• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Spalona Noc, 8 IX] Red is only black remembering

[Spalona Noc, 8 IX] Red is only black remembering
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
31.05.2025, 20:59  ✶  
Spalona Noc, 8 IX 1972
Morpheus Longbottom

Kiedy Morpheus mijał kryształowe witryny, popękane i powybijane, czy to przez ogień czy huliganów, patrzył w nie jak w lustro, nie widział tam siebie, widział coś, co przypominało go sprzed lat, ale zniekształcone, jakby odbicie z innego wymiaru. Oczy miał te same, ale już nie jego, spojrzenie było przeżarte czymś, co nie miało nazwy. Szeptał czasem do swojego odbicia, pytając, czy nadal jest człowiekiem, czy może czymś więcej, lub czymś mniej. Coraz częściej wydawało mu się, że jego lustrzany odpowiednik mu odpowiada (chyba nawdychał się za dużo dymu). Nie słowami, ale odczuciem, drżeniem w karku, zimnym przebłyskiem myśli, która nie należała do niego. W tych chwilach Morpheus bał się najbardziej, nie ludzi, nie śmierci, nie ognia, ale samego siebie. Bał się, że kiedy przyjdzie ten moment, wcale nie będzie walczył, nie będzie prosił o pomoc. Że zamiast tego uśmiechnie się i pójdzie z tym, co w nim dojrzewało od lat, tym czymś bez imienia, co wciąż powtarzało mu zostaw, zostaw, zostaw.

Chaos, ogień, wszędobylski popiół który wżerał się w skórę tak mocno, że Morpheus myślał, że nawet jeżeli przeżyje, to nigdy nie uda mu się go do końca zmyć ze swojego ciała. Szedł, jak zwykle, spojrzeć w okno, sprawdzić czy wszystko jest w porządku, bo jego serce było głupie, a z antykwariatu na Horyzontalną 14 nie było daleko. Póki jeszcze był czas, póki mógł, póki ciało pozwalało mu to w ogóle zrobić. Miał wrażenie, że postój u Tessy tylko mu zaszkodził. Może to w jego głowie?

Wtedy ją zauważył, jego własny szewc, znał go od zawsze, siwiutki staruszek, szarpał się z kimś o torbę.

Postać, z którą szarpał się staruszek, była zbyt młoda jak na takie miejsce, zbyt czysta. Musiała się teleportować na Horyzontalną skądś, gdzie popiołu nie było. Miała na sobie długi płaszcz, ciemnoszary, niemal czarny, ale nie śmierciożerczy. Kaptur zasłaniał większość twarzy, ale to, co było widoczne, nie uspokajało, usta zaciśnięte w grymasie złości, pełne plugawych określeń. Morpheus dosłyszał szlama.

Morpheus nie pomyślał. Oczywiście, że nie pomyślał, młodzieńcza brawura, a może głupota chwili. A może fakt, że znał ofiarę. Nie rozważał, czy to mądre, czy bezpieczne. Po prostu podniósł rękę i wyszeptał formułę, starą, odruchową. Nie chciał skrzywdzić, tylko odsunąć. W myślach powtarzał: niech tylko się odsunie, niech tylko puści torbę. Tylko, że wcale tego nie chciał. Chciał, żeby głowa tamtego odbiła się od bruku. Mrok w jego sercu podpowiadał mu, że tak byłoby lepiej. Bezpieczniej. Przecież jak spłonie będzie tylko jedną z kolejnych ofiar pożaru.

Morpheus przeraził się swoich myśli.


Translokacja ◉◉◉○○: Odrzucam do tyłu napastnika, aby uwolnić szewca, Morpheus ma brutalne intencje.
Rzut Z 1d100 - 58
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#2
09.06.2025, 18:44  ✶  
Moment zawachania, moment przerażenia, moment spojrzenia - ulotnego, niepewnego rzucenia okiem na swoją duszę, która stała na krawędzi upadku. Tak łatwo było dać porwać się mocy, możliwościom, karze, która słusznie powinna spłynąć na winnych, na grzesznych, na plugawych. Karze, która wymierzona czyniła z maga koszmar na obraz i podobieństwo tych, których karał.

W porę powstrzymał impet zaklęcia, szarpnął oprawcą ostrzegawczo, ktoś mógłby powiedzieć: precyzyjnie. Szarpnął na tyle, aby ten porzucił swój cel nękania staruszka i czmychnął przed przeciwnikiem z nienawistnym syknięciem.

To trwało dwa uderzenia serca.

Morpheus zdążył dostrzec wykrzywioną twarz uciekającego agresora, zdążył obrócić się ku niedoszłej ofierze, której przed momentem pomógł, a która zdezorientowana rozglądała się za swoim aniołem, licząc, że ten pomoże jej wstać i odnaleźć się pośród piekielnych płomieni. Zdążył poczuć strużkę potu spływającą po włąsnej skroni, kolejne zaciśnięcie gardła przed duszącym kaszlem, zdążył zdać sobie sprawę jak mocno, wręcz kurczowo trzyma różdżkę łaknącą uczestniczyć w pożodze, kuszącą, nęcącą, czarną w cisowej bieli.

A potem - bez cienia ostrzeżenia nadszedł atak wymierzony wprost w jego plecy, wymierzony wprost w jego istnienie. Wrażenie było niemożliwe z pomyleniem tego z jakimkolwiek innym wrażeniem: ból rozszarpujący tkanki, jakby miliony igieł atakowały pojedyncze komórki zmuszając je do oddania najcenniejszej swojej wartości - życiowej energii.

Stała za nim. Kobieta słusznej budowy, w czarnej szacie, z twarzą schowaną za białą maską tak bardzo nie-śmierciożerczą, tak bardzo prymitywną, wciąż jednak niosącą niewyobrażalne dla mugoli czy czarodziei cierpienie.

- Szlamojebca pierdolony - huknęła do niego, a jej głos wręcz śmiał się spod pozbawionej wyrazu maski. Zielone oczy utkwione w zwiniętym nim iskrzyły się ekstazą płynącą z dominacji absolutnej, z bycia katem, którego narzędzie naostrzyła zakazana magia.  Nekrotyczne zaklęcie gotowało Longbottomowi w żyłach krew, drgało jego aurą i syciło marzenie o śmierci. Zwycięsko uniosiona nad jego głową różdżka opleciona była rzeźbionymi liśćmi laurowymi. - To Cię nauczy szacunku społeczna gnido!
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
21.06.2025, 10:16  ✶  

Nie spodziewający się takiej złości i frustracji w sobie, skierowanej przez różdżkę z włókna ze smoczego serca, na złodziejaszka, aż zatrzymał się w pół kroku, kiedy bandyta oderwał się od torby szewca i poleciał plecami na inny budynek, odbijając się od niego jak szmaciana lalka. Na szczęście dla Morpheusa wstał, bo nie kazał niczyim kościom tańczyć ani krwi zawrócić w krwioobiegu, chociaż ta myśl, że powstała, przeraziła go najbardziej. Fakt, że jego różdżka go posłuchała, oznaczał, że był pewny swojej decyzji. Szewc uciekł, zabierając swoje przyziemne bogactwa i Morpheus przez chwilę nie mógł stwierdzić, przed kim uciekał.

Nie zdążył się obrócić, aby przyjrzeć się dokładnie właścicielce głosu, gdy zaklęcie powaliło go na kolana. Uderzył kolanami o bruk, lecz tego nie zauważył. Kiedyś myślał, że urażone ego, duma, bolą najbardziej. Że najbardziej boli złamane serce. Mylił się.

Nie mógł oddychać, nie dlatego, że brakowało powietrza, ale dlatego, że nie było już w nim sensu. Rzeczy przestawały znaczyć to, czym były, ziemia nie była ziemią, ciało nie było ciałem, a myśl tylko tłukła się o ściany, jak ptak zapomniany w pustym domu. Każda chwila trwała zbyt długo, ale nie było czasu, tylko powtarzające się odczucie, bez treści, bez celu. Ból nie bolał, on unieważniał. Wszystko. Nie było w ciele Morpheusa komórki, która by nie cierpiała, ten ból wykraczał poza ciało. Poza pojmowanie stawał się jedyną rzeczą, jaka istniała. Jedynym wyjściem z bólu, było zanurzenie się w bólu. Pod wpływem klątwy, wszystko w nim wrzało, w poczuciu utraty, która nie znała końca. Tak jak wtedy, gdy próbował nie myśleć o nim przez cały dzień, a potem wystarczył znajomy zapach perfum. Tak samo teraz, wystarczył szept bólu, a Morpheus znów miał dwadzieścia lat i znów go tracił. To nie było cierpienie zadane przez różdżkę, lecz przez niego samego, wyciągnięte w najbardziej groteskowej formie przez klątwę, która rozgrzewała do czerwoności jego układ nerwowy. To była prawda, która przyszła nagle i całkowicie, bez filtrów, bez litości. Wszystko, czego nie przeżył do końca, wszystko, co odłożył na później, kochał go zbyt cicho, odchodził zbyt głośno, nigdy nie powiedział tego, co trzeba. Klątwa tylko to wydobyła. Pokazała mu, że najbardziej boli to, czego nie da się cofnąć.

Usłyszał swoje imię, nie, to nie było jego imię, chociaż jego umysł zakwalifikował tak znajomy dźwięk. Somnia. Anthony. Lecz zanim trafiły do niego, pogrążonego w agonii, znajome kroki anam cary, usłyszał swój własny głos, a później trucht, ktoś go dotknął. To on sam. Instrukcja, padająca zbyt znajomym głosem, bo czasu niewiele: Wiem, jak boli, dasz radę. Przenieś się i idź do Fontanny Szczęśliwego Losu. Już czas. Drżące dłonie wyłuskały zza koszuli zmieniacz czasu i zaczęły go przekręcać. Pamiętał fontannę, więc na tym się skupił. Pamiętał, że widział wtedy Jonathana. Czyli musiał być niedaleko, co zresztą potwierdziło wołanie: Morphy!. Na chwilę ogarnął go spokój. Przeżyje, jeszcze do tego momentu, przeżyje.

Przeszłość nigdy w pełni nie odchodzi. Krew rozrzedza się, ale nigdy w pełni nie oczyszcza.


Przewaga:
Zmieniacz Czasu (0): Morpheus otwiera pętlę czasową i przenosi się do końcówki fazy I.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (941), Dearg Dur (305)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa