15.01.2023, 22:23 ✶
Prawdziwe było wrażenie, że Eden była zabójczo podobna do siebie z przeszłości, lecz nie była pewna, czy to dobrze. Nawet w imię dobrych wspomnień; martwiące było to, że po wszystkim była bogatsza jedynie o kilka zmarnowanych na zapatrzeniu w siebie lat młodości. Może gdyby widziała kiedykolwiek coś poza czubkiem własnego nosa, dzisiaj nie musiałaby dzielić z Alastorem bólu związanego z zaprzepaszczonymi szansami i przegapionymi okazjami na szczęście. Może dzieliliby inny rodzaj odczuć wobec rzeczywistości, ten zgoła przyjemny, malujący się barwami pozytywniejszymi niż obecne szarości. Patrząc mu w oczy naprawdę chciała wierzyć, że przeciwieństwa się przyciągają.
Niestety Eden była zbyt pamiętliwa, by nadzieja mogła zapuścić weń korzenie.
- Odważnie zakładasz, że wyrosłam z egocentryzmu - zauważyła, brzmiąc przy tym, jakby odpowiadała żartem na żart, a jednak wcale tak nie było. Nie obchodziła ją żadna jego koleżanka, nawet taka zamieniająca się w bobra. Była też zbyt zuchwała, by chcieć ukrywać swoje prawdziwe zamiary za woalem konwenansów. - A co, chciałbyś, żebym pytała dla siebie? - Odważne pytanie opuściło usta Eden, wciąż podsycając jej naiwne wrażenie, że Alastor w życiu nie chciałby mieć do czynienia na takim polu z osobą jej pokroju, a więc jedynie się droczył, w imię starych, dobrych czasów. Może gdyby nie widział w niej nic poza pięknem zewnętrznym, może gdyby nie był świadom obłudy, którą skrywała wewnątrz. Ale było zgoła inaczej.
Alastor poznał ją z najgorszej strony i żałowała tego po dziś dzień, choć musiała przyznać, że nie spędzało jej to snu z powiek. Naprawdę chciała czuć wyrzuty sumienia na tyle silne, by była w stanie pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę przez te wszystkie lata, ale nigdy do tego nie doszło. Nie przyznałaby się na głos, że nie zrobiła tego, bo była tchórzem, dlatego że... No właśnie - była tchórzem. Nie odważyłaby się drugi raz zaoferować mu swoich prawdziwych przekonań, bo właśnie one ich niegdyś poróżniły. Przecież nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, jeśli ma się chociaż krztę zdrowego rozsądku.
- Moja szczerość już raz cię zraniła, Alek - odpowiedziała z nienaturalnym spokojem. - Nie chcę powtórki z rozrywki. -
Oczywiście, że chciała mu zaufać. Po prostu nie chciała, żeby on kiedykolwiek ufał jej. Nie zasługiwała na to i nie miała zamiaru udawać, że kiedykolwiek było inaczej. Obydwoje potrzebowali teraz w kimś oparcia, ale nie życzyłaby mu nigdy, żeby stała się nim dla niego. Była drżącą w posadach twierdzą, której szkielet trzymał się pionu na słowo honoru. Obawiała się, że gdyby się na niej wsparł, posypałby się razem z nią, a naprawdę nie chciała zabierać go ze sobą na dno. Nawet jeśli ze łzami w oczach przekonywałby ją, że we dwoje będzie im raźniej.
Choć była święcie przekonana, że swoje troski zabierze ze sobą do grobu, nie chciała teraz o tym myśleć. Nie chciała myśleć o niczym, prawdę powiedziawszy, a więc nie szukała już wzrokiem swojego męża. Zmartwychwstałe spojrzenie utkwiła w twarzy Moody'ego, jakby chciała się doszukać w nim oazy. Prosiła o pięć minut zapomnienia, niewiele więcej. Nie tylko dla samej siebie, ale dla ich obojga.
Miał rację; był lepszy, niż sądziła. Nie zyskałby najwyższych not na żadnym konkursie tańca, a jednak jego ruchy miały w sobie tyle autentyczności, tyle jego swoistego charakteru, że nie śmiałaby ich skrytykować. Czuła się przy nim wręcz niezręcznie, mechanicznie stawiając kroki, których została nauczona w dzieciństwie, by dobrze prezentować się na salonach. Nie było w tańcu Eden lekkości ducha, nie umiała włożyć w to serca; jedynie wyuczoną perfekcję.
Przysunęła swoje ciało bliżej, stykając swoją pierś z piersią Alastora, zaciskając swoją dłoń nieco bardziej kurczowo, niż przystawało tańcu towarzyskiemu. Chciała poczuć bicie jego serca, ten sam rytm co on, żeby choć raz nadawać z nim na tych samych falach. Najchętniej stanęłaby mu na stopach jak pięciolatka, żeby tańczył za nią, bo chciała choć raz w życiu robić coś spontanicznie, bez posiadania nad tym kontroli. Dać się ponieść emocjom.
- Słyszałam, że masz nową partnerkę - zagaiła, nie chcąc, by znowu zawisło pomiędzy nimi milczenie. - W skali od jednego do Eden Malfoy, jak bardzo ci się uprzykrza? - Zapytała pół żartem, pół serio, uśmiechając się pod nosem. Powstrzymała się cudem od zapytania jeszcze, czy tęskni, bo jeśli odparłby twierdząco, nie mogłaby pozostać mu dłużna i musiałaby przyznać, że vice versa. A jeśli odpowiedziałby przecząco, musiałaby zdławić ukłucie zazdrości, a tej dość już miała w swoim życiu. Toteż jedynie za pomocą ukradkowych spojrzeń pokazywała, że nie jest to jedynie niewinne pytanie dla podtrzymania rozmowy.
I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show
~♦~
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show
~♦~