• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[05.1966] lavender haze || Ambroise & Geraldine

[05.1966] lavender haze || Ambroise & Geraldine
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#21
08.12.2024, 03:56  ✶  
- Lubię nasze pierwsze razy - odrzekł bez namysłu, nawet nie dostrzegł podwójnego znaczenia tych słów.
Mieli ich kilka. Pierwszych razów. Tych chwil, które zdecydowanie pierwszy raz zrobili w swoim towarzystwie. O niektórych mile mu się wspominało, inne powinni owiać zasłoną milczenia. W gruncie rzeczy bilans był raczej pozytywny. Choć mógłby być lepszy. Doskonale wiedział, czym by to sprawili.
Na pewno nie wątłymi rozmowami pod wpływem chwili, która sprzyjała czemuś innemu. A więc czemu tak trudno mu było panować przy niej nad językiem i połączeniami mózgowymi? Chciał powiedzieć jedno, mówił drugie.
- Sugeruję, że jesteś czarująca - mógł tak mówić, prawda?
Był jej przyjacielem. Mógł być subiektywny. Nie kłamał. Ze wszystkich kwiatów, które wymienił tego wieczoru, ułudka najbardziej pasowała do Geraldine. Oczywiście nie zamierzał jej tego głębiej tłumaczyć, ale nie miał najmniejszych wątpliwości.
To mógł być jej kwiat. Drobna roślina wyglądająca trochę jak niezabudka. Podobna w pokroju kwiatów i ich kształcie, czasami pochopnie mylona, ale inna, zdecydowanie bardziej wyjątkowa. O innym kolorze. Tym, na który teraz patrzył w świetle lampionów, nieświadomie rozszerzając źrenice. Miał ochotę ją pocałować. Mógłby ją pocałować.
- A w tym świetle masz naprawdę niebieskie oczy - niemalże przełknął ślinę, zamiast tego instynktownie unosząc kąciki ust i nachylając się pod wpływem odruchu, żeby zagarnąć jej kosmyk włosów za ucho. - Uważaj, bo wpadnie ci do kieliszka - nie planował jej ojcować, w żadnym razie nie miał takiego zamiaru, natomiast chyba potrzebował wymówki.
Po to, żeby zmazać tamten gest, odbierając znaczenie chwili, gdy praktycznie musnął palcami policzek dziewczyny. Nie dotykali się pierwszy raz, ale w tej atmosferze to było coś innego. Niemalże metafizyczne, iskrzące wrażenie. Kadzidła? Wpływ alkoholu?
- Łatwo ulec wrażeniu, że to, co mówią mogłoby być prawdą - stwierdził powoli, jednak nagle i raczej nieoczekiwanie, mrużąc przy tym oczy, jakby się nad czymś zastanawiając.
Bowiem w rzeczywistości tak było. Zawsze bawiło go podejście tamtych wszystkich ludzi. W żadnym razie nie wierzył w złe intencje Geraldine, w jej modliszkowe zachowania, zresztą sam nie tak dawno, bo jeszcze w trakcie tej rozmowy powiedział jej, że dla niego nie była rosiczką ani niczym innym, do czego ją porównywali.
Jednakże w pewnym sensie w każdej historii tkwiło ziarnko prawdy. Działała na niego cholernie intensywnie, nie potrafił jej tego odmówić. Jeśli wcześniej go to śmieszyło, bo przecież o nim również mówili różne rzeczy, teraz momentami nie było mu do śmiechu. Nie, gdy poniekąd wiedział, o co mogło chodzić. Tyle tylko, że od strony przeciwnego bieguna.
Tamci inni tak mówili, bo jej pragnęli i twierdzili, że raczej mieli ku temu jednorazową szansę. On nie chciał, żeby tak to wyglądało. Najprawdopodobniej... ...ba, zdecydowanie pierwszy raz w życiu nie chciał skopać relacji dla krótkiej chwili. Nieważne jak bardzo satysfakcjonującej, jeśli do czegokolwiek by między nimi doszło, nie zamierzał dać się ponieść krótkotrwałym żądzom. Nie w tym wypadku.
- Ułudka wiosenna ma niebieskie kwiaty. Podobne do kwiatów niezapominajki, ale większe i o bardziej intensywnym niebieskim kolorze. Nie błękitnym, bardziej jak niebo - klasnął językiem o podniebienie, powrócił do tego, co było już motywem ich wieczoru - kontynuował gadkę o roślinach. - Innym od przetacznika ożankowego, który dla niektórych też jest podobny do niezapominajki, choć ja osobiście patrzę na to podobieństwo z przymrużeniem oka. On znowu ma bardziej lazurowe kwiatki - stwierdził, odbiegając wzrokiem w kierunku stołu, przy którym właśnie ktoś roztrzaskał szklany kieliszek.
Dźwięk tłukącego się szkła zawibrował w powietrzu, zwracając uwagę ludzi w towarzystwie. Trochę go to otrzeźwiło. Przynajmniej tyle.
- Z uprzejmości nie zaprzeczę a wręcz dodam, że to bardziej niż prawdopodobne. Nasze środowisko nie przepada za waszym i chyba vice versa - ocenił bez potrzeby głębszego wnikania, z czego to może wynikać.
Z pewnością było całkiem sporo powodów. Sam był w stanie wskazać przynajmniej kilka solidniejszych z nich. Geraldine również z pewnością mogłaby dodać coś ze swojej strony. Nieważne, że łączył ich aspekt pracy z naturą. Większość tych ludzi raczej nie patrzyła na drugą stronę łaskawym okiem. Jakoś się temu nie dziwił, nawet po tylu miesiącach przyjaźni z kimś zza barykady.
- Co sprawia, że nasza przyjaźń może się wydawać nawet bardziej kontrowersyjna niż jakiekolwiek prowokacje - rzecz jasna miał na myśli tamten konkretny wieczór, który tylko z jakiegoś dziwnego powodu nie przerodził się w noc i w blady wschód słońca.
Kto wie, choć praktycznie nigdy tego nie robił, może nawet w poranek? Z nią to mógłby być poranek. Lubił te wspólne spokojnie chwile nad ranem, gdy dopiero zaczynało się robić jasno, ale oboje z jakiegoś powodu już wstali, więc siedzieli razem na balkonie.
Nawet nie rozmawiali. Z Geraldine potrafił delektować się ciszą jak z nikim innym. Jeszcze do pewnego momentu to przychodziło samo z siebie. Bardzo naturalnie. Nie musieli prowadzić głębokich dyskusji, nie potrzebowali psuć milczenia przerywanego śpiewem ptaków o poranku. Mogli siedzieć na zewnątrz i nie rozmawiać.
Na drewnianych krzesełkach przy stoliku, choć na kafelkach, nawet chłodnych było lepiej. Kiedy mogli oprzeć się plecami o ścianę albo o szybę drzwi balkonowych. Ramię przy ramieniu. Tak blisko, że mógłby ją do siebie przygarnąć jedną ręką. Tuż obok siebie, ale mimowolnie z tego zrezygnowali.
Już tak nie robili. Któregoś dnia jedno z nich przeniosło się na krzesełko. Nawet nie pamiętał, kto to był. Drugie nie oponowało. Siedli po przeciwnych brzegach blatu. Niby w dalszym ciągu ramię w ramię, ale oddzieleni wolną przestrzenią. Nie twarzą w twarz, nie stykając się nogami. Ona wyciągała je w kierunku balkonowej barierki, on opierał na nich łokcie.
Milczenie zaczęło robić się coraz bardziej uciążliwe. Zastąpiły je słowa. Czasami wypowiadane wyłącznie po to, żeby mówić. To nadal były istotne rozmowy, ale cisza powoli przestawała być ich sprzymierzeńcem. Coś się zmieniło. Nie wiedział tylko dokładnie, co to sprawiło. Zachowywali się coraz dziwniej. A może wyłącznie on się tak zachowywał? Dostrzegał podteksty tam, gdzie ich nie było? Chyba chciał, by tam były.
- To bardziej jak wywołanie do tablicy, ale jak sobie chcesz. Mogę być twoim rycerzem - błysnął zębami w uśmiechu, samemu nie do końca wiedząc, czemu użył akurat tego określenia.
Mówili o byciu ochotnikiem. Tymczasem mimowolnie wybierał tę wersję, w której jego rola mogłaby być znacznie bardziej znacząca. Na stałe, nie na jeden wieczór, bo przecież tak to wyglądało w baśniach. Rycerz ostatecznie dostawał względy królewny. Nie był wyłącznie zasłoną przed całą resztą bohaterów historii, nie pojawiał się i nie znikał, gdy trafiał się ktoś inny. Nie był na chwilę, dostawał rękę dziewczyny.
- Fałsz. Doskonale sobie z tobą radzę - stwierdził bez zastanowienia, przypatrując jej się z nagłym błyskiem w oku. - Nie doceniasz moich możliwości, ale to dobrze... ...kiedyś cię jeszcze zaskoczę. Nie będzie nudno. Dla ciebie warto nie szczędzić kolorów - no cóż, jeśli coś było pewne to to, że się przy sobie nie nudzili.
Zapewniali sobie zdecydowanie dostatecznie dużo atrakcji. Zazwyczaj raczej tych miłych. Jak teraz w tej chwili, gdy ruszyli na poszukiwanie alkoholu, nie potrzebując zbyt dużo czasu, aby ulec momentowi i w zaledwie kilka chwil nadgonić co najmniej pół wieczoru. Nim się obejrzał, chyba oboje trochę się wstawili.
Kiedy przemierzali ogród w kierunku stołu, otoczenie nie wyglądało tak samo jak wtedy, gdy od niego wracali. W drodze powrotnej wszystko się kołysało, było zlane mgłą i tą feerią barw, o których chyba rozmawiali. A przynajmniej wydawało mu się, że poniekąd o czymś takim mówili.
Nawet nie zauważył, kiedy mając ku temu okazję, raz czy dwa obkręcił ją wokół własnej osi, uśmiechając się szeroko pod wpływem chwili. Alkohol zdecydowanie dobrze im zrobił, przynajmniej tak mu się wydawało. Nawet nie do końca pamiętał, ile już wypili, ale przynajmniej mieli dwie butelki w zapasie i znaleźli sobie naprawdę ustronne miejsce.
Płaszcz spoczął na trawie. Na szczęście był całkiem szeroki, rozpinał się na kształt peleryny z guzikami. Jeśli zaś chodzi o guziki to korzystając z chwili swobody, Ambroise poluźnił te przy mankietach, podwijając rękawy i rozpinając kilka przy szyi, gdy tylko znaleźli się na uboczu.
Dzięki temu mógł ruszać się swobodniej, wspomagając dziewczynę w gładszym spoczęciu na ziemi. Mimowolnie również zawieszając wzrok na jej twarzy. Na ustach i na odsłoniętej szyi. Dopiero jej słowa go otrzeźwiły.
- Od tego są przyjaciele - odparł instynktownie, choć czy w istocie byli?
Nie wydawało mu się. Oni zdecydowanie nie robili tego, co on. Nie myśleli w taki sposób, kiedy siadali na materiale na ziemi tak blisko, niemalże za blisko. Bez zastanowienia przechylił się do tyłu, zamiast utrzymać pozycję siedzącą, kładąc się na plecach.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#22
08.12.2024, 23:43  ✶  

- Też je lubię, wiele jeszcze przed nami. - Nie ugryzła się w język, może powinna, bo zabrzmiało to dość dwuznacznie, ale wierzyła w to, że wiele jeszcze przed nimi. W końcu byli tak blisko siebie ledwie kilka miesięcy, mogli robić razem dużo nowych rzeczy, wspólnie. Nie wydawało jej się, aby szybko mieli się od siebie odsunąć, nie widziała takiej potrzeby, nie umiała sobie wyobrazić swojego życia bez niego. Nie po tym wszystkim, co się między nimi działo. Wiedziała, że ta więź, która ich połączyła istnieje, nie bez powodu szukali przecież informacji o jakiejś klątwie, jakby to miało dać im odpowiedzi. Niczego się nie dowiedzieli, pozostawało więc zaakceptować to, że ich do siebie ciągnęło, ją może nawet w nieco inny sposób niż jego. Wyznaczli sobie tę granicę, którą nazywali przyjaźnią, było to całkiem rozsądnym podejściem, chyba? Przynajmniej przez to bardzo mocno pilnowała się, aby jej nie przekroczyć, chociaż by chciała. To stawało się coraz trudniejsze, ale nie była w stanie zrezygnować z tej relacji, mimo, że zaczynała jej ciążyć, mimo, że przyłapywała się na tym, że czasem zbyt długo mu się przygląda i chciała ponownie poczuć smak jego ust. Przyjaciele nie powinni myśleć o sobie w ten sposób, tutaj wyjątkowo trzymała się tego, co wypada, co wcale nie było w jej przypadku typowym zachowaniem. Nie chciała niczego spieprzyć, starała się więc panować nad sobą i swoimi pragnieniami, chociaż były bardzo uciążliwe.

- To brzmi lepiej od kłamczuchy, więc akceptuję tę sugestię. - Nie do końca się z nią może zgadzała, ale skoro tak mówił, to po prostu to zaakceptowała. Najwyraźniej widział w niej nieco więcej, niż ona sama. Był jej przyjacielem, miał do tego prawo? Czyż nie. Przyjaciele byli dla siebie mili, nie było w tym nic złego.

- To na pewno złudzenie, to zwyczajne, niebieskie oczy, może przez światło wyglądaja dziwnie. - Nie dopatrywała by się w tym niczego innego. Odruchowo też mrugnęła dwa razy, jakby to miało przywrócić kolor jej oczu do normalności. Nigdy jakoś specjalnie się nad nim nie zastanawiała. Za to bardzo dobrze pamiętała odcień jego zielonych oczu, to, jak się zmieniał, kiedy targały nim różne emocje.

- To nic takiego, to tylko włosy. - Uśmiechnęła się do niego, kiedy poczuła dłoń mężczyzny na swojej twarzy, ciepło jego palców było przyjemne, szkoda, że tak szybko zabrał rękę. Wiele by dała, aby poczuć ten dotyk nieco dłużej, miała wrażenie, że poczuła pod skórą iskry, kiedy jej dotykał. To nie było zdrowe, przecież tylko schował jej włosy za ucho, aby się nimi nie udławiła.

- Na szczęście akurat ty wiesz, co jest prawdziwe, chyba zdążyłeś już się co nieco dowiedzieć. - Co najważniejsze - nie uciekł, wręcz przeciwnie rozgościł się dosyć mocno w jej życiu, i nie wydawało jej się, aby chciał z niego odchodzić. Miała świadomość, że ludzie lubią mówić, niekoniecznie mając pojęcie o tym, o czym mówili. Przestało jej to przeszkadzać. Pamiętała zresztą, jakie przedstawienie kiedyś im urządzili, bo przecież Roise również nie miał nieskazitelnej opinii, teraz też pojawiali się dosyć często razem, co mogło przynieść kolejne plotki.

- Będziesz mi musiał kiedyś pokazać te wszystkie różnice, może wtedy bardziej uda mi się to zrozumieć. - Tak, zdecydowanie wolała uczyć się w praktyce, kiedy sobie to wszystko wizualizowała nie do końca odnajdywała się w sytuacji. - Czy one rosną gdzieś koło siebie? - Nie wspominał nic o ich miejscu występowania, a może mogliby wybrać się na łąkę, do lasu, chuj jeden wiedział, gdzie właściwie rosły te kwiatki.

Wzdrygnęła się kiedy usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, chyba ktoś już miał dość alkoholu na dzisiaj, a może był to przypadek? Nie udało jej się niestety dostrzec sprawcy zamieszania, w sumie średnio ją to obchodziło, miała przecież najlepsze towarzystwo, jakie tylko mogła sobie wymarzyć.

- Jesteśmy całkiem niezłym wyjątkiem od tej reguły, nie sądzisz? - Nie miała pojęcia, jak to się stało, że tak łatwo potrafili ze sobą koegzystować. To nie powinno się zdarzyć, według tych dziwnych norm, które zostały przyjęte w towarzystwie, ale jakoś sobie z tym radzili. Umieli się dogadać, bez najmniejszego problemu, nie przeszkadzało jej nawet to jego gadanie o roślinach, może nie rozumiała z tego zbyt wiele, ale była w stanie tego słuchać, a to był naprawdę spory sukces.

- Nie przeszkadza mi bycie kontrowersyjnym, chociaż nie mogę zaprzeczyć, że te prowokacje też były całkiem niezłą zabawą. - Sama świadomość, że tak łatwo można wodzić innych za nos, a oni nie mieli o tym zielonego pojęcia była satysfakcjonująca. Byli całkiem niezłym zespołem i doskonale się uzupełniali. Nie spodziewała się nawet, że kiedykolwiek przerodzi się to w przyjaźń, zresztą wtedy zastanawiała się nawet nad tym, czy nie połączyłoby ich coś innego. Polubiła go od samego początku, może nie w ten sposób, w jaki aktualnie próbowała go lubić, ale nie dało się zaprzeczyć, że od zawsze wzbudzał w niej jakieś emocje.

Spędzali ze sobą wiele czasu, bywali u siebie przez całe noce, może nie do końca w sposób, w jaki by chciała, ale jednak prędzej, czy później ktoś na pewno to zauważy. Zresztą podczas tych przyjęć też nie kryli się ze swoją znajomością. Nie byli już sobie obcy, też nie w oczach innych ludzi. Lubiła mieć go przy sobie, chciała wierzyć, że to się nigdy nie skończy, że kiedyś może ewoluuje w kierunku, który bardziej by ją satysfakcjonował. Może jeszcze nie teraz, ale kiedyś? Może znajdzie w sobie odwagę, może jej nie odrzuci? Póki co jednak postanowiła cieszyć się z tego co mieli, skoro nie mogła mieć czegoś więcej. Nie, żeby jej to wystarczało, ale może chociaż odrobinę pocieszało.

- Rycerz brzmi jeszcze lepiej, chociaż daleko mi do księżniczki. - Gdyby była królewną, to nie widziałaby nikogo lepszego do przyjęcia podobnej roli. Tyle, czy w bajkach rycerze nie mieli w zwyczaju spędzać reszty życia z księżniczką? Cóż, na pewno nie chodziło mu o coś takiego, bo przecież byli tylko przyjaciółmi, właściwie, to przyjaciele przecież też mogli spędzić ze sobą całe życie? Może nie było to jej wymarzone zakończenie, ale i takim by nie pogardziła.

- Nie mogę zaprzeczyć, bo wyjątkowo dobrze idzie ci oswajanie mnie, ale nie wiesz też do końca na co mnie stać, bywam naprawdę upierdliwa. - Wolała go ostrzec, bo miała wrażenie, że jeszcze nie do końca wiedział na co się pisze, chociaż, czy aby na pewno? Miał wątpliwą przyjemność już widzieć ją w najróżniejszych  sytuacjach i nadal trwał obok. - Z tobą nigdy nie jest nudno Roise i ciągle mnie zaskakujesz. - Od samego początku ich znajomości ją zaskakiwał i nic się w tym nie zmieniło. Nigdy się przy nim nie nudziła, nawet kiedy zaczynał opowiadać jej o tych swoich roślinach. Naprawdę lubiła spędzać z nim czas, mogli razem milczeć, a było to zdecydowanie lepsze milczenie od wszystkich innych, które znała. Wystarczyło, że znajdował się obok, a wszystko zaczynało wyglądać inaczej.

Nie mogła sobie wymarzyć lepszego kompana na spędzenie wieczoru, nie musiała się przy nim ograniczać, no może trochę, ale nie do końca w ten sposób, w który zazwyczaj to robiła. Udało im się całkiem szybko nadgonić kilka kolejek alkoholu, czuła, że zrobiło jej się lekko i przyjemnie, świat delikatnie wirował, nie widziała jednak jeszcze kilka wersji Roisa obok siebie, więc nie było tak źle.

Udało jej się nawet utrzymać równowagę, kiedy okręcił ją wokół własnej osi, nie była więc bardzo mocno nawalona, ale do trzeźwości też sporo jej brakowało. Idealny stan, jak na takie przyjęcie.

Gdy usiadła w końcu na jego płaszczu sięgnęła do swojej twarzy i zdjęła z niej maskę, nie była szczególnie wygodna, postanowiła więc się jej pozbyć.

- Nie miałam nigdy takiego przyjaciela. - Sama nie do końca wiedziała o co jej chodziło, ale chyba chciała się z nim podzielić tym, że miał specjalne miejsce w jej hierarchii znajomych, znajdował się chyba najwyżej na całej liście, znaczy gdyby istniała, to znajdowałby się najwyżej tej listy, bo oczywiście, że nie tworzyła czegoś takiego.

Przeniosła na niego spojrzenie, kiedy położył się na ziemi. Wpatrywała się w Ambroisa dłuższą chwilę, chętnie by mu zawtórowała, ale ta sukienka... nie była szczególnie wygodna, jeśli chodzi o takie wyczyny. Dlatego też po prostu się do niego przesunęła. - Będzie ci wygodniej, jak położysz głowę na mnie, te kawity są całkiem miękkie. - Przyjaciele ułatwiali sobie życie i proponowali podobne rzeczy, prawda? Nie było w tym nic złego.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#23
09.12.2024, 23:20  ✶  
Wydawało mu się, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co mu właśnie odpowiedziała i jak zabrzmiały jej słowa. Przynajmniej dla niego, bo w jej własnych uszach pewnie miały znacznie właściwszy wydźwięk niż w jego. Ostatnio miał wrażenie, że im dłużej ze sobą przebywali tym bardziej był poplątany.
Niemalże wszystko, co padało z ust Geraldine interpretował w taki sposób, że gdyby jej o tym powiedział, najpewniej zrobiłaby wielkie oczy. Nie planował tego robić, nie zniósłby, gdyby został przez nią wyśmiany.
Nie miał nawet minimalnych złudzeń. Inaczej już dawno by mu o tym powiedziała, raczej nie wierzył w to, że przez tyle czasu mogliby się wokół siebie kręcić, gdyby jego pociąg był odwzajemniony. Szczególnie, że oboje raczej nie należeli do przesadnie nieśmiałych, miarkujących się osób.
Już raz się całowali, ten moment był przez niego cholernie dobrze wspominany, więc jeśli równocześnie by ich do siebie ciągnęło, raczej już by to uznali. Nie próbowaliby cofać tego, co na chwilę ich ze sobą połączyło. Nie szukaliby powodu, dla którego tamtego dnia doszło między nimi do czegoś niespodziewanego. Zdecydowanie nie nazwaliby się przyjaciółmi ani by się nimi nie stawali.
To, że świadomie określili granice znajomości świadczyło dosyć jasno samo o sobie. To był całkowicie świadomy dystans, który sobie stawiali. Nawet, jeśli wydawało mu się, że kompletnie niepotrzebnie, bo przecież do siebie pasowali to z jakiegoś niezbyt logicznego powodu po prostu uznał istnienie tego układu i jego niezmienialność, choć w istocie wolałby tego nie robić.
Tyle tylko, że kompletnie nie wiedział jak się z tego wyplątać. Mógł tylko to planować, ale w rzeczywistości nie wykonywał żadnego z tych planów. W dalszym ciągu kręcił się w kółko, od czasu do czasu pokuszając się tylko o to, aby coś zainsynuować.
- Masz coś konkretnego na myśli? - Spytał z pozoru całkowicie luźno, w istocie robiąc właśnie to - starając się wybadać, czy Geraldine też mogła cokolwiek insynuować.
Tyle tylko, że może doskonale się znali. Z dnia na dzień coraz lepiej, bo przecież spędzali ze sobą całkiem absurdalnie dużo czasu, ale w takich sytuacjach nie był w stanie nic z niej wyczytać. Ona z niego ewidentnie też nie. Chyba nawet nie usiłowała próbować, bo raz za razem źle interpretowała jego słowa.
Stłumił ciężki, nieznacznie poirytowany parsk.
- Musisz je jeszcze bardziej schować pod maską, bo ktoś się jeszcze wystraszy - stwierdził, jakby dokładnie to miał wcześniej na myśli.
Miała naprawdę przeobrzydliwie niebieskie oczy, prawda? Tak ohydnie błękitne, że myślał wyłącznie o tym, by je zamknęła, gdy będzie ją całować. Z pewnością nie chodziło mu też przy tym o to, że ich odcień mógłby go w jakimkolwiek sensie oczarować. Niemalże wywrócił oczami, wznosząc wzrok w kierunku nieba. No, przynajmniej ono było normalnie granatowe.
Zaraz potem przeniósł jednak spojrzenie z powrotem na nią, ratując jej włosy przed zawartością kieliszka albo zawartość kieliszka przed jej włosami. Jedno było pewne - z pewnością nie siebie przed nią i tymi wszystkimi instynktami, dosłownymi iskrami, które sprawiły, że nawet nie skomentował tamtych słów, odzywając się dopiero po chwili. Jak na ironię, znowu o roślinach.
- Ułudka wiosenna rośnie w górskich lasach na południu. Niezapominajka jest bardziej powszechna, można ją spotkać niemal wszędzie. A przetacznik ożankowy jest łąkowy i polny. Natomiast na pewno znajdziemy jakieś miejsce, gdzie występują razem - zapewnił ją, nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad tym, co to oznaczało, szczególnie że przynajmniej jedna z tych roślin nie występowała u nich na tyle często, aby to było możliwe bez dalszych wyjazdów.
Miał coś zresztą o tym napomknąć, gotów jej coś zaproponować, jednak kiedy wzdrygnęła się na trzask kieliszka, postanowił to dla siebie zachować. Zamiast tego odruchowo łapiąc ją za rękę i ściskając ją za nią przelotnie. Nie było się czym stresować, nie? No, przynajmniej nie tym.
- Najlepszy zespół, nie? - Stwierdził, wzruszając przy tym ramionami. - Choć potrzebowaliśmy trochę, by się o tym przekonać - to było niedopowiedzenie, naprawdę znaczące, ale przecież nie musieli tak tego traktować.
Mieli cholernie skomplikowaną historię. Co gorsza, nadal chciałby ją ponownie skomplikować. Szczególnie, kiedy wspomniała o tych kontrowersjach, do których tak chętnie by wrócił, gdyby tylko zechciała mu to zaproponować.
- O tak. Były - odruchowo przyznał jej rację, całkiem bezmyślnie, ale na pewno szczerze.
Nie potrafił jej zbyt długo okłamywać. Nie miał pojęcia, czemu żywi to przekonanie, ale było nad wyraz realistyczne. Zresztą to wszystko, co się obecnie działo wyłącznie jakimś dziwnym trafem uchodziło mu jeszcze płazem. Wiedział, że jest coraz bliżej, aby to zmienić. Prawdopodobnie naruszyć w posadach, możliwe, że całkiem spektakularnie spieprzyć.
W pewnych chwilach wydawało mu się, że nie istnieje inne wyjście i że łatwiej byłoby po prostu to zrobić, nie czekając dłużej i nie tkwiąc w złudzeniach, jednakże słowa jakoś nie chciały opuścić jego ust.
Nawet w takich momentach jak tego wieczoru, kiedy byłoby całkiem łatwo zwalić wszystko na to, co inni. Na alkohol, na kadzidła, na atmosferę, na bycie innymi ludźmi. Na to, że w jasnym blasku słońca wszystko się rozmyje, więc czemu nie spróbować?
Mimo to milczał. To znaczy: milczał, nawet jeśli w istocie coś tam mówił. Tyle tylko, że nie do końca to, co chciał i mógłby planować. Zamiast tego pierdolił trzy po trzy, wzruszając ramionami i obracając kota ogonem za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że coś palnął, bo niedostatecznie się pilnował.
Mimo to nawet tego wieczoru udało mu się powiedzieć coś pochopnego, po czym już zdecydowanie obiecał sobie nie poruszać więcej żadnych kontrowersyjnych tematów. Tyle tylko, że chyba średnio mu to wychodziło, nawet mimo urażonej dumy, bo oto znowu się motał. Przy nikim innym nigdy się tak nie stresował.
Nawet po alkoholu, choć z mijającymi minutami jego ruchy zaczęły robić się coraz bardziej swobodne. Zdecydowanie się rozluźniły. Atmosfera między nimi zaczęła się zmieniać. Czy na lepsze? Z pewnością była inna.
- W tym stroju jesteś jej naprawdę bliska. Jak nikt inny - odmruknął, wzruszając ramionami.
Nie miał pojęcia, kim planowała być, ale bycie królewną zdecydowanie jej wychodziło. Miała w sobie wszystko, czego do tego potrzebowała. W tym stroju czy bez niego. Oczarowywała. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, co było całkiem ironiczne.
- Uznaj to zatem za rzucenie ci wyzwania - nie mógł się przed tym powstrzymać, bo skoro tak bardzo go zapewniała, że w rzeczywistości potrafiła być jeszcze bardziej upierdliwa to niech faktycznie zamierzała taka być; długo, jak najdłużej, najlepiej już do samego końca, mogła się do niego przylepić, być cholernie upierdliwa, byleby znajdowała się blisko. Jak najbliżej. Najlepiej w jego ramionach.
Upierdliwość przeciwko upierdliwości. Mogli się wzajemnie zaskakiwać, byleby właśnie w ten sposób. Byleby w którymś momencie zejść z tego konkretnego słowa, które tego wieczoru padało zdecydowanie zbyt często.
- A ja takiej przyjaciółki - odpowiedział od razu miękko, uśmiechając się przy tym znacznie bardziej niż wcześniej tego wieczoru.
Atmosfera stawała się luźniejsza. Słowa znacznie łatwiej opuszczały jego usta, gdy głowa stała się zdecydowanie lżejsza, pełna bąbelków szampana doprawionych winem i coraz wyższymi procentami. Może nie mogli zgarnąć niczego naprawdę mocnego, bo ten typ przyjęcia zdecydowanie na to nie pozwalał, jednak te dwie butelki, które mieli zdecydowanie mogły wystarczyć na jakiś czas spędzony poza zasięgiem natrętnego wzroku innych ludzi.
Choć rzecz jasna nie zamierzali niczego planować. Przynajmniej do momentu, w którym plany nie zaczęły robić się same. Odruchowo zamrugał, unosząc brwi i patrząc na nią z powątpiewaniem w to, czy dobrze usłyszał jej słowa. To była raczej niespodziewana propozycja.
Chciała tego czy nie, była w tym wszystkim naprawdę zniewalająco zapraszająca. Sprawiała, że znacznie szybciej biło mi serce, oczy ciemniały a źrenice rozszerzały się mocniej za każdym razem, kiedy na nią patrzył. Pociągała go. Okrutnie, bezwstydnie go pociągała. Uleganie temu uczuciu nie było dobrym pomysłem. Przyjmowanie jej propozycji - jeszcze gorszym.
Natomiast chyba osiągnął ten stan rozproszenia, w którym niewiele o tym myślał. Wolał odsunąć od siebie bycie racjonalnym, świadomie wybierając przesunięcie granic, gdy sama to sugerowała. Mimo braku pewności czy tak naprawdę miała to na myśli, czy może wcale nie rozważała tego, co może im to przynieść.
Co miał zrobić z tym, że tak bardzo go podniecała, miała wręcz magnetyczne przyciąganie? Zdusił w sobie westchnęcie, sięgając do butelki i odkorkowując ją zębami. Może nie było to szczytem kultury, ale w tym momencie niespecjalnie się tym przejmował. Potrzebował zamknąć sobie usta zanim powie coś, czego mógłby żałować. Alkohol był do tego tak dobry jak tylko mógł być. Szumiał w głowie, ale blokował usta i myśli. A skoro już je odsuwał...
- Skoro tak, czemu by nie - mruknął po chwili, wbijając w nią spojrzenie i unosząc kąciki ust. - Powiedz jak będzie ci przeszkadzać, nie używaj tego jako pretekstu, żeby mi nakopać - uprzedził, bo cholera ją wiedziała jak miała zareagować na to, że faktycznie zamierzał skorzystać z możliwości, aby uwalić jej się na kolanach.
Przez kilka sekund badał wzrokiem twarz Geraldine, starając się zachować ten zupełnie naturalny wyraz twarzy, po czym w końcu wzruszył ramionami. Skapitulował. Przed samym sobą, bo przecież nie przed nią. To on świrował. Ona zachowywała się całkowicie naturalnie.
W porządku, prawda? Na trawie nie było zbyt wygodnie, oboje zdawali sobie z tego sprawę. Nic dziwnego, że skoro udostępnił swój płaszcz to chciała mu się odwdzięczyć. To było coś całkowicie naturalnego.
Gdyby odmówił, byłoby znacznie bardziej dziwnie, bo przecież nigdy aż tak bardzo nie stronili od swojej bliskości. Nie było powodu, aby to teraz przesadnie analizował. Zresztą naprawdę nie miał ku temu ochoty. Po prostu się do niej przesunął.
Bezmyślnie przycisnął czubek głowy do ciepłej kobiecej dłoni, unosząc wzrok, aby napotkać spojrzenie Geraldine i posłać jej powolny, urzekający uśmiech. Nic przesadnie flirciarskiego. Wręcz przeciwnie.
W tym momencie, w którym już zdecydował się złamać resztkę dystansu, opierając głowę o kolana swojej przyjaciółki, niespecjalnie się już pilnował. A to oznaczało, że spadły również tamte przesadnie wyluzowane, salonowe postawy. W tej chwili jedynie delektował się jej towarzystwem. Zupełnie tak, jakby mieli po kilkanaście lat, pijąc wykradziony alkohol pod osłoną krzaków, niemalże porozumiewawczo się do siebie uśmiechając.
Wyciągnął otwartą butelkę nad swoją głowę, by jej ją podać.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#24
11.12.2024, 01:04  ✶  

Nie do końca panowała nad tym, co mówi i miała świadomość, że niektóre z jej słów mogły zostać odebrane dwuznacznie. Nie robiła tego celowo, może trochę, to nie tak, że chciała go wprowadzić w jakiekolwiek zakłopotanie, bardziej wybadać grunt, zobaczyć jakieś reakcje, spróbować określić, czy w ogóle ma jakiekolwiek szanse na to, że być może kiedyś uda jej się dostać to, czego tak naprawdę pragnęła. Póki co były to tylko jej marzenia, czasem przychodził do niej w snach i wtedy ich przyjaźń zdecydowanie wyglądała inaczej, ale to były tylko sny, bez względu na to, jak bardzo realistyczne, to nie mogła ich w ogóle brać pod uwagę.

Cóż, miała wiele konkretnych rzeczy na myśli, chcąc nie chcąc, gdy zaczęła o nich myśleć oblała się rumieńcem, bo to przecież było niewłaściwe, nie powinna w ogóle pozwalać sobie na takie nieakceptowalne myśli. Musiała jakoś z tego wybrnąć, najlepiej tak, aby w ogóle nie zauważył jej zmieszania.

- Może mam, może nie, kiedyś ci powiem. - Nie wyszło najlepiej, ale nie umiała na poczekaniu wymyślić czegoś, co mogliby zrobić w najbliższym czasie pierwszy raz, odruchowo myślała tylko o jednym, przez co była strasznie zakłopotana. Nie powinna pozwolić sobie na taką niesubrodynację, nie w tej chwili. Nie kiedy znajdował się na wyciągnięcie ręki i bez mniejszego problemu mogłaby go pocałować, a później zabrać ze sobą do domu, w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj.

Ciekawe było to, że jakoś udawało jej się póki co powstrzymywać przed tym, co nie dawało jej spokoju. Nie było to typowym dla niej zachowaniem, zazwyczaj brała i robiła wszystko na co tylko miała ochotę, w tym przypadku wręcz przeciwnie, ćwiczyła swoją cierpliwość i opanowanie, to wcale nie było proste, nie przy jej charakterze.

- Nie sądziłam, że w ciemności będą się, aż tak rzucać w oczy, na następną okazję na pewno skorzystam z tej rady... - Nie wydawało jej się, żeby musiała, wiedziała, że nie o to mu chodziło, trochę ją poniosło z jej własnym komentarzem i dalej w to brnęła, ale też jakoś nigdy dotąd nikt nie zwracał uwagi na takie drobne szczegóły jej wyglądu. Oczy, jak oczy, nie było to nic wyjątkowego, przynajmniej jak dotąd. Pewnie znowu sięgnął po swój przyjacielski komentarz, aby sprawić jej przyjemność, nic więcej. Przyjaciele przecież mówili sobie takie rzeczy, prawda? Kto inny mógłby sięgać po podobne słowa... To wcale nie było takie oczywiste, nie w ich przypadku, tutaj wszystko już dawno zaczęło się komplikować.

Znajdowali się niebezpiecznie blisko siebie, bardzo niebezpiecznie. Serce znowu zaczęło bić jej szybciej, gdy zbliżył się do niej, aby ocalić zawartość jej kieliszka przed włosami, może włosy przed alkoholem? Nie miała pojęcia co właściwie robił, bo skupiła się na dotyku, którym ją obdarzył. Wstrzymała oddech na kilka sekund, na całe szczęście, jakoś udało jej się zwalczyć to dziwne uczucie. Naprawdę bardzo mocno ćwiczył jej cierpliwość, nie miała pojęcia dlaczego to robił? Może faktycznie zbyt wiele sobie wyobrażała i to jej własny umysł płatał jej figle, to było prawdopodobne.

- Brzmi jakby można je było znaleźć w zupełnie różnych miejscach, ale skoro mówisz, że jest szansa faktycznie spotkać je gdzieś razem, to się na to piszę. - Cóż, skoro mówił, że istnieje taka możliwość, to na pewno tak było. Kto, jak kto, ale Ambroise znał się na roślinach, na pewno jej nie ściemniał, ufała mu.

Przeniosła wzrok na dłoń, która zacisnęła się na jej ręce. Nie spodziewała się, że zauważy jej reakcję, może nieco przesadzoną, ale ten dźwięk rozbitego szkła ją zaskoczył. W sumie może powinna się tego spodziewać, wydawał się widzieć wszystkie jej drobne, małe gesty, zawsze był gotowy ją pocieszyć, czy jej pomóc. Cóż, znali się już trochę, potrafił z niej czytać, jak nikt inny. Szkoda, że najwyraźniej nie do końca, nie dostrzegał przecież wszystkiego, a może nie chciał dostrzegać? Może odpowiadało mu to, w jaki sposób aktualnie wyglądała ich relacja. Nie mogła tego naruszyć, bo nie wyobrażała sobie tego, że nagle mogliby stracić kontakt przez jej głupie zachcianki i to, że zaczęła sobie zbyt wiele wyobrażać.

Nie bez powodu wyznaczyli sobie granicę, zakładali, że ma ich łączyć przyjaźń i tego starała się trzymać. - To prawda, dobrze jednak, że w końcu to do nas dotarło, ogromną stratą byłoby gdybyśmy dalej na siebie strzelali pirounami z oczu, tak jest zdecydowanie lepiej. - Mogło być jeszcze lepiej, ale o tym oczywiście nie zamierzała napomnkąć, jeszcze nie teraz, może kiedyż, może nie. Nie czuła, że był to odpowiedni moment, nie, żeby mógł się zdarzyć lepszy, bo w jaki sposób właściwie mogłaby to oszacować?

- Myślę, że to dalej mogłoby działać. Spójrz. Wystarczy, że... - Przesunęła lewą dłoń w stronę jego policzka i delikatnie dotknęła go opuszkami palców, nachyliła się przy tym nad jego twarzą, zdecydowanie zbyt blisko, tak, że dzieliły ich dosłownie milimtery. - Wystarczy tylko, że się tak do ciebie zbliżam i od razu wszyscy na nas spoglądają. - Odsunęła się jednak po krótkiej chwili o krok, może trochę zbyt długo przytrzymała swoją dłoń na jego policzku, licząc na to, że tego nie zauważy, że pomyśli, że znowu wodziła innych za nos, a tak naprawdę od samego początku tego wieczora chciała po prostu pozwolić sobie na chociaż krótki dotyk.

Musiała jednak to przerwać, bo przecież to miała być tylko krótka gra, tak jak robili to wcześniej, zresztą, czuła, że jeśli by tego nie zrobiła to jej usta zbliżyłyby się do jego i nie byłoby już odwrotu, chociaż może, może mogła zrobić to znowu, tylko po to, aby poczuć ich smak? Nie, zdecydowanie nie, bała się, że wtedy faktycznie już nie byłoby z niej co zbierać. Nie mogłaby mu później spojrzeć w oczy, co by sobie o niej pomyślał?

- Skoro tak mówisz, wyglądasz, jakbyś bardziej się znał na królewnach ode mnie, znowu muszę ci zaufać. - Tak, to musiało być winą tego stroju. Faktycznie był nieco przerysowany i pasował bardziej jakiejś księżniczce, niż jej, ale chyba nie strój tworzy królewnę, czy coś? Bez sensu jednak było się na tym dalej skupiać. Jej myśli biegły dokądś zdecydowanie zbyt szybko.

- Kiedy je zaczynamy? Chyba nie dzisiaj, szkoda tego wieczora na takie wyzwanie, jutro? - Tak, jutro przecież wszystko miało wrócić do normy. Przytłoczy ich codzienność, nie będzie się kręcić obok tyle osób, więc będą mogli pozwolić sobie na więcej. Wtedy pokaże mu swoje prawdziwe oblicze, a przede wszystkim to, jaka potrafi być upierdliwa. Zobaczymy, jak szybko ucieknie od niej w podskokach, nie, żeby tego chciała, może więc nie powinna przesadzać? Pojawił się w niej teraz dylemat moralny...

- Królewny chyba nie kopią swoich rycerzy, czy posiadam jakieś błędne informacje? - Zapytała jeszcze całkiem swobodnie, chociaż jeszcze chwilę wcześniej wydawało jej się, że ta propozycja nie należała do najlepszych, że może zupełnie niepotrzebnie chciała przekroczyć pewną granicę, tyle, że nie miał nic przeciwko. Nie stwierdził, że to głupi pomysł, może przyjaciele faktycznie zachowywali się w ten sposób? Tyle, że ona w tej chwili wcale nie chciała być przyjacielska, ale nie liczyły się przecież intencje, a cel, który udało jej się zrealizować.

Przejęła od niego butelkę, może i nie powinna upijać się dzisiaj jakoś za bardzo, bo wiedziała, że to mogłoby spowodować, że przestanie panować nad pewnymi instynktami, które próbowały się przebić przez mur, który wokół siebie budowała, ale z drugiej strony, czemu by nie. Może to faktycznie jej pomoże? Najwyżej będzie miała jutro kaca tego moralnego. Nie zamierzała się tym teraz zamartwiać, zrobiło się przecież tak przyjemnie, malowniczo, no idealnie.

Poczuła, że w końcu jego głowa znalazła się na jej kolanach, był to całkiem przyjemny ciężar. Upiła kolejny łyk alkoholu, znajdowali się blisko, bardzo blisko siebie. Znowu, sama mu to zaproponowała. Oczywiście, że chodziło jej tylko i wyłącznie o to, aby było mu wygodniej, nic więcej.

W prawej dłoni trzymała butelkę z alkoholem, z którego co chwila pociągała niewielki łyk, najwyraźniej się zapomniała i nie wpadła na to, żeby przekazać mu szkło. To nie było jednak jedyne, co świadczyłoby o tym, że dała się ponieść, jej lewa dłoń bowiem zupełnie przypadkiem wplotła się w jego miękkie włosy, dłuższe niż zazwyczaj i zaczęła je gładzić, odruchowo. Zrobiło się całkiem przyjemnie.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#25
11.12.2024, 20:06  ✶  
Wydawało mu się czy byli blisko tego, żeby ze sobą flirtować? Miał wrażenie, że mimowolnie zbacza w tym kierunku. Nachyla się ku Geraldine, ona również się ku niemu pochyla. Słowa stawały się coraz bardziej wieloznaczne, spojrzenie Ambroisa nieświadomie się przeciągało. Patrzył na nią miękko, uśmiechając się nieznacznie, ale coraz bardziej kocio, znacznie bardziej niewymuszenie gładko.
Chciał przekroczyć te granice. Już je odsuwał. Nie mógł się jednak poddać. Zbyt wiele dla niego znaczyła. Przyjaźń, która ich łączyła była zbyt cenna, by ryzykował jej utratę. Ale podniecenie, które czuł krążyło w jego żyłach jak alkohol, łaskocząc zmysły i podsycając pragnienia, o których nie chciał myśleć. Ale myślał, szczególnie wtedy, kiedy na niego patrzyła.
- Jesteś strasznie tajemnicza - stwierdził przypatrując się dziewczynie.
Wydawało mu się czy się zarumieniła? W tym świetle i przy makijażu ciężko było stwierdzić czy rzeczywiście to zrobiła. Wiele by dał, żeby zyskać odpowiedź na to pytanie, aby ta chwila wyzwoliła w Geraldine dokładnie taką reakcję, bo wtedy... ...może wtedy? By coś w stosunku do niego zmieniła? Spojrzałaby na niego inaczej, uświadamiając sobie to, w jaki sposób na nią spoglądał?
- W porządku. Zachowaj swoje sekrety - stwierdził, wzruszając ramionami. - Tylko pamiętaj, że wobec tego ja też nie podzielę się swoimi - nie to, że zamierzał.
Przynajmniej nie wszystkimi. Niektórych nie mógł jej powiedzieć, nie ryzykując zbyt dużymi konsekwencjami. To było cholernie trudne, popieprzone, ale prawdziwe. Wkopał się w coś nieprzemyślanymi deklaracjami i teraz naprawdę nie wiedział, jak miałby z tego wybrnąć.
Na twarzy Greengrassa pojawił się uśmiech. Ten ironiczny, który tak często gościł na jego ustach, gdy Ambroise chciał zdystansować się od prawdziwych uczuć. Kiwnął głową, jakby rozważał jej słowa.
Znowu grał. Przytaknął bez słowa, starając się dać Geraldine do zrozumienia, że przyznając mu rację utwierdziła go w przekonaniu, że to na pewno chodziło o to, o czym mówiła. Kwestia oświetlenia, może trochę poblasku lamp odbijających się od kolorowej mgiełki, która przecież miała niebieskawe podtony. O nic więcej.
Bujda. Pierdolenie, ale nie chciał tego kwestionować, bo nie mógł ryzykować, że by się na niego obraziła. Jasne. Kłócili się jak to przyjaciele. Nie zawsze byli dla siebie mili. W dalszym ciągu potrafili sobie dopiec. Nie zgadzali się w całkiem wielu rzeczach, ale to nie była ta chwila.
Teraz było między nimi miło. Może nawet zbyt miło, może coś mu się tylko wydawało. Ona przecież niczym się nie zdradziła. Siedzieli naprawdę blisko siebie. Niby nie bliżej niż zawsze, raczej nie stronili od swojego towarzystwa. Dystans nie był czymś, co naturalnie im pasowało. Tyle tylko, że ostatnio go wprowadzali. Dlaczego? To bywało nawet gorsze od chwil, gdy strzelali w siebie piorunami.
Patrzył na nią przez cały czas, kiedy unosiła rękę do jego policzka. Nie mrugał. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że przez bite pół minuty nie zamrugał, czując jak serce bije mu szybciej niż jeszcze przed chwilą. Kiedy dłoń Geraldine delikatnie dotknęła jego policzka, przesunął spojrzeniem po twarzy dziewczyny, wpatrując się w jej oczy. Dopiero wtedy zamrugał.
To było zaskakujące. To jak niewiele dzieliło ich w tej chwili. Milimetry, które mogłyby zadecydować o wszystkim, gdyby tylko zadecydował o tym, żeby dać się ponieść chwili. W jej oczach dostrzegł coś, co mogło być nadzieją, ale jednocześnie lękiem. Może znowu coś sobie wyobrażał? Tak jak to, że tego wieczoru błyszczały jeszcze bardziej niż kiedykolwiek? Nie przełknął śliny.
Nie chciał, aby to uczucie, które teraz poczuł, go zdradziło. Wiedział, że musi być ostrożny. Każde mrugnięcie, każde spojrzenie mogło zdradzić to, czego tak usilnie starał się nie pokazywać.
Zaraz po tym jak opuszki palców Yaxleyówny musnęły jego skórę, uśmiechnął się lekko, próbując zbić napięcie, starając się zdusić impuls, który kazał mu się zbliżyć aż do przekroczenia każdej granicy. Odpowiedzieć na ten gest, wciągnąć ją w ramiona.
Zamiast tego, skinął głową, udając, że to, co się wydarzyło było tylko kolejną próbą wywołania kontrowersji w towarzystwie. Przesunął wzrokiem w stronę innych osób za plecami dziewczyny, jakby chciał potwierdzić jej słowa. W rzeczywistości jednak myśli wciąż krążyły wokół momentu, w którym jej dłoń dotknęła jego policzka. Zdecydowanie zbyt blisko. Zbyt wiele to dla niego znaczyło.
- Rzeczywiście. Wystarczy, że się tak do ciebie zbliżam i już, kontrowersje gotowe - powiedział cicho, próbując nadać swojemu głosowi beztroski ton. - Aż się prosi, żebyśmy to czasem robili - nie wiedział czemu przytaknął, ale nie.
Cholernie mocno wiedział, czemu. Bo po prostu chciał to robić. To i nie tylko to. Chciał, żeby robili wiele więcej rzeczy. Niekoniecznie na cudzych oczach. Nie tylko pod wpływem chwili, ale również całkowicie świadomie. Żeby wrócili do domu i znowu to wszystko powtórzyli, tyle tylko, że przekraczając granice.
Odsunęła się, a on odetchnął z ulgą, jakby zszedł z krawędzi. Spojrzał na nią, próbując odczytać jej myśli. Czy działała pod wpływem impulsu? Czy żałowała tej chwili? Czy to była wyłącznie strategia, pokazówka, działanie chwili? A może nie? Może wystarczyłoby na powrót zbliżyć się do niej, żeby przekroczyli te niewidzialne granice, skoro już niemalże to zrobili?
Nie mógł odepchnąć od siebie myśli, że gdy się od niego odsunęła, coś stracili. Jakąś szansę. Czuł, że stracił chwilę, którą mógłby wykorzystać, aby pokazać jej coś więcej. To, że wcale nie musieli robić tego dla gawiedzi. Mogli być dla siebie, nie dla oczu innych ludzi. Niemalże byli.
Ale nie mógł. Nie teraz. Żadne z nich nie było gotowe na odkrycie wszystkich kart. To, które mogłoby wszystko zmienić. Zbyt wiele ryzykował. Zbyt wiele dla niego znaczyła, by mógł pozwolić sobie na chwilową słabość. Zamiast tego z powrotem przywołał luźny uśmiech na twarz.
Odsunięcie się od niego było jak kubeł zimnej wody. Dobrze, że to zrobiła, bo niemalże uległ odruchowi. W środku pragnął, by nie oddalała się od niego. Gdyby tylko tego chciała, przyciągnąłby ją do siebie bez wahania. Pod wpływem kłębiących się w nim emocji, ale nie pod wpływem chwili. To było coś więcej. Magnetyczne przyciąganie. Działanie jakiejś siły, której mógłby ulec, aby dłużej nie trzymać się z daleka od dziewczyny. Mogła być blisko jak chciała. Tak jak wtedy, gdy dotknęła go delikatnie.
Jej dłoń delikatnie opadająca z jego policzka, zostawiła na skórze palący ślad, który pulsował intensywnie. Tak jak reszta ciała Greengrassa. Żarem, ogniem, pożądaniem nie do ugaszenia w inny sposób niż ten, który był obecnie niemożliwy. Mógłby być możliwy? Przecież sami mówili, że tego wieczoru mogli nie być tym, kim byli. Tyle tylko, że to zbyt wiele by skomplikowało. Szczególnie, gdy ocknęliby się bladym świtem. Wtedy już by sobą byli.
Nie liczyło się to, co chciałby zrobić w tej chwili. Pragnienie, żeby ją przyciągnąć do siebie, zamknąć w objęciach i po prostu poczuć, że nie ma nikogo innego na świecie. Mogli należeć do siebie. To była kwestia kilku centymetrów, ułamku sekundy, jednego ruchu. I byliby tym, kim jeszcze dla siebie nie byli. Ale wiedział, że nie może. Musiał grać rolę, którą sam sobie narzucił. Musiał być twardy. Byli przyjaciółmi. Tym w istocie byli.
Przez chwilę zapomniał o wszystkim. O przyjaźni, o granicach, które tak pieczołowicie budowali  wokół siebie przez ostatnie miesiące. To, co tworzyli mogło łatwo przerodzić się w coś, co oboje mogliby zniszczyć jednym nieostrożnym ruchem. Od kiedy zrobił się taki ostrożny? Wciąż analizował każdy ruch, każdą myśl, obawiając się, że jedna nierozważna decyzja mogłaby zniszczyć ich relację.
Spojrzał w oczy Geraldine zastanawiając się, czy rzeczywiście dostrzegł w nich błysk, który mógłby oznaczać coś więcej. Ale jak miał to zinterpretować? Zamiast cokolwiek powiedzieć, uśmiechnął się lekko, próbując ukryć wewnętrzny niepokój.
Odsunął się nieco, ale nie za daleko, bo wcale nie chciał tracić tej bliskości. Miał nadzieję, że nie zauważyła jego gęsiej skórki. Tego drżenia pod skórą, które zdradzało, że wcale nie był tak obojętny wobec jej obecności, jakby chciał udawać. W jego głowie kłębiły się myśli.
Zacisnął wargi, próbując skupić się na czymś konkretniejszym. Na ich planach spędzenia wieczoru, nie na scenie sprzed chwili. Cholernie mocno pragnął, żeby to, co czuł nie było tak intensywne. Żeby mógł po prostu się uśmiechnąć i powiedzieć coś zabawnego, ale każdy żart stawał mu w gardle.
Zamiast tego usiłował zapanować nad emocjami, które mogłyby go zdradzić. W odpowiedzi na jej słowa, skinął głową, jakby to, co mówiła, było dla niego tylko kolejnym luźnym stwierdzeniem. Ot rozmawiali tak jak to robili przyjaciele, koledzy, świetni znajomi i nikt więcej.
Czuł się jak w pułapce, w której jedynym wyjściem była cisza. Patrzył na nią z intensywnością, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to, co teraz robili nie było wyłącznie niewinną igraszką, zabawą. To nie była tylko gra, nie dla niego, ale nie potrafił się do tego przyznać. Mógł jedynie trwać w tej przyjaźni, cieszyć się chwilami, które łączyli i zamykać swoje uczucia w szafie, do której klucza nigdy nie miał zamiaru oddać. Byli przyjaciółmi. Przyjaciele nie mówili sobie takich rzeczy.
- Wiesz, co o mnie mówią. Możliwe, że mam trochę doświadczenia z królewnami - wzruszył ramionami.
Jego spojrzenie na chwilę zawiesiło się na jej ustach, a potem wróciło do oczu, które nadal tak bardzo błyszczały.
- Od rana - przytaknął odruchowo, unosząc brwi, bo nie do końca kojarzył już, o czym rozmawiali.
Zdecydowanie zbyt mocno uciekł myślami.
- Królewny mają swoje kaprysy - odpowiedział instynktownie, unosząc kąciki ust.
Dłoń, która wcześniej spoczywała wzdłuż jego ciała, a pod którą go trzymała, gdy szli przez ogród, teraz zsunęła się w stronę jej nadgarstka. Chciał jedynie dotknąć skóry dziewczyny. Sprawdzić, czy to, co wydawało mu się, że zawisło w powietrzu na kilka sekund było tylko chwilowym zaćmieniem, czy może czymś więcej.
Na moment zapomniał o obawach. W jego pociemniałych zielonych oczach pojawił się błysk. Ta noc zaczynała być znacznie bardziej skomplikowana niż początkowo zakładał. Każdy dotyk, każda chwila bliskości stawała się dla niego coraz trudniejsza do zniesienia. Mimo tego, nie potrafił się cofnąć. Był czarującym przyjacielem. Z pewnością, ale w głębi serca myślał wyłącznie o tym, by stać się czymś więcej. Jeszcze tego wieczoru, tej nocy.
Może dlatego nie oponował przed tym, żeby jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli? Bez zastanowienia oparł głowę na kolanach Geraldine czując bijące od niej ciepło. Zignorował podszept, który mówił mu, że nie mógł się na to zgodzić. Nie w tym momencie, nie z nią. Po prostu to zrobił.
Kiedy jej lewa dłoń wplotła się w jego dłuższe niż zwykle włosy, poczuł dreszcze rozchodzące się po plecach. Każde muśnięcie palców sprawiało, że jego ciało reagowało w sposób, który Greengrassowi trudno było zignorować.
Obserwował ją z nieco przymrużonymi oczami, uśmiechając się półgębkiem. Jej dłoń w jego włosach sprawiła, że poczuł się inaczej, jeszcze bardziej pokomplikowanie, ale jednocześnie cholernie właściwie. To, co robiła było miłe, choć czy właściwe? Może przyjaciele faktycznie zachowywali się w ten sposób? Z nikim innym tego nigdy nie miał, nie w taki sposób.
Czuł jak alkohol rozgrzewa mu krew i odbiera nieco ostrożności, która od jakiegoś czasu towarzyszyła jego zachowaniom, gdy rzeczywiście się reflektował i pilnował. Patrzył na nią. Na uśmiech i błysk w oczach, które sprawiały, że na chwilę zapominał o rzeczywistości. Alkohol sprawił, że jego wyobraźnia zaczęła wędrować w zupełnie innych kierunkach niż powinna.
Myśli o niej wplatającej palce w jego włosy w zupełnie innej sytuacji były cholernie przytłaczające, ale nie potrafił ich od siebie odepchnąć. Nawet jeśli były wręcz nie do zniesienia, raz po raz im ulegał. Wracał do tych obrazów zastanawiając się nad tym, w jaki sposób by to wyglądało, gdyby zdecydowali się wrócić do mieszkania razem w dokładnie ten sposób, jaki mu teraz przychodził do głowy.
Przesunął językiem po górnym rzędzie zębów, wpatrując się w Geraldine, ale patrząc przez nią. Czuł, że z każdą chwilą ta granica, jaką sobie wyznaczyli stawała się coraz bardziej rozmyta. Sam nie wiedział jak długo jeszcze będzie w stanie się powstrzymać, ile jeszcze minie nim da się ponieść wyobrażeniom i pragnieniom.
Leżał z głową na jej kolanach, czując ciepło jej ciała, więc to chyba nie było dziwne jego myśli krążyły wokół pragnienia, które narastało w nim z każdą chwilą? Był mężczyzną. Prostym człowiekiem spragnionym kobiecego ciała. Tego konkretnego, jedynie tego ciała. Żarliwych pocałunków, zlanych oddechów, zatracania się w sobie nawzajem.
Alkohol delikatnie rozluźniał jego zmysły. W wyobraźni Ambroisa pojawiały się sceny, które sprawiały, że jego puls mimowolnie przyspieszał. W głowie miał obrazy, w których nie był już tylko przyjacielem, ale kimś więcej. Kimś, kto mógłby wrócić z nią do domu gotów zdzierać z niej gorset ozdobiony kwiatami, zsuwać sukienkę aż ich wspólne chwile przybrałyby dziki, namiętny obrót.
Nie potrafił się powstrzymać. Z każdą chwilą bliskości, z każdym dotykiem jej dłoni w jego włosach, czuł, że to wszystko przestaje mu wystarczać. W przeszłości nigdy nie miał problemu z przełamaniem barier w relacjach damsko-męskich, ale przy niej wszystko wydawało się inne. Zamiast działać instynktownie, jak to zwykle robił, starał się zachować dystans (z pewnością to był doskonały pomysł, leżeć z głową na jej kolanach dystansując się) co tylko potęgowało jego pragnienie.
Pragnął jej bardziej niż kiedykolwiek. Tu i teraz, niedługo, zaraz. Jej ręka błądząca w jego włosach wywoływała w nim fale pragnienia. Egoizm podpowiadał mu, że potrzebował więcej, bo to już nie wystarczało. Chciał być blisko niej w sposób, który do tej pory był im obcy. Poczuł jak jego serce zaczęło szybciej pompować krew, mocząc się w jego piersi, gdy w myślach wracał do scen, gdzie ich ciała spotykały się w sposób, który nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. Nie byli przyjaciółmi. Przyjaciel nie chciałby się z nią dziko kochać, nie rozdzierałby jej gorsetu przy pomocy nawet samego spojrzenia.
W myślach przewijały mu się obrazy. Zamiast być przyjacielem, mógłby zatopić się w jej wargach. Utonąć w ramionach, ciało przy ciele. Jak by to było, gdyby mógł poczuć jej gorący oddech na swojej skórze, gdyby mogli przekroczyć tę cienką granicę, która dzieliła ich świat od tego, o którym myślał?
Nie stwierdził, że to głupi pomysł, by pozostać w tej pozycji, mimo wrażenia spadania. Starał się do niej luźno uśmiechać, choć w myślach dostrzegał sceny, w których ona i on przekraczali granice przyjaźni. Marzył o tym, by zabrać ją do domu, gdzie mogliby odkryć nowe, dzikie oblicze ich relacji. Pragnął zedrzeć z niej gorset z tymi wszystkimi kwiatami, by móc poczuć jej nagą skórę pod palcami. Wyobrażenie o tym, jak kochają się namiętnie, wypełniało go gorącym pożądaniem. Falami.
Odnosił wrażenie, że jego ciało reagowało na nią w sposób, który stawał się coraz bardziej oczywisty. Miał ochotę na zbliżenie, zakończenie tego wieczoru dokładnie w taki sposób. Z nią. Tylko z nią. Jego spojrzenie stawało się intensywne, ciemne pełne pożądania.
Jego dłonie, które wcześniej spoczywały spokojnie zaczęły bezwiednie wędrować w stronę rąbka sukienki Geraldine, jakby instynktownie chciały ją przyciągnąć bliżej, choć przecież już byli blisko. Sami. To też niewiele ułatwiało, ale nie przeszkadzało.
Jego oddech stał się głębszy. Klatka piersiowa Ambroisa unosiła się i opadała w rytmie narastającego pożądania. Wyciągnął dłoń w stronę jej uda, ale w ostatniej chwili zatrzymał się, oddychając głęboko przez zaciśnięte zęby. Zmysły przysłoniły mu zdrowy rozsądek, było blisko, by pragnienie go przerosło.
- Zamierzasz zachować wszystko dla siebie? - Odezwał się cicho, starając się zabrzmieć znacznie lżej niż zabrzmiał.
W rzeczywistości to był pomruk. Jego przenikliwe spojrzenie utkwiło w jej oczach. Ciepło sprawiało, że miał ochotę całować każdy centymetr jej ciała. Niezdolny opanować potrzeby, nim się obejrzał przesunął palcami po nodze dziewczyny, czując jak skóra pod jego dotykiem staje się nieco gorętsza.
Zapach perfum Yaxleyówny (a może kwiatów?) go otumaniał. Przyciągał go, ale jednocześnie paradoksalnie przypominał mu o tym, gdzie się znajdowali. Nuta, która wypełniała powietrze wokół była inna niż ta codzienna. Ładna, ale nie ta sama.
Instynktownie przesunął dłonią wzdłuż jej nogi, dotykając miękkiej tkaniny, co wprawiło go w stan jeszcze większego napięcia. Jego krew zaczęła krążyć szybciej. Myśli Roisa w dalszym ciągu wędrowały do pikantnych scen. W wyobraźni pojawiła się wizja, w której jej dłonie dosięgają każdej części jego ciała. Znacznie bardziej świadomie niż jego to teraz robiły. Mniej dyskretnie.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#26
12.12.2024, 23:15  ✶  

Ten wieczór był dziwny, może nie dziwny, a inny do tych, do których przywykła. Może to przez te kadzidła? Coś na pewno wisiało w powietrzu, czuła to w gęstej atmosferze, która się między nimi pojawiła. To jeszcze nie wydawało się nigdy być tak na wyciągnięcie ręki. Mogło jej się wydawać, to też nie byłoby czymś, czego nie mogłaby założyć, alkohol, kadzidła, atmosfera, to wszystko powodowało, że zauważała pewne drobne szczegóły, których nigdy nie dostrzegała. Złapała go kilka razy na tym, jak się jej przyglądał i być może coś sobie uroiła, ale przyjaciele nie patrzyli na siebie w ten sposób, zresztą bała się, że jest to wyczuwalne również w jej spojrzeniu. Znała swoje myśli, on na szczęście nie, ale nie sądziła, że jest szansa, że być może to odwzajemnia? Nie, nie powinna mieć nadziei, nie bez powodu wyznaczyli sobie granicę, której się trzymali, na pewno istniała jakaś przyczyna. Czy powinna to podważać, zdecydowanie nie, bo nie chciała stracić tego, co już mieli. Była gotowa pozostać przy tym, byleby tylko nadal mieli szansę gościć w swoim życiu. Powinno jej to wystarczyć, przynajmniej jeszcze na jakiś czas, kiedyś na pewno nadarzy się odpowiedni moment, kiedy to z siebie wyrzuci, ale jeszcze nie była na to gotowa.

- Czasem dobrze mieć swoje tajemnice, przynajmniej będę Cię mogła kiedyś zaskoczyć. - Jeszcze nie teraz, teraz wolała tego nie robić. Liczyła na to, że nadejdzie taki moment, w którym po prostu poczuje, że powinna to z siebie wyrzucić. Kiedy postawi na szczerość, której się teraz tak bardzo obawiała. Zupełnie bezsensownie, bo co mogłoby się stać, najwyżej by ją odrzucił, pewnie by ją to ukuło, ale mogłaby przywyknąć do myśli, że nie chciał czegoś więcej. Dużo gorsze było miotanie się i niepewność, ale wyjątkowo brakowało jej odwagi, aby zmierzyć się z tym, co czuła.

- Wygląda na to, że muszę się nad tym zastanowić, jestem ciekawa, jakież to sekrety możesz przede mną ukrywać. - Tak, wiele by dała, aby dowiedzieć się tego, co siedziało w jego głowie. Niestety szybko się to nie wydarzy, skoro już zdecydowała o tym, że nie podzieli się z nim swoimi tajemnicami.

Mogło jej się wydawać, albo i nie, że poczuła dziwne napięcie, kiedy się do niego zbliżyła. Nie było to naturalne, czuła się, jakby coś między nimi wisiało. Może nie powinna tego robić, szczególnie, że ciężko było jej się powstrzymać przed tym, aby nie nachylić się ku niemu jeszcze bardziej, tyle, że wtedy najprawdopodobniej jej usta musnęłyby jego i nie byłoby już odwrotu. Musiała się pilnować, musiała jakoś się ogarnąć. Cóż, przynajmniej dzięki temu głupiemu powodowi, jakim była gra towarzyska i wzbudzanie kontrowersji mogła go dotknąć, chociaż na chwilę, zbliżyć swoje palce do jego twarzy. To było całkiem przyjemne, szkoda, że trwało tylko krótki moment, ale kiedy nie miała nic więcej i ten moment był wystarczający, no przynajmniej jak na razie.

- Można się było tego spodziewać, z opinią jak nasza, to się prosi o komentarz. Będziemy mieli wiele okazji, żeby to powtórzyć. - Nawet jeśli to było na niby, to całkiem jej się podobało. Ustatlili już zresztą dzisiaj, że będą sobie towarzyszyć podczas tego sezonu na tych wszystkich wydarzeniach towarzyskich, mieli idealny czas, aby nieco namieszać na salonach. Może warto było z tego skorzystać, może też wtedy, spojrzałby na nią inaczej? Gdyby takie okazje nadażały się częściej. Musiała mieć nadzieję na to, że kiedyś się to wydarzy, może była złudna, ale nie zamierzała z niej rezygnować.

Zdecydowanie chciałaby sięgnąć po więcej, tyle, że musiała wybadać grunt, musiała nabrać pewności, że on nie będzie miał nic przeciwko temu, na pewno kiedyś uda jej się jakoś tego dowiedzieć. Najprościej byłoby po prostu zapytać, ale lubiła utrudniać sobie życie, tak już miała.

Wcale jej nie ulżyło, gdy się od niego odsunęła, wolałaby ciągle znajdować się tak blisko, pozwolić na to, aby ich twarze wreszcie znalazły się na właściwym miejscu, usta przy ustach, mogłaby utonąć wtedy w jego oczach i dać się ponieść, może nawet dzisiaj, ale tego nie zrobiła. Miała jeszcze w sobie jakieś resztki samokontroli, walczyły ostatkiem sił z pragnieniem, które się pojawiło. Wiedziała, że bardzo trudno będzie jej nad nim zapanować, dlatego dystans był wskazany. Powodował, że chociaż na chwilę mogła ochłonąć, chociaż nie do końca, bo przecież nadal znajdował się tuż obok. To będzie ciężki wieczór, na pewno trudny do przetrwania.

Gdyby tylko potrafiła odczytać coś z jego wyrazu twarzy, miała wrażenie, że tak jak wcześniej przychodziło jej to z łatwością, tak ostatnio zaczęło sprawiać jej trudności. Wyczuwała, że coś się między nimi dzieje, niby o tym nie wspominali, zachowywali się jak dawniej, ale nie dało się tego nie ignorować, pojawiał się jakiś dystans, mimo spędzanego wspólnie czasu. Nie do końca jej się to podobało, wolałaby wszystko wyjaśnić.

Odsunęła jednak od siebie te myśli, to nie był czas na takie przemyślenia. Mieli cieszyć się tym wieczorem i swoim towarzystwem jako przyjaciele, przecież tak założyli. Powinna do tego przywyknąć, bo w końcu to nie miał być jedyny taki wieczór, czekało ich sporo podobnych, skoro początki były dla niej takie trudne, to ciekawe, co będzie podczas kolejnych razów. Czy również będzie mogła zwalić to na kadzidła? Nie, zdecydowanie nie, zresztą i tym razem nie powinna tego robić. To nie był tylko ten wieczór, to ciągnęło się już jakiś czas, może od samego początku ich domniemanej przyjaźni? Nie miała pojęcia, jak właściwie doszło do tego, że wyznaczyli sobie tę dziwną granicę, przecież kiedyś już znajdowali się bliżej, kiedyś już miała szansę zasmakować jego ust i chętnie by to powtórzyła teraz.

- Możliwe? Czy właśnie sugerujesz mi, że jestem jedną z wielu królewien w Twoim życiu? - Zdecydowanie nie chciała być jedną z wielu, to nie było coś, czego pragnęła. Zależało jej na tym, aby być tą jedyną, nie satysfakcjonowało jej nic innego. Tyle, że przecież nie mogła tego od niego wymagać, nie kiedy się przyjaźnili. Nie wypadało nawet, aby miała o to żal, bo przecież nie łączyło ich nic poza tą niesamowitą przyjaźnią. Nie mogła mu zabraniać zbliżać się do innych kobiet, chociaż najchętniej by to zrobiła, tyle, że wcześniej musiałaby się przyznać do swoich uczuć, a tego aktualnie nie była w stanie zrobić. Jej problem, najwyżej kiedyś uderzy w nią jego widok z inną królewną, która znajdzie się w jego życiu. Wolałaby nie być tego świadkiem, ale nie mogła nie zakładać, że to się nigdy nie wydarzy.

- Jasne, od rana. - To właściwie było bardzo blisko, musiała zastanowić się nad tym, w jaki sposób mogłaby mu utrudnić życie, nie wiedzieć czemu chciała go trochę pozaczepiać, lubiła na niego spoglądać, kiedy się tak słodko denerwował.

- Coś słabe są te królewny, z którymi się zadajesz. - Nie, że ona byłaby lepszą, ale raczej nie należała do kapryśnych osób. Daleko jej było do tego, raczej miała wrażenie, że nie jest specjalnie wymagająca. Wystarczałoby jej, aby rycerz wykazywał jej nieco zainteresowania.

Być może jej się wydawało, nie, nie mogła sobie tego wymyślić, zdecydowanie poczuła dotyk na swoim nadgarstku. Zignorowała to, nie przeniosła spojrzenia na miejsce na skórze, które zaczęło ją palić, na pewno zrobił to przypadkiem, nie powinna zwracać uwagi na takie gesty, one nic nie znaczyły, chociaż bardzo by chciała, aby nie były przypadkowe. Nie mogła jednak sobie wmawiać rzeczy, które miały nie istnieć. Byli przyjaciółmi, przyjaciele czasem dotykali się bez żadnej przyczyny, nic co miała na myśli się pod tym nie kryło.

Powinna utrzymywać między nimi dystans, to było dużo rozsądniejsze, tyle, że chciała spróbować czegoś innego. Nawet jeśli to miało znaczyć tyle co nic. Skorzystał z okazji, położył głowę na jej kolanach i znajdował się bardzo blisko niej. To było przyjemne, ciepło ciała na jej kolanach. Nie zakładała, że na to przystanie, ale bliscy znajomi chyba postępowali w ten sposób? Tak, na pewno to robili. Nie, żeby jej się to wcześniej zdarzyło, zresztą nigdy nie przyjaźniła się z nikim w ten sposób, powoli zresztą przestawała się już oszukiwać, z jej strony to było coś więcej. Musiało być.

Myślała o tym, że mogliby dzisiaj przekroczyć tę granicę, w końcu sam wspomniał o tym, że to był dzień  wktórym każdy miał na sobię maskę, nie musieli być sobą. Tyle, że nieco obawiała się tego, co przyniesie jutro, co jeśli pozwoliłaby sobie na zbyt wiele, a o poranku nie dałaby rady wziąć na siebie tej odpowiedzialności? W ciemności dużo łatwiej było podejmować irracjonalne decyzje, światło dnia odkrywało prawdę, czy była na nią gotowa? Nie miała pojęcia, chyba jeszcze nie.

Nie zmieniało to jednak faktu, że zaczęła go dotykać, mimowolnie. Cóż, nie mogła się przed tym powstrzymać, nie kiedy znajdował się tak blisko niej. Trudno jej było dłużej trzymać to wszystko, co w niej siedziało na wodzy. Nie wiedziała, czy jest gotowa spojrzeć mu w oczy, może lepiej nie? Szczególnie, że chyba go to obeszło, nie odezwał się ani słowem, więc może wcale mu to nie przeszkadzało, może nie było w tym nic kontrowersyjnego. Skoro nie zareagował, odebrała to jako przyzwolenie na to, aby mogła nadal bawić się jego włosami. Najchętniej przeszłaby dalej, dotknęła jego policzka, później obojczyków, rozpięłaby mu kilka guzików koszuli... nie, nie mogła o tym myśleć. Ten drobny gest musiał jej wystarczyć, nie mogła pozwolić sobie na więcej. Nie kiedy nie była w stanie spojrzeć prawdzie w oczy. Z drugiej strony może łatwiej byłoby jej to zrobić w ten sposób? Zdecydowanie nie była dobra w mówieniu o swoich uczuciach, gesty przychodziły jej prościej. Na pewno zrozumiałby co ma na myśli, gdyby zbliżyła swoje usta do jego i złożyła na nich pocałunek, tak - tego nie dało się mylnie odebrać. Mogła wątpić w to, co było tylko przyjacielskim gestem, ale pocałunki były już jednoznaczne, nie można było ich pomyślić z czymś innym.

Wpatrywała się przed dłuższą chwilę w jego wargi, nachyliła się przy tym delikatnie, jej włosy połaskotały go po twarzy, ale po chwili ponownie uniosła się do góry. Silna wola - dzisiaj nie mogła narzekać na jej brak, chociaż naprawdę sporą ją to kosztowało.

Postanowiła po raz kolejny sięgnąć po alkohol, żeby się czymś zająć, aby nie skupiać się na tym, jak blisko niej się znajdował, bo mogłaby wpaść na naprawdę nieprzemyślany pomysł. Nie powinna też tyle pić, bo to mogło spowodować, że straci nad sobą panowanie, ale nie widziała innego wyjścia, zawsze była szansa na to, że o ile coś się między nimi wydarzy będzie mogła zwalić to na ilość trunków, którą w siebie wlała. Jakby to mogło być jakiekolwiek wytłumaczenie, w końcu alkohol przecież tylko odkrywał to, co było ukryte podczas tego gdy umysł był trzeźwy, kiedy faktycznie mogła nad sobą w pełni panować.

- Och nie, skądże, przepraszam, trochę się zagalopowałam. - Jak mogłaby mu odmówić alkoholu? W końcu znaleźli się tutaj po to, aby w spokoju móc się nieco upić, delektować tym wieczorem, korzystać z niego. Wyciągnęła w jego kierunku butelkę, i wtedy poczuła dotyk na swojej nodze, bardzo przyjemny. Usta jej drgnęły, jednak nie zamierzała tego w żaden sposób komentować. Nie chciała również wspominać o tym, co pojawiło się w jej myślach, mógł kontynuować, najlepiej jeszcze wyżej, wiele by dała aby poczuć dotyk jego dłoni na swoim ciele, by mogła zdjąć z siebie tą sukienkę, dzięki czemu nie oddzielałaby już ich żadna granica. Na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka, nad tym też nie mogła zapanować, to był odruch. Powoli zaczynała tracić kontrolę, nie miała pojęcia dlaczego to robił, czy to był alkohol? Czy może faktycznie była szansa, że chociaż przez chwilę pomyślał o niej w sposób inny niż to, co sobie narzucili. Nie chciała być tylko jego przyjaciółką, czy to nie był znak, że on także mógł chcieć czegoś więcej? Pojawiła się nadzieja, że może faktycznie istnieje jakaś szansa, że jednak nie jest to nieodwzajemnione, że może mogą spróbować czegoś innego.

Nadal trzymała w powietrzu butelkę, w sumie to jej dłoń zastygła w locie pod wpływem jego dotyku. Nie miała pojęcia, co właściwie robią i dlaczego to robią, czy coś sobie dopowiadała? Nie znosiła tego, że nie umiała stwierdzić tego, czy faktycznie istniała jakaś szansa, że nie było to tylko chwilową zachcianką. Nie, żeby wątpiła w jego zamiary, zupełnie ignorowała tę opinię jaką cieszył się w towarzystwie, bo ona mogła się pochwalić podobną. Liczyła jednak na to, że może to znaczy coś więcej. Tak, bardzo by tego chciała, wtedy wszystko byłoby prostsze. Mogłaby wreszcie zatracić się w tym uczuciu, które pojawiało się, kiedy znajdował się tuż obok niej, nie musiałaby już się pilnować, pozwoliłaby sobie na dotyk inny od tego, którym go teraz obdarzała. Może to był dzień, w którym wrócą do domu, razem, w inny sposób.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#27
13.12.2024, 15:48  ✶  
Chciał wiedzieć o tym, co myślała, co przed nim ukrywała, choć obawiał się, że mogłoby mu się to nie spodobać, bo przecież tego wieczoru dała mu do zrozumienia co najmniej kilka rzeczy, które sprawiały, że poczuł się zagrożony. Jego pozycja nie była taka pewna, jeśli miała kogoś innego. Jeżeli to kogoś innego chciała a przecież dała mu to do zrozumienia. Zaskoczyła go tym. Ostatnio coraz częściej go zaskakiwała.
- Zaskakujesz mnie częściej niż myślisz - odpowiedział odruchowo, bo praktycznie każda jej reakcja była od jakiegoś czasu coraz bardziej nieprzewidywalna i nieoczekiwana.
Być może powinien ukrywać fakt, że już jej nie rozumiał. Przestała być dla niego jak otwarta księga, którą mógł przeczytać bez wahania. W dalszym ciągu byli blisko, ale miał wrażenie, że słowa rozmywają mu się przed oczami, że czyta je w zupełnie innym języku. Tak jak wtedy, kiedy się na niego złościła i zmuszała go do reagowania na jej trudny do zrozumienia akcent. Wyłapywał co któreś słowo z kontekstu, ale już nie tak płynnie. Większość wypowiedzi była niezrozumiała, jakby mglista i rozlana.
To było niepokojące, bo przecież byli doskonałym duetem, prawda? Ostatnio sytuacja się zmieniała. Niekoniecznie na lepsze. Była coraz bardziej skomplikowana a on nie do końca widział jakieś jasne możliwości rozwiązania tego narastającego napięcia, bo nawet nie wiedział czy nie było wyłącznie jednostronne.
Oczywiście, istniało jedno jasne rozwiązanie. Wydanie tych sekretów, o których wspominała, ale w dalszym ciągu czuł przed tym jakieś nieokreślone opory. Nie wiedział, co by się wtedy stało. Szczególnie, gdyby tego nie odwzajemniała, gdyby go odrzuciła i powiedziała mu dokładnie to, co już dała mu do zrozumienia - że kogoś miała. Na oku, jasne, ale wciąż. Dlatego wzruszył ramionami, przeciągając się i kręcąc głową.
- Jeśli nie powiesz mi swoich to nic ze mnie nie wydusisz - stwierdził z pozoru lekko, bez najmniejszych oporów dając jej do zrozumienia, że to była transakcja wiązana.
Słowo za słowo, sekret za sekret.
Ciało przy ciele. Reakcja za reakcję. Transakcja wiązana. Dawanie i branie. Kto teraz komu dawał? Sytuacja była coraz bardziej skomplikowana, ale nie mógł udawać, że mu się nie podobała. Nie, gdy Geraldine była tak blisko, gdy się ku niemu nachylała, niemal stykali się twarzami. W myślach już ją całował, ona go całowała.
- Przez jakiś czas na pewno będziemy tym przyciągać spojrzenia - odmruknął, mimowolnie wbijając pociemniałe spojrzenie w jej usta, choć niemal błyskawicznie się zreflektował.
Musiał trzymać się tego cholernego układu i własnego postanowienia, prawda? To, czego teraz pragnął nie miało znaczenia. Do momentu, w którym za cholerę miał nie wiedzieć, co powinien z tym dalej zrobić. Do chwili, gdy sytuacja zrobi się tak napięta przez te wszystkie drobne sytuacje i niewypowiedziane życzenia.
- Choć nie możemy tego nadużywać. Musimy zadbać o nasz repertuar, żeby nie serwować odgrzewanego kotleta - zauważył, posyłając jej ukradkowe spojrzenie w momencie, w którym na niego nie patrzyła. - Moglibyśmy się, dajmy na to, czasami całować. Mogłabyś mi usiąść na kolanach. Rzecz jasna, dla podtrzymania wrażenia - niemalże się odezwał, już nawet rozchylił usta, ale powstrzymał słowa w ostatniej chwili, bo co, jeśli tego nie chciała? - A potem trochę bardziej to przećwiczyć w domu. W pościeli. Nago w ramach rozluźnienia po tych wszystkich gorsetach i frakach - mhm, to brzmiało jak plan, ciało przy ciele. - To z pewnością wzbudziłoby kontrowersje - mruknąłby gładko, całkowicie otwarcie, uśmiechając się do niej w zapraszający, może bezczelny sposób, ale ostatecznie przecież nie byłoby w tym nic niewłaściwego, prawda?
Mieliby jasność. Bez dalszych gierek i zawahania.
Zamiast tego ponownie skinął głową, sięgając głęboko do pokładów cierpliwości, aby nie wywrzeć na niej wrażenia, że właśnie trochę zbyt mocno zapędzał się w swoich myślach. Najpewniej nie słuchając tego, co miała mu do powiedzenia. Właśnie to nawet nie był pewien czy cokolwiek do niego mówiła przez ten czas. Odbiegł w wyobrażenia.
Ostatnio zdarzało mu się to zatrważająco często. Jeszcze nigdy nie miał wrażenia, że tak trudno mu zachować przed kimkolwiek twarz. Szczególnie w takich chwilach jak ta, kiedy nadal czuł na policzku ciepło tamtego dotyku, nawet jeśli wyłącznie przelotnego i nic nie znaczącego.
- Cóż, kilka się przewinęło - odparł praktycznie bez chwili zastanowienia, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie, że to było tak dalekie od rzeczywistości jak tylko mogło być.
Mimowolnie zmarszczył noc. To był zastanawiający wniosek. Nie wiedział, z czego to wynikało (ta, jasne), ale nie czuł już takiej potrzeby mieszania się w przelotne romanse. Nie, gdy praktycznie całą wolną przestrzeń wykorzystywał na ich spotkania. Nie powinien o tym mówić, tak mu się wydawało, jednakże to również zrobił bez zawahania. Pokręcił głową, wbijając w nią spojrzenie.
- Właściwie to nie. Ostatnio nie mam na nie zbyt wiele czasu, ale jak na razie nie narzekam na brak towarzystwa - odpowiedział znacznie wolniej, tonem nie tyle pełnym obiekcji przed mówieniem jej takich rzeczy (nawet jeśli renoma do tego skłaniała), co namysłu.
- A więc mamy zgodność. Rano będziesz mnie denerwować. Od samego rana, świt to już rano? - Spytał raczej jednoznacznie, co prawda nie zawierając tego w samej treści pytania, ale nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na niedopowiedzenia.
Wbił spojrzenie w oczy Geraldine, uśmiechając się lekko. Czyli rzeczywiście planowali wrócić razem do domu, tak? To również mieli ustalone, obeszło się bez potrzeby przekonywania ani głębszego zastanowienia. Gdyby wszystko szło im tak łatwo, rzeczywistość byłaby zdecydowanie lepsza.
- To znaczy, że dzisiaj wieczorem muszę być twoim najbliższym, najlepszym przyjacielem, żebyś jednak nie była aż taka nieludzka. Na szczęście mamy całą noc - całą noc na próbę przekonania jej do ustępowania. - Jeśli dobrze to rozegram, to może nawet trochę spokorniejesz do rana - spojrzał jej głęboko w oczy, tracąc wątek do tego stopnia, że jego słowa bezwiednie znowu nabrały tego wieloznacznego brzmienia.
Cóż, gdyby rzeczywiście wrócili do domu w ten konkretny sposób, o którym teraz myślał, bez wątpienia by spokorniała. W miękkiej, ciepłej pościeli i jasnym świetle słońca wpadającego do sypialni trudno było być upartą. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, prawda? Z tego, czego by sobie życzył. Zwłaszcza teraz, gdy zdecydowała się jeszcze bardziej wodzić go na pokuszenie, co było chyba gorsze od uporu i zacietrzewienia, jakie mu obiecywała.
Pieściła go po włosach. Palce kobiety delikatnie przesuwały się po jego głowie. Sprawiała, że fala gorąca przechodziła go raz za razem.
- Co poradzić? Dlatego żadna nie zagrzała miejsca - mruknął do niej raczej bez chęci dalszego wnikania w to, jak słabe były te jego niedoszłe królewny, gdy tylko ona go teraz interesowała.
Nawet nie dostrzegł napięcia we własnym ciele. Tego, że odruchowo uniósł podbródek, napinając mięśnie i unosząc się nieznacznie w górę. Może nie na łokciach, bez podparcia, ale tego też był naprawdę bliski. Jego ciało mimowolnie zareagowało na bijące od niej ciepło. Oczy rozszerzyły się, źrenice stały się większe, tęczówki pociemniały.
Nie do końca wiedział jak powinien interpretować to, że się ku niemu nachyliła, bo to mogło nie być nic takiego. Możliwe, że po prostu miał coś na twarzy, tak? Dlatego się w niego wpatrywała, dlatego on się w nią wpatrywał, bo po prostu odpowiadał spojrzeniem na spojrzenie, choć nie szukał jej niebieskich oczu. Gdyby to zrobił i ich spojrzenia się spotkały, nie sądził, że byłaby jeszcze przestrzeń do odwrotu.
Zresztą czy jakoś specjalnie by tego żałował? Tego wieczoru byli kimś innym, prawda? Mogli być tym kimś dla siebie. Mogli się zapomnieć. Przynajmniej na kilka chwil nie myśleć o niczym poza własną bliskością i falą gorąca przelewającą się między nimi. Tak intensywną, że aż trudną do zignorowania.
Mogło mu się wydawać. Oczywiście, że mogło mu się wydawać. Nie wiedział jak powinien interpretować to, co robiła Geraldine. Fizycznie - pochylając się ku niemu w ten sposób, że jej włosy musnęły go po szyi i po twarzy, wywołując dreszcze w ciele, sprawiając, że poczuł to bardzo konkretne mrowienie, odruchowo lekko rozchylając usta w oczekiwaniu na konkretny krok. I w ten drugi sposób - z nim, z jego umysłem, nie tylko z ciałem.
Teraz to wydawało się wręcz banalnie proste, ale czy rzeczywiście go chciała? W ten sam sposób, w jaki on pragnął jej? Jego oczy błyszczały intensywnym zainteresowaniem, nie panował nad reakcjami własnego ciała. Pierwszy raz w ten sposób, który mógł mu przynieść całkowitą klęskę albo upragnione wybawienie.
Ten wieczór powinien wyglądać inaczej. Choć nie. Nie wieczór. Przyjęcie trwało, atmosfera gęstniała, ale była przyjemna, elektryzująca. Jego ciało zareagowało na zapach jej perfum. Jeszcze nigdy nie czuł ich tak intensywnie. Zupełnie tak, jakby kosmyki włosów Geraldine były przesycone tą słodką wonią, która tak bardzo go do niej przyciągała.
Zamarł w oczekiwaniu, nie mogąc zbyt wiele poradzić na to, że zaczął instynktownie poszukiwać wzrokiem jej spojrzenia. Chciała tego? Naprawdę tego chciała czy wyłącznie coś sobie teraz roił? Mogliby stąd wyjść w każdej chwili, gdyby tylko dała mu to do zrozumienia. Bez chwili zastanowienia, bez zawahania mogli stąd zniknąć, jeśli również tego pragnęła. Nawet na kilka chwil, póki noc trwała.
Palce Ambroise błądziły po jej skórze, zostawiając delikatny ślad ciepła. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybszym tempie. Oddech stał się inny, mniej kontrolowany i bardziej płytki, urywany. Cholernie go teraz pociągała. Z minuty na minutę coraz trudniej mu było ukrywać to, czego nie powinna wiedzieć. A może powinna? Jeśli również tego chciała?
A jednak zamiast zrobić coś więcej, pozwolił na to, by się od niego odsunęła. Chwila zawahania wystarczyła, aby już nie nad nim nie nachylała. Z jego ust wydobyło się stłumione westchnienie. Uśmiech zszedł mu z twarzy, odwrócił wzrok, zawieszając spojrzenie na czubkach otaczających ich krzaków. Starał się nie być zawiedziony, jednakże to, co z nim teraz wyprawiała, to, co mu przez chwilę zasugerowała - to było zdecydowanie zbyt wiele, by mógł tak łatwo powrócić do opanowania. Nie, gdy tak mocno pożądał słodyczy jej ust, dotyku gorącego ciała.
To nie był alkohol. Nie były to również kadzidła ani inne elementy wieczoru. Nie w jego przypadku. Nawet bez tego zalewała go fala gorąca za każdym razem, gdy łamali trochę ten nowy, nieoczekiwanie narzucany sobie dystans. Gdy czuł bijące od niej ciepło, nie był w stanie powstrzymać reakcji własnego ciała. Zbyt mocno go podniecała, za bardzo go do siebie przyciągała, żeby był w stanie to powstrzymać.
- Niedostatecznie. Niedostatecznie się zagalopowałaś - miał ochotę mruknąć, szukając jej spojrzenia, ale zamiast tego wzruszył ramionami. - To nic takiego. Mamy jeszcze drugą butelkę. Jeśli chcesz, możesz zachować tamtą - jego głos stał się cichszy i bardziej ochrypły, wzrokiem śledził butelkę, gdy ją ku niemu wyciągnęła.
Do momentu, w którym zamarła pod wpływem jego ruchu. Powinien cofnąć dłoń? Chciała, żeby się odsunął? Żeby nie dotykał jej w ten sposób? Zapędził się? Więc czemu w dalszym ciągu się uśmiechała a jej dłoń wcale nie wyplotła się z jego włosów? Dawała mu cholernie mieszane sygnały.
Miał wrażenie, że jego ciało lekko drżało w odpowiedzi na jej dotyk. Wydawało mu się, że ona też zadygotała. Nie oponowała, ale też nie zareagowała w żaden inny sposób. Zawahał się na chwilę, a jego ciało zareagowało nieco sztywno, gdy poczuł intensywną falę przyciągania, napotykając jej wzrok na ułamek sekundy. Przesunął dłonią po brzegu sukienki, czując ciepło jej skóry pod cienkim materiałem. Ręka mimowolnie zjechała z materiału, teraz otwarcie przesuwając się po odsłoniętej skórze.
Brwi Greengrassa delikatnie się uniosły, gdy poczuł przypływ pożądania. Uśmiechnął się zmysłowo, gdy poczuł ciepło jej ciała. Jego palce delikatnie przesunęły się wzdłuż jej łydki. Zbyt wiele? Z każdym oddechem stawał się coraz bardziej prowokacyjny w swoim zachowaniu, zapominając się pod wpływem atmosfery, która między nimi zapanowała. Zgiął nogi w kolanach, by spróbować zatuszować reakcję swojego ciała.
To nie był alkohol, to nie były kadzidła. To była żądza posiadania, brania i dawania, powrotu do domu w inny sposób niż zawsze. To ona nim kierowała. Lekko się poruszył, aby jego twarz znalazła się bliżej jej brzucha, zaczynał się wiercić, nawet jeśli tego nie dostrzegał. Usiłował nad tym panować, nie pokazywać jej tego pożądania.
Próbował się uśmiechnąć, ale jego wargi były zbyt suche. Wysunął język, zwilżając usta, starając się ignorować te fizyczne doznania. Zmrużył oczy we frustracji, zdając sobie sprawę z tego, że o ile mógł się nie odzywać, o tyle w tej chwili trudno było ukryć całą otoczkę, nawet jeśli zginał nogi w kolanach. Zadarł lekko głowę, by spojrzeć na nią z dołu, czując dreszcz przechodzący go od czubka głowy w dół. Cholera jasna.
- Butelka? - Spytał mimo wszystko, starając się przełknąć ślinę, miał nadzieję, że nic nie zauważyła.
Z pewnością nic nie powiedziała.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#28
14.12.2024, 00:59  ✶  

Ten wieczór był dziwny. Yaxleyówna sama się dosyć mocno miotała w tym, co się wokół niej działo. Nie panowała nad tym, co mówiła, nie do końca wiedziała, jak to brzmi. Nie była sobą, bo czuła się niepewnie. Nie miała pojęcia dokąd zmierzają, czy w ogóle istnieje jakaś nadzieja, czy to wszystko sobie uroiła. Strasznie kiepsko szło jej odczytywanie jego zamiarów, a przecież wydawało jej się, że rozumieją się bez słów. Czy to też sobie uroiła, czy faktycznie kiedyś tak było? Wypadałoby, aby poważnie się nad tym zastanowiła, zamiast tego jednak chyba próbowała jakoś płynąć, może się nieco podtapiała, ale to chyba nie było aż tak zauważalne, przynajmniej miała taką nadzieję. Brakowało jeszcze tego, aby wziął ją za wariatkę, chociaż w sumie może trochę na to zasługiwała, przecież strzeliła do niego z magicznej kuszy i wtedy wszystko zaczęło się komplikować, nie, żeby narzekała na te komplikacje, bo dobrze było mieć Ambroisa obok siebie, ale wolałaby, aby w końcu jej się to rozjaśniło. Wiedziała czego chce, nie umiała jednak stwierdzić, czy jest szansa, że on chciałby tego samego. Gdyby chodziło o kogoś innego to nie zastanawiałaby się ani chwili, po prostu dałaby się ponieść, przekroczyłaby granicę i zobaczyła, jak to się skończy. Nie chciała w tym przypadku jednak ryzykować.

- Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. - Nadal trochę obawiała się tego, że jednak nie spełni jego oczekiwań, co jeśli on chciał czegoś innego.

Ona również nieco gubiła się w tym, co jej mówił, co próbował jej przekazać. Nie do końca rozumiała te spojrzenia, bała się zresztą, że zbyt wiele sobie wyobraża, zdecydowanie prościej by było, gdyby zapytała go o wszystko wprost, tyle, że nie było jej z tym po drodze. Nie umiała tego zrobić. Nie chciała niczego popsuć, bo przecież miała tendencje do niszczenia wszystkiego wokół siebie.

- To jest jasne, sekret za sekret, nie śmiałabym wyciągać z ciebie czegokolwiek siłą. - Wiedziała, że tak to nie działa. Tajemnice przecież były jednymi z najbardziej cennych walut. Może kiedyś uda jej się to z siebie wydusić, wiele by dała, aby dowiedzieć się o czym myślał, co przed nią ukrywał, ale aktualnie chyba nie była gotowa na cenę jaką mogło to ze sobą nieść.

- Czy jakiś czas nas satysfakcjonuje? - Stać ich było na więcej, przynajmniej tak się jej wydawało, mogło się to również wiązać z dodatkowymi profitami, ale o tym nie wspomniała w głos. Nie miała pojęcia, jak zareagowałby na to, że cieszyłoby ją to, że mogłaby się w niego wtulać przy wszystkich, czy może nawet od czasu do czasu musnąć jego ust. Tak, to na pewno byłoby przyjemne. Eksperyment społeczny był całkiem niezłym argumentem, aby móc sobie na to pozwolić. Tyle, że ona chciałaby czegoś więcej, chciałaby, żeby patrzył na nią, jakby była jedyną kobietą na świecie, jakby należała do niego i nikogo więcej. Publika była jej obojętna, od zawsze, to tylko głupia zabawa, na której jej nie zależało. Zresztą uważała, że nawet lepiej by było, gdyby zaszyli się w jej mieszkaniu i tam zaczęli odkrywać siebie na nowo. Tyle jeszcze było przed nimi, mogłaby poznać każdy drobny szczegół jego ciała, pozostawić na nim ślady, które świadczyłyby o tym, że należy do niej... Tak, niedoczekanie. Musiała wrócić na ziemię.

- Oczywiście, stać nas na więcej, to prawda, a publika bywa wymagająca, nie powinniśmy ich rozczarować. - Jakby tu kiedykolwiek chodziło o kogoś innego niż tylko o nich. Nie mogła się opanować, chciała go dotknąć, położyć dłoń na jego policzku i znalazła ku temu odpowiedni powód. W sumie czy musiała mieć powód? Tak, wypadałoby, aby jakiś był, bo ciążyło na nich widmo wiecznej przyjaźni, której się kurczowo trzymali, nie wiedzieć czemu. Wiedziała, że na długo jej to nie wystarczy, już zaczynała wariować, nie mogła zapanować nad swoim ciałem, gdy znajdował się tuż obok niej. To mogło się skończyć katastrofą, przynajmniej dla niej.

- Doświadczony rycerz z ciebie. - Nigdy jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało, a teraz trochę zaczęło? Nie chciała, żeby znajdował sobie inne królewny, to powinno być tylko i wyłącznie jej miejsce, czuła, ze to było właściwe, tyle, że nie potrafiła z siebie tego wyrzucić. Cóż, jeśli przygrucha sobie kogoś nie będzie mogła mieć do niego o to pretensji. To zresztą nie byłoby nic dziwnego, każdy musiał od czasu do czasu dać upust wypełniającym go emocjom. Tyle, że nie podobały jej się te myśli, nie potrzebował nikogo innego, miał przecież ją, szkoda, że nie patrzył na nią w ten sposób. Bardzo szkoda, bo byłaby gotowa w to wejść nawet teraz.

- Jak na razie... - Powtórzyła za nim. Cóż, pewnie prędzej, czy później to się zmieni, podejrzewała, że prędzej, na pewno znajdzie się jakaś panna, która zechciałaby go widzieć jako swojego rycerza, najchętniej wydrapałaby jej oczy, ale chyba musiała się pogodzić z tym, że właśnie tak się stanie.

- Tak, świt zalicza się do poranka. Nie jestem jednak pewna, że o świcie będę pełna sił. Kto wie, kiedy wrócimy do domu. - Takie przyjęcia potrafiły się przeciągnąć do wschodu słońca. Nie miała pojęcia, jak potoczy się to teraz, trudno było to zakładać, jedyne, czego była pewna to to, że wyjdą stąd razem, bo w końcu tak ustalili. Wylądują w jej mieszkaniu tak, czy siak. Pewnie odeśpią parę godzin i wrócą do szarej rzeczywistości. Spanie było jednak w tej chwili ostatnią rzeczą, którą chciała robić po powrocie do domu. Pojawiało się wiele innych, dużo ciekawszych możliwości, które podsuwał jej umysł, szczególnie kiedy się w niego wpatrywała.

- Kto wie, kto wie, wszystko w twoich rękach Roise. - Ona również się w niego wpatrywała, miała wrażenie, że zawiesili się na moment, zniknęli gdzieś z dala od tego przyjęcia, a świat wokół nich, jakby się zatrzymał. Zabłądziła, zdecydowanie, tyle, że znowu pojawiło się małe światełko nadziei, bo on też patrzył na nią, albo jej się wydawało, albo zauważyła w jego oczach błysk, czy na pewno, może nie. Nie powinna sobie nic dopowiadać. Przełknęła głośno ślinę, co trochę przywróciło ją do rzeczywistości.

- Zasługujesz na najwspanialszą królewnę, na pewno kiedyś taka ci się trafi. - Mogłaby mu pomachać przed twarzą i krzyknąć, że już tu jest i tylko czeka, aż wreszcie to zauważy, ale była chyba bardziej jego kumplem, najlepszą przyjaciółką, sam to powiedział chwilę wcześniej. Tego powinna się trzymać, chociaż te drobne gesty, którymi raczyli się tego wieczora mogłyby wskazywać, że chcieli czegoś więcej.

Atmosfera między nimi gęstniała z każdą mijającą minutą. Czuła to. Może to miał być ten moment. Gdy się nad nim nachyliła była bliska tego, żeby przekroczyć granicę. Bardzo bliska, wystarczył jeden ruch i mogłaby się do niego zbliżyć na tyle, aby mieć możliwość złączyć ich usta w pocałunku. To na pewno byłoby miłe, tak, bardzo by tego chciała. Tyle, że znowu - zawahała się. Nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się, aż tak bardzo wątpić w to, czy odpowiednio odczytywała sygnały. To raczej było proste, albo miała ochotę się do kogoś zbliżyć i on do niej też, albo nie. Zbyt wiele mogliby stracić, gdyby dali się ponieść tej magicznej chwili. Przemawiał przez nią rozsądek? Nie miała pojęcia, to jej się nie zdarzało, jej wola była dzisiaj wyjątkowo silna. Nie miała pojęcia, jak długo uda jej się gasić to żarzące się w niej uczucie, miała wrażenie, że z każdą minutą robi się coraz silniejsze i w końcu nadejdzie moment, w którym będzie musiała ugasić to pragnienie.

Dotyk jego palców na jej łydce wcale tego nie ułatwiał. To było jednoznaczne, nadal jednak zastanawiała się, czy faktycznie tego chciał, czy dokładnie tego pragnął? Wystarczyłoby tylko jedno słowo, jedno głupie słowo, a byłaby mu w stanie dać wszystko, wszystko czego chciał. Tak, powoli zaczynała się spalać, wiedziała, że przed tym nie będzie już ucieczki. Darzyła go uczuciem innym od przyjaźni, uświadamiała to sobie od jakiegoś czasu, ale teraz nabierała pewności. Jeszcze nigdy nie zdarzyło im się zbliżyć do siebie aż tak, nie w ten sposób.

- Nie powinnam chyba, aż tyle pić. - Przygryzła dolną wargę i uniosła wzrok w stronę nieboskłonu. Trochę bała się tego, co zobaczy w jego oczach, co jeśli była to tylko chwilowa zachcianka? Jeśli otumanił go nastrój tego miejsca, a ona chciała czegoś więcej. Czy to było właściwe? Oczywiście, że nie odezwała się na ten temat ani słowem, nie miała zamiaru psuć tej krótkiej chwili zapomnienia, która się między nimi pojawiła. Nie, żeby to mogło rozjaśnić jej całą sytuację.

Nie przestawał jej dotykać, to było naprawdę przyjemne, może robił to nieświadomie? Nie, to nie mogło być nieświadomie, słyszała przyspieszony oddech, chociaż starała się go ignorować, to musiało znaczyć coś więcej. Wymksnęło jej się z ust ciche jęknięcie, nie powinna sobie na to pozwolić. Opuszki palców Geraldine w końcu zeszły nieco niżej, teraz wędrowały ku jego szczęce, bardzo delikatnie i powoli jej dotykała, jakby chciała zapamiętać to, co czuje pod palcami. To nie było nic takiego, tylko niewinny dotyk (strasznie niewinny), ale próbowała to sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć.

Wiedziała, że jeszcze chwila i nie będzie w stanie dłużej udawać, że to nie jest wcale nic takiego. Przyspieszone bicie serca, skóra płonąca pod dotykiem jego palców, to nie było nic takiego. Przepadła, pozwoliła sobie obdarzyć go uczuciem, które nie mogło pojawić się między przyjaciółmi. Mogła mieć nadzieję, że to niczego nie spieprzy, że jakoś to będzie. Tak właściwie przecież jeszcze nie przekroczyli granicy, nie w ten najbardziej oczywisty sposób.

Przeniosła na niego swoje spojrzenie, ponownie dopiero kiedy odezwał się ponownie. Butelka. Zupelnie o niej zapomniała, kiedy zaczęła się zatracać w tym, co się między nimi działo. To ją odrobinę otrzeźwiło, chociaż czy aby na pewno? Miała nadzieję, że nie oderwie go to od tego, co robił jeszcze przed chwilą, nie chciała, aby przestawał, bo robiło jej się za bardzo przyjemnie. Nie była jeszcze gotowa na to, aby znaleźć się na ziemi.

- Proszę. - Jej ręka w końcu się poruszyła i przesunęła jeszcze bliżej niego, w końcu na tyle, aby mógł ją od niej przejąć. Odwróciła wzrok ponownie, uciekała przed konfrontacją, może nie powinno w ogóle dojść do żadnej? Tak było prościej, nie musieli nic mówić, mogli po prostu skorzystać z tej krótkiej chwili, która się między nimi pojawiła. Nie przestawała błądzić palcami po jego twarzy, zatrzymały się na moment za uchem mężczyzny, gdzie potarła jego skórę kilka razy.

Gdy przekazywała mu alkohol zupełnie przypadkiem dotknęła jego dłoni, znowu poczuła te cholerne iskry pod skórą, które nie dawały jej spokoju. Coś ją do niego przyciągało, w zupełnie nowy sposób, bardzo chciałaby po to sięgnąć, ale nie miała świadomości, czy to byłoby właściwe, chciała w końcu odrzucić te wszystkie wahania i po prostu dać się ponieść, ale chyba czekała na jakiś znak od niebios, że naprawdę było to właściwe.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#29
14.12.2024, 17:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.01.2025, 02:13 przez Ambroise Greengrass.)  
Zaskakiwała go od samego początku. Tak naprawdę od pierwszego momentu, gdy się poznali. Nastawiał się na konfrontację, bo tak dla niego wtedy wyglądała. Tak dano mu do zrozumienia, skoro reszta personelu się przed nią chowała. Tymczasem ich rozmowa przebiegła naprawdę dobrze i gładko. Nawiązali nić porozumienia. Ciekawe czy nadal miała tamten szal? Zaskoczyła go tamtego wieczoru. Stale go zaskakiwała.
Tym, gdzie spotkał ją kolejny raz. Tym, co mu wtedy powiedziała i jak zareagowała na całą sytuację. Że zachowała cholernie dużo zimnej krwi w sytuacji, w której wiele innych osób zaczęłoby zupełnie panikować. Tym, w jaki sposób z nim współpracowała w momencie kryzysu, że nie uciekła z kraju. Została.
Kolejny raz go zaskakując, gdy w jednej chwili wydała mu swój sekret a w kolejnej na niego naskoczyła. Wybuchła na niego, nie chciała mieć z nim do czynienia. Moment później, no, kilka miesięcy później jednak chciała. Choć nie miał pewności, na ile z powodów wyrzutów sumienia, na ile z powodu tej siły, która na nich działała, na ile zaś przez to, że po prostu chciała.
Nie wiedział, czego pragnęła. Wiedział wyłącznie, że to, co mieli już nie działa. Nie dla niego.
- To już nie zależy ode mnie - nie patrzył na nią wcześniej, ale teraz na powrót przeniósł wzrok na twarz Geraldine, unikając jednak jej spojrzenia.
Spoglądał na jej wargi. Miękkie malinowe usta, które nieznacznie się poruszały, gdy mówiła i drżały, gdy oddychała. Dałby naprawdę wiele, żeby znowu ich posmakować. Chciał poznać ich smak, porównując go do tamtego dnia, gdy już ich dotknął.
Przez kilka minut wydawało się, że mogło ich połączyć coś znacznie głębszego i satysfakcjonującego. Gdyby ktoś go wtedy spytał o oczekiwania, bez wahania powiedziałby, że w nich była. Naga, rozczochrana, zdyszana w jego ramionach. Wpatrzona w niego tymi naprawdę niebieskimi oczami, które teraz odbijały światła ogrodowych latarni.
Myślał o niej w ten sposób. Tamtego wieczoru być może ona też o nim tak myślała. A jednak nie wykorzystali tamtej szansy. Pozwolił, żeby się od niego oddaliła. Odepchnął od siebie tamte możliwości a później już nie wydarzyła się żadna okazja, aby je odzyskał. Zamiast tego zaczęli pałać do siebie niechęcią. A teraz?
Teraz się przyjaźnili. Miał przed nią sekrety. Nie chciał, ale nie zamierzał pozwolić na to, aby je poznała.
- Jasne, że byś nie chciała - odparł nie kryjąc ironii w głosie, bo przecież już nie raz to robiła.
Była uparta, podskakiwała do niego, a bez wątpienia z uwagi na prawie żadną różnicę wzrostu miała bardzo wygodną pozycję, by to robić. Ciągnęła go za język, tak właściwie to nieświadomie mu go plątała. Nie, zupełnie nie wierzył w to, że nie zamierzała mu truć dupy i usiłować wyciągać z niego kolejne sekrety.
Była w tym naprawdę upierdliwie skuteczna, gdy naprawdę tego chciała. W jednej chwili zapierał się rękami i nogami przed mówieniem jej o czymś, czego nie chciał z siebie wyrzucać, natomiast w kolejnej łapał się na tym, że i tak zaczynał jej o tym mówić. Nie miał zielonego pojęcia, czemu tak na niego działała.
Ich relacja była przedziwna. Tyle tylko, że jeśli wcześniej w całkiem pozytywnym sensie to teraz miał wrażenie, że zdecydowanie zbyt mocno się skomplikowała. On ją komplikował, bo miał opory przed zrobieniem czegoś, co leżało tylko i wyłącznie w jego kwestii.
Powinien otworzyć usta. Równie, jeśli nie szybciej niż wtedy, gdy pękał ze swoimi przemyśleniami i zaczynał o nich mówić. Wóz albo przewóz, prawda? Chciała tego albo tego nie chciała. Tu nie było zbyt wiele innych możliwości a ta sytuacja zaczynała być stanowczo zbyt dusząca.
Niby nie mogła być jeszcze bardziej zagmatwana a jakimś cudem miał wrażenie, że z dnia na dzień coraz bardziej się taka stawała. Nawet tego wieczoru czuł się pogubiony w tym wszystkim, co sobie mówili czy robili. Nie wiedział jak powinien interpretować spojrzenia, które Geraldine rzucała w jego stronę. Nie miał pojęcia, czego od niego oczekiwała, gdy coraz bardziej się do niego zbliżała. Gdzie leżała granica między niewinnymi gestami ze strony przyjaciół a gdzie wkraczali na znacznie bardziej grząski grunt.
Kiedy dotykała jego policzka, czy to była wyłącznie gra towarzyska? Rozmawiali o tym wyłącznie w kontekście prowokacji i wywoływania kontrowersji, ale jednocześnie miał wrażenie, że było w tym stanowczo zbyt wiele niewypowiedzianych słów, że ich rozmowa aż ociekała podtekstami.
Zresztą, co mu było po tym wszystkim, jeśli to miała być dla niej wyłącznie drobna gierka? Jeśli tylko tego oczekiwała to nie chciał tego robić. Co prawda nie zamierzał o tym mówić. Nie chciał wyjść na sztywniaka (no, nie w tym sensie) czy nudziarza. Jego opinia sama wskazywała, że taki nie był, ale raczej na dłuższą metę zbyt mocno by go to dojeżdżało.
Chciał, żeby też go pragnęła. Nie grała, nie odstawiała pokazówki przed towarzystwem. Chciał, żeby była w stanie spojrzeć na niego tak jak on zaczął patrzeć na nią. Być może kiedyś go pokochała, bo był tego cholernie blisko. Chciał móc ją kochać, chciał, żeby go kochała. Czy to naprawdę było aż tak wiele? Miał zbyt duże oczekiwania wobec życia?
Czasami odnosił wrażenie, że to była po prostu karma. Pierwsza prawdziwa ironia losu za te wszystkie momenty, kiedy zachowywał się ślisko. Kiedy to on robił grę towarzyską z przelotnych relacji z młodymi pannami. Nie miał żadnych złudzeń. Któraś z pewnością wylała za nim naprawdę wiele łez. Niejedna chciała, żeby było z tego coś więcej, nawet jeśli nigdy żadnej tego nie obiecywał.
Teraz rzeczywistość upomniała się o wyrównanie rachunków. Wreszcie zaczęła go dojeżdżać, stawiając mu przed nosem kogoś, kogo on pragnął. Tylko po to, żeby ona go nie chciała. Nieważne, co sobie obecnie roił w głowie. Najpewniej wcale nic mu nie sugerowała. W innym wypadku mieliby już jasność. Nie potrafiłaby aż tak dobrze udawać obojętności. Nigdy im to nie wychodziło, nawet wtedy, kiedy się kłócili. Więc chyba nie mógł oczekiwać niczego więcej od tej tymczasowej zabawy ku zgorszeniu gawiedzi?
- Nie. Nie satysfakcjonuje. Racja - instynktownie skinął głową unikając jej spojrzenia.
Ani chwilowo, ani na dłuższą metę. Trudno mu było powiedzieć, by to, co odczuwał dało się nazwać satysfakcją. Wręcz przeciwnie. Czuł się coraz bardziej zmieszany i zamotany. Na wzór zdenerwowanego, nie do końca świadomego uczniaka, który chciał wziąć ją za rękę, ale się tego obawiał. Jednocześnie w swojej głowie robiąc wiele więcej z tymi samymi rękami, których ku niej nie wyciągał. To było irytujące. Czuł się jak pierdoła.
Tym bardziej, gdy zasłaniał się robieniem rzeczy zgodnie z tym, czego mogła od nich oczekiwać publika, gdy w rzeczywistości miał raczej głęboko wywalone na cudze opinie. Nie obchodziło go to, co myślała gawiedź. Co mówiła o nich elita. Miał własne opinie i te cholerne niespełnione pragnienia, które tak bardzo mu wszystko utrudniały.
Może, gdyby zmusił się do ich wypowiedzenia, odzyskałby grunt pod nogami. Z pewnością sytuacja jakkolwiek by się wyklarowała. A jednak dalej się przed tym powstrzymywał. Nazywał się człowiekiem czynu, słowa rzeczywiście przychodziły mu z trudnością, ale w tym momencie był też cholernie daleko od działania. Znajdował się w jakimś dziwnym stanie zawieszenia.
- Nie będziesz. Oboje nie będziemy, gwarantuję ci to. Ta impreza jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa - stwierdził z przekonaniem, unosząc kąciki ust.
- Wszystko w moich rękach? Odważnie - uniósł brwi, uśmiechając się przy tym bez jakichkolwiek obaw, czy właściwie go teraz rozumiała. - Wiesz, niektórzy uznaliby oddawanie mi pełnej kontroli za kolejne kontrowersyjne posunięcie - wystarczyła chwila, żeby trochę się zapomniał, szczególnie, że miał wrażenie, że z nim flirtowała. - Czyżbyś chciała, żebym pokazał ci, co potrafię zrobić - urwał na chwilę, reflektując się, że chyba trochę zbyt mocno się zapędzał, bo w istocie wcale nie to musiała mieć na myśli - żeby wykorzystać to potem przeciwko mnie nad ranem? - on z nią flirtował, ona wcale tego nie odbijała, prawda?
Zachowywała się po prostu jak ona. Geraldine zawsze się tak zachowywała. Po prostu. Bez dwóch zdań. Znowu coś sobie roił, gdy ona była po prostu przyjacielska. Tak to musiało w istocie wyglądać.
- Nie dam się na to złapać. Wiesz o tym, prawda? - starał się nadać tym słowom lżejsze brzmienie, być w nich bardziej przyjacielski, bo przecież tego od niego oczekiwała.
- Możliwe - odpowiedział bez uśmiechu, czując nagły przypływ goryczy na te słowa, które padły z ust Geraldine.
Naprawdę nie potrzebował takich zapewnień. Zachowywała się jak jego babcia. Naprawdę nie potrzebował, żeby próbowała go w taki sposób pocieszać, dając mu do zrozumienia, że gdzieś tam ktoś na niego czekał, bo ona przecież już kogoś miała. Była w kimś zakochana, sama mu to powiedziała.
Miał ochotę na nią za to furknąć, choć przecież niczym sobie na to nie zasłużyła. Po prostu nie miała od niego żadnych oczekiwań prócz przyjaźni. Miała do tego prawo. Nawet jeśli go to drażniło, bo przecież miała go tuż przed sobą. Nie musiała rozglądać się za mężczyznami, którzy jej nie chcieli.
Za kimkolwiek tak bardzo szalała, jeśli ten koleś faktycznie jej nie dostrzegał to zasługiwała na kogoś kto nie dawałby ciała w ten sposób. Już kogoś takiego miała, jednak w dalszym ciągu wolała szukać dalej. Irytowało go to. Kolejny raz tego wieczoru mu to zrobiła.
Była miła, ale to nie bycia miłą teraz od niej chciał. Przeciwnie. Pożądał dzikości, namiętności, żądzy ciała. Tego, żeby żadne z nich nie musiało nad sobą panować, bo instynktownie wiedział, że dogadaliby się pod kątem upodobań. Mogliby sobie darować początkowe nieśmiałości, otwarcie dając się porwać chwili. Tyle tylko, że nie patrzyła na niego w ten sposób.
Cokolwiek mieli, zniknęło tamtego wieczoru ponad rok temu. Wtedy mogli mieć wszystko. Teraz nie.
- Już jedną miałem. Wyparowała. Raczej zostanę przy księżniczkach z doskoku - mruknął nie mogąc się przed tym powstrzymać, ale przecież się przyjaźnili, więc mógł jej mówić takie rzeczy.
Nie musiała wiedzieć, o kogo chodzi. Ba. Nie miała się tego dowiedzieć. Zamierzał o to zadbać, stawiając kolejne granice, szczególnie że ona też się przed nim przecież zamykała.
No cóż. Nie wychodziło mu to. Nie potrzebował wiele, żeby sobie uświadomić, że dawał w tym ciała. W dalszym ciągu okropnie go do siebie przyciągała. Kiedy muskała go palcami po głowie, coraz ciężej mu się oddychało, kiedy zaczęła sunąć nimi po jego twarzy, serce prawie wyskoczyło mu z piersi. Niemal ucałował ją w rękę, prawie to zrobił.
To nie był niewinny dotyk. Nic z tego, co się działo w tej chwili nie było niewinne. Nie, jeśli powodowało w nim kolejne fale gorąca, przyspieszony oddech i wrażenie, że wystarczyła jeszcze dosłownie chwila, ułamek sekundy, żeby zrobił coś tak pochopnego jak to, co przez cały czas błądziło mu po głowie. Szczególnie teraz, kiedy ciepłe palce Geraldine dotykały jego skóry, muskając go w taki sposób, że mimowolnie rozchylał usta, jednocześnie zaciskając zęby.
Starał się nie dać po sobie poznać tego, co z nim robiła, ale chyba na próżno. Oboje to dostrzegali, prawda? Zaczęli coraz bardziej przekraczać postawioną sobie granicę. W przeciągu ledwie kilku minut przesunęli ją niemalże do samego końca. Rozciągnęli ją tak jak to tylko było możliwe. Nadal istniała, jednak była cienka, naprawdę cienka niczym bańka mydlana, która mogła prysnąć dosłownie w każdej sekundzie.
A przecież to nie było takie proste. Nie wydawało mu się, żeby mogło być. Szczególnie, gdy mówiła o tym alkoholu buzującym nie tylko w jej żyłach. Stosunkowo szybko nadrobili wszelkie zaległe kolejki, bo przecież wtedy przy fontannie byli jeszcze całkiem trzeźwi. Wypili naprawdę dużo na raz. Nic dziwnego, że oboje zaczęli tracić nad sobą kontrolę. Trudno było zapanować nad sobą w tym stanie.
Miał wrażenie, że krew w jego żyłach dosłownie zawrzała, gdy usłyszał dźwięk wydostający się spomiędzy warg dziewczyny. Coś, co sprawiło, że poczuł drżenie własnych rąk, bezwiednie mocniej dotykając jej ciała. Zatapiając palce w skórze Geraldine, jakby wystarczyła dosłownie sekunda, aby ją do siebie przyciągnął.
Pozwalał sobie na coraz więcej a ona odpowiadała mu dotykiem sunącym odważniej po jego szczęce. Mogła zsunąć ręce niżej. Chciał je poczuć znacznie bliżej swojego ciała, instynktownie znowu się wiercąc. To była wygodna pozycja, naprawdę wygodna, choć równie odsłaniająca. Nie patrzyła na niego. Spoglądała w niebo, ale nie miał pewności czy nie dostrzegła tego, co się działo. Widziała? Mogła posunąć się niżej, przesunąć mu palcami po szyi, rozpiąć koszulę, sięgnąć, zostawić ślady paznokci na skórze.
W jego myślach nie było miejsca na wiele wątpliwości. Jeśli tego pragnęła to już go miała.
Chciał słyszeć jej reakcje, nader wszystko pragnął teraz przycisnąć ją do siebie, aby znowu to zrobiła. Głośniej, bardziej niecierpliwie, zaciskając zęby na płatku jego ucha, za którym teraz potarła go palcami, wyzwalając u niego falę gorąca.
Jedynym, o czym był w stanie teraz myśleć było obrócenie się w jej stronę. Podciągnięcie się na rękach w taki sposób, aby móc zalać pocałunkami jej odsłonięty dekolt. Uszczypnąć ją zębami w szyję, zostawić na niej ślad tego samego języka, którym później już w domowym zaciszu pokazałby jej wiele więcej, odbierając jej już i tak płytki oddech.
Mógłby zamknąć ją w ramionach, naprzeć na nią ciężarem ciała, przewracając ich na płaszcz. Mając świadomość, że kwiaty doszczętnie by się pogniotły, że z pewnością musieliby się stąd wymknąć, bo w innym wypadku wszystko byłoby jasne już na pierwszy rzut oka. Jednak wcześniej mogliby się po prostu całować. Dotykać. Przekraczać granice w taki sposób, o jakim jeszcze chwilę wcześniej nie mogli marzyć.
Jednakże to nie było miejsce, aby to robić, prawda? Nieważne, że w tym momencie dawała mu sygnały, które instynktownie interpretował jako przyzwolenie na kolejne muśnięcia palców spragnionych dotyku jej ciepłej skóry pokrytej gęsią skórką mówiącą jeszcze więcej. Alkohol buzował im w żyłach.
Kto wie, może nie tylko alkohol? Ambroise normalnie uznałby to za całkiem ironicznie wdzięczną wymówkę. Przerzucenie odpowiedzialności na otumaniające substancje tylko po to, żeby móc robić to, do czego pchało go narastające pożądanie. Ba, zazwyczaj nie miałby z tym najmniejszego problemu, ale teraz z jakiegoś przedziwnego powodu nadal się powstrzymywał.
Z nikim innym nie miał tyle samoświadomości, co przy Geraldine. Przy nikim innym nie stawiałby sobie aż tylu ograniczeń. Już dawno znalazłby pretekst, żeby znaleźć się sam na sam. Tygodnie, jeśli nie miesiące temu wylądowaliby w łóżku. Później poza nim. Wszędzie, gdzie byłoby wygodnie, by się tak blisko dotykać. Nie doszłoby do tego wieczoru. Już wcześniej mieliby całkowitą jasność. Poznałby wszystkie zakamarki jej ciała.
Albo dostałby w twarz. Nie chciał tego spierdolić. Byli pijani, nie kontrolowali się. Na co dzień nie zachowywali się w ten sposób. W żadnej innej sytuacji tak na niego nie reagowała. To były wyjątkowe okoliczności. Wyjątkowo trudne, bo chciał jej teraz, ona też go chyba chciała, ale rano to nie byłoby to. Żałowaliby popsucia tej relacji, prawda?
Zresztą sama mówiła - była pijana. Nie powinna aż tyle pić. Miał w sobie na tyle zdrowego rozsądku, żeby zrozumieć ten przekaz. Nie chciał być chujem. Przyjaźnili się, powinna być bezpieczna w jego towarzystwie. Nie mógł powstrzymać reakcji własnego ciała, ale nie był niewolnikiem żądz. Nie zrobiłby czegoś, czego na trzeźwo od niego nie pragnęła.
Zagryzł zęby, biorąc od niej alkohol i wbijając wzrok w zawartość, żeby odwrócić uwagę od bliskości jej ciała. Jego palce zamarły na łydce dziewczyny, kiedy ich dłonie przypadkowo się ze sobą zetknęły i przeleciała między nimi ta iskra. Niemal fizyczna.
- To wszystko jest zbyt mętne - stwierdził, jakby na dowód swojego nagłego stwierdzenia unosząc butelkę pod światło i przechylając ją to w jedną, to w drugą stronę.
Oczywiście, że nie miał na myśli zawartości butelki, ale ona całkiem wygodnie faktycznie wydawała się trochę zmętniała. Nie tak klarowna jak powinna być, choć raczej było to wynikiem czyjegoś niedopatrzenia przy procesie produkcyjnym a nie dodawaniem czegoś do środka.
Zresztą ktoś kto nie znał się na substancjach z pewnością by tego nie dostrzegł. To było czepianie się drobnostek, odwracanie uwagi od sytuacji, która niemal się między nimi wydarzyła. Próbował przekierować własną uwagę z ciała Geraldine na butelkę, którą mu podała, jednocześnie zsuwając się z kolan dziewczyny.
Wcale nie chciał tego robić, ale sposób, w jaki na niego działała sprawiał, że niemal stracił nad sobą panowanie. Byli pijani, nie mogli podejmować właściwych decyzji. Nie to, aby zazwyczaj mu to w czymkolwiek przeszkadzało, jednak z nią wszystko było inaczej. Oni byli inni. Nie chciał tego, nie chciał wykorzystywać okazji pod wpływem, nawet jeśli teraz wydawało mu się, że ona też go teraz chciała.
Mogli do tego wrócić rano. Na trzeźwo. Porozmawiać o tym, czego faktycznie od siebie oczekiwali. O tym, co się między nimi działo. Czy sytuacja rzeczywiście tak wyglądała. Nie tu i nie teraz, nie zasługiwała na to, żeby obmacywali się po pijaku pod krzakami w ogrodzie, w którym ktoś mógł ich zauważyć.
Nie to, aby mu to kiedykolwiek przeszkadzało, nie był przesadnie szybko żenującym się człowiekiem, ale wolał, by jej opinia pozostała przez niego nie poszlakowana. Tym bardziej, jeśli to miałby być jeden wieczór, chwila zapomnienia i miesiące, jeśli nie lata poczucia zażenowania.
- Nie wiem, co jest w tym alkoholu, ale na pewno nie pomaga mi w trzeźwym myśleniu - wciągnął powietrze, biorąc głęboki wdech i starając się usiąść w taki sposób, żeby jego fizyczny stan nie był aż tak jawny, nie tak rażący.
Nie chciał, żeby go źle zrozumiała. Co gorsza, z pewnością by go źle nie zrozumiała. Tu nie było możliwości innej interpretacji niż to, że cholernie pożądał jej i jej ciała. To, co z nim robiła było niepojęte. I mimo że jeszcze przed chwilą sam krytykował mętność alkoholu, teraz pociągnął głęboki łyk z butelki.
Łyk za łykiem, wieczór mijał a oni? Trwali...
Koniec sesji


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (18885), Ambroise Greengrass (25491)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa