• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[29.08 Eden & Anthony] Śmierć i miłość

[29.08 Eden & Anthony] Śmierć i miłość
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
07.03.2025, 16:42  ✶  
"Asystentka", dobrze, że język nie podsunął mu słowa "sekretarka"! Oczywiście nie chciał jej obrazić, raczej pchnąć do podbicia stawki. Karta "brata" była wyciągnięta w tej grze zbyt brutalnie, ale przyniosła bardzo oczekiwane efekty. Bliźnięta chowane od maleńkości w aurze konkurencyjności miały tę jedną zapadnię, dźwignię, która momentalnie zmieniała nastawienie. Lubił ją taką - zdecydowaną, pewną swoich wartości i tego kim była.

Lubił też odpowiedzi zaszyte w postawionych warunkach. Liczba mnoga, w której już nie było miejsca na pomoc i wsparcie, a pełna deklaracja wspólnego działania, napawały go optymizmem i przyniosły przyjemną nagrodę podjętego ryzyka. Wciąż to były pierwsze kroki. Wciąż struktura organizacji nie była w żadnej mierze dogadana.

– Syndykat może nie mieć lidera, może mieć partnerów, którzy wspólnie uchwalają co robić dalej. – Jego dłoń od niechcenia zaczęła nieco teatralnym gestem kształtować powietrze wokół, tak jakby wizualizował sobie tabelki i grafy, możliwe konstrukcje i struktury. – Finalnie stowarzyszenie musi być tajne również wewnątrz, aby było możliwe bezpieczne dla poszczególnych członków. Im mniej osób znałoby dane wszystkich tym lepiej, jedną z nich byłabyś Ty. Jest to dla mnie dalekie od bycia w cieniu. Moje poprzednie propozycje dotyczyły oficjalnej relacji zawodowej, ale rozumiem i przyjmuję Twoją odmowę. – Uśmiechnął się, bo czy przecież przed chwilą z całą mocą nie sugerował, że Eden stworzona jest do czegoś wielkiego? Fakt, że mogliby działać, że mogliby razem tworzyć trzecią siłę sprawiał, że nie dbał za bardzo o formy pośrednie.

– Chciałbym rozpocząć jesienią kilka kampanii społecznych, które mogłyby wzmocnić przeciętnego obywatela. Wojna informacyjna, to coś z czym Ministerstwo zdecydowanie sobie nie radzi, skupiając się głównie na łataniu własnych dziur wizerunkowych, a ludzie... potrzebują mieć myśli, która będzie na tyle wygodna by stała się ich myślą. Histeryczne promowanie czystości krwi, pogłębia podziały i wzburza kastę robotniczą. Nie wiadomo co wykończy nas szybciej - zamaskowani poplecznicy, czy krwawa rewolta rzemieślników, którym zewsząd wbija się do głowy, że są istotami gorszej kategorii. Mugolskim nazistom się udało, bo odsetek Żydów był mimo wszystko mniejszy. Mugolaków czy czarodziei półkrwi mamy więcej i może nie dysponują oni takimi zasobami czarnomagicznymi, które rozdzierałyby świat, ale gdy przyjdzie co do czego, nie będą się zastanawiać kto nosił maski a kto nie. – Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić i wyciszyć myśli. Ciężko było konkurować ze strachem i terrorem. To mogła być z góry przegrana walka. – Mam głos. Jakiś. Wcześniej nie zamierzałem się angażować, bo to zawsze ryzyko. Wychodzenie przed szereg czyni z Ciebie łatwym celem. Umiem oceniać ryzyko, zajmuję się tym zawodowo od prawie dwudziestu pięciu lat. Stąd moje niezbyt optymistyczne założenia i kształtowanie planów na wszelki zaś. – Jego uśmiech nie sięgnął oczu, jego myśli krążyły wokół tych, którzy już byli na tej wojnie i mieli większe lub niestety mniejsze rozeznanie strategiczne od niego. – Może dmucham na zimne. Może za dziesięć lat będziemy się z tego śmiali... – dodał gorzko i wypił do końca wino, a zaraz potem rozłożył się wygodniej na leżaku i uśmiechnął szeroko.

– A zatem partnerko... powiedz mi czy próbowałaś już kiedyś ochronić swój umysł spiżowym murem? Wolisz najpierw zapoznać się z teorią, czy uczysz się przez praktykę? – jego głos zapewne latami treningu przeszedł z napiętego w spokojny, wyciszony, pełen nauczycielskiej przestrzeni, w której nie było miejsca "jak to możliwe, że jeszcze się tego nie nauczyłaś". Miał wprawę, pomagał w ogarnianiu podstaw kilku osobom na przestrzeni tych lat, gdy sam musiał w trybie pilnym i natychmiastowym ukryć przed osobą, która widziała nici, jak bardzo z jej powodu nie może spać nocami.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#12
04.09.2025, 21:37  ✶  
Słuchała jego wizji Syndykatu, tej rozbudowanej konstrukcji bez jednego lidera, sieci splecionej z powiązań i sekretów, której siła tkwić miała w rozproszeniu. Rozumiała pragmatyzm podobnych rozwiązań, ale doświadczenie podpowiadało jej, że każde ugrupowanie, choćby najbardziej egalitarne w założeniach, prędzej czy później obraca się wokół jednostek silniejszych od reszty. Sieci mogły istnieć tylko wtedy, gdy miały mocne węzły - a takie węzły zawsze stawały się widoczne, czy tego chciały, czy nie.
- Odmowę? Ależ czy ja ci kiedyś powiedziałam definitywne nie? - Zapytała z nutą niewinności w głosie, a następnie, utrzymując nieprzerwany kontakt wzrokowy z Anthonym, upiła spory łyk wina. - Powiedziałam tylko, że mam obecnie bardzo dużo na głowie. Czy coś w tym guście, nie sposób spamiętać wszystkie wymówki. - Machnęła dłonią, jakby spychała na bok nieistotne. - Widzisz, ja po prostu wybitnie nie znoszę zmian, Anthony, a propozycje od ciebie zwykle się z nimi wiążą. I nawet jeśli mnie kuszą, są jak nowe buty, które najpierw muszę wypróbować, przemyśleć ich zakup. Może nawet rozchodzić - oznajmiła, wzruszając ramionami, jakby to nie było coś, z czym można coś zrobić. Jakby naturalnym było, że chce pozostawić drzwi otwarte tak długo, aż nie będzie w pełni pewna, czy chce przez nie przejść, czy przed jego twarzą zatrzasnąć.

W winie, które powoli osiadało na języku, kryła się chwila namysłu. Myśl o kampaniach społecznych, o wojnie informacyjnej, brzmiała odważnie i rozsądnie zarazem. Dostrzegała słabość Ministerstwa, tę niezdolność do przekuwania narracji na coś więcej niż obronę własnej reputacji. Strach - to napędzało obecny status quo. Strach jednak nigdy nie trwał wiecznie; w końcu znajdował się ktoś, kto przestawał się bać, a wtedy mechanizm opresji rozsypywał się w proch. To była prawda, której wielu nie chciało dopuścić do świadomości.

Eden wiedziała, że w tej grze nie ma miejsca na beztroskę. Zbyt dobrze znała z własnego doświadczenia uśmiechy, które nigdy nie sięgały oczu. Nie wierzyła w przegrane bitwy, nawet jeśli świat spadał ku otchłani. Jeśli ktoś za dziesięć lat chciałby się z tego śmiać - nie byłaby to ona.
- A więc teraz to ma sens - stwierdziła, unosząc lekko brew. - Nie potrzebujesz asystentki czy sekretarki. Chodziło o to, że potrzebujesz zawodowych kłamców i konfabulatorów, żeby ta twoja wojna informacyjna miała w ogóle szansę się udać. - Uśmiechnęła się, jakby zadowolona z tego, że chce ją prawdziwą. Obróciła w palcach kieliszek, pozwalając, by szkło cicho zadźwięczało.
- Skoro chcesz ją wygrać, musisz podać im informacje w przystępnej formie. Ludzie chcą wierzyć w historie, nie w fakty. Fakty są nudne, historie natomiast mogą być ckliwe, ekscytujące albo... obrazkowe. - Jej ton był lekki, prawie obojętny, jakby od niechcenia podsumowywała oczywistość.

Kiedy rozmowa zeszła na ochronę umysłu, na spiżowy mur, uniosła spojrzenie ku Anthony'emu z lekką, prawie wyzywającą pewnością. Próbowała już wcześniej, bez wskazówek, idąc na oślep. Zakończyło się to bólem głowy i tą charakterystyczną frustracją, jaka rodziła się, gdy coś wymykało się spod jej kontroli. Eden miała jednak naturę, która nigdy nie zatrzymywała się na teorii – musiała przejść przez ogień, by wiedzieć, że potrafi w nim oddychać.
- Czytałam teorię - oznajmiła, omiatając mężczyznę badawczym wzrokiem. - Nie mogę powiedzieć, że wybitnie do mnie trafiła. Może z twoich ust będzie bardziej zjadliwa, ale finalnie i tak musi dojść do rękoczynów, bym wyniosła z tego jakąś nauczkę. - Oparła się wygodniej, znów biorąc do ręki kieliszek. W zuchwałym geście uniosła go nieco wyżej, jakby składała milczący toast nie tylko za plany, ale i za ryzyko, które oboje podejmowali. Partnerstwo miało dla niej znaczenie dopiero wtedy, gdy przechodziło z etapu słów w sferę czynów. A jeśli miałaby zaczynać, to tylko od praktyki.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
04.10.2025, 19:10  ✶  
Uśmiechnął się. Rozluźnił. Odchylił głowę, choć to nie był dobry ruch bo sińce na brzuchu od razu dały o sobie znać, zakwasy w udach nie były dużo lepszym doradcą i wspomożycielem zachowania pokerowej twarzy i adekwatnej pozy do prowadzonej rozmowy.

Ten uroczy moment, kiedy w dłoniach obracało się skomplikowaną mechaniczną zakładkę, z wyczuciem obracało kręgi by ułożyć właściwe słowo, właściwy ciąg znaków pozwalający dobrać się do wnętrza. To uczucie, gdy w końcu kliknęło we właściwym momencie, we właściwy sposób.

Ten słodki dźwięk, ten błogi uśmiech samozadowolenia wypływający na twarzy pani Lestrange, choć nie było lepszej chwili by nie zobaczyć w niej wszystkich najznamienitszych cech rodu Malfoy, którego była białym kwiatem. Jej umysł, jej czar, jej potencjał i fakt, że nie była jeszcze tak osadzona. Pozornie owszem, zblazowana czystokrwista pani domu spoglądająca na większość ludzi z góry. Ale w środku, w tym wrzącym wzburzonym, choć wciąż uśpionym środku.

Rozumieli się tak dobrze i pozostało mu tylko pokiwać głową na jej metaforę o butach. Tak trafną.

– Dwa tygodnie temu mój świat sam zdecydował, że się zmieni bez mojej zgody, a ja odkryłem, że jestem bosy – przyznał bardzo otwarcie jak na unoszące się wokół nich lustra i mglisty dym. Jeszcze nie miała oklumencji, by rozmawiać z nią wprost. Jeszcze. – A prawda jest taka, że kiedyś i ja chciałem po prostu być po stronie zwycięzców. Czekać w swoich wysłużonych kapciach i serdecznie pogratulować temu, kto zawiesi swoją flagę na szczycie. – Grymas niesmaku wypłynął na jego twarz, odwrócił głowę, zawstydzony nawet nie przed nią, a przed sobą samym. Czy było za późno? Zawsze. Za. Późno.

– Bardzo... bardzo chcę widzieć w Tobie sojusznika. Otworzę przed Tobą swoją wiedzę, swoje doświadczenie, swoje kontakty. Nauczę Cię wszystkiego co wiem, byś mogła ochronić swój drogocenny umysł. Teraz, gdy jeszcze mury nie walą nam się na głowę. Gdy możemy spokojnie ze sobą rozmawiać. Gdy Ci których kochamy jeszcze żyją. Twoja decyzja. Teraz. A nie decyzja Eden przypartej do muru. Wypijmy za to... – Dolał jej i sobie wina, uderzył o siebie kryształ na znak przymierza. Może nie było za późno. Wizja mówiła o jesieni, liście były w niej krwawoczerwone szykowaniem do snu, nie krwią. Może mieli jeszcze czas.

– Kiedy wrócę z Kairu, spotkajmy się w świetle dnia, nad większą ilością papierów, a mniejszą wilgoci sierpniowego wieczoru. Doprecyzujemy plan, strukturę, propozycje kadrowe. 10 września tu, w gabinecie. Pasuje Ci?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (3860), Anthony Shafiq (4075)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa