanym - widział już dzisiaj zbyt wielu czarodziejów zarówno czystej krwi, jak i mugolskiego pochodzenia, których żądza zemsty za rzeczywiste i wyobrażone krzywdy popchnęła do okrucieństwa. I choć sam nie wierzył w wyższość jakiejkolwiek grupy ludzi nad innymi, nie przypuszczał, żeby ktokolwiek chcący uczynić go swoją ofiarą był zainteresowany jego wyjaśnieniami.
Boleśnie świadomy swoich marnych szans w pojedynku, czy to magicznym, czy na pięści, z tym większa radością powitał postać dziennikarza. Już sam aparat fotograficzny, dający możliwość uwiecznienia wydarzeń, bardzo często studził rozgorączkowane emocje, a Hannibal miał mgliste wrażenie, że słyszał coś o tym, że Henry trenuje sztuki walki.
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#3
17.05.2025, 18:33  ✶  
Nie uszedł jego uwadze stan, w jakim się znajdował Hannibal. Normalnie pomyślałby, że to kolejna odważna kreacja aktora, ale tej nocy wszystko było tak tragicznie przypadkowe, że rozerwana koszula musiała być oznaką doznanej przemocy, a nie manifestem modowym. Przed ogniem nie dało się ukryć, niemożliwe było istnienie niezależne od niego. Henry był zdezorientowany tym koszmarem w tym stopniu, że nie potrafił się na towarzyską zręczność.

– Nie, nie wzywaj nikogo... To nie moja krew. Nic mi nie jest – uniósł dłoń, w geście powstrzymania kolegi przed działaniem. – Wiesz, staram się trochę nie dopuszczać do siebie faktu, że świat się wali na naszych oczach. Trudno się nie załamać.

Henry nie chciał do siebie dopuszczać myśli o tym, co mogło się dziać z jego przyjaciółmi. Sprawiało to jednak, że przygniatały go samotność i poczucie wyobcowania. Poniekąd cieszył się, że spotkał Hannibala. Nie przyjaźnili się nawet, ale znajoma twarz była błogosławieństwem w tym istnym piekłem. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zrobi żadnemu z nich krzywdy. Nie chciał znowu przeżyć sytuacji z klubu.

– Kazali mi robić zdjęcia – pokazał na wiszący na jego szyi aparat fotograficzny. – Nie chcesz może fotki na tle płonącego Londynu? Może gdybyś był na zdjęciu, daliby mi spokój w Proroku – zażartował, jednak po krótkiej chwili zorientował się, że może czarny humor nie był najbardziej na miejscu. – Przepraszam, to nerwy. Wiesz, czy może ktoś zorganizował jakieś schronienie? Słyszałem, że można przychodzić do atrium Ministerstwa. Może to nie najgorszy pomysł?
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#4
17.05.2025, 20:44  ✶  
Henry ze swym nieodłącznym aparatem był stałym gościem backstage’u The Globe i Hannibal stwierdził nieco zaskoczony, że jego towarzystwo budzi w nim emocje, które zwykle towarzyszyły mu podczas premier - ekscytację, mobilizację, nieco straceńczą chęć zrobienia wrażenia za wszelką cenę - ale i trochę poczucia bezpieczeństwa, znajomy element wśród chaosu. Jak pies Pawłowa, pomyślał z rozbawieniem nie pasującym do okoliczności.
Zmierzył fotografa wzrokiem od stóp do głów, upewniając się, że faktycznie nie widać po nim żadnych obrażeń. A skoro twierdził, że to nie jego krew…

- Czyżby ciebie też ktoś już zdążył zaatakować? Nie wierzę, że wywalili cię w ten bajzel samego z aparatem, to niebezpieczne!

Właściwie, czy było czemu się dziwić? Pewnie nikt o wyższej pozycji w redakcji nie kwapił się do tej roboty. Sam Hannibal też nie wyściubiałby nosa z bezpiecznego schronienia, gdyby nie atak, którego ofiarą się stał. Podczas niespełna dwóch godzin, jakie minęły od momentu opuszczenia teatru, został napadnięty bez powodu i jakiegokolwiek wyjaśnienia, uratowany i wciągnięty w niespodziewaną eskapadę po okolicy w celu niesienia pomocy (nie do końca wbrew swojej woli, przecież nie był pozbawiony ludzkich odruchów!). Zdążył już być świadkiem dramatów ludzi, którzy stracili w ogniu lub pod gruzami dobytek, bliskich i wiarę w ludzi - a noc dopiero się zaczynała. Henry na pewno znajdzie wiele okazji do zrobienia poruszających lub sensacyjnych zdjęć.

Słysząc pytanie o fotkę na tle płonącego Londynu, wyobraził sobie obraz nędzy i rozpaczy, jaki musi sobą przedstawiać - brudny, obdarty, ranny. Cudownie zmaltretowany. Uśmiechnął się mimo woli. 

- Publiczność kocha destrukcję - zacytował performerkę, u której brał kiedyś warsztaty z burleski i strip-tease’u - więc to może nie być taki głupi pomysł. Tylko niech to wygląda wiarygodnie, żeby nas media nie zjadły. “Gwiazda sceny wykorzystuje narodową tragedię dla własnej reklamy!”, “Paparazzi robią zdjęcia zamiast pomagać!”, sam wiesz. - dał się wciągnąć w niestosowne żarciki, czego nie zrobiłby przy pierwszym lepszym dziennikarzu. Może tak było łatwiej - ukryć swój lęk - o siebie, o bliskich, o spokojny codzienny porządek, niedoskonały, ale przecież znajomy i bezpieczny - pod warstwą humoru, przez chwilę udawać, że to się nie dzieje naprawdę, że to tylko sceneria przedstawienia. Hannibal pomyślał o własnej rodzinie, o aktorach z teatru - ale również o swoich ostatnich mugolskich kochankach. Żeni, po nocy z którym zawsze zostawały siniaki. Lucy, która napisała mu swój numer telefonu długopisem na pośladku, a potem zaśmiewała się do łez, kiedy wykręcał się, by go zobaczyć… Nie miał możliwości upewnić się co do ich bezpieczeństwa. Przygryzł wargę i spuścił głowę, skubiąc w zamyśleniu nadpalony i postrzępiony brzeg koszuli. 

- Ministerstwo brzmi nieźle, tam powinniśmy być w miarę bezpieczni, a we dwóch mamy większe szanse nie oberwać po drodze. - westchnął ciężko, starając się odepchnąć posępne myśli, przynajmniej do czasu, kiedy będzie można jakoś zaradzić sytuacji - Ruszajmy!
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#5
19.05.2025, 09:50  ✶  
— Szybkie zwiewanie to podstawowa kompetencja fotografa, więc jak tylko widziałem jakieś dymy, to po prostu cyk, zdjęcie i biorę nogi za pas — wzruszył ramionami. — Przy rekrutacji powinni nam robić testy sprawnościowe i wybierać najszybszego z kandydatów.

Żarty były dla niego bardzo często odpowiedzią na stres. Wiedział, że ten zwyczaj mógł kiedyś być dla niego zgubny, bo ludzie  zwykle nie przyjmowali żartów w złych sytuacjach tak dobrze jak Hannibal. Jednocześnie Henry wiedział od dziadków, że jego ojciec miał podobny problem: był koronerem i jego poczucie humoru bywało czarne jak dym obecnie zasnuwający niebo Londynu. Chłopak nie chciał zwalczać w sobie tego, co zbliżało go jakoś do taty, co pozwalało mu poczuć namiastkę tego, jak to było być naprawdę jego synem.

— Z drugiej strony takie zdjęcia potrafią mieć znaczenie historyczne. Mogłoby dementować jakieś durne teorie, które zapewne ją powstają — odsunął się o kilka kronów, uniósł aparat i spojrzał przez obiektyw na Hannibala. — Paradoksalnie płomienie zapewniają całkiem niezłe światło, wiesz? Możesz po prostu spojrzeć na te rozbite szyby. Na szczęście kamera zawsze cię kochała, więc nawet nie musisz pozować.

Henry cyknął szybkie zdjęcie i spojrzał w ekranik na swoje dzieło. Może proporcje nie były idealne, ale światło padło na Hannibala w nadzwyczaj sprzyjający sposób. Rozdarta koszula jeszcze bardziej przekonywała o tym, że ta noc była w każdym sensie destrukcyjna. Było w tym zdjęciu coś... prawdziwego. Nieczęsto Henry był tak zadowolony z fotografii. Jedynym elementem, który odrobinę przeszkadzał, były sylwetki majaczące na drugim planie. Lockhart przyjrzał się im bliżej.

— Han, mamy problem! — powiedział już bez żartów. Podszedł z powrotem do kolegi i pokazał mu palcem drugi plan zdjęcia. Widać było scenę dość jednoznaczną. Jakiś facet, ciągnął za ubrania spanikowaną kobietę. Nikt za nimi nie szedł, nikt im nie pomagał. — Musimy coś zrobić. Nie możemy jej z nim tam zostawić!
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#6
19.05.2025, 14:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.05.2025, 21:52 przez Hannibal Selwyn.)  
Hannibal, zawsze gotów na paparazzich, pozwolił się sfotografować, słuchając słowotoku fotografa i dopiero, gdy zdjęcie zostało zrobione, spojrzał prosto w obiektyw, jakby zaskoczony. Powstrzymał rozbawienie, póki Henry nie opuścił aparatu i dopiero wtedy pozwolił sobie na uśmiech.
- Myślisz, że do twarzy mi w czerwonym? - rzucił kokieteryjnie, zanim zdążył się powstrzymać. Jego humor szybko uleciał na widok zaalarmowanej miny Lockharta.

Spojrzał przez ramię w poszukiwaniu sceny rozgrywającej się za jego plecami, ale szamocząca się para była już kilka metrów dalej, kobieta wczepiła się w latarnię a napastnik usiłował oderwać ją siłą.
- O kurwa…- wymamrotał, czując rodzący się w nim gniew.

Nigdy nie uważał się za bohatera, ale… lata temu, w Hogwarcie, był świadkiem tego, jak kilku starszych uczniów gnębiło okularnika z pierwszego roku. Wszyscy obecni odwracali wzrok nie chcąc stać się następnymi ofiarami. Hannibal był wówczas częścią tego obojętnego tłumu, bał się wyłamać, bał się zrobić to, co należało, pozostał bezpieczny… ale niesmak do samego siebie i poczucie wstydu towarzyszyły mu potem przez długie tygodnie.
Teraz w ułamku sekundy stanęła mu w pamięci ta scena i przez chwilę znowu był tamtym dzieciakiem, zadowolonym, że to nie on znalazł się na celowniku okolicznych zbirów… tylko, że nie. Był dorosły i - przynajmniej chwilowo - nie sam. Wdech, wydech. Decyzja przyszła momentalnie. W tej historii nie bedzie statystą.

Na sekundę wbił wzrok w twarz Henry'ego i ledwo dostrzegalnie kiwnął głową.
- Idziemy - mruknął do kolegi i ruszył przodem. Po drodze upewnił się, że różdżka jest łatwo dostępna w kieszeni i ocenił swoje szanse. Mężczyzna nie był wyższy od niego, może masywniejszy, ale jakieś dwadzieścia lat starszy i z pewnością mniej sprawny, zwykły “porządny obywatel”, który prawdopodobnie zwietrzył okazję do spełnienia swoich skrytych fantazji. Żałosny.
Teraz, kiedy podszedł bliżej, Hannibal usłyszał wyzwiska i groźby, jakie miotał pod adresem swojej ofiary. Obrzydliwe. Okrążył szarpiącą się parę tak, żeby znaleźli się między nim a Henrym.
Proszę, ty gnoju, tylko nie bądź agresywny…
Oparł się jedną ręką nonszalancko o latarnię, tuż obok kobiety, której twarz stała się maska przerażenia. Drugą dłoń położył na różdżce.

- Co, przystojniaku, koleżanka nie zainteresowana? Może gdyby twojego ptaszka było widać spod daszka, to byś miał większe szanse… - ostentacyjnie zmierzył wzrokiem zaokrąglony brzuch faceta i uniósł brwi w swoim najbardziej wkurzającym wyrazie drwiny. Napotkał pełen niedowierzania wzrok dwóch par oczu. Napastnik i ofiara zamarli na sekundę, prawdopodobnie próbując przetrawić to, co właśnie usłyszeli.

Serio, Selwyn? To jest twój tekst na podryw? - w duchu przewrócił oczami, pozornie nie wychodząc z roli, ale żegnając się pomału z nadzieją uniknięcia walki.



Odgrywam: Kokieteria, Poziom spaczenia I (ratujemy ofiarę przemocy), yy, Występy?...
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#7
19.05.2025, 18:08  ✶  
Atakujący był zapewne gościem, który nadmiernie podniecił się wszechobecną przemocą i postanowił pokazać, jakim jest mężczyzną alfa. Piwny brzuch, spocone czoło i rozbiegane spojrzenie świadczyły o tym, że ostatnie kilka lat musiał przesiedzieć w jakiejś zatęchłej piwnicy, a jedyną kobietą, z którą kiedykolwiek rozmawiał, była jego matka. Wykrzykiwał do dziewczyny frazesy z porozwieszanych gdzieniegdzie plakatów. Dostaniesz za swoje, szlamo. Wasze rządy się właśnie kończą. Tak, jakby osoby bez czystego statusu krwi były jakkolwiek uprzywilejowane. Henry wielokrotnie słyszał docinki na swój własny temat, niektórzy czystokrwiści nazywali go brudnokrwistym bękartem (widocznie nie uznawali ważności ślubów między czarodziejami i mugolami).

Rzadko używał sztuk walki poza kontekstem czysto sportowym. W świecie czarodziejów zdawały się one poniekąd niedoceniane. Wszystko chciano załatwić magią, a czasem porządny cios potrafił równie dobrze załatwić takiego typa. Szczególnie, gdy był niespodziewany.

Gdy Hannibal podszedł do nieznajomego, Henry wiedział, co robić. Czuł własne bijące w piersi serce i wściekłość związaną z tym, że gnidy takiego pokroju po prostu sobie bezkarnie chodziły po Pokątnej. Ludzie mieli dostatecznie przejebane, a osoby z mugolskich rodzin chyba najbardziej. Ten facet natomiast wykorzystywał tę sytuację, by się dowartościować, pokazać, że trzeba się z nim liczyć. Oczywiście chodziło o wyżycie swoich nędznych frustracji, może kompleksów. Dziewczyna trzymała się kurczowo latarni, walczyła jak mogła, ale była raczej drobna.

— Co do...? — atakujący skupił spojrzenie na Hannibalu. Henry podszedł bliżej. Wyprostował i ścisnął dłoń, przygotowując się do tego, co zaraz miało się stać. — Spierdalaj, ty pe... — nie skończył, bo Lockhart złapał go za kołnierz i odrzucił od dziewczyny.

Mężczyzna upadł na ziemię i spojrzał na Henry'ego z nienawiścią. Chłopak mógł przysiąc, że skądś tego typa kojarzył. Czyżby jakieś stanowisko w Ministerstwie? A może w którejś z gazet? Nie było czasu, by o tym myśleć. Facet podniósł się na łokciach, zaczął grzebać w kieszeni i zaraz wyjął z kieszeni różdżkę. Henry był na to gotowy. Niby nie można było kopać leżącego, ale jak ten wyciągał broń... Dlatego chłopak zamachnął się nogą i wykopnął różdżkę z dłoni faceta. Dopadł po nią zanim gość zdążył się po nią doczołgać i rzucił ją Hannibalowi.

Spojrzał na typa z góry i powalił go znowu do pozycji leżącej, tym razem kopnięciem w brzuch. Potem przydeptał mu rękę, by ten nie wstawał.

— Zaraz, czekaj. Ty jesteś z redakcji Złotego Znicza, nie? — nareszcie rozpoznał typa, choć za cholerę nie mógł przypomnieć sobie nazwiska. — Ciekawe, czy wiedzą tam, że ich koleżka z roboty jest w sekrecie jebanym zwyrolem? Han, myślę, że naszym obywatelskim obowiązkiem jest uświadomić ich o tym fakcie, nie sądzisz? Przytrzymasz go dla mnie?

Uniósł aparat fotograficzny, a gość chyba dopiero poważnie się przestraszył.

— Nie, błagam... Dogadajmy się... — zaczął jęczeć, a Henry skrzywił się z niesmakiem. Przycisnął but mocniej do ręki agresora. Normalnie być może poczułby lekkie wyrzuty sumienia za to ciche chrupnięcie kości, ale to nie był taki moment. Był wściekły, chciał, by gość został porządnie ukarany i zapamiętał sobie, by trzymać łapy z dala od tamtej dziewczyny i każdej innej kobiety.

wiadomość pozafabularna
Używam przewagi: Walka wręcz.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#8
19.05.2025, 22:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.07.2025, 16:10 przez Hannibal Selwyn.)  
Dla Hannibala nie miało znaczenia, które z tych dwojga - niedoszła ofiara, czy agresor - było czystej krwi, a które nie. Takie kwestie nie powinny w ogóle wpływać na osąd moralny. Sam należał do czystokrwistego rodu, ale miał przyjaciół wśród czarodziei, mugolaków i mugoli, widział przykłady ludzi szlachetnych, małostkowych, tchórzliwych, mądrych, pełnych miłości, utalentowanych i toksycznych po obu stronach barykady i nie wierzył w podobne podziały. Ta kobieta to mogła być jego matka albo kuzynka Mona, mugolka Lucy, albo Alice Bletchley, będąca przecież półkrwi.

Pierwszy raz miał okazję ujrzeć Henry’ego w walce, więc nieco zaskoczył go błyskawiczny atak. Jakieś dwie sekundy spędził w pełnym podziwu osłupieniu, a potem otrząsnął się, zgrabnie chwycił rzuconą różdżkę, wepchnął do tylnej kieszeni spodni i wyszarpnął własną. Henry walczył, jakby to była sprawa osobista i Hannibal nie zamierzał pozostawać w tyle. Gdy usłyszał prośbę o pomoc w przytrzymaniu leżącego, był już na miejscu. Kucnął i wykorzystując to, że facet był już właściwie obezwładniony, jednym płynnym ruchem przeturlał go kolanem na brzuch i przygniótł do ziemi własnym ciężarem. Nie mógł się równać umiejętnościami z Lockhartem, ale nie był chucherkiem, a teraz potrzebował tylko brutalnej siły.

Przytrzymując nieznajomego, przypomniał sobie początek obelgi, jaką ten zamierzał go obdarzyć i uśmiechnął się pod nosem. Uwielbiał, kiedy podobni mu filistrzy nazywali go pedałem. Jeszcze lepiej bawił się mogąc wykorzystać ich własne lęki i uprzedzenia. Pochopna ocena jego orientacji seksualnej nie była do końca trafiona, ale w umysłach ludzi takich jak ten tutaj każdy musiał mieć swoją kategorię, łatkę, pasować do odpowiedniej szufladki, żeby mieścić się w ich ograniczonym pojmowaniu świata.
Hannibal rozumiał to i nawet miał już pojęcie, do jakiego koszyka, a raczej kosza wrzucić napastnika.

- “Ty pedale”, to chciałeś powiedzieć, prawda? - wydyszał z ustami tuż przy jego uchu - Jak fajnie jest dla odmiany być na dole, hm? - To nie była teoretycznie żadna groźba, ale liczył na to, że wyobraźnia pana samca alfa i tak zrobi swoje. I chyba się udało, bo ten wydał nieartykułowany dźwięk i przestał się rzucać, zmrożony prawdopodobnie obrzydzeniem na myśl o tym, że znalazł się - Matko uchowaj - pod innym mężczyzną! Złośliwe? Szczeniackie? Być może, ale sukienka tamtej kobiety była rozdarta z przodu, a Selwyn podchodząc usłyszał coś w stylu ”Pokażę ci, gdzie twoje miejsce, kurwo!” Nie mógł się oprzeć pokusie.

Wykorzystując bezruch przeciwnika, aktor podniósł jego głowę tak, by Henry mógł uwiecznić jego twarz. “Złoty Znicz”, tak? Nie kojarzył człowieka i niewiele go obchodziło, z jakiej jamy wylazł, ale skoro Henry chciał mu dodatkowo napsuć krwi, to kimże był Hannibal, żeby mu to utrudniać?

W czasie, gdy dziennikarz czynił swoją powinność, on przeniósł wzrok na niedoszłą ofiarę, która z jakiejś przyczyny - może oszołomiona nagłym obrotem wydarzeń - nadal stała jak wmurowana przy latarni.
- Hej, wszystko w porządku? - zawołał do niej. Głupi, skarcił się momentalnie w myślach, nic i nikt nie jest w porządku tej pojebanej nocy, a ona prawie stała się ofiarą gwałtu! Kobieta jednak chyba zrozumiała intencję, bo  skwapliwie pokiwała głową, mimo, że jej oczy nadal były mokre od łez i wielkie jak spodki.

- Ty... jesteś... - świadomość przedostała się przez mgłę paniki, najwyraźniej rozpoznała Hannibala. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i - choć pozycja, w jakiej się znajdował była wybitnie niepasująca do wymiany uprzejmości - spróbował wykonać coś na kształt ukłonu.
- Hannibal Selwyn, tak. A to - wskazał brodą na Henry'ego - Henry Lockhart, obrońca uciśnionych, a prywatnie mój przyjaciel.



Odgrywam: Popularny, Aktywność Fizyczna ◉◉◉◉○
malfoy z temu
You've got so much to do
And only so many hours in a day
1,85 m wzrostu, włosy [s]wcale nietlenione[/s] jasne, kręcone, zawsze w lekkim chaosie; błękitne oczy. Ubrany zazwyczaj w koszulę i dżinsy, często nosi krawat, skórzaną kurtkę i aparat fotograficzny zawieszony na pasku na szyi.

Henry Lockhart
#9
20.05.2025, 20:00  ✶  
Henry czuł do leżącego na bruku faceta jedynie pogardę. Zniesmaczali go ludzie, którzy kosztem słabszych budowali swoje poczucie siły. Marzył, by kiedyś naprawdę takich niszczyć, a najlepszym do tego narzędziami były pióro i aparat. Twarze takich gnid powinny być wywieszane na afiszach, by już Złoty Znicz czy jakikolwiek inny pracodawca ich nie zatrudnił. Nie, żeby ktokolwiek bał się tych ludzi, ale żeby ujawnić, jak żałośnie bezradni byli, gdy mieli do czynienia, z kimś silniejszym od siebie. Z taką bezczelnością ten gość chciał wyzywać Hannibala, taki był dzielny, kiedy zaciągał tą biedną dziewczynę do alejki.

Uśmiechnął się przelotnie, gdy Han odezwał się do leżącego. Był to chamski tekst, ale adekwatny do sytuacji. Jeśli typ nienawidził gejów, kobiet i innych osób, które nic złego nikomu nie robiły, trzeba było upokarzać go jak najbardziej. Byle czuł się ze sobą paskudnie i dotknęło go takie upokorzenie, żeby bał się wyjść z domu przez następne lata.

Lockhart nachylił się nad leżącym, błysnął mu fleszem po oczach. Miał dobre ujęcie, twarz była widoczna doskonale. Zszedł z ręki gościa i wtedy poczuł lekkie mdłości. Nadgarstek gościa był doszczętnie zmiażdżony, a dłoń wygięła się pod dziwnym kątem. Tyle potworności tej nocy... dobrze, że chociaż niektóre przydarzały się złym ludziom. Przez chwilę przemknęło chłopakowi przez myśl, żeby może stłuc gościa jeszcze bardziej, ale się powstrzymał. Nie mógł dać się porwać tej atrakcyjnej myśli, by wyrządzić więcej krzywdy niż było to potrzebne.

— No już, spierdalaj stąd — rzucił w stronę mężczyzny, a ten wstał, chybocząc się na nogach i zwiał bez słowa.

Henry odetchnął ciężko, poprawił włosy. Serce wciąż mu biło jak oszalałe, ręce zaczęły delikatnie drżeć. Wcisnął je głęboko do kieszeni. Chyba oficjalnie został przyjacielem Hannibala Selwyna. To była jedna z niewielu dobrych rzeczy, które wydarzyły się w tym jednym wielkim nieszczęściu. Jak to się mówiło? Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie? Cóż, Hannibal nie był bierny. Potrafił zdobyć się na działanie bez wahania. To w końcu on ruszył pierwszy na ratunek. Po tym poznawało się dobrą osobę.

— Hej — przywitał się trochę niezręcznie z uratowaną dziewczyną. Właśnie stłukł jej oprawcę, a w jego głowie panowal lekki amok. — Poza szarpaniem nic ci nie zrobił? Znałaś go?

— Nic nie zrobił... — wyjąkała dziewczyna, wpatrując się w Hannibala, jak w obrazek. No tak... uratował ją znany aktor. Akcja jak z jakiegoś romansidła napisanego przez kogoś bez poczucia dobrego smaku. — Widywałam go czasem na klatce kamienicy, ale nigdy nie... Nie rozmawiałam z nim, nie wiedziałam, że on... — nie skończyła mówić, bo wstrząsnął nią szloch. Ukryła twarz w dłoniach.

— Spokojnie... jesteś już bezpieczna — powiedział jej Henry łagodnie. — Chciałabyś, żebyśmy odprowadzili cię do atrium Ministerstwa? Tam powinno być bezpiecznie.

Dziewczyna pokiwała żywo głową.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#10
20.05.2025, 23:08  ✶  
Hannibal dopiero teraz poczuł, zagłuszony wcześniej maścią i adrenaliną ból oparzeń. Uzdrowicielka kazała nie przebijać pęcherzy… cóż, miał nadzieję, że uda się uniknąć blizn. Skrzywił się, wstając i pozwolił leżącemu pod sobą mężczyźnie, mamroczącemu coś o szlamolubnych gówniarzach napadających na niewinnych obywateli, podnieść się. Zajął miejsce między nim a uratowaną kobietą, tak na wszelki wypadek i obojętnie patrzył, jak napastnik oddala się, czerwony na twarzy i przyciskając do siebie zmasakrowaną rękę.
- Co za buc, mam nadzieję, że naprawdę go obsmarują w Proroku! - mruknął. Miał tylko nadzieję, że koleś dwa razy się zastanowi zanim następnym razem postanowi skorzystać z okazji, by kogoś skrzywdzić.

Gdy “niewinny obywatel” zniknął za rogiem, Selwyn odwrócił się w stronę kobiety. Teraz mógł się jej przyjrzeć. Nie mogła być wiele starsza od nich, drobna, piegowata, o wielkich brązowych oczach łani. Śliczna. Rozmawiała z Henrym, ale patrzyła niemalże tylko na Hana, więc twardo ignorował mdlące wrażenie, że jego wnętrzności stały się płynne i fakt, że serce wali mu jak młotem.
Gdy zaczęła płakać, sięgnął do jej ramienia, a ona wczepiła się w niego, szlochając, hiperwentylując i najwyraźniej dając upust nagromadzonemu napięciu. Całe szczęście, zdążył ustawić się tak, że to zdrowa strona przyjęła ciężar dziewczyny, która teraz ukryła twarz w resztkach jego koszuli. Położył dłoń na jej plecach, głaszcząc uspokajająco. Podniósł wzrok na Henry'ego, na mgnienie oka unosząc kącik ust w zadowolonym z siebie półuśmiechu, bohater wieczoru, nim jego twarz przybrała wyraz troski.

Hannibal miał wyrobiony latami szkolenia aktorskiego i tanecznego odruch ukrywania swojego dyskomfortu. Nawyk, którego ciężko było się wyzbyć nawet poza sceną, szczególnie w obecności obcych ludzi. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego ciało woła o odpoczynek, o bezpieczeństwo, ale to było jak oglądanie kogoś krzyczącego zza szyby. Reakcja obronna na zmęczenie - wyrzut endorfin i dopaminy, jeszcze trochę siły, deliryczne, nieuzasadnione poczucie euforii.
Henry nie miał takiego warunkowania i chociaż robił, co mógł, przemawiając łagodnie do dziewczyny i ukrywając drżące ręce w kieszeniach, był blady jak ściana i oczywistym było, że konfrontacja wywarła na nim wrażenie.

Płacząca kobieta opanowała się po minucie czy dwóch, wypuściła go i zebrała dłonią rozdarty dekolt sukienki. Hannibal skupił uwagę na koledze.

- A ty, Bruce Lee? Trzymasz się? To było imponujące! - powiedział z uczciwym podziwem w głosie i przypomniał sobie coś jeszcze - Została nam różdżka pana agresora, może można zgłosić gdzieś napaść i dołożyć ją do twoich zdjęć, jako dowód?
Sięgnął do tylnej kieszeni i zaprezentował zdobyczną różdżkę, przy okazji dyskretnie upewniając się, że klucz do The Globe jest na swoim miejscu.

Dopiero, kiedy ruszyli w drogę, dotarł do niego chłód jesiennego wieczoru przechodzącego w noc. Teraz, kiedy bezpośrednie zagrożenie minęło, samo wrażenie gorąca płynące z poparzonej skóry nie wystarczyło, by go rozgrzać. Jego koszula nawet za czasów świetności była zbyt lekka na tę porę, a obecnie składała się w większości z dziur. Hannibal zadrżał - i to chyba nie tylko z zimna. Przypomniał sobie, że planował spędzić ten wieczór całkiem inaczej. Te plany były teraz tak absurdalnie odległe od rzeczywistości, że miał ochotę parsknąć śmiechem. Zamiast tego tylko zaszczękał zębami.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Hannibal Selwyn (3422), Henry Lockhart (2810)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa