Na półkach nie stało nic, co mogłoby uchodzić za podejrzane lub nielegalne. Regina nawet się tego spodziewała, bo przecież trzeba być skończonym idiotą, żeby dowody na działanie poza prawem zostawić na wierzchu. Nawet jeżeli ów “wierzch” był na zapleczu swojego domu, czyli miejsca względnie bezpiecznego.
Zawróciła i znowu przeszła się wzdłuż regałów, mijając przy tym Brennę w wilczej postaci. Szczerze mówiąc, to bardziej liczyła na nią i jej nos, niż na to, że sama coś zauważy. Dlatego na wzmiankę o tym, że coś dziwnego wisi w powietrzu, skinęła głową i mocniej zacisnęła rękę na różdżce. Tak na wszelki wypadek…
Kiedy Brenna przestąpiła próg, Regina raz jeszcze zaczęła się rozglądać po zapleczu. Jednocześnie zastanawiała się, gdzie był gospodarz, skoro wszystko wskazywało, że nie było go w domu. Deportował się gdzieś? Wyszedł frontowymi drzwiami i udał się do miasta?
Serce nieco się uspokoiło, więc i jego właścicielka odetchnęła głębiej. Miodowe oczy napotkały skrzynkę z symbolem trupiej czaszki. Regina zmarszczyła brwi i sięgnęła do niej, ale ręką zahaczyła o słój stojący na drodze, z bliżej nieokreślonym czymś, co trochę przypominało oczy. Naczynie poszybowało w dół i rozbiło się z głośnym trzaskiem.
Serce natychmiast przyśpieszyło, a czarownica zastygła wpatrzona w toczące się po kamiennej podłodze oka i rozlewający się brunatny płyn. Czekała na wszystko, co teraz się może wydarzyć. Liczyła na nic.
Matka musiała mieć ją dzisiaj w opiece, bo dom pogrążył się w zupełnej ciszy. Nie rozległy się żadne kroki, które wskazywałyby, że zaraz spotka się z właścicielem. Nic w magazynku nie wybuchło. Cisza i spokój. No prawie.
Przypomniała sobie o oddychaniu wraz z pukaniem, którego przygłuszony dźwięk dobiegł jej uszu. Potem rozległ się głos i chyba pytanie, ale nie słyszała aż tak dobrze. Zapewne była to Brenna. Całe szczęście. A domostwo nadal było ciche, cichutkie, może prócz “buchorożca” w składziku, ale ten też już poniechał robienia hałasu.
Regina skierowała różdżkę ku słoikowi, by go naprawić i zastygła. Zmarszczyła brwi i przekręciła głowę, by upewnić się, że to, co widzi, to żadna iluzja.
Mianowicie brunatny płyn, który rozlał się po podłodze, wpływał pod szafkę dziwnymi i trochę nieregularnymi rowkami. Coś musiało wyżłobić je w kamiennej posadzce i Regina zaczynała się domyślać co takiego.
Odstąpiła o krok od regału, po czym skierowała w jego stronę różdżkę. Światło na jej czubku przygasło, ale nie zniknęło, kiedy wprawiła ją i dłoń w ruch. Wnioskując po bruzdach w podłodze, regał zasłaniał smok-raczy-wiedzieć-co, więc postanowiła go przesunąć; najpierw przyciągnąć do siebie, a potem przeciągnąć go na bok. Dokładnie tą samą drogą, jaką wskazywały ślady na ziemi.
Translokacja, II
Akcja nieudana