01.06.2024, 00:19 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.07.2025, 11:16 przez Anthony Shafiq.)
—31/01/1959—
Anglia, Little Hangleton
Vakel Dolohov & Anthony Shafiq
![[Obrazek: 8UBWhFG.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=8UBWhFG.png)
When in disgrace with fortune and men’s eyes,
I all alone beweep my outcast state,
And trouble deaf heaven with my bootless cries,
And look upon myself and curse my fate …
![[Obrazek: 8UBWhFG.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=8UBWhFG.png)
When in disgrace with fortune and men’s eyes,
I all alone beweep my outcast state,
And trouble deaf heaven with my bootless cries,
And look upon myself and curse my fate …
Do obowiązków zastępcy Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego należał udział w imprezach. To nie była prawda. Jako urzędnik państwowy nie musiał się pokazywać na salonach, nie musiał dbać o swoją rozpoznawalność wśród elit, ponieważ większość tego co udało mu się wywalczyć zawdzięczał dobrej dyplomacji, korzystnym dla Anglii ruchom ekonomicznym i... no cóż, znajomościom, ale nie tym, które zdawało się powinien mieć jako syn swojego ojca – ambasadora Michaela Benedicta Shafiq'a, który pół życia spędził w Egipcie. Znajomości Anthony budował od pierwszych kroków bycia stażystą. Stażystą świadomym, że nie długo bardzo dużo innych stażystów, będzie pełniło dużo istotniejsze funkcje. Trzeba było tylko postawić na właściwe konie...
Teraz powrócił do kraju i był zastępcą, ale jego apetyt sięgał szefoskiego stołka. Trzeba było chwile poczekać, jeszcze mały momencik, jeszcze kilka lat... Ale do tego trzeba było wzmocnić swoje plecy po powrocie do kraju, trzeba było się pokazywać, dbać o cienkie kanaliki międzyludzkich relacji, o to by nie zaschły te źródła i źródełka. Potrzeba jednak nie zmieniała tego, że był zwyczajnie zmęczony nadmiarem hałasu i innych istnień. Potrafił się obracać w tym korowodzie, ale ileż można było? Szczęśliwie mógł się wymówić żałobą. Nieszczęśliwie, powód ów żałoby nie był zmyślony – jego najdroższa przyjaciółka od dwóch lat już leżała w ziemi. Gdyby Edith tu była... zawsze tak dobrze odnajdywała się na przyjęciach.
Tymczasem Anthony Shafiq nienawidził tych spędów bydła na których musiał się pokazywać, by wywalczyć i ugruntować swoją pozycję. Ta zabawa nie była najgorsza, bal maskowy uważał zawsze za zabawny pomysł, ale jeszcze lepszym była terenowa zabawa, która motywowała do zwiedzenia posiadłości i ogrodu. Na tę okoliczność ubrał się na czarno, pozwalając sobie na kilka piór i srebrzystą ptasią maskę. Do północy pozostało jeszcze trochę czasu, zagadki wewnątrz domostwa były na tyle proste, że jako najprawdopodobniej jeden z pierwszych opuścił je kierowany słowami odnalezionymi w biblioteczce o tym, że gwiazdy otoczone różami wskażą drogę, gdy da się im czas by zakwitły. Banalne równanie wskazało na liczbę kwadransa, by owe gwiazdy dały kolejną destynację, a róże z tego co kojarzył otaczały altanę, która nie była wcale tak daleko od zimowego ogrodu. Wyszedł więc na dwór, na teren wypchany białymi rzeźbami i ozdobnymi krzewami, których nazwy gatunków zlewały mu się w jedno. Panował przyjemny ziąb, chociaż nie było nawet przymrozku ani śniegu. Ziemia wokół kamieni pozostawała brunatna, z drugiej strony jaka miała być nocą? Za plecami pozostawił śmiechy spojone z muzyką, toasty i zabawne anegdotki. Ogród zdecydowanie, poza biblioteką tej czystokrwistej rodziny, był najlepszym punktem do odwiedzenia tego wieczoru, cieszył się, że pomysłodawca zabawy skierował jego kroki tutaj.
Dotarł do białej altany, obrośniętej różami, które teraz straszyły nagimi kolcami. Podobała mu się surowość tej naturalnej dekoracji, to że owa roślina nie udawała czegoś czym nie jest. Nie stroiła się w liście ni czarne kwiaty, pokazywała swoją naturę. Już miał sięgnąć do kolca, kuszony jak bohaterka baśni wrzecionem, gdy zdał sobie sprawę z tego, że w altanie już ktoś siedzi.
