• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Spalona Noc, 8 IX, Quintessa & Morpheus] Citalopram

[Spalona Noc, 8 IX, Quintessa & Morpheus] Citalopram
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
28.05.2025, 15:28  ✶  

Quintessa & Morpheus
Spalona Noc



Rytmiczne tykanie zegara i palenie w łydkach oraz w sumieniu, tak kompatybilne z przeciągłym spojrzeniem, które pozostawił na Horyzontalnej 14, mijając je tak szybko, aby nie pomyśleć znów o tym, co mogłoby być, gdyby przyjął zaproszenie, zamiast być znów synem swojego ojca i synem swojej matki. Zawsze mógł mówić, że gorycz w ustach, to z powodu pyłu, a nie podjętych przez siebie decyzji. Przynajmniej te były rzeczywiście jego. I tak Vakel nigdy nie ucieknie od jego głosu, tym się pocieszał, będzie go nawiedzał jako duch, jeżeli zginie.

Dopadł do drzwi antykwariatu Tessy i wpadł do niego z gwałtownością wiatru, nieco dzikim spojrzeniem, zauważając jako pierwsze koce, wyrzucone na środek przestrzeni, jakby ktoś rozpoczął jakieś przygotowania, ale nie zdążył z jakiegoś powodu to zrobić. Szukał spojrzeniem właścicielki, czy napotka ją czy jacyś szubrawcy wykorzystywali chaos popiołu i ataków, aby wzbogacić się na czyimś nieszczęściu.

— Tessa?! — zawołał spanikowany, gotów do obrony zaklęciem, gdyby zamiast głosu swojej siostry, otrzymał na twarz zaklęcie. Już teraz miał rozmazane na twarzy popioły opadające na świat zgodnie z magicznym przykazaniem, bo co do tego był pewien. Zajmował swoje myśli tym, co robił zawodowo, swoją pracą, odkrywaniem utajonego, analizą badawczą, myśleniem jak naukowiec, wycofany z emocjonalnego doświadczania. Tylko że nie mógł. Płoną ściany twego domu, ulic gardło gryzie dym [...], mam mrok za sobą, ciebie obok, resztę naszych sił, gdy ty jak wcześniej nikt, jak żaden z nich obracasz nasz świat w pył. Nie czekaj! Nie czekaj. On nie mógł czekać, czekać nie będzie na niego Vasilij. Wdech, wydech, przecież nic się nie stanie. Nie mól tego powiedzieć, nie mógł nikomu złożyć żadnych obietnic, bo w głowie miał wizje płonącej Doliny Godryka. Co jeżeli Tessy tutaj nie ma? Jeżeli utknęła w płonącym domu i nie było nikogo, aby ją uratować? Co jeżeli właśnie Longbottom senior, jego ojciec, dławi się dymem lub torturami czarnoksiężników? Nie, wątpił w to. Godryk prędzej rzuciłby się na własny miecz niż poddał bez walki.

Co powinni zrobić, to ustalić hasła, lepszy system komunikacji, błądzili jak dzieci we mgle, i to obraza dla dzieci w tym momencie. Zagryzł zęby.

On sam bym w tym momencie jak nawiedzony dom, nie należał do siebie samego. Jego przodkowie wyglądali zza okien jego oczu w sposób bardzo przerażający, przekładając jakąkolwiek jego wolną wolę w swoja wolę, wolę pokoleń dzierżących miecz sprawiedliwości. Był w tym momencie w tajemniczej samotności dwuznacznych stanów, unoszenia się na ziemi niczyjej między życiem i śmiercią, snem, a jawą, za żywopłotem z kolczastych kwiatów, które sam tam zasadził.

— Jestem pan Mitchell, potrzebuje pan pomocy? — powiedział do Morpheusa mężczyzna w aptekarskim ubraniu, jeszcze lekko roztrzęsionym głosem, sugerującym niedawno przeżyte przerażenie, zapewne spowodowane atakiem. Nie wyglądał na rannego, nie wyglądał też na kogoś, kto mógłby zaatakować któregoś z Longbottomów, ale tego jasnowidz nie mógł być pewien. Niczego nie mógł być już pewien, właściwie nigdy nie mógł. Gorzka prawda o rzeczywistości, która nigdy nie była taka, jaką by chciał, aby była, prostolinijna, skłoniła go, aby zajrzeć w duszę mężczyzny. Już bez rozmytego spojrzenia, której jeszcze do niedawna mu towarzyszyło. Już jakiś czas temu odkrył, że jego spojrzenie przy widzeniu nadal jest klarowne. Po tylu latach.


Percepcja ◉◉◉◉◉: Wykaz Intencji (III), Morpheus sprawdza, czy mężczyzna w antykwariacie nie jest podejrzany
Rzut W 1d100 - 62
Sukces!



*Miuosh i Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” - Pieśń Pierwsza


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#2
28.05.2025, 22:25  ✶  
Ostatnie kilkadziesiąt minut było dla niej czymś nierealnym. Zawsze, kiedy czuła, że coś nie idzie po jej myśli, wracała wspomnieniami do końcówki lata. Do wizyty w kocim azylu — do całej tej wyprawy z chrześnicą i bratem. Do strachu i odrealnienia, które wtedy czuła. Teraz wiedziała, że nie mogła tego już w żaden sposób przyrównywać do tego, co działo się w Londynie.
Popiół spadał z nieba. Miasto płonęło.
Przez pierwszy ułamek sekundy Morpheus mógł nie usłyszeć słabego głosu Tessy, który wybrzmiał z zaplecza. Dopiero po chwili mógł poczuć jej uścisk, kiedy przepchnęła się niezbyt delikatnie obok znanego aptekarza i zwyczajnie chwyciła go w ramiona. Wsunęła palce między jego zabrudzone loki i przysunęła jego twarz do swojego ramienia, samej stając na palcach, aby móc przysunąć nos do jego szyi. Zatrzęsła się tylko odrobinę. Na tyle mogła sobie pozwolić.
— Morpheus… — zaczęła, ale głos ugrzązł jej w krtani. Słowa wyszły z gardła, ale zatrzymały się na końcówce języka i odmówiły dalszego marszu. Skapitulowały, napotykając opór suchej krtani i popiołu na wargach. Chciała powiedzieć mu wszystko; wyrzucić z siebie korowód emocjonalnego raportu, który powiedziałby mu o wszystkim tym, co się stało. W antykwariacie strasznie śmierdziało. — Przepraszam… Dopiero tu… zgasiliśmy.
Drżącą dłonią odgarnęła sklejone potem włosy z czoła brata. I uśmiechnęła się z ulgą, jakiej nie widział w jej oczach od dawna.
— Co z innymi? Co z Woodym? — wyrzuciła nagle gwałtownie, nadal trzymając go za ramiona. Zacisnęła palce na jego barku, plamiąc płaszcz krwią. Dopiero wtedy mógł zobaczyć poszarpany rękaw jej śliwkowego kompletu i ciemne plamy, ozdabiające materiał. Pod ich butami trzasnęło szkło z rozbitej szyby witryny. Tessa odsunęła lewą dłoń.
Machinalnie sięgnęła brudnymi palcami do kieszeni spodni i wyciągnęła ze środka srebrną papierośnicę, która wyglądała nienaturalnie w otoczeniu rozpieprzonego wnętrza antykwariatu. Dziwnie nienaruszona. Nierealnie czysta.
Papierosy zawsze były rozwiązaniem na wszystko.
Tytoń to plaster. Plaster na smutki. Plaster na strach.
Opatula ranę, szepta do ucha kojące słowa, kiedy wzrok przysłania kłąb szarego dymu. Nie pozwala myśleć o tym, co dzieje się na ulicach i jak młodsi od niej ludzie ryzykują zdrowiem. Życiem.
Lepiej nie wiedzieć. Lepiej zapalić.
— Kochany, przepraszam, co z tobą? Potrzebujecie pomocy? Mitchell mógłby może Ci pomóc, jak tylko sprzątniemy szkło… — Odwróciła się w stronę zatroskanego aptekarza, który pomagał innym ocalałym w środku; przeważnie oczyszczał rany z wybuchającej witryny, ale teraz trzymał w dłoni miotłę. Zauważyła spojrzenie Morpheusa, więc machnęła na niego ręką, może tylko odrobinę lekceważąco. — Jest w porządku. Millie była tutaj jakiś czas temu, ale zabrała miotły i się zmyła. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
Po chwili schowała jednak papierosy z powrotem do kieszeni i spojrzała na brata twardym spojrzeniem.
— Jak mogę pomóc?


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
29.05.2025, 20:12  ✶  

Pozwolił sobie na chwilę rozluźnienia, gdy znane dłonie Tessy rozczesały loki, teraz siwe nie tylko srebrem wieku, ale również matową szarością popiołu i znów na chwilę cofnął się w czasie, metaforycznie, nie na prawdę. Chłopiec z marzeniami poplamionymi atramentem i sercem przesiąkniętym gwiazdami, którego obserwowała, jak splata rozbite kawałki wszechświata z powrotem razem pokrytymi rdzą dłońmi. Jego dłonie miękkie dłonie, teraz nosiły wyraźne ślady pęknięć, ramiona drżą w uldze przestrachu, od ciężaru wiedzy i obowiązku. W bardzo wyraźny sposób znane perfumy Tessy pomagają mu się uziemić. Przypomnieć sobie, że Atlas tego dokonał.

On też może.

Pokręcił głową, zaprzeczając, nie było mu absolutnie nic, Artemida pobłogosławiła go swoją szybkonogością, przemykał przez zadymione labirynty bez szkody na zdrowiu, poza uporczywym kaszlem, który na chwilę ustał i przestał atakować jego płuca. Cieszył się otuleniem swojej siostry, pozwalając sobie na to, aby na chwilę się rozpaść. To nie był dobry dzień. To był dzień, w którym przypomniał sobie, że są głosy, od których nie może uciec.

Największą tragedią jej pytania było to, że gdy przekroczy próg jej twierdzy, wyjdzie znów w płomień, dotknie go jedno z najgorszych zaklęć, jakie można poczuć na skórze i nie będzie mógł nic z tym zrobić. Na szczęście żadne z nich jeszcze tego nie wiedziało. Aptekarz wycofał się na zaplecze, dając im przestrzeń.

— Widziałem Erika u Nory i Jonathana, ale nie wiem, gdzie jest reszta. Chyba Mildred śmignęła mi nad głową, ale nie jestem pewien — powiedział cicho. — To się dzieje, moje wizje. Wiesz, jaka jest sytuacja w Dolinie?

Zapytał tak naprawdę to pytanie dla pozoru, może znała detale, trochę żałował, że padło, bo właściwie sam nie wiedział, czy rzeczywiście chce wiedzieć. Jak mogło być, skoro śnił o dymie nad Warownią, o płomieniu spowijającym knieję i niosącym cierpienie. Rozdzielił ich oboje powietrzem zajęcia, sięgając po zapomnianą miotłę i zagarniając z podłogi szybę z witryny. Kryształki dzwoniły o siebie i klekotały po podłodze antykwariatu, a Morpheus wyglądał tak bardzo nie miejscu. Może to ubranie Niewymownego, czarna szata, siwawa broda; jakie to było zabawne, tak niepodobni do siebie bracia, Morpheus mógł zarostem z twarzy zasiedlić głowę Clemensa. Może mu to kiedyś zaproponuje, magiczne transplantacje owłosienia. Jak przeżyją tę noc.

— Coraz więcej popiołu na ulicach, nie mamy tyle sił przerobowych żeby cokolwiek... Przygotujemy jakieś paczki i miejsca noclegowe, może przesuniemy tutaj meble, jakiś kącik dla dzieci tam? — wskazał trzonkiem miotły najdalszy i najbezpieczniejszy kąt antykwariatu, gdzie mogli poprzestawiać lampy, przełożyć obrazy, aby przyjąć jak najwięcej potrzebujących. Zwykle nie było w nim aż tyle altruizmu, ale ten ogień, on go przerażał i sprawiał, że w kościach czuł zimno, nie gorąc, a słowa Dumbledore'a jeszcze bardziej dzwoniły w uszach. Kompas.

— Jakaś plandeka by się przydała, żeby zasłonić witrynę... I co tu tak śmierdzi? — zapytał się, aby nie myśleć, że Vasilij by tu nie wszedł. Że siedzi w swojej twierdzy, a on się modli, aby miał rację, aby nazwisko i potężne zabezpieczenia uchroniły go przed gniewem niesprawiedliwych. Musiał zostawić Millie wiadomość, żeby przeleciała kontrolnie nad Prawami Czasu. Ona zrozumie, tak myślał, poza tym jej idol nie był jedyną osobą w tamtym miejscu, na której jej zależało.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#4
31.05.2025, 01:02  ✶  
Kiedyś wszystko było łatwiejsze.
Człowiek przejmował się SUM-ami; ze stresu nie jadło się tydzień przed egzaminami, a w dzień testów profilaktycznie wymiotowało się do kibla, żeby śniadanie nie podeszło do gardła w trakcie pisania na wielkiej sali. Stamtąd nie było już ucieczki. Starsze roczniki zarzekały się, że choćbyś narobił w gacie czy, co właśnie stresowało Tessę najbardziej, byś się porzygał, to musiałeś siedzieć. Jeśli nauczyciel miał litość, co nie zdarzało się często, to może by cię wyprowadził na zewnątrz i smagnął po mordzie Chłoszczyść, a potem pouczył, żeby nie jeść aż tak dużo przed następnym egzaminem. Zaraz potem siódmoklasiści ostrzegali, że owsianka w połączeniu z jajecznicą nigdy nie była dobrym pomysłem.
Po szkole przyszedł czas na obgryzanie paznokci przez pracę. U Gringotta w końcu nie było miejsca na robienie czegokolwiek na pół gwizdka. Cały czas czuła, że patrzono jej na ręce, a koledzy z pracowniczego biurka nie byli jednak aż tak zapaleni, jak ona. Woleli odbębnić robotę — odbić kartę przy wejściu, przez cały dzień niechętnie wykonać zlecenia, a na sam koniec podpisać się na liście i wrócić do domu. Ewentualnie wyjść czasem na piwo.
Nie rozumiała tego. Jak ludzie, pracujący w takim miejscu nie kwestionowali podstawionych im pod nos kodów, układów, starych pieczęci, których błędne rozbrojenie skutkowało potencjalnym wybuchnięciem zaklęcia prosto w twarz? Nie rozumiała tego. Nie potrafiła się dostosować do nudnego, dekadenckiego środowiska, w jakim przyszło jej spędzić aż cztery lata.
— Nie wiem — odparła zaraz na wspomnienie o Dolinie. Pokręciła głową, podnosząc palce do skroni, jakby próbowała odgonić nadchodzący ból głowy. — Boję się co z tatą.
Czuła, że brzmiała na powrót jak nastolatka. Jakby znowu miała osiemnaście lat, a po skończeniu Hogwartu nie miała się gdzie podziać, a stary Longbottom ponownie — bo po raz  trzeci — namawiał ją, żeby wprowadziła się do Warowni. Zawsze mówiła, że nie miała kontaktu z ojcem. Ale tak naprawdę po stracie jednego, prędko zyskała drugiego.
— Tak, oczywiście, właśnie miałam się tym zająć. — Machnęła ręką w stronę kilku lekko zdezelowanych i wyraźnie zakurzonych śpiworów, leżących w nieładzie obok kontuaru. — Znalazłam też dwa łóżka polowe i… jakieś zabawki. Jo kiedyś mi je przyniosła, a kredki i kolorowanki na pewno też się znajdą. Spróbuję znaleźć coś do zasłonięcia tego nieszczęsnego okna. Na razie koc będzie musiał wystarczyć.
Spojrzała na niego, starając się powstrzymać w sobie impuls, żeby nie poprosić go, aby został. Żeby nie ruszał z powrotem w noc, gdzie nie czekało go nic poza płomieniami. Ostatnimi czasy naprawdę zrozumiała, jak bardzo kruche były podwaliny ich życia. Jak bardzo łatwo każdy z nich mógł zwyczajnie zniknąć. Odejść.
Parsknęła tylko na jego kolejne słowa.
— Nie mam pieprzonego pojęcia — rzuciła wyraźnie zmęczona. — Udało nam się ugasić ogień zanim się rozprzestrzenił, ale smród pozostał. Muszę znaleźć jakieś kadzidła. Mam nadzieję, że się nie podusimy.
Zniknęła potem na zapleczu na krótką chwilę, zostawiając Morpheusa z zadaniem ułożenia wcześniej wspomnianego kącika dla dzieci — została mu powierzona również malutka skrzyneczka z sojowymi świecami i zabytkowa lampa naftowa. Wróciła po dłuższej chwili zaopatrzona w pudełko z kadzidłami i zabandażowaną rękę.
Odpaliła jedno polanko, a powietrze dookoła nich wypełniło się zapachem białej szałwi.
— Musisz tam wrócić, prawda? — zapytała jedynie po krótkiej chwili ciszy. Nie czekała jednak na jego odpowiedź, a odstawiła palący się aromat na pobliską ceramiczną podstawkę i chwyciła jego twarz w swoje dłonie. A potem ucałowała go w czoło, otaczając go zapachem wanilii i bzu. — Wróć bezpiecznie.
A potem ścisnęła go palcami za policzek.
— Bo nie ręczę za siebie.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
31.05.2025, 10:25  ✶  

Odpowiedzialność ciążyła na nim jak warstwa popiołu, osiadająca na ramionach z każdym kolejnym oddechem, bezdźwięczna, lecz obezwładniająca. Nie był już pewien, czy to on niesie ją, czy ona niesie jego, prowadząc przez krajobraz ruin, które wcześniej nazywał domem. Wszystko, co widział, co notował, wszystko, co przeżył, zamieniało się w ciężar, który nie znał miłosierdzia. Oczy ludzi, których nie zdoła ocalić, krzyk, którego nie zdołał uciszyć, to wszystko wbijało się w jego wnętrze jak haczyki. W tych chwilach Morpheus nie był bohaterem, był nośnikiem winy, niemej i wiecznej, ukrytej pod płaszczem obowiązku.

— Myślę, że bardziej będzie przejęty, że nie będzie porannego wydania Proroka — próbował kwaśno zażartować Morpheus, nie myśląc (oczywiście, że myślał), o pracownikach drukarni, o dziennikarzach, którzy zapewne właśnie zaczynali walczyć z żywiołem i o tym, że samo wydawnictwo pewnie również zapłonie, nawet jeżeli nie będzie celem, to z powodu ilości papieru, jaka znajdowała się w magazynach, archiwach i na biurkach reporterów. Głęboki, wdech. Nie, to był błąd, zakrztusił się śmierdzącym powietrzem i znów zaczął kaszleć.

Porozkładał śpiwory i koce, w sposób, który pozwalał na logistyczne ułożenie jak największej ilości osób, osłaniając ich od ognia z zewnątrz oraz niepowołanych spojrzeń. Pozwolił płucom oddychać, dłoniom przestać drżeć w stresie, nogom palić od pokonywania ciężkiego dystansu wbrew ludzkiej rzecze paniki. Na chwilę bezpieczne miejsce, na chwilę. Usiadł na jednym z koców, krzyżując nogi, i otwierając pudełko z kadzidłami i aromatycznymi świecami intencjonalnymi.

Śmiech wyszedł z niego nagle, jak korek z butelki zbyt długo trzymanej pod ciśnieniem, pęknięcie, którego nawet nie próbował zatrzymać. W jednej chwili wszystko, ciężar, przeżarte napięciem mięśnie karku, rozpadło się pod obrazem kutasoświeczki, leżącej dumnie pośród zwykłych świec, absurdalnej jak sen szaleńca. Nie była ani estetyczna, ani potrzebna, ani nawet intencjonalna, ale właśnie przez to tak bezlitośnie rozbrajająca. Gdzieś wśród bezgłośnych krzyków pamięci, wewnętrznych dialogów z cieniem odpowiedzialności, ten jeden idiotyczny kształt, prężący się zbyt dumnie, zdołał przebić się przez cały jego pancerz. I Morpheus zaśmiał się, głośno, nieprzyzwoicie i prawdziwie, aż rozbolały go boki, a serce przypomniało sobie, jak to jest bić nie w rytm strachu, lecz życia.

— Falliczne okazy zostawimy na później, z dala od kącika dziecięcego — zarechotał. Szybko jednak powróciła patyna obaw, gdy znów rozległy się krzyki paniki na zewnątrz i dotarły do bańki spokoju, jakim był Antykwariat. — Muszę. Tu, jeszcze... — zaczął szukać po kieszeniach, aż w końcu wyjął karteczkę z notatkami: — Tu mam adresy miejsc, które widziałem, na które bezpośrednio padały popioły, potencjalne cele Sama-Wiesz-Kogo. Zostawiam u ciebie, żebyś mogła przekazać innym.

I absolutnie nie dlatego, że mógł umrzeć, absolutnie nie. On umarł dawno temu, jego serce żyło w żołądku Vasilija, wszystko będzie dobrze. Wszystko. Absolutnie.

— Zezwalam na wskrzeszenie mnie i zabicie ponowne, za to, że umarłem. Mam też notkę do Millie, jakbyś ją widziała, żeby przeleciała raz czy dwa razy nad Prawami Czasu — powiedział siostrze, gdy skończyli rozkładać wszystko, co przygotowali. Nie tłumaczył się jej dlaczego, wolał nic o tym nie mówić, powie później, gdy będą bezpieczni i kolejny Wielki Pożar Londynu nie będzie wisiał im nad głowami. Ucałował ją w czoło. — Bądź bezpieczna.

I wyszedł, spotkać się z przeznaczeniem.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#6
05.06.2025, 23:27  ✶  
Pokiwała powoli głową, przyglądając mu się uważnie. Widziała, jak drgał kącik jego ust, kiedy wracała do środka i machinalnie spojrzała na pudełko ze świeczkami. Czyżby zapomniała o…? Nie była do końca pewna, czy okaz, otrzymany w prezencie od byłego męża pocztą został przez nią ukryty w pudle, czy może jednak zostawiła go na pastwę gapiów w pudełku ze świecami. Po chwili jednak uznała, że nie będzie się przejmować — odsunęła zmartwienia na bok. W końcu czy ktoś jeszcze w Londynie nie widział na oczy kutasoświeczki? Szczerze w to wątpiła.
Złożyła na pół podarowaną kartkę i schowała ją zaraz do spodni, nie chcąc jej zgubić. Zaraz jednak wyjęła ją z kieszeni, aby ułożyć na zakurzonym przez popiół blacie kontuaru, gdzie przytrzymała wiadomość ametystowym przyciskiem do papierów.
Nie chciała mówić już nic więcej w chwili ich pożegnania. Nie chciała myśleć, że może to być ostatni raz kiedy się zobaczą. Nie, powiedziała sobie twardo w myślach, ściskając policzek brata jeszcze raz, przestań pieprzyć.
On w lato uratował ją. Teraz ona musiała siedzieć i patrzeć, jak inni ryzykują życia, gdy ona poświęcała się przyjmowaniu cywili — podnoszeniu morale, gdy dzieci chlipały w kącie, a dorośli w nerwach nie wiedzieli w co włożyć ręce. Pamiętała słowa Morpheusa, który próbował uspokoić ją dokładnie w tym samym antykwariacie.
Oczywiście, że nie umrzesz. Nie pozwolę na to, nawet jeżeli miałbym przestawić dla ciebie czas i załamać czasoprzestrzeń.
Zawsze wiedziała, że zrobiłaby dla niego dokładnie to samo.
Dlatego wypadła z kamienicy ledwie minutę po tym, jak Longbottom zniknął, trzaskając drzwiami i wprawiając dzwonek przy futrynie w ruch. Ktoś krzyczał na ulicy, niebezpiecznie blisko i okropnie głośno. Wiedziała, że to nie on, ale nie mogła się powstrzymać. Wybiegła z antykwariatu i wpadła na szwagra, chwytając go mocno za ramię i czując na policzkach i włosach kolejne płatki popiołu.
Spojrzała na niego, patrząc czy nic mu nie jest. Na całe szczęście nie wyglądał inaczej niż te kilka chwil temu.
— Nie waż się umierać mi na progu, smarku — powiedziała trochę zbyt lekko, trochę nieodpowiednio wyciągając jego przezwisko z czasów, kiedy był jeszcze małym dzieciakiem.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
10.06.2025, 12:34  ✶  

— Nie planuję — wypowiedział do siostry nieco nieobecnym tonem, jej kościste palce wbijające się pod ubranie stanowiły bardzo dobre otrzeźwienie. — Nie wykopano jeszcze grobów, na których planuję zatańczyć.

Cała ulica była zasłana kurzem i pyłem, nie tylko tym, który padał z nieba, ale kurzem walącego się budynku, który przed chwilą złożył się, jak domek z kart. Właśnie stamtąd dobiegał rozdzierający krzyk. Jakaś młoda kobieta, tak na oko, wyrwała się starszemu czarodziejowi i odbiegła. Tessa kojarzyła dwójkę z widzenia, pan magikomornik z dużą kancelarią, której fasada właśnie odpadała. Ze strzępków, z obrazu przed nimi można było się domyślić, że kobieta była jego asystentką i próbował ją zmusić do wejścia do budynku i zabrania dokumentacji, bo papiery są ważniejsze dla niego niż życie jego pracowników. 

Tuż obok, zdecydowanie zbyt blisko budynku, który zaczynał składać się w sobie, leżał całkowicie spetryfikowany mężczyzna, trzymający w dłoniach statuetkę. Nad nim nachylało się dwóch pracowników BUM-u, którzy nie umieli rozpoznać sytuacji, próbowali go przesunąć, coś do niego mówili. Morpheus i Tessa, żyjący bardzo blisko z protektorami ludu, jakim była magipolicja, szybko rozpoznali dwójkę krawężników, gryzipiórków tuż po kursach, którzy z typową młodzieńczą nadzieją, próbowali pomóc złodziejaszkowi.

Quintessa bardzo szybko mogła stwierdzić, dzięki swojej wprawie z artefaktami, że złodziej połasił się na zabezpieczenie magiczne, które go spetryfikowało, lecz dwójka funkcjonariuszy jeszcze do tego nie dotarła i bardzo próbowała mu pomóc, nerwowo patrząc na nadchodzące zagrożenie. Narażali swoje życie. 

— Co za kretyn! — krzyknął nagle Morpheus, wyciągając różdżkę. Mówił oczywiście o magikomorniku, który uzna, że musi coś wyciągnąć i nie dba o samego siebie, wskakując do płonącego budynku. Morpheus rzucił zaklęcie, które miał złapać go za szaty i przyciągnąć do Niewymownego, aby wyratować go z pożaru i opadających coraz niżej belek stropowych, niebezpiecznie blisko jego osoby.


Translokacja ◉◉◉○○: Przyciągam za szaty mężczyznę, który wbiegł do walącego się budynku.
Rzut Z 1d100 - 91
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#8
19.06.2025, 00:29  ✶  
Powinna być ostoją — trzymać każdego, kto przychodził w czasie Spalonej Nocy do antykwariatu, ponad powierzchnią metaforycznej tafli wody i nie puszczać ich, kiedy miała nadejść kolejna fala. Tak było zawsze. Nie mogła się złamać w tym momencie, nie mogła odpuścić i poluzować samozaciskającego się pasa; pozwolić, aby maska pękła, aby wszystko, na co do tej pory pracowała poszło się pieprzyć i—
Odetchnęła, odnajdując chwilową pociechę w szorstkim materiale na ramieniu Morpheusa. Nie mogła tego robić przed bratem. Nie ponownie, bo nie chciała wracać już do lata nigdy. Może poza plażą — poza ich tańcem na koniec zakonowej potańcówki (czy cofnęliśmy się do magicznej, trzeciej klasy?), poza przepychaniem się z byłym mężem i ostatecznie powrotem do domu z serwetką z wypisanym na niej głupim wierszem. Splotem słów, który trzymała dalej w ostatniej przegrodzie skórzanego portfela, zaraz za ruszającym się zdjęciem z Brenną i Erikiem. Może zachowywała się na powrót jak nastolatka, kiedy to wycinała nożykiem końcówki ich listów, gdzie Woodrow swoim koślawym pismem powtarzał Kocham Cię. Pamiętała, że niektóre z pergaminów zostawiała, a fragmenty innych kończyły właśnie w różnych miejscach — we wcześniej wspomnianym portfelu, czasami w jego również, a także w dziennikach, w książkach.
— Merlinie, co za… — zmięła przekleństwa, widząc funkcjonariuszy, pochylających się nad spetryfikowanym delikwentem. — Idioci!
Zamiast pomóc, odsunąć chłopa na bok, to gapili się jak łysy na grzebień.
Wyciągnęła różdżkę z ręka wręcz naturalnym ruchem, jakby robiła to od ponad czterdziestu lat. I miałoby się w tej kwestii rację. Ale jeszcze bardziej naturalną rzeczą było dla niej rozpraszanie. Klątwy, jeszcze za czasów praktyk w banku Gringotta, były nie tyle jej rutynową codziennością, a pasją. Drugą naturą. Dlatego magia, która pokrywała statuetkę wręcz do niej wołała. Prosiła o rozwiązanie czaru, o pociągnięcie jednego końca wstęgi, aby pewnym ruchem przegubu rozwiązać cały węzeł.
Machnęła gałązką, podchodząc szybkim krokiem do całej trójki, próbując powrócić na chwilę do czegoś znajomego. Do złamania czaru.

Rozpraszanie ◉◉◉◉○: Zdjęcie zaklęcia zabezpieczającego ze spetryfikowanego gościa.
Dodatkowo jednak —  -10 do rzutów z powodu (nierozliczenia) Zawady Bezsenność
Rzut PO 1d100 - 98
Sukces!


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
20.06.2025, 15:03  ✶  

Długie lata pracy nad klątwołamaniem zadziałały jak malowane. Figurka zbladła, nagle zniknęła złota patyna, odkrywając, jak bezwartościowa w rzeczywistości była, a wraz z pięknym wyglądem, zniknęła petryfikacja. BUM-owcy złapali mężczyznę pod pachy i postawili go w końcu na nogi, dziękując szczodrze i kłaniając się w pas Quintessie, gdy tylko ten był w stanie postawić trzy stabilne kroki. Złodziej oczywiście skorzystał z okazji i teleportował się stróżom prawa sprzed nosa, zresztą, tamci mieli inne problemy.

W tym samym czasie czar Morpheusa złapał za kołnierz zdesperowanego prawnika, jak wredna nauczycielka za maczanie warkoczyków koleżanki w kałamarzu. Magia wyciągnęła go w ostatnim momencie, bowiem zaraz w miejscu, gdzie stał, spadł płonący strop, zawalając się razem z płonącymi dokumentami. Ciągnięty zaklęciem wylądował niemal u stóp Niewymownego, który pomógł mu podnieść się na nogi i w kilku słowach wyjaśnił, co myśli o takiej głupocie. W perspektywie zbyt ostro.

Robiło się coraz większe zamieszanie, a wieszcz miał wrażenie, że jego gardło jest zdarte od modlitw, których nie słyszy żadne bóstwo. Czy tak czuli się mieszkańcy Sodomy i Gomory, gdy aniołowie zesłali na nich pożogę i bliźniacze miasta zapłonęły? Nie miał czasu na te dywagacje, odsalutował Tessie i pognał dalej.

Czas go gonił, nawet jeżeli miał go dwa razy więcej.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2110), Quintessa Longbottom (1708)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa