• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[09.04.72] Wąskie Alejki, Brenna i Peregrinus

[09.04.72] Wąskie Alejki, Brenna i Peregrinus
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
13.02.2023, 11:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:13 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

wiadomość pozafabularna
Znajdowałeś się w magicznych dzielnicach Londynu. Wszystko było takie jak zawsze, dopóki nie poczułeś dziwnego zapachu. Nie udało ci się znaleźć jego źródła, nie był też szczególnie irytujący. Dopiero po jakimś czasie zacząłeś odczuwać prawdziwe efekty rozpalonego tam kadzidła. Wszystkie alejki stały się nagle strasznie wąskie… a później zniknęli z nich wszyscy ludzie… Byłeś całkowicie odurzony, a znane ci miejsca stały się na kilkadziesiąt minut labiryntem, z którego nie mogłeś się wydostać. Kiedy się ocknąłeś, znajdowałeś się w ciemnym zaułku na Pokątnej.

Powinna być ostrożniejsza.
Brenna wiedziała przecież, że gdzieś na magicznych ulicach coś – lub ktoś – sprawia, że czarodzieje dziwnie się zachowują. Osobiście pomagała czarownicy znaleźć dom (pod którym jak się okazało, cały czas stały), posyłała swojego tymczasowego partnera z Brygady w pogoń za wariującym czarodziejem i pomagała Reginie Rowle, kiedy coś pomieszało jej zmysły.
Szukała źródło problemu. Bez powodzenia. A przynajmniej tak sądziła. Krążąc w pobliżu miejsca, gdzie znalazła Rowle, najwyraźniej jednak się na nie natknęła tylko… nie tak, jak na to liczyła. Początkowo nawet nie zwróciła uwagi na dziwny zapach. Potem, kiedy próbowała sprawdzić, skąd dochodził, było już za późno. Może kadzidło wygasło: a może tylko za mocno na nią wpłynęło. Bo gdy Brenna szła alejką, ta stawała się coraz węższa i węższa, aż ściany zdawały się na nią napierać tak, że była pewna, że za chwilę ją zgniotą. Ludzie, jeszcze niedawno gromadnie spacerujący Pokątną, znikli. Ba, znikła i sama Pokątna. Choć Brenna znała to miejsce tak doskonale, że mogłaby chodzić po magicznych ulicach z zamkniętymi oczyma, a i tak trafiłaby pewnie tam, gdzie zechciała, teraz jednak nie mogła znaleźć drogi. Obijała się o ściany, próbując trafić w jakieś znajome miejsce, dostać gdzieś, gdzie będzie przestrzeń, powietrze, i wracała wciąż do tej samej lokacji.
Zamiast ludzi otaczały ją widma.
Mijały ją obojętnie, czasem przez nią przenikającą albo wchodząc wprost w ściany. Chodnik falował pod jej stopami, zmieniał się, to sam wykładał brukiem, to stawał się ziemią. Zmieniała się faktura murów. Jakaś część umysłu Brenny, gdzieś na samych granicach świadomości podpowiadała, że to nie może dziać się naprawdę, ale takim się zdawało. Nie była nawet pewna, ile z tego, co ją otacza, to rezultat narkotyki – a które obrazy podsuwać może jej talent, wprawiony w ruch nie przez dym świec i jej decyzję, a kadziło, całkowicie wbrew woli.
Pradziadek, młody, znany ze zdjęć, przeszedł obok, obrócił się do niej z uśmiechem, a potem znikł. Para w średnim wieku całowała się na jej oczach, jakby wcale jej nie było, by po chwili rozpalić się w powietrzu. Gromada czarodziejów, w ciemnych szatach, szła alejką i skądś wiedziała, że mają złe zamiary, ale nim drżąca dłoń Brenny zdołała sięgnąć po różdżkę i oni przepadli. Wreszcie ktoś gonił dziecko, uciekające, piszczące…
…no nie, cholera nie…
Wstała, rzucając się do przodu, próbując pochwycić płaszcz mężczyzny. Jej palce zacisnęły się na pustce, a Brenna padła na kolana. Już nie w wąskiej, obcej uliczce. Była w alejce. Znajomej alejce, w pobliżu skrzyżowania Pokątnej i Horyzontalnej. Jej uszu, nadwrażliwych teraz na każdy hałas, dochodziły odgłosy, zwykłe, takie, jakie słyszało się na Pokątnej każdego dnia. Światło raziło ją w oczy, aż przysłoniła twarz przedramieniem. Trzęsła się, krótkie, ciemne włosy miała rozczochrane jeszcze bardziej niż zwykle, spodnie brudne. Od żebraków z Nokturna odróżniały ją głównie dwie rzeczy: nie cuchnęła alkoholem i wciąż miała na sobie całkiem porządną marynarkę, choć nie tę Brygady – gdy szukasz źródeł podejrzanych zasłabnięć wywołanych zapewne magią niekoniecznie chcesz, by winny wiedział, kim jesteś…
Dłonie miała podrapane, zdarte prawie do krwi. Nie była pewna, kiedy się to stało. Może w pewnym momencie zaczęła drapać ściany?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#2
20.02.2023, 22:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.03.2023, 17:20 przez Peregrinus Trelawney.)  
Tego kwietniowego poranka, gdy chmury zasnuwały niebo nad Londynem, Peregrinus Trelawney mimo wczesnej pory zdążył załatwić już garść sprawunków na ulicy Pokątnej. W pracy miał zjawić się dopiero za ponad godzinę, więc korzystając z wolnego czasu, niespiesznie szperał wśród ustawionych na regałach książek. Znajdował się w niewielkiej księgarni z używanymi egzemplarzami, ukrytej w jednej z mniej uczęszczanych alejek przy Pokątnej. Nie miała ona wielu klientów, lecz stary sklepikarz wytrwale stawiał się każdego dnia w pracy, aby obsłużyć tych kilkunastu, a czasem ledwie kilku czarodziejów dziennie.
Peregrinus lubił to miejsce nie tylko dlatego, że na ogół był tu sam z niezaprzątającym mu głowy właścicielem, lecz również ze względu na zaopatrzenie. Kompletnie nie interesowały go bestsellerowe pozycje jak „Gorące zaklęcia na rok 1972” czy „Nowoczesna zielarka”, które wystawiano w większości sklepików. Być może było w tym nieco snobizmu, ale o wiele większą przyjemność sprawiało mu wynajdowanie białych kruków pomiędzy stertami książek w oprawach z popękanej skóry.
Tego dnia odłowił ledwie jedną pozycję, która przyciągnęła jego uwagę, lecz mimo to był usatysfakcjonowany poszukiwaniami. Po uregulowaniu rachunku ruszył ku wyjściu sklepu. Zadowolony, że wciąż nie pada — a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że wkrótce z chmur może zacząć siąpić deszcz — wyszedł na zewnątrz, a drzwi zamknęły się za nim z cichym brzdękiem dzwonka.
Już miał ruszyć ku głównej ulicy, gdy jego wzrok przyciągnęła kobieta klęczącą kilka kroków dalej, w głębi alejki.
Pierwszy odruch podpowiedział mu, aby to zignorować. Z natury nie lgnął do kontaktu z nieznajomymi, szczególnie gdy kontakt ten miał spore szanse okazać się nieprzyjemny (bo czegóż dobrego spodziewać się po wyraźnie dotkniętej jakimiś kłopotami kobiecie). Jakże wygodnie byłoby odwrócić wzrok i pójść swoją drogą.
Matka wychowała go jednak dobrze, wpajając poczucie odpowiedzialności za znajdujących się w niekorzystnym położeniu, potrzebujących pomocy. A szczególnie potrzebujących pomocy kobiet, jakkolwiek staroświeckie nie byłoby to podejście. Stąd też zamiast odwrócić głowę, skierował ku Brennie swoje kroki, na wszelki wypadek upewniając się, że jego różdżka jest pod ręką i może jej użyć w każdej chwili.
Uważnie przyjrzał się kobiecie: zdecydowanie nie była nastoletnim podlotkiem, który nierozważnie eksperymentował z niedozwolonymi miksturami. Nie wyglądała też na kogoś, kto regularnie oddawałby się w objęcia alkoholu. Im bliżej Peregrinus się znajdował, tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję.
— Przepraszam panią. — Przykucnął przy niej, odstawiając na bok pakunek z książką, aby obie jego ręce były wolne. Doskonale widział teraz potargane włosy Brenny i poranione ręce; nie wyczuwał za to żadnego przykrego zapachu, który można byłoby powiązać z alkoholikiem czy bezdomnym. — Co się stało? Potrzebuje pani pomocy?
Oderwał od niej na chwilę spojrzenie, aby naprędce otaksować wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu śladów bójki czy napaści… czegokolwiek, co podpowiedziałoby mu, co spotkało nieznajomą. Niczego takiego jednak nie znalazł.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
20.02.2023, 23:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.02.2023, 23:02 przez Brenna Longbottom.)  
Wszędzie byli umarli.
Przynajmniej jeszcze chwilę temu. Dwa obrazy Pokątnej, taką, jaką była lata temu – z odmiennymi szyldami, czarodziejami w innych strojach, i taką, jaką była teraz, nakładały się na siebie przed oczyma Brenny, falowały, walczyły o pierwszeństwo. W końcu ten pierwszy, przywołany do życia zapachem kadzidła i talentem do widmowidza, zaczął zanikać i Brenna zdołała usłyszeć słowa Pereginusa.
- Świetnie, kolejny umarły? – wykrztusiła, unosząc głowę, by na niego spojrzeć. Wzrok miała trochę nieprzytomny, a twarz śmiertelnie bladą. Zamrugała, gdy wreszcie jej oczy zaczęły dostrzegać głównie teraźniejszość, a nie wytwory niespokojnego umysłu i widma przeszłości, wywołane, bo dym z kadzidła zadziałał najwyraźniej równie dobrze, co ten świec rozstawionych w kręgu. Sam Trelawney zaś wcale nie był dla niej nieznajomy. W Hogwarcie chodził zaledwie rok wyżej, a Brenna zwracała uwagę na kolegów i koleżanki, i nawet jeśli nie miała z kimś wielu interakcji (choć zawsze było jej wszędzie pełno i miała skłonności do prób zagadania ludzi wokół na śmierć) kojarzyła właściwie każdego, kto był w szkole do dwóch lat wyżej lub niżej. On mógł jej nie rozpoznać, ona rozpoznała jego.
Przez moment nie skojarzyła twarzy, wiedziała tylko, że jest znajomy. Może znała go ze snów i był jednym z wielu jej martwych przodków. Po chwili jednak, wraz z tym, jak narkotyk tracił swoją moc, wszystko (no dobrze: nie wszystko, tylko część) rzeczy wskoczyło na swoje miejsce. Nie był twarzą z czarno białych fotografii sprzed lat, a jedną z tych, jakie widywała przez lata w Wielkiej Sali.
- Przepraszam – powiedziała, trochę słabym głosem, zaciskając na moment powieki. Światło zdawało się jej nazbyt jasne. Nie odważyła się spróbować wstać, wciąż klęczała na bruku. W głowie jej wirowało, w uszach rozbrzmiewał natrętny szum, nawet własny głos zdawał się dochodzić jak spod wody, dziwnie zniekształcony. A może po prostu mówiła niewyraźnie? Próbowała zebrać myśli i zmusić się do wzięcia się w garść. Nawet nie dlatego, co pomyśli o niej Trelawney, bo to nie miało większego znaczenia.
Pośród alejek mogły być po prostu inne ofiary tego kadzidła. Nie była przecież tam sama. Musiała spróbować znaleźć ich. I przyczynę tego stanu rzeczy.
Już za moment.
Już za chwileczkę.
Już za…
W głowie jej zawirowało.
W porządku. Chyba jednak jeszcze chwilę tu posiedzi.
- Chyba faktycznie potrzebuję pomocy – stwierdziła Brenna, choć powiedzenie tego nawet w takiej sytuacji komuś z jej charakterem przychodziło z dużym trudem. – Czy mógłbyś posłać wiadomość do Biura Brygady Uderzeniowej? Że tak jakby ich Brygadzistkę właśnie otruto? Najlepiej… do Mavelle Bones. Albo Erika Longbottoma. Zrobiłabym to osobiście, ale nie jestem pewna, czy sama zdołam dojść do najbliższego kominka. Właściwie jestem pewna, że nie zdołam sama dojść od najbliższego kominka. A jeśli się teleportuję w tym stanie, pewnie skończę na przeklętych, Mglistych Mokradłach.
Powoli – bo powoli – ale wracała do siebie. Do swojego zwykłego stanu, a zwykłym stanem Brenny było nadmiernie rozgadanie. Teraz nawet się to zwielokrotniało, bo jej myśli były dziwnie rozbiegane i w efekcie były duże szanse, że zacznie pleść od rzeczy bardziej niż zwykle.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#4
25.02.2023, 12:58  ✶  
Peregrinus nie skojarzył twarzy Brenny, a na pewno nie połączył jej konkretnie z Hogwartem ani jej nazwiskiem. Być może gdzieś z tyłu jego głowy przemknęła myśl, że widział już tę twarz, lecz nigdy nie przywiązywał do twarzy zbytniej uwagi, a i teraz był skupiony bardziej na tym, żeby opanować sytuację, niż poszukiwać wspomnień.
Słowa „brygadzistka” i „otrucie” rozwiały część jego wątpliwości i jeśli wcześniej obawiał się nieco tego, kim może okazać się nieznajoma czarownica, teraz był pewien, że nie będzie ona dla niego zagrożeniem. Ona. Ponieważ ten lub to, co doprowadziło ją do tego stanu, niewątpliwie oznaczało niebezpieczeństwo. Pozostawało mieć nadzieję, że napastnik już się oddalił i Peregrinus nie wplącze się przypadkiem w żadne tarapaty; było to ostatnie, czego potrzebował.
Naturalnie nie miał nic przeciwko spełnieniu jej prośby. Od razu przyszło mu do głowy, aby skorzystać z sowy właściciela niewielkiej księgarni, w której dopiero co zrobił zakupy. Nim jednak wstał, nastał moment zawahania. Czy odpowiedzialnie było pozostawić ranną kobietę samą? Nie miał pojęcia, czym została otruta i czy nie padnie zaraz nieprzytomna, wymagając natychmiastowej interwencji. Pozostawała również kwestia tego, czy napastnik już się oddalił, czy nie wróci po nią. Z drugiej strony próba zaniesienia Brenny do środka znacznie opóźniłaby zdobycie sowy, a sprawa była pilna.
Czarodziej podniósł się i rzucił kobiecie ostatnie spojrzenie, wciąż niepewny, czy podjął właściwą decyzję.
— Oczywiście, za sekundę wracam.
Odwrócił się na pięcie i ruszył biegiem z powrotem do budynku, odwracając co chwilę nerwowo głowę, aby upewniać się, że Brennie nie grozi niebezpieczeństwo.
Gdy wpadł do księgarni, księgarz zmierzył go zdziwionym spojrzeniem. Peregrinus poprosił naprędce o sowę i kawałek papieru, wieńcząc swoją wypowiedź słowami: „to pilne”. Jego pośpiech i zaaferowany wyraz twarzy przekonały sklepikarza do wypożyczenia podstarzałej sowy, za cenę kilku knutów, które Trelawney wygrzebał z kieszeni.
Całość zajęła mężczyźnie może dwie-trzy minuty i po chwili był z powrotem w alejce, z ulgą notując, że Brenna wciąż tam jest.
Wyciągnął kartkę papieru i zaczął kreślić zleconą przez nią wiadomość na ścianie jednego z budynków.
— Do Mavelle Bones? — upewnił się jeszcze. Bazgrał coś przez chwilę, po czym zapytał niby od niechcenia. — Wiem, że to prawdopodobnie poufne, ale czy wciąż jesteśmy… zagrożeni? Mam na myśli w tym momencie.
Posłał w końcu wiadomość. Stara, poczciwa sowa poderwała się i odleciała w stronę Ministerstwa. Peregrinus wiódł za nią chwilę wzrokiem, po czym wrócił uwagą w pełni do Brenny.
— Powinienem może posłać również po medyka?
Cała ta sytuacja go zestresowała. Odruchowo sięgnął po paczkę papierosów ukrytą w kieszeni płaszcza, lecz niemal od razu ją puścił. Struta już i tak Brenna nie potrzebowała dodatkowo wdychać dymu z jego fajek.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
25.02.2023, 14:14  ✶  
Zmusiła się do posłania Trelawneyowi uśmiechu. Dość słabego.
- Bardzo dziękuję – powiedziała po prostu, plecami podpierając się o ścianę. Miała ochotę zamknąć oczy i iść spać, ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Wprawdzie w przeciwieństwie do Pereginusa nie spodziewała się żadnego określonego zagrożenia, ale spanie w bocznej alejce nie było bezpieczne. Nie wspominając już o tym, że wcale nie była pewna, czy mężczyzna spełni jej prośbę, a jeżeli nie – będzie musiała poradzić sobie sama.
Czekała na jego powrót cierpliwie. Nie miała większego wyjścia. Głowę wciąż miała ociężałą, gdy spróbowała się podnieść, zrobiło się jej słabo. Nie była pewna, czy okazała się bardziej podatna niż Regina, czy na tamtą zadziałało to wszystko słabiej, ze względu na rozmiary, czy też Brenna znalazła ją po prostu sporo później, kiedy narkotyk przestał już działać. Gdy na moment ściany znów rozmyły się jej przed oczyma, wbiła sobie paznokcie we wnętrze dłoni, w rozpaczliwej próbie pozostania przy rzeczywistości. Nie zanurzenia się w wizjach przeszłości. Przez to powrót Trelawneya zauważyła dopiero, gdy ten się do niej odezwał.
- Tak. Bones. Ma… ma dziś dyżur. Chyba że jestem bardziej naćpana niż sądziłam i minęło parę dni – powiedziała, unosząc dłoń i podrapanymi palcami przesuwając po skroni, jakby w nadziei, że mniejszy to pulsujący ból głowy. Wiedziała, że sowie przelecenie do Ministerstwa zajmie kilkanaście minut, ale nie wątpiła, że gdy już tam dotrze, to Mavelle po nią przyjdzie.
Musiała się skupić, by odpowiedzieć na kolejne pytanie. Dopiero po paru sekundach jej umysł, wciąż nie pracujący na pełni obrotów, załapał, o co mężczyzna w ogóle pytał. Pokręciła głową i nieomal natychmiast tego pożałowała, bo świat zawirował, jakby Brenna wsiadła na mugolską karuzelę.
- Nie sądzę. To było chyba kadzidło. Ludzie… - zawahała się, próbując zmusić myśli do współpracy z językiem. Z racji na to, że sporo osób już doświadczyło skutków tego kadzidła, informacja wcale nie była specjalnie tajna. Plotki się rozchodziły. Było też oczywiste, że ktoś z Brygady zacznie szukać źródła. – Różni ludzie mają ostatnio na Pokątnej halucynacje. Szukałam źródła. Chyba je znalazłam. Albo ono znalazło mnie. I nagle nic nie wyglądało, jak powinno. Ale wątpię, by ktoś za mną szedł. Nie miałam… nie mam na sobie munduru. Nie było… przeznaczone konkretnie dla mnie. I to nie było tutaj.
Na nieszczęście, nie mogła sobie przypomnieć, gdzie dokładnie była, kiedy to wszystko się zaczęło. W jej głowie panował zbyt duży zamęt. Na pewno nie w tej alejce, w której skończyła. W swoich wizjach szła, szła, błądziła tak długo, ale tak naprawdę mogła po prostu przejść z jednej uliczki do drugiej. Mogła mieć tylko nadzieję, że przypomni sobie później. W tej chwili jej ostatnim sensownym wspomnieniem był po prostu zapach, a potem pamiętała już tylko labirynt uliczek, zmieniających się na jej oczach. Najpierw pustkę, a później krążące wokół widma.
- Nie trzeba – zapewniła automatycznie. Zapewniałaby tak prawdopodobnie nawet, gdyby stała krwawiąc z wielu ran, bo to leżało już w charakterze Brenny, ale tym razem miała powód, by sądzić, że za jakąś godzinę, dwie dojdzie do siebie. Nie chciała robić zamieszania. Poza tym po prostu nie miała czasu na wizytę w Mungu, na którą pewnie nalegałby uzdrowiciel. Musiała złożyć raport.
Gdy tylko przypomni sobie, jak się stawia litery. W tej chwili mogłaby mieć z tym problem.
- Spotkałam trzy osoby, które miały… te same objawy. Po pewnym czasie dochodziły do siebie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#6
05.03.2023, 00:27  ✶  
Plotki naturalnie krążyły po świecie czarodziejów, ale w obecnej, dość burzliwej sytuacji mnożyło się ich tyle, że Peregrinus dawno przestał wysilać się i dociekać, które z nich były prawdą, a które jedynie historią zmyśloną przez kogoś z jemu tylko znanych pobudek. Można byłoby nazwać tę postawę ignoranctwem. W końcu w takich czasach wypadało przykładać szczególną uwagę do wszelkich krążących wśród ludzi niepokojących informacji, szczególnie mogących przestrzegać przed niebezpieczeństwem. Na wszelki wypadek. W teorii. W praktyce jednak, dopóki jakiś problem nie wszedł Trelawneyowi bezpośrednio w drogę, starał się trzymać z daleka od natłoku informacji i wieść na tyle spokojne życie, na ile się dało.
— Źródło? W której części Pokątnej? — zapytał żywo zainteresowany, mając nadzieję, że być może Brenna pamięta jakąkolwiek informację. Bądź co bądź dość często tu bywał, a bynajmniej nie uśmiechało mu się skończyć naćpanym w alejkach. Nie zdawał sobie sprawy, jak mocno narkotyk namieszał czarownicy w głowie; choć mógł przypuszczać, jaki jest stan jej wiedzy, zawsze warto było się upewnić. A nuż jakieś pojedyncze, pomocne wspomnienie z nią pozostało.
Nie upierał się przy wzywaniu uzdrowicieli. Skoro twierdziła, że efekty same znikną, był gotów jej w tej kwestii zaufać. Powiadomił już zresztą Ministerstwo, a Mavelle Bones miała zjawić się lada chwila. Z pewnością gdyby coś się stało, zaopiekowałaby się swoją brygadzistką, więc z ulgą oczekiwał zrzucenia z siebie tej odpowiedzialności.
Przeszło mu jednak przez myśl, że nawet jeśli Brenna zapewniała, że jej stan się nie pogorszy, to być może wykwalifikowany uzdrowiciel mógłby sprawdzić, czym jest substancja, którą została odurzona, póki ta była jeszcze w organizmie kobiety. Nie wyraził jednak na głos tego pomysłu, ponieważ musiał przyznać, że nie miał bladego pojęcia o uzdrowicielskiej magii. Mogła być to tylko bzdura, za którą zostałby wyśmiany.
— Więc to autentyczna sprawa — mruknął, mając na myśli całą sytuację dotyczącą kadzidła. Przykucnął w pewnej odległości od Longbottom, aby dać jej nieco przestrzeni. Intuicja podpowiadała mu, że w takiej sytuacji świeże powietrze jest kluczowe. Poza tym paczka papierosów w kieszeni płaszcza kusiła go coraz bardziej. Teraz, gdy sytuacja była opanowana i czekali jedynie na drugą brygadzistkę, pozwolił sobie odpalić papierosa. — Posłałem zatem po Mavelle Bones, a przyjemność mam z brygadzistką…? — zapytał, uświadamiając sobie, że nie poznał jeszcze jej imienia, a posłana wiadomość nie zawierała nazwiska tej konkretnej funkcjonariuszki. Dopiero w tamtej chwili uświadomił sobie ten błąd.
Nie zamierzał naturalnie odchodzić od czarownicy, dopóki nie zjawi się ktoś, kto odpowiednio się nią zajmie. Nawet jeśli nie była w bezpośrednim niebezpieczeństwie i zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Miał zresztą czas, choć Dolohovowi z pewnością nie przeszkadzałoby, gdyby Peregrinus zjawił się w pracy wcześniej. I wyszedł nieco później.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
05.03.2023, 11:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.03.2023, 17:05 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna słysząc pytanie uśmiechnęła się z pewnym zakłopotaniem.
- Nie jestem pewna – przyznała. – Może sobie przypomnę, ale w tej chwili… pamiętam tylko, że wszystko wyglądało jak labirynt.
Labirynt ciasnych uliczek, które najpierw próbowały ją zadusić, a potem zamieniły się w dawne wersje ulic, po których spacerowali czarodzieje i czarownice martwi od bardzo wielu lat. Albo będący wytworem jej wyobraźni. W tej chwili Brenna nie była w stanie odróżnić.
- Następnym razem będę szukać z bąblogłową – mruknęła, przytulając się do mury. Był chłodny, stabilny i dawał podparcie. Obecnie uważała ten mur za kandydata na najlepszego przyjaciela. I tak, oczywiście, już myślała o wznowieniu poszukiwań. Koniecznie z bąblogłową. Ludzie wprawdzie będą dziwnie na nią patrzyli, ale przynajmniej jeżeli coś znajdzie, to nie skończy drugi raz tak, jak teraz… - Autentyczna, autentyczna. Nie jestem aż tak dziwna, żeby to wymyśleć.
Po prawdzie Brenna też niezbyt znała się na pracy uzdrowicieli. Wiedziała, że są w stanie wykryć truciznę, ale do tej pory nie miała żadnej sprawy z podtruwaniem kadzidłami. W jej rozczochranej głowie wciąż panował zbyt duży zamęt, aby choćby wpadła na to, że może ktoś badając ją, mógłby powiedzieć, jakiego rodzaju kadzidła użyto. Na razie pomyślenie o tym, że „następnym razem bąblogłowa”, stanowiło absolutny szczyt jej możliwości.
- Brenna Longbottom – przedstawiła się, dopiero teraz przypominając sobie o manierach. Po prawdzie gdy zadał pytanie, zawiesiła się nawet na moment: najwyraźniej lepiej pamiętała imiona swojego brata i kuzynki, o których ściągnięcie tu poprosiła, niż swoje własne. – Pana pamiętam z Hogwartu. Trelawney, prawda?
Ot należała do tego gatunku człowieka, który nie tylko zwracał uwagę na innych ludzi, ale też lubił obserwować, zawracać głowy swoją osobą i jeszcze zapamiętywała cudze twarze oraz nazwiska. Głupiutki nawyk, który okazał się bardzo przydatny w późniejszej pracy Brygadzistki.
- Mavelle. Moja kuzynka. Ta, która ma tu przyjść. Była z panem na roku – uzupełniła jeszcze. Wprawdzie w innym Domu, ale osoby z roku Mav i Erika Brenna zapamiętywała nawet nieco lepiej niż innych, bo czasem zdarzyło się jej wtarabaniać pod ich klasy, żeby kuzynkę albo brata niecnie porwać.
- O wilku mowa – dodała, gdy spojrzała w tłum i dostrzegła, że właśnie w pobliżu aportowała się znajoma osoba. Mav prawdopodobnie domyśliła się, że szło o nią, bo Brenna wspomniała, jakie ma plany na dziś… - Dziękuję panu bardzo. Jestem panu winna przysługę. Pora iść dać się rozerwać na strzępy mojej kuzynce.
…a, i znaleźć chłopaka, który razem z nią chodził po Pokątnej. Brenna dopiero teraz przypomniała sobie o biednym Sadwicku. Prawdopodobnie też nawdychał się tego kadzidła. Miała nadzieję, że może ktoś z Brygady już go zdążył odszukać…
Posłała kolejny uśmiech Peregrinusowi, a potem powoli wstała, podpierając się o ścianę i ruszyła ku Bones. W duchu już szykowała się na potężny ochrzan za to, w jakim stanie skończyła…

Postać opuszcza lokację.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#8
06.03.2023, 23:47  ✶  
Bąblogłowa wydawała się dobrym pomysłem do kontynuowania tego przedsięwzięcia, lecz nie było to jego zmartwienie, więc nie poświęcił tej idei zbyt dużo namysłu. Nie ulegało jednak wątpliwości, że teraz Peregrinus będzie mocniej miał się na baczności, maszerując Pokątną.
Rozczarowało go nieco, że Brenna nie była w stanie wskazać konkretnego źródła, ale podskórnie od początku przewidywał taką odpowiedź. Nie był więc szczególnie zaskoczony.
Co go zaskoczyło natomiast, to fakt, że kobieta kojarzyła go z czasów szkolnych. Nie był nigdy jednym z tych popularnych dzieciaków, których nazwiska słyszy się w co drugiej rozmowie i są bohaterami większości plotek. Trzymał się raczej na uboczu, zawsze zajęty własnymi sprawami. Miał naturalnie niewielki krąg znajomych, ale był on dość hermetyczny i stały, ledwie kilka zaufanych osób, z którymi komfortowo spędzało mu się czas.
— Tak, Peregrinus Trelawney — potwierdził jej przypuszczenie, nie kryjąc na twarzy śladów zaskoczenia.
Nazwisko Mavelle z kolei kojarzył, jak najbardziej. Słyszał nie raz jej imię wyczytywane na zajęciach, może nawet kiedyś zdarzyło im się razem pracować nad jakimś zadaniem. Nie miał natomiast pojęcia, że były z Brenną kuzynkami.
W odpowiedzi na podziękowania skinął głową, uśmiechając się lekko. Przysługa u brygadzistki mogła się w przyszłości okazać przydatna; podobnie jak sama ta znajomość. Nie planował może i niczego podejrzanego, z czego potrzebowałby się bokiem wywinąć, ale lubił wiedzieć rzeczy, a brygadziści mieli z pewnością w wielu przypadkach informacje z pierwszej ręki.
— Szybkiego powrotu do pełni sił — pożyczył jeszcze Longbottom na odchodne.
Odprowadził ją wzrokiem do kuzynki, aby upewnić się, że trafiła pod odpowiednią opiekę, po czym się wyprostował. Podniósł z bruku swoje zakupy, odrzucił niedopałek papierosa i wgniótł go butem w ziemię. Szybkie spojrzenie na zegarek z ulgą upewniło go, że nie jest jeszcze spóźniony do pracy, więc żwawo ruszył w swoją stronę.
Do wieczora jego myśli miał zajmować temat tajemniczego kadzidła, a głowa wkrótce zaroiła się od pytań, na które nie było mu na razie dane uzyskać odpowiedzi.


Koniec sesji


źródło?
objawiono mi to we śnie
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2121), Peregrinus Trelawney (1639)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa