• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna Fontanna Szczęśliwego Losu [01/09/1972] Byle do jedenastej || elias & romulus

[01/09/1972] Byle do jedenastej || elias & romulus
Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#11
27.03.2025, 22:03  ✶  
– Dorosły jesteś. Póki ci to nie przeszkadza, hulaj duszo – stwierdziłem do Eliasa, bo w sumie co miałem mu powiedzieć? Miło, że nie zamierzał na mnie donosić – czy to celowo, czy przy okazji – ale nawet gdyby, byłem gotów stawić czoła Prudence. Swoją drogą, dawno jej nie widziałem. Może mnie unikała, a może los po prostu mi sprzyjał... W każdym razie fajnie byłoby ją znowu zobaczyć. Pełną furii.
Z drugiej strony, pewnie nie powinienem zachęcać osoby uzależnionej od hazardu do grania, ale dopóki nie osiągnie to naprawdę niebezpiecznych poziomów... cóż, wtedy może wkroczę. A może nie. Będzie zależało od sytuacji. Jak na razie Elias wyglądał na człowieka, który doskonale sobie radzi – nawet jeśli czasem flirtował z ryzykiem. Tak jak dziś.
– Tata wciąż od czasu do czasu rzuca mi jakąś inwestycją… Jeśli chcesz włożyć pieniądze w coś konkretnego, mogę do niego napisać po radę – poleciłem się, bo jednak były inne sposoby na pomnażanie majątku niż hazard. Mniej ryzykowne. – Ja sam nie mam głowy do śledzenia trendów rynkowych, ale on w tym siedzi na co dzień, więc... z reguły to pewniaki.
- przyznałem.
Takie pewniaki jak ten mój księgowy, przez którego za cztery dni miałem wizytę w Ministerstwie Magii, bo coś im się nie spinało z podatkami. Oczywiście zarzekał się, że to wina ministerialnych urzędasów. Cóż, zobaczymy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał go zwolnić. Przygotowywał dla mnie materiały na to spotkanie, więc widać, że się starał.
– Ogólnie, co robisz poza domem, skoro na ulicy takie tłumy w związku z rozpoczęciem roku szkolnego...? – rzuciłem, zauważając przy okazji, że właśnie raczyliśmy się alkoholem przed południem. Życie dorosłe... Hehe. Przytłaczało. Praca mniej niż samotność. – To, że trafiłeś tu, to raczej żaden ewenement. Najbliższa knajpa w okolicy...?
– Lecznica Dusz... Wiesz, to wszystko zależy od tego, jak bardzo dasz się stłamsić odpowiedzialności. Ja podchodzę do tego na luzie. – Wzruszyłem ramionami, bawiąc się szklanką. – Chcę pomóc tym wszystkim czarodziejom z problemami, ale jak mam gorszy dzień... to po prostu rozmawiamy o czymś przyjemnym, zamiast o dramatach życia.
Nie czułem się przygnieciony odpowiedzialnością za innych. Każdy miał swój rozum, ja miałem swój – proste. Owszem, używałem hipnozy, ale to było całkowicie pod moją kontrolą. Może zdarzały się przypadki, że ktoś kompletnie zbzikował i nawet moje metody nic nie wskórały, ale jeśli już, to oznaczało, że po prostu nie dało się im pomóc. Tyle w temacie.
– I nie jestem odpowiedzialny za to, jak wielkimi są wariatami. Nie każdemu dam radę pomóc – to kwestia skomplikowania sedna sprawy – przyznałem to w końcu na głos i łyknąłem alkoholu.
Może brzmiało to brutalnie, ale dla mnie to była pestka. Nie poczuwałem się do roli bohatera, ale... biorąc pod uwagę, ilu osobom pomogłem, może jednak nim byłem? Pan Doskonały.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#12
28.03.2025, 00:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2025, 00:03 przez Elias Bletchley.)  
— Rommy, czy wyglądam Ci na człowieka, który ma na koncie wystarczająco dużo pieniędzy, żeby w ogóle myśleć o wyłożeniu kasy na konkretną inwestycję? — spytał, pochylając lekko głowę, co sprawiło, że okulary zsunęły się delikatnie na grzbiet nosa. — Miałem na myśli postawienie mi niespodziewanej kolejki w któryś weekend albo opłacenie wejściówki na następny festyn.

Pokręcił powoli głową. Nie miał powodów narzekać na to, że nie miał co włożyć go garnka; nie był biedakiem. Pieniądze po prostu się go nie trzymały i to było jego największym problemem. Nawet jeśli trzymał swoje instynkty na wodzy i próbował zaoszczędzić jakąś większą sumę, to wydawanie jej przychodziło mu zaskakująco łatwo. A gdy dodało się do tego jego niezbyt dobrą żyłkę do hazardu, jasne stawało się, że po prostu nie powinien zarządzać większymi sumami pieniędzy, bo po prostu zbyt lekkomyślnie nimi dysponował. Z drugiej strony, może właśnie to go tak przyciągało do gier hazardowych. Kto wie, co by zrobił, jakby nagle dostał ogromny zastrzyk gotówki?

— Jakoś nie dotarło do mnie rano, że to już pierwszy. Podświadomie szykowałem się na trzydziestego drugiego sierpnia — przyznał półgłosem, wracając spojrzeniem do kolekcji alkoholi rozstawionych za barem. — A potem jak już wyszedłem na zewnątrz, to pomyślałem, że spróbuje szczęścia w tłumie. I oto jestem. — Przekrzywił głowę w stronę Romulusa. — A ty? Nie licząc swoich badań. Obserwacje można prowadzić w każdy dzień tygodnia od rana do wieczora, to czemu akurat dziś? Czemu teraz?

Wzruszył lekko ramionami. Może i było to spontaniczne wyjście, ale w sumie nie traktował też przechadzek po Horyzontalnej jako wyprawy do miasta porównywalnej do wyjścia do urzędu pocztowego czy Ministerstwa Magii. Przypominało to raczej wyjście na przydomowe podwórko. Do ogrodu. Wychowywał się w tej okolicy, znał praktycznie każdy zaułek, a do ''Fontanny'' mógłby zapewne dojść na ślepo i ledwie przytomny... Co zapewne zdarzyło mu się pary razy, po wlaniu w siebie zbyt dużej liczby tutejszych drinków.

— To prawda, nie można cię winić za to, w jakim stanie do ciebie trafili — zgodził się Eliasz. — Nie możesz jednak zaprzeczyć, że masz na nich jakiś... wpływ. Jesteś takim jakby autorytetem. W jakiś stopniu. — Jak dziwnie by to nie brzmiało, zestawiając zawód Romulusa z niezliczonymi wspomnieniami, jakie miał na jego temat z nastoletnich i dorosłych wybryków. — Jak przedszkolanka. Albo nauczyciel. Oni próbują sobie jakoś naprostować sytuację, a ty im wskazujesz kierunek. A za tym może iść presja. Trochę przerypane.

Wsunął okulary głębiej na nos, pozwalając sobie przy okazji na teatralne wywrócenie oczami. I tak wiedział swoje! Romek mógł go zapewniać, jak to trzyma się na dystans i podchodzi do pacjentów na luzaku, ale przecież widział na własne oczy, że opieka nad pacjentami potrafiła bardzo łatwo przeniknąć do prywatnego życia. Nie, żeby zależało mu na tym, aby Potterowi się to przytrafiło. Po prostu sama perspektywa tego, że mogło się coś takiego stać, sprawiała, że automatycznie doceniał to, jak mało miał na co dzień do czynienia z ludźmi w swoim zawodzie.

— Cieszę się, że większość czasu spędzam na tyłach pracowni — oświadczył po chwili, wodząc palcem po krawędzi swojego kieliszka. — Szkło nie miewa takich problemów, a ja unikam niepotrzebnych dylematów.

Nie licząc zaklętych przedmiotów. Jak te, nad którymi pracował w lokalu Cattermole'ów i przypadł mu zaszczyt doprowadzenia do porządku paru mebli od Yaxleyów. To dopiero była zabawa, kiedy odnowiony taboret zaczął podgryzać swoją właścicielkę i rzucać na prawo i lewo niewybrednymi tekstami. Ugh.
Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#13
03.04.2025, 12:06  ✶  
No tak... Czasami za łatwo było mi zapomnieć o budżetach, jakimi dysponowali moi przyjaciele. Szczególnie Elias... Bywały momenty, kiedy zastanawiałem się, czy przez ten swój hazard przypadkiem nie żyje od dziesiątego do dziesiątego. Sam... Spałem na pieniądzach? Cóż, może nie dosłownie, ale w praktyce nigdy nie musiałem się martwić, że źródełko wyschnie. Tata dbał o to bardziej niż ja sam, więc co jakiś czas odbywaliśmy pogadanki na temat mojej rozrzutności. A co ja na to poradzę? Garderoba narzucana mi przez eksperta, przyjacielskie przysługi i jednorazowe randki swoje kosztowały.
– Fakt. Raczej nie mam co wspominać o odłożeniu jakiejś większej kwoty...? – zapytałem z powątpiewaniem, udając, że liczę prawdopodobieństwo tego scenariusza. Może i nie byłem nogą z numerologii, ale też nie miałem do niej takiego fioła, żeby zajmować swoją głowę podobnymi kalkulacjami.
Miałem ciekawsze rzeczy do roboty, poza tym, nie okłamujmy się, nie było o czym mówić. Stuknąłem go łokciem i szepnąłem konspiracyjnie:
– Pamiętasz, że w razie gdybyś był w potrzebie... – Nie dokończyłem. Nie chciałem. Dla jego komfortu, dla mojego. Szczególnie że byliśmy w miejscu publicznym. Elias wiedział, że mógł na mnie liczyć. Mówiłem mu to nie raz, więc nie było sensu się rozwijać.
A co do numerologii... Trzydziesty drugi sierpnia? No tak, Elias najwyraźniej też miał do niej stosunek, delikatnie mówiąc, luźny. Jego siostra skazałaby nas za to na stryczek, a ta wizja wydała mi się podwójnie zabawna. Zaśmiałem się. Tak dobre wyjaśnienie, że prawie spaliłem swoje udawane badania, bo na początku nawet nie ogarnąłem, o jakie „obserwacje” mu chodziło.
Musiałem przyznać – świadomie czy nie, był z niego szczwany lis. Łebski, kiedy chciał. Niepotrzebnie to ukrywał. Namieszał mi trochę w głowie, szczególnie że miewałem problemy z własnym ego. Mogłem mówić głośno, że przegrane sprawy mnie nie obchodzą, ale moje oczy mówiły co innego. To była plama na moim honorze, podobnie jak na moich – jednak najwyraźniej nie tak bardzo – perfekcyjnych umiejętnościach w dziedzinie magipsychiatrii.
Presja. Ale nie przez odpowiedzialność za innych. Przez konieczność pozostania perfekcyjnym. Usilnie potrzebowałem, żeby wyszło na moje. Ego. Obsesja. Presja. Jak zwał, tak zwał. Każdy miał swoją piętę achillesową. To niechybnie była moja. Nie znosiłem jej.
Rozluźniłem szczękę, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zacisnąłem mięśnie. Podniosłem szklankę i napiłem się, żeby wypłukać gorycz ze swoich myśli.
– Znasz mnie. Źle znoszę porażki zawodowe, ale z innych powodów – przyznałem, dumnie nie patrząc na Eliasa, bo to akurat we mnie się nie zmieniło. Jak w szkole, tak i teraz. Nie wiem, skąd mi się brało to wygórowane mniemanie o sobie. Może po matce? Nie miałem okazji jej dobrze poznać, ale ponoć bywała perfekcjonistką, jeśli chodziło o malowanie pejzaży. Czy ki chuj tam sobie mazała farbkami.
– Z tych co zawsze... Mania wielkości – stwierdziłem z nutką sarkazmu. Nie powiem, żeby analiza własnego umysłu przychodziła mi łatwo. Ale miałem na to wiele nieprzespanych nocy. To było tylko ponowne podsumowanie wyników.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#14
05.04.2025, 19:56  ✶  
Cóż, rodzeństwo Bletchleyów na pewno nie miało zbyt wielu okazji do tego, aby zasmakować prawdziwego bogactwa, jakim mogły się poszczycić najbardziej rozpoznawalne rody czystej krwi. Chociaż ich rodzice od lat obracali się w środowiskach uzdrowicielskich, a wieloletnie kariery medyczne przełożył się na porządne sumy przekazywane do skrytek w Banku Gringotta, tak daleko im było do pławienia się w bogactwie. Żyło im się spokojnie. Tyle i aż tyle.

I oby trwało to jak najdłużej, pomyślał przelotnie Elias, życząc rodzicom jak najlepiej. Jak lubił podkreślać w rozmowie z siostrą: jego najbliższa rodzina znalazła sobie dość stabilne zawody. Ludzie po tej stronie Dziurawego Kotła mogli mieć dostęp do magicznych czarów i całych szafek pełnych magicznych mikstur i eliksirów, ale zawsze będą chorować. I zawsze będą umierać. I jakby nie patrzeć wiązało się to ze swego rodzaju zabezpieczeniem w kwestii miejsc pracy. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę coraz to bardziej odważne poczynania radykałów.

— Nie, nie ma — odparł zgodnie z prawdą, posyłając Romulusowi lekki uśmiech. — Nie musisz się o mnie aż tak martwić. Nie jestem biedny jak mysz kowenowa. — Wypuścił głośno powietrze z płuc. — Jakby dobrze przetrzepał kanapę i fotele w swoim mieszkaniu, to pewnie dokopałby by się do paru cennych monet. — Po prostu nie ma tego tyle, żeby przeznaczać to na jakiś... dalekosiężny plan.

Poza tym, czy czegokolwiek mu teraz brakowało? Mieszkał w dobrej lokalizacji. Znał doborowe towarzystwo w formie sąsiadów. Miał dobrą pracę, do której nie musiał dojeżdżać i tłuc się kominkami czy Błędnym Rycerzem do zakładu. A jeśli chodziło o ustatkowanie się, to i tak nie wybiegał w przyszłość na tyle daleko, aby się tym przejmować. Zresztą, nawet gdyby próbował, to Prudence zapewne bardzo szybko sprowadziłaby go na ziemię takimi frazami jak ''kryzys'', ''Czarny Pan'', ''Śmierciożercy'', ''moralna zgnilizna'' lub ''kraj na krawędzi upadku''. Dobry Merlinie, w takich warunkach trudno było sobie zaplanować nawet najbliższy weekend.

— Ach, porażki kłują kruche ego? — rzucił bezpardonowo z ciężkim westchnieniem. — Wiesz, może ego masz kruche, ale z jakiegoś powodu osiągnęło te astronomiczne rozmiary. To nie znaczy, że coś z tobą nie tak. Zwłaszcza jeśli dotyczy czegoś, na czym się znasz. Istnieje coś takiego jak pewność siebie. A co by nie mówić... Spędziłeś nad tym leczeniem sporo czasu. Ile trwa ten wasz staż? — Zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć; w końcu Prudence brała udział w podobnym programie szkoleniowym. — Pięć lat?

Mało kto potrafił przejść do porządku dziennego z popełnionymi przez siebie błędami. Może teraz Elias nie przeżywał tak bardzo wypadków przy pracy w zakładzie szklarskim, ale kiedyś? Na początku przygody z rzemieślnictwem? Ile to razy nasłuchał się, że każde stłuczenie to potencjalna strata dla jego miejsca pracy. Że jeśli stanie się to dla niego rutyną, to będzie musiał sobie szukać innego miejsca? To dopiero był paraliż decyzyjny. Przy pracy z ludźmi pewnie było jeszcze gorzej.
Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#15
09.04.2025, 19:59  ✶  
Najchętniej bym coś rozjebał. Tu i teraz. Ale w przeciwieństwie do niektórych z naszego grona przyjacielskiego, nie miałem skłonności do tak dramatycznych eksplozji emocji, które pociągałyby mnie do czynienia faktycznych fizycznych szkód. I dobrze, bo wtedy przez rosnące niezliczone koszty, jeszcze ojciec by mnie wydziedziczył, zgrabnie tłumacząc, że jestem mu aż za drogim synem. A jednak ceniłem sobie jego wsparcie. I jego kieszeń. Dlatego zamiast demolować bar, siedziałem grzecznie przed szklanką i wyobrażałem sobie apokalipsę. Taką w odcieniach karmazynu, z wrzaskiem tłumu i dramatyczną muzyką w tle. Pięknie.
Ale nie mogłem sobie pozwolić na pełną sesję melancholii. Nie sam. Byłem w towarzystwie, a to zobowiązuje. Poza tym... nie byłbym sobą, gdybym tak po prostu postawił krzyżyk – albo, co gorsza, nudną kropkę – na dyskusji o moim ego.
– Porażki kłują kruche ego, no błagam cię, Bletchley. Kłują? – prychnąłem. – One tam urządzają całe przedstawienie kukiełkowe. Z orkiestrą. I chórem. I tuzinem seksownych chórzystek w piórach. I wszystkie mają moje nazwisko w refrenie. To jest dramat, a nie jakieś tam kłucie – rzuciłem to z udawanym luzem, próbując przykryć frustrację cienkim kocem humoru. Ale jak to z takimi kocami bywa – nogi wystają. I trochę serca też.
Wyciągnąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę. Klasyk. Zaproponowałem Eliasowi jedną – gest czysto towarzyski – zanim sam pozwoliłem sobie na ten luksus. Dym może nie leczył, ale przynajmniej chwilowo odwracał uwagę.
Albo i nie.
Bo zamiast skupić się na nogach tych wyimaginowanych chórzystek, umysł wciąż kręcił się wokół tej ostatniej porażki. Tej upiornie upartej kobiety, z którą nie dało się przeprowadzić normalnej rozmowy o terapii dla jej córki. Każda próba hipnozy, na którą wreszcie się zgodziła, kończyła się klapą przez jej niewyparzony język i emocjonalne wyskoki. Żałowałem, że nie mogłem jej wyjebać za drzwi. Ale niestety, obowiązywały mnie jakieś zasady...
Tak, lepiej było przekierować złość na starą kurwę, zamiast na siebie. Ale też nie byłem w pracy. Byłem w barze. Miałem dzień wolny. Więc dlaczego, do cholery, wciąż o tym myślałem?!
– Mam ci powiedzieć coś naprawdę głupiego, czy sam zapytasz, ile kosztuje eliksir na spieczone ego? – rzuciłem klasyczek przyozdobiony sztucznym uśmieszkiem, bardziej do szkła niż do Eliasza, po czym łyknąłem alkoholu, jakby miał wypłukać z ust smak tej całej frustracji.
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#16
02.05.2025, 00:17  ✶  
Czy przemoc w czymkolwiek by tutaj pomogła? Z jednej strony na pewno pozwoliłaby na chwilowe wyzbycie się negatywnych emocji, ale czy samo ciśnięcie szklanką o pobliską ścianę lub wyłamanie nóżek od taboretu sprawiłoby, że Romulus poczułby się lepiej? Większość jego kolegów po fachu zapewne zaproponowałoby parę zupełnie odmiennych metod na radzenie sobie z takimi problemami. Dzięki niech będą bogom, że Eliasz nie musiał mierzyć się z podobnymi dylematami i mógł po prostu trwać przy swoim przyjacielowi.

— Powoli przestaję się dziwić, że zajmujesz się terapiami, wiesz? — napomknął Bletchley, wsłuchując się z uwagą w wywody Romulusa. — Czy to nie o psychiatrach mówią, że biorą się za ten fach, żeby zrozumieć, co z nimi jest nie tak? Masz wyjątkowo bogate wnętrze. Nie, żebym kiedykolwiek uznawał je za ubogie. Po prostu jest szalenie... ekstrawertyczne. A przy tym też dramatyczne.

Skinął odruchowo głową, gdy Potter podsunął mu papierosa. Wprawdzie nie ciągnęło go jakoś szczególnie, aby teraz palić, ale skoro już wsunięto mu praktycznie fajkę w dłoń? Łatwiej było po prostu przytaknąć i podelektować się chwilę papierosowym dymem, nawet jeśli nie czuł potrzeby, aby szukać w nim w tej chwili ukojenia. Eliasz zaciągnął się papierosem, aby po chwili wypuścić z ust obłok dymu.

— Rozmowa nic nie kosztuje, więc według mojego podręcznika to lepsze rozwiązanie — odparł lekko, zerkając kątem oka na drugiego mężczyznę. — Poza tym wisisz mi teraz kasę. A podejrzewam, że taki ekskluzywny eliksir na naprawę ego może spustoszyć twój portfel. Także bardzo proszę: mów, co się dzieje.

Czasem najlepiej było po prostu wyrzucić na głos, co siedziało człowiekowi w głowie. Eliasz widział to na własne oczy, gdy do pracowni szklarskiej wpadały wyjątkowo rozgadane jednostki. Nie zawsze potrzebowały porady w kwestii zakupów; po prostu potrzebowały kogoś, kto pokiwa głową lub wyda z siebie ciche ''yhy'' podczas ich przydługiego monologu, który miał pomóc poukładać im wszystko w głowie. Kto wie, może w przypadku Romulusa działało to podobnie?
Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#17
03.05.2025, 16:55  ✶  
Zrobiło się ponuro. Dziwnie, bo rzuciłem okiem na okno, a tam wciąż świeciło słońce. Zresztą, nawet nie musiałem się upewniać. Promienie przebijały się przez szybę, rozświetlając wnętrze baru ciepłym światłem, które nijak nie pasowało do ciężaru zalegającego mi na klatce piersiowej.
Pogoda była piękna jak na powrót do Hogwartu... Ale my mieliśmy ten etap życia już dawno za sobą. Dopadła nas dorosłość. Taka prawdziwa – z rachunkami, ze związkami, które się rozpadały, z porankami, które śmierdziały kacem i samotnością. Miałem wrażenie, że trwa to już całe wieki. Dlatego cierpiałem katusze, gdy nie siedzieliśmy całą paczką razem, we swobodnej atmosferze, robiąc sobie jaja nawet z powietrza. To była norma. Zawsze. A teraz? Teraz było... tak, jak jest.
Miałem ochotę unieść brew w geście ironii, ale ostatecznie tylko westchnąłem. Przepiłem smutki alkoholem, a zaraz potem okadziłem wnętrze baru tytoniowym dymem. Niesamowite, jak uskrzydlało to uczucie; dym wypełniający płuca, otulający ciało od środka jak kołderka wsparcia. Byłem od tej kołderki uzależniony.
– Mam bogate wnętrze? Eliaszu, kochanie, to brzmi jak diagnoza po kolonoskopii – stwierdziłem ponuro rozbawiony. Czarny humor na czarne chwile. – Albo kiepski podryw – dodałem, wzruszając ponownie ramionami.
Zresztą, nawet po takiej bajerze mógłbym mu wpaść w ramiona, bo przecież powodem mojego wyjścia z domu nie była chęć obserwowania Eliasa Bletchleya. Powodem była cisza. Ta przejmująca, pełzająca, nienawistna cisza, która zawładnęła mieszkaniem. Nie znosiłem jej. A kiedy Pan Puszek robił wychodne albo spał sobie w kącie, mając totalnie na mnie wywalone, to kończyło się dramatem w moim wnętrzu.
Chwila... czy ja faktycznie miałem tendencje do dramatyzowania?
– A z tą psychiatrią… no cóż. Masz rację. Człowiek chce zrozumieć, co z nim nie tak, a kończy z dyplomem, kotem i pokojem pełnym cudzych wspomnień, które trzeba posegregować alfabetycznie. Moje natomiast leżą gdzieś pod łóżkiem. Z kurzu robią się im płuca – podsumowałem, tak naprawdę rozważając tę dramatyczną część swojej osobowości.
Może faktycznie miałem w sobie coś z tragicznej postaci? Z tym swoim zranionym egiem i poranionym sercem. A jeszcze Cornelius... Czasami doprowadzał mnie do szału, kiedy udawał, że pozjadał wszystkie rozumy  świata. A nie pozjadał. Niestety, kiedy się uparł, nie mogłem z nim wygrać. Co najwyżej tupnąć nogą i obrazić się na resztę dnia.
I czy w naszej paczce to nie ja byłem tym od słuchania, doradzania, od to przejdzie, kochanie? Czyżby Eliasz kradł mi fuchę? Cóż... mimo wszystko postanowiłem się otworzyć. Może byłem zdesperowany? A może to alkohol już mnie zmiękczał od środka?
– Nie jestem pewien... Nie pozbierałem jeszcze tego do kupy, ale orientujesz się, jaki tryb życia prowadzę. Mogę sypiać z kim chcę, pić co chcę, robić co chcę, dmuchać ludziom w ego, a i tak zostaje mi w środku cisza. Może dramatyczna, może poetycka – nie mnie oceniać. Po prostu cicha. Jak po wybuchu, kiedy już kurz opadnie, i orientujesz się, że nikogo nie ma – wyznałem, wzdychając ciężko.
A z tym westchnięciem przyszło i przypomnienie o moich aktualnych, dzielnych towarzyszach na placu boju, zwanym barem – szklanka, papieros. Ruchy niespieszne, jakby mechaniczne. Jakbym chciał w tym wszystkim odnaleźć jakąś rytmiczną medytację. Nie patrzyłem na Eliasa. Próbowałem na półce pełnej alkoholi zobaczyć swoje wnętrze. A może duszę?
– Może tęsknię za Bettany? Choć wiem, że to bardzo zły pomysł. Po prostu... puste mieszkanie mnie frustruje. Paliłem je w wyobraźni, bo w praktyce jest zbyt wygodne, by się go pozbywać. No i mam was za sąsiadów... To pocieszające — zacząłem nawijać, chyba próbując zamazać ten moment uzewnętrznienia się. Jakby się dało wytrzeć go gumką z tablicy. Ale te litery świeciły brokatowo, może bardziej jak neony, wręcz krzyczały do Eliasa: TEN TYP SERIO JEST DRAMA QUEEN. Zwłaszcza kiedy wspomina o byłej.
Cornelius zresztą jasno mi wyperswadował, że to nie była laska dla mnie. Ale jednak... Była?
– No i znowu zrobiło się melancholijnie. Eliaszu, zamówmy koniak albo mnie przytul, zanim zaczniemy recytować poezję o przemijaniu – zawyrokowałem, chcąc nas ochronić przed najgorszym... Czyżby najgorszym, co mogło nas spotkać?
ᴀʟᴄʜᴇᴍɪsᴛ ᴏꜰ ɢʟᴀss
what is the point
in having a mind
if you do not use it
to make judgements
178cm wzrostu; zielone oczy; ciemnobrązowe kręcone włosy; trzydniowy zarost na twarzy; dołeczki w policzkach; lekko przygarbiona postura; chód opieszały, nieco niezgrabny

Elias Bletchley
#18
24.05.2025, 14:29  ✶  
— Oh, rozumiem — odparł Bletchley, kiwając powoli głową. — Wolałbyś usłyszeć, że jesteś jednym z wielu i każdy mierzy się na pewnym etapie życia z podobnymi problemami, więc z czasem i tobie się uda przezwyciężyć trudności codziennej egzystencji. Wybacz. Z przyzwyczajenia wolałem postawić cię na piedestale, żeby nakarmić twoje głodne atencji ego. Na przyszłość zapamiętam, że bywają okresy, kiedy to samo ego bywa na diecie.

Czy próba odwrócenia uwagi Romulusa mogła w tym przypadku jakoś pomóc? Eliaszowi zawsze to pomagało. Im szybciej zaczynał się w coś angażować, tym łatwiej mu było odsunąć na boczny tor swoje własne rozterki związane z osobistymi sprawami, problemami, czy nerwami. To pomagało odzyskać, chociaż minimum kontroli nad tym, co się działo wokół niego. Może nie miał wpływu na własne długi, rosnące odsetki lub problemy z sąsiadami z kamienicy obok, ale mógł zyskać kontrolę nad tym, co robił w tej konkretnej chwili i temu poświęcić uwagę. Na jakiś czas powinno pomóc. Może.

— Trudno uszczęśliwić innych na siłę, nie mówiąc już o samym sobie. A już zwłaszcza trudno zadowolić dorosłego siebie — skomentował z nutką zadumy w głosie. Kiedyś było to o wiele łatwiejsze. Prezent. Zakupy. Wyjazd. Nocne wyjście do klubu. A jednak w pewnym momencie to wszystko mogło człowiekowi zupełnie spowszednieć. — Mam nadzieję, że uda ci się dojść do siebie na własnych warunkach.

I bez Bettany. Nie wiem, czy jest w ogóle warta tego, żeby za nią tęsknić, pomyślał przelotnie Eliasz. Zamiast jednak podzielić się z przyjacielem swoimi słowami krytyki, wydał z siebie tylko ciche mruknięcie, jakby w ten sposób dawał znać, że dalej słucha wywodu Romulusa. Jego opinie na temat Bettany lepiej było pozostawić tam, gdzie były do tej pory: w jednej z wielu zakluczonych szuflad w głowie. Nie przepadał za nią zbytnio, ale z drugiej strony, on ogólnie miał dosyć wybiórczy gust, więc może niechęć ta nie wynikała w stu procentach z charakteru i zachowania Bettany.

— Zacznijmy od koniaku. Potem zobaczymy — odparł zgodnie Eliasz, uśmiechając się przewrotnie. — Kto wie, może nawet dam się odprowadzić do domu aż pod same drzwi.

Czy alkohol był rozwiązaniem na ich bolączki? Raczej nie, ale każdy sobie radził, tak jak potrafił, a w tej chwili było to najłatwiejsze wyjście. Może nie było najwłaściwsze, ale przecież nie doprowadzi ich to na skraj jakiejś wielkiej katastrofy, czyż nie? Najgorsze co może ich spotkać to kac, po którym będą musieli pójść na następny dzień do pracy i udawać, że dalej są w formie. A i to nie byłby zapewne pierwszy raz. Co złego mogłoby się więc stać?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Paracelsus (312), Elias Bletchley (4742), Romulus Potter (3447)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa