25.03.2024, 23:02 ✶
Tak, szuja... Z Flynna była szuja, ale moja kochana szuja. Doprowadzał mnie do szału i do szaleństwa. Miałem ochotę zmazać mu ten cwaniacki uśmiech z warg, to zawadiackie spojrzenie... Jakieś klapsy za karę albo coś, bo za bardzo sobie pozwalał z tym przeciąganiem liny mojej cierpliwości. Halo! Czy ja nie zdążyłem stwierdzić głośno i wyraźnie, że lepiej żeby tu zostawał? Czy może to pozostawiłem w zakresie własnych myśli??? Prosił się wręcz o złe traktowanie, ale jednocześnie sprawiał, że traciłem dla niego głowę, więc upiekło mu się pięknie za każdym razem, kiedy najchętniej odwróciłbym się od niego i poszedł w siną dal. Przyciągał mnie do siebie niczym planeta księżyc. Krążyłem wokół niego, choć to powinno być raczej odwrotnie. To on powinien być zależny ode mnie...?
- Nie, to ja mam obsesję na twoim punkcie - stwierdziłem, wcale nie puszczając jego podbródka. Wpatrywałem się w niego jak Jim w święte obrazki. Niebywałe, że szczury mnie tak kręciły, a jednak... Można się było zaskoczyć. Sam fakt, że z braci wyrośliśmy na parę kochanków! Niczego nie żałowałem, jedynie ująłbym te tony negatywnych emocji. - I nie przeginaj, Flynn, bo jak jeszcze bardziej przeciągniesz pałę, to będziesz chodził wszędzie za mną na smyczy - pogroziłem, choć brzmiało to raczej bardziej na obietnicę. Cholernie nie w moim stylu, choć kto wie? Czasami trzeba było pokazać ludziom silną rękę by trzymali respekt. Może właśnie bywałem zbyt pobłażliwy względem Flynna, ale jakoś inaczej się nie dało, co potwierdzało, że miałem na jego punkcie obsesję. Może właściwie słabość, ale w tej chwili na jedno mi to wychodziło.
Czyżby na powrót było między nami w porządku? Wystarczyło tak niewiele by zagościł spokój w naszych sercach? Żeby miłość i pokusy zmazały z tablicy te wszystkie negatywne emocje, nieprzyjemności? Jak to się stało? I kiedy? Dlaczego...? Chciałem znać złoty środek na nasze bolączki by już zawsze było tak jak teraz, a jednak... byłem pewien, że kiedy tylko ta persona zniknie sprzed moich oczu, w głowie na powrót powstaną obawy niczym żołnierze - zwarte i gotowe do wymarszu w każdej chwili.
Na razie jednak po moim ciele rozlewało się gorąco. Wszystko za pomocą magicznego działania Flynna. Niezbyt niewinne uśmiechy, dłoń przemykająca po moim ciele. I te słowa, które były takie idealne, takie romantyczne, przepełnione naszymi pragnieniami. Nawet zbyt idealne, ale kto by w takiej chwili zwracał na to uwagę? Już czułem dreszcze, ale z kompletnie innego powodu niż jeszcze chwilę temu. Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc wciąż w te ciemnobrązowe oczy.
- Ach, tylko ty - wyszeptałem z trudem, pochylając się, żeby ucałować tę odsłoniętą szyję. Flynn to wiedział, co zrobić, żebym kompletnie stracił racjonalne myślenie. Właściwie, to oboje byliśmy siebie warci. Objąłem go, przyciągając bardziej do siebie.
- Ale... Zanim mnie rozbierzesz, to mamy jedną rzecz do zrobienia - stwierdziłem poważnie, żeby go wkręcić, że wcale tu cukierków nie będziemy zjadać ze swoich ust. - Biorę cię siłą, wrzucam do wanny, bo śmierdzisz. Ja zresztą też śmierdzę - stwierdziłem, łapiąc go za dłoń. Nie wiem, w jaki sposób to zniesie ta przyczepa, ale byłem pewien, że cokolwiek się z nią nie wydarzy, to Flynn da radę to naprawić. I dobrze, bo ja nie miałbym do tego głowy ani tym bardziej ku temu umiejętności.
Oczywiście od razu pociągnąłem go w kierunku łazienki. Nie było, że czystość boli. Nikt nam potem nie zarzuci, że cyrkowcy to brudasy.
- Nie, to ja mam obsesję na twoim punkcie - stwierdziłem, wcale nie puszczając jego podbródka. Wpatrywałem się w niego jak Jim w święte obrazki. Niebywałe, że szczury mnie tak kręciły, a jednak... Można się było zaskoczyć. Sam fakt, że z braci wyrośliśmy na parę kochanków! Niczego nie żałowałem, jedynie ująłbym te tony negatywnych emocji. - I nie przeginaj, Flynn, bo jak jeszcze bardziej przeciągniesz pałę, to będziesz chodził wszędzie za mną na smyczy - pogroziłem, choć brzmiało to raczej bardziej na obietnicę. Cholernie nie w moim stylu, choć kto wie? Czasami trzeba było pokazać ludziom silną rękę by trzymali respekt. Może właśnie bywałem zbyt pobłażliwy względem Flynna, ale jakoś inaczej się nie dało, co potwierdzało, że miałem na jego punkcie obsesję. Może właściwie słabość, ale w tej chwili na jedno mi to wychodziło.
Czyżby na powrót było między nami w porządku? Wystarczyło tak niewiele by zagościł spokój w naszych sercach? Żeby miłość i pokusy zmazały z tablicy te wszystkie negatywne emocje, nieprzyjemności? Jak to się stało? I kiedy? Dlaczego...? Chciałem znać złoty środek na nasze bolączki by już zawsze było tak jak teraz, a jednak... byłem pewien, że kiedy tylko ta persona zniknie sprzed moich oczu, w głowie na powrót powstaną obawy niczym żołnierze - zwarte i gotowe do wymarszu w każdej chwili.
Na razie jednak po moim ciele rozlewało się gorąco. Wszystko za pomocą magicznego działania Flynna. Niezbyt niewinne uśmiechy, dłoń przemykająca po moim ciele. I te słowa, które były takie idealne, takie romantyczne, przepełnione naszymi pragnieniami. Nawet zbyt idealne, ale kto by w takiej chwili zwracał na to uwagę? Już czułem dreszcze, ale z kompletnie innego powodu niż jeszcze chwilę temu. Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc wciąż w te ciemnobrązowe oczy.
- Ach, tylko ty - wyszeptałem z trudem, pochylając się, żeby ucałować tę odsłoniętą szyję. Flynn to wiedział, co zrobić, żebym kompletnie stracił racjonalne myślenie. Właściwie, to oboje byliśmy siebie warci. Objąłem go, przyciągając bardziej do siebie.
- Ale... Zanim mnie rozbierzesz, to mamy jedną rzecz do zrobienia - stwierdziłem poważnie, żeby go wkręcić, że wcale tu cukierków nie będziemy zjadać ze swoich ust. - Biorę cię siłą, wrzucam do wanny, bo śmierdzisz. Ja zresztą też śmierdzę - stwierdziłem, łapiąc go za dłoń. Nie wiem, w jaki sposób to zniesie ta przyczepa, ale byłem pewien, że cokolwiek się z nią nie wydarzy, to Flynn da radę to naprawić. I dobrze, bo ja nie miałbym do tego głowy ani tym bardziej ku temu umiejętności.
Oczywiście od razu pociągnąłem go w kierunku łazienki. Nie było, że czystość boli. Nikt nam potem nie zarzuci, że cyrkowcy to brudasy.