• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade marzec 1972 | Zagubiona dziewczynka II

marzec 1972 | Zagubiona dziewczynka II
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#1
09.04.2023, 02:44  ✶  
Tim siedział na ławeczce i liczył fasolki. Kiedy skończył, pokiwał do siebie głową, jakby zgadzając się z wynikiem obliczeń, a potem zaczął przebierać je jeszcze raz, tym razem pragnąc pozbyć się tych definitywnie zdradzieckich, które już po jednym rzucie oka kategoryzowały się jako rzygowinowe, skarpetkowe albo o smaku smarków. Nienawidził ich. Zawsze wtedy robiło mu się zimno w ten jego specjalny sposób, jednak z drugiej strony - za bardzo fasolki wszystkich smaków lubił tak ogólnie. Jego ulubionymi były te najprostsze, o smaku jabłkowego ciasta albo truskawek. Bo w sumie w głębi serca był naprawdę prostym człowiekiem. Resztę wyrzucał. Leniwym gestem posyłał na ziemię, te dobre na nowo pakując do oryginalnej folijki.
Siedział tak i czekał, aż w końcu zjawi się Will i będą mogli zabrać się i wrócić do Londynu. Zabierał go czasem do Hogsmead na zakupy, samemu głównie chcąc zaopatrzyć się w ciekawe łakocie lub podpatrzeć co też ciekawego i nowego znalazło się w sklepie Zonka. Bo w sumie wioska miała całkiem przyjemny klimat, nie mówiąc o tym że na cmentarzu leżała cioteczka Susanne, którą całkiem za życia lubił. W sumie to właśnie na jej grób teraz rzucał te wszystkie niedobre w jego mniemaniu fasolki, bo przecież była martwa i na pewno się nie obrazi, a może nawet i doceni jego szczodrość. W końcu dzielenie się ze zmarłymi jedzeniem i piciem poprzez wyrzucanie lub lanie na jego grób należał do jednej z najstarszych ludzkich tradycji.
Sneaky Lord
i am the architect
of my own destruction
Mierzy 170 centymetrów wzrostu. Jest normalnie zbudowany, chociaż odkąd jego siostra pracuje w Dziurawym Kotle, zyskał mały, piwny brzuszek. Nierówno obcięte, kręcone, ciemne włosy. Sporadycznie kilka blizn na twarzy. Ubiera się w ciemne kolory, najchętniej chodziłby tylko w czarnych koszulach i płaszczach. Poranione dłonie wskazują na to, że nie boi się fizycznej pracy.

William Fletcher
#2
17.04.2023, 01:35  ✶  
Wizyty w Hogsmeade należały do dość rzadki, ale całkiem przyjemnych wydarzeń. Naprawdę miło wspominał je jeszcze z czasów szkolnych. Sklep Zonka, Trzy Miotły no i oczywiście Miodowe Królestwo. Chłopak uwielbiał słodycze, które produkowali i kupował je wręcz hurtowo. Najczęściej dostawą sowią, ale dzisiaj i tak musiał się tutaj udać, także ze sklepu wyszedł z solidnie nabitym plecakiem. I chociaż wiedział, że Dio pewnie mu zapierdoli połowę tego towaru, nie narzekał. Głównie dlatego, że dzisiejsze przybycie miało nieco więcej niż zakupy.
Fletcher był w końcu handlowcem, a gdzie sprzedaje się lepiej niż w Hogwarcie? No, może raczej koło niego. Dzieciakom dość ciężko było ogarnąć na miejscu sporo towarów, które on mógł załatwić bez jakiegokolwiek problemu. Fajki, alkohol, wytrychy i inne tego typu gówienka. Jeden z jego większych klientów potrzebował solidnej dostawy, co równało się solidnemu mieszkowi galeonów, które Billy z lubością przypiął do swojego paska.
Nie pytał, po co było to chłopakowi, bo i w sumie czy był to jego interes? Absolutnie nie.Jego przenośny sklep miał jedną zasadę. “Towar kupiony jest niezwracany.”. A no i “Jak Cię przyłapią i mnie wydasz to zapierdolę Cię jak wyjdę z Azkabanu.”. W sumie to jednak dwie zasady.
Gdy skończył już wszystkie istotne rzeczy, postanowił skoczyć jeszcze do Mioteł na kilka szybkich kieliszków. Miał jeszcze w końcu nieco czasu, a kremowe piwo i ognista whisky są wspaniałym duetem. Sytuacja ta miała jednak zadziwiająco pozytywny skutek. Podpity Billy stał się nagle punktualny i na ustalonym miejscu zjawił się o czasie!
Co prawda wciąż nie rozumiał, czemu mieli spotkać się na cmentarzu, ale już dawno temu przestał oceniać brata. Nie chciał robić mu przykrości. Jasne, Tim nie był zły, ale… czasami cholernie nudny. Absolutnie nie miał podjazdu do Dio, chociaż ta ostatnio nie miała czasu na ich wypady, także w sumie aktualnie w rankingu byli dość podobnie.
— Przypomnisz mi, dlaczego spotkaliśmy się na cmentarzu? — rzucił bratu pytające spojrzenie, ale zaraz po tym jego wzrok padł na nagrobek, co nieco go oświeciło. — A no tak, zapomniałem o niej. To jest, o cioci — poprawił się szybko, nie chcąc, żeby brat zaraz zaczął prawić mu kazania o tym, że starszym (i martwym) należy się szacunek.
— Ty jej nie lubisz czy coś? Bo takich fasolek to nawet ja nie daję moim wrogom. Są paskudne — dodał jeszcze, obserwując, co ten robił.
Początkowo chciał się dosiąść do tej ławki, ale w sumie to nie był aż tak dużym fanem tego typu miejsc. Od smrodu śmierci wolał wspaniały zapach alkoholu. Najlepiej w Kotle.
— No ale dobra. My tu gadu gadu, ale chyba czas na nas? Przestań już wybierać te fasolki, bo Cię posądzą o dewastowanie nagrobka! — Rozejrzał się po okolicy, ale nie dostrzegłszy niczego ciekawego, wrócił wzrokiem do Tima.
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#3
05.07.2023, 04:43  ✶  
Czy to gwiazdka? Tim mimowolnie spojrzał kątem oka na zegarek, marszcząc przy tym nieznacznie brew, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że oto jego brat zjawił się punktualnie, według wszelkich normalnych standardów. Co prawda nie umawiali się na żadną konkretną godzinę,  a bardziej na tak zwane 'około', ale to właśnie około bywało czasem przysłowiowym gwoździem do trumny, jeśli chodziło o spotkania.
- Matka nie nauczyła cię, jak ważne jest spędzanie czasu z rodziną? - zapytał, pstryknięciem posyłając kolejną fasolkę na grób ciotki. Wyciągnął na moment papierosa z ust, wymieniając go na fasolkę, która okazała się taką o smaku pasty do zębów. Skrzywił się nieco, ale nie wypluł jej, oceniając że mógł i tak trafić gorzej.
- Liczy się gest - odpowiedział jeszcze, wyciągając w stronę brata opakowanie i proponując mu tym samym trochę. Wziął czy nie, starszy z braci w końcu schował opakowanie do kieszeni kurtki, przekładając nogę przez ławeczkę i siadając na niej okrakiem, a tym samym zwracając się w stronę Willa. Już chciał coś powiedzieć, bo unosząca się do ust dłoń z papierosem na moment się zatrzymała, a trybiki za jego oczami wyraźnie poruszyły, kiedy wzdrygnął się, czując delikatny chłód. Zmarszczył brwi, zaczynając gorączkowo badać sytuacje w jakiej w ogóle się znaleźli i czy przypadkiem to nie od niego biło to przeklęte zimno. Chwila kalkulacji pozwoliła jednak dojść do wniosku, że to nie on był źródłem nagłego spadku temperatury, co zaowocowało długim, pełnym ulgi wypuszczeniu powietrza z płuc, tylko po to by zaraz głęboko zaciągnąć się wreszcie papierosem. Podrapał się jeszcze po czole, patrząc jak gdyby nigdy nic w bok, na równiutką, obrzuconą fasolkami ziemię przy grobie cioteczki Susanne i zaraz stwierdził, że chyba musi zbadać sobie wzrok, bo chyba unosiła się koło nieco blada, prześwitująca postać.
Tim zamrugał parę razy, nie odważając się na spojrzenie wyżej, a raczej uciekając wzrokiem w bok, właśnie na brata, jakby po jego twarzy chcąc ocenić, czy ten widzi podobne rzeczy. Pal licho Willa, bo starszy z Fletcherów, mimo wszystko niewiele czasu poświęcił na to, co właściwie ten młodszy ma wypisane w mimice. Myśli już ruszyły gwałtownie do przodu, przeklinając się w myślach, że kurwa wykrakał gówniarz i cioteczka faktycznie wstała z grobu, żeby go przekląć za te wyrzucone rzygowe fasolki. Wziął więc głęboki wdech, przerwany gorączkową próbą inhalacji papierosem, a wszystko to żeby dodać sobie otuchy, żeby móc zaraz iść błagać o przebaczenie albo straszyć egzorcystą.
- To wcale nie tak! - rzucił głośno i wyraźnie, zaczynając swoją krucjatę i zaraz zacinając się znowu, bo spojrzenie jego oczu trafiło nie na twarz Susanne Fletcher, a na jakąś zupełnie inną i absolutnie nie podobną do kogoś kogo znał za życia lub śmierci. Zawahał się.
- Ej Will, to jakaś twoja znajoma? - zapytał głupio, siląc się na uśmiech w stronę zjawy bo w sumie sam nie wiedział co powinien zrobić w tym momencie.
- Przepraszam... czy mogliby mi panowie pomóc? - odezwał się duch. Głos miała miękki, a sama  prezentowała się raczej jako młoda kobieta i w sumie to wystarczyło, żeby zbić Tima jeszcze bardziej z tropu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Timothy Fletcher (741), William Fletcher (453)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa