04.01.2023, 17:29 ✶
Prima Aprilis, Dzień Głupców, jak zwał, tak zwał. Istotnym było to, że przedarcie się przez Ulicę Pokątną przepełnioną żartownisiami z wybuchającymi kryształami w rękach, czy przemieniających swoich sąsiadów w zwierzęta nie należało do łatwych zadań, a przecież musiał wyminąć jedynie dwa budynki, by ujrzeć różową kawiarnię należącą do jego przyjaciółki. Gdyby się postarał, mógłby ją dostrzec, wychylając się przez okna własnej witryny. Ojciec jednak zdzieliłby go po głowie, widząc, że majstruje przy szybach i na dodatek przewraca zaprezentowane w wejściu różdżki tylko po to, by pomachać Norze.
Pogoda dawała się we znaki, ciężkie chmury sunęły po niebie, zwiastując deszcz, choć bruk nadal był pokryty pluchą po poprzednim. Ślizgał się na kamiennych kostkach, starając utrzymać równowagę przy swoim szybkim kroku. Był zdecydowanie spóźniony z całą swoją robotą i potrzebował wsparcia, który zazwyczaj zyskiwał, gdy tylko ładnie się uśmiechnął do panny Figg. Tak to u nich działało od czasów szkolnych.
Zapukał do drzwi prowadzących do mieszkania Nory, znajdującego się tuż za jej kawiarnią, modląc przy tym w duchu, by ktokolwiek był tam obecny z wyjątkiem Salema i małej Mabel. Ich pomoc na nic by mu się raczej nie zdała, a pewnie jeszcze przysporzyła większych problemów, gdyby kocur i siedmiolatka zapragnęli magicznych sztuczek, których nie mógł im pokazać.
- Jest Nora? - zapytał, mierząc spojrzeniem Nicholasa, który mu otworzył. Zmarszczył brwi, niezbyt przekonany do pomysłu, który już rodził mu się w głowie na wypadek, gdyby okazało się, że jej nie ma. Swoją drogą wiedział, że miała sobie wziąć dzień wolny, ale zupełnie zapomniał, którego to miało być. Nie był zbyt dobry w pilnowaniu kalendarza, o czym mogło świadczyć chociażby to, że się nie wyrabiał. Wyglądał przy tym jak siedem nieszczęść z rękawami roboczej szaty podwiniętymi do łokci i włosami wyplątującymi się spod frotki, która miała utrzymać je w ryzach. Z kieszeni wystawało mu kilka różdżek, większość zupełnie nowych, ale jeszcze niedopracowanych, jedna z nich należąca prawowicie do niego. Westchnął, zaglądając mu przez ramię i mając wrażenie, że gdzieś przez okna klubokawiarni słyszy głos Brenny, co mogło zwiastować tylko jedno: trafił na ten nieszczęsny moment, gdy Nora naprawdę miała wolne. - Dobra, nieważne. Pomożesz mi z czymś? - zapytał, licząc na to, że pomimo wielu sprzeczek, które między sobą prowadzili, ten szczyl nie miał teraz zbyt wiele do roboty.
Pogoda dawała się we znaki, ciężkie chmury sunęły po niebie, zwiastując deszcz, choć bruk nadal był pokryty pluchą po poprzednim. Ślizgał się na kamiennych kostkach, starając utrzymać równowagę przy swoim szybkim kroku. Był zdecydowanie spóźniony z całą swoją robotą i potrzebował wsparcia, który zazwyczaj zyskiwał, gdy tylko ładnie się uśmiechnął do panny Figg. Tak to u nich działało od czasów szkolnych.
Zapukał do drzwi prowadzących do mieszkania Nory, znajdującego się tuż za jej kawiarnią, modląc przy tym w duchu, by ktokolwiek był tam obecny z wyjątkiem Salema i małej Mabel. Ich pomoc na nic by mu się raczej nie zdała, a pewnie jeszcze przysporzyła większych problemów, gdyby kocur i siedmiolatka zapragnęli magicznych sztuczek, których nie mógł im pokazać.
- Jest Nora? - zapytał, mierząc spojrzeniem Nicholasa, który mu otworzył. Zmarszczył brwi, niezbyt przekonany do pomysłu, który już rodził mu się w głowie na wypadek, gdyby okazało się, że jej nie ma. Swoją drogą wiedział, że miała sobie wziąć dzień wolny, ale zupełnie zapomniał, którego to miało być. Nie był zbyt dobry w pilnowaniu kalendarza, o czym mogło świadczyć chociażby to, że się nie wyrabiał. Wyglądał przy tym jak siedem nieszczęść z rękawami roboczej szaty podwiniętymi do łokci i włosami wyplątującymi się spod frotki, która miała utrzymać je w ryzach. Z kieszeni wystawało mu kilka różdżek, większość zupełnie nowych, ale jeszcze niedopracowanych, jedna z nich należąca prawowicie do niego. Westchnął, zaglądając mu przez ramię i mając wrażenie, że gdzieś przez okna klubokawiarni słyszy głos Brenny, co mogło zwiastować tylko jedno: trafił na ten nieszczęsny moment, gdy Nora naprawdę miała wolne. - Dobra, nieważne. Pomożesz mi z czymś? - zapytał, licząc na to, że pomimo wielu sprzeczek, które między sobą prowadzili, ten szczyl nie miał teraz zbyt wiele do roboty.