adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
—06/06/1972—
Anglia, Londyn
Mona Rowle & Anthony Shafiq
![[Obrazek: 1ZAj5pk.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=1ZAj5pk.png)
Pójdź, smoku mój dobry, lasu pełny,
o oczach gasnących każdym obojem wiatru,
o oczach pełnych smutków szybkostrzelnych.
Nocą chodzi żal dookoła jak patrol.
O - statki odchodzą w dół rzek.
Na zakręgu dróg wybucha drogowskaz,
który obiąkai nas setny, tysiączny, dwudziesty.
Pola zgniłe odrywa wiatr od ziemi -
- pełne troski.
Każdy z nas:
chodzimy przez wydmy zaklute ostem i rdestem
do gór szklanych - warowni nieba.
Pójdź, smoku mój dobry,
o oczach wszystkich psów zgubionych,
o żalu umierających skowronków,
o łzach ostatniego z ogrójców.
Pomyśl:
to dzień każdy jak ostatni
z pąków trumien wyłonił.
Stań się mały jak kot,
sypką ciszą oczy mi omyj,
obroń.
To noc uderza naokrąg w samotność.
Chodź, smoku mój dobry,
w lesie pozbieramy codzienność opuszczeń.
![[Obrazek: 1ZAj5pk.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=1ZAj5pk.png)
Pójdź, smoku mój dobry, lasu pełny,
o oczach gasnących każdym obojem wiatru,
o oczach pełnych smutków szybkostrzelnych.
Nocą chodzi żal dookoła jak patrol.
O - statki odchodzą w dół rzek.
Na zakręgu dróg wybucha drogowskaz,
który obiąkai nas setny, tysiączny, dwudziesty.
Pola zgniłe odrywa wiatr od ziemi -
- pełne troski.
Każdy z nas:
chodzimy przez wydmy zaklute ostem i rdestem
do gór szklanych - warowni nieba.
Pójdź, smoku mój dobry,
o oczach wszystkich psów zgubionych,
o żalu umierających skowronków,
o łzach ostatniego z ogrójców.
Pomyśl:
to dzień każdy jak ostatni
z pąków trumien wyłonił.
Stań się mały jak kot,
sypką ciszą oczy mi omyj,
obroń.
To noc uderza naokrąg w samotność.
Chodź, smoku mój dobry,
w lesie pozbieramy codzienność opuszczeń.
Poranek zapowiadał się dobrze. Dziś zamierzał rozmówić się ze swoim stażystą, musiał też dotrzeć do biura, żeby pokazać swojemu ulubionemu zastępcy, że żyje i ma się dobrze. Będzie musiał znieść pełne powątpiewania i troski spojrzenie i uśmiechnąć się szeroko. Będzie musiał nie zezować na wspólnych korytarzach, trzymać fason i udawać, udawać i jeszcze raz udawać.
To nie mogło być trudne.
Wierzył w siebie.
Nie byłby sobą jeśli jednak nie zajrzałby wpierw do swojego ulubionego Departamentu. To znaczy - drugiego ulubionego, po własnym. Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami miał dwa, to znaczy jedno bardzo interesujące biuro: Badań i Hodowli Smoków. Że przez ścianę znajdował się Rejestr Wilkołaków, nie było aż tak istotne, bo przecież te sześć lat temu spędził długie godziny w innym dziale, tym odpowiedzialnym za resocjalizację osób obciążonych klątwą. To było dawno temu, to nie miało teraz już znaczenia, to nie miało z pewnością również podtekstu, te odwiedziny, w których mógłby liczyć na to, by inny wilkołak z innego Departamentu zajrzał tu... w jakimkolwiek celu. Nie, jego myśli były absolutnie uporządkowane, jego cel prosty.
Chciał odwiedzić Monę i wyciągnąć ją na kawę.
Czemu lubił tę kaleką dziewczynkę? Cóż, darzył ją sympatią jeszcze w czasach gdy pałętała się mu pod nogami podczas odwiedzin w angielskich smoczych rezerwatach. Jej miłość do tych stworzeń prawie dorównywała jego miłości, nie miała środków by poszczycić się taką kolekcją jak jego, by zwiedzić pół świata i odwiedzać inne hodowle innych gatunków. Zabrał ją już dwa, trzy razy na Islandię i do Tanzanii, to o niej myślał za każdym razem, gdy zbierał dokumenty i fanty, starając się by ów zbiór był podwójny, by przywieźć jej coś z wojaży, by zobaczyć ten blask w niewinnych, rozkochanych tymi majestatycznymi bestiami oczach.
– Czy moja ulubiona specjalistka do spraw smoczych wszelakich na ochotę na kawę i rozmowę o opalookich? – Mimo wzajemnej sympatii, nie był tak blisko spowinowacony z Rowlem, aby móc nazywać się jej wujem, wciąż pozostawało w nim wiele sympatii przez współdzieloną miłość. Zaraz jednak gdy zajrzał do niej, zmarszczył brwi.
– Ostatnio gdy zaglądałem do Twojego biura młoda damo, miałaś większy porządek... – zauważył, reflektując się, że zagaduje do niej tak, jakby widzieli się tydzień temu, gdy tymczasem ostatnio rozmawiali... pół roku? Chyba był już 72. Choć może to było przed Yule, gdy wymieniali się prezentami?
To nie mogło być trudne.
Wierzył w siebie.
Nie byłby sobą jeśli jednak nie zajrzałby wpierw do swojego ulubionego Departamentu. To znaczy - drugiego ulubionego, po własnym. Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami miał dwa, to znaczy jedno bardzo interesujące biuro: Badań i Hodowli Smoków. Że przez ścianę znajdował się Rejestr Wilkołaków, nie było aż tak istotne, bo przecież te sześć lat temu spędził długie godziny w innym dziale, tym odpowiedzialnym za resocjalizację osób obciążonych klątwą. To było dawno temu, to nie miało teraz już znaczenia, to nie miało z pewnością również podtekstu, te odwiedziny, w których mógłby liczyć na to, by inny wilkołak z innego Departamentu zajrzał tu... w jakimkolwiek celu. Nie, jego myśli były absolutnie uporządkowane, jego cel prosty.
Chciał odwiedzić Monę i wyciągnąć ją na kawę.
Czemu lubił tę kaleką dziewczynkę? Cóż, darzył ją sympatią jeszcze w czasach gdy pałętała się mu pod nogami podczas odwiedzin w angielskich smoczych rezerwatach. Jej miłość do tych stworzeń prawie dorównywała jego miłości, nie miała środków by poszczycić się taką kolekcją jak jego, by zwiedzić pół świata i odwiedzać inne hodowle innych gatunków. Zabrał ją już dwa, trzy razy na Islandię i do Tanzanii, to o niej myślał za każdym razem, gdy zbierał dokumenty i fanty, starając się by ów zbiór był podwójny, by przywieźć jej coś z wojaży, by zobaczyć ten blask w niewinnych, rozkochanych tymi majestatycznymi bestiami oczach.
– Czy moja ulubiona specjalistka do spraw smoczych wszelakich na ochotę na kawę i rozmowę o opalookich? – Mimo wzajemnej sympatii, nie był tak blisko spowinowacony z Rowlem, aby móc nazywać się jej wujem, wciąż pozostawało w nim wiele sympatii przez współdzieloną miłość. Zaraz jednak gdy zajrzał do niej, zmarszczył brwi.
– Ostatnio gdy zaglądałem do Twojego biura młoda damo, miałaś większy porządek... – zauważył, reflektując się, że zagaduje do niej tak, jakby widzieli się tydzień temu, gdy tymczasem ostatnio rozmawiali... pół roku? Chyba był już 72. Choć może to było przed Yule, gdy wymieniali się prezentami?