Mężczyzna trzymany przez Brennę szarpnął się, jakby testował czy uścisk Detektyw jest mocny. Był. Poza tym nawet jeśli byłoby inaczej i zdołałaby się wyrwać - one obie miały różdżkę, a on nie. Milczał dość długo, aż zwykle cierpliwa Brenna musiała zwalczyć w sobie chęć walnięcia mu po łbie. Żałowała teraz, że kiedy na niego zeskoczyła, nie zdążyła rąbnąć mu w twarz.
Zerknęła ku pozostałym Brygadzistom. Na całe szczęście rzucenie finite nie przekroczyło możliwości Apolla. Ten wydawał się żywy, chyba nie był połamany, chociaż upadek z drzewa na pewno dał mu się we znaki. Opierał się teraz o pień drzewa i rozcierał głowę, mamrocąc pod nosem przekleństwa i spoglądając ku kobietom i zatrzymanemu. Brenna nie mogła dostrzec w ciemnościach wyrazu twarzy mężczyzny, ale była pewna, że ten patrzył na (nie)czarnoksiężnika z pragnieniem mordu w oczach. Victoria zaś, która się ku nim skierowała, mogła potwierdzić, że owszem… tak właśnie było.
– Łeb mnie napierdala, ale żyję – mruknął Apollo z westchnieniem. – Grunt, że macie drania.
Właściwie to nie miały, a przynajmniej nie tego drania, którego chciały dorwać, ale ocucany po drętwocie pewnie tego nie usłyszał.
Tymczasem… ich „drań” rozważał najwyraźniej, kto go przeraża bardziej. Zleceniodawca czy dementorzy. I ostatecznie ci drudzy wygrali.
- Miałem się z nim spotkać w lokalu w niemagicznym Londynie, za dwie godziny - przyznał w końcu mężczyzna. Oklapł jakby, przestał napinać mięśnie, zrezygnowany. - Słowo honoru, ja nic nie wiem, nic nie zrobiłem, miałem tylko odblokować zaklęcie i przekazać wiadomość z miejscem, gdzie coś dla niego zostawiono - zapewnił gorąco i zapewne kłamliwie. Brenna, która po kilku latach w Brygadzie miała skłonności zakładać, że każdy kłamie w jakiejś sprawie, teraz tylko przewróciła oczami. Oczywiście, był bardzo, bardzo przyzwoitym człowiekiem, który znalazł się w złym miejscu, w złym czasie...
- Kim jest ten on?
- Ja go wcale nie znam dobrze - zapewnił szybko, zbyt szybko, ich zatrzymany. - Kręci się po Nokturnie i niemagicznym Londynie, czasem daje zlecenia. I no, to taki... nieprzyjemny gość. Mogę odblokować to zaklęcie, wiem jak, tylko trzeba mi różdżki...
- Świetnie. Adres lokalu proszę. I chyba śnisz. Powiedz, jak przełamać ten czar - westchnęła Brenna. Skoro za "dwie godziny" nie mieli czasu na długie wizyty w Ministerstwie i wielogodzinne przesłuchania. – Tori! Mam przeciwzaklęcie. Dasz radę tę barierę przełamać? – zawołała, obracając się ku pozostałym, kiedy dostała i adres, i inkantację przeciwzaklęcia.
- Sadwick, chodź tu i go przypilnuj! Przysięgam, jeśli ci ucieknie, to skopię ci tyłek – dorzuciła, po czym pchnęła ich ofiarę wprost w czułe ramiona Michaela. Sama wydobyła własną różdżkę i spojrzała najpierw na Victorię, która była tutaj specjalistką od rozpraszania, a potem ku domkowi.
Skoro kłusownicy mieli wejść do środka, było jasne, że muszą sprawdzić, co tam jest. Dowodów w sprawie trochę zdobyły, ale pracując w tym Departamencie parę lat, doskonale już wiedziałeś, że tych nigdy nie jest zbyt wiele.