• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[Bal Longbottomów, 18.03.1972] For old times' sake | Eden & Alastor

[Bal Longbottomów, 18.03.1972] For old times' sake | Eden & Alastor
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#1
15.01.2023, 22:23  ✶  

18/03/1972


Eden Lestrange & Alastor Moody
Kontynuacja spotkania gdzieś pośrodku parkietu


Prawdziwe było wrażenie, że Eden była zabójczo podobna do siebie z przeszłości, lecz nie była pewna, czy to dobrze. Nawet w imię dobrych wspomnień; martwiące było to, że po wszystkim była bogatsza jedynie o kilka zmarnowanych na zapatrzeniu w siebie lat młodości. Może gdyby widziała kiedykolwiek coś poza czubkiem własnego nosa, dzisiaj nie musiałaby dzielić z Alastorem bólu związanego z zaprzepaszczonymi szansami i przegapionymi okazjami na szczęście. Może dzieliliby inny rodzaj odczuć wobec rzeczywistości, ten zgoła przyjemny, malujący się barwami pozytywniejszymi niż obecne szarości. Patrząc mu w oczy naprawdę chciała wierzyć, że przeciwieństwa się przyciągają.
Niestety Eden była zbyt pamiętliwa, by nadzieja mogła zapuścić weń korzenie.
- Odważnie zakładasz, że wyrosłam z egocentryzmu - zauważyła, brzmiąc przy tym, jakby odpowiadała żartem na żart, a jednak wcale tak nie było. Nie obchodziła ją żadna jego koleżanka, nawet taka zamieniająca się w bobra. Była też zbyt zuchwała, by chcieć ukrywać swoje prawdziwe zamiary za woalem konwenansów. - A co, chciałbyś, żebym pytała dla siebie? - Odważne pytanie opuściło usta Eden, wciąż podsycając jej naiwne wrażenie, że Alastor w życiu nie chciałby mieć do czynienia na takim polu z osobą jej pokroju, a więc jedynie się droczył, w imię starych, dobrych czasów. Może gdyby nie widział w niej nic poza pięknem zewnętrznym, może gdyby nie był świadom obłudy, którą skrywała wewnątrz. Ale było zgoła inaczej.
Alastor poznał ją z najgorszej strony i żałowała tego po dziś dzień, choć musiała przyznać, że nie spędzało jej to snu z powiek. Naprawdę chciała czuć wyrzuty sumienia na tyle silne, by była w stanie pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę przez te wszystkie lata, ale nigdy do tego nie doszło. Nie przyznałaby się na głos, że nie zrobiła tego, bo była tchórzem, dlatego że... No właśnie - była tchórzem. Nie odważyłaby się drugi raz zaoferować mu swoich prawdziwych przekonań, bo właśnie one ich niegdyś poróżniły. Przecież nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, jeśli ma się chociaż krztę zdrowego rozsądku.
- Moja szczerość już raz cię zraniła, Alek - odpowiedziała z nienaturalnym spokojem. - Nie chcę powtórki z rozrywki. -
Oczywiście, że chciała mu zaufać. Po prostu nie chciała, żeby on kiedykolwiek ufał jej. Nie zasługiwała na to i nie miała zamiaru udawać, że kiedykolwiek było inaczej. Obydwoje potrzebowali teraz w kimś oparcia, ale nie życzyłaby mu nigdy, żeby stała się nim dla niego. Była drżącą w posadach twierdzą, której szkielet trzymał się pionu na słowo honoru. Obawiała się, że gdyby się na niej wsparł, posypałby się razem z nią, a naprawdę nie chciała zabierać go ze sobą na dno. Nawet jeśli ze łzami w oczach przekonywałby ją, że we dwoje będzie im raźniej.
Choć była święcie przekonana, że swoje troski zabierze ze sobą do grobu, nie chciała teraz o tym myśleć. Nie chciała myśleć o niczym, prawdę powiedziawszy, a więc nie szukała już wzrokiem swojego męża. Zmartwychwstałe spojrzenie utkwiła w twarzy Moody'ego, jakby chciała się doszukać w nim oazy. Prosiła o pięć minut zapomnienia, niewiele więcej. Nie tylko dla samej siebie, ale dla ich obojga.
Miał rację; był lepszy, niż sądziła. Nie zyskałby najwyższych not na żadnym konkursie tańca, a jednak jego ruchy miały w sobie tyle autentyczności, tyle jego swoistego charakteru, że nie śmiałaby ich skrytykować. Czuła się przy nim wręcz niezręcznie, mechanicznie stawiając kroki, których została nauczona w dzieciństwie, by dobrze prezentować się na salonach. Nie było w tańcu Eden lekkości ducha, nie umiała włożyć w to serca; jedynie wyuczoną perfekcję.
Przysunęła swoje ciało bliżej, stykając swoją pierś z piersią Alastora, zaciskając swoją dłoń nieco bardziej kurczowo, niż przystawało tańcu towarzyskiemu. Chciała poczuć bicie jego serca, ten sam rytm co on, żeby choć raz nadawać z nim na tych samych falach. Najchętniej stanęłaby mu na stopach jak pięciolatka, żeby tańczył za nią, bo chciała choć raz w życiu robić coś spontanicznie, bez posiadania nad tym kontroli. Dać się ponieść emocjom.
- Słyszałam, że masz nową partnerkę - zagaiła, nie chcąc, by znowu zawisło pomiędzy nimi milczenie. - W skali od jednego do Eden Malfoy, jak bardzo ci się uprzykrza? - Zapytała pół żartem, pół serio, uśmiechając się pod nosem. Powstrzymała się cudem od zapytania jeszcze, czy tęskni, bo jeśli odparłby twierdząco, nie mogłaby pozostać mu dłużna i musiałaby przyznać, że vice versa. A jeśli odpowiedziałby przecząco, musiałaby zdławić ukłucie zazdrości, a tej dość już miała w swoim życiu. Toteż jedynie za pomocą ukradkowych spojrzeń pokazywała, że nie jest to jedynie niewinne pytanie dla podtrzymania rozmowy.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#2
23.03.2023, 20:26  ✶  
Dlaczego każdy krok stawiany w jej towarzystwie sprawiał, że czuł się jak w jakiejś niebezpiecznej grze?

- Trochę tak. Nadal mam słabość do blondynek - ale gdzieś tam pewnie cmoka właśnie ustami twój mąż. I chociaż nie dokończył zdania, nie brzmiał wcale, jakby się nad tym wahał, oj nie. Alastor pozostawił te słowa niewypowiedziane celowo, bo egzystencja Williama Lestrange stała się dla niego tak marginalna, że nie chciał nikomu o niej przypominać. Ani jej, ani sobie. Z każdym kolejnym krokiem, jaki stawiali w tym tańcu, Moody odpychał świadomość jego istnienia coraz bardziej.

- Na pierwszy rzut oka pewnie tego nie widać - nie brzmiało to jak żart, chociaż faktycznie żartował - ale jestem już całkiem dużym chłopcem, Eden. Myślę, że dam radę udźwignąć twoją prawdę. - Nawet jeżeli miała wybrzmieć w tym szorstkość. Może ta szorstkość by go odgoniła od tych piekielnych myśli krążących wokół tematów, których pewnie nie powinien z nią poruszać, od historii, w których nie powinna być główną bohaterką. - Nie chcesz mnie zranić... Nawet gdybym spróbował sprzedać ten tekst do Proroka Codziennego, to nikt o zdrowych zmysłach by mi nie uwierzył.

Bo to była Eden Lestrange. Ta, która kojarzyła się z podejmowaniem wyborów na przekór wszystkim, na przekór takim bzdurom jak moralność i konwenanse. Koncepcja tego, że to akurat dla niego miałaby zrobić wyjątek, kruszyła cały ten image, który skrupulatnie budowała latami, próbując uczynić się najbardziej znienawidzonym właścicielem ziemskim w stolicy. No bo dlaczego niby? Jakby na to spojrzeć biorąc pod uwagę kolosalny upływ czasu, zdaniem niektórych byliby sobie wręcz obcy. Można by to wziąć tylko i wyłącznie za żart. Na pewno nie za groźbę, bo wypowiedziała to bez cienia jadu. Można by. Owszem. Ale Alastor wolał zakodować w swojej głowie, że nie tylko w nim ostała się spora porcja nostalgii.

- Mam - przyznał. Zastanowił się nad punktacją, ale nie dłużej niż dwie sekundy. - Dwa. Bo nie pozwala mi robić sobie krzywdy. - Uniósł jej dłoń, pomagając obkręcić się wokół własnej osi. - Słyszałem, że wykupiłaś już połowę Pokątnej?


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#3
28.03.2023, 00:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2023, 00:39 przez Eden Lestrange.)  
Jeśli gra, w którą grali, byłaby alegorią szachów, miał prawo się obawiać. W końcu król może poruszyć się tylko o jedno pole, natomiast królowa może uderzyć skąd tylko zechce. Wydawać by się mogło, że miała nie tylko swobodę, ale i przewagę.
Tylko że bez królowej gra może toczyć się dalej. Bez króla nieszczególnie.
- To dobrze, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają - odparła z przekąsem wymalowanym na twarzy, wydając się usatysfakcjonowana jego odpowiedzią. - Choćby kolor moich włosów na przykład - dorzuciła nieco ciszej, dosyć nonszalancko, wzruszając przy tym ramionami niewinnie, jakby jedynie zrzucała z siebie niewiele znaczące didaskalia.
- Aczkolwiek nie wiem, czy chcę być twoją słabością - wyznała, patrząc mu prosto w oczy. Również wydawała się być poważna, a wstęp wybrzmiał z jej ust tak, jakby miała lada moment odrzucić zaloty. - Chyba wolałabym być twoją siłą. -
Wypowiedziawszy te słowa uniosła sugestywnie brwi, po czym odwróciła głowę, jakby nie powiedziała niczego istotnego i ważniejsi byli otaczający ich ludzie. Spojrzenie miała skupione na czymś innym, jakby usilnie poszukiwała czegoś w tłumie. Nie trzeba było jednak wytężać wzroku, by dostrzec, że powstrzymuje śmiech.
Nie wątpiła, że był dużym chłopcem. Wiedziała, że czegokolwiek los by mu nie zgotował, zniósłby to znacznie sprawniej niż ona sama. Zawsze radził sobie lepiej, bo z perspektywy Eden tłoczące się emocje konfrontował od ręki, kiedy ona spychała je na bok i udawała, że nigdy nie istniały. Nie chciała o nich myśleć, a te, pozostawione w spokoju, odzyskiwały swoje siły i czekały cierpliwie, by uderzyć weń ze zdwojoną siłą. Tak jak teraz.
- Tęskniłam za tobą - oświadczyła bez ostrzeżenia, patrząc na Alastora z neutralnym wyrazem twarzy. Chciała sprawdzić, czy rzeczywiście był w stanie udźwignąć jej prawdę. Nie traciła niczego wyznając mu to - w końcu zawsze mogła obrócić to w żart jak kota ogonem. Przecież i tak nie chciał wierzyć w jej słowa, zbyt wiele razy rzucała je na wiatr. Sam przecież powiedział, że nawet brukowce nie znajdywały w nich żadnej wartości.
Nie była odważna, była bezczelna. Różnica była subtelna, ale kluczowa.
- A więc nie masz nowej partnerki, tylko przedszkolankę. Moje kondolencje - powiedziała, nie mogąc opanować głupiej miny. Był to idiotyczny uśmieszek zmieszany z pewną dozą pychy podszytą przekonaniem o swojej wyższości nad wszystkimi jego przyszłymi partnerkami. Drugiej takiej zołzy już mu nie znajdą, nie ma opcji.
- Staram się wykupić całą, ale jedno małe mieszkanie ulokowane na poddaszu dzielnie stawia opór najeźdźcy - przyznała, dając się obrócić w tańcu, przez co Alastor mógł nie zauważyć, że powiedziała to krzywiąc się z niesmakiem. Właściciel lokum mógł wygrać tę bitwę, ale nie pozwoli mu wygrać wojny. - A co, szukasz jakiejś alternatywy dla swojej meliny? Grzyb na ścianach już ci się znudził? Stracił na walorach smakowych, czy może nocne wizje spowodowane jego wyziewami już cię nie bawią? - Brwi Eden zeszły się w fałszywym zmartwieniu, lecz w oczach nadal tańczyły iskry rozbawienia.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#4
07.04.2023, 00:11  ✶  
Moody szybko poczuł kolejną falę wspomnień, które dobitnie przypomniały mu to, że niezależnie w jaką alegorię próbowali ubrać tę rozmowę, pojedynkując się z Eden na słowa, już na starcie znajdował się na przegranej pozycji. Sarkastyczne obelgi nie oburzały go wcale, zamiast tego doceniał wybrzmiewający z nich humor – nigdy nie przeszkadzała mu czyjaś zadziorność, a nawet… nie mógł zapomnieć o tym, dlaczego właściwie robił do niej przez tyle lat maślane oczy – cenił ją za to, z jaką łatwością przychodziło jej go zaskakiwać. Wydawało mu się, że czego by nie powiedział, Malfoy zawsze odnalazłaby sposób na to, aby ostatnia w rozmowie myśl, ostatni żart, który rozbawił ich dwójkę, był rzucony przez nią. Niektórych by to pewnie doprowadziło do szału. Kobieta, która potrafiła cię zawsze przegadać. Kobieta, która wydawała się niemożliwa wręcz do kontrolowania. Taka, która zawsze podąży swoją ścieżką. Tą, którą sobie wybrała, a jeżeli jej cokolwiek to uniemożliwi, choćby jakieś chaszcze, to będzie te chaszcze wyrywać gołymi rękoma i krzyczeć torując sobie tę drogę siłą, według swojego widzimisię, choćby i robiła to na złość sobie, wszystkiemu i na litość boską. Jemu nie przeszkadzało to wcale. Właściwie, to nawet się z tym obrazem wariata zawsze stawiającego na swoim trochę utożsamiał.

Tego, że nie potrafił operować słowem aż tak swobodnie jak ona, ukrywać nie zamierzał. Nie miał też po co. Na bycie tajemniczym było już za późno – znała go na wylot, na bycie prostym był czas zawsze – jego natura mówiła to głośno, wyprzedzała pomysł na udawanie kogoś innego na kilka kroków wprzód. Wpierw otworzył usta – jakby chciał coś odpowiedzieć, ale to było po prostu zaskoczenie. Potem śmiech, delikatny, jeden z tych, którymi ludzie odganiali od siebie zakłopotanie. Ona odwróciła głowę, a on wciąż się w nią wpatrywał, każdą reakcją na jej wypowiedzi udowadniając, że kimkolwiek był współczesny Alastor Moody, wciąż z łatwością zdobywała jego zainteresowanie, a on okazywał je w sposób łagodny i szczery.

- Poprawiłaś mi humor bardziej niż bóbr wgryzający się w laskę Blacka – zaczął, wkraczając tym samym na grunt, który sam uznawał za niepewny – co pewnie spełnia twoje życzenie, ale nogi mam nagle jak z waty, a wcale dużo nie wypiłem, więc przyznaję tu remis. – Popełnił w tym tańcu swój pierwszy poważniejszy błąd, potykając się lekko, ale prawdopodobnie cudem udało mu się wyprowadzić ich z tego tak, że szybko powrócili do swobodnego płynięcia przez parkiet. – Sama zdecyduj, który komplement pasuje ci bardziej.

Kolejnych kilka kroków – blisko muzyki, ale chyba jednak bardziej w rytm tego, jak biło mu serce.

- Ja za tobą też – jak widać. – Odkąd odeszłaś z biura, wychodzę z imprez integracyjnych o godzinę wcześniej, co pozostawia zawrotne 30 sekund na spakowanie sobie ciasta do pudełka i wyjście.

Trochę się już do tego przyzwyczaił. Nie była pierwszą osobą, która nazwała jego mieszkanie meliną, prawdę mówiąc nawet mieszkająca w nim kuzynka zwykła nazywać je „ruderą Moody’ego”, prawdopodobnie nieświadoma, ile warte było lokum przy najpopularniejszej magicznej ulicy w Londynie. Chyba tylko niebiosa rozumiały, dlaczego mieszkał akurat tam.

- Byłem po prostu ciekawy, czy dobrze ci się wiedzie – odpowiedział. – Poza tym ostatnio odmalowałem ściany – bo praca fizyczna dobrze tłumiła niepokojące go ostatnio, przerażające myśli. – Wiedziałabyś, gdybyś odwiedzała mnie częściej niż raz na nigdy. – Odetchnął jakoś inaczej. Orkiestra zagrała ostatnią z nut, a Moody ułożył dłoń na jej plecach, pozwalając ciężarowi ciała Eden opaść na niej w dół. Zakończyli tę piosenkę na wpół zgięci, na moment w tej pozycji zastygli, chociaż muzycy przechodzili już do następnej, nieco żywszej melodii. – Palisz jeszcze? – Zapytał. Nie skierował jednak sugestywnego spojrzenia na taras, ewentualny rozwój sytuacji uznając za oczywistość.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#5
10.04.2023, 15:09  ✶  
Moody jeszcze tego nie wiedział, ale nieugięta bezkompromisowość Eden była jedynie skrupulatnie dobraną maską. Nigdy o tym nie mówiła, bo było to ujmą na honorze, jak niską autonomię nad własnym życiem tak właściwie miała. Bezbłędnie udawała, że wszystkie wybory jej ojca były zgodne z jej wolą i lepiej skończyć nie mogła, licząc, że wielokrotnie powtórzone kłamstwo magicznie zmieni się w prawdę. Może nawet przez chwilę naprawdę sama w to wierzyła.
Eden nie potrafiła okazywać uczuć w sztampowy sposób, najprawdopodobniej dlatego, że przez całą swoją młodość tego nie doświadczyła. Prawdziwych intencji członków swojej rodziny zawsze musiała się doszukiwać, wyławiać je spomiędzy wierszy, odkopywać spod zwodniczych gestów. Pewnie stąd wzięło się u niej to ociekanie sarkazmem, gdy ktoś wprawiał ją w dobry humor, to dokuczanie, by wyrazić swoje zainteresowanie. Podobno kto się czubi, ten się lubi.
- Nie wiedziałam, że konkuruję z lokalnym cyrkiem, ubrałabym się stosowniej do okazji - zaśmiała się, rzucając okiem na swoją suknię balową. Zignorowała jego potknięcie - nawet powieka jej nie drgnęła, z grzeczności uznała, że do niczego nie doszło. Jedynie odruchowo chwyciła go mocniej, jakby gotowa do łapania go, gdyby miał stracić równowagę. W końcu Eden działała tak na mężczyzn i niejednokrotnie ich z niej wyprowadzała. - Niemniej dziękuję za uznanie. Mimo wszystko, najlepszym komplementem był twój uroczy śmiech. To rzadki okaz - przyznała z widoczną radością, cudem powstrzymując się od zawtórowania mu, próbując naśladować reakcję Alastora. Nie chciała sprawić wrażenia, że się z niego nabijała - w tym wypadku szczerze cieszyło ją, że poprawiła mu humor. Albo za dużo wypiła, albo miękła na starość.
- To ja bym już w ogóle tam nie szła, przecież to ciasto smakowało jak gąbka posmarowana masłem. - Wzdrygnęła się, wyraźnie zniesmaczona wspomnieniem smaku imprez pracowniczych. Obydwoje doskonale wiedzieli, że przychodziła tam tylko po to, żeby się z kogoś ponaśmiewać. Może trochę też dla niego.
- Wybacz, musiałam przegapić tę tonę zaproszeń od ciebie. Może twoja sowa dolatywała pod stary adres? - Zapytała z kpiną w głosie, choć obydwoje wiedzieli, że żadnych zaproszeń nie było. Tak naprawdę nie chciała mu czynić wyrzutów; sarkazmem chciała tylko przypomnieć, że cisza ostatnich lat była obustronna.
Miała już dorzucić, że mimo wszystko chętnie przyjdzie ocenić, jak bardzo spartaczył robotę, ale wtem muzyka dobiegła końca i Eden zorientowała się, że jej ciało zawisło nad podłogą, trzymane w objęciach Moody'ego. Zachichotała odruchowo i prawdopodobnie zalałaby się rumieńcem, gdyby już wcześniej nie była rumiana od kilku kieliszków wina. Wziął ją z zaskoczenia.
- Tylko mosty za sobą - odparła na pytanie dotyczące palenia. Podniosła się do pionu i skinęła głową w kierunku tarasu. - Ale dla ciebie mogę zostać biernym palaczem na kilka minut. Panowie przodem - rzuciła, uśmiechając się z przekąsem i oddychając nieco ciężej. Kondycja Eden zdecydowanie się pogorszyła przez ostatnie lata i ten taniec tylko to uwydatnił.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#6
11.04.2023, 20:56  ✶  
Nie potrafił już zliczyć śmiechów i parsknięć, jakie wykonywał w reakcji na jej słowa. I wtedy zdał sobie sprawę z tego, że chyba w tym utonął. Nie wiedział dlaczego, bo to zdecydowanie nie był czas ani miejsce, żeby w niej utonąć. Kilka lat temu, kiedy łączyło ich więcej, kiedy się jeszcze nazywała Malfoy, a nie Lestrange – tak, ale nie teraz. Zdawał sobie z tego sprawę, ona pewnie też, bo głupi nie byli, a jednak – oboje, całkowicie świadomie flirtowali ze sobą na środku sali balowej Longbottomów i bawili się przy tym wyśmienicie.

Nikt mu nigdy wcześniej nie powiedział, że jest uroczy. No, może jakaś ciotka, kiedy był mały, ale na tym uroczość Alastora Moody’ego się skończyła, co sama Eden również zauważyła. Ciężko było taki komplement zaliczyć do tych, których oczekiwało się względem mężczyzny, ale teraz… teraz go to jakoś nie obchodziło. Mógł być dla niej uroczy. Teraz, w tym momencie, kiedy wisiała wsparta o jego ramię, a on nierozważnie uciekał oczyma od jej oczu w stronę tcyh ust posmarowanych czerwoną szminką, trochę nawet chciał, żeby tak o tym myślała, bo inaczej spodziewałby się wielu reakcji psujących tak magiczny moment. Nie odważył się jednak na nic więcej niż spojrzenie, nawet jeżeli powiedział dzisiaj o wiele więcej, niż powinien powiedzieć napotkany przypadkiem przyjaciel.

- Spalenie tego za którym stałem chyba ci nie wyszło – i to chyba dobrze. To zdanie, o braku zaproszeń zrobiło mu lichą nadzieję na to, że być może miało się coś w tej materii zmienić, ale… wtedy też pojawiało się w nim ukłucie wstydu, które objawiło się na zewnątrz w postaci niezręcznego pociągnięcia nosem. Bo gdyby tak na to spojrzeć trzeźwym okiem, to… kiedy miałaby do niego przyjść? Moody ciągle pracował. Ona pewnie też i–

I powinien być rozsądny, ale okazało się, że rozsądek nijak ma się do rozpalonych na nowo, młodzieńczych uczuć. Wcale nie chciał tego tematu poruszać, ani z nią, ani w sobie. Bo Moody bardzo lubił się takimi chwilami delektować.

- To chodź – powiedział, stawiając kilka kroków w kierunku oszklonych drzwi. Nie mógł nie zauważyć zmiany w jej oddechu, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Pomyślał jedynie, że być może nie rumieniła się tak wcale od balowego nastroju, a on narzuconego jej tempa i na sekundę trochę pobladł.

Wyprowadził ją na zewnątrz, spomiędzy tańczących wciąż par i otworzył jej drzwi. Powiew chłodnego, marcowego powietrza wtargnął do środka, Moody przepuścił wpierw Eden, później ruszył w jej ślady i zamknął je za sobą. Otoczenie, w jakim się znajdowali, chociaż nie było już salą balową, wciąż kojarzyło się Moody’emu z niewyobrażalnym przepychem. Dla niego nie było to normą – jego normą było ciastko smakujące jak gąbka. Domyślał się jednak, że twierdza Longbottomów nie ujmowała swoim pięknem aż tak bardzo, kiedy wychowałeś się w Malfoy Manor.

- Powiedz, gdyby było ci za zimno – rzucił, idąc w stronę jednego z bliższych im siedzisk, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Zdecydowanie nie był człowiekiem, który wyciągnąłby w takiej sytuacji piękną zdobioną papierośnicę i tego nie zrobił – Moody należał do osób, które paliły w reakcji na emocje, w szczególności na stres. Wydał się więc teraz, proponując jej wyjście, że to co jej okazywał było prawdziwe i silne. Bo to była jedna z tych rzeczy, co się w nim ostała – wsadzenie papierosa pomiędzy wygięte w szelmowskim uśmiechu wargi, kiedy rozsiadał się na ławce tak, jakby chciał zająć każdą wolną na niej przestrzeń. Pozostawiał swojemu towarzyszowi naprawdę mało miejsca, a teraz... teraz było go nawet mniej. – Pożyczę ci marynarkę… – dodał, a po chwili pogłębił ten uśmiech. – Klisza? – Zapytał, nie oczekiwał jednak odpowiedzi. – Pewnie tak, ale jakoś mi nie wstyd.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#7
17.04.2023, 00:39  ✶  
Och, zdecydowanie była świadoma tego flirtu i nie wstydziłaby się przyznać, że posuwała się do niego z czystą przyjemnością. Nie była jednak pewna, czy to, co robiła, było podszyte jedynie na nowo rozżarzoną sympatią do Moody'ego, czy również chęcią utarcia nosa mężowi, który niechybnie widział gdzieś z oddali, co wyprawia Eden? Chciała wierzyć, że kieruje nią ta pierwsza przesłanka, jednak nie mogła zaprzeczyć, że robienie ludziom na przekór weszło jej w krew i robiła to wręcz odruchowo.
Miała nadzieję, że naturalne instynkty ją zawiodły, bo Alastor nie zasługiwał na takie traktowanie. Nadzieja jednak nie była jej największą sojuszniczką.
- Wyszło mi, po prostu jesteś uparty jak osioł i przypłynąłeś do mnie wpław - odparła, krzywiąc się w pozornym niezadowoleniu. Po chwili jednak uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. - Co jest niebywale głupie, ale jednocześnie bardzo w twoim stylu - podsumowała go bez pardonu, po czym strzeliła wierzchem zamkniętej pięści w jego ramię. Zdecydowanie zrobiła to za lekko, by poczuł ból, ale nie to miała na celu. Chciała pokazać, że czuje się w jego towarzystwie równie komfortowo, co kiedyś.
Zanim wszystko zepsuła swoją niewyparzoną gębą.
Ruszyła wraz z nim w kierunku tarasu, cały czas próbując wyrównać przyspieszony oddech. Chłodne marcowe powietrze przyjęła z ulgą. Była rozgrzana i zziajana, choć nie była pewna, ile zasługi w tym miał sam taniec, a ile konfliktujące ze sobą emocje i odurzenie alkoholowe. Podskórnie czuła, że tej nocy się przeziębi, jeśli zostanie na tarasie dłużej niż kilka chwil, ale miała to w tym momencie absolutnie gdzieś. Miała wrażenie, że dla szczerej rozmowy z Alastorem warto było się pochorować.
- O mnie się nie martw, królowej lodu ziąb niestraszny - zażartowała w odwecie, opierając się o barierkę swoimi łokciami. Przez moment stała tyłem do Alka, rozglądając się przed siebie. Na moment przymknęła oczy, pozwalając zimnemu powietrzu otulić całą jej twarz. Po chwili jednak odwróciła się, gdy zaproponował, że odda jej swoją marynarkę. Chciała posłać mu najbardziej zażenowane spojrzenie (choć wcale tak nie myślała), lecz ten zaskoczył ją przyjęciem bardzo swobodnej pozycji.
Parsknęła paskudnym śmiechem.
- A powinno ci być wstyd, Alastorze Moody - zaczęła, opierając się na barierce swoimi plecami. Rozłożyła ramiona na boki, chwytając się kurczowo balustrady i stając przed nim w pełnej krasie na tle księżyca. - Rozkładasz nogi już przed ślubem? - Zapytała, unosząc jedną brew; zadziorny wyraz twarzy jasno świadczył o tym, że próbowała go podpuścić. Ale do czego? Tego chyba nie wiedział nawet diabełek siedzący na jej lewym ramieniu.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#8
30.04.2023, 02:25  ✶  
- Chyba nie na darmo, skoro tak łatwo przyszło ci podać mi dłoń – bo to „tęskniłam” rozbrzmiało w jego głowie o wiele zbyt słodko, żeby tak po prostu zapomniał o tym, że to ona była inicjatorką ich rozmowy po latach. Nawet jeżeli to było naiwne, to nie mógł tak po prostu przestać o tym myśleć – żył tą chwilą tak intensywnie, jak dalece pozwalały mu na to wypowiedziane w ciągu ostatnich minut słowa i utkwione w sobie spojrzenia, inne sporo mówiące miny wplecione gdzieś pomiędzy wierszami tego tańca. – To co prawda nie jest bardzo w twoim stylu, ale dostajesz dodatkowe punkty za urok.

Jego papierosy śmierdziały. To nie były dobrej jakości cygaretki palone przez panów z wyższych sfer – to były najbardziej łajdackie, cuchnące papierosy, którymi kiedyś poczęstowano go w mugolskiej fabryce i które przylgnęły do jego osoby już na dobre. Jemu to najwyraźniej zupełnie nie przeszkadzało. Siedział tak rozkraczony, w okowach dymu, zaciągał się raz za razem i wpatrywał w nią z tym swoim głupawym uśmiechem – zdecydowanie nie eleganckim, ale takim niesamowicie, boleśnie wręcz szczerym, od razu zdradzającym to, że dobrze się przy niej bawi. Kiedy się do niego odwróciła, Moody uciekł spojrzeniem w bok i dopiero po chwili wrócił do wpatrywania się w jej oczy. Musiał zadrzeć do tego głowę, wydając się tym samym, że wzrok utkwił mu wcześniej na jej tyłku. Nieco zażenowany zaciągnął się dymem jeszcze raz.

- Dopiero co zacząłem cię podrywać, a ty już myślisz o ślubie? – Zaśmiał się, ale głos miał miękki i przyjemny, nie wtórował jej paskudnym tonem, chociaż ta zachowywała się wobec niego bardzo zaczepnie. Zamilkł na moment, mierząc ją spojrzeniem. Czuł to dziwne uczucie, które sprawiało, że od razu wiedział – ta scena zapadnie w jego myślach i sercu na długo. Ona stojąca na tle tego księżyca, w pozie godnej tego, żeby ująć ją w jakiejś ramie. To chłodne powietrze obijające się o jego policzki. Gryzący smak dymu. Dźwięki muzyki dobiegającej z sali balowej, stłumione przez grube ściany, ledwo słyszalne – o wiele mniej niż otaczające ich dźwięki budzącej się ze snu zimowego natury. I ten szum – ale nie szum liści, tylko szum alkoholu i emocji, który słyszał w swojej głowie, dudniący w rytmie bicia jego serca. Takich chwil się nie zapominało, one już zawsze tkwiły w środku tak, żeby przeżywać je na nowo. – Może po prostu próbuję skusić los. – Usłyszał głośny śmiech dochodzący z wnętrza posiadłości Longbottomów, ale nawet nie drgnął, bo nie obchodziło go nic, co działo się w środku. Chciał być teraz tutaj, karmić się tą chwilą – wpatrując się w nią na tle tarczy księżyca i zastanawiając się, co doprowadziło do tego, że to właśnie przy niej wydawało mu się, że pełnia będzie już jutro.


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#9
09.05.2023, 21:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2023, 22:01 przez Eden Lestrange.)  
Miał rację; wyciąganie dłoni na zgodę nie było w stylu Eden. Dotychczas zdecydowanie optowałaby za odgryzieniem sobie całego ramienia samodzielnie, gdyby ktoś postawił ją przed wyborem pojednania z własnej inicjatywy a kalectwem. Niemniej dzisiejszego wieczoru tak wiele rzeczy już poszło nie tak, że równie dobrze mogła oddać się w ręce absurdu i pozwolić się nieść tam, gdzie akurat zawieje wiatr. Jedni nazywali to spontanicznością, inni rezygnacją. Ona sama nazywała to byciem pod wpływem.
Lecz to z kolei nasuwało pytanie: pod wpływem alkoholu czy Alastora?
- Chwila słabości - napomknęła jedynie w odpowiedzi, pozwalając rozwianym włosom na moment ukryć jej głupi uśmieszek. Kilka uderzeń serca później odgarnęła niesforne kosmyki z twarzy, wciskając je ciasno za uszy. Nie były obecnie jedyną rzeczą, którą za nimi skrywała.
Gdy uciekł wzrokiem, zaśmiała się pod nosem, ale w tamtym momencie nie zastanowiło ją to. Nie był jedyną osobą, która patrzyła na nią w ten sposób. Na jego twarzy malowały się intencje na tyle szczere, że nie poddawała w wątpliwość przyczyny jego dobrej zabawy. Jedyne, co zajęło jej myśli na dłuższą chwilę było śmieszne uczucie kontrastu. Uznała za zabawne, że obydwoje się uśmiechali, ale gdy uśmiech Alastora wyrażał więcej niż tysiąc słów, enigmatyczny uśmiech Eden nie mówił prawie nic.
- Rychło w czas - zakpiła, spoglądając na niego prawie że karcąco. - Zbierałeś odwagę przez ostatnie sześć lat, czy po prostu preferujesz przychodzić po zamknięciu, żeby pocałować klamkę? - Nie bawiła się w owijanie w bawełnę, bo szczerze powiedziawszy była pewna, że cały czas się przekomarzają i szpila wbita w ten sposób nie tyle go nie zaboli, co nawet jej nie poczuje. Spodziewała się głupiej odpowiedzi, choćby takiej, że ostatnie pół dekady był zajęty jej matką i stąd ta obsuwa w grafiku, ewentualnie jeszcze bardziej niedorzecznej wymówki, która sprawi, że nie będzie w stanie utrzymać kamiennego wyrazu twarzy i popłacze się ze śmiechu. Naiwnie liczyła, że ich relacja nie uległa zmianie mimo upływu czasu, a jedynie czekała w zawieszeniu, aż znowu się odnajdą.
Mimo tych intencji wyglądała na rozzłoszczoną zadając to pytanie. Zupełnie jakby naprawdę była na niego zła, że znalazł w sobie odwagę dopiero teraz, kiedy mleko się już rozlało i zdecydowała się na nazwisko kogoś innego. Kogoś, z kim rozmawiała niewiele więcej niż z Alastorem przez ostatnie lata, co doprowadzało ją do szału. A może była zła na siebie, że musi to wszystko traktować jako żart, bo w innym wypadku na drodze pojawi się kolejny problem? Kolejny twardy orzech do zgryzienia, który niechybnie połamie jej zęby?
- Daruj sobie kuszenie losu, bo znając moje szczęście, będzie to nasz ostatni taniec - mruknęła zgryźliwie, odwracając się z powrotem w kierunku księżyca. Westchnęła ciężko, kurczowo zaciskając otulone atłasową rękawiczką palce na barierce. Tylko ona potrafiła tak dobrze psuć sobie samej humor.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#10
04.06.2023, 23:39  ✶  
Obserwował ją w sposób wnikliwy, wyłapując wszelkie drobne detale, jakie mógł ujrzeć z miejsca, w którym siedział. To było tak głupie. Dobrze wiedział, że nawet Ashling by go wyśmiała, gdyby jej powiedział, że doznał czegoś takiego poza pełnią. Tego palącego w brzuchu uczucia. I chociaż nie był tępy, to naprawdę chciał skojarzyć ten ucisk w żołądku z widokiem księżyca. Byłoby mu prościej, gdyby to była prawda...

- Powiedziałaś mi przed chwilą, że wolałabyś być moją siłą, więc – jeszcze raz zaciągnął się dymem papierosa – uznaj to za chwilę swojej siły.

Ale to nie była prawda. Alastor po prostu zapragnął się do niej zbliżyć. Przeklętym niech będzie ten bal, za rozpalenie w nim tylu wspomnień, tylu emocji zakopanych gdzieś lata wcześniej. Znowu była w jego głowie i zastanawiał się, czy jutro też w niej będzie. Czy się jutro obudzi i ten widok będzie pierwszą rzeczą, o jakiej pomyśli. Podejście, jakie sobą prezentował, pełne nonszalancji i szczerych uśmiechów, stało się podszyte lekkim zwątpieniem, kiedy tak bezpośrednio zwróciła mu uwagę na ich historię, w szczególności na swoją historię. Mógłby się teraz wycofać, mógłby ulec świadomości tego, że była mężatką i podkulić ogon, ale zabrnął już w tym wszystkim tak daleko, że co miał do stracenia?

- Kiedy wyszłaś za mąż... pomyślałem, że znam swoje miejsce – i nie było ono przy niej – ale nie wyglądałaś na szczególnie zadowoloną, kiedy cię dzisiaj dojrzałem w tłumie i znowu zgubiłem się w byciu dobrym człowiekiem.

Poruszył ustami tak, jakby spróbował czegoś gorzkiego. Bo w istocie te słowa były gorzkie jak diabli, ale Alastor nie czuł wcale ich gorzkości, nie przeszyło go na wskroś zwątpienie, wręcz przeciwnie – nagle wypełniła go ekscytacja. Kiedy wypowiedział to na głos, testując własny limit, zorientował się, że jego granica była mocno zatarta lub nieistniejąca, a on sam mimo wstępnej obawy nie czuł się z tym źle.

Wstał wreszcie. Zgasił końcówkę papierosa o balustradę tarasu, kiepa wyrzucił, nieelegancko łamiąc tym pewnie milion przepisów, po czym otrzepał dłoń i stanął obok pani Lestrange. Tańcząc byli o wiele bliżej siebie, ale dopiero teraz mógł przyjrzeć jej się aż tak dobrze. Bardzo schudła. Dojrzała. Nabrała czegoś, czego nie dostrzegał w niej wcześniej w aż takich ilościach – jakiegoś takiego wewnętrznego chłodu i dystansu. Ale to mu wcale nie przeszkadzało. Taki lód dało się stopić, co udowodniła mu przed chwilą na parkiecie. Ciężko mu było nie wlepić spojrzenia w usta pomalowane czerwoną szminką, nie pochylił się jednak nad nimi, a jedynie zaoferował jej swoje ramię.

- Wszystkim, co musisz zrobić, żeby nie był ostatnim, jest chwycenie mojej ręki. Nigdzie się stąd jeszcze nie wybieram, ale nie licz na to, że do tej muzyki zatańczę z tobą fokstrota, bo się ośmieszymy przed całą salą bogatych ludzi bardziej niż Perseusz.

I poszli w kierunku sali. Kiedy otwierał im drzwi, dodał jeszcze:

- Skoro jestem twoją chwilą słabości – co wbrew pozorom nie przeszkadzało mu aż tak bardzo, jak sugerowały jego wcześniejsze słowa – to mam nadzieję, że będziesz się podczas niej uśmiechała tak jak przed chwilą na parkiecie. Bez choćby sekundy wytchnienia.

Koniec sesji


fear is the mind-killer.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Alastor Moody (2505), Eden Lestrange (2549)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa