5 sierpnia 1972r.
Ministerstwo Magii / Departament Przestrzegania Prawa / Biuro Lorien
Po porannym śniadaniu, które tradycyjnie odbyło się o konkretnej godzinie, każdy udał się do swoich spraw, obowiązków i pracy. Niektórzy pozostali w domu, inni wybyli w teren. W znanym sobie kierunku. Richard, korzystając z faktu, że Prorok Codzienny był wolny i brat najpewniej go już przejrzał, zajął się jego przeczytaniem w salonie. Wciąż jednak nie mógł za bardzo skupić się na treści artykułów, mając w głowie to, w co wpakował się jego starszy syn. Ten ostatni list z Norwegii od Guldbrandsena.
Westchnął i zamknął gazetę. Nawet nie miał ochoty jakoś zajrzeć na dział sportowy. Powinien sobie jakoś dzień rozplanować, gdyż nie usiedzi tutaj w zamknięciu. Udał się do swojego pokoju, aby się przebrać do biegania. Te plany miały zostać zmienione. Niespodziewanie na parapecie otwartego okna, wylądowała wrona. Jej odgłos zwrócił na niego uwagę, że odwrócił się od swojej szafy w jej kierunku. Kojarzył to ptaszysko, do kogo należało. Stworzenie zostawiło list i odleciało. Mulciber podszedł do okna, aby zabrać kopertę z parapetu. Charakter pisma był także mu znajomy. Zmarszczył brwi. "Coś się stało, że pisze do mnie bezpośrednio?" – zastanawiał się w myślach. Zwykle taki przypadek nie miał w ogóle miejsca.
Otworzył kopertę i przeczytał zawartość informacji. Już go zaniepokoiła, że usiadł na brzegu łóżka. Baba pisze do niego z Ministerstwa i to jeszcze chodzi o Charlesa. "Charles… Obyś nie odwalił nic durniejszego." – pomyślał, chcąc być dobrej myśli, że cokolwiek mu Lorien ma do przekazania, byłoby stratą czasu, jakieś nieporozumienie?
O ile oboje się jakoś tolerowali, to raczej dla hecy Lorien nie ściągałaby sobie pod takim pretekstem do Ministerstwa. Swoje plany, Richard musiał zmienić.
Ubrał białą koszulę z krótkim rękawem, zostawiając rozpiętą pod szyją i popielaty garnitur. Jakoś przeczesał włosy, zabrał ów list od niej ze sobą. Sprawdził, czy ma ze sobą wszystko co potrzebne. Opuszczając pokój, skierował się na dół, skrzaty informując, że ma pilne spotkanie. Na wypadek, gdyby czasem Robert go szukał.
Tradycyjnymi znanymi czarodziejom metodami przemieszczania się, Richard pojawił w Ministerstwie Magii, na odpowiednim poziomie Departamentu Przestrzegania Prawa. Był już tutaj jakieś dwa miesiące temu. Może nie całe. Sugerując się napisaną przez Lorien instrukcją odnalezienia jej biura. Rozglądał się po korytarzu. Sprawdzał drzwi. Minął Biuro Aurorów. Był niedaleko.
"To chyba tu." – pomyślał i schował kartkę. Poprawił marynarkę i zapukał. Jeżeli dostał potwierdzenie, otworzył drzwi i wszedł do środka. Odnalazł wzrokiem Lorien.- Powiedz, że Charles nie złamał prawa i nie potrzebuje prawnika. Skoro wzywasz mnie aż do swojego biura tutaj, musi istnieć inny sensowny powód.
Rzucił stwierdzeniem nadziei, prosto z marszu dość poważnie, zamykając drzwi za sobą. Skierował się w jej stronę. Rozejrzał się jeszcze w upewnieniu, czy naprawdę byli tutaj sami i nie miała pracowniczego towarzystwa.