• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 9 Dalej »
[12.08.1972] We don't have to dance | Rodolphus, Charles

[12.08.1972] We don't have to dance | Rodolphus, Charles
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#11
26.08.2024, 13:21  ✶  
Lestrange nie do końca orientował się w zawiłościach rodziny Mulciber. Wiedział tyle, ile powinien wiedzieć, trzymał się z tymi, z którymi musiał lub tymi, którzy coś dla niego znaczyli. Taką osobą był chociażby Robert. Osoba, z którą nawiązał współpracę lata temu, osoba z którą wspólnie przeglądał dokumentację i z którą eksperymentował. Szanował go, brał pod uwagę jego zdanie i nawet fakt, że ostatnio odrobinę się poróżnili nie był w stanie przyćmić tego wszystkiego, co uważał o Mulciberze. Domyślał się jednak, że dla niektórych Robert mógł być apodyktyczny. Taki był i trzeba było go przyjąć z pełnym bagażem i nie próbować go zmienić. On sam go drażnił, prowokował - zapłacił za to wysoką cenę, ale musiał to zrobić, żeby się opamiętać. Czy wykorzystał starszego Mulcibera do własnych celów? Być może, chociaż skłamałby, gdyby nie przyznał się przed samym sobą, że Robert wykorzystuje go tak samo, jak on jego. Jeśli nie bardziej. Sam siebie uważał za pieska na posyłki, który ruszał do boju gdy tylko Mulciber wskazywał cel. Nie było szans, żeby mu odmówić: nie wtedy gdy był jeszcze wolny i nie wtedy, gdy związał się z nim przysięgą wieczystą.
- Wyrzucili cię z domu? - Lestrange uniósł brwi w nieudawanym zaskoczeniu. Nie spodziewał się tego. Raczej spodziewał się reprymendy, bo w tym Robert był dobry. Ale najwyraźniej Charles swoim występkiem mocno zalazł mu za skórę, skoro postanowił go wywalić z kamienicy. Ach, ta kamienica w parszywym, mugolskim Londynie... Skrzywił się na samo wspomnienie.

Charles pierdolił, z każdą chwilą coraz bardziej, ale Rodolphus był doskonałym słuchaczem. Co więcej: miał doskonałą pamięć. Skrzętnie notował nie tylko podawane na tacy informacje, ale również to, co sam wyczytał między wierszami. Wkładał te wspomnienia do szufladek w swoim pałacu myśli i dbał o to, by panował tam porządek. Kiedy przyjdzie pora, wyciągnie je, ale teraz... Teraz przecież należało pomóc koledze w niedoli, prawda?
- Kobiety to tylko problem - prychnął w odpowiedzi na informację o listach, które Charles dostawał. Gdzie podziały się te panny, dla których dobre wychowanie i maniery były ważniejsze niż popęd seksualny? Świat czarodziejów schodził na psy i to szybciej, niż na początku przypuszczał. Tu już nie chodziło o mugoli i szlamy, ale też o... to. - Więź między bliźniętami jest specyficzna, Charles. Dla Richarda zawsze Robert będzie na pierwszym miejscu. Nie są jak jedna osoba w dwóch ciałach, ale są ze sobą połączeni aż do śmierci. To nie jest zwykłe rodzeństwo.
Przypomniał oczywistość, lekko przekrzywiając głowę. Trochę rozumiał ból Charlesa, lecz on miał odwrotną sytuację. Wbrew pozorom uważał, że Robert i Richard wpływają na siebie w podobnym stopniu. I nie podobało mu się, że Richard ingerował w jego pracę z Robertem. Słusznie mu nie ufał, lecz Robert był jedną z zaledwie dwóch osób, których by nie zdradził. To go irytowało.
- Nie, miałem na myśli Isaaca, nie Roberta. Wolałbym, byś nie uszkodził jednego z moich najlepszych dostawców kadzideł na bezsenność - dopowiedział, żeby tutaj Charles nie zaczął sobie wyobrażać za dużo o jego związku z wujem. - Jeżeli chcesz, mogę udostępnić ci mieszkanie na jakiś czas. Mam ich kilka, jedno stoi puste.
Zaproponował w końcu, sięgając po papierosa i ignorując wzmiankę o jego szkole. Skoro potrafił się pojedynkować, to lepiej dla niego. Patrząc na czasy, będzie mu to potrzebne. Nie odpalał jednak używki - obracał papierosa w palcach, wzrok wciąż mając utkwiony w Mulciberze. Jego mieszkanie stało puste od czerwca, przychodził tam tylko żeby podlewać tego cholernego kwiata od Victorii. Praktycznie nie miał tam rzeczy osobistych, a na pewno nie miał nic nielegalnego, zadbał o to.

Zanotował w pamięci imiona rodzeństwa Charlesa. Im więcej informacji, tym lepiej. Ale na razie chciał się skupić na nim. Widział w nim zysk w postaci informacji, nawet jeżeli musiałby zgrywać dobrego kolegę, który chce mu pomóc. W zasadzie to była sytuacja idealna, bo oboje na tym skorzystają. Widząc wzrok Mulcibera, przesunął w jego stronę kieliszek, nie odsuwając głowy, a nawet zdobył się na lekkie uniesienie kącika ust.
- Ale musiałbyś podlewać jedną roślinę, którą mam w domu. Do tej pory robił to skrzat, ale nie będzie cię nękał, jeżeli się zdecydujesz. To jedyny warunek. Jeżeli roślina zginie, to będziesz mógł mieć problem - moja kuzynka jest... Cóż, to prezent od niej. Mogłaby się zdenerwować, a jest bardzo kreatywna w swojej złośliwości - powiedział rozbawiony, bo już widział oczyma wyobraźni jak Victoria zasypuje jego mieszkanie roślinami, bo Charles ubił jakiegoś chwasta.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#12
26.08.2024, 14:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.08.2024, 14:38 przez Charles Mulciber.)  
Dla Charlesa, Robert był najgorszym, co mogło spotkać jego rodzinę: tatę, Scarlett i Leonarda. Gdyby życie potoczyło się inaczej, gdyby wszyscy zostali w Oslo, mogliby nadal być szczęśliwi. Nigdy nie byli może w pełni zadowoleni ze swojego życia, ale wszystko układało się dużo lepiej, gdy w pobliżu nie było Roberta.

- Dał mi siedem dni. - Sprecyzował Charles, a żal wylewał się z niego z każdym słowem. - Który dzisiaj jest? Dwunasty? - Zastanowił się na głos. Kalkulacja w głowie nie była trudna. - Dzisiaj jest piąty dzień. Jeszcze dwa i, jak to powiedział mój ojciec, wylecę. - Słowo użyte przez Richarda utknęło w jego głowie na dobre i nie chciało z niej wyjść. Chociaż dopiero odmówił sobie dopalenia papierosa, już sięgał po następnego, wzorem Rolpha. - To jest rodzina, o którą nie chcę walczyć.

Nie miał pojęcia o podstępności kolegi i nie chciał się nad tym zastanawiać. Jak raz, chciał uznać, że wszyscy są uczciwi i nikt nie dybie na jego i Roberta reputację. Z drugiej strony, Robert go nie obchodził. Już nie.

- Specyficzna więź powinna być między ojcem i synem. - Prychnął, poprawiając Rolpha. - Ja nie pchałem się na świat, więc teraz powinien o mnie myśleć. O mnie! - Dla podkreślenia swoich słów, wskazał palcem własną klatkę piersiową. - Nie mamy matki, tylko on nam został! Gdyby tylko Roberta zabrakło, wszystko byłoby znów dobrze! - Wyraził życzenie, a wszechświat słuchał.

Charles potrzebował chwili, by uspokoić żal, by narastający ucisk w gardle nie przekształcił się w coś większego. Alkohol na nowo miał pomóc, gdy złapał za szklankę podstawioną wcześniej Rolphowi. Poczęstował się bez wahania.

- Też mogę zwijać ci kadzidła. Nie tylko on to potrafi.- Mruknął, zwieszając głowę, zaraz jednak spojrzał na Lestrange'a z ukosa. - Masz mieszkanie...? I chciałbyś wynająć je mi? - Uściślił, gdy pijany umysł nie czytał przekazu w pełnej jasności. Papieros został zapomniany, tak jak ten Rolpha. - Szukam miejsca dla mnie i dla Leonarda, on też chce się wynieść. Roślina nie byłaby problemem, ja... ja musiałbym... - Charlie wahał się, bo propozycja była tak nagła, jak niespodziewana. Skąd mógł wiedzieć, że w przypadkowym pubie wpadnie na przypadkowego Lestrange, który akurat będzie miał mieszkanie na wynajem? Jego spojrzenie stało się nieco zagubione, gdy zniżył je na kołnierzyk Rolpha. - Ja bardzo chętnie, dziękuję. Ale musiałbym zapytać brata.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#13
26.08.2024, 15:14  ✶  
Rodolphus miał zgoła odmienne spojrzenie na bliźniaków. To Richard był tym złym, to on sprawił, że jego relacje z Robertem się zepsuły. Absolutnie nie widział w tym swojej winy - przecież Nicholas ostrzegał go, żeby nie drażnił Mulcibera i nie przesuwał granic. Ale on musiał to zrobić, prawda? Testował jego cierpliwość i za to zapłacił. Lecz był na tyle arogancki, że uważał, że gdyby nagle na horyzoncie nie pojawił się bliźniak Roberta, to wszystko dałoby się naprawić. To on był trucizną, trawiącą ich relację.
- To dość roszczeniowe podejście, Charles - upomniał go, ściągając brwi. Mulciber zachowywał się - cóż - na swój wiek. To Rodolphus z tej dwójki miał umysł przeżarty czarną magią, złem i książkami oraz jadem. Ciało i wiek miał dwudziestoparolatka, lecz umysł tego chłopaka wydawał się być o wiele, wiele starszy. Miał zupełnie inne wartości i myślał kompletnie innymi kategoriami niż jego rówieśnicy: dało się to odczuć przy bliższym poznaniu. Tu nawet nie chodziło o to, że Lestrange miał kija w dupie, ale po prostu myślał inaczej. - Uważaj na to, co mówisz i gdzie. Przypominam, że ściany mają uszy.
Po raz kolejny przypomniał chłopakowi o tym, że znajdują się w miejscu publicznym. Czy Charles nie miał świadomości, jak niebezpieczny był Robert i ile miał wtyk wszędzie? Przecież gdyby dowiedział się o tym, co chłopak wygaduje, to kto wie jak by to się skończyło. Na pewno gorzej niż tylko wywaleniem z mieszkania.

Interesujący był też fakt, że Charles tak łatwo przeszedł z obwiniania Isaaca do obwiniania Roberta. Sam chyba zaczynał gubić się w swoim własnym żalu i szukał ofiary, odmawiając uświadomienia sobie, że być może to w nim leżał problem. Lestrange upił kolejny łyk napoju bezalkoholowego, na chwilę przenosząc spojrzenie na okno. Było ciemno, późno. Zabawił tu dłużej niż zamierzał, ale to zdecydowanie nie był stracony czas.
- Możecie tam mieszkać tak długo, dopóki nie staniecie na nogi. Mieszkanie niszczeje, gdy nikt w nim nie mieszka. Skrzat odwiedza je dwa razy w tygodniu, ale to nie wystarczy by utrzymać porządek, by sprawić że nie będzie tam pusto - przytaknął, powracając spojrzeniem do towarzysza. - Nie potrzebuję pieniędzy. Uznaj to za prezent przez wzgląd na twoją rodzinę. Nie jest duże, ale kupi wam trochę czasu, zanim nie znajdziecie czegoś, żeby nie siedzieć sobie wzajemnie na głowie.
Dopowiedział, bo przecież nie zamierzał brać od niego pieniędzy. Nie potrzebował ich, miał swoje. Miał też dostęp do skarbca rodzinnego, lecz rzadko z niego korzystał. Pensja Niewymownego była dla niego wystarczająca.
- Jeżeli chcesz, mogę ci je pokazać. Gwarantuję też, że nie będzie tam niebezpieczeństwa w postaci podsłuchujących - dodał już prawie szeptem, ponownie się nachylając. Odrobinę przesunął głowę, by lekko wskazać nią na stolik niedaleko, przy którym siedziała trójka mężczyzn. W wieku około trzydziestu, może trzydziestu kilku lat. Siedzieli z boku, Charles mógł dyskretnie zerknąć w ich stronę. Niby wydawali się niezainteresowani niczym, ale po drugim rzucie oka widać było, że głośne słowa Mulcibera ściągnęły ich uwagę.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#14
26.08.2024, 15:39  ✶  
Od dziecka zapatrzony w ojca Charlie nie mógł dostrzec w ojcu złych cech i za wszystko, co Richard robił wbrew dobru najbliższej rodziny, musiał oskarżać Roberta. Wszystkie przykrości ostatnich dni były winą wyłącznie wuja. Nawet to, że zmartwił ojca atakiem na Lammas, było przewinieniem, którego nie należało tak łatwo wybaczyć.

- Jestem roszczeniowy, bo chcę zainteresowania ojca moim dobrem? Jak raz, moim? - Zapytał, rozgoryczony do tego stopnia, że załamał mu się głos. Tu nie mógł zgodzić się z Rodolphusem. Był jeszcze chłopcem, wyszedł ze szkoły, ale trafił pod skrzydła ojca. Teraz, gdy cienia tychże skrzydeł zabrakło, bo i Richard zajął się czymś innym, aniżeli niańczeniem pociech, Charlie poczuł brak ojcowskiej troski. - Nie interesują mnie ściany. Niech robią, co chcą.

Cóż mógł zrobić mu Robert? Nie zamordowałby go ze względu na Richarda. Już wyrzucił go z domu i groził wydziedziczeniem, ale czy w tej sytuacji wydziedziczenie miałoby jakiś sens, poza nazwaniem rzeczy po imieniu? Wyrzucenie z kamienicy mówiło wiele i przyklejenie kolejnej łatki do wzgardzonego Mulcibera wiele nie zmieniało. Charlie i tak już nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. W całym natłoku emocji zapomniał, że to on pierwszy, razem z bratem, wpadł na pomysł fallusowych świeczek i gdyby te nigdy nie powstały, do niczego takiego by nie doszło. To była jednak tylko mała, śniegowa kulka, tocząca się w dół zbocza. To Robert wywołał lawinę.

Charles wysłuchał propozycji Lestrange, a kiedy ten tak dobrodusznie zaoferował oględziny mieszkania, nie wahał się objąć go ramieniem i przycisnąć twarz do jego barku.

- O tym mówiłem. Jesteś obcy, a robisz dla mnie więcej, niż rodzina. Dopiero się poznaliśmy, ale jesteś w stanie mi zaufać. - Mruknął z pewną mokrością w głosie, która zwiastowała rychły płacz. - Nie mogę przyjąć prezentu, będziemy płacić czynsz. Obiecuję. Obiecuję, że cię nie zawiodę. Nie jak rodzinę. Będę dbał i płacił!

Charles nie interesował się gośćmi lokalu, bo alkohol głośno szumiał mu w głowie. Whisky zadziałało tak, jak powinno i jeśli Rodolphus chciał uzyskać pijanego Mulcibera, to cel osiągnął.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#15
26.08.2024, 21:33  ✶  
Zdecydowanie Charles był jeszcze chłopcem. Teraz już rozumiał, o co chodziło innym, gdy mówili o jego wieku i tym, że zachowuje się inaczej niż rówieśnicy. Na Merlina, czy każdy równolatek był taką beksą? Przecież Mulciber mu się to zaraz rozpłacze.
- Rodzina ponad wszystkich, ale musisz pamiętać, że za nasze dobro odpowiadamy wyłącznie my sami - powiedział, kręcąc lekko głową. Być może starał się go pocieszyć, ale jeżeli tak, to robił to cholernie nieudolnie. Cóż... Lestrange nigdy nie był dobry w te klocki. Nie był pocieszycielem, nie miał w sobie za grosz empatii.

Spiął się wyczuwalnie, gdy Charles objął go ramieniem i przysunął się bliżej. Dobrze, że twarz miał ukrytą w jego ramieniu, bo tego grymasu niezadowolenia nie był w stanie ukryć. Nie lubił, gdy inni dotykali go bez pozwolenia. Na początku sierpnia, na weselu Blacków, gdy Laurent go dotknął, cudem powstrzymał się przed złamaniem mu ręki. Nie działał na niego urok blondyna, być może dlatego, że wiedział doskonale, co Prewett wtedy mówił w wywiadzie. Teraz też sprawiał wrażenie, jakby dotyk Charlesa był niechciany, a przecież tutaj również o wywiad się rozchodziło.

Dopiero się poznaliśmy, ale jesteś w stanie mi zaufać - ach, jakże się mylił. Rodolphus nie ufał absolutnie nikomu. Nie ufał Nicholasowi, nie ufał Robertowi, nie ufał swoim przełożonym. Nie ufał Cynthii, z którą współpracował. Nie ufał absolutnie nikomu i być może odrobinę nie ufał także sobie. Ale Charles był mu potrzebny. Z pewnym wahaniem, ociąganiem wręcz, uniósł dłoń, a następnie położył ją na plecach Mulcibera. Ostrożnie przejechał palcami po materiale. Nie do końca wiedział, jak się zachować. Chyba nie do końca przemyślał ten plan - chciał upić chłopaka, ale nie wziął pod uwagę jednego: ten mógł wypić coś już wcześniej. Ewentualnie miał naprawdę słabą głowę. Na dodatek znowu brzmiał, jakby miał się rozpłakać. - Nie zależy mi na pieniądzach.
Powiedział cicho, zerkając na ciekawskie gumowe uszy, które pod wpływem jego wzroku znowu udawały, że są zajęte zawartością swoich kufli. Obłudne kurwie. Za idiotę go mieli?
- Później mi za to podziękujesz. Chodź - zbłaźnienie Mulcibera nie leżało w jego interesie, więc postanowił chłopaka po prostu zabrać ze sobą. Jeżeli będzie chciał się upijać, niech to robi ale z dala od ludzi, wśród których takie załamanie nerwowe może zostać źle odebrane. Oraz jego paplanina. Jeszcze chwila, a Charles chlapnie o słowo za dużo. Spróbował wstać i podciągnąć Mulcibera ze sobą, do pionu.

Rzut na AF
Rzut N 1d100 - 26
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 15
Akcja nieudana
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#16
27.08.2024, 14:30  ✶  
Charles miał w sobie wiele emocji, których ujście zwykle znajdował we łzach. Walczył ze sobą i powstrzymywał płacz, choć uważał, że uronienie paru łez jest o wiele bardziej sensowne niż choćby uciekanie się do agresji. Chociaż zdemolowanie pubu mogłoby wydać się bardziej męskie, czy nie lepiej było być nazwanym beską i wypłakać się w ramię kolegi, póki oczy nie napuchną, nos nie poczerwienieje, a głowa nie rozboli od nadmiaru emocji?

- Dlatego teraz będę radził sobie sam. - Postanowił butnie, lecz sam nie radził sobie nawet z utrzymaniem się w pionie, gdy wciskał twarz w koszulę Rolpha. Zdawał się zupełnie nie zauważać, że nowy kolega spiął się od tej czułości, bo i coś innego znaczyła ręka, która znalazła drogę do pleców i pogładziła je, jakby Charlie był najlepszym przyjacielem. A może to Rodolphus stał się najlepszym przyjacielem Charlesa? Młody Mulciber nie miał wielu znajomych w Londynie. Mało kto okazywał mu tyle czułości, której tak był spragniony!

Charles wydał z siebie ni to pomruk, ni to jęk, gdy Rolph dalej mówił tak miłe słowa i tak dzielnie chciał ratować go przed podsłuchującymi drabami. Co prawda Charles nie miał o tym pojęcia, że jego interesy są w niebezpieczeństwie, ale czy miało to jakieś znaczenie? Żadnego. Oparłszy się o kolegę, Charlie nie spodziewał się, że ten tak szybko się aportuje do innego miejsca. Tylko to mogła znaczyć ta nagła zmiana położenia, nagły ból zwiastujący rozszczepienie, nagły... Widok lamp sufitowych, i to od dołu? Charlie nie pojął od razu, że nie była to wina nieudanego mignięcia, a działanie wypitej na początku wieczoru tequili, która skutecznie zmiękczyła mu kolana. Stracił równowagę, spróbował złapać się Rolpha, po czym obaj zostali powaleni, sprowadzeni do parteru. Rąbnięcie o krawędź stolika zostawi na ramieniu siniaka, ale przecież nic wielkiego się nie stało.

- Rolph? - Zawołał kolegę, starając się podnieść, lecz podłoga... Cóż, chyba ktoś musiał rzucić na nią zaklęcie magnetyczne! Podniesienie się do siadu tak dużo go kosztowało! - Rolph, upadłem.

Wypadek chwilowo odciągnął jego uwagę od negatywnych emocji. Chciało mu się palić. Nie bronił się, gdy któryś z gości złapał go pod ramiona i podniósł.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#17
27.08.2024, 22:34  ✶  
Demolowanie baru być może byłoby bardziej męskie, lecz w jaki sposób wpłynęłoby na postrzeganie Charlesa przez innych? Tu wszyscy się kojarzyli - nawet nie znali, a kojarzyli. A Mulciber podawał im kolejne informacje o sobie samym na tacy. Zachowywał się jak dziecko. Lecz czy w tym żalu nie był właśnie tym: dzieckiem? Dzieckiem odtrąconym przez ojca? Zdradzonym na poczet jego brata bliźniaka? Czyż nie powinien być dla swojego rodzica najważniejszą osobą w życiu?

Jeżeli chodziło o Richarda, to Lestrange podejrzewał, że jedyną osobą, którą on tak naprawdę kochał, był Robert. Nie Charles, nie Scarlett, nie Leonard, a tylko i wyłącznie Robert. Podejrzewał, że ten konkretny Mulciber nie był zdolny do miłości wobec kogokolwiek innego. Nie znał Richarda za dobrze, lecz to nie przeszkodziło mu wyrobić sobie negatywnej, mocnej opinii na jego temat. Przecież właśnie z tego powodu postanowił zaczepić jego syna.

Nie pierwszy raz Lestrange leżał na podłodze. Całkiem niedawno wylądował przecież z Morpheusem na ziemi, wspaniałomyślnie obracając ich ciała podczas lotu, by to on sam przyjął pierwszy, bolesny kontakt z twardą posadzką. Teraz jednak tego nie zrobił: być może nie starczyło mu czasu, a być może po prostu był zbyt zaskoczony i nie spodziewał się, że Mulciber był aż tak pijany, że po prostu runie jak długi, ciągnąc go za sobą. Gdyby okoliczności były bardziej spokojne, zapewne uznałby to za świetny dowcip i przepiękną metaforę, bo zadawanie się z Mulciberami zawsze ciągnęło na dno. Problem w tym, że jego sięganie dna pociągało: jak inaczej wytłumaczyć tę cholerną słabość, którą miał do całej tej rodziny?
- Wszystko w porządku? - jeden z mężczyzn wstał, bo to o ich stolik się wywrócili. Piwa rozlały się po blacie, alkohol popłynął spienionym strumieniem na podłogę. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest zły, ale jakoś jeszcze trzymał nerwy na wodzy. Może usłyszał ich nazwiska, a może sam kiedyś był w podobnym wieku? - Twój kolega chyba musi przystopować.
Charles i Rodolphus szybko zostali postawieni do pionu. Nie wiedzieć kiedy pojawiło się jeszcze dwóch mężczyzn, którzy dźwignęli Mulcibera na nogi. Rolph wstał sam, chociaż skorzystał z pomocy.
- Co ty nie powiesz... - mruknął ni to w odpowiedzi do nieznajomego, ni do Mulcibera. Rozmasował sobie bolący nadgarstek, a następnie gładkim ruchem wślizgnął się pod rękę Charlesa. Był bardzo wysoki, lecz to stanowiło w tej chwili atut, bo Mulciber mógł po prostu się na nim uwiesić. Jedną dłonią przytrzymał jego rękę, a drugą: talię. - Zabieram go. Dopisz panów do rachunku, ale tylko to, co stracili w wyniku... Niefortunnego potknięcia.
Zaznaczył, bo - zapewne słusznie - podejrzewał że jego dobre serce pewnie zostałoby wykorzystane. Zrobił pewny krok, najpierw jeden, potem drugi. Charles nie był specjalnie ciężki, lecz taszczenie pijanego bez względu na płeć było dość trudnym zajęciem. Nie chciał jednak wspomagać się magią, a przynajmniej nie w pubie. Być może na ulicy, jak uda im się wyjść.
- Jak ojciec zobaczy cię w tym stanie, oboje stracimy głowy - szepnął mu do ucha, a chociaż wizja wkurwionego Richarda była cholernie kusząca, to jednak Lestrange miał plan. A ten plan zakładał, że jeszcze się z Charlesem pobawi w dobrych przyjaciół. A jaki dobry przyjaciel odstawiłby kumpla pod dom jego starego, gdy ten kumpel jest najebany w trzy dupy? - Zabieram cię do siebie. Powinienem mieć coś, co postawi cię na nogi.
Odkąd z Lorraine wykonywali dla Roberta jedno zadanie, cholernie spodobał mu się pewien eliksir. Postanowił zrobić mały research wśród swojej rodziny, a chociaż teraz mieszkał u Nicholasa, to zadbał o to, by na wszelki wypadek kilka buteleczek znalazło się w jego starym mieszkaniu na Horyzontalnej. Tam właśnie skierował się niezwykle powolnym krokiem, z Charlesem uczepionym jego szyi.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (4422), Charles Mulciber (2838)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa