Widać było, że Bagshot bawił się wyśmienicie. Lubił delikatne, drobne gesty i niedopowiedzenia. Podobało mu się, że Prewett był takim samym graczem jak on. Jednak czy to naprawdę oznaczało, że już dzisiaj powiedzą sobie “żegnaj”? Isaac lubił niezobowiązujący seks, jednak jeśli miał okazję poznać bliżej osobę z którą dzielił chwilę przyjemności, to miał ku temu chęci oraz otwartą głowę. Dlaczego by nie spędzić razem ekscytującej nocy, a potem przyjemnego poranka przy śniadaniu i rozmowach pełnych śmiechu? To właśnie było coś, co miał do zaoferowania Isaac, i co chciał dzisiaj dać Laurentowi. Brzmiało zdecydowanie lepiej, niż obskurna łazienka w równie obskurnym pubie pełnym mugoli.
-To prawda, już mnie zdobyłeś. - Zgodził się z nim cicho, i obserwował jak szczupłe palce wsuwają się pod mankiet jego koszuli. Kiedy irytacja minęła, sodobało mu się, że Laurent tak łatwo go odczytał. Bardzo niecodzienne było, żeby to druga strona przejęła inicjatywę i oczarowała Isaaca w ten sposób. Zawsze to on był tym, który wodził za nos i dyktował warunki. Nie może więc pozwolić, żeby Laurent grał pierwsze skrzypce. Będą się musieli tym podzielić.
-Mógłbym Cię zerżnąć w tej łazience nawet wcześniej, niż za parę chwil. - Powiedział i ścisnął go lekko za kolano. Uniósł dłoń na której miał czarną rękawiczkę i złapał lekko brodę Laurenta dwoma palcami. Spojrzał na niego uważnie. Pachniał dymem, wanilia, bursztynem i odrobiną whisky.
- Nie zrobię tego jednak tutaj, bo Cię szanuje. Wypij więc grzecznie swojego drinka… - Delikatnie przekręcił jego głowę w stronę lady, na której stała jego szklanka. - …ja wypije swojego i zabiorę Cię w miejsce, gdzie będzie nam obojgu bardzo przyjemnie. - Powiedział cicho i puścił Laurenta. Odsunął się nieco i wypił na raz swoją drugą podwójna whisky. Sięgnął po swój kapelusz, i założył go na głowę. Powinni już stąd wyjść. Zaczynali przyciągać zbyt dużo ciekawskich spojrzeń.