Morpheus zgodził się wyraźnie z Brenną pod względem haseł. Musieli podnieść środki bezpieczeństwa, bo w tym momencie bardzo wystawili się na światło dzienne (nocne, płomienne?). Już nawet pomijając zawartość kliszy Henry'ego Lockharta, który działał na ich polecenie, było ich widać. Pierwszy raz Zakon Feniksa było widać, dzielne dziewczyny na miotłach, punkty obronne u Nory i Tessy, ludzie, którzy gasili pożary i pomagali innym, nie po drodze, ale pojawiając się tu i tam całą noc, narażając swoje życia. Ludzie bez mundurów. Ileż ciekawskich oczu zarejestrowało jego obecność na ulicach, gdy był w dwóch osobach? Dwa razy więcej.
— Prawa Czasu zostały spalone od frontu i parteru, ale zdecydowanie część mieszkalna jest w całości, podobnie wygląda to w przypadku mieszkania kuzyna Millie. Warto się temu przyjrzeć — potwierdził Morpheus, niespecjalnie chętny podejmowanemu wątkowi. Przypadek jednak to nie mógł być. Albo mieli takie samo zabezpieczenie, które zareagowało w ten sam sposób albo los pobłogosławił ich protekcją z obu stron. — Prawdopodobnie będę miał okazję współpracy służbowej z panem Dolohovem, mogę się przyjrzeć obsłudze. Poza tym Philomena Mulciber spłonęły jej jedynie kwiatki na balkonie, a myślę, że każdy czytał jej prasę. Tutaj...
Postukał palcem w pergamin i konkretny adres. Wtedy dopiero zauważył czarne od smoły półksiężyce pod nimi, które nie chciały się domyć, pęknięcia na skórze palców od temperatury, które nie zagoją się tak szybko.
— Widziałem na adresówce nazwisko Rowle, ale nie wiem dokładnie, do kogo należy z tej rodziny. Podobna sytuacja. Popiół padał z góry, nie z dołu. — Kamienica należała do Mony Rowle, ale tego nie wiedział Longbottom. Wiedzieli za to, gdzie konkretnie jest jej mieszkanie, wystarczyła więc obserwacja. Rodziny czystokrwiste nie są takie wielkie, można się dowiedzieć tego i owego przez samo czatowanie w odpowiednim miejscu.
— Musimy wziąć pod uwagę, że albo to są sami Śmierciożercy, albo osoby powiązane z nimi emocjonalnie, Płomyczek też nie spłonął, więc pewnie jednak rodzice chcieliby mieć placówkę, aby odstawiać swoje pociechy na czas knowań dla... Sami-Wiecie-Kogo.
Ręka znów zaczęła mu się trząść, więc zacisnął ją na materiale spodni. Przeciągłe, palące ciepło, które rozlało się wzdłuż ramienia, aż po bark i kręgosłup, jakby ciało chciało się przypomnieć każdemu nerwowi, że istnieje, wywołało mrowienie cierpnięcia i niekontrolowane ściskanie przy dwóch palcach. Z synaps unosił się szum, elektryczny, ledwo uchwytny, ale nieustający, jak głos tłumu z drugiej strony drzwi. Ruchy nie były już decyzją, były echem tamtego zaklęcia. Rdzeń kręgowy próbował ustalić porządek, ale sygnały wracały z opóźnieniem, albo nie wracały wcale. Czy będzie mógł nadal tasować karty? Czy wahadełko go wysłucha?
— Około północy, na Horyzontalnej, zostałem zaatakowany. Kobieta, dość słusznej postury, z zielonymi oczami i różdżką z rzeźbionym jakimś liściem. Miała czarne szaty i maskę, tylko taką bardziej domowej roboty, nazwała mnie szlamojebcą, więc prawdopodobnie wiedziała, kim jestem. Mogę udostępnić fragment wspomnienia, żeby zidentyfikować różdżkę. Widać ją bardzo krótko — uprzedził.
Mieli okruchy wiedzy, ale niczym Jaś i Małgosia, musieli za nimi podążyć, zanim zostaną pożarte przez ptaki. Może rzeczywiście powinien zostać Augurem. Niektórzy uważali, że należy dać przejść strachowi i bólowi przez siebie i wtedy pozostanie się na nowo samemu. Zaczynał w to wątpić, bo co, jeżeli zawsze coś pozostawało?