• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
lato 1972 // przebudzenie

lato 1972 // przebudzenie
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#11
16.12.2024, 11:05  ✶  
– TO NIE BYŁ TYLKO ZŁY SEN! – rozwrzeszczała się dygocząc na całym ciele. Jebało ją już to, czy znów ją zamkną. Z impetem szarpnęła się i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, odgarniając kościstymi palcami włosy z twarzy. – To nie był sen, to... to była... to mogła być... – ciężko było po 30 latach bycia bezwartościowym trelawneyowskim gównem uwierzyć, że jednak ma się dar wróżenia, że jednak człowiek może zajrzeć za zasłonę przyszłości i wiedzieć. – A co jeśli ona dopiero pójdzie do lasu? Co jeśli jej przyjaciel zginie zeżarty przez to niebieskie gówno? Co jeśli to BĘDZIE jej rzeczywistość? Musimy natychmiast z nią porozmawiać! – zakomenderowała ruszając do drzwi, jakby znała kierunek, rzucając tylko wśckele jadowite spojrzenie żółtej fiolce. – Nie będę tego pić. Wystarczy mi już na dzisiaj eliksirów.– prychnęła wściekle i ruszyła wściekle na korytarz, znaleźć tą pieprzoną Lindę i dowiedzieć się o co tu chodzi. O co z nią chodzi.

!Linda
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#12
16.12.2024, 11:05  ✶  
Linda twierdzi, jakoby coś w Millie mówiło jej od samego początku, że prędzej czy później do niej przyjdzie. Nie jest w tym co mówi szczególnie precyzyjna i gubi się w detalach, być może przez wiek, być może przez nieszczególnie dobry stan w jakim się znajduje. W każdym razie - ta niska babuszka twierdzi, że trafiła tutaj po Bełtane i tutaj już została, po tym jak uratował ją pan Urquart wraz z dwójką towarzyszy. I opowiada wam tę samą historię co jemu - opowieść o tym jak spotkała te istoty jako młoda osoba i było to doświadczenie traumatyczne, ale niewielu wtedy uwierzyło w ich słowa i nie zapisano tego na kartach historii. Twierdzi, że te istoty przeczesujące las nie opuściły Limba, a jedynie chcą żywić się jego energią i to skierowało ich do Polany Ognisk. To i strach - ich główna pożywka - wywołują w ludziach przerażenie, bo ono dodaje im mocy. Żeby się ich pozbyć trzeba myśleć o rzeczach dobrych, przyjemnych, ale to jest przecież takie trudne, a poza tym… nie każdy ma przecież czystą duszę, a to czystość duszy przeraża je najbardziej. Wedlług Lindy jakikolwiek sposób ucieleśnienia tej czystości zagwarantuje wam bezpieczeństwo.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#13
03.01.2025, 22:38  ✶  
Twarz Perseusa pozostała niewzruszona wobec wybuchu Millie, jakby tego właśnie się spodziewał; tak mocno opanowany, że przez chwilę wręcz nieludzki. Przynajmniej tak próbował zaprezentować się dziewczynie, bowiem tym, czego nie widziała, a za to zauważyć mógł jej towarzysz, było nerwowe skubanie skórki wokół paznokcia i ślady półksiężyców zostawiane na skórze. Chciał jej pomóc, złapać za rękę niczym zagubione we mgle dziecko i zaprowadzić ją na właściwą drogę, ale nie było to takie proste - głównie dlatego, że sam nie umiał się odnaleźć. Jej nienawiść wcale mu w tym nie pomagała, choć wiedział (a przynajmniej miał wielką nadzieję), że wcale nie gardzi nim jako Perseusem Blackiem, lecz magipsychiatrą, który z pewnością jawił jej się jako uosobienie opresji, przerażający sędzia w lekarskim fartuchu, który dobrze się bawił zadając jej kolejne męki. A przecież nie czerpał żadnej sadystycznej satysfakcji z oglądania jej bólu. Wręcz przeciwnie, cierpiał razem z nią. Nie tylko z powodu empatii będącej jego największym przekleństwem, lecz także przez własną ambicję.

Jej stan był tylko i wyłącznie jego winą. Osobistą klęską. Hańbiącą plamą na sumieniu, ostrzem tnącym proporzec ego. Po pierwsze nie szkodzić, dźwięczało mu w głowie. A przecież szkodził - był jak szarańcza niszcząca plony. Zaraza tocząca się przez miasta i bieda prześladująca wioski.

— Millie, mogę sobie tylko wyobrażać, jak trudne jest to dla ciebie... — zaczął tak neutralnie, że aż sam się wzdrygnął, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak nienaturalnie brzmi. — Nie próbuję w żaden sposób umniejszać twoim emocjom. Chciałem tylko zwrócić ci uwagę na to, że mówisz o dziewczynie. Młodej kobiecie, tak? Linda Davies, którą znam, ma już najlepsze lata za sobą.

W odpowiedzi na pytanie Botta zmarszczył najpierw czoło, rozważając w myślach wszystkie za i przeciw. W końcu ostrożnie skinął głową.

— Możemy spróbować, ale to nie jest moja pacjentka i nie wiem jak zareaguje. Nie gwarantuję też, że cokolwiek uda nam się z jej wyciągnąć; widuję ją ciągle wpatrzoną w drzewa.

Prowadząc ich białymi korytarzami Lecznicy - choć zdawało mu się, że to Millie prowadzi jego; w końcu przez pewien czas to miejsce służyło jej za dom, podczas gdy on wracał po dyżurze do swojego wygodnego łóżka - próbował jeszcze ostrzec Moody przed ewentualnym zawodem. Wprawdzie nie miał okazji rozmawiać z Lindą, ale ze swoich przelotnych obserwacji wywnioskował, że był to przypadek... pacjenta nieobecnego duchem.

Och, jakże głupio musiał wyglądać, gdy przysłuchiwał się ich rozmowie. Miałaś rację, mówiło jego rozbiegane spojrzenie, choć sam milczał, próbując sobie wszystko ułożyć. Nie znosił tego aspektu swojej pracy, tego przywdziewania togi i decydowania, gdzie leży granica pomiędzy prawdą, a delirycznymi wizjami. Wdech. Wydech. Na Merlina, był przecież czarodziejem. Przecież spotkał czarownicę, która wróciła z Limbo, przecież wznosił modlitwy do Matki; dlaczego więc uparcie chciał znaleźć logiczne wyjaśnienie dla każdej rzeczy? Dlaczego miotał się, próbując coś wytłumaczyć w naukowy sposób, podczas gdy odpowiedź krążyła w jego żyłach - magia. Rytuały. Anomalie. Isobell Macmillan nie musiała być jedyna.

— Ufam, że nie zamierzasz tego sprawdzać na własnej skórze, Millie — zwrócił się do niej poważnym, być może nieco patronizującym tonem. A potem przeniósł wymowne spojrzenie na Bertiego, a jego usta ułożyły się w nieme pilnuj jej. Na samym końcu zwrócił się do Lindy. — Pani... Panno Davies, będę musiał porozmawiać z pani lekarzem prowadzącym. Wygląda na to, że nie obejdzie się bez ingerencji Ministerstwa...


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#14
10.01.2025, 18:13  ✶  
Bertie wierzył Millie z całego serca, że to nie był tylko zły sen i w jakiś sposób czuł się w jej imieniu absolutnie urażony, że Perseus wygłaszał tego typu uspokajające frazesy. Szczególnie, kiedy żyli świecie przesiąkniętym magią, która w niektórych przypadka pozwalała ludziom widzieć więcej, lub obdarzała ich brzmieniem jakiejś parszywej klątwy. To wszystko było skomplikowane - nawet zanadto jak na głowę Botta, jednak pan Black wydawał mu się w tym momencie zwyczajnie nieco zanadto skory od odsunięcia tego problemu, szczególnie kiedy jego pacjentka reagowała aż tak emocjonalnie.

Cofnął posłusznie dłoń, kiedy Moody wzbroniła się przed zażyciem oferowanego jej eliksiru. Kimże on był, żeby zmuszać ją teraz do czegokolwiek, szczególnie kiedy miała rację i zdążyła już nałykać się w życiu odpowiedniej dawki przeróżnych eliksirów uspokajających? Odstawił więc fiolkę na pobliski stolik, uprzednie ją zakorkowując, żeby przypadkiem nic się nie rozlało i ponownie wzniósł spojrzenie na dziewczynę, okazjonalnie zerkając w stronę towarzyszącego im doktora.

Bott rozluźnił się nieco, kiedy Perseus na nowo zabrał głos, nawet nie orientując się, że od kiedy tylko Millie się przebudziła z krzykiem, tkwi w tego typu cyklu. Na zmianę sztywniał i rozluźniał się, z jednej strony stresując aktualną sytuacją, a z drugiej nie mogąc dać upustu swoim emocjom w jakikolwiek inny sposób. Był na to zbyt miękki.

Przez moment jeszcze przysłuchiwał się w spokoju słowom Blacka, póki na jego czole na nowo nie wypełzła zmarszczka zwiastująca zakłopotanie zmieszane ze zmartwieniem. Bo to co opowiadał im Perseus było odrobinę kłopotliwe - włamywanie się do życia staruszki i przynoszenie ze sobą jakiejś martwiącej wizji, nigdy nie wydawało się przesadnie pokrzepiające. Ale nie ważne co sądził na ten temat - ważne, że zobaczenie się z Lindą mogło w jakiś sposób pomóc roztrzęsionej Millie.

Historia pani Davies była co najmniej niepokojąca. Bo słowa staruszki kazały myśleć, że mieli widma pod nosem od lat. Ba, dekad, biorąc pod uwagę że miała spotkać je za młodu, a teraz była przygarbioną starowinką. Bertie swoje przeżył w samej Dolinie i tym bardziej czuł się zaniepokojony, ze ani przez moment nie poddał w wątpliwość bezpieczeństwo tego gęstego, tajemniczego lasu. A może czuł też ulgę? Tak, to zdecydowanie, ale jednocześnie czuł się nią zwyczajnie zawstydzony.

Bott podchwycił spojrzenie Perseusa tylko na moment, kiwając przy tym krótko głową, ale prawda była taka, że nie ważne jak by się dwoił i troił, nie był w stanie powstrzymać Millie Moody przed niczym. Mogła robić co chciała i kiedy chciała, a jemu pozostawało martwić się i załamywać ręce. No i zawsze mieć w spiżarni coś dobrego na wypadek, gdyby przy tych swoich przygodach postanowiła zajrzeć do jego domu.
- Ministerstwa? - zapytał, marszcząc przy tym brwi. - Ministerstwo chyba robi już coś coś? Co słowa tej pani mogą zmienić? - zmienić w fakcie, że nikt nie wiedział co zrobić z widmami?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#15
12.01.2025, 20:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:44 przez Dearg Dur.)  
Patronus

Zalęgło się w jej głowie, gdy z zapartym tchem słuchała opowieści kobiety, opowieści, którą widziała na własne oczy w śnie, który dostała "skądś". Czy to prezent od umarłego mężczyzny, który krzyczał jej gardłem, przypominał o istnieniu różdżki? Świadek z zaświatów, który chciał przemówić jej ustami, by zwrócić Davis może nie młodość, ale godność. Nie oszalała. Była młoda i w kilka chwil stała się stara. Jak to mogło umknąć.

Miała wiele pytań, ale to nie powinno być jej śledztwo. Jej "brygadzistkość" choć nie do końca wynikała z jej natury, przez kilkanaście lat służby zapuściła mocno swoje korzenie. Podobnie z resztą to działało na Windermere. Trzeba było być twardym, trzeba było być na służbie. Zawsze na służbie.

– Oczywiście, że nie będę sprawdzać tego na własną rękę! – prychnęła w stronę Blacka. – Nie jestem na służbie, tylko na chorobowym na głowę bo ktoś napisał miły list do mojej szefowej, że nie jestem jeszcze gotowa. – Oczywiście była to prawda. Nie była gotowa, nie po Lammas, gdzie niegroźne sztuczne ognie odtworzyły szczegółowo wspomnienia z płonącego lasu. Nie po Windermere, gdzie pożarła ją ziemia. Nie... Po prostu nie. – Co nie zmienia postaci rzeczy, że natychmiast trzeba ich poinformować. Ja słyszałam, że widma wyszły z limbo, a okazuje się że to jacyś pierdoleni kuzyni dementorów! I nawet jeśli ja nie pójdę do lasu, to pójdzie ktoś inny i lepiej żeby wiedział jak przeciwdziałać tym skurwielom. – Odetchnęła głęboko, po czym zdała sobie sprawę, że to wszystko mówi przy... przy swojej rówieśniczce? Przełknęła ślinę. – Przykro mi, że to Cię spotkało. Na pewno ktoś tu przyjdzie. Dopilnuje, żeby tym razem potraktowali Cię z należytą powagą. – Powiedziała nieco automatycznie bo w głowie chybotał się jeden z najważniejszych filarów jej osobowości - niedorobiona Trelawney coś zobaczyła. COŚ prawdziwego. To było... to było stanowczo za dużo jak na królika doświadczalnego od nowych pomysłów pana doktorka.

Nagle poczuła jakąś słabość, jej ciało zdecydowanie nie dowoziło, co było bardziej niż irytujące. Z drugiej strony nie było nic złego w senności, po prostu było to... unikatowe w jej przypadku, osoby, która od śmierci matki cierpiała na chroniczny brak senności.

– Pan da mi znać kiedy następna sesja. I chcę tych eliksirów więcej. Kto wie, może dziś wspólnie uratowaliśmy kilka żyć w przyszłości. – To powiedziawszy oplotła się wokół silnego ramienia Alastora Bertiego i oparła skroń o... najprawdopodobniej jego łokieć. No może trochę powyżej. – Czy zasłużyłam sobie na budyń czekoladowy? Taki wiesz... jak Ty robisz, że wsadzasz jeden garnek w drugi i trzepiesz tą trzepaczką pół godziny? – zapytała sennie podnosząc głowę, by spojrzeć w oczy spokojnego olbrzyma, dając mu znać, że dzisiaj być może, kto wie, będzie mniej narzekać na to, że się nad nią trzęsie niż zwykle.
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#16
24.01.2025, 07:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.01.2025, 07:35 przez Bertie Bott.)  
Patronus.

To była wręcz oczywista odpowiedź, ale tak samo jak wstrzeliła się z miejsca w głowę Millie, tak Bertie był zbyt skołowany tym co działo się dookoła, by zareagować w ten sam sposób. Nie był przede wszystkim brygadzistą, a już tym bardziej aurorem - no bo chyba przede wszystkim osoby walczące ze złymi ludźmi posługiwały się tego typu magią? Nie wspominając już o tym, ze aby wyczarować patronusa, należało zaczerpnąć z własnej energii życiowej, a to z kolei było zakazane przez Ministerstwo. Mężczyzna więc nie miał nigdy jak nauczyć się tej sztuki. Kiedyś, kiedy jeszcze chodził do szkoły, nauczycielka wróżbiarstwa kazała im się skomunikować ze swoimi totemicznymi zwierzętami, cokolwiek to znaczyło, i tylko dzięki temu wiedział, że gdyby miał szukać breloczka ze zwierzątkiem, to powinien wybrać byka. Bardzo go ta rewelacja wtedy ucieszyła, nawet jeśli zaraz za nią szedł komunikat, że nie miał za grosz talentu do wróżbiarstwa, bo po pierwsze był zodiakalnym bykiem, a po drugie bardzo lubił bydło. Dzięki swoim krowom miał mleko i sery.

Bott jak na komendę spojrzał w kierunku Blacka, obdarzając go wymownym spojrzeniem zatytułowanym - no przecież nie będzie tego sprawdzać na własna rękę. Mógłby zaraz po tym powiedzieć jeszcze, że on już tego dopilnuje, ale nie zamierzał się oszukiwać i doskonale wiedział, ze Millie zrobi dokładnie to, co uważa za stosowne, nie ważne co się jej do głowy nawkłada, albo zasugeruje. Była trochę jak kappa, taki japoński demon co go Bertie poznał przez książki; miała głowę jak miskę, tylko u niej to działało tak, ze jak się pochylała to wszystko co właśnie do niej zostało włożone zaraz wylewało na tego, co próbował to zrobić. Całe szczęście, że od tego nie umierała jak wspomniane stworzenie.

Bertie powstrzymał się, żeby grzecznie Moody przypomnieć, że to co właśnie mówiła to było nielegalne. Wierzył w Ministerstwo, bo pracował tam Alastor a do nie dawno i Millie. Pracowali tam Longbottomowie, ale prawda była taka, że prawo było prawem i gdyby ktoś się przyznał do używania takiego zaklęcia, nawet w obronie własnej, to zostałby zamknięty, albo przynajmniej porządnie przesłuchany. Pytanie tylko co z osobami, które takie przeciwdziałania na widma rozpowszechniały.

Spojrzał na Millie i uśmiechnął się do niej ciepło, kiedy poczuł jak oplotła swoje dłonie dookoła jego potężnego bicepsa ramienia. Położył dłoń na jej własnej, krótko ją jeszcze klepiąc, w jakimś zapewniającym geście.
- Oczywiście, że tak. Jeśli chcesz, to mogę ci nawet i całą wannę takiego budyniu zrobić - pogładził ją jeszcze po głowie i pożegnawszy się z doktorem Blackiem, a także ze staruszką z którą przyszło im rozmawiać przed chwilą, udał się z Millie do domu. I oczywiście, pierwsze co zrobił po powrocie, to zabrał się za trzepanie budyniu.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Perseus Black (1541), Pan Losu (193), Bertie Bott (1643), Millie Moody (1541), Mirabella Plunkett (493)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa