adnotacja moderatora
Rozliczono - Louvain Lestrange - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Siedziba Spectrum
Skłamałby gdyby powiedział, że interesował się tematyką podejmowaną przed Spectrum od dawna. To nie tak, że był ignorantem, jednak przez większą część swojego życia był przecież zajęty profesjonalną grą w quidditcha. Wtedy niewiele rzeczy poza rozgrywkami go interesowało. Dopiero kilka lat temu, kiedy zakończył swoją karierę zawodnika, zainteresował się działalnością organizacji pod batutą madam Fawley. Musiał ulokować w czymś swoje rozciągnięte ambicje, a zachęcony zasłyszanymi plotkami, oraz głośnymi artykułami w Czarownicy, oferta składana przez Spectrum była bardzo kusząca. Dołączenie do klubu zbiegło się w czasie z dołączeniem do jeszcze jednej organizacji, takiej której zakres działania również wykraczał poza zwyczajowe normy, jednak w zupełnie innym natężeniu. Jak obecnie się okazywało symboliczne ziarenko które wtedy zasiał, dołączając do klubu mogło dzisiaj zebrać swoje plony, wszystko za sprawą zadania jakie spadło na barki Louvaina za poleceniem jego mistrza.
Na comiesięczne spotkanie klubu tego wieczoru ubrał się nieco inaczej, niż zwykle. Zamiast szytej na miarę marynarki w modnym, paryskim kroju, kazał przygotować sobie taką która fasonem delikatnie przypominała wiktoriański tużurek w odcieniu burgundy. Delikatnie, bowiem nie miał zamiaru stać się niesmacznym pastiszem na dwóch nogach. Wszystko po to, by przyciągnąć uwagę przewodniczącej klubu, by mogła lepiej dostrzec go na tle pozostałych uczestników spotkania. I miał wrażenie, że najwyraźniej się udało, bo w oczach widmowidzki dostrzegł wręcz odbicie swoje błysku w oczach. W milczeniu stał przy płóciennym arrasie Morgany le Fay, leniwie sącząc swój ulubiony drink z ginem, oczekiwał aż salę opuszą ostatni gości i zostaną sami, bez wścibskich par uszu dookoła. Kiedy dostrzegł porozumiewawcze spojrzenie Cassandry, podszedł bliżej z pogodnym, ale zaciętym uśmiechem na twarzy.
- Madam... - zaczął powoli, wykonując przy tym nienachalny ukłon z poprzedniej epoki, gdyż wcześniej, przed spotkaniem, nie mieli okazji się przywitać. - Czy mogę zająć chwilę? - prostując się z ukłonu ciągnął dalej - Chciałbym dopytać o dwie, nurtujące moją ciekawość sprawy, jeśli madam pozwoli. - dokończył, krzyżując ręce za plecami, lekko wypinając pierś do przodu. Nie mógł rzecz jasna wystrzelić jak z procy z wymyślonym na kolanie pytaniem. Zanim w ogóle mógł poprowadzić rozmowę bliżej sedna, musiał przynajmniej choć trochę wybadać grunt. Wolał wykazać się odpowiednią dozą subtelności, zanim dojdzie do jakiejkolwiek próby rekrutacji. Nie miał do czynienia z byle podrzędnym czarnoksiężnikiem z Nokturnu, który za garść galeonów zrobi wszystko co mu powie, bo i tak nie ma zbyt wiele do stracenia. Operacja wymagała chirurgicznej wręcz precyzji w dyplomacji, bowiem wiedział z jak rozbudowaną osobowością ma do czynienia.