– Dla chwili wytchnienia, czy być może już aktywował pan mechanizm, pozwalający gwiazdom wskazać drogę? – zagadnął z zaciekawieniem zaglądając do środka. Poprawił przy tym własną maskę srebrzystego kruka. Czasem łatwiej, czasem było trudniej rozpoznać, kto za strojem się ukrywa. Zadarł głowę i dostrzegł, że sufit altany wbrew temu co pamiętał pokryty był gwiezdną mapą, ale... nie wszystkie konstelacje były rozrysowane prawidłowo. Element zagadki czy po kwadransie ułożą się właściwie?
Teraz powrócił do kraju i był zastępcą, ale jego apetyt sięgał szefoskiego stołka. Trzeba było chwile poczekać, jeszcze mały momencik, jeszcze kilka lat... Ale do tego trzeba było wzmocnić swoje plecy po powrocie do kraju, trzeba było się pokazywać, dbać o cienkie kanaliki międzyludzkich relacji, o to by nie zaschły te źródła i źródełka. Potrzeba jednak nie zmieniała tego, że był zwyczajnie zmęczony nadmiarem hałasu i innych istnień. Potrafił się obracać w tym korowodzie, ale ileż można było? Szczęśliwie mógł się wymówić żałobą. Nieszczęśliwie, powód ów żałoby nie był zmyślony – jego najdroższa przyjaciółka od dwóch lat już leżała w ziemi. Gdyby Edith tu była... zawsze tak dobrze odnajdywała się na przyjęciach.
Tymczasem Anthony Shafiq nienawidził tych spędów bydła na których musiał się pokazywać, by wywalczyć i ugruntować swoją pozycję. Ta zabawa nie była najgorsza, bal maskowy uważał zawsze za zabawny pomysł, ale jeszcze lepszym była terenowa zabawa, która motywowała do zwiedzenia posiadłości i ogrodu. Na tę okoliczność ubrał się na czarno, pozwalając sobie na kilka piór i srebrzystą ptasią maskę. Do północy pozostało jeszcze trochę czasu, zagadki wewnątrz domostwa były na tyle proste, że jako najprawdopodobniej jeden z pierwszych opuścił je kierowany słowami odnalezionymi w biblioteczce o tym, że gwiazdy otoczone różami wskażą drogę, gdy da się im czas by zakwitły. Banalne równanie wskazało na liczbę kwadransa, by owe gwiazdy dały kolejną destynację, a róże z tego co kojarzył otaczały altanę, która nie była wcale tak daleko od zimowego ogrodu. Wyszedł więc na dwór, na teren wypchany białymi rzeźbami i ozdobnymi krzewami, których nazwy gatunków zlewały mu się w jedno. Panował przyjemny ziąb, chociaż nie było nawet przymrozku ani śniegu. Ziemia wokół kamieni pozostawała brunatna, z drugiej strony jaka miała być nocą? Za plecami pozostawił śmiechy spojone z muzyką, toasty i zabawne anegdotki. Ogród zdecydowanie, poza biblioteką tej czystokrwistej rodziny, był najlepszym punktem do odwiedzenia tego wieczoru, cieszył się, że pomysłodawca zabawy skierował jego kroki tutaj.
Dotarł do białej altany, obrośniętej różami, które teraz straszyły nagimi kolcami. Podobała mu się surowość tej naturalnej dekoracji, to że owa roślina nie udawała czegoś czym nie jest. Nie stroiła się w liście ni czarne kwiaty, pokazywała swoją naturę. Już miał sięgnąć do kolca, kuszony jak bohaterka baśni wrzecionem, gdy zdał sobie sprawę z tego, że w altanie już ktoś siedzi.
– Dla chwili wytchnienia, czy być może już aktywował pan mechanizm, pozwalający gwiazdom wskazać drogę? – zagadnął z zaciekawieniem zaglądając do środka. Poprawił przy tym własną maskę srebrzystego kruka. Czasem łatwiej, czasem było trudniej rozpoznać, kto za strojem się ukrywa. Zadarł głowę i dostrzegł, że sufit altany wbrew temu co pamiętał pokryty był gwiezdną mapą, ale... nie wszystkie konstelacje były rozrysowane prawidłowo. Element zagadki czy po kwadransie ułożą się właściwie?