16.12.2024, 16:35 ✶
Leon zaperzył się widocznie. Zmrużył oczy, ściągnął brwi i lekko przekrzywił głowę jak pies, który próbuje ogarnąć swoim małym rozumkiem, co się do niego mówi. Brakowało tylko odsłonięcia górnej wargi, żeby obnażyć kły.
- Muszę, nie muszę, po coś tu przyleźliście, a nie jesteście zbyt wylewni - powiedział przez zaciśnięte zęby, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uniósł nawet nieco podbródek w wyzywającym geście.
Charles nie widział po jego postawie, by ten kłamał. Co innego Rodolphus, który dostrzegł spięcie mięśni i małą kropelkę potu, która pojawiła się na skroni mężczyzny. Był gotów do tego, by wyciągnąć różdżkę zza pleców i zmusić Leona do tego, żeby usiadł: przyszedł tu z pewnym planem, a konkretniej z planem użycia legilimencji. Ale czy to naprawdę było potrzebne? Widział przecież wyraźnie, że mężczyzna ściemniał. Lecz czy na pewno mógł zaufać samemu sobie w tak delikatnej sprawie? Odchrząknął, zwracając na siebie uwagę Leona.
- W jaki sposób niby możecie mi zmienić tożsamość? - prychnął, najwyraźniej wyczerpując tym samym cierpliwość Rodolphusa. Lestrange wyciągnął różdżkę, jednak gest ten był na tyle powolny, by Leon doskonale widział, co się święci. Nie zamierzał go zaskakiwać jakimkolwiek atakiem.
- Powiedzmy, że każdy z nas ma pewien szczególny dar - odpowiedział zagadkowo, unosząc kącik ust. Wskazał różdżką na krzesło, stojące przy stole alchemicznym. - Pozwoli pan, że się upewnię co do pańskich słów?
Zapytał słodkim głosem, obserwując nieufne spojrzenie mężczyzny. Zacisnął szczęki oraz dłonie, które momentalnie zawinęły się w pięści.
- Śmiecie mi grozić we własnym domu? - zasyczał, ani myśląc pozwolić po dobroci mężczyźnie na... cokolwiek ten planował. Rodolphus westchnął, cmoknął nawet z dezaprobatą.
- Pomożesz panu? - zapytał Charlesa, na razie nie wykonując żadnych ruchów, które mogłyby świadczyć o tym, że planuje miotnąć w niego zaklęciem.
- Muszę, nie muszę, po coś tu przyleźliście, a nie jesteście zbyt wylewni - powiedział przez zaciśnięte zęby, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uniósł nawet nieco podbródek w wyzywającym geście.
Charles nie widział po jego postawie, by ten kłamał. Co innego Rodolphus, który dostrzegł spięcie mięśni i małą kropelkę potu, która pojawiła się na skroni mężczyzny. Był gotów do tego, by wyciągnąć różdżkę zza pleców i zmusić Leona do tego, żeby usiadł: przyszedł tu z pewnym planem, a konkretniej z planem użycia legilimencji. Ale czy to naprawdę było potrzebne? Widział przecież wyraźnie, że mężczyzna ściemniał. Lecz czy na pewno mógł zaufać samemu sobie w tak delikatnej sprawie? Odchrząknął, zwracając na siebie uwagę Leona.
- W jaki sposób niby możecie mi zmienić tożsamość? - prychnął, najwyraźniej wyczerpując tym samym cierpliwość Rodolphusa. Lestrange wyciągnął różdżkę, jednak gest ten był na tyle powolny, by Leon doskonale widział, co się święci. Nie zamierzał go zaskakiwać jakimkolwiek atakiem.
- Powiedzmy, że każdy z nas ma pewien szczególny dar - odpowiedział zagadkowo, unosząc kącik ust. Wskazał różdżką na krzesło, stojące przy stole alchemicznym. - Pozwoli pan, że się upewnię co do pańskich słów?
Zapytał słodkim głosem, obserwując nieufne spojrzenie mężczyzny. Zacisnął szczęki oraz dłonie, które momentalnie zawinęły się w pięści.
- Śmiecie mi grozić we własnym domu? - zasyczał, ani myśląc pozwolić po dobroci mężczyźnie na... cokolwiek ten planował. Rodolphus westchnął, cmoknął nawet z dezaprobatą.
- Pomożesz panu? - zapytał Charlesa, na razie nie wykonując żadnych ruchów, które mogłyby świadczyć o tym, że planuje miotnąć w niego zaklęciem.