Stanley Andrew Borgin & Cynthia Flint
Słońce leniwie o sobie przypominało, przebijając się przez gęstwiny zagajnika, ustępując jednak pojedynczym powiewom, informującym o tym, że lato ustąpi jesieni lada dzień. Ptaki śpiewały swoje serenady, a jezioro pluskało dźwięcznie w rytm swoich wodnych mieszkańców. Wszystko toczyło się według zasad ustalonych przed laty, a natura nie zdawała się przejmować dwójką na pomoście, ale i vice versa, bo oni też nie zdawali się przykuwać do niej zbyt dużej uwagi.
Szum drzew czy odgłosy natury były tylko tłem, które można było wymienić na cokolwiek innego - restaurację, pub czy ściany mieszkania. Las w całym swoim majestacie miał do siebie to, że uspokajał. Pozwolił odetchnąć z ulgą oraz nabrać świeżego powietrza do płuc czy też przemyśleć swoje zachowanie. Był też niemym słuchaczem, który występował jako świadek wydarzeń. Rozumiał i nie oceniał. Nie pytał. Nie kwestionował. Nie wchodził w polemikę.
Być może właśnie to było powodem, a nawet całą ich listą, że Stanley zdecydował się na takie miejsce. Ubrany w kurtkę, która była miłą odmianą od płaszcza z którym się nie rozstawał. Stwierdził, że na potrzeby wizyty w tej kniei, jego codzienny ubiór byłby przerostem formy nad treścią, a dodatkowo mógłby zostać prościej rozpoznany, co oczywiście nie było mu na rękę. Poza odzieniem wierzchnim, nie zmieniło się nic innego... no może on sam co najwyżej.
Kładka czy też małe molo, które pełniło rolę miejsca do spoczynku, miało za sobą swoje najlepsze lata. Miejscami brakowało desek, a sama konstrukcja była dosyć niepewna, więc trzeba było się odrobinę nagimnastykować, aby dotrzeć do samego krańca. Nie mniej jednak było czuć satysfakcję z tego, że udało się pokonać przeszkody losu - przynajmniej w jedną stronę.
Samo miejsce było otoczone zgiełkiem drzew i roślin, czyniąc całe miejsce skrytym i nieco intymnym z dala od oczu gapiów. Nie było też jednolitej ścieżki, która mogłaby tu prowadzić, więc aby odnaleźć to miejsce, trzeba było postępować wedle wcześniej przekazanych instrukcji. Kiedyś, w latach świetności, pewnie była jakaś ścieżyna ale ta musiała zostać zapomniana przed laty jak i całe to miejsce, które zostało zwrócone matce naturze. Chociaż czy to nie ona sama je odebrała i ponownie zaczęła wprowadzać swoje rządy?
Jezioro nie zachęcało do ewentualnych kąpieli, ponieważ było zarośnięte wszelkiej maści pałkami czy wysokimi trawami. W dodatku nie było wiadomo co kryje się pod taflą wody, więc dla własnego bezpieczeństwa, lepiej było tego unikać za wszelką cenę.
Borgin siedział na skraju tego pomostu, a nogi zwisały mu w kierunku stawu w lekkim bezwładzie. Opierał się plecami o Cynthię, która już zdążyła dotrzeć i usiąść podobnie do niego, chociaż sam nie był pewien ile dokładnie czasu minęło odkąd się tutaj zjawiła. Przekazał jej krótką instrukcję, aby bez trudu mogła odnaleźć miejsce o którym wspomniał, a ona po prostu tutaj się znalazła. Nie było tutaj nic zjawiskowego czy zawierającego dech w piersiach, więc siedzieli w ciszy, nie przeszkadzając koncertowi ptaków, który odbył by się i tak, bez gawiedzi w postaci ich dwójki. A i obędzie się bez gromkich oklasków na stojąco dla śpiewaków.
Akurat lubię milczeć z Tobą. Było to prawdą ale nie mogli przecież tak przesiedzieć całe popołudnia, wpatrując się w powierzchnię wody ze swoich stron.
- Thia... - zabrał głos, przerywając niemal głuchą ciszę, pozbawioną ludzkiej mowy - Co czułaś gdy umarła Twoja matka... - zaczął, starając się jak najlepiej uformować pytanie na które chciał poznać odpowiedzieć. Stanley wiedział, że Flint była bardzo młoda jak jej rodzicielka odeszła z tego świata, ale nie było nigdy okazji aby o tym porozmawiać - Albo jak się dowiedziałaś, że nie żyje... - próbował ją jakoś naprowadzić czy ubrać pytanie w taki sposób, aby mogła się do tego klarownie odnieść - Albo jak zrozumiałaś, że nie żyje? - zakończył. Miał nadzieję, że wyraził się wystarczająco jasno. Pytanie samo w sobie było proste. Odpowiedź na nie była dużo gorsza i trudniejsza. Nawet jeżeli Cynthia nie chciała o tym rozmawiać, cóż... średnio miała wybór, bo Borgin miał odrobinę grobowy nastrój, co również dało się dostrzec, zwłaszcza kiedy ktoś znał go chociaż odrobinę lepiej, niż "kolegę". Kto jak kto, ale Flint mogła to wyczytać bez żadnego trudu. Gdyby grali w pokera - dokładnie by wiedziała jak poszło mu rozdanie i jakie karty ma na dłoni w tej partii.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972