Nietrudno było pojąć, że kiedy zapraszasz drużynę z zadupi Ścieżek to coś się odjebie. Nie trudno też odgadnąć, że jest taka szansa, że ksiądz będzie tak zszokowany, że uwierzy we wszystko, co zostanie mu wciśnięte. Włącznie ze śmietaną. I z tym, kim była. I że Panzerfaustyna to taki nowy zakon, a ona reprezentuje go swoim imieniem. Naturalność zwątpienia we własną drużynę była tutaj nieunikniona, ale Maeve miała tutaj trzymać ich wspólne IQ w górze. Ta jedna komórka, która w jej dłoniach miała lśnić jak ta pochodnia trzymana przez Statuę Wolności. I chuj, że to był kamień, więc lśnić to nie chciała. Kto jak kto, ale oni by coś na to zaradzili! Krótkie spojrzenie Sauriela po jednym i po drugim cień tego zwątpienia zdradzała. Na szczęście było to spojrzenie słane nad słoikiem bitej śmietany, więc nie mogło wyglądać dostatecznie poważnie. Tak jakby Sauriel odjebany w strój księdza i z przylizanym włosem miał w ogóle szansę poważnie wyglądać. Jak wiele u człowieka mogła zmienić stylizacja... stawał się innym sobą! Oczywiście, że stawał. Przecież już nie był Saurielem - był Joachimem.
- Sprawdzam, czy poza cycami nic ci z tej sutanny nie wystaje. - Uniósł jedną brew, uśmiechając się bezczelnie. Ostrzeżenie zostało przyjęte - darował sobie obczajanie Azjatki, która na zawołanie zmieniała swoją aparycję. Nie na co dzień na twojej klatce piersiowej ląduje dłoń Maeve bez intencji połamania ci kości. Sauriel - ojciecj Joachim - bardzo doceniał takie przejawy subtelności i wrażliwości od strony tej kobiety. To było jak taka laurka z napisem "kocham cię", tylko zamiast słowa "kocham" było tam "nie zabiję". Bardzo urocza laurka. - Mama mówiła, że na czkawkę trzeba dużo pić. - Adekwatnie do tego, że szli do kościoła. - Będzie dobrze, dziunia. Zaufaj mi. - Powiedział to zaskakująco spokojnym głosem. Prawie jakby wiedział, co robi. A nie mógł wiedzieć, skoro odpierdalali taką akcję. Przecież... no nie mógł!
- Szczęść Boże, ojcze Bobie. - Wszystko pięknie, fajnie, ale Sauriel to nie był zajebistym aktorem. Właściwie to w ogóle nie był aktorem i jedyne, co mu wychodziło, to robienie poker face, kiedy robił sobie żarciki z zabijania ludzi przy pospólstwie. Albo i nie pospólstwie, ale przed ludźmi nieprzystosowanymi do pewnych nowin.
jak skutecznie Sauriel się wczuwa w rolę?Akcja nieudana
Najgorsze w tym wszystkim było to, że kiedy tak grałeś to nawet nie miałeś lustra przed sobą. Więc chuja tam wiedziałeś, co ci wychodzi, co nie wychodzi... to co Sauriel poczuł na pewno, że nie udało mu się tego poker face'a utrzymać. Więc się już wyszczerzył - jak debil, rzecz jasna. I to był bardzo urokliwy uśmiech. Pewnie dlatego ksiądz Bob cofnął się o krok do tyłu i nagle się wzdrygnął. Nie zdążył się skupić na kwadratowej szczęce Stanleya i pomyśleć o dotykaniu go. Błąd - Stanleya trzeba było rzucić przodem, tak na zakąskę.
- Poro... o czym? - Dziwnie zaniepokojony ksiądz przerzucił spojrzenie na świątobliwą siostrę. Chyba po tej wizycie mógł mu zostać zespół niespokojnych oczu. Tych rozbieganych, co chcą się niby na czymś skupić, ale jednak ciągle się ruszają. Czy to był zespół niespokojnych nóg..? A tam, chuj wie. Na szczęście Sauriel posiadał podstawowe zdolności medyczne - czyli zdolność do stwierdzenia zgonu. - Eee...a... tak... taak. Czarownice, bardzo... kłopotliwy... temat... - Sauriel się naprawdę starał powstrzymać od uśmiechania, ale po prostu nie potrafił. Złożył więc rączki z przodu w koszyczek, żeby wyglądać jak najbardziej poważnie, nie zdając sobie sprawy z tego, że to mu tylko dodaje pięć punktów do psychopatii. Jeśli Bob miał wierzyć w opętania i dzwonić po egzorcystów to chyba właśnie podjął co do tego decyzję. Nie codziennie odwiedza Cię Lucyfer z Lilith i Samaelem z notatniczkiem przy boku. - A to... szanowne duchowieństwo z jakiej diecezji?
- Z IV diecezji przeciwpancernej. - Odparł bez zawahania Sauriel. - Siostra Panzerfaustyna, diakon Andrzej, a moja godność to ojciec Joachim. Miło w końcu poznać ojca Boba. Wiele dobrego o panu słyszałem. - Kiedy strach pojawiał się w powietrzu, Sauriel zaczynał mieć pewien problem. Otóż w tym problemie zaczynał patrzeć na ludzi jak na soczystego steka.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.