• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[08.09.19792] Harlequin vertigo | Jacqueline&Hati&Skoll

[08.09.19792] Harlequin vertigo | Jacqueline&Hati&Skoll
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#1
09.04.2025, 07:26  ✶  
[Obrazek: 95bd34394ef20c5071fe9c8265bdcba0.jpg]
Miłosne historie są jak Harlequin'y
A wszystkie postacie są jak manekiny
Wyrosłem już z tego, a świat z plasteliny
Nie daje kreować się poczuciem winy
Gubię historię jak krople o szybę
Nie da się poznać, które są prawdziwe
Zanim w nie wpadniesz jak w miękkie tkaniny
Chodź ze mną odwiedzić te mroczne krainy

Potrzebował chwili lub dwóch aby pozbierać myśli, które teraz niczym rwąca rzeka przelewały się przez jego umysł.
Krzyki, wrzaski, płomienie i ten pierdolony popiół, który zdawał się być wszędzie. Wszechogarniający chaos i myśli pod których naporem miał wrażenie, że zaczyna wariować, wystukując palcami o jedno z ud, jak gdyby miało mu to pomóc posegregować, ułożyć, rozłożyć, ustabilizować. Co z Aseną? - podjęły myśli, gdy świadomość po raz kolejny przywołała wspomnienie odsłuchanego nie tak dawno komunikatu. Londyn płonie.
Rozbiegany wzrok zatrzymywał się na coraz to kolejnej osobie, jak gdyby szukał znajomych twarzy, imion które krzyczały myśli. Scylla? 
Zerknął na Skolla, krocząc dalej. Nie szczególnie dbał czy jego własny dom spłonie, kupił jeden to i kupi drugi, o ile będzie co kupować - omiótł wzrokiem otoczenie, czując na języku nieprzyjemny posmak. Popiół niczym grudniowy śnieg wirował pchany przez wiatr próbując udusić, tudzież oślepić. Powietrze stało się ciężkie, wrzące i niesamowicie nieprzyjemne. Każdy oddech stawał się frustrująco trudny i nieprzyjemny, pozostawiając cierpi, gorzki posmak.
O Maddoxa nie przyszło mu się za bardzo martwić, ale to z jednego powodu. Zgadywał, że chłopak bawi się wspaniale. Niczym dziecko, gdy przyjeżdża wesołe miasteczko. A może się mylił?
-Cóż... przed nami pojebana noc - mruknął, zastanawiając się przez chwilę czy uniesienie wzroku to aby na pewno dobry pomysł. Starał się nie myśleć, ale gdy tylko odganiał jedną myśl pojawiała się kolejna.
Co z ptaszyną? Loricina zdążyła się gdzieś ewakuować? - zmrużył ślepia. Wysyłanie nawet kruka teraz było bezsensowne, nie dotarłby. Jedyne co by osiągnął to prawdopodobnie pozbawił Matylde życia.
Cieszył się w duchu, że Esme wciąż jest we Włoszech, bezpieczna, z daleka od rozpierdolnika, który miał tu miejsce.
Czy Mulciber zdążył to przewidzieć? - przejechał dłonią po szczęce, krocząc dalej. Bezradność była jedną z rzeczy, których szczerze nienawidził, brak sprawczości wierciła bolesną dziurę w brzuchu.
Czarodziej
Bezużyteczną rzeczą jest uczyć się, lecz nie myśleć, a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się niczego.
165cm | 50kg | szare oczy | długie włosy na granicy ciemnego blondu i jasnego brązu.

Jacqueline Greengrass
#2
10.04.2025, 22:23  ✶  
Przeklinała w duchu, na czym ten świat stoi, że ktoś stwierdził, że najlepszym sposobem na zmuszenie ludzi do zmiany zdania, jest agresja i zaognianie konfliktu. I to w całkiem dosłownym tego słowa znaczeniu, skoro wszędzie dookoła wszystko płonęło, wyrzucając w górę sterty popiołu, sadzy i duszącego, śmierdzącego dymu. Nawet nie chciała się zastanawiać nad tym, co właśnie wdycha i co dokładnie może osiadać na jej ubraniach i skórze. Bo, że ludzie właśnie tracili życie w ogniu, było oczywiste. Miała zamiar kierować się na pokątną, w kierunku dziurawego kotła i przejścia do niemagicznej części Londynu, aby stamtąd skierować się do ministerstwa, które wydawało się najlepszą opcją, żeby cały ten bałagan przeczekać. Tyle że życie miało w głowie inny scenariusz. W zamieszaniu, pomiędzy panikującym tłumem, który czasem porywał ją ze sobą, dymem i popiołem, dezorientującymi i mylącymi kierunki, zaciemniającymi otoczenie, nawet nie zorientowała się, że szła w złą stronę. Nie mówiąc już nawet o tym, że próbując omijać co większe grupy, wydające się nazbyt agresywnie podchodzące czy to do czystokrwistych, czy to do mugolaków, a nawet i po prostu siewców chaosu, którzy wykorzystywali okazję i podpalali wszystko, jak leci, albo atakowali, bądź okradali pobliskie domy i ludzi, bo tak, bo mogli, bo nikt ich w tej całej katastrofie za rękę nie złapie i nie ukarze, zapuściła się poza aleje horyzontalne i właśnie przemierzała nokturn, na który w życiu sama, świadomie by się w normalnych warunkach nie zapuściła. W końcu nawet nokturn przy tych pożarach był całkiem zatłoczony, więc tylko dokładało to do jej zdezorientowania przestrzenią. Poczuła, jak po raz kolejny tej nocy ktoś na nią wpadł, popychając ją w bok. Skrzywiła się, starając się nie wlecieć w płonący budynek obok, ani nie przewrócić. Gdyby upadła, prawdopodobnie byłoby to dla niej wyrokiem co najmniej stratowania, jak nie śmierci.
— Patrz, jak leziesz, idioto! — Podniosła trochę głowę i fuknęła dosyć głośno, wyraźnie już poirytowana tym, że skoro jest drobna i dosyć niska, to ludzie dookoła myśleli, że mogli ją sobie popychać i przestawiać jakkolwiek sobie umyślą. Przez myśl przeszło jej już, żeby zacząć co bardziej upierdliwym transmutować rzeczy w węże, być może wtedy zaczęliby zachowywać się trochę lepiej i daliby jej normalnie się przemieszczać, bez ciągłego popychania w kierunku ognia i niebezpieczeństw.

!Nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
10.04.2025, 22:23  ✶  

To twój szczęśliwy dzień – nic się nie dzieje.

Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#4
21.04.2025, 17:35  ✶  
W całym tym rozgardiaszu, krzykach i hukach, niezwykle ciężko było zebrać myśli. Gdy przeciskali się przez nokturn, chociaż przy ich gabarytach i wzroście było to z pewnością prostsze i mniej upierdliwe, niż dla tych, których los nie obdarzył ani jednym i drugim. Ludzie raczej starali się schodzić im z drogi, chociaż w popłochu i ogólnym ścisku co rusz ktoś przypadkiem na nich wpadał, ocierał się, tudzież uderzał o nich.
Czuł się niczym na jebanym targu w godzinach szczytu, gdy to każdy pchał się po promocje do ulubionego straganu.
Wzrok przeskakiwał żywo z jednej osoby na kolejną, lustrując wzrokiem każdą mijaną osobę, szukając w nich znajomej twarzy.
Wtem i jedna sylwetka przykuła jego uwagę ciut bardziej i przez kolor włosów w pierwszej chwili wziął ją za swoją siostrę. Delikatnie szturchnął brata, chcąc zwrócić jego uwagę, po czym skinął głową. Wolał się zanadto nie odzywać, czując nieprzyjemny posmak popiołu.
A jednak im bliżej byli, tym szybciej docierało do niego, że wcale nie była to Asena - co w pierwszej kolejności zdradzało ubranie kobiety. Zwolnił, mrużąc ślepia - znał ją. Oczywiście, że ją znał. A jednak widok jej na nokturnie był na tyle absurdalny, że nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Czy ona postradała zmysły?
Gdyby Basil to zobaczył... przecież on się w grobie przewraca, widząc co wyczynia ta kobieta.
-porcatroia...- zaklął, ruszając w jej kierunku. Widział jak ta się obraca, wpadając na kogoś, albo raczej gdy ktoś wpadł na nią. Niemal słysząc jej oburzony głos, gdy ten zlewał się z dźwiękami otoczenia. Przyśpieszył kroku.

Na Jacqueline wpadł mężczyzna, który w pierwszej chwili prawdopodobnie zechciałby ją minąć, nie zwracając większej uwagi na panienkę Greengrass, a jednak gdy z jej ust wypadły obelgi, plugawe spojrzenie podziemnego mężczyzny spoczęło na jej delikatnej twarzyczce, na ubraniach, które mimo zamieci popiołu świeciły kimś z dobrego domu, nie z nokturnowskiej meliny.
Mężczyzna wydobył nóż, a uśmiech na jego ustach się poszerzył
-Panienka to chyba się zgubiła - zarechotał. Pożar czy nie, urocze lica Jack nie pasowały do tego miejsca, a śmieć, który nie miał nic do stracenia dostrzegł w niej łatwą ofiarę.
-Jakiś problem? - zagrzmiał głos zza pleców Jacqueline, dobrze znany jej głos, gdy bliźniaki zdawały się wyrosnąć za plecami kobiety.
Hati pochwycił Jack w pasie, cofając ją ku sobie i swojemu bratu, odsuwając od mężczyzny.
-Spierda... - pierw wysyczał, gdy jego oczy osiadły na dwóch sylwetkach znacznie wyższych od Greengrass -l...aaj... - dokończył, tracąc pewność siebie, lustrując bliźniacze twarze.
-Greyback... - mruknął zduszonym głosem, jakoby właśnie zakrztusił się dymem, przeskakując wzrokiem z Hatiego na Skolla. 
-Niepokoi Cię? - Hati przeniósł o wiele łagodniejszy wzrok na Jacqueline. Na szybko oceniając jej stan, a jednak prócz bycia nieco roztrzepaną przez wiatr i opatuloną popiołem, który teraz sypał z nieba niczym śnieg, nie wyglądała jakoby coś jej się stało. Oczywiście, że miał ochotę na nią nafurczeć za ten skrajny brak odpowiedzialności, weszła na jebany nokturn! A jednak w tym momencie musieli pozbyć się jej nowego przyjaciela, nie wzbudzając przy tym zbędnych zamieszek.
Mężczyzna szybko schował nóż
-Ja? niepokoje? Panowie Greyback... ależ... ależ skąd. Panienka... Panienka zgubiła się i ... - zachichotał zmieszany - chciałem... pomóc tylko...
-My chętnie pomożemy Tobie - zerknął w kierunku brata - Prawda, Skoll?
-T-To nie będzie konieczne... - uniósł dłonie, cofając się. Hati gardził tego typu odpadami, odpadami które targają się na bezpieczeństwo kobiet. Jego przekonania na temat traktowania kobiet i dzieci były silne zakorzenione we Włoszech, wśród włoskich braci. Tam były jasne zasady. Kobiet i dzieci się nie ruszało.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#5
27.04.2025, 15:12  ✶  
Popiół na ubraniu, popiół we włosach, popiół w oczach, w ustach, w nosie, w płucach, miał wrażenie, że zaraz wedrze mu się również do głowy. A tam już i tak nie było miejsca.
Szedł u boku brata i rozglądał się czujnie, powoli żując tytoniowy liść. Dopiero co upewnił się, czy różdżka znajduje się tam, gdzie zawsze, w razie gdyby miała być potrzebna. Nie bawił się we wnętrzu w żadne nadzieje, każdą jedną skrupulatnie odrzucał na bok. Chciałby być przygotowany na zły scenariusz, ale to raczej byłoby kłamstwo.
Krzyki ludzi, krzyki zwierząt, wołania o pomoc, groźby i szyderstwa od wszystkich tych, którym zbyt łaskawy los jeszcze nie spalił języków. Okrutna kakofonia płonącego miasta odbijała się po czaszce, robiąc zamęt ze wszystkiego, co zdołał tam ułożyć. Pozostawały tylko pytania. Kto i dlaczego? Kto jeszcze miał równie wiele szczęścia, co i oni, kto właśnie walczył o życie, kto nie musiał już walczyć o nic. Za każdym z tych pytań kryły się konkretne imiona, a śledząc wzrokiem osmalone fasady i walące się dachy, Skoll coraz więcej uwagi poświęcał szczegółom. Podpalenie musiało mieć konkretne cele. Pozostawało pytanie, kogo do nich zaliczono.
— Taa... — odparł, a w jego głosie brzmiało więcej niż niezadowolenie. Powiedziałby, że mogło być gorzej, ale na swój sposób chyba nie mogło. — Powiedz mi coś, czego nie wiem.
Odsunął się gwałtownie z drogi jakiemuś uciekającemu dzieciakowi. Zerknął za nim, a potem na niebo zasnute chmurami i dymem. Na krótki moment Skoll aż się zatrzymał, biegnąc spojrzeniem po mrocznych oczodołach i jadowitym języku.
Nie skomentował tego, a jedynie dogonił Hatiego. To nie było miejsce ani czas na dyskusje, teraz każda sekunda mogła mieć znaczenie.
Jego uwagę i myśli odwrócił Hati, skupił pierw na sobie, a potem na dziewczynie, której sylwetka faktycznie wyglądała podejrzanie. Lekko zmrużył ślepia i również skierował się w tamtą stronę.
To nie była Asena. Zerknął na Hatiego w niemym pytaniu. Jednak nie było czasu na wyjaśnienia, bo sprytna dziewuszka postanowiła wyżyć się słownie na większym od siebie. Westchnął w duchu, a jednak nie zwalniał kroku, wiernie towarzysząc braciszkowi.
Kiedy ten odciągnął dziewczynę, Skoll położył rękę na jej ramieniu, dając znać, by została gdzie jest. Zaraz i podniósł wzrok na szumowinę, by uraczyć go cieniem paskudnego uśmiechu, w sam raz dla kogoś, kto nie przedstawiał dla niego absolutnie żadnej wartości i lepiej, by o tym wiedział.
— Słyszałem podniesiony głos — wtrącił przy pytaniu do dziewczyny, choć on sam nie odrywał drapieżnego spojrzenia od faceta przed nimi. Zaczął się wręcz uroczo tłumaczyć. — I pouczymy. Takie bieganie z nożem jest niebezpieczne — przytaknął, rzucając całkiem szczerą uwagę. — Nie? To dobrze. — Puścił dziewczynę i zrobił krok w stronę śmiecia, który już zaczął śmierdzieć ze strachu. — Lepiej znajdź schronienie, Londyn płonie. — I jeden trup więcej na nikim już nie zrobi wrażenia. To było aż nazbyt widoczne w oczach Skolla.
— J-jasne... pewnie, ma pan rację... — Przełknął nerwowo, ale chyba nie zdobył się na pożegnanie, a tylko jeszcze kilka kroków w tył, nim nie odwrócił się i nie zapuścił w bezpieczny tłum.
Skoll stał spokojnie i odprowadził go spojrzeniem, by w końcu odwrócić się do brata oraz, no właśnie. Podniósł wzrok na Hatiego i z lekka przechylił głowę.
Czarodziej
Bezużyteczną rzeczą jest uczyć się, lecz nie myśleć, a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się niczego.
165cm | 50kg | szare oczy | długie włosy na granicy ciemnego blondu i jasnego brązu.

Jacqueline Greengrass
#6
25.06.2025, 23:57  ✶  
— Panienka to chyba się zgubiła — Usłyszała niezbyt rozgarniętego osiłka, który minutę wcześniej na nią wpadł. Ani przepraszam, ani pocałuj mnie w dupę, od razu przeszedł do linii dialogowej podrzędnego bandyty. Nawet nie zdążyła prychnąć, jedynie jej spojrzenie jasno mówiło, że gdyby nie Hati, zapewne jegomość dostałby piękną wiązankę, być może nawet w kilku językach, a jej ręka już spoczywała swobodnie na różdżce, jakby była gotowa w każdej chwili miotnąć jakieś paskudne zaklęcie. Nie, żeby potrafiła rzucać te naprawdę paskudne zaklęcia, jednak była na tyle kreatywna, żeby coś złośliwego na pewno wymyślić.
— Salve, Hati. — Chcąc nie chcąc, odruchowo, słysząc znajomy głos, przełączyła się na chwilę na włoski. Zaraz jednak, korzystając z zamieszania, po trosze ignorując, że znowu ją ktoś przestawia wbrew jej woli, swobodnie wykonała gest różdżką, wymawiając cicho zaklęcie, które miało zmienić nóż napastnika w gumową kaczuszkę. Jeszcze by się typowi zachciało majtać tym nożem prosto przed jej nosem! Hatiemu również miało się oberwać jej niezadowoleniem, bo przecież ile można znosić, że ktoś ciągle zmienia jej położenie względem ulicy i budynków nie bacząc ani trochę na jej zdanie i to, że może jej się to zupełnie nie podobać. Jasne, pozwoliła się grzecznie pociągnąć do tyłu, jednak jak to przystało na najbardziej złośliwego chochlika z rodu Shafiq, cały ciężar ciała przeniosła na obcas, który przypadkiem trafił na stopę Hatiego. Ot, sam ją przecież pociągnął, jego wina! Przy okazji mogła obserwować nagłą zmianę w zachowaniu bandziora, który w końcu zorientował się, że odsiecz jaka przybyła jej na ratunek, była dosyć wyrośnięta i zdecydowanie silniejsza niż drobna kobieta.
— Zatrważający brak kultury wśród Brytyjczyków? A jakże, to bardzo niepokojące zjawisko. — Sarknęła, bo było oczywiste, że typ się przyczepił jak rzep psiego ogona, zamiast przeprosić za łażenie gorzej niż pijana panda i iść w swoją drogę. Niewychowane to to jakieś, i taki typ się szlajał po alei horyzontalnej! Szkoda, że Jackie dalej nie miała zielonego pojęcia, gdzie zawędrowała w tym całym dymie i chaosie, bo może by lepiej rozumiała swoje położenie. A może po prostu byłaby bardziej dosadna w dawaniu znać, żeby do niej nie podłazić i nie testować dzisiaj jej cierpliwości do bezmózgów. Chociaż, tej nocy kultura wśród czarodziei i tak zanikła, a aleja nie bardzo różniła się od Nokturnu. Gdzie się człowiek nie ruszy, tam zawsze trafi na jakichś szaleńców, próbujących kogoś zabić, albo co najmniej porządnie poranić.
— Nigdzie się nie zgubiłam. — Burknęła głośno, wcinając się w zdanie typowi, bo przecież w jej głowie była dokładnie tam, gdzie chciała. A że to nie do końca faktycznie była prawda, to ona sama nie miała jeszcze pojęcia. Była jeszcze w swojej bańce, święcie przekonana, że doskonale wie, gdzie się znajduje i dokąd się kieruje i typ się rzucał jak pchła na kołnierzu tylko dlatego, że sam miał zły wieczór. Jak cały Londyn. Zerknęła zaciekawiona na klona Hatiego, wygrzebując z pamięci, że rzeczywiście, coś kiedyś słyszała, że Hati ma bliźniaka. Nie miała okazji go wcześniej spotkać, więc teraz próbowała wyłapać między nimi jakieś różnice, żeby być w stanie ich rozróżnić.
— Dobrze widzieć, że jesteś w jednym kawałku pomimo tego całego szaleństwa na ulicach. — Zwróciła się zaraz do Hatiego, bo zakładała, że tym, który ją sobie tak wcześniej dowolnie przestawiał był Hati.
— Jacqueline Greengrass. — Dorzuciła przedstawienie się w kierunku drugiego Greybacka, wyłapując spojrzenie, jakie rzucił bratu i jakby pytające przekręcenie głowy. Mogła się w zasadzie mylić, ale przedstawienie się i tak było wskazane, kiedy nie znała brata Hatiego.

___________________________________________
Rzut na transmutację noża w gumową kaczuchę.
Rzut Z 1d100 - 69
Sukces!
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#7
06.07.2025, 11:23  ✶  
Co tu robiła? To pytanie krążyło po jego głowie i niejak nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Może w popłochu czy zapomnieniu zawędrowała, bądź została zepchnięta przez tłum. A może w swojej złośliwości, czysto kobiecej, postanowiła igrać z samym losem. Nie wiedział. Wiedział natomiast, że nie powinno jej tu być, nawet jeśli ogólna panika pozwalała prześlizgać się po tym miejscu nie zwracając na siebie uwagi tak jak w każdy inny, normalny dzień.
Poczuł to, poczuł jak niby z przypadku, ale z pełną premedytacją i świadomością ta diablica nastąpiła obcasem na jego nogę. Zacisnął zęby, powstrzymując się od większego grymasu wiedząc, że ten niziołek obok tylko na to czeka w swojej małej zemście za przekraczanie granic. Zero wdzięczności. A jednak tak było z kobietami - z nimi źle, ale bez nich.. cóż.. Piekło mężczyzn.
Spojrzał w kierunku napastnika, słuchał wymiany zdań, widział strach w oczach napastnika i to, że cokolwiek zamierzał to zmienił swoje plany.
Na dodatek ta złośnica zamieniła ostatnią deskę ratunku, którą był nóż, w gumową kaczkę. Kącik ust Hatiego drgnął na ten absurdalny widok, mimo że trzeba było przyznać, że było to niebanalne posunięcie.
Niedoszły napastnik zrobił krok w tył, a chwilę później rzucił się do ucieczki, a Greyback nie miał zamiaru go gonić. Spojrzał na Jacqueline.
-Mógłbym powiedzieć to samo - stwierdził, obserwując jak ta przedstawia się jego bratu. Dał temu chwilę nim postanowił się wtrącić
-Postradałaś zmysły aby wchodzić na Nokturn? - skrzyżował ręce na piersi. Jej zmarły mąż pewnie przewraca się w grobie widząc co wyprawia jego małżonka, ale nie mógłby być zdziwionym. Jacqueline miała włoski temperament, jak Giulia. Była pyskata i złośliwa, a jej słowo w dyskusji musi paść jako te ostatnie - Gdzie dzieciaki? - zapytał zaraz, obrzucając spojrzeniem najbliższe otoczenie. Wątpił aby te były razem z nią, nie byłaby wtedy taka spokojna nie mając ich na wyciągnięcie ręki. Nawet podejrzewał, że nie było ich w samym Londynie, chociaż mógł się mylić. Może były gdzieś bezpieczne, chociaż nie był pewien czy jakiekolwiek miejsce można było określić mianem bezpiecznego. W duchu cieszył się, że Esme została jeszcze we Włoszech, że nie zdążyła dojechać, że bezpiecznie siedzi u dziadków dopiero szykując się do wyjazdu.
Zerknął na brata
-to wdowa po Basilu Greengrass- rzucił dla jasności, że panienka Greengrass wcale aż tak obca Skollowi nie była, jak mogło mu się wydawać. Skoll znał jej zmarłego męża z którym przecinał się jeszcze w czasach szkolnych. Piękne czasy. A teraz po kolei idą w piach. Taka to śmieszna sytuacja...
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#8
15.07.2025, 21:15  ✶  
Gumowa kaczka w ręku ulicznego śmiecia to nie do końca było to, co chciał zobaczyć. Zwłaszcza, że ten obrazek zostanie z nim do końca życia. I takie to właśnie było życie, takie rzeczy siedziały w głowie Tego Strasznego Greybacka, a wszystko to wina braciszka bohatera, który albo jakimś sposobem znał wszystkie czarodziejki w okolicy, albo faktycznie nie mógł ścierpieć nękania prawie-bezbronnych. Ale w pewnym stopniu warto było to zobaczyć.
Odsunął się pół kroku, oddając dziewczynie przestrzeń osobistą. Wyłapał jej zaintrygowane spojrzenie, przy okazji poświęcając więcej uwagi nowej twarzy, swoim zwyczajem i przypadłością chłonąc wszystkie jej szczegóły, ale to akurat były te całkiem miłe dla oka.
Zerknął na Hatiego, ale po części uprzedziła go panienka Greengrass.
— Skoll Greyback — odparł głosem Hatiego, a przynajmniej takie pewnie odniosła wrażenie. Kiedyś zawsze bawiły go takie reakcje. Te miny, kiedy niespodziewanie z jednego wilczego szczeniaka robiły się dwa i ciężko było powiedzieć, który jest który. W zasadzie bawiło go to nadal, tylko dziś jakoś nieśmiesznie było wokół.
Przesunął wzrokiem po ludziach przepływających dalej ulicą wraz z dymem i popiołem. Jak pochód umarłych u bram piekła, kiedyś widział taki obraz. Był... intrygujący.
Spojrzał znów na Hatiego, kiedy padło pytanie o dzieciaki, a w jego głowie natychmiast zjawiło się kolejne. Jakie dzieciaki? Czy teraz będą szukać szczeniaków w tym chaosie w nadziei, że nadal żyją i są całe? Odpowiedź przyszła dość szybko.
— Mhm... — mruknął i z lekka kiwnął głową. Tego Basila. To wyjaśniało wiele rzeczy i faktycznie zmieniało nastawienie Skolla ze względnie obojętnego na, można powiedzieć, towarzyskie. Szkoda było Basila, a skoro była dla niego ważna, to jest teraz tak samo ważna jak był on. — Szukasz kogoś? — spytał zaraz, bo jeśli tak, to będzie się tu plątać tak czy inaczej, tu i wszędzie, aż nie znajdzie. Kobiety takie właśnie były.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (9), Hati Greyback (1339), Skoll Greyback (1208), Jacqueline Greengrass (952)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa