Black trzymała tę latarenkę, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. W końcu oświetlała runy dla swojego Mistrza, to był jedyny sposób, w jaki mogła mu pomóc. Robiła, więc, co mogła, aby ułatwić mu zadanie. Nie, żeby było specjalnie ambitne, jednak chociaż do tego mogła się przydać, szkoda, bo bardzo, ale to bardzo chciałaby mu pokazać swoje inne umiejętności. Może kiedyś będzie miała okazję. Wpatrywała się w niego, jak zaczarowana, w zupełnym milczeniu, oddychała tak cicho, jak tylko mogła, żeby nie daj Merlinie mu nie przeszkodzić. Jej myśli krążyły wokół tego, jaki Lord Voldemort jest potężny, jaki niesamowity, tak okropnie go podziwiała, nie mogła się skupić na niczym innym, szczególnie, kiedy mogła się w niego bezczelnie wpatrywać, gdy stała za jego plecami. Był ideałem, ale o tym wiedziała już od dawna, wspaniały jak nikt inny, gotowy walczyć o ideały.
Najwyraźniej był coraz bliżej osiągnięcia celu, bo runy, które znajdowały się na ścianie zapłonęły. Ciekawa była, co się zaraz wydarzy, może będzie świadkiem kolejnego, ogromnego sukcesu Czarnego Pana?
Do jej uszu dobiegał dziwny dźwięk, nie potrafiła go określić, zagłuszył jednak ten kapiącej wody. Wpatrywała się z nieukrywanym zainteresowaniem to w ścianę, to w Lorda Voldemorta, czekała na wielki finał tej wyprawy.
Tyle, że nic się nie stało. Światło zgasło, tak po prostu, nie było żadnego finału, nie do końca wiedziała, co się właściwie przed chwilą wydarzyło, była ciekawa, czy ta misja zakończyła się sukcesem? Nie miała jednak odwagi spytać, bo co jeśli nie? Nie chciała rozzłościć swojego Mistrza, nie, żeby zakładała porażkę, bo kto, jak kto, ale on zawsze dostawał to, czego chciał.
- Do domu najpewniej. - Powiedziała krótko, po czym dodała. - To znaczy na Grimmauld Place. - Chociaż skoro wiedział, gdzie mieszka Rodolphus, to pewnie i jej adres znał. - To już koniec, tutaj? - Zapytała jeszcze, bo nie miała pewności, co właściwie się wydarzyło i czy było po wszystkim.