- Nic nowego, to prawda, nigdy nie było prosto. - W żaden sposób jej to nie zniechęcało, jak widać. Była gotowa do poświęceń, może nawet, aż za bardzo. Yaxleyówna była zdeterminowana, aby dostać to, na czym jej zależało. Nie miała problemu z tym, aby poraz kolejny mierzyć się z czymś, nad czym nie do końca panowała, zawsze jakoś się układało, dlaczego teraz nie mogło być podobnie?
- Krzywidzić siebie też potrafimy, jak nikt inny. - Może to było nieco smutne, ale niestety prawdziwe. Wiedzieli dokładnie, gdzie uderzyć, aby zabolało jak najmocniej. Znali się przecież od podszewki, mogli korzystać z tych wszystkich informacji nawet w tych sytuacjach, które nie powinny mieć miejsca. - Wcale, że nie, nie jesteś jak ona. - Nie zostawił jej przecież, kiedy dowiedział się, że ma dość spory problem, wręcz przeciwnie naciskał, aby się w niego zaangażować. Nie uciekał. Nie mogła pozwolić na to, aby myślał o sobie, jak o tych członkach rodziny, którzy go pozostawili. Nie był taki.
- Może właśnie dlatego lepiej przestań to robić. - Nie miała nic złego na myśli, ale wydawało jej się, że te decyzje, które miały powodować kontrolowanie wszystkiego, co działo się wokół prowadziły tylko do niepotrzebnego zapętlania się w tym, co nie wychodziło. Lepiej nie mieć żadnych oczekiwań i się nie rozczarowywać tym, jak wygląda życie.
Cóż, rozumiała o czym mówił, bo sama znajdowała się w tym samym miejscu. Przestała mieć jakiekolwiek granice, nie przejmowała się tym, co przyniesie jej jutro. Nie miała dla kogo żyć, więc nie przywiązywała wagi do tego co robiła. Działała spontanicznie, niekoniecznie wybierając najbezpieczniejsze opcje, bo po co miała to robić? Nie czekał na nią nikt w domu, nie musiała się przejmować tym, że ktoś cierpiałby po tym gdyby faktycznie coś jej się stało. Wróciła do punktu wyjścia, do miejsca, w którym znajdowała się jakieś osiem lat temu, wbrew pozorom wcale nie była taka zadowolona z tej pozornej wolności, którą zyskała.
- Nie zamierzam doprowadzić do tego, żebyś skończył jak Farciarz. - Nie chciała go opuszczać, chąc nie chcąc nie potrafiłaby nie zastanawiać się nad tym, co u niego słychać, i czy żyje. Nie zamierzała już odsuwać się od Roisa na tyle, żeby nie wiedzieć, czy w ogóle żyje. Wiedziała, że nie pozwoli na to ponownie, czy to mu się podobało, czy nie. Znaczy była pewna, że nie będzie zachwycony tą deklaracją, bo przecież chciał ją od siebie odsunąć, ale tym razem nie zamierzała go posłuchać. Nie po tym, co od niego usłyszała.
- Czy kiedykolwiek, jakoś specjalnie przejmowałam się tym, co ma do powiedzenia moja rodzina? - Zawsze postępowała tak, jak chciała, nigdy nie uszczęśliwiała ich na siłę, potrafiła się postawić matce, kiedy było trzeba. Tym razem pewnie było by tak samo. Nie byliby może z tego powodu szczególnie zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale nie sądziła, żeby na nią jakoś usilnie naciskali. Nie miała problemu z tym, żeby demonstrować dość głośno swoje zdanie, zresztą zawsze miała po swojej stronie ojca. Nie było jej problemem to, że cała trójka rodzeństwa okazała się być nieudolna jeśli chodzi o sprawy związane z przedłużeniem ich rodu. Tak bywało. - Chciałam je mieć z Tobą, nie z kimś innym. - To może też było dosyć istotne, nie byłaby w stanie spłodzić potomstwa z kimkolwiek, to nigdy nie chodziło o to, że chciała mieć dzieci. Chciała je mieć z nim, jako dopełnienie tego, co udało im się stworzyć, z nikim innym.
- Bo byłeś dla mnie dobry. Przeżyłam z Tobą naprawdę wspaniałe lata, byłam szczęśliwa. Nie ujebałam sobie tego, tak było. To, co wydarzyło się na końcu wcale nie obrazuje tego, co mieliśmy. - Jasne, zakończenie ich związku, o którym zadecydował nie było szczególnie szczęśliwe, ale coraz bardziej rozjaśniało się jej dlaczego postąpił w taki sposób. Może nie umiała zrozumieć w pełni jego pobudek, ale próbowała postawić się na jego miejscu. Chciał ją chronić, to było popaprane, bo przez to odebrał jej to, co było w jej życiu najcudowniejsze.
Przymknęła na chwilę oczy, gdy usłyszała jego odpowiedź. To nie tak, że się jej nie spodziewała, mimo wszystko, gdy powiedział to na głos, to nabrało zupełnie innego brzmienia. Pragnął jej, ona pragnęła jego - powinni coś z tym zrobić, a nie niepotrzebnie się od siebie odsuwać dla jakiegoś większego dobra, które aktualnie chuja ją obchodziło. Coraz mniej rozumiała z tego wszystkiego, co działo się w ich życiu, czy naprawdę pozostawią to tak, i będą nieszczęśliwi przez resztę życia, to też nie miało najmniejszego sensu.
- No jasne, pozostaje mi się zgodzić na życie w zawieszeniu. - Prychnęła, bo nie do końca była z tego powodu zadowolona, nie zamierzała zresztą udawać, że jest inaczej. Nie podobało jej się to, że podjął decyzję sam, że uważał, że tak będzie lepiej. Nie akceptowała tego, zresztą od początku wcale tego nie ukrywała.
- Bez względu na to, czy określimy sobie ramy i tak popłyniemy. - Nie wydawało jej się więc narzucanie sobie niepotrzebnych komplikacji. Już kiedyś to zrobili, i tak skończyli w wiadomym punkcie. Czy tego chcieli, czy nie to i tak skończyłoby się w ten sam sposób, bo wiedzieli co oznacza bycie ze sobą. Nawet na chwilę, przez krótki moment. Nie sądziła, aby byli w stanie w nieskończoność trzymać się od siebie z daleka, to nie było możliwe.
- Dla Ciebie może tak, ale nie dla mnie. - Tyle, że chyba już dawno przestał pytać ją o zdanie, nie miała nic do powidzenia, i tak zamierzał robić to, co wydawało mu się słuszne. Wcale jej się to nie podobało, nie zamierzała dłużej tego akceptować.
- Czy sądzisz, że ja nie chciałabym się znęcać na mordercach Amandy? - To było chyba kluczowe, wydawało jej się, że chyba większość osób, które poniosłyby taką stratę chciałoby się odwdzięczyć oprawcom w podobny sposób, to nie było nic nietypowego.
- Nie klepię Cię po głowie, po prostu próbuję Ci pokazać szerszy obraz, widziany przez kogoś z boku. - Jasne, spoglądała na Roisa pewnie dużo łagodniej niżeli ktoś inny, ale nie wydawało jej się, aby jakoś mocno musiała szukać dla niego usprawiedliwienia. To nie było konieczne, przynajmniej nie w jej oczach.
- Taaa, błyszczę... - Westchnęła ciężko, nie miała pojęcia, dlaczego on spoglądał na nią w ten dziwny, wyidealizowany sposób. - Spalam się, a nie błyszczę. - Dlaczego nie był w stanie tego zauważyć? Ostatnio było w niej coraz mniej dobra, stawała się zdecydowanie inną wersją siebie, miała tego świadomość, a on tego nie dostrzegał.
Podejmowała irracjonalne decyzje, które mogły przynieść śmierć nie tylko jej. Brnęła przed siebie niczym taran, aby spełnić swoje cele nie patrząc na bezpieczeństwo innych. Nie miała granic, nikt, ani nic nie mogło jej zatrzymać, zresztą czuła, że sobie nie radzi, widziała, jakie to przynosiło skutki. Przez nią jej brat stał się wampirem, naprawdę nie mogło być już gorzej.
- To wcale nie jest życie moim kosztem. - Czuła, że znowu się mijają, nie chciał zobaczyć tego, jak ona to widziała, był niczym ściana, od której odbijały się jej wszystkie argumenty, nie wiedziała, jak mogłaby to obejść, chyba w ogóle nie było to możliwe.
- Nie uważam, żeby to było poświęcenie, bardziej adaptacja do tego, z czym mamy walczyć. - No bo w jaki sposób bez tej wiedzy miałaby sobie poradzić chociażby z widmami, które aktualnie stały się ogromnym problemem w Kniei Godryka? Zamierzała się nimi zająć, bo przecież była pierdoloną łowczynią potworów, to poniekąd był jej obowiązek. Zresztą chuj jeden wiedział jak długo zostaną w Dolinie, kiedy zaczną z niej wyłazić, już przecież spotkała taki przypadek. Nie chciała być bezbronna, zależało jej, aby mieć pewność, że poradzi sobie z każdym zagrożeniem, które pojawi się na jej drodze. Nie widziała innej możliwości, jak sięgnąć po te dziedziny magii, których kiedyś unikała.
Wzruszyła więc jedynie ramionami, skoro nie zamierzał jej przybliżyć tego tematu to jego strata. - Znajdę sobie innego nauczyciela, wiesz, że to nie problem. - Miała wiele znajomych, będzie musiała może nieco popytać, ale sądziła, że tak, czy srak znajdzie kogoś, kto nie będzie do tego tak uprzedzony. Ambroise był jej pierwszym wyborem, bo mu ufała, ale skoro nie chciał tego zrobić, to przecież nie miała zamiaru go do tego zmuszać. Nie, to nie. Jasne. - Ja w przeciwieństwie do Ciebie nie widzę innej opcji, więc nie mamy tutaj jasności. - Tym razem jednak sama mogła zadecydować o tym, co zrobi. Nie musiała się już przed nim tłumaczyć z podejmowanych przez siebie decyzji. Była skazana tylko i wyłącznie na swoje własne umiejętności, musiała więc mieć pewność, że będą wystarczające.
Nie spodziewała się, że jej odpowiedź na pytanie Ambroisa wywoła w nim takie zmieszanie, bo aż podniósł się z krzesła. Wpatrywała się w niego nieco zdziwiona. Nie miała pojęcia dlaczego tak impulsywnie zareagował. To było nieco dziwne. Jasne, miała świadomość, że ludzie różnie reagowali na to, że ktoś zna ich tajemnice, właśnie przez to wolała milczeć na ten temat.
- Normalnie, od zawsze. - Sięgnęła po papierosa, bo czuła, że znowu może zrobić się nerwowo. Może wcale nie powinna o tym wspominać? Z drugiej jednak strony w końcu mówili sobie o wszystkim, więc mogło to być właściwym posunięciem.
Zamarła, gdy wypowiedział kolejne słowa. Kurwa. Tego nie zakładała. Nie spodziewała się, że mógł o tym nie wiedzieć. Myślała, że po prostu wolał to utrzymać w sekrecie, co wcale jej nie dziwiło, zazwyczaj nikt nie chciał się dzielić podobnymi informacjami na swój temat. - Nie miałam pojęcia, że o tym nie wiesz. - Głupio wyszło, czyż nie? Jak zawsze niedowowiedzenia okazały się być ich kulą u nogi. - Myślałam, że czekasz na odpowiedni moment, czy coś. - Przecież nie o wszystkim mówił jej od razu, miał swoje tajemnice, którymi się z nią nie dzielił, to wcale nie było takie oczywiste, jak się mogło wydawać.
- Członkowie mojej rodziny przez pokolenia, w których zajmowali się łowiectwem zyskali pewną umiejętność, nawet nie wiem, jak to nazwać, takie przeczucie? Szósty zmysł, chuj wie co. My wyczuwamy, kiedy ktoś ma jakieś ukryte zdolności, jest mieszańcem genetycznym z innymi istotami, po prostu to wiemy. - Nie miała pojęcia, w jaki sposób inaczej mogłaby mu to przybliżyć. Zapaliła w końcu tego szluga którego od krótkiej chwili trzymała między palcami i wsadziła go sobie do ust, chyba znowu nieco namieszała, ale nie było już odwrotu z tego, aby omówić wszystkie niedopowiedzenia bardzo dokładnie.