• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[27-28.08.1972, noc] Koszmar Nocy Letniej | Anthony & Jonathan

[27-28.08.1972, noc] Koszmar Nocy Letniej | Anthony & Jonathan
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#11
02.12.2024, 03:02  ✶  
– I vice versa mój drogi – powiedział, siląc się na bardzo jonathanowi i bardzo czarujący uśmiech, tak lże gdyby przyjaciel nie znał go od lat, a on przed chwilą nie panikowałby, tak jak panikował, to nikt nie domyśliłby się, że Jonathan Selwyn przechodzi właśnie przez własną opowieść dramatyczno-chyba-trochę-romantyczną.
Dziwnie było myśleć o tym, że kiedyś podobał się w ten sposób Anthony'emu. I dziwnie było myśleć o tym, że Anthony wreszcie wiedział, że podobał mu się kiedyś w ten sposób. Czy żałował, że nigdy nic z tego nie wyszło? Że żadne z nich nie powiedziało te lata temu, tej drugiej osobie o swoich uczuciach? Nie. Doceniał przyjaźń, którą na przestrzeni tych wszystkich lat upletli wspólnie z Shafiqiem i nawet jeśli nie miał pojęcia, co by było, gdyby ich nici do siebie były dalej czerwone, to bez wahania nie zamieniłby tego co teraz miał z przyjacielem na cokolwiek innego.
I wiedział. Wiedział, że mógł to wszystko powiedzieć Anthony'emu, a ten dalej byłby jego Tonym, ale... Ale to dalej było trudne. Powiedzieć, że wciąż tliło się w nim pragnienie wobec tego kto chciał wyrządzić krzywdę Shafiqowi, nawet jeśli zamierzał to pragnienie stłumić.
– Jeśli doszłoby do jakiegoś ślubu, nie będziesz sam – powiedział, wciąż czując niegasnącą potrzebę wspierania przyjaciela, nawet jeśli to Anthony był dzisiaj dla niego większym wsparciem, niż on dla Anthony'ego. A Tony przecież, pobity z winy Selwyna na wsparcie zasługiwał.
Dał się posadzić na fotelu. Dał położyć sobie  ręce na barkach i przymknął oczy, wsłuchując się w głos przyjaciela, jakby ten był właśnie na scenie i czytał publiczności fascynującą historię.
Widział to. On I Anthony siedzieli razem na widowni, ubrani w ciemne, eleganckie szaty, bo przecież nie na czerwono. Nigdy nie ubierał się przy Anthonym na czerwono, chyba że z jakiegoś arcyważnego powodu.
Widział co się działo na scenie. Rozmytych ludzi i ich aury, jedynie w kolorze czerwonym, fioletowym lub czarnym. Chaos. Tak tylko można było to określić.
I wreszcie, tym razem wyraźnych, zobaczył dwóch aktorów w podobnych biało-złotych szatach. Próbowali wykonać w swoją stronę kroki, ale nie mogli.
Nie, to nie był stan, na który pozwoliłby jakikolwiek szanujący się reżyser.
– Muszą się rozejść – mruknął, wciąż nie otwierając oczu. Inne myśli zniknęły z jego umysłu. Był tylko teatr. – Najpierw... Najpierw każę im się zatrzymać. Zatrzymać i ucichnąć. Niech stoją tam gdzie się zatrzymali, ale niech już się nie ruszają i nic nie mówią. A potem każe ich się ustawić w rzędach. Segreguje ich na tych, którzy są w tej scenie I nie. Tym co nie, każe posprzątać i wyjść. Zostaje tylko garstka, ale są dość daleko od dwójki aktorów. Tamci ogą porozmawiać. Podchodzą do siebie i... I patrzę na ciebie. – Otworzył oczy. – Anthony, jak ty się czujesz?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#12
02.12.2024, 22:36  ✶  
Sapnął z wdzięcznością, z lekko zeszklonymi oczyma, jakby wizja ślubu Erika była aż nazbyt plastycznie odciskająca się na jego umyśle. Czy dałby radę? Czy mógłby stać obok i patrzeć na słonecznego bożka, który przed obliczem Boginii, ze swoim doskonałym uśmiechem na swojej doskonałej twarzy, trzymał dłonie wybranej przez siebie kobiety w swoich doskonałych dłoniach? Czy mógłby znieść każde jedno słowo obietnic bez pokrycia, a może gorzej, może właśnie obietnic, których jego szlachetny wojownik chciałby w blasku honoru, nazwiska i czystej duszy dotrzymać? Jakże miałki był to problem, w kontekście wojny domowej, gdzie ów bożek mógłby lekkomyślnie ustawiać się w pierwszym szeregu. A jednak, zbyt wiele lipcowych godzin upłynęło Anthony'emu na katordze rozważań co byłoby gorsze - być tam i udawać, jak nic to nie znaczy, czy może nie być wcale, pominięty na listach zaproszonych, wykluczony, zapomniany...

Ale nie o nim mieli mówić, nie jego mieli teraz podnosić na duchu. Nie o nim toczyła się ta opowieść.

Zapatrzył się na spowalniającą myśl, zasłuchał w słowa, które niespiesznie otulały świadomość przyjaciela miękkim kokonem. Nie przerywał mu, nie chcąc zakłócić wizji a potem...

...ten tępy gryfoński młotek znów próbował odwrócić cholernego węża ogonem...

– Ustalmy, że teraz Twoje jest na górze. Daj mi Ci ulżyć. Daj mi się zrewanżować. Nie drenuje mnie to. Wręcz przeciwnie, jeśli już pytasz, to sprawia mi przyjemność. Czuję się ważny w Twoim życiu, gdy okazujesz mi zaufanie, i powierzasz w trosce swoje zmartwienia. Czuję się potrzebny w Twoim życiu, jako ten, który może przynieść Ci ulgę, ale też dać narzędzia służące rozwiązaniu sytuacji, załagodzeniu, lub... kupieniu nam trochę czasu. Obaj wiemy, że musisz poćwiczyć to, co chciałbyś mu powiedzieć, aby głos nie ugrzązł Ci w gardle, a myśl nie zafiksowała się na barwie nici i słowach troski. Obaj wiemy, że Twoje tajemnice są u mnie bezpieczne. Zawsze były i zawsze będą Johnny. – Łagodny uśmiech ni jak nie niósł wyrzutu, nie niósł trucizny niesionej wykrzywionym obrazem, pytań "czemu tak późno?" albo "co jeszcze przede mną ukrywasz?". Anthony rzadko kiedy dopuszczał takie słowa do głosu, nawet jeśli truły mu serce, raniły stopy ostrymi kamieniami wrzuconymi do butów. Wiedział, że jeśli powie coś takiego, druga osoba zamilknie na zawsze. Więc czekał. Może nie miał tyle czasu co hrabia, ale... umiał czekać.

– A teraz... – odetchnął znów głęboko. – Nim przejdziemy do wymiany zdań, opowiedz mi proszę o tym komu pozwoliłeś zostać na scenie. Które elementy są według Ciebie najważniejsze? – Snuł się między słowami, pomimo godziny i alkoholu uważnie słuchając Jonathana, dopytując, gdy coś było niejasne lub tylko pytaniami naprowadzając Selwyna na ścieżki, które zdawały mu się właściwsze w tych trudnych i może z perspektywy całego życia najważniejszych negocjacjach. Nie wracał już do teatru, nie wracał do muzy. Wiedział, że przyjaciel najprawdopodobniej powróci do tych zagadnień przy śniadaniu. Na razie szli razem wzdłuż plaży wspomnień, w poszumie emocji splatających miłość ze strachem, pragnienie z odrazą. W końcu, gdy obaj byli bardzo zmęczeni tą wędrówką, Anthony podniósł się i odcisnął miękkie wargi na czole Jonathana, otaczając go żywiczną wonią smoczego drzewa, jakby składał pieczęć na jego umyśle, jakby chciał tym gestem zapieczętować w nim spokój. – Dowiedz się czego chce. Tak jak w naszej pracy. Ludzie pozostają ludźmi, nawet tacy co żyją setki lat. Może... są wtedy nieco bardziej znudzeni. I samotni podejrzewam. – Westchnął. Nie zamierzał bronić de la Rochefoucauld'a, nie jeśli doprowadził jedną z najbliższych mu osób do takiego stanu. Chciał jednak pokazać Selwynowi ścieżki wyżłobione latami cywilizacji i analiz ludzkiej natury.

Zaraz potem zjedli kolacje przy dźwiękach magicznej harfy - Anthony nalegał, punktując za mądrościami jego kambodżańskiej nauczycielki, że głodne ciało jest osłabione i przez to gorzej funkcjonuje również na polu intelektualnym. Sycący rosół (przywodzący aż nazbyt specjał z pewnej dolińskiej Warowni) wprowadził ich do wykwintnej escalivady. Jeszcze jedna szklanka whisky, jeszcze kilka kroków...

Zapowadził go do skrzydła gościnnego, jednego z buroszarych pokoi, które od czasów małżeństwa Anthony'ego nie były remontowane. Jedyny barwny akcent, który znajdował się w pomieszczeniu, stanowił intensywny w czerwieni jedwabny szlafrok, dołączony w komplecie do równie wysyconej karminem i perfekcyjnej w dotyku jedwabnej piżamy.
– Ostatnio testuję różne rzeczy na sen. Chcesz spróbować czegoś nowego? – zapytał Shafiq nieco dziwnym, cichym tonem głosu, stojąc w drzwiach, nie wchodząc do środka bez zaproszenia. Jonathan mógł być pewny, że od poprzedniego jego nocowania tutaj nic się nie zmieniło w zaopatrzeniu nocnej szafki, że wszystko czego potrzebuje, łącznie z karafką wypełnioną chłodną wodą i pojedynczej fiolce na ewentualny poranny ból głowy, znajduje się tam gdzie powinno się znajdować.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#13
05.12.2024, 03:46  ✶  
Jonathan posłał mu uśmiech.
– Tony, proszę cię. Nigdy nie czułem się, jakby moje zmartwienia nie były przez ciebie mile widziane, ale moja normalność już I tak została zachwiana. Nie odbieraj mi kolejnego jej elementu jakim jest dbanie o ciebie. – Ale nie naciskała. Pozwolił Anthony’emu skupić się na sobie, nawet jeśli on został jedynie mentalnie pobity w przeciwieństwie do przyjaciela, na którego teraz nieco uważniej zerkał, aby upewnić się, że ból nie był za silny.
Opowiedział więc dalej co widział na scenie. Opowiedział o najważniejszych elementach, o tym jak zostawił na scenie dwójkę aktorów odzianych na niebiesko i jedną na żółto. Jak reszta wykonawców miała reprezentować wspomnienia, ale stłumione zdrowym rozsądkiem, dlatego widział ich odzianych w barwne szaty przykryte ciemnymi narzutami, aż wreszcie rozmowa stoczyła się na inne tory.
– Czasami zastanawiam się, czy on naprawdę chce mnie, czy po prostu pragnie znowu, czuć, że jego istnienie jest bardziej barwne – wyznał w pewnym momencie przyjacielowi, gdy ten odcisnął usta na jego czole. – Trochę by mnie to bolało, bo jednak wolałbym, by za jego obsesją nie kryło się nic innego poza czystym uwielbieniem mojej osoby, ale obawiam się, że pod tym czają się jeszcze jakieś nieprzepracowane skazy na umyśle wywołane tak długim żywotem.
Bo czego Jean chciał? Ale tak naprawdę chciał? Czego oczekiwał od niego? Jak daleko zabrnął w swoich obsesyjnych myślach? Co chwila pojawiały się nowe pytania. Kolejne wątpliwości  ale w gdy zaczynał podchodzić do tego, jak do innych negocjacji w ich pracy, czuł jak wzrastała w nim pewność, nawet jeśli samo widmo konfrontacji napawało go niepokojem, ale to chyba było nieuniknione.
Podczas kolacji chętnie zabrał się za swój rosół, chwaląc kulinarne zdolności Wergiliusza, Przy stole opowiadał po prostu o tych ciekawszych i znacznie przyjemniejszych sytuacjach na wydarzeniu, z którego właśnie wrócił. Zaczął oczywiście od wychwalenia zdolności muzycznych Rity, wspomniał o tym z kim pojawiła się ich Ministra Magii i jakie nici łączyły ją i jej młodego towarzyszą, a skończył na komplementowaniu opanowania Erika, nie omieszkając przy tym wspomnieć, tak dla wsparcia estetycznego Shafiqa, że Longbottom był w mundurze.
Potem, gdy ruszyli do gościnnej sypialni, przeznaczonej dla Selwyna (Paradoksalnie było coś kojącego w tych paskudnych kolorach i burym wystroju wnętrz) Jonathan westchnął ciężko I usiadł na łóżku.
– Na bogów, Anthony, nie mów, że i ty wpadłeś w sidła bezsennością. Proszę tylko nie eksperymentuj z przypadkowymi miksturami, a od razu udaj się do specjsisty, tak aby z góry dobrał ci dpowiednie preparaty. Im szybciej będziesz ponownie dobrze spał, tym lepiej. – Sam Selwyn oczywiście nie stosował się do tej złotej rady.
Jonathan skinął głową z uśmiechem i poklepał miejsce obok siebie na łóżku, tak aby dać znać Anthony'emu aby nie stał w progu, a wszedł do pokoju.
– Myślę, że może spróbuję eliksirów nasennych. Same kadziełka są ostatnio hm… Nieco mniej efektywne, niż mają to w zwyczaju.
Męczyło go to. To że nie mógł tak po prostu zasnąć i musiał tłumić umysł różnymi preparatami. Kadzidełka sprawdzały się naprawdę długo, ale teraz... Teraz problemem nie było nawet to, że nie zasypiał, a koszmary.
Nagle jego wzrok padł na czerwony szlafrok i piżamę, a przytłumiony alkoholem umysł powiódł Selwyna w stronę dziwnych rozważań.
–Wiesz... – zaczął, gładząc krwisty jedwab opuszkami swoich palców. – Zawsze w Hogwarcie myślałem, że chciałbym pokazać ci kiedyś Pokój Wspólny Gryfonów. Myślę... Myślę, że spodobałoby ci się tam mimo wszystko. Pomimo... Czerwonego i tej hm... Jak to ostatnio ująłeś? Gryfońskiej pieprzonej pierdoloności? – Tak chyba Anthony nie powiedział, ale mniejsza o to. – Po prostu... Tamtemu miejscu towarzyszyła zawsze ta szczera wiara w to, że jeśli jest jakiś problem to da się go rozwiązać i mam czasem wrażenie, że mimo wszystko odnalazłbyś się tam mój drogi. Chociażby na kwadrand.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#14
06.12.2024, 00:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.12.2024, 00:14 przez Anthony Shafiq.)  
To było miłe. Słuchać Jonathana, widzieć jak stopniowo dochodzi do siebie, jak się rozluźnia, jak znajduje równowagę. To było miłe spędzić z nim czas, pomimo wszystkich zagrożeń, które czaiły się na nich poza granicami rezydencji. To było miłe też posłuchać o Eriku, a Selwyn mógł dostrzec ulgę w szarych zatroskanych oczach, napięcie które mogło być zauważone dopiero wtedy gdy zniknęło. Anthony był wdzięcznym słuchaczem i rzeczywiście dawał odczuć, że wszystko wpada w niego jak w studnie, a każde słowo, każde drżenie, ale też spokój, które nadeszły potem - że wszystko zostaje przez niego przyjęte. Obmyte. Oczyszczone. Miał wielkie serce dla swoich przyjaciół, a Jonathan był jedną z najbliższych mu osób.

Niemniej, gdy stał w progu gościnnej sypialni, nieco spoważniał, choć może nie powinien, w końcu chciał zadbać o sen - o spokojną noc ich obu.
– Cóż... Nie potrzebowałem tego wtedy, nie potrzebuję teraz. Mam Ciebie, mam... nie wiem, być może, mam nadzieję, że... – westchnął i pokiwał głową rozczarowany sobą, na moment uciekając wzrokiem na korytarz, jakby licząc, że po nocnych wydarzeniach ktoś jeszcze zapuka do jego bram, wyśle chociaż list, cokolwiek. – To nic takiego, ta bezsenność. Dużo planuję, kalkuluje kolejne kroki, które trzeba będzie podjąć po powrocie z Egiptu. – To w sumie byłby dobry moment, żeby przycisnąć Jonathana, w którego żyłach płynęła złota whisky. To był dobry moment, żeby wycisnąć zeznania, ale też samemu odsłonić się z nową drogą, którą postanowił obrać. Coriolanus umarł zabity przez swoich dawnych kompanów. Czy i jego czekał taki los? Przyszedł czas, żeby wybrać między tym co jest łatwe i słuszne. On wybierał cały czas.

Jego postawa lekko stężała, twarz nabrała ostrości. – Zrobisz co postanowisz Jonathan, masz moje pełne poparcie, jeśli chodzi o następne kroki. W miłości i na wojnie... – umilkł uśmiechając się gorzko, poprawiając mankiety swojej koszuli. – Jestem kiepskim doradcą, brak mi własnego doświadczenia w tych materiach. Ale nie da się ukryć, że coś trzeba z tym zrobić. W przeciwieństwie do hrabiego, nie dysponujemy całym czasem tego świata, a ja będę Cię potrzebował po powrocie z delegacji w pełnej formie. A jeśli de la Rochefoucauld nie zamierza nam pomóc, niech chociaż nie przeszkadza.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#15
06.12.2024, 23:42  ✶  
Westchnął cicho.
– Miejmy nadzieję, że chociaż w tym aspekcie będzie trochę spokojniej, gdy już wszystko zostanie podpisane – powiedział, przypatrując się uważnie przyjacielowi, jakby chciał dostrzec, czy przypadkiem to zmęczenie na jego twarzy nie było zbyt duże, zbyt trwałe, zbyt trudne do pozbycia się.
Kambodża... Czy teraz raczej Egipt, drenowała ich wszystkich z energii i prawdę mówiąc Jonathan naprawdę coraz bardziej marzył, aby kulminacja tych wszystkich prac wreszcie nadeszła. Byle do września.
Przez chwilę milczał, dalej gładząc czerwony jedwab przygotowanego dla niego kompletu. Tak Anthony'emu podobałoby się w pokoju Gryfonów. Co zabawne dzień temu odbył rozmowę z jednym dawnym Gryfonem, który najwyraźniej tak chętnie Shafiqa by nie powitał, ale... Woody się mylił. Anthony był dobrym przyjacielem i może nawet czasem męczyły go wyrzuty sumienia, że było coś jeszcze o czym nie zamierzał mu wspominać. A przecież wiedział, że świetnie sprawdziłby się w sieci. Anthony był odważny, inteligenty, miał znajomości i wiedział, jak z nich korzystać. Potrafił ryzykować, ale tak by wyjść z tego cało, czego jemu chyba nieco brakowało. Pod wieloma względami był tym, czego Zakon potrzebował.
Powoli przeniósł wzrok na Shafiqa, ale kiedy napotkał jego szare oczy jakiekolwiek wyrzuty sumienia zostały zduszone przez ucisk niepokoju w piersi. Nie. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł narażać Tony'ego na niebezpieczeństwo. Już i tak niepotrzebnie wciągnięto w to Morpheusa i nie ważne Ile argumentów nie krzyczałoby wręcz, aby to zrobił, strach o przyjaciół był wciąż silniejszy.
Uśmiechnął się.
– Tony, nie takie rzeczy przeżywałem. Jestem pewny, że sobie poradzę – skłamał z wręcz czarującym uśmiechem. – A ty jesteś tym doradztwem, którego dokładnie potrzebuję przyjacielu. — Tu już oczywiście nie skłamał. – A bądźmy też szczerzy. Nie wiem, czy większość osób na tym świecie, nie ważne jak zauroczona moją skromną osobą, zechciałaby ze mną dalej rozmawiać, gdyby zobaczyła to podobieństwo między sobą, a grożącym im wampirem – roześmiał się cicho na tę myśl, jednocześnie próbując nie myśleć o tym, że mimo wszystko Jean uśmiechał się nieco ładniej od Anthony'ego. Nie, że Tony szczerzył się jak bezzębny skrzat domowy, oczywiście że nie. Po prostu uśmiech Jeana, niósł kiedyś za sobą te wszystkie emocje, wspólne noce, rozmowy, czy zasypianie w swoich ramionach, które jedynie sprawiały, że ten uśmiech był jeszcze piękniejszy, a teraz... Teraz dalej było w nim coś niepokojąco pięknego. Otrząsnął się z tych myśli. Niektóre uśmiechy, nie ważne jak piękne, nie były warte jego myśli.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#16
07.12.2024, 19:16  ✶  
Nie będzie spokojniej. Najprawdopodobniej Anthony zakładał, że spokojniej będzie dopiero wtedy i tylko wtedy, gdy osobnik każący nazywać się lordem padnie, a jego poplecznicy zrzucą maski i zaczną się zachowywać jak ich status krwi by do tego zobowiązywał. Oczywiście, będą momenty, trzeba zadbać o momenty ciszy i spokoju, momenty bezpieczeństwa - takie jak ten tutaj. Spokój. Równowaga, chociaż na chwilę.

Anthony miał nadzieję, że mimo wszystko udało się zasiać w Jonathanie myśl, że możliwości hrabiego można byłoby przekuć na korzyść sprawy. Nie tyle godzić się, nie tyle wracać do związku w imię miłości i zapewne ckliwych obietnic poprawy, które Shafiq spodziewałby się usłyszeć, skoro na Muzie mężczyzna nagle był tak miły, wobec poprzednich prób kontaktu. Och nie, to nie obchodziło dyplomaty tak jak odwrócenie karty, zmuszenie kogoś z zewnątrz do ustawienia się na szachownicy, tak jak moment temu Morpheus zmusił jego, by zajął swoje miejsce.

Dalsze słowa tylko go rozbawiły, ułożył się na tej framudze nieco bardziej wygodnie, swobodnie, czując dogasającą świecę ich bieżącego spotkania.

– Doprawdy? Ja poczytuję to tylko jako nieoczywisty komplement i zostawmy to w tym miejscu Johnny. – łagodny, choć wciąż smutny w swej naturze uśmiech został z nim, gdy zwrócił twarz ku oknu, przez które wchodziły już pierwsze promienie świtu. – Czas odpocząć. Jeśli byś mnie potrzebował, zrzuć z szafki leżącego smoka z kadzidłem. Będę wiedział, że coś się dzieje. – Nieznacznie pociągnął palcami przed sobą, jakby chwytał niewidzialne struny i pozwolił tym samym zasłonie czynić swoją powinność. Sztuczka, jakże przyjemnie wieńcząca dzień pełen obaw. Odsunął od siebie myśl o tym, że może powinien napisać kilka słów do Erika? Przygryzł wargę, wyciszając uczucia, które wciąż nie mogły znaleźć właściwego ujścia, bez ramy, bez naczynia, którego tak szalenie potrzebowały. Czy i jego nić nosiłaby odcienie fioletowej obsesji?

– Śpij dobrze przyjacielu – otulił jeszcze Jonathana miękkim szeptem, nim zamknął za sobą drzwi, pozostawiając Selwyna samego ze swoimi przemyśleniami.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (3910), Jonathan Selwyn (3686)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa