W środku znajduje się gabinet zabiegowy, wygodny pokój konsultacji oraz pracownia eliksirów.
Pokój konsultacji jest wyposażony w drogie meble, w tym biurko i fotele dla uzdrowiciela oraz pacjenta. Ściany ozdabiają ryciny medyczne oraz szafki z licznymi książkami, głównie medycznymi. W powietrzu unosi się relaksująca kwiatowo-ziołowa woń.
Gabinet zabiegowy to pomieszczenie jasne i przestronne, wyposażone w sprzęty do udzielania podstawowej pomocy medycznej, w tym także kozetkę. Zawsze panuje tu czystość, w powietrzu zaś unosi się zapach środka dezynfekującego.
Pracownia eliksirów to pomieszczenie, w którym oprócz biurka znajdują się różnego rodzaju kociołki, łyżki, wagi, a przede wszystkim składniki na eliksiry. To tu, na miejscu, wyrabiane są potrzebne dla pacjentów wyroby. Pachnie tu w większości różnego rodzaju ziołami, choć nie tylko.
Minął rok, odkąd powrócił na ten świat. Minął rok, odkąd mieszkał u Heather Wood. Minął rok, a wciąż nie wiedział, co się stało. Jak wszelkie inne zagadki jego życia, i ta została zamknięta w bańce i odepchnięta na skaje pamięci. Panicznie uciekając od cierpienia przeszłości, uciekał poza siebie, do świata zewnętrznego.
Miniony rok spędził w bibliotekach. Czytał książki naukowe, czasopisma. Matematyczne, fizyczne, biologiczne, ale nie pominął także tych historycznych. Zmiany były tak wszechobecne, że w jego rękach pojawiły się tytuły dotyczące bezpośrednio społeczeństwa. Czytał wszystko, magiczne, mugolskie, bez znaczenia. Lukę o wielkości kilku dekad należało zapełnić.
Unikał przy tych ludzi. Tak, musiał znaleźć źródło zarobku. Nie mógł siedzieć u Heather w nieskończoność. Ale utkwił w głębokim zaprzeczeniu swojej egzystencji.
W końcu stało się. W pełni nieświadomy strzęp losu, jakie go tu przygnały, znalazł się przed gabinetem uzdrowicielskim. Do szpitala nie mógł się wybrać. Zbyt dużo ludzi. Nie potrafił.
Wszedł do środka, łypiąc ciekawsko bursztynowym spojrzeniem spod szarej grzywki. Sweter w nijakich kolorach opinał śnieżnobiałą koszulę, która schludnie wsadzona była w brązowe spodnie. Głowę ukrył pod kapturem czarodziejskiego płaszcza.
— Dzień dobry — rzucił głośno i wyraźnie, bez względu na to, czy ktoś tu był, czy nie. Teraz na pewno kogoś przyzwał, by posłać mu swój standardowy, niepokojący uśmiech.